OGŁOSZENIA

UWAGA!
Blog istnieje jako mój śmietniczek. Wylewam na nim wszystkie pomysły które zagnieżdżą mi się w głowie.

NIE realizuje zamówień, chyba, że napiszę wcześniej.
PRZYPOMINAM, że jest to ŚMIETNICZEK.

[06.11.2014]
ślę wirtualnego HUGA do każdego fana, czytelnika, miłośnika, Narutomaniaka, Narutardsa, i SasuSaku shippera! Z podziękowaniami dla wszystkich osób, którzy dzielnie i z zapartym tchem śledzili i trzymali kciuki za swoich ulubionych bohaterów i Naszego Najgłośniejszego ninja numer 1!
Wiele osób się zastanawia czy blog po zakończenia mangi będzie dalej funkcjonował. Ja bez wahania odpowiadam TAK! Tak długo jak mam wenę, tak długo jak mi pozwolicie i tak długo jak istnieją fani Naruto, SasuSaku, Shikatema etc, tak długo ja będę pisać. Będę dalej pisać, i pisać, aż zostanę ostatnim fanem SasuSaku w Polsce, a później na świecie.


[18/04/2020]
Jak się macie moi drodzy czytelnicy ? Czy wam też życie ucieka przez palce, ale wciąż czujecie się dziećmi ?


cr: all credis to the owner, DevinArt, tumblr, Masashi Kishimoto.

Szablon w całości stworzony prze ze mnie.



30 cze 2013

15 - Naruto (SasuSaku)

          A&M: Naruto
          Paring: SasuSaku
          Dozwolone: 13 lat.


          - Nie Sasuke zaczekaj, nie rób tego! - krzyczeli wszyscy w około. Błagali go by nie robił niczego na własną rękę, prosili by ochłonął, ale ten jak na złość udawał, że ich nie słyszy. Mając własny plan w głowie,  udał się na Obito z zamiarem zabicia go. Nie przewidział jednak, jak silny jest jego przeciwnik, i że jego prawdziwa postać czaiła się tuż pod nim.
          - Naruto! - wrzasnęła przez łzy Sakura, widząc jak jej przyjaciel biegnie za Uchiha.
          - Zawsze mówisz działać sam, co? - warknął Naruto.
          - Zejdź mi z drogi przeszkadzasz! - odpowiedział tym samym. Czarne płomienie zaatakowały, podróbkę, pod czas gdy prawdziwy Obito wyłonił się spod ziemi. Naruto którym nie targały emocje, aż tak bardzo jak Sasuke, zdążył  zauważyć go. Bez wahania osłonił przyjaciela własnym ciałem, obrywając chidori.
          - NARUTO! - wrzasnęła ponownie Sakura. Blond uśmiechnął się, czując przeraźliwy ból w sercu, którego już nie miał. Stróżka krwi poleciała mu ust. Po mimo swojej ciężkiej rany nie zaprzestał ataku. Wolną ręką złapał Obito za szyje mocno, zaciskając palce. Mężczyzna wbił w niego wzrok przegryzał mocno wargi, jakby powstrzymywał się od krzyku.
          - Teraz wszyscy! - krzyknął Naruto.
          - Czekaj! - zawołał Sasuke. - Idioto!
          Tysiące kunai, i broni poleciało w stronę Obito i Naruto. Część z nich przebiło się przez przeciwnika, wbijając się w Naruto, część została zatrzymana przez Sasuke, a inne zraniły zamaskowanego człowieka.
          - Jeszcze nie skończyłem! - warknął. Resztą sił stworzył klona. W prawej dłoni zabłysnął Rasengan.
         
    
          Biegła w ich stronę, wykrzykując imię przyjaciela. Przez łzy widziała zamazany obraz, potykała się o własne nogi, upadała na ziemię, by po chwili wstać. W końcu dobiegła do martwego ciała Naruto. Na jego widok ryknęła jeszcze głośniejszym płaczem. W miejscu gdzie powinno być serce, była dziura, jego ciało było poprzebijane bronią, już nawet nie krwawił.
          - Naruto - wołała wciąż. Jego ciało stopniowo chłodniało i zmieniało odcień skóry. Miał zamknięte oczy, a na twarzy malował się delikatny uśmiech, jakby się do nich uśmiechał  za światów. Ta myśl sprawiała, że czuła się jeszcze gorzej. Od razu przystąpiła do akcji ratunkowej. W panice i agonii groziła mu i błagała, żeby wstał. Po mimo iż, uleczyła kilka ran, ta dziura w sercu była nie do naprawienia.
          - Sakura... - szeptał Shikamaru - Sakura...proszę cię...przestań - prosił chłopak, widząc jak przyjaciółka cały czas próbuje przywrócić go do życia.
          - Sakura! - warknął Kiba.
          Dziewczyna spojrzała na przyjaciół. Wszyscy jak jeden mąż, wpatrywali się w zmarłego Naruto, z miną jakiej jeszcze nigdy nie widziała.
          - Sakura, proszę cię...to nic nie da - powiedział Sai. Uklęknął przy niej, i spojrzał na nią. Wzrok miał przepełniony smutkiem i bólem. Jego twarz wyrażała tyle przykrych emocji, nawet łzy zabłysły.
          - Nie...nie...to jest przecież Naruto on nie może umrzeć - mówiła, kręcąc przecząco głową. Czuła jak się dusi, dostała drgawek. Nie potrafiła dopuścić do siebie tej myśli. Nie chciała. Cały czas wierzyła, że to tylko jeden z jego głupich żartów i zaraz się obudzi.
          - To tylko jego klon...Naruto gdzieś tu jest. Widzicie - powiedziała, pociągając nosem. Uderzyła Naruto z otwartej dłoni w klatkę piersiową. Widząc, że nie przynosi to skutku uderzyła go kolejny raz i kolejny. - Wyłaź Naruto! Wstawaj! - krzyczała na niego. Czuła, że wariuje, że traci zdrowy rozsądek.
          - Sakura przestań! - wrzasnął Shikamaru. Ogarnął go jeszcze większy żal. Sam upadł na kolana, schował twarz w dłoniach i płakał. Poczuł ten okropny ból w sercu, który czuł po śmierci Asumy. Tym razem był dwa razy bardziej odczuwalny.
          - Czemu w niego wątpicie! Przecież znacie go! Wszyscy znamy Naruto on nie dałby się tak łatwo zabić! To nie jest jego prawdziwe ciało! - krzyczała, jakby to właśnie ich obwiniała o śmierć przyjaciela. Uderzyła go po raz kolejny. Gdy się zamachnęła ktoś złapał ją za nadgarstek.
          - Przestań - powiedział poważny, chłodny ton.
          Sakura zmierzyła go morderczym wzrokiem.
          - Naruto nie żyje. To nie żadna sztuczka - powiedział to z taką łatwością, jakby w ogóle się tym nie przejmował. Jakby w ogóle go to nie ruszało. Wkurzyło ją to jeszcze bardziej.
          - Nie zbliżaj się do niego! - warknęła przez zaciśnięte zęby. Wyrwała rękę z jego uścisku. Znów spojrzała na Naruto. Powoli docierało do niej to co się stało. Poczuła jak zbiera się w niej fala łez. Upadła na jego ciało, łkając głośno.
          - Gdzie jest Kakashi...Kakashi sensei na pewno coś wymyśli...albo Tsunade...MISTRZU - zawołała, podnosząc twarz.
          - Sakura...Kakashi sensei...Kakashi sensei...on... - zaczął Kiba. Znów poczuł jak jego serce pustoszeje, nie mógł jej tego powiedzieć, nie po tym jak na własne oczy zobaczyła śmierć Naruto.
          - Nie mówcie tego...nie kłamcie ... - pisnęła.
          Ich twarze wyrażały wszystko. Shikamaru jeszcze głębiej schował twarz. Hinata również siedziała na ziemi i płakała. Ino stała gdzieś z tyłu z Choujim, i starała się ukryć swoje łzy.
          - Przykro mi - powiedział Kiba, i upadł na kolna, jakby oddawał cześć Naruto i wszystkim zmarłym.
          - AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA - ten krzyk bólu rozdzierał jej dusze i serce.



          Rzęsisty deszcz lał od kilku dobrych godzin. Czarne chmury, był tak grube jakby malowane pędzlem Saia. Sakura od kilku godzin stała przy grobie Naruto tępo, wpatrując się w wyryty na nagrobku napis. Dziś był uroczysty dzień w którym pochowali wszystkich poległych Shinobii. Większość osób poszło już do domu, chowając się przed deszczem. Ona stała tu uparcie z nadzieją, że może to tylko sen.
          - Sakura...wracaj do domu zachorujesz - powiedział Shikamaru. Sam nie mógł zasnąć, był środek nocny, wyszedł na spacer, by przejść się po cmentarzu.
          Sakura nie odpowiedziała. Stała w miejscu, z martwym wzrokiem.
     
          Następnego dnia nie było lepiej. Deszcz w prawdzie był lżejszy, ale chmury nadal utrzymywał się nad wioską. Jakby niebo przechodziło żałobę.  Sakura nie ruszyła się nawet o centymetr. Od wczoraj stała tam w czarnym płaszczu, płacząc niczym dziecko.
    
           Sasuke stał na wzgórzu, obserwując swoją dawną przyjaciółką. Był ciekawy czy nadal tu stoi. Prychnął pod nosem, gdy zastał ją w tej samej pozycji co wczoraj. Z pogardliwym wzrokiem odwrócił się i odszedł.

          Dwa dni później udał się do wioski, gdzie miał się spotkać z Taką. Nie spodziewał się, że na miejscu będą też inni jego dawni znajomi z akademii.
          - Co to ma być? - spytał, wchodząc do środka. Kiba zmarszczył brwi na jego widok.
          - Sami się do nas dołączyli, mówiłem im, że to zamknięte spotkanie - wyjaśnił Suigestu, nie ukrywając niechęci, do Konohańczyków.
          - Nie zabawimy tu długo - zapewnił Lee.
          - O co chodzi? - spytał chłodno, zajmując wolne miejsce.
          - O Sakure - powiedział krótko Nara. Wzrok Uchihy zmienił się.
          - Minęły trzy dni. Sakura nie rusza się z jego nagrobka. Nie śpi, nie je, nie pije...
          - Nie wypróżnia się - wtrącił Shino, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Karin, która siedziała obok niego, odsunęła się odruchowo.
          - Mniejsza z tym - kontynuował Shikamaru - Nie słucha nas. Jak raz próbowaliśmy ją zabrać siłą, to nieźle nas pobiła - uśmiechnął się kpiąca, cały czas czując na sobie tą przerażającą siłę. Wtedy właśnie zrozumiał jak czuł się Naruto.
          - Jej rodzice bardzo się o nią martwią, zresztą jak my wszyscy - oznajmiła Ino. Nigdy nie widziała jej w takim stanie, nawet wtedy gdy Sasuke odszedł z wioski. W tamtych czasach to była motywacja do ciężkiej pracy, teraz wyglądała i zachowywała się jakby życie nie znaczyło dla niej nic. Jakby wszystko zniknęło wraz z śmiercią jej bliskich.
          - I co ja mam z tym wspólnego? - spytał.
          Kiba mruknął coś pod nosem, uderzając pięścią w stół. Już miał rzucić obelgę w jego stronę jednak został powstrzymany przez Hinatę. Ona też sama przeżywała śmierć ukochanego, do tego swojego kuzyna. Gdyby nie Kiba, Shino oraz Kurenai, możliwe, że byłaby na miejscu Sakury.
          - Byliście kiedyś przyjaciółmi co nie?! Może ciebie posłucha bardziej - mruknął Inuzuka.
          - W końcu kocha cię...a przynajmniej kochała - wyznał Sai. Po tym strasznym wydarzeniu nie był pewny jakie uczucia chowa w sobie przyjaciółka.
          - I co chcecie bym zrobił? Przecież dobrze wiecie, że mnie obwinia o jego śmierć. Skoro was nie posłuchała to mnie tym bardziej.
          - Nawet nie spróbowałeś?! - warknął Kiba, czuł jak złość się w nim zbiera.
          - Kończę tą głupią naradę. Sakura nie jest dzieckiem, prędzej czy później pogodzi się z jego śmiercią, a tym czasem zostawcie ją. Ludzkie pragnienia w końcu wezmą górę i wróci do siebie. - rzekł pewny siebie, wstając.
          - Jak mnie denerwuje ten gość?! Po co go zaprosiłeś Shikamaru? - mruknął Kiba.
          - Nie wincie go - poprosił Jugo. Spojrzał na Odchodzącego przyjaciela. Mieszkał z nim już jakiś czas i powoli rozumiał jego niektóre czyny - On po prostu na swój sposób przechodzi przez tą sytuacje - wyjaśnił.
          - Coś nie widać, czy on w ogóle coś czuje, czy coś? - spytał Chouji.
          - Nie jestem pewna... - przyznała się Karin.


           Dzień później Sasuke leżał, rozmyślając nad wczorajszą rozmową. Czuł dziwny przymus, który kazał mu sprawdzić czy z Sakurą wszystko w porządku. Nie mógł nazwać tego uczucia, ale niechętnie zwlekł się z łóżka. Jakby jakieś poczucie winy w nim się odezwało. Wolnym krokiem udał na cmentarz. Z daleko nie widział jej postaci.
          - Może już wróciła do domu, ale oni się nią zajęli... - szepnął. Żeby móc spokojnie zasnąć, postanowił sprawdzić to na własne oczy. Tak jak mówił mu instynkt. Sakura nie poszła nigdzie. Teraz leżała na nagrobku, płacząc cicho. Jej oczy były nieprzytomnie, zamglone i jakby martwe. Wiatr, zawiał od północy, pchając go do przodu.
          Położył ostrożnie białe kwiaty obok zniczy.
          - Wstawaj - zażądał chłodnym tonem.
          Sakura spojrzała na niego. Prychnęło cicho pod nosem. Jak na złość odwróciła się na drugi bok.
          - Nie każ mi się powtarzać.
          - Odejdź - zażądała, drżącym głosem. - Idź sobie, zostaw nas - rozkazała.
          - Daj Naruto odejść! - warknął. Złapał ją za nadgarstek i zmusił do wstania. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem. Ledwo co utrzymywała się na nogach. Brakowało jej sił, i energii. Mimo to wyrwała dłoń z jego uścisku.
          - Co ty możesz wiedzieć to przez ciebie umarł! - krzyknęła, marszcząc brwi.
          - Możliwe, nikt go o to nie prosił.  Nie musiał mnie osłaniać.
          - A ty nie musiałeś działaś na własną rękę! Gdybyś nas posłuchał. Gdybyś trzymał się planu, Naruto by żył! Ty i ta twoja głupia duma!
          - Przestań krzyczeć jesteś na cmentarzu.
          - Będę. To ty powinieneś stąd odejść - w złości złapała za bukiet kwiatów, który przyniósł. Zamachnęła się i rzuciła nim prosto w Sasuke.
          - Dość tego, wracasz do domu! - warknął Sasuke. Zazwyczaj nie tracił nad sobą panowanie, teraz coś w nim wrzało. Pękła blokada, którą miał w sobie. Załapał dziewczynę za rękę i siłą pociągnął.
          - Przestań! - krzyknęła.
          Poczuł na sobie jej uderzenie. Pierwszy raz w życiu uderzyła go. Z głośnym hukiem uderzył o beton. Poczuł jak asfalt wbija mu się w ciało.
          - To twoja wina... - ciągnęła dalej.
          - Co jest moją winą? Pokonaliśmy Obito! Wojna się skończyła!
          - Ale kosztem życia Naruto i Kakashiego, Nejiego....pana Shikaku i wielu, wielu innych ludzi! Gdybyś tylko...gdybyś tylko z nim współpracował, gdybyś nie był takim hipokrytą.
          - Jak hipokrytą? - teraz, to na prawdę zezłościł się. Stanął na przeciwko niej, mordując wzrokiem. Nie lubił gdy się go krytykowało. Nie zamierzał tego wysłuchiwać.
          - Tak...od początku nas nie doceniałeś. Uważałeś nas za zbędny balast. Gdy już w końcu staliśmy się drużyną, gdy zacząłeś nas akceptować, zmieniłeś się. Zacząłeś wierzyć w słowa Orochimaru. Zamykałeś się na nas i w końcu uciekłeś do niego! Szukałeś głupiej siły by zabić swojego brata. Zabiłeś go, nie znając prawdy, a gdy się dowiedziałeś jej, to znów oszalałeś. Postanowiłeś bronić pamięć Itachiego, mszcząc się na wiosce. Brat którego nienawidziłeś, przez większość swojego życia, stał ci się znów bliski, a Naruto traktowałeś jak śmiecia, przeszkodę która musisz pokonać! I stało się. Owładnęła cię żądza mordu, chorej sprawiedliwości i zemsty. Chciałeś pokazać nam wszystkim jaki wielki jest klan Uchiha! Jak bardzo potężny jesteś. Chciałeś żebyśmy żałowali. Żałowali, że wasz klan skończył jak skończył. Wymyślałeś sobie  w głowie głupie wymówki, by tylko zniszczyć wszystko co dobre na świecie! Dołączyłeś do Akatsuki, które wcześniej nienawidziłeś, dołączyłeś do Madary, Obito który pomógł wybić twój klan, wskrzesiłeś Orochimaru którego wcześniej zabiłeś...nie widzisz tego? Nie widzisz w tym żądnej hipokryzji i dziecinnego zachowania?!
          - Zamknij się! - krzyknął. Zdawał sobie sprawę z swoich czynów jednak nie myślał, że tak to wygląda.
          - Jesteś tylko gówniarzem, którym kierują emocje, tak łatwo można cię zwabić słowami. To przez ciebie Naruto zmarł...Kakashi sensei...Neji...i wielu innych Shinobii. Przez chorą żądze zemsty klanu Uchiha! Zabiłeś ich!
          To było dla niego za dużo, złapał Sakure za kołnierz, wbijając w nią swój wzrok. Nie chciał tego dłużej słuchać. Jego duma ucierpiała. Nie mógł pogodzić się z prawdą jaka płynęła z jej wypowiedzi. Wszystko to co powiedziała było prawdą.
          - Gdybyś tylko zwalczył w sobie tą chęć zemsty. Gdybyś tylko posłuchał nas, gdybyś nam ufał, gdyby ci na nas zależało...gdybyś na prawdę kochał Itachiego i swój klan, wróciłbyś do nas zaraz po tym jak Obito wyjawił ci prawdę. Gdybyś tylko poprosił nas o pomoc inaczej by się to skończyło - przez łzy, biła go w klatkę piersiową. Wpadła w histerie, i teraz chciała dać upust złości - Gdybyś tylko...gdybyś tylko nie był takim dumnym, upartym idiotą! Gdybym cię tylko tak nie kochała i wtedy zabiła - wrzasnęła. Upadła na kolna, ciągnąć za sobą chłopaka. Płakała głośno. W końcu wyrzuciła z siebie wszystkie żale i myśli które głębiły się w niej od trzech lat. Odsunęła się od Sasuke i wróciła na nagrobek. Skuliła się w kulkę, chcąc poczuć ciepłe ciało Naruto, chciała żeby jego dźwięczny głos napełnił jej duszę, żeby jego śmiech poruszył jej serce. Płakała, modląc się o to, żeby Naruto wrócił do życia.
          Sasuke siedział na ziemi, opierając się plecami o nagrobek. Również płakał. Wspomnieniami wrócił do wszystkich wydarzeń które wymieniła Sakura. Ta prawda bolała go jeszcze bardziej niż prawda o Itachim. W jednym momencie zdał sobie jakim niedojrzałym dzieckiem był. Chłopcem który posiadł wielką moc, i dlatego był zarozumiały. Robił co chciał, i zmieniał zdanie niczym kobieta. Nie liczył się z uczuciami nikogo, liczyło się tylko jego widzimisię.
           Nad ranem obudził go podmuch wiatru. Pierwszy raz od czterech dni wyszło słońce. Niebo było nieskazitelnie piękne. Błękitem przypominał źrenice Uzumakiego. Poczuł jak zdrętwiałe i obolałe ma ciało, z trudem wstał i rozprostował kości. Spojrzał na Sakure, która spała. Wyglądała jak trup. Była wychudzona, blada, do tego podkrążone oczy od wiecznego płakania. Chcąc, nie chcąc wziął ją na ręce i zaprowadził do mieszkania. Delikatnie ułożył na swoim łóżku.
           - Oho...to chyba pierwszy raz kiedy nasz Sasuke przyprowadza kobietę do domu - powiedział zgryźliwie Suigestu, popijając wodę. - Co nie Karin - zwrócił się do koleżanki, która drgnęła niebezpiecznie.
          - Nie zapominaj, że mnie Sasuke sam zwerbował do tej grupy! - warknęła na niego.
          - Jasne, jasne...a czy kiedyś pozwolił ci spać w swoim łóżku? - ciągnął dalej, czując radość z tej zabawy.
          - Uspokójcie się! -warknął Uchiha - Karin weź te ubrania i przebierz Sakure - rozkazał, kładąc rzeczy na stole.
          - W życiu! - zaprotestowała.
          - Ja to zrobię! - zawołał wesoło Suigestu, wyciągając ręce.
          - Suigestu - powiedział ostrzegawczo. Chłopak cofnął rękę.
          - Czemu sam tego nie zrobisz? - spytał chytrze. Znał już trochę chłopaka, i czasami lubił robić z sobie z niego jaja - A już wiem nie musisz odpowiadać, nie jesteś zboczeńcem, a kobiety cię nie interesują...albo...się wstydzisz.
          Sasuke zmierzył go tylko wzrokiem.
          - Jak chcesz. Poproszę Ino - odpowiedział chłodno, sięgając po ubranie. Karin uprzedziła go. Nie podobała jej się wizja kolejnej dziewczyny pod tym dachem. Jedynie co mogła zrobić to przebrać tamtą, obudzić ją i liczyć na to, że sobie pójdzie.
          Usiadła na łóżku Sasuke bacznie, przyglądając się dziewczynie. Wyglądała jak siódme nie szczęście. Miała mokre, posklejane włosy, ubranie brudne i poszarpane, wydzielała również nieprzyjemny zapach. Faktycznie wyglądała jakby spędziła na tym cmentarzu cztery dni i cztery noce. Oczy miała czerwone i podkrążone. Poczuła żal gdy na nią patrzyła. Faktycznie była jej rywalką w miłości, z tego względu nie darzyła ją uczuciem, ale potrafiła zrozumieć jak czuje się kobieta gdy utraci coś ważnego. Z westchnięciem spojrzała na ubranie, które dał jej Sasuke. To był jego T shirt i spodenki. Zabolało ją trochę, że dał jej własne ubranie. Odłożyła je na bok i wyszła z pokoju.
          - Skończyłaś? - spytał Juugo.
          - Nie - mruknęła niezadowolona. Wzięła z kuchni miskę i napełniła letnią wodą.
          - Po co ci to chcesz ja utopić? - spytał Suigestu. Sasuke, słysząc to pytanie podniósł wzrok z nad zwoju.
          - Idą ją umyć - wyjaśniła dumnie i zniknęła za drzwiami.
          - Oho, chce to zobaczyć! - zawołał Suigestu, wstając z parapetu. Klęknął pod drzwiami, i przyłożył oko do dziurki od klucza.
          - Suigestu! - zawołał Juugo.
          - No co? Sprawdzam tylko, czy Karin jej czegoś nie robi - wyjaśnił, piszcząc pod nosem.
          - Suigestu! - skarcił go Sasuke.
          - Już wracam! - zawołał pośpiesznie, bojąc się o własne życie.
    
          Karin ostrożnie rozpinała jej bluzkę, gdy nagle obudziła się. Była słaba i blada, ale na tyle kontaktowała by zorientować się, że jest w pokoju, a kobieta która ją dotyka do koleżanka Sasuke.
          - Co robisz? - spytała, podnosząc się. Szybko jednak upadła na poduszkę.
          - Myję cię...jak kobieta może się tak zaniedbać? - mruknęła.
          - Wole się sama umyć w łazience.
          - Nie wiem czy dasz rade. Ledwo co oddychasz - zauważyła. - Jesteś medycznym ninja ulecz się i po sprawie.
          Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Próbowała wstać, ale bez skutku, znów upadła na ziemie.
          - Jak chcesz...zawołał chłopaków, to cię przeniosą do łazienki.


          - I co? - spytał Suigestu.
          - Nico! - warknęła - Musisz ją przenieś do łazienki, upiera się że sama się umyje, ale jest tak słaba, że ledwo co oddycha.
          - Wstała? - wtrącił Juugo.
          - Tak.
          - No to jak tak chce - westchnął, odkładając bidon na bok. - Co to było? - spytał, słysząc huk dobiegający z pokoju Sasuke.
          Sasuke w mgnieniu oka znalazł się przy dziewczynie. Westchnął głośno, widząc, że tylko upadła na ziemi. Siedziała z opuszczoną głową, trzymając coś w ramionach.
          - Skąd to masz? - spytała, podnosząc głowę. Trzymała ich zdjęcie grupowe, które było zrobione dawno temu i należało do Naruto.
          Sasuke nie odpowiedział. Głupio mu było się przyznać, że wziął to z mieszkania Naruto, a jeszcze głupiej, że trzymał to zdjęcie u siebie na półce. Wręcz było to dla niektórych niewiarygodne.
          - Jego na prawdę nie ma? Jego mieszkanie jest puste prawda? - spytała, łkając.
          - Tak.
          Sakura znów wybuchła płaczem.
          - Przestań płakać - rozkazał.
          - Sasuke...bądź milszy - poprosił Juugo.
          - Mam dość. Cały czas tylko płacze!
          - Zrozum jak się czuje - wtrącił Suigestu.
          - Przygotowałam ci tą łazienkę...czemu płacze? - spytała Karin, wchodząc do pokoju.
          - Czemu ja muszę z wami żyć. Idziemy - powiedział chłodno. Wziął dziewczynę na ręce i zaniósł do łazienki. Odłożył zdjęcie na umywalkę, po czym wyszedł, zostawiając Sakure Karin.
    


          Weszła do pustego mieszkania Naruto. Przez chwile miała wrażenie, że widzi Naruto który siedzi w kuchni z swoją śmieszną czapką i zajada ramen, niestety złudzenie to szybko minęło. W jego pokoju panował bałagan. Wszędzie walały się zwoje, puste opakowania po jedzeniu i ubrania. Rzuciła się na jego łóżko, chłonąc jego zapach. Teraz na prawdę poczuła, że go nie ma. Łzy znów cisnęły jej się do oczów.
          - Nie płacz - rozkazał jej Sasuke.
          Sakura ciężko wstała. Otworzyła szafę, po czym wyciągnęła z niej pomarańczową kurtkę. Ubrała ją na siebie, jakby otulała się jego zapachem. Długo siedziała w jego mieszkaniu. Cisza dudniła jej w uszach i napawała strachem. Bała się, że wszyscy za niedługo zapomną o nim.
          - Wracajmy.
          - Chce tu nocować.
          - Po co? On tu nie wróci.
          - Po prostu chce tu nocować. Możesz iść jak chcesz.
          Sasuke był zaskoczony jej chłodem. Jakby rozmawiał z kompletnie inną osobą. Nie zbyt rozumiał zachowania Sakury, ale wiedział, że nie mógł jej zostawić tutaj samej. To miejsce dziwnie na nią działało, jeszcze coś głupiego przyszło by jej do głowy. Usiadł więc obok niej, odkładając katane na bok.
           Minęło pół godziny odkąd Sakura poszła się umyć. Wszystkie odgłosy ucichły, nie słychać było pluskotu wody. Lekko przestraszony zapukał do drzwi. Po czwartym razie wszedł do środka.
          - Oszalałaś czemu nie odpowiadasz?! - nakrzyczał na nią.
          Sakura siedziała w wannie. Cały czas miała na sobie kurtkę Naruto.
          - Nie wychodź - poprosiła, łapiąc go za bluzke. Schował twarz w kolanach, jakby się czegoś bała - Czuje jego obecność, jest na mnie zły - wyjąkała.
          - Co ty wygadujesz? Idę po Tsunade.
          - Nie wychodź - po prosiła, łamiącym się głosem, jakby zaraz miała się popłakać.
          Usiadł na ziemi tyłem do niej. Nie mógł uwierzyć, że to robi.
          - Co ci mówi? - spytał.
          - Nakrzyczał na mnie.
          - Za co?
          - Za to, że marnuje życie. Za to, że chciałam odebrać sobie życie, za które on poświęcił się - powiedziała ciszej. Sasuke rozejrzał się po łazience. W kącie leżało kunai. A jednak miał racje.
          - I coś jeszcze?
          - Jest zły, bo się na ciebie wkurzam. Powiedział jeszcze, że on nigdzie nie odszedł i, że cały czas będzie koło nas dla tego mam się uśmiechać, bo lubi mój uśmiech.
          - To prawda. Zawsze uwielbiał cię oglądać.
          - Nie odwracaj się - rozkazała. Wstała z już chłodnej wanny, stając na zimnych płytach. Woda kapała z niej na Sasuke, który dzielnie siedział, nie tracąc kontroli nad sobą. Gdy już się owinęła w ręcznik wyszła z łazienki do pokoju Naruto gdzie ubrała jego T shirt i swoją spódniczkę.
          - Mówię serio chce tu nocować - oznajmiła gdy chłopak wszedł do pokoju. Wgramoliła się pod kołderkę, gdzie skuliła się niczym kot.
          - Nie powinnaś iść najpierw do rodziców?
          - Byłam rano.
          - Nie wolisz czegoś czystego? - spytał, podchodząc do szafy w której Naruto trzymał kilka czystych koców.
          - Nie, ta nadal pachnie Naruto - wyjaśniła.
          - Jak chcesz.
          Sasuke położył się na macie. Długo nie mógł zasnąć, miał dziwne przeczucie, że jak zamknie oczy, to ona gdzieś ucieknie. Panował w tym domu dziwny spokój. Czuł Naruto, miał wrażenie, że faktycznie jest tu z nimi i czuwa nad nimi. W końcu nad ranem zasnął.
          Obudził się kilka godzin później. Od razu zerwał się na proste nogi, widząc, że Sakury nie ma. Przeklął na siebie w duchu. Wziął katane i wybiegł z mieszkania, udając się cmentarz.


          Znalazł ją po godzinie. Klękała przed pomnikiem Bohaterów. Wyglądała jakby się modliła. Na posagu leżała złożona kurtka Naruto, a tuż obok białe kwiaty.
          - Zgłupiałaś? - spytał Sasuke głośno, dysząc.
          Sakura uśmiechnęła się do niego przepraszająco.
          - Skończyłam! - krzyknęła. Była jakoś bardziej radosna i weselsza.
          - Sakura
          - Hmm?
          - Przepraszam - powiedział, spoglądając na nią. Musiał w końcu schować dumę do kieszeni. - Przepraszam. Wszystko co wtedy powiedziałaś było prawdą. Gdyby nie moja dumna oraz egoizm wszyscy może by teraz żyli. Na prawdę przepraszam.
          - To już bez znaczenia - uśmiechnęła. Dotknęła jego policzka, chcąc dodać mu tym samym otuchy. On również dużo wycierpiał przez te wszystkie lata. Sam w samotności przeżywał śmierć Naruto i Kakashiego. Sam zupełnie sam. - Sasuke - kun...wracajmy do domu - poprosiła.
          Sasuke przytaknął. Pierwszy raz od zakończenia wojny Sakura zwróciła się do niego Sasuke - kun. Nie wiedział czemu, ale rozbawił go ten fakt. Nigdy nie zwracał na to uwagi, ale w tym przypadku znaczyło to coś dla niego.
          - Tak wracajmy.
          - Do domu. Do naszego domu - powtórzyła Sakura. Szli w stronę kamiennej góry, nie spuszczając wzroku z poprzednich Kage. Nawet nie zauważyli jak ich dłonie splotły się. Owładnięci marzeniem Naruto, spoglądali na niebo, gdzie widzieli twarze swoich zmarłych towarzyszy.
          - I tak ma być daddebayo! - zaśpiewał wiatr.



           Za błędy przepraszam.

29 cze 2013

14 - New Life (Zeki 3/5)

Rozdział 3

           Następnego dnia obudziła się wczesnym rankiem. Z zeszłej nocy pamiętała tylko tyle, że miała się wieczorem spotkać z Zero. Na samo wspomnienie o nim zerwała się z łóżka. Promienie słoneczne wpadały do pokoju, a ona nadal była w swoim szkolnym mundurku. Gdy zrozumiała, że nie pojawiła się na nocnym patrolu, wybiegła z pokoju, kierując się do męskiego dormitorium.
           - Hej to męska część! - zawołał jakiś uczeń.
           - Przepraszam muszę biec do Zero! - odkrzyknęła z przepraszającym uśmiechem. Skręciła w prawo, biegnąc po schodach na drugie piętro.
           - Zero! - zawołała, wpadając do jego pokoju. Przywitał ją zimny podmuch wiatru. Pomieszczenie było puste, łóżko idealne posłane, na nocnej szafce stał jeszcze kubek niedopitej kawy. Zasmucona zamknęła za sobą drzwi. Rzadko się zdarzało, żeby Zero wstawał wczesnym rankiem chyba, że miał prace.



           Udała się do szkolnej stajni. Tam często go zastawała. Już z daleka widziała zarys postaci. Przyspieszyła kroku, widząc srebrne włosy. Po cichutku na palca weszła do środka, stając koło wielkiej kupy siana. Biały koń Lili zaryczała groźnie.
           - Wystawaj Zero! - wrzasnęła, biorąc zamach. Zero w mgnieniu oka, zatrzymał jej dłoń. Przewrócił się leniwie na plecy. Lewą dłonią zasłonił wpadające promienie słoneczne.
           - Nigdy nie dasz człowiekowi się wyspać - mruknął, puszczając jej dłoń. Senny wstał do pozycji siedzącej, drapiąc się po głowie jeszcze raz zilustrował dokładnie dziewczynę, po czym wstał na równe nogi.
           - Jak chcesz spać, to śpij w pokoju, a nie na sianie.
           - Tak, tak, tak. Chodź już na ten patrol - oznajmił nie przejęty, mijając ją w drzwiach. - Idziesz? - spytał, spoglądając na nią za pleców.
           - Idę, idę - mruknęła.
           - Po za tym sama wczoraj się nie zjawiłaś na patrolu - wspomniał.
           - Mogłeś mnie obudzić...zawsze to robisz - odpowiedziała lekko rozżalona.
           - Jakoś nie chciałem. Chyba płakałaś przez sen - wyznał, spoglądając na nią kątem oka. Jej wyraz twarzy się zmienił. Na ułamek sekundy zasmuciła się, po czym jakby nigdy nic, obdarzyła go sztucznym uśmiechem.
           - Co ty mówisz, pewnie ci się zdawało! - zawołała w panice.
           - Możliwe. Chodźmy.
           Dotknął jej głowy jak to miał w zwyczaju, po czym skierowali się do zachodniego skrzydła, gdzie zazwyczaj zaczynali swój obchód.




           Yuuki patrzyła jak Zero walczy z swoim pragnieniem. Nie zbyt rozumiała jego zachowanie, od kilku miesięcy wymieniali się krwią bez żadnego, "ale" dla tego też nie rozumiała po co się tak wstrzymuje. Skrzywiła się, widząc jak połyka już czwartą tabletkę. Miała ochotę wywalić mu to pudełko do rzeki, ale ten upierał się, że nie może za często pić jej krwi, bo unosi się zapach w szkole.
           - Dobra chyba skończyliśmy. Idź do pokoju i się przebierz, ja sprawdzę jeszcze ogród i wracam na lekcje - oznajmił Zero.
           - Dobra - przytaknęła posłuszne.


           Czysta i pachnąca oparła się o framugę okna. Wiosenny wiatr, gładził jej delikatne ciało, przynosząc ze sobą cudowny zapach Zero. Niechętnie obserwowała jak Maria, pochodzi do niego. Wdzięczy się, uśmiecha, podrywa. Wmawiała sobie, że to nic takiego, w końcu miał prawo rozmawiać z kim chce i o czym chce. Z ich rozmowy musiała wywnioskować, że chodzi o drzwi, które skrzypiały w pokoju Marii. Oboje ruszyli w stronę szkoły. Obnażyła niebezpiecznie kły, gdy dotknęła jego głowy, jakby robiła to już dziesiątki razy. Po chwili opanowała się.
           - Zero nie jest twój - przypomniała sobie. Idąc tym tokiem myśli, zeszła do piwnicy, gdzie było zamrożone ciało brata. Długo wpatrywała się w jego piękną twarz, jak by miała nadzieje, że zaraz uśmiechnie się, odżyje, przywita ją gorącymi pocałunkami. Opuszkami palców dotknęła miejsca, gdzie były jego usta. Z głośnym westchnięciem usiadła na ziemi. Znów poczuła się samotna, opuszczona i porzucona. Nawet nie zauważyła, jak schowała głowę między kolanami, zalewając się łzami.

          
           - Dziękuje Zero, teraz działają świetnie! - zaświergotała Maria, ruszając drzwiami. Zamykała je, po czym otwierała, upewniając się, że wszystko działa jak należy.
           - Drobiazg - oznajmił - Jeśli to tyle to ja idę. Zaraz mam lekcje.
           - Zero - szepnęła, łapiąc go za rękę - Kiedy ostatnio piłeś czyjąś krew? - spytała, dotykając jego szyj. Drgnął na jej dotyk. Przez jego ciało przeszły ciarki.
           - Niedawno - zapewnił ją, odsuwając rękę - Na razie - pożegnał się.


           Wyciągnął z kieszeni tabletki. Na raz wsypał sobie do ust pokaźną ilość. Nie mógł uwierzyć, że ta dziewczyna zauważyła jego pragnienie. Przecież nie cały tydzień temu pił krew Yuuki, nie był znów tak bardzo spragniony, więc czemu zachowywał się jakby zaraz miał umrzeć z pragnienia?

           Zmęczony i znudzony wyszedł z ostatniej lekcji matematyki. Z każdym dniem coraz bardziej się zastanawiał co robi w tej szkole. Wyklinając na swoją słabą wolę, obiecał sobie, że nigdy więcej nie da się na nic namówić swojemu opiekunowi.
           - O Zero właśnie miałem do ciebie iść - powiedział dyrektor zaskoczony jego obecnością. - O to nowa lista wampirów - podał mu listę. Zero przejechał po nazwiskach. Było ich więcej niż zazwyczaj. Domyślał się, że to była armia Sary, którą tworzyła potajemnie. Teraz jej potwory krążyły po mieście, stwarzając potencjalne zagrożenie.
           - Zacznę od wieczora - oznajmił chłodno, chowając kartkę.
           - Tylko uważaj na siebie. Jak pewnie zauważyłeś trochę ich jest. Nie sprawiaj Yuuki większych zmartwień - poprosił.
           - Jasne. Idę - rzekł, udając się w stronę drzwi.



           - Zero! Zero! - zawołał ktoś.
           - Hanabusa - powiedział nie miłym głosem.
           - Ciebie też miło widzieć - powiedział tym samym - Widziałeś Yuuki? Zaraz zaczynają się lekcje, a jej jeszcze nie ma.
           - Nie, nie ma jej w pokoju?
           - Nie ma szukałem już wszędzie.
           - Cholera! - krzyknął.


           Sprawdził już wszystkie możliwe miejsca w tej szkole. Jadalnie gdzie mogła podjadać, jego pokój, gdzie często zasypiała, stajnie, nawet bibliotekę gdzie pokazywała się raz na rok. Wychodząc od Yori tracił nadzieje, że mogę być w szkole. Wtedy doznał oświecenia.
           - Dureń!
           Zszedł do piwnicy gdzie zastał śpiącą dziewczynę. Zły na sam siebie, wziął ją na ręce i zaniósł do pokoju. W domu wszyscy na nią czekali. Owszem każdy z nich mógł wychodzić do miasta, w końcu musieli załatwiać swoje sprawy, ale Yuuki miała surowy zakaz wychodzenia sama bez osoby towarzyszącej, stąd się wziął strach o nią.
           - Spokojnie tylko spała - powiedział Zero, widząc ich przestraszone miny.
           Ruka westchnęła głośna. - Dobrze! Zbierajmy się, zaraz musimy wchodzić na lekcje! - oznajmiła poważnym tonem.

           Obudziły ją głośne rozmowy i tupot butów. Spojrzała na Zera, który ją właśnie niósł po schodach. Przed sobą miała właśnie jego szyje. Poczuła niesamowite pragnienie, które nasilało się z każdą sekundą. Objęła go rękami, podciągając się wyżej.
           - Poczekaj, aż wszyscy wyjdą - mruknął, zamykając kopnięciem drzwi. Postawił ją na nogach.
           - Wybacz musieliście się martwić.
           - Niby kto powinien zasypiać w własnym łóżku? - skwitował, siadając na krześle. Powoli zbliżał się zmierzch. Robiło się coraz zimniej i chłodniej. Patrzył jak wampiry jeden po drugim, opuszczając dormitorium, udając się w stronę szkoły. Gdy zamknęła się brama, poczuł coś ciężkiego na kolanach. Yuuki usiadła na nim, oblizując mu delikatnie szyje. Napiął mięśnie jakby się bał, że straci nad sobą kontrolę.
           - Trochę nie wygodna pozycja co? - spytała, uśmiechając się przepraszająco.
           - Lekka to ty nie jesteś - wywinął się. Drgnął ponownie gdy wplotła swoje palce w jego włosy. Chciał to już mieć za sobą. W końcu zatopiła w niego kły.

           - Zero też powinieneś się napić - powiedziała, wycierając usta. Stanęła przed nim, wyciągając do niego dłoń. Z cichym prychnięciem skorzystał z pomocy. Nie mógł już więcej czekać, podszedł do niej i położył na łóżku, wspiął się na nią po czym delikatnie wgryzł się w jej szyje. Słodki smak jej krwi rozpłynął się w jego ciele. Od razu poczuł się lepiej.
           Odchyliła głowę do tyłu, dając mu tym samym lepszy dostęp. Zacisnęła palce na jego włosach. Od jakiegoś czasu coraz bardziej zawstydzało ją to. Gdy pił jej krew miała wrażenie, że się obnaża, że jest naga. Głupio jej było się przyznać, że lubi to uczucie. Nawet jego ciężar był przyjemny.
          

           Siedziała w drugiej ławce pod oknem. Nocne lekcje nie różniły się niczym od dziennych. I tu i tu było nudno. Jej wzrok skupił się na jednym wolnym miejscu. Lekcja miała się zacząć za pięć minut, a Marii nadal nie było. Dostrzegła ją na polu. Szła chodnikiem, trzymając w rękach czyiś płacz. Widząc jak podchodzi do Zero, który stał pod drzewem domyśliła się, że to jego płaszcz. Zastanawiała się przez chwile skąd ma jego rzecz. Poczuła delikatne ukłucie w sercu. Chciała odwrócić wzrok, ale jakoś nie mogła. Do sali wszedł nauczyciel, a ona nadal wpatrywała się w tą dwójkę. Rozmowa z Zero szła jej nadzwyczaj gładko.
           - Znów pada - zauważył jakiś wampir.
           Yuuki dokładnie obserwowała jak Zero bierze swój płaszcz i zakłada na Marie. Dziewczyna była bardzo chorowita i nawet mały deszcz mógł sprawić, że się przeziębi. Zdjął z siebie czarną kurtkę i trzymał nad głową dziewczyny. Wspólnie rzucili się biegiem do szkoły. Weszła do klasy po kilku minutach, mając na sobie ubranie Zero. Była praktycznie słucha, jedynie kilka kropel deszczu zdążyło ją zmoczyć.
           - Przepraszam za spóźnienie, złapał mnie deszcz - wyjaśniła. Usiadła na swoim miejscu, wieszając mokry płaszcz na krześle.

           Tej nocy nie mogła spać spokojnie. Przewracała się z boku na bok, aż w końcu zirytowana ubrała się i wszyła. Skierowała się stronę męskiego dormitorium. Jak zawsze w takich chwilach suwała się Zero pod kołderkę tym razem też miała taki zamiar. Zdziwiła się, widząc uchylone drzwi. Zajrzała przez nie ostrożnie jakby się bała, że zaraz wyskoczy jakiś potwór.
           - Nie musiałaś tak późno przychodzić, żeby oddać mi płaszcz - usłyszała głos Zero.
           - W porządku, i tak nie mogłam spać - powiedziała Maria. Jej głos bardzo ją zdziwił, nie spodziewała się jej. Przynajmniej o tej godzinie - Zero. Jakbyś był spragniony to śmiało możesz się napić mojej krwi. Nie przeszkadzało by mi gdybyś to ty ją pił. Oczywiście nie żądam od ciebie żebyś mi dawał swoją. - wyjawiła cichutko. Nie wiedziała jej twarzy, ale mogła się domyślać, że jest zawstydzona. Zrobiło jej się na sercu jakoś dziwnie gorąco gdy to usłyszała. Pić krew? I to jej. Chciała tam wejść i przerwać tą rozmowę, ale wiedziała, że tak nie może zrobić.
           - Nie wiem czy chciałabyś pić moją krew.
           - Póki to jest twoja krew to nie obchodzi mnie, że jestem przemienionym wampirem.
           - Pije wystarczająco dużo krwi. Dzięki - zgasił ją, najłagodniej jak potrafił.
           - Wiem tak tylko mówię jakbyś krew pani Yuuki ci nie wystarczała. To ja będę się zbierać. Dobranoc.
           - Dobranoc.

           Szybko schowała się za zasłoną. Wstrzymała oddech, gdy Maria przeszła obok niej. Stała tam jeszcze przez chwile, aż na korytarzu nie zrobiło się kompletnie cicho. Westchnęła z ulgą gdy zobaczyła jak dziewczyna wychodzi z budynku.
           - Zero - szepnęła, wchodząc do pokoju. Kładł się właśnie do łóżka.
           - Co jest? Kolejny gość? - spytał, ściągając podkoszulek.
           - Był tu ktoś jeszcze? - spytała, udając, że nie wie o kogo chodzi.
           - Tak, Maria.
           - Aha - szepnęła.
           - Co się stało?
           - Nic nie mogłam zasnąć, więc przyszłam - oznajmiła. Bez pytania wsunęła się pod kołderkę.
           - To moje miejsce - zauważył.
           - Chciałabym dziś spać pod ścianą - poprosiła.
           - Jak się skapną, że cie nie ma w pokoju to będziesz miała kłopoty - mruknął. Sam wsunął się pod kołderkę, kładąc się na plecach.
           - Nie ubierzesz nic na siebie? - spytała, łapiąc rumieniec.
           - To mój pokój - przypomniał jej.
           - Zboczeniec - mruknęła obrażona. Przysunęła się do niego bliżej, obejmując jedną ręką. - Zimno mi - szepnęła, zamykając oczy.
          

           Za błędy przepraszam.

25 cze 2013

13 - ShikaTema


           Paring: Shikamaru i Temari (ShikaTema)
           A&M: Naruto
           Uwagi: I znów zaczęło się oglądnie się Naruto od początku. To dziwne uczucie gdy po raz piąty czy szósty oglądasz wszystkie odcinki po raz kolejny zauważasz rzeczy których wcześniej nie widziałeś. Zmianę Sasuke, to jak Sakura chwilami była upierdliwa, poczucie winy, i wiele innych rzeczy.

          Usiadł ciężko na ziemi, nie mogąc uwierzyć w to co się właśnie wydarzyło. Złapał się za głowę, oglądając z rozszerzonymi źrenicami jak Shinobii, wiwatują z radości, przytulając kogo się tylko da i płaczą z radości. Właśnie wygrali wojnę. Wygrali wojnę dzięki jego strategii. Nadal nie mógł uwierzyć, że plan który zrodził się w jego umyśle, całkowicie przypadkiem udał się. Jeszcze raz westchnął głośno, dodając sobie tym otuchy.
          - Dobrze się spisałeś - usłyszał nad głową. To był ten kpiący z nutką ironii głos, który sprawiał, że jego męska duma odzywała się.
          Shikamaru spojrzał na blond włosa dziewczynę, jej szczery i pełen podziwu uśmiech, krył w sobie nutkę kpiny. Z zadziornym uśmiechem, skorzystał z jej pomocy, i wstał na równe nogi. Spojrzał na nią, pewnym wzorkiem takim jakim mężczyzna obrzuca kobietę, gdy chce jej coś powiedzieć. Ona spoglądała na niego jak ma faceta, który stał się bohaterem, mimo to wciąż widziała w nim tego chłopca z czasów egzaminu, któremu nic się nie chciało i narzekał na wszystko i wszystkich.
          - Gratulacje wygraliśmy - dodała po chwili, uśmiechając się szeroko. Pierwszy raz widział, by uśmiechała się tak szczerze i radośnie. W takiej chwili miał ochotę przytulić ją, kogokolwiek, w końcu zaczynał mu się udzielać entuzjazm innych.
          - Gdyby nie wszyscy, nie udało by mi się niczego wymyślić.
          - Twój Ojciec byłby z ciebie dumny. Na prawdę świetnie ci poszło - pochwaliła go. Jedną rękę trzymała na tali, sprawiając wrażenie kobiety silnej i twardej, którą zresztą była.
          Przytaknął delikatnie, robiąc kilka kroków do przodu. Chciał powiedzieć jej równie coś miłego. W końcu sama dawała z siebie sto procent w tej wojnie, na swój sposób wspierała i dodawała mu sił, ale coś rzuciło mu się na szyje, przez co prawie stracił równowagę.
          - Shikamaru! Wygraliśmy! - zawołała wesoło Ino. Zacisnęła uścisk na jego szyj, piszcząc cicho gdy okręcili się wokół własnej osi. Gdyby ktoś ich nie znał pomyślałby, że są zakochaną parą, która właśnie wspólnie świętuje wygraną.
          - Oi Ino - zawołał, gdy już złapał równowagę. Spojrzał na Temari, która stała tam gdzie wcześniej. Na ich widok uśmiechnęła się kpiąco się pod nosem. Podniosła lewą ręką na znak, że idzie dalej.
          - Na razie - rzuciła, odchodząc dziarskim krokiem.
          - Niesamowity! Twój plan był niesamowity! - krzyknęła Ino, puszczając go. Jak każda kunoichi tryskała radością, i niewytłumaczalnym blaskiem, który potrafił poruszyć męskie serce. Patrząc za jej plecy obserwował jak inna blond kobieta rzuca się bratu na szyje, roniąc łzy szczęścia.
          - Gdzie Sasuke i Naruto? - spytał, rozglądając się po polu bitwy. Ta dwójka była niczym siła napędowa, perełka w morzu, as w rękawie. Musiał sprawdzić czy są cali i zdrowi, a jednocześnie podziękować.
          - Wszystko w porządku. Sakura ich leczy - uśmiechnęła się.
          Shikamaru odetchnął z ulgą. Teraz gdy wszyscy byli bezpieczni, mógł zrzucić z siebie ciężar wojny.


           Wszedł do pokoju numer dwanaście. Na dwóch szpitalnych łóżkach leżeli Naruto i Sasuke. Oboje spali w głębokim śnie. Patrząc na Sasuke miał dziwne uczucie. Chciał mu ufać, ale rozsądek nie pozwalał mu na to. Musiał go mieć na oku, zwłaszcza teraz gdy Naruto i Sakura stracili głowę dla niego. Wyszedł z ich pokoju i udał się na drugie piętro gdzie leżał Kazakage oraz Raikage. Ta dwójka była najbardziej pokiereszowana za wszystkich kage. Na szczęście dzięki szybkiej interwencji medyków, ich życiu nic nie zagrażało.
           - I jak z nimi? - spytał, wchodząc do środka.
           - Tryskamy energią, nie mam pojęcia po co nas jeszcze tu trzymają! - mruknął nie zadowolony Raikage, wymachując pięścią.
           - Proszę się tak nie denerwować - wtrącił Gaara.
           - Jeśli czcigodna Tsunade by pana zobaczyła, na pewno by dała nam popalić, także proszę na razie odpoczywać i czekać, aż pana wypuszczą z szpitala - poprosił Shikamaru.
           - Ty też powinnaś trochę odpocząć, nic nam tu nie grozi - zwrócił się do siostry, która trzy dni spędziła w szpitalu na zmianę, przesiadując tu u niego tu u Kankuro.
           - Kazakage ma racje - dodał Nara.
           - Dzięki, ale jednak wole być tutaj.
           - Po słuchaj ich. Kobieta nie powinna sama tyle siedzieć w szpitalu. Nawet jeśli chodzi o braci. Wróć do domu, odpoczywaj za kilka dni wszyscy wrócimy do swoich krajów - rzekł Raikage.
           - Odprowadzę ją.
           - Dziękuję Shikamaru.
           - Jakby to nie było upierdliwe, jesteście naszymi gośćmi, nie pozwolę, żeby kobieta, nawet taka jak ta włóczyła się wieczorami po ulicach - wyjaśnił.


           Hotel w którym zatrzymali się większość shinobii Piasku, znajdował się dwadzieścia minut drogi od szpitala. Wystarczająco czasu, by powspominać pierwsze spotkanie, egzamin na Chunnina, oraz misje ratunkową, czyli pierwsza zawalona misja Shikamaru jako dowódca.
           - Wszyscy bardzo dorośliśmy. Zwłaszcza po tej wojnie - stwierdziła smutna. Na własnej skórze doświadczyła co to oddech śmierci, oraz odpowiedzialności za życie tysiąca ludzi. Czuła, że jakaś tam jej cząstka nie jest już tą samą Temari.
           - Oby to była ostatnia wojna w której uczestniczyliśmy.
           - Oby to była w ogóle ostania wojna - poprawiła. Doszli do hotelu. W około było cicho, jedynie  w poszczególnych pokojach świeciło się jeszcze światło. - Zostań szybko Jouninem. Nie możesz do końca życia być gorszym ode mnie - uśmiechnęła się zadziornie.
           - Tyle pracy ile mam do teraz wystarcza mi!
           - Skoro tak mówisz.
           - Na razie.
           - Cześć.
           Odprowadził przyjaciółkę wzrokiem, aż do schodów. Żeby być pewnym, że trafiła bezpiecznie do pokoju, patrzył, aż lewe okno, na trzecim piętrze zaświeci się. Gdy tak się stało zawrócił do miasta.



            Minął rok od zakończenia Czwartej Wojny Światowej. Podczas tych dwunastu miesięcy wszystko powoli wróciło do normalności. Pięć wielkich nacji zawarło pokój, na świecie zapanowała harmonia. Wioski przestały obmyślać strategie i plany ataków. Wszystko szło własnym torem. Sasuke po wielu rozmowach, po wielu, naradach i po wielu bólach postanowił zostać w wiosce. Drużyna siódma wróciła do życia, a legenda o nowych Sanninach przeszła do historii. Naruto po czterech ciężkich latach cieszył się każdym dniem, nie martwiąc się o nic. Nie porzucił on oczywiście marzeń dotyczących zostania Hokagę. Sasuke w prawdzie też. Ciężko pracował by zdobyć zaufanie mieszkańców. Wszyscy z zapartym tchem czekali na zakończenie tej historii
           Po tych dwunastu miesiącach zbliżał się egzamin na Chunnina. Jak zawsze przydzielono do niego Shikamaru. W tym roku egzamin miał się odbyć w wiosce Piasku. Czuł pewną radość, że w końcu będzie mógł odwiedzić tą wioskę, ale tak na prawdę cieszył się na myśl, że spotka starą przyjaciółkę. Dziwna radość ogarniała go gdy o niej myślał. Tak na prawdę w cale ją nie znał, widział się z nią raz na ruski rok, ale lubił ją. Lubił ich kłótnie i to, że tak bardzo przypominała mu jego mamę.
           Dnia trzeciego miesiąca szóstego udał się do Hokage. Następnie wyruszył do wioski Piasku, jako egzaminator i przedstawiciel wioski Liścia. Po trzech dniach ujrzał trójkę przyjaciół. Na środku stał Kazekage. Z szerokim uśmiechał oczekiwał jego przybycia. Po jego lewej stronie stał Kankuro, a po prawej Temari. Już z daleko widział tą silną postawę. Biła od niej charyzma i siła.
           - Witaj Shikamaru! - powiedział uroczyście Kazekage, ściskając mu dłoń.
           - Cześć.
           - Nadal Chuunin? - spytała zgryźliwie Temari.
           - Na szczęście tak.
           - Czyżby nie doceniali twojego umysły? - spytał Kankuro. Cała czwórka udała się w stronę w wioski. Nie mógł uwierzyć jak bardzo rozwinęła się w ciągu tego roku.
           - Założę się, że odmówił, jest na to za leniwy - wtrąciła Temari.
           - Coś w tym stylu - zawstydził się.
           - Czcigodny Kazekage! Za nie długo przybędzie Raikage - oznajmił jeden z shinobii.
           - Rozumiem, wyjdę mu na przywitanie.
           - Pójdę z tobą.
           - Dobrze Kankuro. Temari proszę cię, odprowadź naszego gościa do jego pokoju - poprosił Gaara.


           Jak zawsze nie obeszło się bez zbędnych sprzeczek i rozmów. Mieli dużo sobie do powiedzenia. Temari była ciekawa wszystkiego. Co u Naruto, co z Sasuke, jak trzymała się piątka Hokage i jak żył on sam.
           - Wszystko jak w najlepszym porządku. Cieszę się, że wtedy zaufałem Sasuke. Teraz jest nam bardzo pomocny, i darzę go równie wielkim zaufaniem co resztę - przyznał się. Nie było w tym ani grama kłamstwa. Na własnej skórze przekonał się o zmianie tego chłopaka, gdy patrzył na Sakure oraz Naruto widział w ich oczach prawdziwą radość i szczęście. Nawet męskie wypady z nim wydawały się zabawniejsze. Nikt tak jak on nie potrafił zgasić Naruto. No prócz Saia, ale on odkąd trafił do ANBU nie miał tyle czasu.
           - Ciesze się, słysząc to. Widzę, że tobie też się nieźle wiedzie.
           - Całkiem - przyznał się.
           - Za rok skończymy dwadzieścia lat. Po woli chyba trzeba zacząć myśleć o naszej przyszłości.
           - O przyszłości?
           - Nie masz żadnych większych planów?
           - Bo ja wiem. Zawsze chciałem być ninją, który znajdzie sobie przeciętną kobietę, która urodzi mi dzieci.
           - O tym mówię.
           - Ale na to mam czas - zaśmiał się.
           - Ja niby też. Ale im bardziej o tym myślę tym bardziej stwierdzam, że nie ma dla mnie nikogo dobrego w tej wiosce. Kocham mój dom i braci. Pragnę poświęcić życie dla nich, ale nie widzę nikogo kto mógłby mnie przez to życie poprowadzić - westchnęło cicho, przypominając sobie nieudane randki na których była. Miękkich facetów którzy bali się powiedzieć słowa, chłopców którzy chcieli ja zaliczyć już na pierwszej randce, frajerów z którymi nie miała o czym gadać. Spojrzała na Shikamaru. Z nim zawsze miała o czym rozmawiać, zawsze miał coś do powiedzenia i nigdy nie ukrywał własnego zdania. Gdyby tylko był z wioski Piasku...gdyby tylko.
           - Ależ się z ciebie zrobiła maruda - mruknął - Nie ważne jakby to było upierdliwe, takie rzeczy przychodzą w najmniej oczekiwanym momencie.
           - Chyba masz racje - uśmiechnęła się. Właśnie doszli do hotelu w którym miał się zatrzymać Shikamaru. Pokój w którym miał mieszkać był bardzo przyjemny. Osobna sypialnia i osobny salon  otwarty na kuchnie i mały balkon z widokiem na centrum.
           - Tu chyba kończy się moja rola. Jakbyś czegoś potrzebował to wiesz gdzie mnie znaleźć - oznajmiła.
           - Tak właściwie to poszedłbym coś zjeść.
           - Proszę bardzo. W mieście znajdziesz mnóstwo barów i restauracji.
           - Miałem nadzieje, że polecisz mi coś i będę mógł cię ty zatrzymać na trochę.


            Udali się do małego barku gdzie serwowali najlepsze domowe obiady. Shikamaru był zachwycony tym miejscem. Miła atmosfera, przyjazna obsługa i dobre jedzenie. Towarzystwo Temari dopełniało wszystko i tak na prawdę dzięki niej czuł się tu tak  cudownie. Aż smutno mu było gdy jej brat wezwał ją do siebie w celu omówieniu kilku kwestii technicznych.


           Tydzień później dziesięć genninów przystąpiło do drugiego etapu. Shikamaru czul pewną dumą, wiedząc, że dwie osoby z Konohy przeszły dalej. Dopingował ich z całych sił.
        
         
           Ostatni dzień w Wiosce Piasku przyszedł szybciej niż się spodziewał. Musiał przyznać, że spędził tu bardzo miło czas. Liznął trochę innego życia, spojrzał na świat Sunekańczyków z własnej perspektywy i z ręką na sercu mógł by się przyzwyczaić do tego miejsca. Niestety tęsknota za domem dawała sobie we znaki. Za każdym razem gdy wracał do pustego pokoju miał nadzieje, że usłyszy donośny głos matki. Chciał zobaczyć opychającego się Choujiego, oraz Naruto który gada od czapli. Tęsknił za głośnymi uliczkami i ciężką pracą od Hokagę. Jednak z każdym dniem serce mu się krajało na myśl, że następnym razem spotka swoich przyjaciół za rok, a może i później.
            Ten wieczór spędził wraz z innymi egzaminatorami i kolegami na uczcie w pobliskim barze. Sam Gaara dołączył do nich, ciesząc się ukończonymi egzaminami i świeżo upieczonymi Chuuninami. Wszyscy pili do upadłego i wspominali minione walki.
           Jak zawsze Temari odprowadziła go do pokoju. Głupio mu było, że kobieta musi go odprowadzać, więc gdy doszli do hotelu, oznajmił, że tym razem on ją odprowadził.
           - Cholera...nie mogłeś do powiedzieć gdy byliśmy jeszcze w mieście? - skwitowała.
           Szli w cichy. Nadal czuli jak Sake krąży w ich ciele. Od czasu do czasu śmiali się  bez powodu. Wówczas Temari lekko uderzała go łokciem, na co oboje wybuchali śmiechem. Tak dobrze spędzali razem czas. Temari bardzo przyzwyczaiła się do jego obecności. Uwielbiała jego docinki, kochała uczucie gdy gasiła go swoimi tekstami. Podobało jej się również gdy ten powstrzymywał swe uwagi by nie denerwować jej. Marzyła o tym by spędzić z nim więcej czasu, chciała o nim wiedzieć wszystko.
           - To chyba nasz ostatni spacer - powiedziała z fałszywą radością. Odwróciła twarz by nie patrzeć mu w oczy.
           - Chyba tak. Mam nadzieje, że za rok przydzielą cię jako egzaminatora.
           - Też mam taką nadzieje.
           - Powinnyśmy się też pożegnać dziś. Jutro pewnie będzie duże zamieszanie i nie uda nam się zbyt długo pogadać.
           - Jak zawsze masz racje - mruknęła pod nosem. Oboje stanęli na przeciwko siebie. Księżyc oświecał im drogę, jakby za wszelką cenę chciało być świadkiem tych wydarzeń.
           - Cholera...kompletnie nie wiem co powinien powiedzieć...chyba muszę ci życzyć mężczyzny który zdoła podołać twojemu charakteru. Kogoś kto będzie na tyle mądry i głupi, że będzie w stanie przeciwstawić ci się i sprawić, że będziesz szczęśliwa - powiedział z uśmiechem.
           Temari zadrżała. Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że te wszystkie cechy posiada właśnie on.
           - Myślę, że to będzie trudniejsze niż ci się wydaje.
           - Zawsze warto próbować.
           - Dziękuję. Mam nadzieje, że ty poznasz kobietę równie silną jak ty. Upierdliwą i zrzędliwą jak ty. Chciałabym żeby ta kobieta dbała o ciebie i rozumiała. Mam nadzieje, że następnym razem będziesz Jouninem i w końcu mi dorównasz.
           Oboje uśmiechnęli się od siebie. Nie chcieli się rozstawać zwłaszcza po takich słowach.
           - W takim razie. Do zobaczenia - powiedział, wystawiając dłoń.
           - Do zobaczenia - odpowiedziała, ściskając mu dłoń.
           Weszła do domu, czując na plecach jego wzrok. Miała ochotę odwrócić się u rzucić mu się do szyj. Błagać by został i nie opuszczał jej, niestety duma na to jej nie pozwoliła. Gdy weszła do swojego pokoju od razu rzuciła się na łóżku, przytulając do siebie poduszkę.


           Tak jak przewidywali następnego dnia było wielkie zamieszanie. Kazekage, Raikage i Hokage wymieniali swoje relacje dotyczące egzaminu. Nie obeszło się bez przechwałek i małych docinków. Część pożegnalna była krótsza niż się wydawało. Wszyscy pośpiesznie uściskali sobie dłonie i znikali jeden po drugim za bramą.
           - Dziękuję za wasze przybycie - oznajmił Kazekage.
           - To dla nas zaszczyt - powiedziała tym samym Tsunade. Była dumna jej dwójka podopiecznych zostało Chunninami.
           - Mam nadzieje na jak najszybsze spotkanie - dodał, ściskając dłoń piątej.
           - I nawzajem.
           - Pozdrówcie proszę Naruto i resztę! - wtrącił Kankuro.
           - Na pewno! - zapewnił Shikamaru. - Do zobaczenia - powiedział ostatni raz, kierując słowa do Temari, która opowiedziała jej uśmiechem.



           Niestety na kolejnych egzaminach nie dane było im się spotkać. Temari była zbyt przejęta żoną Kankuro która spodziewała się dziecka. Nie mogła ich zostawić, nie mogła opuścić takiego cudu świata, dla tego też postanowiła zrezygnować z bycia egzaminatorem. Nie żałowała tego. Czuła radość i szczęście gdy urodziła mu się bratanica.
           Dwa lata później egzamin na Chuunina odbywał się w Konoha. Tym razem nie miała zamiaru tego przegapić. Po długich miesiącach rozmów z Shikamaru nie mogła doczekać się spotkania z nim. Każdego dnia oczekiwała jego listów.

           Gdy go ujrzała u bramy poczuła niewytłumaczalną radość. Jej serce zaczęło mocniej być. Teraz biegła w jego stronę. Rzuciła mu się na szyje. Nie sądziła, że odwzajemni jejradość. Jego uścisk był taki mocny i męski. Czuła się w jego ramionach jak prawdziwa kobieta. Tak bezpiecznie jak nigdy.
           - Spóźniłaś się - mruknął z wymuszoną złością.
           - Głupek - opowiedziała tym samym. Dwa lata rozmów, tyle musieli przetrwać by móc się znów spotkać. Każdej nocy marzył by zobaczyć jej zawstydzoną twarz gdy wypisywał jej najskrytsze pragnienia. Kładł się spać z myślą, że we śnie zobaczy jej zadziorny uśmiech, jej piękne oczy i cudowny uśmiech.
           - Sabaku no Temari... - rzekł poważnym tonem - Nie ważne w jak beznadziejnej sytuacji się teraz znalazłaś, nie pozwolę ci odejść - rzekł, stawiając ją na nogi. Cały czas obejmował ją w pasie jakby się bał, że zaraz ucieknie, zapadnie się po ziemię lub zniknie  w niewyjaśniony sposób.
           - Głupek - szepnęła ponownie. Łzy cisnęły jej się do oczów. Sama nie wiedziała kiedy to się stało. Czy to była miłość od pierwszego wejrzenia, pierwszej bitwy, czy pierwszej wymiany zdań. Był najinteligentniejszym człowiekiem którego kiedykolwiek poznała.
           - Nie każ mi już więcej na ciebie czekać! - ostrzegła go przez łzy.
           - To ty kazałaś mi na siebie czekać - zauważył.
           - Cicho już bądź.


          


          


          

18 cze 2013

12 - Rozdział 2- Czas (SasuSaku)


          A&M: Naruto
          Dozwolone: 13 lat


Rozdział 2


          Minął tydzień odkąd Naruto wyruszył na trening z Jirayą. W wiosce zrobiło się jakoś dziwnie cicho i pusto. Nie słychać było głupich krzyków i sprzeczek. Nikt nie wygadywał głupot na temat bycia Hokage, nikt nie robił takich problemów jak On.
          Sakura dzień w dzień chodziła do Tsunade ciężko, studiując zwoje medyczne. Zawsze koło południa wychodziła i wracała do domu na obiad. Jedną porcję brała na wynos, a druga jadła w pośpiechu. Zapakowane bento, niosła na obrzeża wioski. Upewniwszy się wcześniej, że nikt jej nie śledzi, szła do Sasuke, który między przerwami na treningi studiował wszelakie zwoje i techniki jakie znalazł w podziemiach.
          - I jak ci idzie? - spytała, zostawiając obiad na stole. Wszędzie walały się kartki, i książki. Panował tu niesamowity bałagan, który mogła się spodziewać tylko u Naruto. Samo to porównanie przypomniało jej jak bardzo za nim tęskni.
          - Dobrze, jest tu tyle niesamowitych technik. Niestety większość można zdobyć, w makabryczny sposób - syknął pod nosem. Dokładnie pamiętał słowa brata, w jaki sposób, można zdobyć jedną z tych mocy. Na samą myśl o zabiciu przyjaciela robiło mu się nie dobrze, zbierała się w nim agresja.
          - Makabryczny? - spytała, siadając naprzeciwko niego. Czuła się trochę znużona i zmęczona.
          - Na przykład, żeby uaktywnić Mangekyo Sharingana, trzeba zabić bardzo bliską ci osobę. To ma mieć coś wspólnego z silnymi emocjami, które uaktywniają jakieś bodźce. Niestety nadużycie tej mocy powoduje ślepotę, chyba, że przeszczepi się oczy innego członka klanu - wyjaśnił, spokojnie, wertując kolejny zwój. Nie podobał mu się ten sposób zdobywania mocy. Im więcej o tym myślał tym bardziej bolała go głowa. Najbardziej jednak nienawidził się gdy wieczorami kład się spać i myślał o swoich przyjaciołach i o tej sile.
          - Nie chce byś zabijał przyjaciół - szepnęła, powstrzymując ziewnięcie.
          - Co dziś robiłaś? - spytał, podnosząc wzrok. Przyzwyczaił się do tego, że przychodziła do niego dzień w dzień, dotrzymując mu towarzystwa. Lubił również jej obiady, chodź nie mówił jej tego. Nie trudno było zauważyć, że chodzi zmęczona i senna.
          - Jak zawsze byłam u Tsunade.
          - Wydajesz się jakaś zmęczona.
          - Aaa, to dla tego, że prócz medycznych jutsu, zaczęła mnie trenować.  - wyjaśniła lekko zakłopotana. Mimo iż zaczęła swój trening kilka dni temu, do teraz czuła jak bolą ją mięśnie po pierwszym spotkaniu.
          - Powinnaś wrócić do domu - rozkazał bardziej niż zasugerował. Nigdy do końca nie wiedziała co może oznaczać ten zimny, chłodny, opanowany ton.
          - Nie, jest dobrze. I tak za niedługo muszę tam wrócić. Nie mogę zostać w tyle - uśmiechnęła się pół senna.
     
           Pół godziny później Sakura leżała z głową na stole głośno, oddychając. Sasuke westchnął pod nosem. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej mate oraz kołderkę. Delikatnie ułożył przyjaciółkę pod ścianą, po czym wrócił do czytania zwojów.
          Wstała godzinę później. Czuła się mniej zmęczona i pełniejsza energii. Spojrzała na stolik, na którym stało puste pudełko po obiedzie. Sasuke jak siedział, tak siedział. Świeczka która, jeszcze rano była cała, teraz prawie gasła.
          - Która godzina? - spytała pół senna. Złożyła kołderkę w idealny prostokąt i odłożyła do szafy. Nadal była pod wrażeniem jego czynów i zachowania. Im więcej czasu z nim spędzała tym więcej rzeczy odkrywała na jego temat. W końcu mogła dostrzec jego łagodną stronę, a nie zimną maskę.
          - Koło siedemnastej.
          - Przepraszam, chyba ci zbytnio nie pomagam - oznajmiła przepraszająco, drapiąc się głowie.
          - Dzięki za obiad - zmienił temat, jakby nie chciał odpowiadać na to pytanie.
          - Wpadnę do ciebie jutro. Nie siedź tu do późna, to źle wpływa na wzrok. Masz tu bardzo ciemno - poleciła mu, wychodząc na górę.


          Sasuke wyciągnął lśniący miecz, który ukryty był pod trzecią matą. Piękny i ostry lśnił się w blasku słońca. Niezbyt znał się na szermierce, więc po kilku ruchach, upadł z zmęczenia na ziemie. Raz nawet sam się przyciął, co spowodowało u niego rozżalenie i złość na samego siebie. Potrzebował jakiegoś nauczyciela i to szybko.
          - Jejku...czasami gorzej z tobą niż z Naruto...jak mogłeś się sam okaleczyć - mruknęła zła, przejeżdżając dłonią po jego, przedramieniu. Małe rozcięcie zniknęło w mgnieniu oka.
          - Potrzebuje trenera - oznajmił  nieprzejęty.
          - Może Kakashi? I tak mówiłeś, że jest tam wiele technik, których sam nie ogarniesz. A mistrz na pewno ci pomoże.
          - Ale chyba aktualnie nie ma go w wiosce.
          - Za niedługo wróci. Póki co, ćwicz swoją wytrzymałość.
          - Ta, dzięki - mruknął, gdy został już uleczony. Wziął katanę do ręki, z zamiarem oswojenia jej. Po kilku minutach znów upadł na ziemie, tym razem rozcinając sobie nogę.

           Każdą ceną sekundę poświęcali na treningu i samodoskonaleniu. Sasuke zazwyczaj trenował sam w samotności, Sakura zaś całe dnie spędzała u Tsunade, chłonąc informacje i techniki z pierwszej ręki. Cieszyła się gdy słyszała pochwały. W końcu miała dużo motywację. Nie mogła zostać w tyle, też chciała się być przydatna w tej drużynie.

          Tydzień później Kakashi wrócił do wioski. Jak zawsze udał się do Hokagę zdać raport, a później na cmentarz i pod pomnik bohaterów, gdzie relacjonował swoje przeżycia. Tęsknił za swoją głośną drużyną i wspólnymi misjami. Uśmiechał się na wspólne wspomnienia. Dobrze wiedział, że te dni nie wrócą zbyt szybko. Drużyna siódma bez któregoś z nich nie jest już tą samą drużyną.

          - Sasukee! - krzyczała z oddali, biegnąc jak oszalała.
          - Co jest? - spytał niewzruszony, wbijając miecz w ziemie. Z każdą chwilą coraz lepiej czuł miecz, i coraz lepiej nią władał.
          - Kakashi...Kakashi sensei wrócił! - wyrzuciła z siebie, łapiąc głęboki oddech. Z szerokim uśmiechem spojrzała na Sasuke, któremu zabłysły oczy. W mgnieniu oka, wyciągnął katanę i schował do pochwy.
          - Gdzie się teraz znajduję? - spytał pośpiesznie.
          - Mnie szukacie? - cichy wybuch przyniósł ze sobą, szarą smugę, dymu, z którego wyłonił się Kakashi. Jak zawsze wpół śpiący, trzymał jedną rękę w kieszeni. - Widzę, że znalazłeś bardzo ciekawy przedmiot - skomentował głośno, spoglądając na pochwę.
          - Miałem nadzieje, że nauczysz mnie jak z niej korzystać.
          - Niestety władam mieczem prawie tak słabo jak Naruto chwilami mózgiem, ale znam kogoś kto ci w tym pomoże - uśmiechnął się, przez maskę. Sasuke przytaknął zadowolony. Wszystko co mówił Kakashi było prawdą, mógł mu wierzyć na słowo.


          Na drugi dzień spotkali się w dokładnie w tym samym miejscu co wczoraj.
          - Jestem Yugao Uzuki, a ty pewnie Sasuke Uchiha - przedstawiła się młoda kobieta. Wiekowo zbliżona była do Kakashiego. Miała długie fioletowe włosy i ciemne oczy. Prawie ramie zdobił znak ANBU. Na plecach trzymała miecz.
          - Yugao to moja dawna przyjaciółka z ANBU. Jest też jedną z najlepszych szermierzy jakich widziałem - powiedział Kakashi.
          - Mam nadzieje, że jest wytrzymały, bo to nie będą łatwe lekcje. To, że jesteś genninem, nic mnie nie obchodzi, wycisnę z ciebie siódme poty! - oznajmiła twardo, rzucając w jego stronę drewnianym mieczem - bokken. Sasuke bez problemu złapał przedmiot, uśmiechając się kpiąco pod nosem.
          - Nie możemy od razu zacząć uczyć się na prawdziwych mieczach?
          - Jak chodź raz dotkniesz mnie tym drewnianym mieczem, to wtedy przemyślę to. Na razie stań w rozkroku. Najpierw zaczniemy od nauki Kenjutsu, później może przejdziemy do czegoś trudniejszego - zakomunikowała, okrążając go dookoła. - Musisz stać bardziej rozluźniony na nogach - poprawiła go. - Pamiętaj, że miecz to nie jest narzędzie. Miecz to przedłużenie twojej ręki, nogi, umysłu. Musisz ćwiczyć z nim całe dnie. Podczas burzy, podczas deszczu, upałów. Musisz się zjednoczyć z mieczem. Wtedy każdy twój ruch będzie perfekcyjni.
          Sasuke przytaknął. Starał się zapamiętać każdą informacje, którą mu przekazywała. Robił wszystko co mu kazała. Gdy padał deszcz, to ćwiczył, gdy była burza to ćwiczył. Chwilami nawet wdrapywał się na wysokie góry, gdzie temperatura przekraczała 40 stopni Celsjusza. Dzień w dzień, toczył walkę z Yugao, testując swoje umiejętności. Za każdym razem walczył z myślą o uderzeniu jej.
          - Dobrze zróbmy sobie przerwie, później nauczę cię kilku technik.
          - Jeszcze nie jestem zmęczony, mogę dalej trenować - mruknął pod nosem.
          - Ty tak, ale to drewno już nie - wskazała na bokken, który w kilku miejscach miał wyraźne pękniecie. Musiał dużo trenować, bo w przeciągu dwóch tygodni złamał już trzy takie miecze. - Tym razem będę cię uczyć na prawdziwej katanie, dlatego odpocznij sobie trochę - uśmiechnęła się, idąc w stronę Kakashiego.
          - Przecież powiedziałaś, że dopóki cię nie dotknę drewnianym to nie będę mógł używać zwykłego. Nie chce iść na łatwiznę, muszę stać się silniejszy, bez względu na wszystko. Najpierw cię dotknę bokkenem, a później będziemy kontynuować trening z prawdziwym mieczem - zażądał, a jego oczy płonęły determinacją.

          - Masz bardzo zdeterminowanych i utalentowanych uczniów - pochwaliła kobieta.
          - Widać mają ważne cele. Jak myślisz ile to jeszcze potrwa?
          - Daj mi jakiś tydzień góra półtora. Robi postępy w zastraszającym tępię. Będziesz musiał pilnować go by sumiennie ćwiczył.
          - Taki mam zamiar.
          - Dobrze. Jak dobrze pójdzie może być lepszym szermierzem niż Hayate - szepnęła, a jej głos załamał się, wypowiadając imię zmarłego partnera.
      


          Upadła zmęczona na ziemię. Nie czuła kości, nie czuła mięśni, czuła przeraźliwy ból, który rozdzierał jej ciało na kawałki. Słony pot spływał jej po twarzy.
          - Wstawaj Sakura! To nie wszystko na co cię stać! Musisz być wytrzymalsza i silniejsza! - krzyknęła Tsunade, stając w pozycji atakującej. Teraz rozumiała czemu bało się jej tak wiele mężczyzn. W takich momentach była wcieleniem diabła.
          - Tak jest! - zakomunikowała. Otarła czoło i zmyślą o Sasuke i Naruto, biegła na swojego mistrza. Chciała się stać silniejsza. Chciała przewyższyć swojego mistrza.


          Zmęczeni upadli na chłodną ziemie. Przyjemne uczucie rozeszło się po ich ciele, dając ukojenie. W tak upalne dni jak te, przebywanie w chłodnym pokoju, ukrytym pod ziemią było niczym wejście do basenu. Ciepły obiad parował na stole i jakby domagał się by ktoś go w końcu skonsumował.
          - Umieram! - załamała się Sakura, oddychając ciężko.
          - Nie musiałaś przynosić mi obiadu. Dobrze, że trenujesz, ale odpoczynek też jest ważny - zwrócił jej uwagę, przegryzając dolną wargę. Jego ciało również krzyczało o chwile relaksu. Był cały poobijany, i pocięty. Już dawno się tak nie czuł.
          - I kto to mówi. Po za tym musisz się zdrowo odżywiać. Inaczej twoje ciało nie będzie miało odpowiednich witamin, węglowodanów i energii do odpowiedniego rozwoju - wyrecytowała mu.
          - Masz racje  - westchnął. Ciężko usiadł, sięgając po pudełka z bento. Jedno z nich położył Sakurze na brzuchu, zmuszając tym samym do wstania.
          - Ciekawe co robi Naruto - zamyśliła się na chwilę. Minęły dwa miesiące odkąd wyruszył na swój super trening. Nie tylko oni trenowali jak szaleni. Drużyna ósma oraz dziesiąta również wzięli się za samodoskonalenie. To był jak nie oficjalny konkurs kto zrobi większe postępy i która drużyna będzie silniejsza.
          - Na pewno ciężko trenuje. Albo podgląda dziewczyny w gorących źródłach - skwitował.
          - To by w sumie do niego pasowało - zaśmiała się. Prawie widziała go jak stoi za drewnianą ścianą i łamie sobie kark, by coś zobaczyć. Żałowała, że poszedł na ten trening, z drugiej strony cieszyła się, że staje się silniejszy tak samo jak Sasuke. Co noc dziękowała wszystkim, za to, że Sasuke jest wiosce i może go na swój sposób pilnować i wspierać. Modliła się również za Naruto i jego szybki powrót.
          - Skoro już o tym mowa, to też mam zamiar wyruszyć z Kakashim na krótki trening - oznajmił, odkładając puste pudełko na stolik. Sakura spojrzała na niego, pytającym wzrokiem.
          - Kiedy? - spytała, starając opanować swój głos. Nie chciała pokazać, że smuci ją ten fakt, choć w głębi duszy spodziewała się, że poprosi go o to. Nie mógł przecież zostać w tyle za Naruto.
          - Jak tylko skończę swój trening z Kataną - oznajmił. - Za tydzień, może półtorej - dodał po chwili.
          - Cieszę się. Dobrze ci to zrobi. Ja też będę ciężko trenować - uśmiechnęła się sztucznie. Przyzwyczaiła się do tych krótkich chwil które z nim spędzała. Do ciężkich treningów i czasami wspólnych obiadów. Lubiła patrzeć, jak po zjedzonym posiłku, nabiera sił i wraca trenować.
      


          Dwa tygodnie później stali pod wejściem do Konohy tym razem, żegnając Sasuke. Sakura jak to miała w zwyczaju, przygotowała dwa bento. Jedno dla swojego mistrza, drugie dla chłopaka. Czując małą pustkę w serce, uśmiechała się szeroko. Dobrze wiedziała, że ta podróż wyjdzie im wszystkim na dobre. Ona również nie zamierzała próżnować. Powoli przyzwyczajała się do piekielnych treningów Tsunade, i widziała efekty swojej pracy.
          - Gdyby Naruto to zobaczył to by zaczął płakać - powiedział Kakashi, chowając swoje jedzenie do plecaka. Już od dekady nie pamiętał kiedy ostatnio dostał bento. Lekko rozbawiony, zmierzwił dziewczynie włosy.
          - Czemu tak myślisz? - powiedziała zła, przyklepując sobie włosy.
          - Jemu nie zrobiłaś drugiego śniadania na podróż - przypomniał.
          Sakura uśmiechnęła się przepraszająco. Faktycznie, wtedy nie wpadła na ten pomysł. Z przyzwyczajenia zrobiła te pudełka.
          - Nie chciałam po prostu żeby się zmarnowało.
          - Tak, tak. Jak nas nie będzie trenuj ciężko. Wiem, że Tsunade może być wymagająca, ale potrafi zdziałać cuda.
          - O mnie się nie martwcie w końcu, nigdzie się nie wybieram. Skoro jesteś z Sasuke to mam nadzieje, że żaden członek Akatsuki wam nie sprawi kłopotów.
          - Niech się tylko pojawią, ja już im pokaże - wtrącił Sasuke.
          - No cóż czas na nas. Wrócimy za jakiś czas, do tego czasu dbaj o wszystkich! - zawołał Kakashi, udając się przed siebie. Sakura odprowadziła ich wzrokiem. Zniknęli dosłownie w tym samym momencie co Naruto i Jiraya.





Te upały mnie wykańczają. Zastanawiam się czy iść na Krakon.