OGŁOSZENIA

UWAGA!
Blog istnieje jako mój śmietniczek. Wylewam na nim wszystkie pomysły które zagnieżdżą mi się w głowie.

NIE realizuje zamówień, chyba, że napiszę wcześniej.
PRZYPOMINAM, że jest to ŚMIETNICZEK.

[06.11.2014]
ślę wirtualnego HUGA do każdego fana, czytelnika, miłośnika, Narutomaniaka, Narutardsa, i SasuSaku shippera! Z podziękowaniami dla wszystkich osób, którzy dzielnie i z zapartym tchem śledzili i trzymali kciuki za swoich ulubionych bohaterów i Naszego Najgłośniejszego ninja numer 1!
Wiele osób się zastanawia czy blog po zakończenia mangi będzie dalej funkcjonował. Ja bez wahania odpowiadam TAK! Tak długo jak mam wenę, tak długo jak mi pozwolicie i tak długo jak istnieją fani Naruto, SasuSaku, Shikatema etc, tak długo ja będę pisać. Będę dalej pisać, i pisać, aż zostanę ostatnim fanem SasuSaku w Polsce, a później na świecie.


[18/04/2020]
Jak się macie moi drodzy czytelnicy ? Czy wam też życie ucieka przez palce, ale wciąż czujecie się dziećmi ?


cr: all credis to the owner, DevinArt, tumblr, Masashi Kishimoto.

Szablon w całości stworzony prze ze mnie.



14 sie 2013

18 - Tajemnica (SasuSaku - Zamówienie)

        Paring: SasuSaku
        M&A: Naruto
        Kategoria: ZAMÓWIENIE - Yuruki, Świat realny, romans, kryminał, Hentai.
        Dozwolone: Od lat 18.
        Uwagi: Moje pierwsze zamówienie i chyba pierwsza tak długa jednopartówka. Chyba niezbyt pokazałam tą kryminalną stronę. Po prostu bardziej się skupiłam na Sakurze niż Sasuke. Mam nadzieje, że chodź trochę spełniłam Twoje oczekiwania, Yuruki. Dziękuję za każdy komentarz. Dodajesz mi siły do pisania.

        
        
        Leniwie otworzyła oczy, ciesząc świat swymi pięknymi, zielonymi źrenicami, które błyszczały się w blasku słońca niczym dwa najpiękniejsze szmaragdy świata. Cicho, wydychając powietrze, przewróciła się na lewy bok, wygodnie wyciągnęła się na łóżku, pozwalając by cienka kołderką odsłoniła kawałek jej ciała. Czuła się cudownie,jakby jakiś Anioł w nią wstąpił.

        W chwili gdy duża wskazówka wskazała dwunastą, w pokoju rozbrzmiał nieznośny dźwięk, który potrafił zniszczyć humor w przeciągu kilku sekund. Sakura, niedbale naciągnęła kołdrę na głowę, znów mocno, zaciskając powieki. Gdy budzik, nie przestał na nią wrzeszczeć, wyciągnęła rękę, i zrzuciła urządzenie na ziemie.  Tak wyglądał jej każdy dzień. Gwałtownie budzona z pięknego snu, wstawała i wolnym krokiem szła to łazienki, gdzie odświeżała ciało chłodnym prysznicem.

        Do pracy nie miała daleko. Piętnaście minut na nogach i pięć tramwajem. Zawsze chodziła pieszo nawet gdy na zewnątrz było minus pięć stopni. Szkoda jej było kasy na bilety, musiała oszczędź na czynsz, jedzenie i wiele innych rzeczy. Wczesna wyprowadzka, studia i własne mieszkanie nie było tanim przedsięwzięciem, musiała zarabiać na siebie, jak każda normalna kobieta.

        Była świeżo po studiach, w prawdzie dostała prace jako lekarz w przychodni, ale póki co nikt nie brał jej na poważnie. W końcu była tylko dwudziestodwuletnią  kobietą, która dzięki niesamowitej inteligencji zdążyła zdać całe pięć lata studiów w przeciągu trzech lat. Była tylko niedoświadczonym, raczkującym człowiekiem, który musi wspiąć się po wysokich schodach na sam szczyt.

        - Okej Sakura! Na pewno przeszłaś wiele testów psychologicznych. Czytałaś mnóstwo książek i słyszałaś o szczególnych przypadkach które wymagają, zimnej krwi, i godzin ciężkiej pracy - powiedział jej opiekun.
        - Ależ oczywiście!
        - To dobrze. Dziś będziesz brała udział w bardzo poważnej operacji. Przywieziono do nas młodego chłopaka, który ledwo co uszedł z życiem, z wypadku samochodowego. Ma popękaną kość ciemieniową, trzy żebra złamane z czego jedno zdążyło przebić płuco, do tego lekko zmiażdżona lewa noga. Kość udowa prawdopodobnie pękła w dwóch miejscach. Nie muszę wspominać o krwotoku i wstrząsu mózgu. To będzie twoja pierwsza asysta przy tak poważnej operacji. Liczę, że za tą ładną buzią kryje się talent i powołanie! - powiedziała ostro Shizune, która z pełną powagą spoglądała w jej zielone oczy.
        - Zrobię wszystko co w mojej mocy, by pomóc temu chłopakowi! - niemal zasalutowała.
        - To właśnie chciałam usłyszeć. Przygotuj się, masz piętnaście minut. Ten chłopak zaraz tu będzie!

        Sakura weszła do pomieszczenia dla personelu. Przebrała się w specjalny strój, starannie związała włosy, kilka razy odkaziła dłonie, za nim włożyła białe rękawiczki i maskę na usta. Tuż przed wejściem na sale poczuła ucisk w żołądku. To była jej pierwsza poważna operacja w której miała uczestniczyć. Faktycznie wcześniej przeszła wiele testów, oglądała zdjęcia, filmy i dużo rozmawiała z profesjonalnymi, doświadczonymi lekarzami, ale nic nie było wstanie jej wytłumaczyć uczucia, które jej towarzyszyło gdy na sale wjechały nosze, a na nich pacjent. Skrzyp gumowych kółek dudniał jej w głowie, główny lekarz wydał jakieś rozkazy. Gdy zorientowała się, że kazano jej stanąć naprzeciwko, pośpiesznie to zrobiła.
        Przełknęła głośno ślinę, gdy nacięto skórę tuż pod mostkiem.
        - Nie odwracaj wzroku nowa! Musisz być silna, utrzymuj zimną krew! - poleciła jej Shizune, która szczypcami, sprawdzała jaki jest dokładny stan rany.
        - Tak jest! - powiedziała energicznie.



        Westchnęła głośno i długo, gdy operacja dobiegła końca. Niczym worek ziemniaków upadła na fotel, ocierając spocone czoło dłonią. Po mimo, że kilka godzin stała, podając te i inne narzędzia, nie czuła się zmęczona. Była szczęśliwa, że jej pierwsza asysta przebiegła w miarę dobrze. Chłopak przeżył, a to było najważniejsze.
        Za nim wyszła na korytarz napiła się zimnej wody, która niczym wodospad, ukoiła jej rozgrzane ciało.

        Z uśmiechem na ustach patrzyła się, jak blond włosy chłopak wyjeżdża z sali operacyjnej. Jego wyraz twarzy był w końcu spokojny. Nie krzyczał z bólu jak kilka godzin temu. Spokojnie oddychał, zdrowymi płucami.
        - Co z nim?! - spytał zdenerwowany mężczyzna, który na widok swojego przyjaciela zerwał się na proste nogi. W przeciwieństwie do poszkodowanego, był ubrany bardzo schludnie. Czarny garnitur, biała koszulka, oczywiście niedopięta, włosy w lekkim nieładzie i czyściutkie czarne buty. Wyglądał nie nagannie, jak milion dolarów. Jedynym minusem, była jego przerażona mina, oczy wypełnione strachem i żalem, oraz wydęte usta, które powinny się uśmiechać, i razić blaskiem.
        - Niestety nie jest pan z rodziny, nie możemy udzielić żadnych informacji, po za tym, że pacjent przeżył - powiedziała chłodno Shizune, kierując podwładnych w stronę windy.
        - On nie ma rodziny, jestem jego najbliższym przyjacielem! Mam prawo wiedzieć jak się czuje, i jak wygląda sytuacja! - powiedział pewnym, chłodnym tonem, który przeszył całe jej ciało.
        - Pacjent teraz potrzebuje spokoju. Przeżył bardzo ciężką operacje. Nadal nie mamy pewności, czy mówi pan prawdę - jej kamienna twarz nawet nie drgnęła. Spokojnie i z gracją wcisnęła guzik od windy. - Sakura! - zawołała nagle, odwracając się do dziewczyny - Proszę cię sprawdź czy ten chłopak faktycznie nie ma rodziny. Jeśli mówi prawdę, powiedź mu tylko niezbędne informacje. Ja muszę jeszcze dopilnować kilku rzeczy! - rozkazała, nie czekając na odpowiedź weszła, do windy.


        - Proszę za mną - powiedziała cicho.
        Mężczyzna spojrzał na nią niepewnie. Nie miał pewności, czy go aby przypadkiem nie chcą wykiwać. Mogli by przecież powiedź, że idą do jakiegoś biura, a tak na prawdę by go wyprowadzili z budynku i zakazali wstępu. Szybko pokręcił przecząco głową. Zbęształ się w duchu za tą głupią wyobraźnie. Przecież to nie był jakiś film komediowy, a prawdziwe życie.

        Spojrzał jeszcze raz na kobietę, od której biło dobro i szczerość. Jedno spojrzenie wystarczyło, by jej zaufał. Podążał za jej plecami, wpatrując się w niesamowite różowe włosy, które przypominały jedwab.
        - Po proszę o dane tego pacjenta - odezwała się miękkim głosem, siadając za laptopem.
        - Naruto Uzumaki, dwadzieścia trzy lata, mieszka w Konoha, nie ma rodziców, został sierotą w bardzo młodym wieku - wyrecytował.
        - Dobrze - opowiedziała spokojnie. - Poproszę teraz o pana dane.
        - Po co?
        - Muszę sprawdzić czy posiadamy jakieś informacje o panu w bazie danych.
        - Sasuke Uchiha, dwadzieścia trzy lata - mruknął cicho.
       Sakura przytaknęła. Nawet nie spojrzała na niego. Cały czas wpatrywała się w ekran, klikając w klawiaturę. Ten jednostajny dźwięk, przyprawiał go o zawrót głowy. Martwił się o Naruto jak o nikogo, chciał jak najszybciej dowiedzieć się co się z nim dzieje. Oparł się niecierpliwie o blat biurka. Każde uderzenie o klawisz, przypominało mu tykający zegar. Czas wydawał się dłużyć w nieskończoność. Strasznie nie lubił szpitali. Czuł się tu wyobcowany. Wszystkie krzyki, płacze, i majaczenie ludzi w około sprawiało, że czuł gęsią skórkę.
        - Długo jeszcze? - spytał jak najuprzejmiej potrafił.
        - Przepraszam, że to tak długo zajęło. Faktycznie mówi pan prawdę.
        - Oczywiście, mogliśmy zaoszczędzić ten czas i od razu, przejść do sedna - powiedział lekko obrażony, idąc za panią doktor, do gabinetu na drugim piętrze.

        Gabinet był nie duży, ale za to bardzo przytulny i schludny. Żółte karteczki na ścianie, przyklejone w równiutkich rzędach. Długopisy ułożone, każdy obok siebie. Segregatory poukładane kolorystycznie, a wszelkie dokumenty tworzyły trzy kupki. Od najważniejszych do tych mniej pilnych.
        - Także chciałbym się teraz dowiedzieć co z moim przyjacielem - przypomniał - Pani Shizune chyba nie chce mnie dłużej trzymać w niepewności.
        - Mam na imię Sakura Haruno, pani doktor Shizune, to da która cię odprawiła na korytarzu. To jej gabinet, ja tylko jestem pod jej skrzydłami - wyjaśniła, uśmiechając się radośnie. Odwróciła wzrok, gdy zauważyła małe zakłopotanie na jego twarzy. Na ruchomym krześle, przysunęła się do drukarki, z której wyciągnęła białą kartkę.
        - Tak więc Pan Naruto Uzumaki. Był przypadkową ofiarą wypadku samochodowego. Miał złamane trzy żebra z czego, jedno przebiło płuca, złamaną kość udową oraz popękaną kość ciemieniową. Na szczęście, operacja przebiegła pomyślnie. Płuco udało nam się uratować, nogę nastawiliśmy. Trzeba czekać, aż tkanka się prawidłowo zrośnie, oraz dbać, żeby kość ciemieniowa się regenerowała.  Lekki wstrząs mózgu, na szczęście kilka tygodni będzie musiał spędzić w szpitalu, więc szybko dojdzie do siebie - wyjaśniła, odkładając kartkę do teczki z napisem "Naruto Uzumaki"

        Sasuke westchnął z ulgą. Upadł na oparcie jakby zrzucono z jego barków co najmniej sto kilo.
        - Pan przyjaciel jest niesamowicie silny. Stracił tyle krwi, a cały czas był pół przytomny. Daliśmy mu tyle morfiny, a on nadal, majaczał przez sen. Wole życia to on ma za dziesięciu, i wierzę, że szybko dojdzie do siebie nawet po takich obrażeniach - zapewniła go z uśmiechem.

        Cieplej mu się zrobiło na sercu, gdy patrzył na jej lśniącą twarz i błyszczące oczy. Miał ochotę pobiedź do Naruto i sprawdzić czy, aby przypadkiem się nie obudził, ale wiedział, że na pewno śpi i będzie jeszcze spał przez kilka dni. Chciał tu siedzieć i patrzeć się na nią. Czuł się spokojniej gdy ona tu była.
        - Jeśli to tyle to może pan iść pod salę numer 34B, na czwartym piętrze, lewe skrzydło. Pan Uzumaki na pewno się jeszcze nie obudził, ale zawsze możesz popatrzeć przez okno jak oddycha. Zazwyczaj tyle wystarczy, by poczuć się lepiej - poleciła mu.
        - Akurat widok śpiącego Naruto nie należy do najprzyjemniejszych, ale masz racje. Chce zobaczyć na własne oczy, że żyje i oddycha. Dziękuję. - powiedział opanowanym tonem, ściskając jej dłoń. Ten krótki dotyk  był niczym muśniecie motyla. Delikatna mała, ręka, która idealnie mieściła się w jego dłoni.



        Usiadła na schodach, chłodząc czoło puszką zimnej coli. Cała t operacja nadal była świeża w jej umyśle. Nie miała ochoty nic jeść. Cały czas czuła zapach krwi, przed oczami miała widok, złamanych kości, oraz ich odłamków które było trzeba wyciągnąć z najmniejszych zakamarków mięśni, i narządów. Oparła głowę o ścianę. Te wspomnienia szybko przeszły do momentu gdy doktor Shizune odłożyła ostatni skalpel na tace. Jej krótki oddech był zwieńczeniem wszystkiego. Oczy błyszczały radością i szczęściem. Nigdy nie zapomni, gdy kazała jej zaszyć klatkę piersiową, a sama przeszła do pomieszczenia obok, gdzie wykrzyczała "Uratowaliśmy go! Uratowaliśmy"

        Jej umysł powędrował jeszcze dalej. Zamkniętymi oczami, wróciła do momentu z przed godziny. Do chwili gdy wyszła na korytarz i spojrzała na tego chłopaka. Od początku biła od niego silna aura. Słyszała, wręcz czuła jak z jego piersi wydobyło się jej imię. Ten chłodny, niski, poważny ton, który rozpalał jej myśli. Jej wyobraźnia wybiegła daleko w przyszłość i teraz czuła jego oddech na sobie, zapach drogiej wody kolońskiej, i bliskość ciała. Niechętnie otworzyła oczy, gdzie marzenia się kończyły. Jej przerwa powoli się kończyła, musiała wracać na swoją zmianę.
        - Już myślałem, że zasnęłaś - usłyszała nagle. To był ten niski, poważny, wibrujący głos, który sprawił, że musiała złapać się poręczy, żeby nie ześlizgnąć się na niższy stopień.
        - Jak się tu znalazłeś? - spytała, przestraszona.
        - Nijak. Byłem u Naruto. Wygląda okropnie, ale cieszę się żyje. Gdyby coś mu się poważniejszego stało nie wybaczył bym sobie. Już teraz mam do siebie wyrzuty - jego poważna twarz nagle posmutniała. Sasuke spuścił wzrok, wbijając spojrzenie w czubki butów.
        - Przecież to nie twoja wina, że tamto auto wjechała w niego.
        - Ta... - odpowiedział szeptem - Chciałam znaleźć się w jakimś zacisznym miejscu, żeby pomyśleć dlatego tu zszedłem. Schody to takie dziwne miejsce. Gdy jesteś w szkole i czujesz się dobity życiem siadasz w podziemiach na schodach i ukrywasz się, a jak się czujesz wesołym i szczęśliwym, siadasz na schodach przed szkołą i obserwujesz piękny świat  - zaśmiał się.
        - Zgaduje, że czujesz się smutny, skoro zszedłeś na pierwsze piętro.
        - Trochę... - wyszeptał zmęczony - Możesz mi chwile potowarzyszyć? - spytał, układając głowę na jej kolanach. Był to tak niespodziewany obrót sprawy, że nawet nie zdążyła zareagować. Zdusiła w sobie pisknięcie, które nasilało się z każdą sekundą.
        - Zaraz kończy mi się przerwa - szepnęła zawstydzona. Zaciskała kurczowo palce na białym fartuchu, pilnując by serce nie uciekło z jej piersi.
        - Pięć minut - rzekł.


        10 sekund
        9 sekund
        8 sekund
        7 sekund
        6 sekund
        5 sekund
        4 sekundy
        3 sekundy
        2 sekundy
        1 sekunda

        Skończyła odliczać. Te kilka minut wydawały się ciągnąć w nieskończoność. Wraz z ostatnią sekundą, Sasuke podniósł się. Zaczesał włosy palcami i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
        - Tu nie wolno palić - zauważyło surowo.
        - Wiem, wyjdę na zewnątrz - wyjaśnił.
        - W takim razie ja już wracam do pracy - pośpiesznie wstała.
        - Czekaj - zawołał za nią, łapiąc za nadgarstek - Dziękuję.

        Jego wibrujący niski głos, przeszył każdą jej tkankę, każdą komórkę, każdy możliwy zmysł. Z bijącym sercem i krótkim oddechem weszła do pokoju dla personelu. Spojrzała na swoich kolegów, którzy wpatrywali się w nią jak w ducha.
        - Biegłam po schodach na górę - wyjaśniła z sztucznym uśmiechem, gdy spojrzenia rozeszły się po kątach, spojrzała na dłonie. Uderzyła się w czoło, przypominając sobie, że zostawiła puszkę coli na schodach.





        Z lekkim uśmiechem rzucił niedopałek do kanału. Nie palił zbyt często, tylko wtedy gdy sytuacja tego wymagała. Ostatni raz spojrzał na otwartą paczkę. Siedem papierosów. Tylko tyle mu zostało od rana. Ostatnio całą paczkę wypalił kilka lat temu, gdy zaliczał egzamin licealne. Schował papierosy do kieszeni. Z cynicznym uśmiechem przyłożył puszkę coli do ust. Za nim upił łyk powąchał ją. Poczuł pomadkę wiśniową.
        - Na sto procent sakura* - szepnął, gdy puszka została opróżniona do ostatniej kropelki, wyrzucił ją szpanersko do kosza, który stał kilka metrów dalej





        - Sakuraaa! - zawołał donośny, głośny, głos, który słyszała codziennie od kilku dni, kilka razy dziennie.
        - Co tym razem? - spytała zmęczona, lekko nieuprzejmym tonem.
        - Poprawiłabyś mi poduszkę? - jego szczenięce oczka i przesłodzony ton, sprawiły, że zachciało jej się wymiotować.
        - Przestaniesz już denerwować panią doktór? I w ogóle od kiedy wy jesteście na ty? - do pokoju wszedł Sasuke. Jak zawsze modnie i stylowo ubrany.
        - Sasuke nie spodziewałem się ciebie.
        - Jestem twoim przyjacielem to chyba normalne, że cię przyszedłem odwiedzić - prychnął.
        - Ta w ciągu ostatnich dziesięciu dni, byłeś tu z cztery razy. Też im przyjaciel, pfff. To już Sakura widuje mnie częściej niż ty tu w ogóle byłeś.
        - Przepraszam za to. Jak pewnie zauważyłaś to jeszcze niedojrzały głupek.
        - Nie ma sprawy. W końcu to nasz pacjent musimy o niego dbać - powiedziała uprzejmie - To ja już będę zmykać. Nie wołaj mnie przy tak głupiej potrzebie, od tego masz pielęgniarki - skarciła go.
        - Idę po coś do picia więc cię odprowadzę - rzekł spokojnie, wychodząc za nią. Nawet się nie odwrócił gdy Naruto krzyknął coś o męskiej lojalności, za  bardzo stęsknił się za widokiem Sakury.



        Na skrzydło lekarskie dotarli w dość szybkim czasie.  Ledwo zdążyli powiedzieć sobie co robili w ostatnim czasie, a już na pół piętrze przywitała ich Shizune, która uprzejmie, ale z nutką sarkazmu przypomniała Sakurze o jej zmianie.
        - Tak, tak - mówiła, gdy jej opiekunka zniknęła w windzie. - No cóż miło było cię znów spotkać.Widzę, że faktycznie jesteś zajęty.  Nie często cię widuje.
        - Praca jako pani doktor też jest bardzo czasochłonna. Miałem nadzieje, że będziemy mogli się spotkać gdzieś po za tą instytucją
        - Coś mam wrażenie, że będzie trudno nam dopasować terminy - zaśmiała się, chcąc ukryć zażenowanie. Nie znała go za dobrze. Widziała go trzeci raz w życiu. Nigdy nie udało im się porozmawiać dłużej, zawsze coś jej stawało na drodze. Myśl, że mogli by się spotkać po pracy, sprawiała, że czuła motylki w brzuchu.
        - W takim razie proszę mi powiedzieć kiedy ma pani wolny czas pani Doktor Haruno - powiedział uwodzicielsko, opierając się ścianę. W tej pozycji z jedną ręką w kieszeni wyglądał na wyluzowanego człowieka, który wie czego chce.
        - Jutro mam ostatnią zmianę, więc cały poniedziałek i wtorek mam wolny.
        - Idealnie. Tak więc poniedziałek, jest jakieś miejsce w które chciałabyś iść?
        - Nie szczególnie.
        - W takim razie spotkajmy się tutaj, później pójdziemy gdzieś - podał jej wizytówkę. Na ułamek sekund ich dłonie dotknęły się. Prąd elektryczny przeszedł ich ciała, tworząc wielką falę euforii.



        W zwiewnej, letniej, kremowej sukience stała przed wejściem do Hotelu przed którym mieli się spotkać. Sakura jeszcze raz spojrzała na wizytówkę którą dostała dwa dni temu. Dokładnie sprawdziła adres, z wielkim zdziwieniem stwierdziła, że stoi we właściwym miejscu. Przed wyjściem sądziła, że wygląda ładnie. Długo szukała ładnej, i nie drogiej kreacji, która by pasowała na to spotkanie. Teraz gdy spoglądała na wszystkich wychodzących ludzi, chciała zapaść się pod ziemie. Kobiety ubrane były w drogie, błyszczące suknie, które widziała w najdroższych sklepach. Buty które nosiły, były droższe niż wypłata za trzy miesiące. Sam Hotel wyglądał jak nie z tej ziemi. Wysoki na piętnaście pięter. Drzwi obrotowe, odsłaniały, piękny, bogaty, hol, który widziała już z daleka. Wielki zegar który wisiał nad recepcją wskazywał wpół do piętnastej. Stała tu już pół godziny, a Sasuke nadal nie było. Nerwowo, tupiąc czarnym obcasem zastanawiała się czy nie wejść tam i nie spytać się o chłopaka. Skoro tam pracował na pewno, musieli go znać. Gdy po kolejnych trzydziestu minutach sytuacja, nie zmieniła się, wolnym krokiem udała się do recepcji.

        Czerwono włosa kobieta, która tam stała, ubrana była w małą czarną. Spoglądała na nią  spod okularów. Był to wzrok pełen niechęci i pogardy. Jakby ostrzegała ją, że to nie hotel dla takich ludzi jak ona. Im bliżej była tym dokładniej widziała jakie dodatki. Naszyjnik z pereł do kompletu miała kolczyki, które pięknie kontrastowały z jej kolorem włosów. Paznokcie idealnie wymalowane na czerwono, które pasowały do czerwonych, pełnych ust. Teraz gdy stała przed nią, czuła strach. Miała wrażenie, że dzieli ją jakaś przepaść. Jakby znalazła się obcym miejscu. Ludzie którzy stawali obok i prosi o klucze, rozsiewali zapach bogactwa.
        - W czym mogę służyć - powiedziała z udawaną uprzejmością.
        - C...chciałam się spytać czy jest może pan Sasuke Uchiha - spytała niepewnie.
        - Jest, a w jakim celu chce go pani widzieć? - jej ton głosu, był tak groźny i twardy, jakby miała ją zaraz rozszarpać.
        - B..byliśmy umówieni. Miał się ze mną spotkać godzinę temu.
        - Doprawdy? - spytała z niedowierzaniem, unosząc jedną brew. Jej wzrok zmienił się. Był badawczy i ostrożny, jakby nie chciała przegapić żadnego ruchu.
        - Tak, czy mogę się z nim spotkać? Jest tu gdzieś?
        - Proszę chwilę poczekać. - oznajmiła oschle. Podeszła do telefony stacjonarnego, wykręcając jakiś numer. - Dzień dobry, panie dyrektorze jakaś kobieta do pana twierdzi, że była umówiona na spotkanie z panem - powiedziała uprzejmie, wręcz radośnie. - Tak, rozumiem. Oczywiście, do widzenia - odłożyła słuchawkę na miejsce. Na wysokich szpilach wróciła na miejsce.
        - Kiba! - zawołała ostro, do mężczyzny który przechodził obok. Jak każdy miał na sobie drogi garnitur, buty sportowe które wyjątkowo mu pasowały, granatową koszulę i czarny krawat. Jego wesoła i radosna twarz, pochmurniała gdy został zawołany.
        - Tak?
        - Zaprowadź tą panią do naszego dyrektora - poprosiła niemiło, wysyłając sztuczny uśmiech.
        Mężczyzna odpowiedział jej tym samym. Ruchem ręki nakazał Sakurze iść za nim.


        Długim korytarzem udali się w kierunku windy. Wysiedli na czternastym piętrze. Jak by się wydawało nie było to ostanie piętro. Na końcu korytarza znajdowały się schody, które prowadziły na piętnaste piętro, poświęcone dla pracowników. Całą drogę zastanawiała się czy, aby przypadkiem się nie pomylili. Czemu wszyscy mówili do Sasuke per dyrektor? Naruto faktycznie wspominał, że pracuje w hotelu, ale czy każdy pracownik miał tu jakąś rangę. Może był kimś specjalnym? W końcu to by tłumaczyło czemu ma tyle roboty i zawsze jest ta elegancko ubrany. Gdy stanęli przed wielkimi dębowymi drzwiami zadrżała.
        - Dyrektor Sasuke Uchiha.... - przeczytała cicho, czując jak wielka gula podchodzi jej pod gardło. Miała ochotę uciec. Nie czuła się tak wspaniale jak rano. Myślała, że spotkają się przed tym wielkim hotelem pójdą na jakiś spacer, może coś zjedzą. Nie sądziła, że będzie musiała tu wejść, rozmawiać z tymi ludźmi i jeszcze wejść do jakiegoś gabinetu.
        - Nie bój się. Skoro się znacie nie ma problemu - powiedział pogodnie chłopak, pukając do drzwi. - Siema! - zawołał, wchodząc pierwszy.
        - Kiba? - powiedział zdziwiony, podnosząc wzrok z nad papierów, które stertami stały na biurku.
        - Ta pani do ciebie - rzekł, odsłaniając Sakure, która stałą z tyłu, chowając rumieniec.
        - Sakura! O kurde, która godzina? Zapomniałem! - skarcił się, uderzając z otwartej dłoni w czoło.
        - N..nic nie szkodzi.
        - To ja was zostawiam i wracam do pracy! - oznajmił Kiba, zamykając za sobą drzwi.
        - N...nie mówiłeś, że jesteś dyrektorem "Kyuubi" - wyszeptała. Nagle cała jej pewność siebie zniknęła gdzieś. Ulotniła się w jeden sekundzie. Stojąc w tym pięknym pokoju czuła się jak jakiś insekt, który burzy równowagę.
        - Nigdy nie pytałaś jaką mam pracę i co robię - zauważył, pochodząc bliżej.
        - Przepraszam...po prostu czuję się trochę nie swojo. Mam wrażenie, że to jakieś dwa różne światy.
        - Daj mi sekundę - poprosił, znikając za drzwiami.


        Sakura podeszłą do jego biurka. Opuszkami palców dotknęła tabliczki, z jego imieniem i nazwiskiem. Delikatne drewno, sprawiało wrażenie jakby było co najmniej dumne, że może reprezentować sobą tą osobę. Wszędzie panował porządek, nie licząc kilku kartek, które walały się po biurku. Srebrne pióra stały ułożone w równym rzędzie, teczki tak samo jak u Shizune ułożone od najważniejszych do tych mniej ważnych. Wszystko było jak z jakieś reklamy mebli, czy mieszkań.
        - Gotowy! - zawołał, wychodząc z łazienki.

        Szykowny i drogi garnitur zamienił na zwykłe spodnie jeansowe, bluzę z kapturem i trampki, które byłe znoszone i brudne. Ani trochę nie przypominał dyrektora. Mimo to jego aura nadal pozostała silna i świecąca.
        - Nie wstydź się. Nie jestem jakąś tam szychą, nic ci nie zrobię - pociągnął ją za rękę.

        Za nim wyszli powiedział sekretarce, że dziś nie wróci, i żeby nie dzwoniła do niego. Blond włosa kobieta wyglądała na bardzo miłą i sumienną osobę. Od razu, wyciągnęła z małej torebki telefon i odwołała wszystkie spotkania na ten dzień.

        - Nie musiałeś odwoływać wszystkich spotkań. Przykro mi, że przeszkodziłam ci w pracy - powiedziała cicho, gdy już usiedli w parku na ławce.
        - Z głupiałaś? Cieszę się, że weszłaś i spytałaś się o mnie. Szczerze to miałeś dziś urwanie głowy i totalnie zapomniałem, że byliśmy umówieni na piętnastą. Więc przestań się zamartwiać.
        - Po prostu głupio mi. Nie znamy się za dobrze.
        - Dlatego tu jesteśmy, bo chce cię poznać lepiej.
        - Mogłeś przynajmniej wspomnieć, żebym ubrała się jakoś lepiej. Dziwnie się czułam.
        - Przecież ładnie wyglądasz. Proszę cię. Chciałbym ten dzień spędzić jak każdy chłopak, który spędza randkę z dziewczyną. Niech to będzie najzwyklejszy dzień - poprosił, uśmiechając się delikatnie.


        Po krótkim spacerze, poszli do małej kawiarni gdzie Sakura zmówiła sobie deser, a Sasuke z racji, że nie lubi słodyczy samą kawę. Długo rozmawiali o zwykłych rzeczach. Wypytywali się o swoje ulubione rzeczy, opowiadali sobie historię za czasów licealnych. Nim nastał zmierzch, szli w stronę mieszkania Sakury, trzymając się za ręce.
        - Więc jak udało ci się zdobyć tak wysoką pozycję? Jesteś jeszcze młody, zaledwie rok  starszy, a już zostałeś dyrektorem. Jesteś geniuszem?
        - Nie zupełnie. Fakt jestem geniuszem, ale jestem też właścicielem Hoteli "Kyuubi", Naruto jest moim wspólnikiem - wyjaśnił spokojnie. Gdy zadała mu pytanie o rodziców, mimowolnie mocniej zacisnął uścisk. Jego wyraz twarz na ułamek sekundy posmutniał.
        - Moi rodzice również zmarli dawno temu - powiedział ściszonym tonem. 
        - P..przepraszam. Nie powinnam pytać, moja wina.
        - W porządku. Skąd niby miałaś widzieć. To tutaj tak? - spytał, stając przed klatką schodową.
        - Tak, dziękuję, że mnie odprowadziłeś. Zaprosiłabym cię do siebie, ale mam niesamowity bałagan.
        - Nie przeszkadza mi to - powiedział pośpiesznie.
        - Naprawdę, bałagan to mało powiedziane.
        - Naprawdę nie przeszkadza mi to. Nie chce się jeszcze  z tobą żegnać - przyznał się, obejmując jej drugą dłoń. Była to idealna scena do pocałunku. Wręcz czuła jego usta na swoich. Gdy spoglądała mu oczy zastanawiała się o czym myśli i co czuje.
        - N..no dobrze.


        Mieszkanie Sakury, nie było duże. Jeden pokój i salon otwarty na kuchnię. Łazienka była mała, ale bardzo przytulna. Jak wcześniej wspomniała bałagan widać było już przy drzwiach. Buty niedbale poukładane, książki biologiczne, anatomiczne i inne leżały w każdym miejscu. Ubrania porozrzucane po całej podłodze, i nie zmyte naczynia.
        - Mówiłam... - przypomniała mu zawstydzona. Szybkim ruchem zgarnęła wszystkie rzeczy i wrzuciła do składzika, naczynia pośpiesznie włożyła do zmywarki, dbając by nie zapomnieć o żadnej rzeczy. Rzadko używała tego urządzenia. Pochłaniała za dużo wody i energii, wolała myć ręcznie. Do dwóch czystych szklanek nalała sok pomarańczowy.

        - Widzę że dług przygotowywałaś się na nasze spotkanie - zaśmiał się, przeglądając magazyn z fryzurami i makijażem.
        - Hej nie dotykaj cudzych rzeczy! - fuknęła, wyrywając mu gazetę, którą również rzuciła do składzika.
        - Jestem trochę zmęczony - ziewnął szeroko, opierając się o ramię dziewczyny.
        - Wiedziałam, dlatego chciałam żebyś już wracał, a nie siedział niepotrzebnie u mnie. Pewnie jutro masz dużo roboty. Te wszystkie spotkania i w ogóle.
        - Nie chce wracać do siebie. Wole posiedzieć u ciebie - ziewnął ponownie.
        - Przecież jesteś tu pierwszy raz. Jestem pewna, że jesteś przyzwyczajony to większych i nowocześniejszych mieszkań.
        - Przestań mówić jakbym był jakimś rozpuszczonym dzieckiem - mruknął.
        - Połóż się porządnie, a nie - rozkazała, kładąc jego głowę na swoich kolanach. Znów poczuła to dziwne uczucie jak wtedy na schodach. Świat wokół niej wirował, motylki w brzuchu szalały po całym ciele, trafiając do najmniejszym zakamarków.
        - Mogę tu zanocować? - spytał na wpół senny.
        - Jeśli chcesz - szepnęła, głaskając go.


        W nocy zamiast spać, obserwowała go. Nadal trudno jej było uwierzyć, że po pierwszej randce zaprosiła mężczyznę do sypialni, nie ważne jak dwuznacznie by to brzmiało. Jego zmęczona twarz po kilku godzinach snu, wydala się rozluźniona i spokojna. Oddychał spokojnie, otulając ją ciepłym oddechem. Jego dłonie byłe chłodne, ale gdy obejmował ją w tali, miała wrażenie, że te miejsca które dotyka płoną. Cały pokój wypełniał się odgłosami Sasuke i jej bijącym sercem. Dziwiła się w ogóle, że mieszczą się na jednoosobowym łóżku. Wprawdzie wcześniej gdy miała kontakt z mężczyznami nigdy o tym myślała. Faceci przychodzili i odchodzili za nim zdążyła dojść do jakichkolwiek refleksji. Sasuke był wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną. Co najmniej o głowę wyższy od niej. Nie znała go za dobrze, ale odkąd go zobaczyła od razu coś w niej drgnęło. Dziś tak na prawdę był jedyny dzień gdy dowiedziała się czegoś o nim. Wcześniej gdy odwiedzał Naruto wydawał się zamknięty na ludzi. Zawsze miał poważna minę i trochę oziębłą postawę. Dziś poznała go trochę lepiej, i nie miała dość. Chciała wiedzieć wszystko, co tylko może.




        Ich związek szybko przeszedł na wyższy poziom. Z czasem oboje dowiedzieli się jak uparci potrafią być w związku. Z każdym spotkaniem poznawali się bardziej i lepiej. Zaczynali się rozumieć i trudno im było żyć bez siebie.
        - Nie zamieszkajmy u mnie!
        - Twoje mieszkanie jest za małe dla nas obojga!
        - Wcześniej mówiłeś, że ci to nie przeszkadza! - fuknęła. Od kilku dni sprzeczali się nad przeprowadzka. Sakura, która lubiła swoje przytulne mieszkania, wolała zostać tu gdzie mieszka.
        - Pozwól mi chociaż dokupić kilka rzeczy.
        - Po co?
        - Bo mnie na to stać!
        - Zabrzmiało jakby mnie nie było! - krzyknęła, czując jak nowa fala agresji się w niej zbiera.
        - Wiesz o co ci chodzi. Nie rozumiem czemu tak nie lubisz jak kupuje ci prezenty - mruknął, opadając na łóżko.
        - Nie miałabym nic przeciwko gdyby to były jakieś kwiaty czy czekoladki, a nie jakieś suknie za milion jenów, biżuteria, która jest droższa niż to mieszkanie i buty w których nie potrafię chodzić.
        - Dostałaś przecież ode mnie kwiaty.
        - Mówię o małym skromnym bukiecie, anie olbrzym stosie róż, który ledwo mieści się w drzwiach i ledwo co da się go unieść!
        - Czy jest coś złego w tym, że chce cię trochę po rozpieszczać?
        - Odkąd zrobiłeś się taki opiekuńczy? Z tego co pamiętam to Naruto mówił, że zawsze mało cię obchodzili ludzie, byłeś, chłodny, zimny i arogancki! - wyrzuciła mu również, siadając na łóżko - Nie ma nic prezentom. Na prawdę, ale nie chce żebyś niepotrzebnie się wykosztowywał. Zwłaszcza, że ja nigdy nie daje ci nic w zamian. Fakt jestem lekarzem, ale moja kariera dopiero się zaczyna. Nie zarabiam jeszcze na tyle by móc kupić coś oszałamiającego, więc nie chce czuć się jak jakiś pasożyt. Po za tym niczego i nikogo prócz ciebie nie potrzebuje, więc proszę przestań i zacznij oszczędzać, a jak masz za dużo kasy to przeznaczaj je na fundacje - szepnęła, dotykając jego policzka.
        - To jest nie fair. To jest emocjonalny szantaż - mruknął. Odwrócił się do Sakury i pocałował ją. Już wtedy wiedziała, że wygrała tą bitwę.
        - Jeśli tak bardzo chcesz żebym się do ciebie przeprowadziła to przestań kupować te wszystkie rzeczy - poprosiła.
        - Jeśli taki jest warunek to w porządku. I wiedź, że nikogo prócz ciebie nie chce. Więc nawet nie wydawaj swoich pieniędzy na jakieś tam prezenty dla mnie. Wole żebyś wydawała ją na swoją bieliznę czy coś - mruknął, przegryzając jej płatek ucha. Przycisnął ją do łóżka swoim ciałem. Zbyt szybo poddawał się jej urokowi. Gdy jej długo nie widział, to pragnął ją całym sobą. Tak jak teraz. Nie dawno wrócił z podróży i pierwsze co, to musieli się pokłócić o taką błahostkę jak wspólne mieszkanie. Rozpinając jej spodnie, i wodząc rękami po jej brzuchu, namiętnie całował jej szyje i dekolt.
        - Chociaż jak już zamieszkamy razem nie będę miał nic przeciwko jak będziesz chodzić naga - wyszeptał, gdy oboje nadzy przywarli do siebie.

        Z początku czuła zawstydzenie, gdy mówił takie rzeczy, gdy ją dotykał i całował. Dokładnie pamięta ich pierwszy raz gdy podczas wieczornego seansu filmowego, narodziła się miedzy nimi taka namiętność i pożądanie, że długo, długo się kochali nim w końcu zdążyli się sobą tyle nasycić by iść spać, a parę godzin później wstać do pracy. Gdy tak jak teraz ssał jej sutki to wsuwała swoje palce w jego włosy i krzyczała w niebo głosy. Nigdy nie była świadoma swoich odgłosów. Każdy jęk, westchnienie i krzyk, wydobywała się z jej piersi nie świadomie. Dopiero później Sasuke jej uświadamiał jak bardzo władały nią emocje. Zaciskała mocno palce na pościeli, gdy wchodził w nią. Zawsze się nią bawił, najpierw penetrował ją palcem, później językiem, następnie dzielił się z nią swoim smakiem, a na samym końcu, wchodził w nią, w przeróżnych pozycjach. Gdy ona traciła siły, to on brał górę. Poruszał się jednostajnym ruchem, który zawsze doprowadzał ją do szału. Często się zdarzało, że w końcowych momentach, ściskała jego pośladki, gotowa przyjąć na siebie każdą falę rozkoszy. Jak już przyjemnie ciepło rozchodziło się w jej ciele, mlaski ustawały, skrzypienie łóżka również, a głośne oddechy, stawały się równomierne i spokojniejsze.
        - Kochem cię Sakura - szeptał na koniec, całując ją.
        - Jeszcze nie wychodź - poprosiła, przytulając się do niego. Lubiła jego ciężar na sobie. Nie był, aż tak ciężki jak mogło się wydawać. Obejmowała go mocno przy okazji, bawiąc się jego włosami. Gdy już dochodziła do siebie, niechętnie pozwalała Sasuke by wyszedł z niej. Wyrzucał zużyte prezerwatywy do kosza i wracał do niej, gdzie oboje ukrywali się swoich objęciach.



        Tak jak spodziewała się. Tydzień później Sasuke kupił całkowicie nowe mieszkanie na przedmieściach, tak żeby oboje mieli blisko do pracy. Z początku myślała że mieszkanie które dzielił z Naruto im wystarczy, a sam Naruto wyprowadzi się. W końcu nie raz po ich nocnych igraszkach oznajmiał, że znajdzie sobie nowe mieszkanie. Cieszyła się, że tego nie zrobił. To była mniejsza niż jego stare. Dwa pokoje, duży salon, również otwarty na jasną, nowoczesną kuchnię, dwie łazienki, jedna dla gości, druga osobista w ich sypialni, która była może dwa razy większa niż jej malutki stary pokoik. Łóżko było duże i wygodne, kilka szafek, półki, wielki obraz Konohy, który wisiał nad drzwiami i okno, które wpuszczało dużo światła i świeże powietrze. Największym problemem stanowił tajemniczy pokój, do którego wchodziło się przez łazienkę. Była to wielka garderoba, podzielona na dwie części. W tej mniejszej wisiały męskie ubrania, stały tam buty na każdą okazję po kilka par, krawaty idealnie zwinięte, leżały w komodzie, która stała na środku, obok, kanapy. W drugiej części były damskie ubrania. W każdym rzędzie wisiały kreacje na inną okazję. W pierwszej suknie wieczorowe, w drugiej zwykłe zwiewne, w trzeciej koszule, gorsety i inne. T shirty poskładane w idealną kostkę leżały wielkiej szafie, tuż obok jeansów i spodenek. O dziwo każde ubranie było w jej rozmiarze. Nawet buty! Nigdy w życiu nie widziała na oczy tyle butów. Szpilki, pół buty, sandały, baleriny, trampki, a nawet buty, które nie wyglądały jak buty. Od samego stania w tym miejscu czuła jak kręci jej się w głowie. Było tu więcej ubrań niż w każdym sklepie!


        - Co jest z tą naburmuszoną miną? - spytał Sasuke, który w tym czasie zdążył wyłożyć swoje książki i niezbędne rzeczy na półki.
        - Ta garderoba...chyba oszalałeś? Zwróć te ubrania natychmiast do sklepu! - rozkazała, z groźną miną.
        - Chciałbym, ale to Ino je kupiła.
        - Czemu twoja sekretarka miała by kupować ubrania? Żarty sobie stroisz?!
        - No cóż. Nie tak to planowałem, ale miał to być prezent dla ciebie z okazji zaręczyn - zaśmiał się, wyciągając z torby czerwone pudełeczko.
        - Zaręczyny, jakie zaręczyny? Nikt się przecież nie zaręczył! - fuknęła.
        Dopiero po kilku minutach doszedł do niej sens tych słów. Wcześniej była przytłoczona tym wszystkim, zwłaszcza tą garderobą, więc gdy Sasuke uklęk przed nią jedynie co potrafiła zrobić, to zasłonić twarz dłonią.
        - Hejj, ja wiem, że to nie jest zbyt romantyczny moment, ale to twoja wina! Więc teraz mi się tu nie mazgaj tylko wysłuchaj, jak żałośnie ci się oświadczam! - zażądał.
        - Kyaaa! - pisnęła, rzucając się na niego. Oboje upadli na ziemie.
        - Jeszcze nie zadałem ci pytania - mruknął.
        - Więc zadaj je teraz.
        - Chce widzieć twoją twarz.
        Sakura wsparła się rękami po bokach. Jej różowe pasma włosów, muskały twarz Sasuke, który wyglądał na dziwnie spokojnego.
        - Teraz widzisz!
        - Nie podoba mi się ta pozycja, to ja powinienem dominować - zauważył, po czym jednym zwinnym ruchem, przewalił ją plecy. - Sakura Haruno, czy zostaniesz moją żoną?

        Niski, wibrujący głos, wiercił jej się w głowę i odbijał echem od jednej ściany do drugiej niczym jakaś piłka kauczukowa. Kochała jego głos, jego zimne ręce, czarne oczy których nigdy nie potrafiła rozgryźć i ten kpiący wyraz twarzy. Chodzili ze sobą kilka miesięcy, a kochała go całym sercem, dusza i umysłem. Wariowała przy nim, i gdyby mogła umrzeć z nadmiaru uczucia to by już dawno gryzła piasek.
        - Tak, zawsze, kiedy tylko będziesz chciał! - wyszeptała, całując go namiętnie. To uczucie, które zawsze władało ich ciałami znów się odezwało. Nim pierścionek został włożony na prawidłowy palec, oboje turlali się na nowym łóżku, chłonąc się jak gąbki.




        Tej nocy obudził ją dźwięk komórki. To nie był ten dzwonek który zazwyczaj słyszała gdy ktoś dzwonił do Sasuke. Zmęczona dopiero co po skończonym stosunku, odwróciła się leniwie na prawy bok. Jasne światło przedzierało się od spotu drzwi do łazienki. Nie słyszała o czym rozmawia Sasuke, ale wyraźnie słyszała jego zły ton głosu.
        - Sasuke co się stało? - spytała, wchodząc do łazienki.
        - Masz tydzień, by to wszystko sprzedać! - warknął, wręcz syknął do telefonu. Pierwszy raz słyszała by jego głos był przepełniony taką złością i agresją. - Sakura, proszę poczekaj w sypialni - rozkazał bardziej niż poprosił. Nie wiedząc o co chodzi wróciła do łóżka. Wmawiała sobie, że jest zmęczona więc wszystko odczuwała dwa razy bardziej zwłaszcza dźwięki, więc w rzeczywistości Sasuke nie krzyczał na nikogo. Długo walczyła z snem za nim ukochany do niej wrócił.
        - Co się stało? - spytała.
        - Nic Naruto znów nakupił jakiś dziwnych rzeczy. Kazałem mu wszystko sprzedać - wyjaśnił, przytulając się do niej. W tym uścisku było coś dziwnego. Przyciągnął ją do siebie tak delikatnie, i tak szczelnie okrył ich ciało kołdrą jakby chciał ją schować przed czymś złym.
        - Znów? - ziewnęła. Faktycznie Sasuke i Naruto często odzywali się do siebie w ten sposób. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Oboje odziedziczyli Hotele ich rodziców, oboje byli właścicielami Kyuubi i oboje wiedzieli co to strata bliskich i samotne dorastanie. Fakt, że wyzywali się, przeklinali na siebie i krzyczeli było tylko dziwną formą wyrażania swoich uczuć.



        Gdy rano obudziła się Sasuke nie było obok. Był dopiero wczesny ranek, zaledwie szósta rano, zważając na to, że zasnęli koło trzeciej, nie zbyt mogła uwierzyć, że Sasuke tak wcześnie zebrał się do pracy. Sama była wciąż zmęczona. Wczorajsze emocje były tak silne, że całkowicie zapomniała zadzwonić do najbliższych. Za nim zadzwoniła do przyjaciół i rodziny położyła się spać. Wstała dopiero o dziesiątej, nie miała dziś zmiany, więc spokojnie mogła poleniuchować w nowym mieszkaniu.
        - Halo mamo? - powiedziała do słuchawki.
        - Sakura! Co tak rzadko dzwonisz? Co u ciebie? Jak praca?
        - Wybacz mam mało czasu, w pracy dobrze. Daje rade, spełniam się w końcu zawsze chciałam pomagać ludziom.
        - To się cieszę. Kiedy nas odwiedzisz? Tak dawno się nie widziałyśmy, twój ojciec również by się ucieszył. Przydałoby się byś nas w końcu zapoznała z tym Sasuke!
        - Tak, tak. Właśnie dla tego dzwonie - powiedziała poważnie.
        - C się stało? Zerwaliście?!
        - Niee, Sasuke...On im się wczoraj oświadczył - wydusiła z siebie. W jednej chwili poczuła jak rumieniec bezkarnie wkrada jej się na twarz. To była naturalna rzecz. Ludzie chodzą ze sobą, zakochują się, a gdy kochają się na tyle by spędzić ze sobą całe życie, zostają narzeczonymi, a później małżonkami. Czy nie całe pół roku związku jest wstanie pokazać jak bardzo się kochają oni? Czy przez te sześć miesięcy zdążyli poznać się na tyle by być pewnym, że chcą być razem całe życie?
        - Tak szybko?! - wrzasnęła.
        - Dziękuje, że się cieszysz... - mruknęła.
        - Cieszę się! Cieszę! Gratulacje skarbie, gratulacje! Ojcze chodź tu szybko! Nasza córka się żeni! Sakura się żeni!
        - Mamo spokojnie...
        - Halo Sakura? Tu twój tatuś. Kim jest ten człowiek? Szybko przyjeżdżaj tu! Muszę go poznać inaczej nie wyrażę zgody na to małżeństwo! Co ty za bzdury wygadujesz?! Oddaj mi szybko tą słuchawkę. Halo, Sakura? Nie słuchaj ojca! Szybko przejeżdżaj, chce jak najszybciej poznać Sasuke!
        - Dobrze mamo, postaramy się do ciebie przyjść jak najszybciej. Na razie kończę zaraz idę do pracy - skłamała.
        - Dobrze skarbie. Bardzo się cieszę! Gratulacje! Jestem z ciebie taka dumna!
        - Tak, tak. Pa, kocham was - po tych słowach wcisnęła czerwoną słuchawkę.

        Jako przyszła pani Uchiha postanowiła złożyć małą wizytę w pracy Sasuke. Zazwyczaj nie lubiła tam przychodzić. Czuła się jak wyrzutek, ale teraz gdy miała tą piękną szafę postanowiła raz na jakiś czas założyć coś ładnego. W końcu wybrała zwykłą, obcisłą, zieloną sukienkę, z małym dekoltem, do tego wybrała czarne buty na małym obcasie i niedużą torbę do której włożyła portfel, komórkę i kluczę.

        Wchodząc do Kyuubego, czuła się świetnie. Ludzie patrzyli na jej najmodniejszą kreacje, komentowali, jak dobrze wygląda i zachwycali się dodatkami w postaci małego łańcuszka w kształcie motyla. Podchodząc do kasy widziała ten wzrok. Wzrok Karin pełen zdziwienia, wręcz powstrzymywała się od otworzenia ust. Nakładając maskę chłodu, poprawiła okulary, i przywitała się miło, tylko nieliczni potrafili dostrzec nutkę fałszerstwa w tym sztucznym śmiechu i miłym tonie.
        - Dzień dobry - opowiedziała równie miło. Nie musiała się pytać o drogę. Dobrze wiedziała gdzie miała iść. Wiedziała również, że z rana Sasuke zazwyczaj nie  miał spotkań, więc z spokojną głowa szła w stronę gabinetu narzeczonego.


        - Ino dzień dobry! - zawołała radośnie na widok swojej koleżanki. Obie bardzo się do siebie zbliżyły. Często gdy Sasuke spał, ona odbierała jej telefony, a później przekazywała wiadomości. Dzięki temu chodź trochę obciążała Sasuke z jego ciężkiej pracy.
        - Sakura witaj, pięknie wyglądasz!
        - Dziękuję to twoja zasługa! Na prawdę nie musiałaś wybierać tych wszystkich rzeczy.
        - Ależ nie ma za co! To była przyjemność. Tyle pięknych rzeczy widziałam, że nie mogłam się powstrzymać! Na prawdę pięknie wyglądasz! - oznajmiła szczerze, uśmiechając się.
        - Dziękuję. Jest może Sasuke?
        - Sasuke? Nie. Dzwonił w nocy, że nie będzie go cały dzień. Nic ci nie mówił?
        - W nocy?Kiedy?
        - Koło trzeciej.
        - A...Nie wiesz gdzie jest?
        - Nie mam pojęcia.
        - Dziękuje w takim razie. Do zobaczenia.
        - Czekaj pokaż mi najpierw ten pierścionek! - zawołała Ino, wybiegając za biurka. Zawsze była pod wrażeniem tej umiejętności. Nawet w piętnastu centymetrowych szpilach Ino potrafiła całkiem zgrabnie biegać.

        Położyła swoją dłoń na dłoni dziewczyny. Sama dopiero teraz mu się przyglądnęła. Szmaragd, był prawie identycznego koloru co jej oczy, może trochę mniej żywy i błyszczący. Był w kształcie serca, otoczony mniejszymi diamencikami, które tworzyły piękną ramkę.
        - Przepiękny! - zawołała zachwycona, nie mogąc oderwać wzroku od tego klejnotu.
        - Nawet nie chce wiedzieć ile wydał pieniędzy na to.
        - Nie powinnaś się tym zamartwiać. Wiesz, że Sasuke zarabia dużo. A nawet bardzo dużo! Do tego sam na siebie nie wydaje zbyt dużo pieniędzy, czuje całkowitą satysfakcje, mogąc wydać je na ciebie. Wtedy jest szczęśliwy.

        Sama nigdy o tym nie myślała. Wprawdzie wiedziała, że Sasuke dużo zarabia, ale nigdy nie zastanawiała się ile. Nawet teraz nie potrafiła wymyślić przybliżonej sumy jego wypłaty. Do tego nie raz widziała jak Sasuke po domu chodzi w starych spodniach dresowych, a na ich wspólne spacery zakłada stare trampki. Faktycznie nie wydawał na siebie za dużo. Miał dwa sportowe auta, piękne mieszkanie wyposażone w wszystko co trzeba. Pełną garderobę, pełną lodówkę, zegarki. Nie potrzebował niczego w przeciwieństwie do niej. Tak na prawdę ona sama nie potrzebowała niczego. Również lubiła swoje wyblakłe podkoszulki, stare adidasy, i podarte jeansy.


        Gdy wróciła do domu upadła na łóżka. Jej myśli krążyły wokół słów Ino. Kiedy zdążył do niej zadzwonić? Gdzie teraz jest? Czemu tak wcześnie wyszedł? Może Naruto kupił coś naprawdę zbędnego do tego w wielkich ilościach, i teraz pomaga mu się tego pozbyć? Tak bardzo chciała wiedzieć gdzie jest i z kim. Zastanawiając się nad tym zauważyła, że Sasuke zazwyczaj nie mówił dużo o swojej pracy. W prawdzie dowiedziała się, że jego rodzice i rodzice Naruto byli przyjaciółmi, że wspólnie założyli sieć hoteli. Wiedziała również, że zostali zamordowani gdy Sasuke miał siedem lat, po ukończeniu liceum jego starszy brat wyjechał do innego kraju, gdzie pilnował Hotelu Kyuubi. W końcu mieli hotele nie tylko w Konoha. W wspomnieniach szukała innych dziwnych rzeczy. Kilka razu w nocy słyszała jak Sasuke rozmawia z kimś przez telefon, często nie zwracała na to uwagi, lub myślała, że Ino, przez chwilę nawet myślała, że łączy ich coś, ale szybko się dowiedziała, że Ino ma swojego chłopaka, a Sasuke nie jest nią zainteresowany. Zmęczona tymi "śledztwem" zasnęła.


        Obudziła późnym popołudniem, gdy Sasuke wślizgnął się pod kołderkę. Czuć od niego było pot, zauważyła nawet, że nie był w garniturze, a w zwykłych jeansach i podkoszulku.
        - Gdzie byłeś? - spytała ostrożnie. Nie chciała wyjść na zazdrosną dziewczynę, która wypytuje o każdy szczegół.
        - U Naruto, głupek chyba zakochał się w twojej przyjaciółce i wykupił ogród botaniczny żeby jej zaimponować.
        - W Hinacie? - powiedziała zdziwiona. Faktycznie zapoznała ich któregoś dnia, ale nie sądziła, że Naruto może się w niej zakochać.
        - Taaa, cały dzień lataliśmy i załatwialiśmy papiery, żeby anulować tą transakcję. Do tego jest tak gorąco myślałem, że się ugotuje - wyjaśnił, przytulając ją do siebie.
        - Faktycznie dureń - zaśmiała się. Po chichu westchnęła. Wszystko by się zgadzało. Jest spocony, bo jest gorąco. Naruto faktycznie kupił ten ogród botaniczny, a Sasuke zrezygnował z pracy, bo musiał mu pomóc. W tym momencie poczuła się głupio, że zwątpiła w niego.
        - Gdzie idziesz?
        - Zrobić nam coś do jedzenia. Prześpij się jak skończę to cie obudzę - szepnęła, całując go w policzek.


        Pełna życia zabrała się za obiad. Podczas gdy zupa jarzynowa gotowała się, kurczak dusił, a sałatka chłodziła się lodówce postanowiła, że zrobi pranie. Podczas przeglądania ubrań, usłyszała dzwonek z wczorajszej nocy. Wyciągnęła bluzę Sasuke, którą zostawił na sofie gdy wchodził do mieszkaniu. Nim zdążyła wyciągnąć komórkę z kieszeni, dzwonek ucichł. Uważnie spojrzała na czarną komórkę którą widziała pierwszy raz w życiu. Przez chwilę zastanawiała się czy, aby jej chłopak nie zmienił telefonu, ale szybko wyrzuciła ta opcję do kosza. Przecież wczoraj rano jeszcze dzwoniła z jego starej komórki do Hinaty. Spojrzała na wyświetlacz. Przy nieodebranym połączeniu przeczytała "Kieł". Zaśmiała się pod nosem, bo była to dziwna nazwa kontaktu. Z ciekawości weszła w spis. Przez chwilę nie dowierzała.
        - Agraf, Amator, Biały, Blacha,  Dziura, Igła,  Lewy, Łysy, Mózg, Szybki, Twardy, Rozpruwacz, Naruto, Kiba, Karin - przeczytała kilka kontaktów, które przewijały się przez długą listę. To ostanie szczególnie ją zadziwiło. Czemu w tej dziwnej komórce, były same ksywki, to tego takie które przyprawiały ją o gęsią skórkę. Czemu znajdowała się tu Karin i Kiba. Wcześniej nie raz przeglądała jego komórkę i nigdy w życiu nie natrafiła się na jakikolwiek kontakt, który był w tym spisie. Spanikowana schowała telefon to spodni i rzuciła na dno kosza. Słysząc kroki, udawała, że wrzuca pranie do bębna.
        - Sakura! - zawołał któryś raz.
        - Sasuke? Tutaj jestem, w łazience! - zawołała.
        - Nie widziałaś mojej bluzy? Zostawiłem na kanapie.
        - Czekaj - powiedziała naturalnie, przeglądając kosz - O tą ci chodzi? - spytała, wyciągając czarną bluzę, którą wcześniej trzymała.
        - O tak, Naruto zostawił w niej komórkę dzwonił właśnie z domowego - wyjaśnił, biorąc ubranie do ręki. Szybko zmacał lewą kieszenie, gdy wyczuł w niej telefon westchnął. - A tak w ogóle to pięknie pachnie! - oznajmił rozmarzony, całując ją w policzek.
        - Tylko to nastawie i będę podawać! - mówiła jak naturalniej potrafiła, starając się ukryć drżące ręce.
        - Ja to mogę zrobić. Kurczak już jest chyba gotowy, więc tylko wyłożę talerze. Nie musisz przecież wszystkiego sama robić - zauważył lekko obrażony.


        - Trzy nakrycia?
        - Mówiłem, że Naruto wpadnie po komórkę - oznajmił.
        - A faktycznie - zaśmiała się, chcąc ukryć zażenowanie.


        Ślub miał odbyć się za dwa miesiące, pod koniec sierpnia. Oboje chcieli spędzić miesiąc miodowy we wrześniu, gdy upały nie będą, aż takie wielkie. Dobrze zdawała sobie sprawę, że ich miesiąc miodowy tak na prawdę będzie tylko tygodniem miodowym. Nie mogła zostawić szpital na tak długo, Sasuke również. Po miesiącu od tej dziwnej akcji z telefonem, Sakura zaczęła uważniej się przyglądać ukochanemu. Kilka razy zdarzyło mi się rozmawiać w środku nocy w łazience, czasami budziła się nad ranem, a jego nie było obok. Gdy później wracał do domu zmęczony, pytała się gdzie tak wcześnie wyszedł i co robi. Denerwowało ją, że zawsze miał wymówki i alibi. Wszystko co mówił okazywało się prawdą. Mimo to nadal coś jej nie grało.


        Dzień przed ceremonią ślubną dziewczyny wyprawiły jej wspaniały wieczór panieński. Nigdy tak dobrze się nie bawiła wśród pół nagich mężczyzn, alkohol przyswajała dziwnie szybko, a wtedy nie było żadnego tematu tabu. Ona i jej przyjaciółki rozmawiały o wszystkim. Na pierwszy ogień poszedł związek Naruto i Hinaty. Ino, która bardzo się z nimi zaprzyjaźniła wypytywała o najintymniejsze rzeczy.
        - W Hotelu zawsze jest głośny i pełny energii jestem ciekawa czy w łóżku również taki jest.
        - Ino - szepnęła zawstydzona Hinata.
        - No co? Jesteśmy tu same, pijane i ciekawe. Nic stąd nie wyjdzie.
        - W sumie to sama jestem ciekawe. Jak to z nim jest z łóżku? Krzyczy? Szybko dochodzi, czy wręcz odwrotnie? - pytała dalej Sakura, nie poprzestając na drinkach.
        - Sakura! No cóż....zdarza mu się głośno zachowywać. Rożnie z nim jest. Czasami kochamy się całą noc, a czami wystarczy mu kilka ruchów. To chyba zależy od dnia, humoru i energii - wyjawiła zawstydzona.
        - Hahaha cały Naruto! - zawołała Ino, wnosząc toast.


        Za nim wszystkie wróciły do domu dopilnowały by każda z nich wytrzeźwiała. Dużo jadły, odstawiły alkohol, i piły wodę oraz soki. Często wychodziły na zewnątrz by się przewietrzyć. Sakura do mieszkania dotarła nad ranem. Sasuke nadal nie było. On również miał swój wieczór kawalerski. Z takimi przyjaciółmi była pewna, że leżą gdzieś pod stołem i zgonują. Gdy świeża i pachnąca wyszła z pod prysznica Sasuke leżał już na łóżku.
        - Sasuke wykąp się - budziła go.
        - Wykąp się ze mną - mruknął zmęczony, naciągając poduszkę na głowę.
        - Ja się już umyłam. No już szybko! Śmierdzisz!
        Na to stwierdzenie podniósł się. Groźnym wzrokiem spojrzał na dziewczynę i siłą pociągnął do łazienki.
        - Wolisz pod prysznic czy w wannie? - spytał sarkastycznie.
        - Chciałabym iść spać - mruknęła kapryśnie.
        - Wykąpmy się razem - poprosił miękkim głosem, przytulając ją do siebie. Jej skóra pachniała płynem pod prysznic. Miękka, delikatna jak pergamin, blada jak mleko. Całował jej skórę jak jakiś skarb.
        -  D..dobrze więc - zgodziła się, delikatnie i ostrożnie, pozwalając się pociągnąć do kabiny prysznicowej.



        Z samego wesela Sakura nie zapmiętała zbyt wiele. Od rana miała milion spraw na głowie, czuła jak motylki rozszarpują jej wnętrzności, byle tylko uciec z jej ciała, i dać odrobine spokoju. Nie potrafiła też określić swojego stanu. Była szczęśliwa i to bardzo, miała wrażenie, że jest w bajce, w jakimś niekończącym się śnie, który może w każdej chwili się skończyć. Gdy stała przed lustrem i oglądała się w sukni ślubnej, nie mogła uwierzyć, że na prawdę wychodzi za mąż. Niedawno skończyła dwadzieścia dwa lata. Miała prace którą kocha, pomagała ludziom, wspaniałych przyjaciół, rodzinę i cudownego chłopaka, z którym była prawie rok. Czas tak szybko miał, a ona wydawała się stać w miejscu.

        Rano gdy obudziła się obok Sasuke nie czuła się jak dzień wcześniej. Tego ranka, czułą się pełnoprawną Panią Uchiha, która budzi się obok swojego męża. Wszystko co robiła było dla niej bardzo naturalne. Posprzątała ubrania które tworzyły ścieżke od ich pokoju, aż do drzwi, nastawiła wodę na kawę, przygotowała pożywne śniadanie, a gdy pachnąca stanęła nad mężem delikatnym pocałunek obudziła go, wyszeptując delikatne:
        - Dzień dobry mój mężu, śniadanie na pana czeka.
        Sasuke zamruczał cicho w poduszkę, przewracając się przodem do żony. Jej zielone oczy błyszczały w promieniach słonecznych. Z samego rana wydała się niczym anioł zesłany z nieba.
        - Już wstaję - odpowiedział senny.


        Za nim jej ukochany wyszedł z pod prysznica, Sakura stała chwile przy oknie w kuchni. Miała wrażenie, że granatowe auto, które stało po drugiej stronie ulicy jest jej dziwnie znane. Jakby już wcześniej widziała je kilka razy.  Gdy na sekundę odwróciła się, by spojrzeć na Sasuke który w bokserkach paradował przed nią, a później odwróciła się z powrotem do okna auta nie była. Chwile mrugała z niedowierzeniem, wychylając głowę.
        - Co robisz? - spytał lekko rozbawiony.
        - M...miałam wrażenie...przysięgłabym, że jeszcze sekundę temu widziałam tam granatowe auto.  Miałam wrażenie, że osoba która tam siedziała obserwowała nasze mieszkanie - wyjaśniła, nie mogąc oderwać oczu od miejsca w którym stało owe auto.
        - Pewnie ci się przewidziało, zamknij okno zimno mi - powiedział spokojnie, odciągając żonę. Za nim zamknął okno, niebezpiecznym wzrokiem spojrzał na granatowe auto, które przeniosło się pod sklep spożywczy, chowając się za wielkim drzewem wiśni.



        Usiadła zmęczona w fotelu, dziękując niebiosom, że udało jej się uratować to małe dziecko, które dwie godziny temu zostało przywiezione na jej odział. Minęło osiem miesięcy odkąd wstąpiła w związek małżeński. Jej życie nie zmieniło się jakoś diametralnie. Czuła się raczej jak na jakieś paraboli. W pracy szybko dostała awans. Im więcej asystowała przy operacjach tym większe doświadczenie zbierała, aż w końcu uznano, że jest na tyle gotowa by sama mogła prowadzić operacje. W Hotelu u męża starała się pokazywać raz na jakiś. W końcu weszła w całkowicie inny świat, musiała pojawiać się na różnych bankietach, sprawdzać czy mąż dobrze sobie radzi, poprawić krawat i pilnować, by wszystko szło zwykłym rytmem. Ich osobiste relacje tylko się pogłębiły. Kochali się jeszcze bardziej, potrzebowali się tak bardzo, że jak Sasuke wyjeżdżał na dłużej, prawie usychali z tęsknoty. Coraz częściej rozmawiali o powiększeniu rodziny, a odkąd Sakura zaczęła więcej zarabiać, pozwalała sobie od czasu do czasu na małe SPA, nową sukienkę czy drogie czekoladki. Oczywiście to były plusy, gdy linia na osi niebezpiecznie spadała w dół, w ich życie wchodziły kłótnie. Sasuke coraz częściej znikał w nocy, coraz częściej budziły ją noce rozmowy męża. Teraz robił to na tyle dyskretnie, że odkręcał kurek z wodą, a sam chował się w ich garderobie. Raz czy dwa razy widziała tą dziwną komórkę którą znalazła w jego bluzie.

        Któreś jesiennej nocy, Sasuke wrócił do domu o piątej nad ranem. Jak zwykle zmęczony zrzucił w przedpokoju buty, bluzę, spodnie, a później wsunął się pod kołderkę, zapominając o tym, że wynaleziono coś takiego jak łazienka, wanna, i mydło.
        - Śmierdzisz alkoholem - mruknęła, odsuwając się od niego. Za każdym razem pachniał inaczej. Raz trunkami, raz perfumami damskimi i męski, raz jedzeniem, a raz wyczuła od niego nawet samar samochodowy oraz benzynę.
        - To przez to, że Naruto i Kiba znów wyciągnęli mnie na piwo - usprawiedliwił się, sennym głosem.
        - Co to są za kluby, że wracasz tak późno? Nocne, striptiz? Stąd zapach damskich perfum? - wyrzuciła w końcu z siebie. Drastycznie z rzuciła z się z kołderkę i usiadła na łóżku, pioronując Sasuke wzrokiem.
        - O czym ty znów wygadujesz? - mruknął, a w jego głosie słychać było, nasilającą się złość.
        - A nie ważne, nie mam ochoty z tobą rozmawiać idę do gościnnego pokoju nie będę wdychać tego smrodu! - warknęła, trzaskając za sobą drzwi.


        Kolejne tygodnie nie były wcale lepsze. Idąc do Hotelu coraz częściej zastawała Karin w gabinecie Sasuke. Jak zawsze kobieca, dobrze ubrana, emitowała seksem. W jej oczach nieraz widziała pożądanie które nasilało się na widok jej męża. Czasami miała też dziwne wrażenie, że jest przez nią uważnie obserwowana, zwłaszcza gdy stała przed hotelem i czekała na ukochanego. Gdy któregoś popołudnia zastałą ją siedzącą bezkarnie na biurku z rozszerzonymi nogi, wyszła trzaskając drzwiami i nie wróciła, aż do następnego dnia. Zawsze gdy była zła brała w szpitalu kolejne zmiany. Dzięki ciągłej pracy zapominała o problemach. Gdy była na zmianie jej myśli zajmowały tylko pacjenci którzy ją potrzebowali.

        - Coś ostatnio masz dużo nocnych zmian! - fuknął Sasuke, gdy jego żona późnym południem wróciła do domu.
        - A ty ostatnio coś często przebywasz z Karin sam na sam - powiedziała tym samym. Bez żadnych krępacji rozebrała się do bielizny. Wzięła z szuflady, ubrania i poczłapała do łazienki.
        - Znów masz jakieś urojenia?! - wrzasnął, naciskając na klamkę. Gdy zorientował się, że drzwi zostały zamknięte  na klucz uderzył w nie pięścią. - O co ci chodzi?! - warknął.
        - Mi? O co tobie!
        - Otwórz te cholerne drzwi, chce widzieć twoją twarz gdy z tobą rozmawiam.
        - A ja nie mam ochoty cię widzieć!
        - W ciąży jesteś czy co? Miesiączkę masz? Ostatnio czepiasz się o byle co. Lepiej powiedź mi o co ci chodzi.
        - Chcesz wiedzieć o co mi chodzi?! - wrzasnęła, otwierając drzwi. Biały ręcznik którym się zasłaniała zwisał swobodnie, co tylko przypominało Sasuke jak dawno nie kochał się z żoną. - Chodzi o to, że znikasz w środku nocy, rozmawiasz przez telefon z dziwnymi ludźmi, o to, że Karin patrzy na ciebie jakby zaraz miała cię zgwałcić, a ty sobie nic z tym nie robisz. Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz!
        - Sakura... - jeszcze nigdy nie wymówił jej imienia z takim żalem, jeszcze nigdy nie słyszała by głos mu się załamał. Nie chcąc poddać się jego urokowi, trzasnęła drzwiami i weszła do wanny gdzie ukoiła nerwy w gorącej wodzie. Gdy po długiej godzinę w końcu wyszła z łazienki Sasuke czekał na nią w salonie. Siedząc w rozkroku z ramionami rozłożonymi na oparciu i poważną, trochę groźną miną wpatrywał się w Sakure wzrokiem, który mówił, że zaraz zostanie ukarana. Wyglądał tak strasznie, że ledwo co udało jej się utrzymać chłodny wyraz twarz. Gdy wyciągała sok z lodówki starała się opanować trzęszące się ręce dobrze wiedziała, że Sasuke obserwuje każdy jej ruch.
        - Chodź tu - rozkazał łagodnym tonem, gdy ta chciała się prześlizgnąć do sypialni. Jak na rozkaz usiadła na drugim końcu kanapy zakładając nogę na nogę.
        - Nie podoba mi się to, że zachowujesz się jak dziewczynka. Nic mnie nie łączy z Karin powinnaś to zauważyć. Nie jestem facetem który gra na dwa fronty. Nie lubię jak nie dajesz mi dość do słowa tylko strzelasz fochy i trzaskasz drzwiami.
        - Nie lubię jak znikasz i wracasz o nienormalnych godzin! Nie możesz mi powiedzieć co się dzieje. Domyślam się, że ta czarna komórka która kiedyś znalazłam nie należy do Naruto, nie rozumiem po co są te twoje nocy rozmowy i czemu się ukrywasz w garderobie. Co się dzieje? Nie ufasz mi na tyle by powiedzieć co cię gnębi? Dwa lata związku to za mało?

        Sasuke spokojnie przeczekał jej wypowiedź. Dobrze wiedział, że próbuje go wziąć od strony emocjonalnej wspominając o zaufaniu i innych rzeczach, które wykorzystują kobiety w tego typu rozmowach. Przeklnął również na siebie za to, że lepiej nie maskował swoich rozmów, i ze po skończonej  pracy zamiast isc się umyc padał w objęcia Morfeusza, przytulając do siebie kruche ciało żony.
        - Sakura - powiedział głosem pełnym miłości, zrozumienia i szczerości - Ufam ci. Kocham cię najbardziej na świecie. Ty i Itachi jesteście moją rodziną - wypowiadając te słowo zbliżył się do dziewczyny - Proszę zaufaj mi. Nic co by nie było ważne nie ukrywam przed tobą. Wiesz wszystko co powinnaś wiedzieć. Więc proszę ufaj mi - poprosił. Szklankę którą trzymała kurczową, odstawił na bok. Delikatnie położył dłoń na jej policzku i głaskał kciukiem, nie spuszczająć nawet na sekundę jej piękne oczy, w których mógłby by utonąć - Proszę zaufaj mi - wyszeptał ponownie całując ją delikatnie.


        W tej bitwie nie miała szans. Gdy tylko słyszała jego miękki, niski głos dostawała palpitacji serca. Gdy widziała jego poważną, szczerą minę, potrafiła uwierzyć mu we wszystko. Kochała go nad życie i ufała mu bardziej niż komukolwiek. Rozpinając jego koszulę, przepraszała go swoje zachowanie. Tak dawno nie kosztowała ciała swojego męża, że  teraz gdy się do niego dobrała pieściła go jak najdłużej  mogła. Kanapa nie była wpradzie duża i wszechstronna, ale nie chciała się nigdzie ruszać. Zostawiała pocałunki na jego klatce piersiowej, nawilżała jego sutki, szeptała namiętne słowa. Najlepsze zostawiała na koniec. Językiem oddawała część jego męskości, ustami pieściła jego członek, dokładnie wsłuchując się w ciche jęki jakie wydawał. Gdy oddech stawał się krótszy przyśpieszała ruchy, dbając o to, by cały jego penis wchodził jej  do ust. Nigdy nie pozwalała mu dojść. Długo go torturowała, piersiami, palcami, językiem.
        - Proszę przestań - wyjąkał zaciskając palce na jej biodrach. Głaskał jej pupę i piękne jedwabiste plecy, szczytując jednoczeście. Nie lubił znajdować ujścia w innych miejscach niż wnętrze Sakury. Wolał by cała jego esencja życiowa nie marnowała się tylko trafiała w jedno miejsce, ale teraz gdy dotknął nieba, a jego sperma spływała po żonie nie czuł się bardziej podniecony, dlatego nie zdziwił się jak po dziesięciu minutach znów był gotowy, tym razem na coś mocniejszego, co wymagało i jego zaangażowania.
        - Kochaj mnie całym sobą jaknajdłużej potrafisz! - wyszeptała mu do ucha, gdy ich pozycje zamieniły się, a twarda część jego ciała wbiła się w nią, odstraszając motyle które rozproszyły się po jej ciele niosąc rozkosz.




        Po tygodniach celibatu w końcu poczuła się spełniona. Gdy rano otwierała oczy, wracała wspomnieniamy do wczorajszych igraszek, które dziś znów chciała powtórzyć. Już dawno tak nie figlowali ostatnim razem jak się poznali. Teraz rozłożyła delikatnie dłoń w poszukiwaniu męża. Odwróciła się napięcie spoglądając na puste miejsce. Wczoraj w nocy kiedy zmęczona została przeniesiona do łóżka, gdy cały czas dochodziła po nowej fali orgazmu miała wrażenie, że znów słyszy ten dzwonek niczym z horroru. Czująć jak budzi się w niej złość weszła do kuchni. Podeszła do lodówki na której przyczepiono niedbale wyrwaną kartkę z zeszytu.



        Drastycznie wyrzuciła świstek do kosza. Dziesięć minut później jechała w swoim starym garbusie w stronę hotelu. Gdy powiedziano jej, że Sasuke przekazał hotel pod dowództwo Naruto na czas nie określony, cisnęła kilka brzydkich słów na Karin i wybiegła w swoich starych adidasach na ulicę, gdzie potrzymując się latarni osunęła się na ziemie, łykając gorzkie łzy zdrady i bólu.




        Pierwsze miesiące nieobecności Sasuke były niczym wieczne katusze. Latając od znajomego do znajomego miała nadzieje, że dowie się gdzie jest Sasuke. Nawet Naruto nie wiedział gdzie jest utrzumując, że jak się pojawi to skopie mu tyłek za zrzucenie wszystko na jego barki. Długo zbierała się w sobie, by przyzwyczaić się do myśli, że została porzucona. Płakała po nocach wąchając ubrania ukochanego, zaniedbywała pracę, łazienkę, a nawet posiłki. W końcu z czasem znów przyzwyczaiła się do samotności. Do pustego domu, zimnego łóżka, samotnych posiłków i pustki w sercu.



        Dwa lata minęły szybciej niż się spodziewała. Dzięki pomocy przyjaciół i rodziny zaczęła swoją karierę od nową. Cieszyła się dobrym rozgłosem, miała własny gabinet w szpitalu, dzięki jej inteligencji i szybkiej analizie potrafiła uratować każdego pacjenta. Mając dwadzieścia pięć lata wydała się rozkwitać z dnia na dzień. Mimo tych dwóch i pół lat, ani na sekundę nie zaprzestała poszukiwań. Dzień w dzień pokazywała się w Hotelu, sprawdzała stan konta, mając nadzieje, że dowie się z którego miejsca wypłaca pieniądze, oraz z którego płaci za ich mieszkanie inne rzeczy. Dzwoniła do niego, modląc się w duchu, że usłyszy jego głos. Za każdym razem gdy słyszała sygnał serce jej szybciej biło - wtedy miała pewność, że jej mąż żyje.


        Wracając z nocnej zmiany po raz kolejny w jej życiu zauważyła tajemnicze auto które widziała kiedyś przed ich mieszkaniem. Podeszła bliżej, czując że za kierownicą siedzi ktoś jej dobrze znany. Gdy przeszła przez ulice auto nagle odpaliło. Przestraszona, a jednocześnie zaskoczona przebiegła na drugą stronę.
        - Sasuke! - krzyknęła w myślach, widząc zarys tajemniczej postaci, która kryła się za ciemnymi szybami. Bez cienia zastanowienia, rzuciła się biegiem do swojego gruchota. Wcisnęła pedał gazu. Niestety jak spodziewała jej garbus był niczym przy tamtym sportowym aucie które przy pierwszym lepszym zakręcie zniknęło. Nie dając za wygraną, chwilę kręciła po okolicy. Miała wrażenie, że już kiedyś tu była, bardzo dawno temu z Sasuke. Po piętnastu minutach bezsensownego krążenia postanowiła wrócić do domu.

        Siedząc nad mapą nagle zaświeciło jej w głowie skąd znała tą okolice. Pamiętała jak bardzo dawno temu gdy ich związek dopiero rozkwitał, pojechali do jednego z domów w tamtej okolicy. Był to dom Karin, w tamtym czasie Sasuke miał bardzo ważne papiery do zawiezienia, pamiętała również jak zabronił jej wychodzić z samochodu. Tamtego dnia czekała na niego dość długo, bo w końcu ile można zanosić teczkę z dokumentami? Na pewno nie pół godziny. Jednak bardzo szybko zapomniała o tym epizodzie, bo w ramach wynagrodzenia Sasuke zabrał ją na romantyczną kolacje, długi spacer, a następnie długo kochali się na tyłach jego samochodu. Samo wspomnienie jego dotyku, sprawiało, że rumieniła pod nosem. Znów poczuła dreszcze na ciele.

        Nawet teraz gdy stała pod prysznicem tęskniła za swoim mężem. Pamiętała jego zimne dłonie i ciepły oddech. Czuła na sobie piane która oczyszczała jej ciało po każdym stosunku, słyszała jego śmiech, który wypełniał kabinę.

        Z samego rana pojechała pod dom Karin. Zdziwiła się gdy udało jej się tam trafić za pierwszym razem. Wczoraj było za ciemno by cokolwiek zapamiętać, a wspomnienie z przed czterech lat było zbyt blade, jednak jej kobieca intuicja podpowiadała jej gdzie jechać, gdzie skręcić i pod jakim domem się zatrzymać. Była wczesna godzina, prawie szósta nad ranem. Dobrze wiedziała, że Karin swoją zmianę zazwyczaj zaczyna koło dziesiątej, więc cierpliwie zaszyła się w pożyczonym aucie Hinaty i czekała na coś co mogło by się wydawać dziwne.


        Koło dziewiątej tak jak spodziewała się Karin wychodziła do pracy niestety nic specjalnego nie zauważyła. Gdy wsiadła do granatowego Audi  wytrzeszczyła oczy. To ona ją śledziła, obserwowała i to było jej auto. Dopiero teraz zdała sobie z sprawy, że kilka razy widziała jak Karin wychodzi z tego auta, pamiętała też jak parę razy wpadli na siebie na parkingu. Nigdy jakoś  nie zwróciła na to uwagę. Bardziej zwracała uwagę na jej ubiór i ten przeszywający wzrok niż pojazd którym się porusza. Spojrzała na zegarek jeszcze raz. Mogła za nią jechać i wypytać o wszystko, ale dobrze wiedziała, że wtedy nie zdąży do szpitala. Wiedziała też, że Karin nie jest osobą którą przyznaje się do wszystkiego, tłumaczy się innym, a co najważniejsze wiedziała, że nie wda się z nią w żadną rozmowę. Ich konwersacje zawsze ograniczały się do krótkiego sztucznego przywitania się.



        Do domu wróciła późnym wieczorem. Jak zawsze po tak ciężkim dniu, padała na twarz. Nie miała ochoty na nic do jedzenia, nawet na kąpiel. Pierwszą rzecz jaką zrobiła to zrzuciła z siebie zbędne ubrania i w samej bieliźnie wślizgnęła się pod chłodną kołdrę. Oczy praktyczne same jej się zamykały. Nie wiedziała czy śni czy wręcz przeciwnie, więc gdy silne ramie objęło ją w pasie, wzięła to za piękny sen, który wkradał się do jej umysłu co nocy.


        Niebezpiecznie pulsująca żyłka na jej czole dodawała jej odwagi. Z uszów prawie dostrzec można było parę, która podkręcała temperaturę w tym pokoju. Żeby zrównoważyć ciśnienie nie zawahała się wylać na łóżko wiadro lodowatej wody.
        - Co do cholery! - wrzasnął, upadając na ziemie z głośnym łoskotem. Przez jego ciało przeszły dreszcze, które jeszcze długo utrzymywały się na jego mokrym ciele.
        - Ty...jak, kiedy? Co ty tu robisz?! - wrzasnęła, spoglądając na człowieka którego kiedyś kochała.
        - A na co ci to wygląda? - mruknął, wycierając się pierwszym lepszym t shirtem który znalazł w szafie.
        - Gdzieś ty do cholery był przez te dwa lata?! W co ty grasz?! - krzyczała dalej, nie spuszczając z tonu.
        - Spokojnie. Sakura - powiedział, rozkładając ręce.
        - Nie dotykaj mnie! - ostrzegła groźnie, odsuwając się od niego - chce żebyś wszystko mi wyjaśnił. Natychmiast!
        - W porządku, usiądźmy - zaproponował, udając się do salonu, gdzie zjedli małe śniadanie, idealne na ten ponury dzień.
        - Nie próbuj żadnych sztuczek!


        Oczywiście domyśliła się, że wymyśli kolejną historyjkę. Z początku nie uwierzyła w mu w ani jedno słowo, jednak gdy porozmawiała z Itachim przez telefon była skłonna uwierzyć mu, że wyjechał do brata by pomóc mu w uratowaniu Hoteli. Nie rozumiała jednak czemu jej o niczym nie powiedział i czemu nie dzwonił. Była zła na siebie, że nie pomyślała o Itachim. Jeśli ktoś miał o nim coś wiedzieć to tylko ukochany brat, którego kochał prawie tak mocną, a jeśli nawet nie bardziej niż ją samą.
        - Proszę nie każ mi więcej mówić, za bardzo się za tobą stęskniłem by marnować czas na tłumaczenie tak oczywistych rzeczy - wyszeptał, dotykając jej głowy. Poczochrał jej włosy, jak to zazwyczaj robił.
        - Dla mnie nie jest - mruknęła, odsuwając się od niego. Od dwóch godzin walczyła z uczuciem do niego. Chciała być na niego bardziej zła i ostrzejsza, ale sama jego osoba wpływała na nią rozpraszająco. Za każdym razem gdy ją dotykał drżała, gdy słyszała jego głos, kręciło jej się w głowie. Miała dość pilnowania się. Duża część jej chciała po prostu wybaczyć mu, i rzucić się na niego.
        - Pozwól, że resztę wyjaśnię ci później. Bardzo mnie rozpraszasz, gdy tak kurczowo próbujesz zapanować nad swoim pożądaniem - oznajmił nachylając się nad nią. Jej ciało od razu zareagowało. Machinalnie położyła się na dywanie, cały czas mocno zaciskając nogi.
        - Sakura od kiedy się tak powstrzymujesz? - spytał rozbawiony, sięgając dłonią do jej koronkowych majtek.
        - Miałeś ze mną rozmawiać! - fuknęła.
        - I porozmawiamy jeszcze, ale moja męska duma nie mogę zignorować tych znaków. Jak długo jesteś tak mokra? - spytał, suwając bieliznę.

        I Znów z nim przegrała. Nie potrafiła oprzeć się jego dotykowi. Była głodna jego głosu, miłości, pocałunków. Wszystkiego! Chłonęła każdy jego dotyk. Pomimo iż dłonie miał zimne, to pozostawiał po sobie ślady, które parzyły najprawdziwszym ogniem. Język tak wilgotny pozostawiał ślady na jej brzuchu, które parowały od żaru ich ciała. Jęknęła cicho, gdy te cudowne usta składały pocałunek w najintymniejszym miejscu.  Zacisnęła palce na jego włosach, gdy wszedł w nią delikatnie. Wygięła ciało czując przyjemną falę rozkoszy która rozlewa po jej ciel. Całowała jego usta z taką miłością i namiętnością jakby chciała nadrobić te dwa lata w kilka sekund. Krzyczała głośno, wyrażając w ten sposób swoje zadowolenie. Zmieniała pozycje tak by sprawić mu i sobie jak najwięcej przyjemności. Ssała jego sutki, lizała brzuch, i pieściła jego członek ustami, cały czas chcąc więcej. Przyjmowała jego pieszczoty z największą przyjemnością, robiła wszystko by tylko zatrzymać go w sobie jak najdłużej.

        - Nawet na chwilę nie przestałem cię kochać, myślałem o tobie każdego dnia - wyszeptał, naciągając kołdrę na ich nagie ciała.
        - Kocham cię Sasuke - wyznała sennie, układając głowę na jego torsie.



        Powrót Sasuke zdziwił wszystkich prawie tak bardzo jak Sakure. Ich związek wydawał się na nowo kwitnąć, poznawali się na nowo, nadrabiali każdą sekundę którą stracili. Chodzili na spacery, do kina, do wesołego miasteczka, odwiedzali rodziców na coniedzielne obiadki, a co najważniejsze zaczęli od nowa rozmawiać ze sobą i budować zaufanie. Wszystko zdawała się układać od nowa, niestety któreś nocy Sasuke znów znikł, a później znowu i znowu, i wydawało się, że historia zatacza pętlę.

        Sakura zaczęła uważniej analizować ich codziennie życie, zauważyła, że jej mąż znika przeważnie po długich stosunkach po których pada jak worek ziemniaków. Tej nocy również to zrobił. Gdy wróciła wcześnie rano do domu, przespała się kilka godzin i wstała na obiad Sasuke dopadł ją. Najpierw kochali się w kuchni, następnie długo bawili się w pokoju gościn, zjedli kolacje, a po kolacji zaciągnął ją do pokoju gdzie pieścił i doprowadzał ją do szału, aż do nocy, kiedy to zmęczona upadła na poduszkę, dysząc melodycznie.
        Długo walczyła ze snem z każdą sekundą powieki zdawały się coraz cięższe. Trudno było jej udawać, że śpi zwłaszcza gdy trwała w ciepłym uścisku męża. Po godzinie gdy traciła wiarę w swoją wolę, usłyszała cisze wibracje. Sasuke delikatnie wyswobodził się z uścisku. Przebrał się w spodnie, jeansy, kurtkę jeansową i założył czapkę z daszkiem na głowę. Przed wyjściem ucałował Sakurę w głowę i jak najciszej potrafił wyszedł z domu.

        Sakura odczekała pięć minut. Następnie wyciągnęła z pod łóżka strój który przygotowała na tą okazję. Czarne spodnie, bluzę i okulary. Wyglądała jak tajna agentka z filmu które zazwyczaj oglądali. Siadając za kierownice wiedziała gdzie jechać, nie czuła się dobrze z myślą, że założyła mężowi GPS, ale musiała dowiedzieć się prawdy. Znów podjechała pod dom Karin, parkując auto po drugiej stronie ulicy. Uważnie przyglądała się wszystkim ludziom którzy wchodzili do tego domu i długo nie wychodzili. Po kilku godzinach zobaczyła znaną twarz. Był to Kiba. Miał na sobie ciemną bluzę z kapturem, ciemne jeansy i trzymał jakąś walizkę. Za nim wyszło dwóch nieznanych jej mężczyzn, aż w końcu na końcu wyszedł Sasuke. Palił papierosa, uśmiechał się kpiąco, pozwalając by Karin dotykała jego włosów. Wyglądało na to, że żartowali ze sobą, bo chwile później rozbrzmiał krótkim śmiechem. Przybił piątkę Kibie i wsiadł do granatowego auta.


        Pierwszy raz jechała tą drogą. Musiała dbać o to by utrzymać wystarczający dystans, a jednocześnie musiała uważać, by nie zgubić ich z oczów. Zatrzymali się dopiero na  obrzeżach miastach gdzie dawniej rządzili gangi mafijne. Schowana za wielkim garażem, wysiadła z auta. Wychyliła się delikatnie by zobaczyć co się dzieje. Nadal było bardzo ciemno, jedyna latarnia jaka tu była stała przed wejściem do jakiegoś budynku który wyglądał na opuszczony. Wokoło stały motory, auto i mnóstwo ludzi. Kiba przywitał się z jakimiś ludźmi, zatkała usta dłonią, widząc mężczyznę który ma bliznę na twarzy. Wszyscy wydawali się weseli i głośni. Uciszył ich dopiero Sasuke. Kilka kobiet skąpo ubranych kobiet wzięło go pod ramię, a on zdawał nic sobie z tym nie robić. Jednym ruchem ręki nakazał wszystkim iść za sobą. Ostatnia osoba czyli Karin rozejrzała się czy nikogo tu nie ma. Wchodząc do budynku zgasiła światło i zasłoniła zasłony.


        Nie wróciła tego dnia do domu. Od razu pojechała do rodziców gdzie zaszyła się w swoim pokoju. Tu czuła się najlepiej. Wśród starych lalek, na starym łóżku, skrywała się w poszewce od kołdry. Gdyby mogła to została by tu na zawszę. Cały czas miała przed oczami tych wszystkich ludzi, którzy wyglądali jakby wyszli z wiezienia. Słyszała ponętne głosy tych kobiet, która jedna po drugiej wymawiała imię Sasuke. Chciała wyrzuć te obrazy z głowy. Niezbyt rozumiała co to było za spotkanie. Czy był do burdel, czy jakaś sekta. Nie chciała tego wiedzieć. Poczuła się oszukana, i to sprawiło jej najwięcej bólu. Po południu przed zmianą zajechała do kancelarii.
        - Poproszę z Shikamaru Nara! - zażądała.

   
        - W czym mogę pomóc? - spytał wysoki mężczyzna. Włosy miał związane w wysoką kitkę, oczy lekko zmrużone, które nadawały mu senny wyraz twarzy. Przez chwilę zastanawiała czy, aby na pewno nie pomyliła się. Inaczej wyobrażała sobie najlepszego prawnika w mieście.
        - Chce wnieść wniosek o rozwód. Nie ważne z jakim wnioskiem, chce żeby unieważnienie mojego związku małżeńskiego nastąpiło jak najszybciej!
        Shikamaru wygodnie usiadł w fotelu.
        - Jaki jest pani powód jeśli mogę spytać?
        - Wyszłam za mąż prawie trzy lata temu. W po pół roku mój mąż zostawił mnie na dwa lata, nie dając znaku życia. Wrócił kilka tygodni temu. Przez cały okres naszego związku miałam wrażenie, że mnie okłamuje. Znikał w środku nocy i wracał późno. Jest właścicielem Hoteli, ale często go tam nie ma. Wczoraj gdy udało mi się go śledzić przyłapałam go na jakiś nocnych spotkaniach z kobietami i mężczyznami którzy wyglądali jak bandyci. Mam dość ciągłego wahania się, nie chce tkwić w związku, który można odzwierciedlić na paraboli.
        - Rozumiem - szepnął. Przez całą jej wypowiedź zapisywał coś na kartce. Zadał jej kilka pytań, a odpowiedzi również naskrobał u siebie w notesie.
        - Czy macie dziecko?
        - Nie - zawahała się na chwilę - Chyba nie. Odkąd wrócił współżyliśmy, ale nie robiłam testu ciążowego.
        - Nawet jeśli pani jest to nie będzie to miała wpływu na naszą sprawę. Wygram to dla pani w przeciągu miesiąca więc proszę się nie martwić - oświadczył pewny siebie, wyciągając dłoń do kobiety.
        - Na prawdę liczę na pana - powiedziała, ściskając mu dłoń.

   
         Wróciła do swojego starego mieszkania, którego nie była w stanie sprzedać. Leżąc na swoim małym jednoosobowym łóżku, wdychała zapach Sasuke. Śmiała się z faktu, że wciąż się tu utrzymuje. Półki pokrył kurz, kilka rzeczy wciąż walało się po podłodze, stare książki stały w kącie, a gwiazdki na suficie świeciły jaśniej niż kiedyś. List w sprawie rozprawy doszedł do Sasuke kilka dni później. Nie powiedziała mu gdzie jest. Nie wracała do domu. Wiedziała, że nie znajdzie ją tu , w końcu dawno temu wmówiła mu, że sprzedała to mieszkanie, teraz cieszyła się, że tego nie zrobiła. Głęboka blizna którą zagoiła kiedyś znów się otwierała. Czarna dziura pochłaniała ją od zewnątrz tak uparcie, że nawet widziała w sobie zmiany. Chudła i to bardzo.


        Pierwsza rozprawa miała odbyć się dwudziestego Kwietnia. W tym miesiącu drzewa wiśni rozkwitały. Wszędzie było pięknie, kolorowo, i świeżo. Ona stała na sali sądowej i w ciszy słuchała jak jej adwokat, wygłasza mowę, podpierając ją argumentami.
        - Nie okłamałem jej nigdy! Zawsze odpowiadałem na jej pytania - bronił się Sasuke. Za każdym razem gdy na niego spoglądała, serce jej się łamało. Widziała jego podkrążone oczy, smutek w oczach. Reszta wydawała się niezmienna. Poważny wyraz twarzy, oschły głos, i opanowanie.
        - Czy na pytania "gdzie byłeś" nie odpowiadałeś " Z XXX w barze, miałem kilka  spraw do załatwienia" albo "opowiem ci jutro" ?
        - Jeśli nawet, to i tak jest to odpowiedź. Mówiłem prawdę. Często wychodzę z kolegami na miasto, zdarza nam się wypić za dużo czy zasiedzieć do rana.


        Sakura siedziała z głową spuszczoną. Nie chciała tego słuchać. Miała ochotę stąd uciec. Na jaw zostało wyjawionych wiele intymnych spraw o których miała nadzieje, że nie wspomni Shikamaru.
        - Przepraszam, że musiałem powiedzieć im o waszych stosunkach. Nie sądziłem, że Sasuke to taki dobry mówca - powiedział Shikamaru.
        - Mogłeś mnie uprzedzić - mruknęła.
        - Następnym razem cię uprzedzę. Teraz jak go spotkałem to wiem z jakim typem się mierze. Już mam opracowany plan i listę pytań na następne spotkanie. Rozprawa która odbędzie się za dwa tygodnie będzie ostatnią - obiecał.
        - Dziękuję - wyszeptała.


        Na miękkich nogach doszła do samochodu. Chciała jak najszybciej zniknąć z tego miejsca. Bała się, że po za salą wpadnie na Sasuke, a tego nie chciała.


         Z snu wybudził ją dzwonek do drzwi. Senna wygramoliła się z łóżka. Gdy w drzwiach zastała męża otworzyła usta z zdziwienia.
        - Mogę wejść? - spytał pokazując kubełek lodów.

        Koniec końców wylądowali na gołej ziemi w salonie, zajadając się lodami. Nie rozmawiali nawet nie spoglądali na siebie. W ciszy jedli i myśleli.
        - Nie rozumiem po co ci ten rozwód przecież mnie kochasz - powiedział w końcu. Jego cichy ton w tej przestrzeni wydawał się krzykiem.
        - Dobrze wiesz czemu to zrobiłam - mruknęła, chowając twarz w kolanach.
        - Sakura popatrz na mnie - poprosił, siadając na przeciwko niej.
        - Nie dotykaj! - rozkazała odsuwając się do tyłu. Dobrze wiedziała na czym to się skończy, a tego nie chciała.
        - Nie chcę cię stracić na prawdę. Kocham cię. Kocham cię najbardziej na świecie i nie pozwolę by te wszystkie hipotezy które wysnułaś nas rozdzieliły.
         - W takim razie powiedź mi prawdę. Kim jest łysy, blacha, mózg i inni. Jaką rolę w tym wszystkim odgrywa Kiba, Karin i Naruto. Kim były te kobiety które widziałam tamtej nocy, czemu akurat nocą pracujesz. Powiedź mi wszystko! - zażądała.

        Sasuke westchnął. Nie mógł tego dłużej ukrywać. Musiał powiedzieć jej prawdę nie ważne jak bardzo go po tym znienawidzi.
        - Słuchaj uważnie, bo drugi raz tego nie powtórzę! - ostrzegł - Na pewno słyszałaś, że tamto miejsce należało kiedyś do mafii, gangów. Wszyscy myślą, że już dawno zamknęli tych członków, a grupy się rozpadły. Otóż nie. My jesteśmy następcami. Stworzyliśmy własny gang. Nie ma on tych samych celów co te dawniejsze. My walczymy z innymi gangami. Można powiedzieć, że jesteśmy cichymi strażnikami którzy pilnują nasze miasto tylko, że w podziemiach. Karin też tam jest, Naruto i Kiba. Hotel jest taką jakby przykrywką. Dzięki temu nikt nas nie podejrzewa. Nie jest też podejrzane gdy wielkie sumy wpłacamy lub wypłacami, bo zawsze można powiedzieć, że pieniądze poszły na hotel. Te kobiety to też przykrywki. Gdyby policja nas nakryła powiedzielibyśmy, że jest to dom publiczny. Tak naprawdę są one w naszym gangu, a w tamtym budynku omawiamy nasze plany. Wszystko dzieje się nocą, bo tak jest najwygodniej to tyle. Wracam zmęczony, bo tego typu akcje są naprawdę wykańczające
        - C...czy ty walczysz masz broń? - spytała, czując jak strach bierze górę. Niezbyt wiedziała jak to interpretować. Czy mówi prawdę czy wręcz przeciwnie. Bala mu się uwierzyć, chodź w głębi duszy wiedziała, że mówi prawdę.
        - Tak, ale o to się nie bój. Nie jestem sam. Częściej prowadzimy rozmowy, a jak już dochodzi do rękoczynów to zazwyczaj bez broni - zaśmiał się lekko, widząc jej przerażone oczy.
        - Mogłeś mi to powiedzieć już dawno. Nie rozumiem czemu to przede mną ukrywałeś.
        - Po co miałem cię denerwować?
        - Gdybym wiedziała to bym się mniej denerwowała! A tak to mnie oszukałeś. Zgaduje, że przez te dwa lata nie byłes u Itachiego... - prychnęła, zrywając się na proste nogi.
        - Masz racje...nocowałem u Karin - przyznał się.

        Nie wiedział, że tak zareaguje na jego odpowiedź. Chciała prawdy to ją dostała nie rozumiał za co dostał w twarz.
        - Skoro tak dobrze ci się u niej mieszkało to do niej wracaj! - rozkazała.
        - O co ci znów chodzi? Znów myślisz, że coś na łączy?!
        - A nie? Nie widzisz tego jak ona na ciebie patrzy? Mieszkałeś z nią dwa lata. Wybacz, ale nie wierze, że między wami nic nie zaszło. Jesteś zbyt napalonym człowiekiem. Będąc razem nie potrafiłeś wytrzymać tygodnia bez seksu, co dopiero dwóch lat! Nie zdziwiłabym się jeśli nasz związek też jest jakąś przykrywką. Pewnie musiałeś znaleźć jakąś prostą naiwną dziewczynę, która poślubisz. Dzięki temu policja nie zwracała by na ciebie uwagę. Zawsze miałbyś alibi! Bardzo wygodne co?! - krzyknęła, rzucając talerzami i innymi rzeczami, które miała pod ręką. Agresja i wściekłość wylewała się z niej.
        - Sakura uspokój się oszalałaś?!
        - Ja oszalałam? To ty robisz ze mnie idiotkę! Wyjdź stąd. Albo nie ja wyjdę! - po tych słowach trzasnęła drzwiami. Nie wiedziała gdzie jedzie, jechała tam gdzie serce ją prowadziło w odludne miejsce po drugiej stronie kraju.



        Jeszcze tego samego dnia zwolniła się z pracy. Nie miała siły walczyć z tym światem jeszcze raz. Nie miała na nic ochoty, chciała umrzeć. Serce za bardzo ją bolało, wspomnienie o Sasuke rozdzierało jej duszę na pół. Dopiero po tygodniu postanowiła wrócić do domu, przynajmniej na chwilę, chciała pogadać z Naruto i usłyszeć jego wersję.
   

        - Już idę, idę! - wołał Naruto, człapiąc się do drzwi - Sakura? - spytał zdziwiony, widząc dziewczynę w drzwiach. Na widok jej przerażającej miny cofnął się do pokoju.
        - Mów wszystko co wiesz! - rozkazała.
        - O czym?
        - Dobrze wiesz! O tym waszym gangu o Sasuke o tych akcjach i innych rzeczach! Mów wszystko - rozkazała, łapiąc go za kołnierz.
        Naruto przełknął głośno silne. To był pierwszy raz gdy tak bardzo bał się dziewczyny.
        - Sasuke ci powiedział?
        - Tak chce znać twoją wersję - oznajmiła, nie spuszczając z tonu.
        - Przepraszam to moja wina - szepnął
        - Nie wywijaj mi tu kota ogonem, tylko opowiedz mi wszystko od początku!
        - Wiesz już o gangach. Wiesz również, że Sasuke jest naszym szefem. Po śmierci naszych rodziców musieliśmy jakoś utrzymać dobre imię Uzumaki i Uchihy. Jako dzieci nie stać nas było na nic, nie wiedzieliśmy czym jest praca w hotelu i w ogóle. Dopiero jak podrośliśmy mniej więcej w gimnazjum Itachi, który się nami zajmował powiedział nam o swoim gangu. Szybko awansował Sasuke na swojego zastępce. W liceum postanowił wyjechać do kraju Wody gdzie sprawował władzę nad tamtejszą częścią mafii. Sasuke jako nowy szef miał dużo rzeczy na głowie. Żeby zdobyć pieniądze musimy sprzedawać narkotyki, pilnować naszych ziem, i innych interesów. Ten wypadek...wiesz jak mnie operowałaś nie był wypadkiem. Uciekałem przed takim mężczyzną który próbował mnie zabić. Celowo się ze mną ścigał, uszkodził mi coś w aucie i zanim zauważyłem trafiłem w pościg, a on uderzył we mnie. Jako, że mnie nie było długo, a Sasuke nie dawał sobie sam rady i z Hotelem i z gangiem, gdy wróciłem do zdrowia zamówiłem za dużo kokainy. Sądziłem, że uda mi się ją sprzedać, ale nic z tego. Dopiero Sasuke i inni pomogli, ale byliśmy na tyle głupi, że weszliśmy na mie  nasz teren. Sprzedawaliśmy towar po za miastem i krajem. Inni dowiedzieli się o tym i chcieli nas ukarać. Coraz więcej traciliśmy ludzi, traciliśmy też klientów. Dowiedzieli się, że nasz szef, a ich największy rywal zakochał się. Zaczęli nam grozić pod pretekstem, że cię zabiją, porwą, będą gwałcić, a następnie wyślą nam taśmę jak umierasz i jak cierpisz. Sasuke nie mógł tego zostawić. Rozkazał nam cię obserwować. Cały czas ktoś przy tobie był, stąd to wrażenie, że ktoś cię śledzi
        - K..Karin! - powiedziała, zasłaniając usta rękami. Teraz wszystko układało jej się całość. Ten przeszywający wzrok w cale nie był skierowany w jej stronę, ona po prostu sprawdzała czy nikt tu się nie kręcił. Obserwowała ją, i pilnowała.
        - To nie koniec. Sasuke wiele razy rozmawiał z szefami innych gangów. Odstraszał, że jak cię dotknął pozabija ich wszystkich, że nie będzie się wahać. Podczas tych dwóch lat mieszkał w naszym domu obrad. Tam niedaleko Karin. Postanowił uwolnić nasz wszystkich i skończyć z tym życiem. Żeby tego dokonać musiał sprzedać cały towar jaki zamówiliśmy oraz wypowiedzieć swoją pozycje innym gangom. Mimo to wiele osób nadal nam groziło. Bali się. Bali się, że tylko blefujemy, że nie chcemy odejść, że coś planujemy. Zaczęli znów nas straszyć, porywać naszych ludzi i zabijać. Oczywiście Sasuke był za nich odpowiedzialny. Żeby zakończyć ta masakrę musieliśmy wybić wszystkich w naszym kraju. Itachi dzięki swoim wpływom załagodził sytuacje po za granicami, ale tutaj musieliśmy działaś sami. Nawet nie wiesz jak trudno jest wytropić członków innych gangów, a zwłaszcza ich szefów. Sasuke to potrafił. W przeciągu dwóch lat zniszczyliśmy prawie wszystkich. Został tylko jeden gang węży. Niestety plotki szybko się rozchodziły. Ich szef dowiedział się o tobie. Na początku Sasuke planował wrócić po tym jak zabije wszystkich, ale nie mógł go ignorować. Wrócił do ciebie, oznajmująca innym, że nadal jesteś jego i jak cię tkną to pożałują. To dlatego Sasuke tak znikał. Bo mieliśmy pracę. Znikał, by cię chronić. Ciebie i nasz wszystkich. Byłaś, jesteś dla niego wszystkim. Jesteś jego rodziną, miłością, przyjaciółką i całym światem. Dla ciebie porzucił gang, dla ciebie teraz ryzykuje życie i prawdopodobnie teraz on i inni walczą z wężem. Mówi się, że jak raz zostanie się lisem* To jest się nim całe życie, że więzów krwi między braćmi i siostrami nie da się przerwać. On to wszystko zrobił. Dla ciebie - wyznał poważnym tonem.
        - Co? Teraz?!
        Naruto przytaknął. Było tak jak przewidywał Sasuke. Sakura uciekła do innego miasta dzięki czemu on miał wolną rękę i spokojnie mógł działać. Znał ją też na tyle, że przewidział, że wróci tu w przeciągu tygodnia, od razu zwróci się do Naruto, a ten opowie jej wszystko.
        - Gdzie on jest?! - krzyknęła, zrywając się na równe nogi. Była wściekła na Sasuke, bo jego wersja była inna od wersji Naruto. Nie wiedziała komu wierzyć, ale musiała się zobaczyć z Sasuke. Miała dziwne wrażenie, że coś wisi w powietrzu. Czuła to w podbrzuszu.
        - Nie mogę ci powiedzieć. Ale Sasuke kazał mi ci przekazać, ten list - wyjął z kieszeni pomiętą kartkę.

        Sakura osunęła się na ziemie, zalewając kartkę łzami. Raz za razem czytała list od początku, przeklinając na głupotę swojego męża.

        Sakura,
         Przepraszam za wszystkie kłamstwa. Teraz gdy znasz prawdę mam nadzieje, że zrozumiesz mnie i moje czyny. Byłem i nadal jestem odpowiedzialny za cały mój gang. Jestem lisem i  kocham ich jak siostry i braci . Przeżyłem z nimi dziesięć lat. Ratowali mi życie niezliczoną ilość razy, wspierali jak na przyjaciół przystało. W tej chwili nie mogę ich zostawić. Żeby uratować im życie i Tobie muszę skończyć tą całą farsę. W tej wojnie poległo wielu moich braci i nie mam zamiaru poświęcać nikogo więcej. Chce to skończyć i wieść spokojne życie z tobą. Z osobą którą kocham najbardziej na świecie, z osobą która dała mi dom, miłość i wszystko na co być może nie zasługuje. Jesteś słońcem w mym życiu, promykiem nadziej. Przez dwa lata obserwowałem cię z ukrycia i za każdym razem gdy widziałem jak płaczesz i cierpisz walczyłem sam ze sobą by nie podbiec, i nie otrzeć twe łzy. Niestety musiałem być silny dla nas wszystkich. Teraz gdy to czytasz najprawdopodobniej jestem na mojej ostatniej akcji. Udało nam się wyśledzić bazę węża. Ja i garstka ludzi udaliśmy się tam. Nie wiem czy uda mi się przeżyć jednak nic tak nie dodaje mi sił jak wspomnienie twojego uśmiechu. Zamykając oczy czuje twoją obecność, czuje zapach twojego ciała, słyszę twój śmiech i widzę te cudowne oczy, które zwrócone są na mnie i tylko na mnie. Mam nadzieje, że dane mi będzie je jeszcze raz zobaczyć. Wiem również, że jesteś w ciąży. Jedna z moich sióstr również pracuje w szpitalu, powiedziała mi o tym. Gdyby coś mi się stało dbaj o siebie i o nasze dziecko. Zapomnij o mnie, jeśli tego nie zrobisz tylko przysporzysz sobie bólu. Ułóż sobie życie,  i przechodząc przez życie uśmiechaj się do mnie! Jeśli wyjdę z tego cało, oboje będziemy się śmiać z tego. Wtedy już nic nie stanie nam na przeszkodzie, a wszystkie kłamstwa znikną jak bańki mydlane. Na prawdę Kocham Cię. Kocham Cię tak bardzo, że mógłbym umrzeć od nadmiaru miłość. 

        Sasuke.

         - Gdzie on jest? - powtórzyła, wycierając nos.
         - Na prawdę nie mogę ci powiedzieć.
         - Czemu nie jesteś tam  z nim?! Powinieneś go wspierać! Nie jesteście przyjaciółmi?!
         - Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał być z nimi. Sasuke rozkazał mi tu zostać. Powiedział, że mam tu być i pilnować jego skarbu. Powiedział, że jakby mu się coś stało to powierza mi ciebie. Mam cię chronić nawet za cenę własnego życia! - wyrecytował, powstrzymując łzy. 
         - Niech go szlag! Pójdziemy razem. Nie spuszczę cię nawet na krok. Będę blisko ciebie, ale błagam chodźmy do niego!
        - Sakura jeśli coś ci się stanie nie wybaczę sobie tego!
        - A ja Ci nie wybaczę, jak coś stanie się Sasuke, a ciebie tam nie będzie. Sobie też nie wybaczę. Nie mogę tu siedzieć, wiedząc, że coś mu grozi, że może umrzeć. Błagam cię, chodź my tam! Nie chcesz chyba mieć go na sumieniu! Chcesz chyba przy nim być i przy swoich braciach i siostrach. Weź się w garść, załaduj magazynki i chodźmy do nich! Błagam cię chodźmy uratować Sasuke! - krzyknęła, upadając na kolanach.

        Nie musiała nic więcej mówić. Naruto wyciągnął cztery pistolety, które schowane były w ścianie. Jeden dał Sakurze, pokazał jej jak go używać i jak nie zrobić sobie nim krzywdy. Gdy zrozumiała o co w ty chodzi, zabrał ją na miejsce. Tam rozkazał jej wykonać dwa strzały  w stronę opuszczonego magazynu. 
        - Może być, dasz radę idziemy! - rozkazał - Nie ruszaj się nigdzie be ze mnie. Gdy rozkaże ci uciekać, masz uciekać, gdy każe ci paść na ziemie to padasz, rozumiesz?!
        - Tak! - przytaknęła. Czuła jak krew w niej buzuje. Biegnąc przez wilgotny podziemny korytarz, czuła wszechobecne napięcie. W każdej chwili ktoś mógł wyskoczyć i ich zabić. Im niżej schodzili tym więcej strzałów słyszała. Krzyki stawały się coraz głośniejsze, a zapach wystrzelonego pocisku wyraźniejszy.

        - Sasuke! - krzyknęła, widząc ukochanego, który klęczał na ziemi, schowany za ścianą. Po drugiej stronie stało dwóch mężczyzn. Mieli na twarzy wytatuowanego białego węża. Naruto od razu skierował broń w ich stronę. - Uważaj! - krzyknęła ponownie, widząc jak kolejny mężczyzna, wyrasta z naprzeciwka Sasuke. Drżącymi rękami podniosła broń i nacisnęła spust. W tym momencie odrzuciło ją na kilka centymetrów, a wystrzał był głośniejszy niż na polu. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła jak zamaskowany chłopak upada. 
        - Co ty tu robisz? Naruto nie słuchałeś moich rozkazów?! - warknął, ciągnąc Sakure za rękę. Musieli stąd uciekać. Musieli wejść na górę, gdzie ukryli amunicje. 
        - Wybacz, ale nie mogłem was zostawić. Sakura się uparła, a przecież nie mogłem ją zamknąć i przywiązać do krzesła - prychnął, podając mu pistolet.
        - Tak właśnie powinieneś zrobić! - wrzasnął srogo. - Karin! - krzyknął, do dziewczyny, która w tym samym czasie, wyszła im naprzeciw. - Zabierz Sakure i wynoście się stąd. Jest ich tu za dużo. Byli gotowi na nasz atak! Kabuto znajduje się na samym dole, muszę się tam dostać - rozkazał, przekazując dziewczynę  Karin.
        - Nigdzie nie idę zostaję z tobą! - zaprotestowała, wyszarpując rękę - I nawet mi nie przerywaj! - warknęła, widząc jak otwiera usta - Nie ma na świecie żadnej mocy, która by mi kazała teraz uciekać. Nie ma na świeci nikogo, kogo bym kochała tam mocno jak ciebie. Jeśli ty tam idziesz ja idę z tobą. Nie pozbędziesz się mnie. Jeśli wyciągniecie mnie stąd siłą, to wrócę tu!
        - Nie, nie wrócisz już moja w tym głowa! - warknęła Karin, łapiąc ją za rękę.
        - Dzięki Karin. Sakura, błagam cię nie wracaj tu. Nie mogę wykonywać swojej roboty z spokojną głowa, wiedząc, że tu jesteś. Więc siedź grzecznie na swojej zgrabnej dupie i czekaj na mnie!
        - Skąd mam wiedzieć, że wrócisz? Nawet jeśli nie należę do waszego gangu z łatwością mogę stwierdzić, że oni mają przewagę. Nie macie amunicji, jesteście zmęczeni, a to jest ich teren. Na pewno mają ukryte przejścia, ukrytą broń i wiele innych rzeczy! Jak tu umrzesz to ja umrę z tobą! - wykrzyczała. 
        - Sakura nie bądź głupia! Myśl o naszym dziecku! Karin idź teraz! - powiedział. Ostatni raz ucałował żonę - Kocham cię - wyszeptał. 
        - Obiecaj, że wrócisz do mnie! Obiecaj! - krzyknęła.
        - Wrócę do ciebie! - odkrzyknął, a chwile później zniknął, i jedyne co usłyszała to strzał. 


        Obudziła się w granatowym aucie, z wielkim bólem głowy. Nie pamiętała kiedy, ale wiedziała, że została oszołomiona i to przez kobietę obok. Gdy usiadła porządnie zmierzyła Karin wzrokiem, tak jak to zazwyczaj robiły.
        - Jestem ci bardzo wdzięczna, ale nie musisz mnie już pilnować nie jestem dzieckiem. Więc z łaski swojej zawróć to auto!
        - Nie zachowuj się jak dziewucha. To nie miejsca dla ciebie. Szef wydał mi rozkaz, a ja muszę go słuchać. 
        - Nie obchodzi mnie to. Jestem żona twojego szefa chyba moje zdanie ma jakoś wartość!
        - Niestety w drugim świecie nie ma, więc ucisz się i siedź na tyłku! - warknęła, skręcając do miasta. Zajechali pod dom, który nazywał się domem narad. Teraz gdy było jasno i dokładniej przyjrzała się, to zdała sobie sprawę, że ten dom był oddalony od domu Karin o jakieś dwie ulice. Faktycznie wszystkie domy wyglądały tu tak samo, a ten różnił się. Ciemne okna, zasłonięte żaluzje i dziwna aura. W środku było lepiej niż myślała. Wprawdzie puszki po piwie były wszędzie, ale ogólnie było dość czysto. Kuchnia średniej wielkości, wielki stolik, przy którym zmieściły by się z trzy rodziny. Wieża stereo, playstation i dużych rozmiarów telewizor. Wyglądało to jak typowe miejsce dla facetów, gdzie mogli by porozmawiać i ponarzekać na życie.


        - Jak długo mamy tu siedzieć? 
        - Aż jedna z stroń nie zginie - odpowiedziała, podając dwie szklanki herbaty.
        
         Myśl o śmierci Naruto, Sasuke lub Kiby przyprawiała ją o ból głowy. Każda minuta dłużyła się w nieskończoność. Sakura siedziała i cały czas patrzyła się w zegar, z komórką w rękach. Minęły trzy godziny, i żadnej wiadomości. Dopiero koło dziesiątej w nocy zadzwoniła komórka Karin. Jej rozmowa była krótka, ale gdy odłożyła komórkę na bok osunęła się na kafelki, zalewając się łzami.


        Biegła przez korytarz, kierując się na sale operacyjną. Serce waliło jej oszalałe, w głowie miała najgorsze scenariusze, łzy zamazywały jej cały widok. Modliła się w duchu by jej ukochany przeżył. 
        - Co się dzieje?! - wpadła do gabinetu, spoglądając na znajomych.
        - Przywieziono siedem osób. W śród nich jest twój mąż i jego kolega Naruto. Naruto nie jest w krytycznym scanie. Ma złamany nos, i znów lewą nogę. Sasuke już w gorszym. Postrzelono go w lewe płuco, złamany nos, złamana ręką i wstrząs mózgu - powiedziała kobieta w średnim wieku.
        - Kto ich operuje?!
        - Pani Tsunade twojego męża, a Naruto Shizune - wyjaśniła. 


         Kolejne godziny oczekiwania i kolejne dobre wieści. W przeciągu trzech godzin potwierdzona, że wszyscy ocaleni, mają się dobrze, a ich życiu nic nie zagraża. Jedyną osobą o której nic nie było wiadomo to Sasuke. Stracił on dużo krwi, a pocisk, utkwił głęboko w ciele. Sakura siedziała i wraz z przyjaciółmi modliła się do niebios. 

        Nad ranem blond włosa kobieta, wyszła z sali operacyjnej, oznajmując, że Sasuke nic nie jest. Fala radości wypełniło jej serce. Klęcząc przed kobietą dziękowała przez łzy. Za nim pozwolili jej odwiedzić męża minęły kolejne sześć godzin. Ostatecznie Sasuke odzyskał przytomność dzień później. Za nim weszła do niego odebrała telefon od swojego adwokata. 
        - Słucham? - spytała zniecierpliwiona.
        - Pani Uchiha? Mam dobre wieści. Wczoraj doszła do mnie wiadomość, że pan Uchiha wyraził zgodę na rozwód. Wycofał się, podpisał dokumenty. Z tego co czytałem wszystko zostawił pani dom, auto, hot...
        - Nie jestem zainteresowana. Proszę wycofać się. Nie chce już tego rozwodu. Dziękuję - powiedziała ostro, przerywając mu. Nie czekając na odpowiedź rozłączyła się. Nic teraz nie było ważniejsze nić jej mąż. Wyciągnęła z kieszeni pomięta kartkę. Rozwinęła ją delikatnie, przyglądając się treści "Wrócę do ciebie" przeczytała cicho. Był to list, który zostawił jej trzy lata temu na lodówce. Powinno go dawno wyrzucić, ale nie potrafiła. Była to obietnica, którą musiał spełnić.

         - Sasuke - wyszeptała przez łzy, pochodząc do niego. Jej mąż żył. Leżał przed nią, zabandażowany, przypięty do kroplówki, z milionami siniaków i ran, ale żył. Usiadła na krześle, ujmując jego dłoń. Teraz gdy obietnica się dopełniła, wyrzuciła papierek przez okno.
        - Co to było? - spytał zmęczony.
        - Obietnica.
        - Co?
        - Nie ważne, jak się czujesz?
        - Dużo lepiej cieszę się, że tu jesteś.
        - Wycofałam pozew o rozwód - oznajmiła, głaskając kciukiem jego dłoń.
        - Ciesze się.
        - Czemu mi nie powiedziałeś prawdy?
        - Na prawdę chcesz teraz o tym rozmawiać.
        - Na prawdę.
        - Naruto ci przecież wszystko wyjaśnił. I w liście też napisałem wszystko. Gdybym mógł schował bym cię przed światem. Byłabyś wtedy moja małą tajemnicą. Nie musiał bym cię pokazywać nikomu, nie martwił bym się. 
        - Głupi, jak możesz mówić takie dziwne rzeczy - skarciła go przez łzy.
        - Chodź przytul mnie - poprosił.
        Sakura delikatnie pochyliła się nad nim. Objęła go za szyje, uważając by nie zadać żadnego bólu. Wtuliła twarz w jego, i dziękowała cicho za wszystko.
        - Już myślałam, że to będzie pierwszy raz gdy nie dotrzymasz obietnicy - wyjąkała.
        - Zawsze dotrzymuje obietnic - szepnął, całując ją.


       



* Sakura - Po japońsku oznacza kwiat Wiśni, czyli imię głównej bohaterki. Określenie to miało być grą słów jako smak wiśni, oraz jako imię Sakura.
 * Lis - nazwa gangu.