OGŁOSZENIA

UWAGA!
Blog istnieje jako mój śmietniczek. Wylewam na nim wszystkie pomysły które zagnieżdżą mi się w głowie.

NIE realizuje zamówień, chyba, że napiszę wcześniej.
PRZYPOMINAM, że jest to ŚMIETNICZEK.

[06.11.2014]
ślę wirtualnego HUGA do każdego fana, czytelnika, miłośnika, Narutomaniaka, Narutardsa, i SasuSaku shippera! Z podziękowaniami dla wszystkich osób, którzy dzielnie i z zapartym tchem śledzili i trzymali kciuki za swoich ulubionych bohaterów i Naszego Najgłośniejszego ninja numer 1!
Wiele osób się zastanawia czy blog po zakończenia mangi będzie dalej funkcjonował. Ja bez wahania odpowiadam TAK! Tak długo jak mam wenę, tak długo jak mi pozwolicie i tak długo jak istnieją fani Naruto, SasuSaku, Shikatema etc, tak długo ja będę pisać. Będę dalej pisać, i pisać, aż zostanę ostatnim fanem SasuSaku w Polsce, a później na świecie.


[18/04/2020]
Jak się macie moi drodzy czytelnicy ? Czy wam też życie ucieka przez palce, ale wciąż czujecie się dziećmi ?


cr: all credis to the owner, DevinArt, tumblr, Masashi Kishimoto.

Szablon w całości stworzony prze ze mnie.



13 lis 2014

35 - Następnym razem gdy wrócę (SasuSaku)

          Paring:SasuSaku
          M&A: Naruto
          Dozwolone: od 15 lat
          Kategoria: SPOILER, Po wojnie.
          Uwagi: Chciałam opublikować coś innego, ale niestety usunęłam tamtego shota. W sumie tego napisałam z dużo przyjemnością i dość szybko. Dłuższy wywód na końcu. Życzę miłej lektury.


          Dwa tygodnie po wojnie Kakashi przejął rządy jako szósty Hokagę. Pod naciskiem rady, obecnych Kage oraz samej Tsunade, która postanowiła przejść na emeryturę, w końcu zgodził się przyjąć posadę nowego przywódcy. Stojąc w swoim biurze, który niegdyś należał do poprzednich pięciu Hokage rozmyślał głęboko i intensywnie nad minionymi wydarzeniami. Wzrok leniwie podążał za panem, który wykuwał jego twarz w skali. Widać było dopiero lekki zarys i kawałek fryzury. Uśmiechnął się sam do siebie, wyobrażając sobie twarz Naruto obok. Im dłużej myślał o swoim uczniu tym bardziej go podziwiał i szanował. Nawet teraz gdy odebrano mu ramię uśmiechał się radośnie. 
          Nie chętnie wrócił za biurko gdzie leżał plik dokumentów związanych z Sasuke. Smutnym wzrokiem spojrzał na jego zdjęcie  w górnym  prawym rogu. Minęły trzy długie i ciężkie lata od jego odejścia. On jako mistrz i starszy człowiek nie był w stanie uratować, ani też nawrócić tą zbłąkaną duszę, która niegdyś tak bardzo go przypominała. Fakt, że Naruto się udało sprawiało, że czuł się dumny i szczęśliwy.
          - Kakashi gotowy? Wszyscy Kage już przybyli na twoją koronację.
          Kakashi spojrzał na Shizune, która stała w drzwiach z różową świnką między ramionami. W jej oczach widział sympatie oraz chęć pomocy.  
          - Już ide, już idę. Gdzie Gai?
          - Czeka już na dachu.
          


          Cała dziewiątka geninnów zebrała się pod budynkiem Hokagę by uczestnicz w ceremonii nadania tytułu i praw Hokagę. Dumnie z wypiętą piersią obserwowali jak Kakashi leniwie i niepewnie podchodzi do barierki. Na jego lekko zaspanej twarzy malowała się powaga i stanowczość.
          - Nie wierzę, że Kakashi sensei został Hokagę - powiedział po raz kolejny Kiba.
          - Ja nie wierzę, że się zgodził - wtrącił Naruto, nie odrywając wzroku od swojego mistrza. Teraz gdy patrzył na niego czuł jeszcze większą ekstazę. Wiedział, że Kakashi jest stworzony do bycia Hokagę i będzie wspaniałe przewodził wioską. W tym momencie zrozumiał, że na jego drodze do przezwyciężenia wszystkich Hokagę stanął na prawdę silny i godny przeciwnik. 
          - Nie mów, że jesteś zazdrosny - radosny głos Sakury, przeistoczył się w delikatny śmiech, który już dawno nie słyszał.
          - Nigdy! - zapewnił - Wręcz przeciwnie! Teraz będę pracował jeszcze ciężej, by któregoś dnia przegonić mistrza Kakashiego! - zawołał entuzjastycznie, zaciskając pięść w powietrzu. 
          Fala braw zabrzmiała w całej wiosce. Przemowa Szóstego poruszyła serca wszystkich zebranych, a jednocześnie utwierdziła ich, że będzie to kolejny unikatowy Hokagę. 
          


          Bez pukania wszedł do biura Kakashiego, zwracając na siebie uwagę mistrza. Mężczyzna, którego kiedyś znał jako dziwnego, trochę leniwego i wiecznie nieobecnego, ewoluował w prawdziwego Hokagę, który dumnie siedział za biurkiem i wykonywał swoją pracę. W skupieniu z lekko przymrużonymi oczami dokładnie przeglądał wszystkie dokumenty, obmyślał plany na przyszłość i dbał z ukrycia o swoją wioskę jak i cały świat. Widząc go tak odpowiedzialnym sprawiało, że tęsknił za starym Kakashim.
          - Przyszedłem powiadomić cię, że najprawdopodobniej za kilka dni wyruszę w podróż - powiedział bez ogródek, stając przy oknie. 
          - Piąta Hokagę prosiła byś został, aż nie skończy i twojego ramienia - sceptycznie odłożył robotę na bok, by spojrzeć na Sasuke.
          - Na razie chciałbym żeby zostało tak jak jest. To moja kara. Muszę ją przyjąć.
          - Minął dopiero tydzień odkąd wypuścili was z szpitala. Naruto nie będzie zadowolony. Sakura tym bardziej.          
          - Zrozumieją. Nie odchodzę, po prostu idę sprawdzić kilka rzeczy.
          - Co my z tobą mamy - westchnął, stając obok ucznia. 
          - Ta twarz...wyglądałbyś autentyczniej bez tej maski. Co pomyślą sobie ludzie za sto lat? - prychnął pod nosem.
          - Tak myślisz? Powinienem zmienić to? 
          - Rób co chcesz. 
          - Powiesz Naruto czy ja mam to zrobić?
          - Powiem.
          - W takim razie w porządku. Spotkamy się przed twoją wyprawą.
          - Kakashi... - zatrzymał się przy drzwiach, by spojrzeć na mistrza, który w przeciągu sekundy zamienił się z mistrza w Hokagę - Dziękuję - powiedział, wychodząc.
          - Nie ma za co...nie ma za co mój mały uczniu - uśmiechnął się do siebie, wpatrując się w drzwi.


          Całą noc nie mogła spać. Przekręcając się z boku na bok myślała o Sasuke i jutrzejszym dniu. Minęło tak niewiele czasu odkąd wrócił, a już postanowił wybyć. Martwiła się o jego stan psychiczny jak i fizyczny. Bez lewej ręki nie będzie mógł używać większości technik, a co za tym idzie będzie łatwiejszym przeciwnikiem. W ciszy przysłuchiwała się rozmowie Kakashiego i Sasuke. Zastanawiała się kiedy powinna się odezwać, co powiedzieć i czy jest jakaś szansa żeby go zatrzymać. Nie chciała się z nim żegnać. Nie po tym jak wrócił.
          - Mówiąc szczerze w normalnych okolicznościach trafiłbyś za kratki i spędził tam resztę życia - zaczął Kakashi, czując, że tym razem weźmie sobie do serca jego monolog - Jedynym powodem, dla którego twoja wola została wysłuchana, a wszystkie przewinienia wybaczone, jest twoja nieoceniona pomoc w rozproszeniu Nieskończonego Tsukuyomi. Oczywiście sama pomoc by nie wystarczyła. Zawdzięczasz to poparciu głównych sił zakończonej wojny, bohatera Naruto i mojemu jako Szóstego Hokage. Radzę ci o tym pamiętać  - Kakashi zatrzymał się by złapać oddech  - Zatem uważaj, żeby znów nikomu nie podpaść. Bo tym razem mnie się oberwie - poprosił z delikatnym uśmiechem.
          - Rozumiem to doskonale.
          - Naprawdę nas opuszczasz? - odezwała się w końcu - Czcigodna Tsunade powoli kończy tworzenie  dla ciebie sztucznej ręki z komórek Hashiramy.
          - Póki co muszę na własne oczy zobaczyć świat ninja. Chce sprawdzić w jakim obecnie jest stanie - spojrzał na nią poważnym wzrokiem - Czuję, że w końcu zrozumiałem rzeczy, które wcześniej przeoczyłem i jeśli nie wykorzystam tej okazji, stracę szansę i już nigdy ich nie pojmę.
          - A gdybym... - zawstydzona spuściła wzrok. - Poprosiła cię, byś zabrał mnie ze sobą? - spytała nie pewnie, czując jak nagła fala ciepła rozchodzi się po jej ciele.
          - Ta podróż ma być moją pokutą. Moje grzechy ciebie nie dotyczą - odmówił stanowczo.
          - Nie dotyczą? - powtórzyła zgaszona.
          - Zobaczymy się gdy wrócę.
          Niespodziewanie podszedł do niej i dotknął dwoma palcami w czoło. Ten mały i niewinny dla niej gest sprawił, że coś szarpnęło ją za serce. W przeciwieństwie do ostatniego razu nie miała zamiaru płakać czy błagać go by został. Skoro tak postanowił miała zamiar go wspierać i zaakceptować jego decyzje. Nawet jeśli nie rozumiała co tak na prawdę oznacza to pstryknięcie to czuła, że mówi prawdę. I nie ważne czy wyruszy na rok, dwa, pięć, dziesięć lat to ona będzie na niego czekać. Zawsze.
          - Dziękuję za wszystko - dodał z uśmiechem.
          Pierwszy raz widziała coś takiego. Uśmiech Sasuke Uchiha. Prawdziwy, z głębi serca, zwiastujący coś dobrego. Patrzyła na niego i wiedziała, że zmienił się, że wrócił stary Sasuke, który dojrzał i stał się odpowiedzialny. Widząc go takiego zakochiwała się w nim jeszcze bardziej i jeszcze bardziej, jakby jej miłość do niego nie miała dna, ani końca.
          Patrząc jak chodzi czuła, że rośnie w niej siła. Skoro on i Naruto ruszają do przodu ona też musiała. Doskonalić się i wymyślać nowe techniki to był jej cel na najbliższe miesiące dopóki On nie wróci i nie zobaczy, że dojrzała i urosła w siłę na tyle by być godną jego uczuć.
          - Mam nadzieje, że nie pobiją się z nów Naruto - powiedziała, gdy sylwetka Sasuke zniknęła daleko, daleko za horyzontem.
          - Wątpię. Nie są już dziećmi - zapewnił ją mistrz, przyklepując dłonią włosy.*




          Sakura weszła do niewielkiego pokoju, który mieścił się na tyłach szpitala. Do tego zabiegu nie potrzeba było miliona aparatur, lekarzy, ani nawet znieczulenia. Zresztą jaki prawdziwy i dumny mężczyzna pozwolił by sobie na znieczulenie lub jakąkolwiek narkozę? 
          Sasuke siedział przy metalowym blacie. Nad jego jego ramieniem wisiała niewielka lampka, o mocno, żółtym, świetle, które oświetlało tylko centralną cześć pomieszczenia. Piąta Hokagę siedziała naprzeciwko chłopaka z dłońmi złożonymi na sztucznym ramieniu.
          - Prawie kończę. Nie martw się - powiedziała pewna siebie, odwracając głowę do Sakury.
          - Proszę się skupić na operacji i nie zwracać na mnie uwagi - poprosiła przestraszona, przechodząc na koniec sali.
          - Skończyłam. Możesz opatrzyć mu rany, które tak skrupulatnie chowa pod tym płaszczem - prychnęła, wycierając dumnie ręce o biały ręcznik.
          - Co tu jeszcze robisz skoro jesteś ranny!? - warknęła zła.
          - Nie jestem!
          - To ja was zostawiam - zachichotała, kierując się do wyjścia - Miło cię znów widzieć. Ile to minęło? Prawie półtora roku? - spojrzała na niego za ramienia, uśmiechając się z rozbawieniem. 
          - Gdzieś ty był, że nabawiłeś się tylu ran? - fuknęła.
          - I tak nie będziesz wiedziała... - mruknął, wymijająco. Nie przejmując się zbytnio pogadanką Sakury, skupił się na sztucznym ramieniu, które  zdobiło jego ciało. Musiał przyznać, że uczucie było dziwne. Jakby obce ciało, przyczepiło się do niego i nie chciało zostawić. Nie miał pełen sprawności nad kończyną,  a poruszanie nią nie było tak naturalne jak w przypadku prawdziwej ręki. Mimo to już teraz wiedział, że gdy tylko ją wytrenuje to będzie wstanie wrócić do formy.
          


          Po rutynowej kontroli przeszli się nad rzekę gdzie za dziecka lubił przesiadywać Sasuke. Ciepły wiosenny wiatr otulał ich ciała, a zachodzące słońce rzucało promienie słoneczne na tafle rzeki, tworząc specjalną aurę magiczną, otoczkę intymności. Sakura szła kilka krok przed chłopakiem. Dłonie miała splecione za plecami, a twarz radośnie uniesiona idealnie pasowała to delikatnego krajobrazu. Włosy, które sięgały jej za łopatki niesfornie fruwały, jakby chciały odlecieć z kolorowymi ptakami.
         Sasuke w ciszy kroczył za nią. Schowany pod szarym pancho, z dłońmi w kieszeniach obserwował jej łagodne ruchy i radosną twarz. Było w niej coś kojącego co sprawiało, że czuł się swobodnie i mniej niezręczniej niż kilka lat temu. 
          Bez większej przyczyny zatrzymała się nagle. Po kilku sekundach odwróciła się do Sasuke, spojrzała na niego i z uśmiechem podeszła bliżej. 
          Pocałowała go niespodziewanie i pewnie. Bez zapowiedzi, bez pytania, bez myślenia. Idąc za instynktem całowała go z tęsknotą i wdzięcznością. 
          - Mam zamiar na ciebie czekać ile trzeba. Więc następnym razem wróć trochę szybciej - powiedziała lekko zła. 
          Uśmiechając się szeroko zostawiła Sasuke za sobą i dalej szła przed siebie, obserwując rozwijająca się Konohe. 
          - Bo znów masz zamiar wyruszyć...prawda? - spytała, nie spoglądając na niego.
          - T..tak. Za jakiś tydzień - powiedział opanowany.
          Zacisnął dłonie w pięść. Tak lepiej kontrolowało mu się uczucia i emocje, które szalały w nim jak burza i tornado  w jednym.
          - Skoro znów ma cię nie być, zasługuje na jakiś prezent urodzinowy. 
          Sasuke uśmiechnął się pod nosem. Nie wiedział co się dzieje i gdzie jest, ale nagły impuls nakazał mu złapać ją za rękę. Nie czuł zawstydzenia tak jak ona. Pierwszy raz w życiu to on szedł za nią, obserwując jej plecy. Nie miał nic przeciwko. W głębi duszy zawsze chciał by ktoś trzymał go za dłoń i ciągnął go przez życie. Nawet jeśli to życie miało okazać się krótką drogą do Ichiraku ramen gdzie był umówiony z Naruto i Kakahim, to chciał się tym cieszyć. Idąc sam na sam z nią, wzdłuż pustej drogi, z rozciągającą się rzeką po lewej i widokiem miasta po prawej. Z zachodem słońca za plecami i z jasnym światłem przed nimi mógł powiedzieć, że jest szczęśliwy.
          Tak na prawdę to był tak szczęśliwy, że kolejny grzech doszedł do jego listy pokuty. 




          Sakura stała przy oknie, obserwując milion gwiazd na niebie. Teraz gdy była rok starsza od poprzedniej podróży Sasuke, miała inne rzeczy w głowie i innymi wartościami się kierowała. Nie była już dziewiętnastoletnią dziewczyną, a dwudziestodwuletnią kobietą. Obiecała komuś, że będzie na niego czekać i miała zamiar dotrzymać obietnicy. Nawet jeśli codzienni widok Naruto i Hinaty czy Ino i Saia był frustrujący, to wiedziała, że pewnego dnia będzie tak szczęśliwa jak oni, a nawet bardziej. 
          Usiadła na parapecie, spuszczając nogi przez okno. Wczesny jesienny wiatr, wywołał dreszcze na jej skórze, a dźwięk zakręcanej wody tylko wzmocnił efekt drżenia. 
          - Spadniesz jak będziesz tak siedziała - powiedział jej mężczyzna, wchodząc do pokoju.
          Echo kroków odbiło się w jej głowie.
          - Jestem ninja prawda? Wyląduje na czterech łapach - zażartowała. 
          - Wyglądasz jakbyś mocno myślała nad popełnieniem samobójstwa. 
          - Może dlatego, że jutro znów wyruszasz.
          Sasuke przystanął na sekundę. Odłożył mokry ręcznik na bok i z mokrymi włosami oparł się o stolik, który stał dwa metry za Sakurą.
          - Hej - powiedziała nagle - Chcesz iść ze mną do łóżka? - spytała poważnym tonem.
          - Co?
          - Spytałam się czy chcesz iść ze mną do łóżka - powtórzyła, odwracając się do niego przodem. Zmierzyła go nieobecnym wzrokiem, jakby już była na straconej pozycji - Choć z drugiej strony nie jesteś typem faceta, który chciał by seksu i można by było go nim zatrzymać - westchnęła z udawanym żalem. - Żartowałam. Nie patrz tak na mnie - roześmiała się, wymachując wesoło nogami.
          - Sakura - zaczął, podchodząc do niej bliżej. - Nie sądzisz, że to trochę niebezpiecznie, żeby dorosłemu, dojrzałemu, mężczyźnie proponować seks, a później oskarżać, że jest aseksualistą? - spytał głębokim tonem, podpierając się rękami o parapet po obu stronach Sakury.
          Z lekkim uśmieszkiem spojrzał na jej zmieszaną twarz, czując jak fala ekscytacji spływa po nim.
          - Póki to ty to chyba nie jest niebezpiecznie - powiedziała, dotykając opuszkami palców jego wilgotnej twarzy. - Na prawdę cię pragnę - szepnęła, opierając czoło o jego. 
          Samo przebywanie w jego towarzystwie sprawiało, że nogi uginały się pod nią. Teraz gdy był tak blisko, na w pół goły, z mokrymi włosami i wilgotnym ciałem czuła, że szaleje w środku. Resztkami siły próbowała powstrzymać w sobie zwierzęcy instynkt. 
          Sasuke za to dumnie i długo napawał się jej widokiem. Różowymi policzkami, coraz to cięższym oddechem, zapachem i obecnością. Nie umknęło mu nic. Widział i czuł jak zaciska uda, jak przełyka ślinę, jak ciężko łapie oddech i walczy sama ze sobą. Czuł się zwycięzcą i samcem alfa, który w spokoju i długo będzie trawił swoją ofiarę. Gdy limit się wyczerpał, a jej dłonie nieświadomie zeszły do spódnicy, porwał ją na ręce i schował na łóżku, gdzie rozpoczął pierwszy etap triumfu. 


          Znów spojrzała przez okno na czarne niebo. Cały świat zlewał się w jedno, a ta czarna dziura pochłaniała ją. Czuła się senna i zmęczona. Jej ciało drżało, i to nie od orgazmu, który osiągnęła, ale od tego, że leżała naga obok Sasuke. Otulona jego ramieniem, zapachem, ciałem i płynami. Koiła swoje nerwy i duszę myślami o świeżym powietrzu. Jak dziecko, zaciskała ręce na pościeli, bojąc się, że to uczucie zaraz zniknie. 
          - Następnym razem jak wrócę. Pobierzmy się - powiedział nagle.
          Jej ciało zadrżało ponownie, jakby mało jej było ciepła. 
          - Zero romantyzmu... - mruknęła, przenosząc dłonie na jego ramie. - Ale dobra. Następnym razem jak wrócisz pobierzmy się - zgodziła się.
          Odwróciła się do niego przodem, spragniona jego widoku. Mała lampka nocna oświetlała pokój, który wypełniony był ich myślami i odgłosami. Tak dzielnie walczyła z snem. Wiedziała, że gdy tylko zamknie oczy, a rano znów je otworzy to jego tu nie będzie. Chciała temu zapobiec, zatrzymać go, związać, schować.  
          - Do tego czasu bądź grzeczną dziewczynką - poprosił, rozkładając się wygodnie na plecach. Sakura ułożyła się na prawym boku, kładąc twarz na jego klatce piersiowej. Już tęskniła za jego dotykiem.
          - To ty powinieneś być grzeczny. Jednak nie jesteś taki aseksualny - zawstydzona, spojrzała na niego.
          Sasuke pogłaskał ją czule po głowię.
          - Mogę zrobić to jeszcze raz? 
          - Tak, proszę - westchnęła mu do ust, nie mogąc powstrzymać się.





          Mając nie całe dwadzieścia cztery lata Sakura stanęła na ślubnym kobiercu jaka druga z ich rocznika, tuż obok Temari, która miesiąc wcześniej przeprowadziła się do Konohy. Ubrana w najpiękniejszą białą suknię, z najpiękniejszym makijażem, fryzurą i darem życia w środku czekała na ojca, który wyprowadzi ją do ukochanego. Po tylu latach trudno jej było uwierzyć, że ten dzień w końcu nadszedł - Wychodzi za mąż za Sasuke Uchiha, za jej jedyną i największą miłość życia jaką mogłaby kiedykolwiek mieć. 
          Idąc w jego stronę nie zwracała uwagi na nic. Okrzyki i oklaski gości znikały gdzieś w tle, błysk fleszy też przelatywał jej koło oczów. Płacząca Matka, i prawie płaczący Ojciec w tej chwili nie byli, aż ta ważni jak osoba, która stała przed nią. Piękny, przystojny, dostojny z wypisaną pewnością siebie na twarzy stał w czarnym garniturze. Obok niego stał Naruto z obrączkami w dłoniach. Wcześniej martwiła się, że je zgubi, ale teraz ją to nie obchodziło. Obchodził ją tylko Sasuke i ich sakramentalne "Tak"
          Sasuke uśmiechnął się pod nosem, wyciągając dłoń po swoją przyszłą żonę. Z łagodnym wzrokiem, stanął przed nią, nie mogąc pojąc umysłem, ciałem, ani duszą jak bardzo szczęśliwy jest i jak bardzo piękną ma pannę młodą.


          Sakura stanęła w drzwiach od pokoju dziecięcego. Jasne kolory ścian i mebli sprawiały, że to pomieszczenie było najprzytulniejsze. Duże łóżeczko dziecięce stało na środku dywanu, wielki pluszowy miś w kształcie lista stał tuż obok. Wszelkie kołysanki i zabawki gotowe były do tego by cieszyć małego dziedzica.
          - Co robisz? - spytał Sasuke, stając obok.
          - Nie mogę się doczekać. Aż nasze dziecko przyjdzie na świat - powiedziała ciepło, łapiąc się za brzuch.
          - Chyba oboje się nie możemy doczekać.
          - Wiesz cos?
          - Hm?
          - Dziękuję - spojrzała na męża.
          - Za co?
          - Za to, że pozwoliłeś mi wyjść za siebie. Za nasze dziecko i za to, że jesteś zemną. 
          - Dziwnie się zachowujesz to chyba jeszcze nie ten miesiąc gdzie się ma humorki  - stwierdził zdezorientowany.
          - Możliwe. Po prostu naszła mnie nagła ochota by ci to powiedzieć. Nawet jeśli nie czujesz do mnie tego samego co ja, czy nie kochasz mnie tak bardzo jak ja ciebie...to wciąż jestem ci wdzięczna - uśmiechnęła się delikatnie, przytulając się męża.
          Sasuke odłożył książkę na półkę. Spojrzał na swoją żonę, starając sobie wytłumaczyć za jakie grzechy dane mu było dostać taką nagrodę. Patrzył w jej radosne oczy i wiedział, że jest równie szczęśliwa co on. Przez całe pięć lat ich trudnego związku ani razu nie powiedział jej co czuje. Myślał, że to oczywiste. Trzymali się za ręce, całowali, kochali się i śmiali razem. Mimo to Sakura była Sakurą. Kobietą, a raczej istotą, która potrzebowała potwierdzenia w postaci zbędnych dla niego słów. Nie przeszkadzało mu to. W końcu taką ją pokochał. 
          - Kocham cię Sakura. I jestem pewien, że kocham cię dużo bardziej niż ty mnie - wyznał, mocno przytulając ją. 
          - Musiałam czekać pięć lat i wspomnieć ci o tym żebyś się w końcu przyznał...głupek - szepnęła.
          - Przepraszam. Po prostu to chyba oczywiste, że cię kocham - uśmiechnął się pod nosem.






Minął tydzień od zakończenia Naruto. Sama nie wiem co napisać i co czuje. Odkąd zaczęłam oglądam  i czytać Naruto byłam pewna, że paring, który tak shippuje w końcu będzie razem. Mimo wszystko gdzieś tam w środku mnie, w internetach w mandzę, był znikomy procent, który wskazywał na to, że zakończenie może być inne. Teraz gdy zostało to potwierdzone, wręcz udokumentowane, że Sasuke i Sakura są małżeństwem znikła ta niepewność. Znikło to uczucie, które napędzało mnie by pisać i pisać i dawać wiarę. Niemniej jednak chciał się skupić na czymś innym. Mój świat z blogowaniem zaczął się osiem lat temu, gdy to pierwszy raz poznałam moc opowiadań i Onetu. Pamiętam swój pierwszy blog, i wszystkie inne blogi oraz historię, które czytałam i śledziłam z zapartym tchem (sakura----haruno, ai-sasusaku, historia-sakury, ss-thirsty, sas-sak-love, sakusau, losy-sasuke-i-sakury, haruno-uchicha oraz wiele, wieeele innych, które już niestety nie istnieją ) i zauważyłam jak my same dojrzałyśmy. Piszę w imię wszystkich moich blogowych koleżanek, bo na pewno czują to samo. Osiem lat temu zaczynałyśmy pisać słodkie, niewinne historie, które akceptowały niewinne pocałunki, ewentualnie te "francuskie",  w pewnym momencie naszej przygody Sakurcia, zielonooka, wielkoczoła zamieniła się po prostu w Sakure Haruno, Sasek, czarnooki, Saskłacz, sharinganowiec zamienił się po prostu na Sasuke Uchiha, lisek, Naruciak, niebieskooki, zamienił się po prostu na Naruto Uzumaki, a kaszalot, Kashi, siwowłosy, maskowiec zamienił się po prostu na Kakashiego Hatake. My dorastałyśmy na tej mandze, a wraz z nami nasze oczekiwania i pragnienia. Wyszłyśmy z pewnej sfery, i zamiast tworzyć siedmioletnie dzieci z osiemnastoletnimi rodzicami, zaczęłyśmy przeistaczać naszych bohaterów w dojrzałych dorosłych, pełnoletnich do stosunku, do alkoholu. Teraz prawie każdy blog z shotami lub z opowiadaniami jest dojrzały. Z poważnymi bohaterami, z ładnym opisem aktu z mądrymi dialogami. Z niektórych blogów można wyczytać tyle historii prywatnych  i tyle wspomnień, że czasami żałuje, że nie kopiowałam opowiadania do prywatnego notesu.
Jest to dla mnie długo historia i część życia za którą bardzo tęsknie. I Chciałabym wrócić do lat 2009 - 2011 gdzie to najwięcej się działo na Onecie. Gdzie blogów było tysiąc, i tysiąc historii. Tysiąc szablonów, tysiąc pomysłów tysiąc innych, cudownych bloggerek.
Chciałam z tego miejsca pozdrowić wszystkie osoby, które inspirują mnie do tej pory (m.in Kwiatuszka, myszkę, Hanabel, Nobie, Mischine, Lenie,  Yuki ) 
Z Pozdrowieniami od me2day (Ann-chan/Ann) dla moich małych płomyków <3
Mam nadzieje, że cieszycie się równie co ja i gdzieś tam tworzycie!

23 paź 2014

34 - Jak feniks narodzić się na nowo (SasuSaku - I )

          Paring: SasuSaku
          A&M: Naruto
          Dozwolone: 12 lat
          Kategoria: Świat Shinobii, SPOILERY
          Komentarz: Dwa tygodnie. Dokładnie 14 dni....







          Miejsce które kiedyś szczyciło się bogactwem roślin, widoków i było domem dla wielu istot oraz schronieniem dla ludzi, w przeciągu kilku godzin zamieniło się w wielkie, brzydkie i szpecące pole bitwy. Pośród skamieniałej gleby, i prochu skał, nie było wstanie przeżyć nic i nikt. Ciężki wiatr uderzał z każdej strony, zamykając to miejsce pod niewidzialnym kloszem. Zrozpaczone słońce  bezpiecznie schowało się za ciemnymi chmurami, które unosiły się nad ziemią, rzucając cień na scenę. Ciężka, nieprzyjemna energia otaczała ich niczym niewidoczna tarcza od której zależała który z nich przeżyje. Szarość krajobrazu i mrok poranka ogarniał rozciągające się pole wzroku, które sięgało, daleko za ocean.
          Tutaj to krople potu i łez użyźniały glebę, gdzie wszystko w końcu budziło się do życia.
          Oni stali w ciszy, skupieniu w spokoju. Spoglądali na siebie, szukając we własnych twarzach odpowiedzi na pytania, które ktoś  zadał  dawno przed ich narodzinami. Przenikali się myślami, które stanowiły jedność, a zarazem odrębność. Nie musieli nic mówić. Słowa były zbędne. To co chcieli sobie przekazać, przepływało przez ich dusze i krew. Rozumieli się od tak, bez większych problemów, bez żadnego kontaktu wzrokowego, bez żadnych ruchów werbalnych czy niewerbalnych. Przewidywali swoje ruchy jak jedna całość.
          Pierwsza powłoka słoneczna przebiła się przez szarość nieba. Pierwsza pieczęć została uformowana, a wraz z nią łańcuch kolejnych ruchów. Dwie dusze, które w tym samym czasie wzbiły się w powietrze, skierowały atak w ten sam kierunek. Chłodny, ostrzejszy od katany wiat, haratał ich twarze i zranione ciała. Ciężkie powietrze osiadło im w płucach, ściągając tym samym na ziemie. Dwie silne techniki połączyły się w jedną. Synteza dwóch czakr wystrzeliła w niebo strumień niebiańskiego znaku. Jasna, anielska i czysta powłoka, wchłonęła ich w siebie, i w ten o to sposób Chidori i Rasengan stały się uzupełnieniem Ying Yang, przenosząc ich do własnego świata.

          Tam gdzie się znaleźli nie było zła, nie było światła ani ciemności, nie czuli bólu, ani zmęczenia. Nie istniała góra, ani dół. Była tylko biel spowiła blaskiem. Pozytywna energia natury, która koiła dusze i serce. Byli w miejscu gdzie dosięgło ich wewnętrzne oczyszczenie, gdzieś gdzie tylko oni mogli się znaleźć i gdzieś gdzie byli bezpieczni. Powrócili do przeszłości to swoich wewnętrznych dziecięcych wersji bez bagażu wojennego - Byli sobą.
          - Znów się tu spotykamy - oznajmił Naruto, uśmiechając się pod nosem. Wyciszony i zrelaksowany rozluźnił barki, zupełnie jakby tona zmartwień właśnie odpłynęła z nurtem niewidzialnej rzeki.
          - To było jasne od początku. Czy nie to mi wtedy powiedziałeś dokładnie w tym samym miejscu? - zakpił Sasuke, chowając swój miecz.
          - To właśnie powiedziałem. Że oboje zginiemy i znajdziemy się w innym świecie.
          - Znaleźliśmy się tu. I co teraz? Nie myśl sobie, że porzucę tytuł Hokagę - dodał pewniejszym tonem.
          - To nie do nas należy ten wybór.
          - Twoja gadka działa mi na nerwy. Wolałem jak wygadywałeś bzdury.
          - A ja wolałem jak siedziałeś cicho i udawałaś fajnego - prychnął, śmiejąc się jednocześnie. Jego wyraz twarzy złagodniał relaksująco.
          - Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć za nim to zakończymy?
          - Powinniśmy uformować znak Shinobii - powiedział poważnym tonem, wyciągając przed siebie dwa palce, które w zetknięciu z dłonią Sasuke tworzyły idealny znak pokoju Shinobii. - A i jeszcze jedno. Dziękuję i....
          Kolejny słup światła pochłonął ich ciała. Wyrzucił z tamtego świata, pozostawiając ich dusze na pastwę losu. Szarpani przez cztery żywioły walczyli o przetrwanie i własną męską dumę. Lecąc w stronę w dół wyglądali jak dwa przepiękne Feniksy w najszlachetniejszej postaci jaką przyjmowali tuż przed spaleniem się.
          - Witaj w domu - dokończył półgłosem, pełnym satysfakcji. Otworzył lazurowe oczy na błękitne niebo, ciesząc się pierwszym porankiem od zakończenia wojny. Wygodnie wyciągnął ręce wysoko nad siebie, wypuszczając powietrze ustami.
          - Dużo za dużo gadasz - prychnął.
          - Wiesz co?
          - Co?
          - Gdy wrócimy do domu nażrem się porządnie ramenu! - zaśmiał się głośno, wypełniając mu głowę i duszę zbędnymi melodiami.
          - Niczego innego się nie spodziewałem
          - A ty?
          - Ja?
          - A ty co zrobisz gdy wrócisz do domu?
          Sasuke zwrócił twarz w stronę przyjaciela. Beztroski i uśmiechnięty, nie wyglądał na kogoś kto dopiero walczył z największym złem tego świata, włączając jego samego do tej listy. Wyglądał jak Naruto. Jak głupek, który cieszy się życiem i nigdy nie przestaje się uśmiechać.
          - Co zrobię gdy wrócę do domu? - szepnął sam do siebie, spoglądając na niebo. Na błękitnym sklepieniu pojawiła się twarz Itachiego, tuż za nim obraz matki i ojca, wioski i Hokagę, a na końcu ich drużynowe zdjęcie. - Gdy wrócę do domu... - powtórzył ciszej, zamykając oczy. Mała nostalgia wdarła mu się do serca. Tego czego teraz najbardziej potrzebował to snu. Głębokiego i długiego snu,  z którego się już nie wybudzi. Potrzebował spokoju.
          - Gdy wrócisz do domu w końcu się wyśpisz, a gdy wstaniesz będziesz Sasuke Uchiha. Moim przyjacielem, rywalem, i mieszkańcem Konohy - oznajmił Naruto, jego słowa tak lekkie i pełne zaufania sprawiły, że coś szarpało go za serce. Coś co dawno nie dawało sobie we znaki. Coś co kiedyś nazywał uczuciem, i coś co kiedyś uśpił w sobie.
          - Chyba sobie szybko nie pośpimy - zakpił, czując jak podłoże drży pod jego ciałem.
          - Sasuke! Naruto! - wołał ktoś z oddali. Tysiąc głosów i tysiąc myśli znów się zmieszało, a im bliżej byli tym większy ból głowy narastał w nim.
          - Oszaleliście?! - warknął kobiecy głos. Mocne uderzenie przeszło przez ich ciała, powodując wibracje, każdej komórki.
          - Tak się o was martwiłam - jęknęła  łamiącym się głosem, przytulając ich obu do siebie. Teraz gdy czuła na barkach dwa ciężary, i dwa płytkie oddechy, rozluźniła się. Rytm serca był w porządku. Słyszała jednostajne i równomierne bicie, które napędzało ją do życia.
          - Sakura puść mnie natychmiast - zażądał, przytłoczony jej bliskością.
          - Cicho siedź - rozkazała, a po policzkach spłynęły pierwsze łzy szczęścia.
          - Ej Karin. Chyba ktoś dopiera ci się do ukochanego - zakpił Suigestu, wskazując kciukiem na Haruno. Złowieszczy uśmiech nie schodził mu z twarzy, nawet wtedy gdy twarda pięść dziewczyny przebiła jego twarz.
          - Zamknij się nie wiem o czym mówisz?! - wyjąkała, poprawiając energicznie okulary. To co ją teraz interesowało to dwie ciepłe, a nawet trzy chakry, które przenikały się przez siebie i uzupełniały. Ta jasność, która biła od niego sprawiała, że na nowo się w nim zakochiwała. To był ten Sasuke którego poznała w Lesie Śmierci.
          - Widzę, że Sakura już się wami zajęła - zakpił półżartem Kakashim. Podtrzymywany przez TenTen szedł w ich stronę tuż obok Guya, który wspierał się na swoim uczniu. Oboje wycieńczeni, i zmęczeni, odzyskiwali na nowo energię, widząc swoich uczniów całych i zdrowych.
          - Jak się czujesz Naruto? - spytała Hinata, kucając przy chłopaku. Uśmiechnięta spoglądała na niego z troską i uczuciem, które barwiło jej policzki na różowo.
          - Jak nowo narodzony! - zawołał pełen energii.
          - Jejku...wojna się dopiero co skończyła, a ten już pełen energii. Chciałbym mieć tyle zapału co ty - jęknął Kiba, siadając wygodnie na ziemi. Oparty o Akamaru, wyciągnął wygodnie nogi, korzystając z chwili relaksu.
          - Nie musisz leczyć Sasuke, my się tym zajmiemy - oznajmił Jugo, zwracając się do Sakury. Karin, która stała obok niego, podwinęła rękaw, odsłaniając ramie pełne blizn.
          - W porządku już prawie skończyłam - odmówiła grzecznie.
          - Jak się czujesz Sasuke? - Jugo spojrzał na przyjaciela.
          Sasuke siedział  w bezruchu z głową spuszczoną w dół.
          - Nic mi nie jest - odparł chłodno, przeciągając ostanie słowo. Leniwie ostatni raz spojrzał na otaczających ich ludzi, po czym zamknął na chwilę oczy, pogrążając się w śnie.
          - Na prawdę niezwykły z nich duet - zaśmiała się Ino, obejmując wzrokiem, dwóch śpiących shinobii.
          Trudno było uwierzyć, że dwójka przyjaciół może być jak ogień i lód, światło i cień, a jednocześnie jak yin i yang, jak wiatr który podtrzymuje ogień, jak głupi i głupszy.



           Leżąc w szpitalnym łóżku, oglądał przez okno szkarłatne niebo, które rozciągało się aż po drugi koniec świata. Nadal nie mógł uwierzyć, że jest tu żywy, a myśl o wojnie przeszła do historii. Cały czas czuł zapach krwi powietrzu, miał przed oczami Madare, Kaguye i Mędrca. Wszystko tak realne i świeże co jakiś przewiało mu się przed oczami.
           Spoglądając na sąsiednie łóżko zastanawiał się o czym śni Naruto. Z tym spokojnym wyrazem twarzy, wyglądał jakby zrzucił z siebie co najmniej kilkutonowy ciężar. Wcale nie był taki ranny na jakiego wyglądał. Głowę owiniętą miał bandażem, prawe ramie również i lewą część klatki piersiowej. Na tym tyle. Nie miał nic złamanego, żadnych poważnych obrażeń, z wyjątkiem zmęczenia i przeciążenia mięśni, ale to i tak załatwiała chakra lisa.

          Drzwi cichutko zaszurały o podłogę. Słychać było delikatne kroki, jakby wiatr kogoś niósł w powietrzu i pozwolił by palce u stóp delikatnie muskały płytki szpitalne. Dziewczyna usiadła na krześle, które wcześniej ustawiła pomiędzy ich łóżkami. Jej oczy pełne troski i i strachu, nagle złagodniały gdy napotkały jego żywy wzrok.
          - Cieszę się, że się w końcu obudziłeś - westchnęła z ulgą. Z siatki z którą przyszła wyciągnęła dwa pudełka obiadowe. Jedno postawiła na szafce Naruto, a drugą wyciągnęła do niego na obu rozłożonych dłoniach.
          Ostrożnie podniósł się, opierając wygodnie o framugę łóżka. Z wzrokiem wbitym w pościel zastanawiał się co zrobić. To było, aż za dziwne uczucie. Siedzieć tu tak po prostu i jeść obiad przyrządzony przez jego dawną przyjaciółkę, a później wroga. Teraz nawet nie wiedział jak ma nazwać ich relacje. Zacisnął delikatnie palce na kołderce, czując jej przeszywający wzrok.
          - W porządku. Zostawię tu tutaj. Chyba ci troszeczkę przeszkadzam. Przepraszam. Przyjdę do was później. Więc odpocznij - powiedziała łagodnie.
          Nie spojrzał na nią. Usłyszał tylko jak kładzie pudełko koło jego nóg, a później zamyka za sobą drzwi równie cicho jak przedtem. Wiatr zawiał, wymachując zblakłymi już szarymi firankami. Jeszcze tydzień temu stał tam na polu bitwy i walczył o życie każdego człowieka, jeszcze kilka dni temu pomagał przy zbieraniu martwych ciał, a teraz leżał  w rodzinnym mieście, gdzie czuł dziwną presję.


          Odwiedziła ich późnym wieczorem, gdy szkarłatne niebo zastąpiła czerń nocy. Sasuke spał na lewym boku przodem do okna, Naruto jak zawsze wplątał się w kołdrę. Oba pudełka były puste i niedbale ułożone na nocnych szafkach. W pokoju panował chłód. Bez większego hałasu zamknęła okna i zasłoniła zasłony. Teraz gdy cień padł na twarz Sasuke, zadrżała delikatnie. Stała tak chwilę wpatrując się w niego. Czasami miała wrażenie, że to sen, że gdy zamknie oczy, lub uszczypnie się to jego już tu nie będzie. Każdego ranka przychodziła tu z gulą w gardle, bojąc się, że zastanie jedno łóżko wolne. Zrobiła krok do przodu, wyciągając jednocześnie rękę. Za nim poprawiła mu kołderkę wstrzymała oddech. Bała się, że nawet delikatny powiew może go zbudzić. Z przymrużonymi oczami  naciągnęła mu kołderkę pod samą szyje.Dopiero  czując ciepły oddech na dłoni ocknęła się.  Przed wyjściem ostatni raz spojrzała na nich, mając nadzieje, że rano wciąż tu będą.

          Drzwi zamknęły się prawie  niezauważalnie. Sasuke otworzył oczy. Przez chwilę wpatrywał się w ciemności, po czym naciągnął kołdrę na głowę i zasnął.




          Przed Piątą w jej biurze stanął dokładnie osiemnastego dnia po zakończeniu wojny. Jej niesamowite Jutsu oraz zdolności regeneracyjne sprawiały, że wciąż wyglądała na młodą kobietę bez żadnej zmarszczki, żadnej rany, a nawet oznaki zmęczenia. Siedziała  dumnie  w fotelu, w swoim zielonym płaszczu, i przyglądała się jakimś papierom. Wyglądała na osobę, która nie zna się na swojej robocie, a tylko udaje, że coś robi. Tylko czasami gdy marszczyła nos i czoło można było wyczuć bijącą od niej energie, która sprawiała, że mimowolnie czuło się do niej strach i szacunek.
          - Ciężki orzech do zgryzienia  - westchnęła w końcu, odkładając na bok papiery. Wsparła się lewym policzkiem o lewą dłoń. Wyglądała na jeszcze bardziej znudzoną niż przedtem. - Rozumiem, że masz zamiar zostać w wiosce - zaczęła spokojnie, spoglądając na niego.
          - Ta...chyba taki mam zamiar.
          - No cóż...nie powiem, że nie ucieszy to większości. Nawet po tym co zrobiłeś wciąż jesteś w książce Bingo każdego ANBU, no i jeszcze ten plan zamachu na Kohonę - westchnęła, ciężko. Przewracając kartki w książce medycznej co jakiś czas ziewała szeroko i głośno.
          Dopiero gdy spuściła wzrok na dół wyprostowała się nagle. Z dolnej szuflady wyciągnęła  sake jedną czarkę i paczkę krakersów.
          - Chciałabym usłyszeć jaki masz cel żeby tu zostać. Co się zmieniło w stosunku do wioski, do ludzi. Co tobą kieruje i co czujesz - łyknęła alkohol na raz.
          - Nic szczególnego. Jak mnie tu nie chce nie będę was błagał. Mogę stąd odejść w każdej chwili - powiedział chłodno, nie zmieniając pozycji. Cały czas stał w cieniu, opierając się plecami o ścianę.
          - Wyczuwałam, że coś takiego powiesz - westchnęła.
          - Po prostu mam dość  Naruto, który by za mną latał, a wraz z nim całą tę zgraje - dodał.
          - No tak.  To może być trochę uciążliwe i dla ciebie i dla wioski.
          - Pewnie tak.
          - Chciałbyś tu zostać? - spytała wprost, przeszywając go spojrzeniem. Odłożyła swój trzeci kieliszek na bok, by lepiej móc na niego spojrzeć.
       


          Czy chce tu zostać?
          Czy jest to coś co chciałby Itachi?
          Czy mogę im zaufać?
          Czy uda mi się zostać Hokagę i zmienić ten chory system?
          Przecież to Oni wyrządzili nam taką krzywdę.
          Czy chce tu zostać?



          - Tak...chyba chce - powiedział w końcu.

          Czuł jak wali mu serce. Jedno głupie zdanie, a cały w środku drżał.
          - W porządku skoro tego chcesz to zostań - powiedziała nijako, biorąc jakiś papier. - Jednakże - zaczęła poważnie - Jesteś nam coś winien. Masz duuuży dług do spłacenia. Nie będę ich wyliczała, bo to nie o to chodzi. Po prostu musisz zrobić wszystko by tak jak Naruto zapracować sobie na zaufanie wioski i innych.
          Sasuke zaśmiał się kpiąco pod nosem. Nigdy nie przypuszczał, że  kiedykolwiek porówna się go do Naruto.
          - Musisz nam zapłacić dwadzieścia milionów ryo za dość uczynienia, do tego wykonać przynajmniej dwadzieścia misji rangi SS. Zdajesz sobie sprawę, że jedna taka misja zazwyczaj zajmuje przynajmniej pół roku? Choć w twoim przypadku nie zdziwiłabym się gdybyś ukończył te misje w niecałe cztery lata - zaśmiała się kpiąco, jakby rozmyślała nad tym czy nie dać mu większy limit.
          - Tylko tyle? - spytał podejrzliwie - A co z sprawdzaniem mnie? Co z wizytą u Ibikiego i innymi procedurami?
          - Twoje oczy oprą się każdemu Jutsu dlatego u Ibikiego nie masz czego szukać. Nie mamy też czasu na niańczenie cię. Skoro Naruto ci zaufał ja też to zrobię. Jesteś jego przyjacielem. Przynajmniej tak mi się wydaje po tym jak nie raz uratowałeś go podczas wojny. Po za tym nie tylko jego. Sakure, Kakashiego, każdego. Nie mam powodu by ci nie ufać. Ale - powiedziała groźnie, a jej postawa zmieniła się. Zmarszczyła agresywnie nos i obnażyła kły niczym nieoswojone zwierze. - Ale jeśli spróbujesz jakiś sztuczek osobiście zajmę się tobą - ostrzegła go. Czerwone paznokcie wbiły się w stół, pozostawiając głębokie ślady.
          Sasuke wyszedł   z  cienia. Na jego twarzy malował się kpiący uśmiech, była w nim nutka  wyższości,  a jednocześnie coś przyjaznego. Wyciągnął z kieszeni dłoń i wziął czarne pióro, które leżało przed Hokage.
          - To gdzie mam podpisać? - spytał pewny siebie.
          - Tutaj - podstawiła mu kartkę przed nos. - A i jeszcze jedno - zawołała go za nim wyszedł - Tutaj jest coś co leżało w naszym sejfie od ponad dziesięciu lat. Jednocześnie zwalnia cię to z zapłaty. - dodała i podała mu pożółkniałą kopertę.

          Sasuke niepewnie podszedł po nią. W lewym dolnym rogu widać było słaby napis "Do Sasuke". Stanął jak wryty, widząc czyje to pismo. Mimo iż nie widział tego charakteru od bardzo dawna, a litery były już wyblakłe, to dokładnie pamiętał spod czyjej ręki wyszedł ten podpis. Drżąca ręką wziął list i bez pożegnania wyszedł.
          Tsunade leniwie rozłożyła się w fotelu. Butelka sake była prawie pusta, na jej policzkach malował się  rumieniec, a oczy zaszkliły się przyjaźnie.  Miała dobre przeczucia. Jej kobieca intuicja podpowiadała jej, że nadchodzą dobre czasy. Czas pokoju.




          Usiadł na polu treningowym numer trzy pod środkowym pniem. Słone łzy kapały na wyblakłą kartkę, rozmazując czarny atrament. Nie potrafił zatrzymać płaczu. Z chwilą gdy rozerwał kopertę poczuł przypływ emocji, które nagle zebrały się w nim i wybuchły po przeczytaniu pierwszych słów. Pochylony nad listem widział swojego brata jak siedzi w swoim pokoju i na kilka dni przed zamachem pisze do niego. Tak samo jak jemu łzy leciały ciurkiem.. Przez rozmazany obraz widział ostatnie zdanie i podpis. Był to jedyny namacalny dowód na jego istnienie i uczucia jakie do niego żywił. Czuł, że nie poradzi sobie znów z tym wydarzeniem. Dopiero gdy drobne ramiona schowały go przed światem ryknął głośno niczym feniks który powstaje z popiołów, by narodzić się na nowo i rozłożyć skrzydła.


          Nie mogła dłużej stać za drzewami i patrzeć jak siedzi na ziemi zapłakany. Od dawna wiedziała, że ten list, który niegdyś leżał w sejfie wioski zaadresowany do Sasuke napisany został przez Itachiego. Mogła się tylko domyślać co zostało tam zawarte i jak się czuje.
          Uklękła obok niego delikatnie, przytulając. Jedynie co udało jej się zobaczyć do krótkie zdanie"Zawszę będę cię kochać" i podpis"Twój starszy brat Itachi".
          Minęła dłuższa chwila za nim się uspokoił. Ciężkie łkanie i drgania ciała ustały, aż w końcu zaczął oddychać spokojnie bez zapowietrzania się. Odsunął się od niej i wstał ciężko, wycierając oczy rękawem. W lewej dłoni kurczowo trzymał list, który był jego najważniejszym skarbem i pamiątką po Itachim.
          - Musze pobyć sam - rzucił krótko i znikł w ułamku sekundy, pozostawiając po sobie podmuch wiatru.



          Wieść o jego powrocie do Wioski rozniosła się po świecie w przeciągu kilku dni. Mieszkańcy, którzy nie słyszeli o jego zasługach wojennych byli przeciwni temu. Obawiali się go i traktowali jak wyrzutka niżej kategorii, który może wyrządzić innym krzywdę w przypływie emocji. On jednak nie przejmował się. Zdawał sobie sprawę, że tak    potoczą się sprawy oraz, że będzie dużo więcej przeciwników niż zwolenników.

          Stał spokojnie pod pomnikiem    Bohaterów    tempo,    wpatrując  się   w wyryte   imię Itachiego. Nikt prócz garstki osób nie wiedziało skąd jego imię się tam znalazło. Nikt obcy nie zauważył tylko kilku dodatkowych liter, które zlały się z innymi nazwiskami. Im dłużej przyglądał się kamieniu, tym częściej rozumiał Kakashiego, który przychodził tu niemal codziennie by w ciszy pomyśleć.
          Mężczyzna w jego wieku przeszedł obok niego i położył białe kwiaty tuż przed tabliczką. Z jego ust buchał szary dym, który leciał w świat porwany przez liście. Tak jak on musiał wyjść wcześniej z ceremonii pożegnalnej, by móc w spokoju opłakiwać poległych.
          - Nie wiem co teraz zamierzasz - zaczął niedbale, wyrzucając niedopałek na ziemie - Ale jeśli chcesz zostać Hokage to zapomnij o tym. W tym momencie jedynie czego potrzebuje Naruto to prawdziwego przyjaciela. A kiedyś gdy już obejmie rządy to prócz prawej ręki i doradcy będzie potrzebował też lewej ręki i zastępczego mózgu. Do tego kogoś kto sprowadzi go na ziemie i nie pozwoli by całymi dniami siedział w Ichiraku ramen. - zatrzymał się na chwilę by wyciągnąć kolejnego papierosa.
          - A mówisz mi to, bo co? Do czego zmierzasz? - spytał lekceważąco.
          - Bo nie chce już patrzeć jak ten dureń ugania się za tobą, z tą przybitą miną. Po za tym bądź co bądź postanowiłeś zostać, więc nie niszcz tego i nie szukaj więcej wrogów. Słyszałem, że za niedługo zaczynasz swoją misje więc - zaciągnął się głęboko - Uważaj na niej  - powiedział znudzony, i odwrócił się by wrócić na cmentarz gdzie miał do przekazania Ojcu kilka rzeczy.
          Odwrócił się za nim i odprowadził wzrokiem, aż do trzech słupów treningowych, które stały naprzeciwko niego. Mały uśmiech wdarł mu się na twarz na samo wspomnienie jego byłej drużyny. Myślami wrócił do tego kim był wtedy i co czuł. Jaki był arogancki, a jednocześnie ile rzeczy się nauczył po wyciągnięciu ręki do Naruto. Czuł na skórze dreszcz    z tamtego    dnia,    ten strach   gdy    Kakashi im   oznajmił,   że     mogą    nie   zdać. Teraz   śmiał   się  z   tego   i   z   swojego   zachowania.



          Odprowadził Suigestu do bramy. Trochę ciężko mu było się z nim żegnać. Po zakończonej wojnie uświadomił sobie, że rzeczą siły przywiązał się do swojej drużyny. Polubił ich. Nawet kłótnie, które dawniej irytowały go. Jednak musiał zrozumieć jego decyzję. On miał swój cel, a Suigestu swój. Od początku dołączył do Hebi tylko po to by zdobyć wszystkie miecze i reaktywować tajną drużynę z wioski Kiri. Teraz miał zamiar iść sam przez to marzenie i dopiąć swego. Wspierał go. Nawet jeśli mu tego nie powiedział, to był pewny, że on o tym wie.
          - Wpadnijcie kiedyś do mnie...albo może nie - uśmiechnął się sarkastycznie, spoglądając na Karin, która stała z boku jakby obojętna, starając się udawać, że nic ją to nie obchodzi, podczas gdy w głębi serca czuła żal, że odchodzi i zostawia ich.
          - Tylko nie zabijaj przypadkowych ludzi jak to masz w zwyczaju - poprosił łagodnie Juugo.
          - I kto to mówi.
          - Mówię serio.
          - Tak, tak. Brzmicie jakbyście nie mogli beze mnie żyć. Jak chcecie możecie iść ze mną. Nikt wam nie każe tu siedzieć. I tak Sasuke będzie na tych swoich miesięcznych misjach rangi S więc nie popatrzysz sobie na niego Karin - zaśmiał się, za co od razu dostał w twarz. - Żartowałem! - dodał szybko, powracając do swojego pierwotnego stanu. Sekundowy żal przeszedł przez jego serce. Nie był w stanie sobie odpowiedzieć kiedy znów kiedyś dostanie za nic.
          - Trzymaj się i powodzenia - powiedział Sasuke, spoglądając mu prosto w oczy. Zastanawiał się czy podziękować mu za pomoc. Czy go jeszcze zobaczy i czy poradzi sobie.
          - Tylko nie mów, że będziesz mi dziękował czy coś...to nie w twoim stylu.
          - Tak masz rację nie będę - zakpił.
          - No nic. To ja lecę. Sasuke, Juugo, Karin - popatrzył na nich ostatni raz - Na razie.
          I znikł daleko przed bramą, aż szeroka i piaszczysta drogaa pochłonęła go niczym kolejną z swoich ofiar.



          Do rozpoczęcia pierwszej misji pozostało mu kilka dni i chciał w spokoju przygotować się do niej. Odpocząć od wioski, od ludzi, którzy otaczali go i nie odstępowali o krok. Marzył by wyrzucić z głowy głos Naruto, który od miesiąca męczył go walkami, wyjściami do barów i innymi głupotami do których nie był przyzwyczajony.

          Leżąc na wiosennej trawie oblany złocistym blaskiem i otulony ciepłym wiatrem oczyszczał się z wszystkiego co do tej pory zrobił. Szukał wewnętrznej równowagi i nadzwyczajnie w świecie relaksował się. Delektował się każdym najdrobniejszym szczegółem natury, gdy nagle czerwone światło, które przebijało się przez jego powieki zgasło. Silniejszy wiatr zerwał się znikąd, podrażniając jego spieczone policzki.
          Niechętnie otworzył oczy.
          Wielki, biały, atramentowy ptak latał nad nim. Za jego skrzydeł wystawała jakaś postać. Włosy powiewały delikatnie na wietrze, kontrastują z promieniami słonecznymi, które rzucały cień na jej twarz.
          - Sasuke! Chodź wsiadaj! - zawołała, machając na niego ręką.


          Wbrew pozorom było tam więcej miejsca niż myślał. Mógł się swobodnie rozłożyć, wyciągnąć nogi, położyć miecz obok, podłożyć ramiona pod głowę i cieszyć się podniebną przejażdżką. Obserwował chmury, które płynęły leniwie nad nim. Wydawało się, że zmieniają swoje kolory, kształty i objętość.
          - Wiem, że chciałeś pobyć sam, ale pomyślałam, że będzie miło i fajnie jak polatamy sobie od tak - oznajmiła Sakura, podziwiając krajobraz z lotu. Długo zastanawiała się czy poprosić Saia o pomoc, a gdy już stworzył dla niej tego ptaka to bała się czy znajdzie go, a co najważniejsze czy przyjmie jej zaproszenie.
          Spojrzał na nią z boku. Siedziała spokojnie pochylona do przodu zupełnie jakby była zaciekawiona świata dzieckiem. Jej zielone oczy błyszczały, a uniesione ku górze kąciki ust dodawały jej twarzy świeżości. Był to wyraz twarzy, który kiedyś często widywał.
          - Uważaj na tej misji dobrze? - poprosiła nagle, nie odwracając się w jego stronę. Bała się spojrzeć mu prosto w oczy. Samo przebywanie z nim sprawiało, że serce szybciej biło. Trudno jej było to kontrolować, dlatego też większość czasu siedziała plecami plecami do niego, nie spuszczając spojrzenia z otaczającego ich świata.
          - Mówisz tak jakby coś mogło mi się stać - prychnął.
          - Eh...faktycznie - westchnęła z uśmiechem, rzucając mu krótkie spojrzenie.


          Na dzień przed misją spotkał się z Naruto w jego ulubionym barze. Jak zawsze zastał go siedzącego przy ladzie z twarzą prawie w zupie. Usiadł obok niego, zamawiając szklankę wody. Zawsze zastanawiał się co jest w tej zupie, że tak ją zajada. On sam nie lubił Ramenu. Wolał bardziej pożywne dania, a zwykłą zupą nie potrafił się na jeść. Naruto zaś pochłaniał ją litrami i nigdy nie miał dość. Czasami zastanawiam się czy ten bulion nie jest przypadkiem tajemnicą jego siły i uosobienia.
          - I jak gotowy? - spytał z pełną buzią.
          - Powiedzmy. Po trzech latach nadal mi trudno oswoić się z myślą, że znów będę wykonywał misje dla wioski - westchnął.
          - Podobno misje rangi SS to nie przelewki. Ale za to są dobrze płatne więc szybko zarobisz pieniądze na jakieś większe mieszkanie.
          - Akurat one są mi najmniej potrzebne.      
          - No tak. Zapomniałem, że Itachi pozostawił ci wszystko co miał. Aż trudno uwierzyć, że będąc w Akatsuki tyle można było zarobić - powiedział z lekkim podziwem, mrużąc oczy.
          - A ty co? Nie zamierzasz przyłączyć się do ANBU? Słyszałem, że cały ten Sai też odrzucił propozycje Hokage - wspomniał nagle.
          - Nie jara mnie brudna robota ANBU. Wole zostać z Kakashim i Sakurą. Sai póki co będzie krążył między misjami naszej drużyny i drużyny Guya. Mam nadzieje, że jak wrócisz z tej swojej misji to jak najszybciej udamy się na własną.
          - Myślę, że poczekasz sobie trochę. Dwadzieścia misji rangi S to nie jakaś tam wyprawa na most, czy eskortowanie ludzi - prychnął.
          - Tak, tak, tak. Ciężko mi to przyznać, ale dla kogoś takiego jak ty nawet misje rangi S nie sprawiły by większego problemu. Dla mnie na nie pewno!
          - Ta jasne...zostań Chuuninem to pogadamy.
          - Przypominam ci, że ty też jesteś Chuuninem! - wytknął mu głośno.
          - Może i nie przeszedłem tego egzaminu, ale z chwilą gdy dostałem tą głupią misję, automatycznie awansowałem na Jounina, geninie! - powiedział chamsko, podkreślając ostatnie słowo.
          - A tak...jutro przejdę się do Tsunade i sam jej powiem, że skoro ty nim jesteś to ja też chce! - powiedział jasno, odkładając pustą miskę, na blat.
          - Tak, tak. Ja już idę. Muszę się wyspać - oznajmił spokojnie. - Zostawiam ci rachunek za wodę - uśmiechnął się szarmancko, wstając.
          - Uważaj na siebie! - zawołał za nim Naruto.


          Stojąc nad wielką przepaścią rozumiał czemu wszyscy kazali mu na siebie uważać. Nie sądził, że te misje są faktycznie tak trudne. Dostał informacje, że ma kierować się na północ w stronę Krainy śniegu, gdzie za wielkim kanionem ma rosnąć rzadka roślina niezbędna dla dalszego rozwoju wioski. Misja jak najbardziej głupia, ale warunki jej odnalezienia adekwatne do rangi. Czarna dziura ciągnęła się w dół w nieskończoność, tak samo jak mgła, która uniemożliwiała mu zobaczenia drugiego końca. Jakby samo przejście przez śmiertelną Amazonke nie było wystarczające.
          - Mogła mi chociaż wysłać głupiego ptaka Saia, żebym mógł jakoś przelecieć na drugą stronę! - warknął pod nosem.
          Podpisując ponownie kontrakt z wężami nie miał już dostępu do jastrzębia, którego udało mu się oswoić za czasów Taki.
          Wziął do ręki leżący na ziemi kamień, zrobił wielki zamach i z całych sił rzucił przed siebie. Minęła niecała sekunda za nim dosłyszał ledwo słyszalne echo uderzenia o skalną ścianę.  Nie zastanawiają się dłużej wezwał Aode, rozkazując mu rzucić się na drugi koniec.
          - Tak czcigodny Sasuke.
          - Jakby dystans okazał się za duży, a ty byś wleciał w ten kanion od razu wracaj rozumiesz?
          - Oczywiście - zakomunikował wąż, i bez dalszych wskazówek rzucił się w szarą i gęstą mgłę, lądując pyskiem trzydzieści metrów dalej.
          - Jak dobrze, że wszystkie węże są takie długie - westchnął z ulgą, przechodząc po grzbiecie Aody.
          Najbardziej męcząca była droga. Samo dojście do tej rośliny trwało ponad tydzień, plus drugi tyle na powrót. Gdyby nie Aoda, nadludzkie siły i wytrzymałość zajęło by mu to z dwa miesiące, jak nie więcej. Samotna podróż dłużyła mu się w nieskończoność. Był to niespokojny czas, w którym realizował swoje postępowania i minione wydarzenia. Nocą gdy kładł się spać, wpatrywał się w niebo i zastanawiał nad swoim życiem oraz własną drogą ninja.



          Powrót do wioski z jedną małą roślinką nie brzmiało tak brawurowo i bohatersko jak wydawać by się mogło. Przekraczając nocą bramę z uniesioną głową przeszedł się po pustych uliczkach wioski. Niebieskie, sztuczne światło latarni oświetlało mu drogę do własnego mieszkania, które od miesiąca stało puste. Przekręcając kluczyk w drzwiach czuł dziwne uczucie nostalgii. Powrotu do własnych czterech ścian, do spokoju, do własnego łóżka.
          Odłożył zapieczętowany zwój na bok, zrzucił z siebie ubrania i wszedł pod prysznic gdzie spędził prawie godzinę czasu. Ciepłe krople spływały po jego ciele, zmywając ślady walki z shinobii, którzy również poszukiwali tej rośliny.
       
          Z samego rana zjawił się u Hokage z zwojem w dłoni. Spokojnie złożył  przedmiot na biurku, oczekując kolejnego zadania.
          - Mam nadzieje, że będzie to coś...bardziej ekscytującego - mruknął.
          - Nikt nie mówił, że wszystkie misje są ciekawe i pełne atrakcji. I tak nieźle ci poszło. Trzydzieści lat temu gdy Jiraya był po tą samą roślinę zajęło mu to prawie pięć miesięcy - oznajmiła, śmiejąc się pod nosem. Wzięła do rąk zielony zwój, z czerwonymi ozdobami. Jedną ręką, rozwiązała czarny sznurek, a drugą uformowała pieczęć. Z głębi dymu pokazała się mała czerwona roślina z białym jak śnieg kwiatem.
          - Odpocznij sobie chwilę. Następną misję masz za tydzień. Tym razem z Kakashim, Naruto i Sakurą wyruszycie do wioski Suny przekazać im informacje na temat egzaminu na Chuunina.
          - Całą czwórką? Przecież sam Kakashi mógłby iść...
          - Każdy mógłby iść...Naruto poprosił mnie o jakąś misje dla was, a ta jest idealna. Po drodze jest dużo bandziorów i innych ninja którzy po wojnie szukają łupów będziecie mieć małą rozrywkę, a przy okazji poprawicie swoją pracę drużynową - wyjaśniła automatycznie, nie odrywając wzroku od książki zielarskiej.
          - Jak chcesz. Ty tu rządzisz - westchnął i wyszedł.
          - Bawcie się dobrze!


       
          Uczucie które mu towarzyszyło tej nocy było niczym tesknota za dawnymi czasami. Siedząc na łóżku i starannie, dobierając broń miał wrażenie, że cofa się wstecz o kilka lat. Niewidzialna oponka ściskała mu żołądek zupełnie jak tego dnia gdy  po raz pierwszy wyruszyli po za granice wioski, eskortując tamtego dziadka. Samo wspomnienie o nim sprawiło, że delikatny uśmiech wtargnął na jego twarz.
          Kładąc się do łóżka długo rozmyślał o jutrzejszym dniu. Jak to będzie wyglądało, jak będzie się czuł, po co ich tam wysyłają. Im dłużej się nad tym zastanawiał tym większy strach go ogarniał.


          Szedł powoli przez wioskę, mając u boku poświatę słońca. Im bliżej bramy był, tym większa płachta słoneczna rozprzestrzeniała się nad horyzontem. Ptaki budziły się ze snu, umilając mu drogę śpiewem.  Wyglądało to jak małe przyrodnicze powitanie na jego cześć, jakby matka natura chciała żyć mu szczęścia. Już z daleka widział zarys kobiecego ciała. Sakura stała tyłem, oparta o zieloną bramę. Twarz miała skierowaną ku wschodzącemu Panu, który rzucał jasne światło na jej postać. W tym samym momencie z lewej uliczki wyleciał Naruto. Jak zawsze podekscytowany, w niezniszczalnym pomarańczowym dresie biegł radośnie.
          - O Sasuke już jesteś! - zawołał, kierując wzrok na przyjaciela.
          - Kakashi nadal się spóźnia? - westchnął w odpowiedzi.
          W głębi duszy liczył na to. Gdyby przyszedł na czas lub z małym opóźnieniem, nie byłoby to już to samo uczucie co za młodu.
          - A spodziewałeś się, że przyjdzie na czas?
          Sasuke spojrzał na Sakure. Ich spojrzenie spotkało się na kilka sekund, które były w stanie zatrzymać czas. To już nie była ta sama dziewczyna co cztery czy pięć lat temu. Teraz gdy patrzył na jej opanowaną posturę, jasną twarz bez rumieńców i spokojny styl bycia, miał wrażenie, że jest inną osobą. Jakby obcą, ale wciąż znajomą. To samo czuł gdy przebywał w towarzystwie Naruto. Wciąż był mały, niezdarny, głośny i nieznośny, ale jednocześnie poważniejszy, mądrzejszy, i skrupulatniejszy. Patrząc na niego czuł, że jest tym samym Naruto którego pamiętał z Akademii, jednocześnie, wiedział, że to już nie ten sam człowiek.
          - W końcu mamy wspólną misję! - radosny Naruto obrócił się na jednej nodze, wyrzucając ręce wysoko w górę.
          - Jak już prosisz o takie misje, to proś o jakieś...trudniejsze - skomentował znudzony, spoglądając na wysokość górowania słońca.
          - Ponad godzinę. Za niedługo się pojawi - powiedziała na głos Sakura, odwracając wzrok od nieba.
          - Cześć dzieciaki, macie zamiar tam stać cały dzień? Nie mamy czasu. Jesteśmy spóźnieni lepiej szybko wyruszajmy! - powiedział pośpiesznie Kakashi, wyłaniając się kłębku dymu. Nie czekając, na odpowiedz swojej drużyny, ruszył przed siebie. Dłonie jak zawsze schowane w kieszeniach spodni, i twarz lekko zaspana. Tak o to prezentował się dziś, i lata temu.
          - Nie będę mówić przez kogo jesteśmy w tyle! - zauważył Naruto, mijając go ostentacyjnie.
          - Dawno się nie widzieliśmy mistrzu Kakashi - pełna uśmiechu delikatnie dotknęła jego ramienia, po czym wyminęła, dołączając do Naruto.
          - Jak misje?
          - Mogłyby być bardziej wymagające - wzruszył ramionami.
          - Tak jak mogłem się domyśleć. Nawet misje rangi SS, są dla ciebie pestką - zaśmiał się - Ta misja też nie będzie jakiś wysokich lotów, ale nie na tym to polega. Traktujmy to bardziej jak mały urlop - zasugerował, poklepując Uchihe po plecach.




                  W obecnym stanie dotarcie do Wioski Suny nie trwało tak długo jak kiedyś. Mimo iż Sasuke jak i Naruto nie mieli już w sobie mocy mędrca sześciu ścieżek to i tak zdawało się jakby wielka cześć tej siły została gdzieś w ich ciele i mocno wspierała. Sakura, która dzięki nowej pieczęci wzmocniła swoją siłę fizyczną, oraz Kakashi, który od najmłodszych lat był bestią, dostanie się do sąsiedniej wioski zajęło im zaledwie dzień.
          Krótkie dwadzieścia cztery godziny, które im dłużyły się w nieskończoność. Dwaj przyjaciele, którzy krocząc ramie w ramie ubliżali sobie i wypominali wszystkie życiowe błędy. Sprawiali wrażenie jakby byli na jakieś rozprawie i musieli przedstawić jak najwięcej dowodów i argumentów na przeciwną stronę. Czasami, aż trudno było uwierzyć, że przez te kilka krótkich miesięcy, gdy byli razem jako drużyna, mogło się wydarzyć, aż tyle rzeczy. Pamiętali oni najmniejsze  szczegóły ich każdej misji. Kto na kogo wpadł, kto komu nadepnął na buta, kto komu zabrał ostatnią porcje jedzenia, oraz kto ile razy trafił do celu za pomocą kunai czy shurikena.



          - Witajcie moi drodzy przyjaciele! – u progu bramy stał Kazekage. Jak zawsze w towarzystwie rodzeństwa, uśmiechał się radośnie, i nie spuszczał wzroku z Naruto, który dumnie kroczył w jego stronę.
          - Urosłeś! – zaśmiał się Naruto, ściskając przyjacielowi dłoń.
          Widok tak cennego, i bliskiego sercu towarzysza napawało go różnymi emocjami i myślami.
          - W przeciwieństwie do ciebie, knypku – wtrącił zgryźliwie Kankuro, wychodząc za pleców brata, przywitał się z gośćmi jak na gospodarza przystało.
          - Miło was znów widzieć. Sakura, Kakashi, Naruto, Sasuke – przywitała się Temari, obdarzając przyjaciół promiennym uśmiechem. W jej zielonych, matowych oczach widać było, płomyk smutku, który tlił się w głębi duszy. Gdy patrzyła Sakurze w oczy, odwracała wzrok, bojąc się, że ktoś może zauważyć jej małe rozczarowanie.
          - Temari. Shikamaru prosił by cię pozdrowić. Niestety my przejęliśmy jego misję, więc nie mógł się tu zjawić. Wiem, że oczekiwałaś jego przybycia – powiedziała przepraszająco.
          - Sakura nie bądź śmieszna. Kto i po co oczekiwał by jego przybycia – prychnęła pod nosem. Kątem oka spojrzała za siebie na braci. Miała nadzieje, że nikt nie słyszał wypowiedzi Sakury.
          - Tak czy inaczej pozdrawia cię, i przekaże mu twoje pozdrowienia – uśmiechnęła się promienie, mijając ją.
          - Zaprowadzę was do waszych pokoi – zaproponował Kankuro, wyciągając gościnie dłoń w stronę wioski.

          Mimo iż od zakończenia wojny minęło ponad pół roku to rozwój tej wioski widać było gołymi oczami. Dzięki współpracy pięciu wielkich nacji każdy dostał to czego potrzebował. W tym przypadku wioska Suny zaopatrzona została w ziemie bogate w zboża i roślinność. Ich szklarnia za obfitowała w nowe i rzadkie zioła lecznice, a piasek nie otaczał ich już z każdej strony.


          - Uwielbiam was odwiedzać! Zawsze mieszkamy w apartamentach! – zawołał głośno Naruto, wchodząc do pensjonatu.
          Niewielki domek mieścił się niedaleko miasta. Otwarta brama zapraszała ich radośnie do środka. Kamienna ścieżka wiodła prosto to gorących źródeł, które parowały zachęcająco w ogródku za domem. Wchodząc tylnymi drzwiami do salonu, można było zastać stół zastawiony przeróżnymi potrawami.
          - Zgaduje, że jesteście zmęczeni i głodni po podróży. Zjedzcie odpocznijcie, a ja o siedemnastej przyjdę po Sakurę – oznajmiła Temari.
          - A co z nami? – spytał Naruto. W minute po wejściu do środka stał przy stole, trzymając w jednej dłoni pałeczki, a w drugiej udko kurczaka, które zdążył nadgryź.
          - Wy macie wolne. Szczerze, mówiąc wystarczyła by sama Sakura i jedna osoba do towarzystwa, ale Hokage stwierdziła, że wyśle całą waszą czwórkę, żebyście mogli trochę, odpocząć i wzmocnić waszą pracę zespołową.
          - A co Sakura ma tu niby robić?
          - Mam pomóc przy tworzeniu lekarstw i maść, które są naszymi tajnikami. Nic wam nie mówiła Czcigodna Hokage? – westchnęła, spoglądając na przyjaciela, który zainteresowany był tylko zupą rybna.
          - Strata czasu…w tym czasie mógłbym iść na misje – burknął Sasuke.
          - Hokage wiedziała, że tak zareagujesz i pewnie dlatego wam nic nie powiedziała – wtrącił Kankuro, wyłaniając się z drzwi frontowych – Muszę was przeprosić. Potrzebuje Temari. Wy odpoczywajcie, później po was wrócimy – przeprosił, zabierając siostrę ze sobą.
          - Ehhh, wy będziecie leniuchować, a ja będę pracować – westchnęła cicho, siadając przy stolę.
          - Nie mogę wrócić? – spytał Sasuke.
          - Nie możesz. Potraktujcie to jako trening. Podczas gdy Sakura będzie pracować, wy możecie skorzystać z tutejszych terenów. Tyle gór, rozległych terenów, i kanionów nie znajdziecie nigdzie indziej. Skorzystajcie z tego – poradził im Kakashi.
          - Właśnie! Coś nam się należy po uratowaniu świata. Ty cały czas jesteś na tych swoich misjach, jak już jesteś w wiosce to na kilka dni, a później znów cię nie ma miesiąc. Nie wiem jak ty, ale ja zaraz po obiedzie mam zamiar się zdrzemnąć, a później iść na gorącą kąpiel! – zawołał Naruto, rozpływając się w we własnych marzeniach.
          - Jedz powoli, zaraz znów zwymiotujesz! – zwróciła mu uwagę, przeszywając groźnym wzrokiem.
          - Tak – przytaknął Naruto, przełykając ciężko ślinę. Odkąd zdobyła diabelską pieczęć Tsunade, jej siła wzrosła stokrotnie, a co za tym idzie, jej uderzenia potrafiły zabijać.
        


          W jednym mógł się zgodzić z Kakashim. Wioska Suny miała obłędne warunku do treningów. Dzięki skałom, wodzie i rozciągających się po kres świata terenom On i Naruto mogli trenować ile wlezie i doskonalić swoje techniki. Ich kilku dniowy grafik wyglądał jak za dzieciaka: wstawali rano, jedli śniadanie, wracali wieczorem na obiad, a później relaksowali się w gorących wodach, by rano móc znów trenować. Aż trudno  było uwierzyć, że tydzień minął w mgnieniu oka. Siedząc w przydrożnych barach i zajadając się przekąskami z starymi przyjaciółmi narzekali, że przydałby się jeszcze jeden tydzień wolnego.
          - Ja nie mam nic przeciwko! Zostańcie ile chcecie! – krzyczał Kankuro, rozlewając swoją czarkę z Sake. Jego różowe policzki, oraz krzywy chód zdradzał, aż za bardzo stan w którym się znajdował.
          - Obawiam się, że i tak jesteśmy tu za długo. Nie możemy tak nadużywać waszej gościnności. Sakura już dawno skończyła spisywać i przygotowywać leki. Powinniśmy wrócić już na drugi dzień.
          - Aj, mistrzu, Kakashi czemu tak mówisz? Czy to nie ty mówiłeś, żeby wykorzystać ten czas? – Wypomniał Naruto.
          - Wypijmy ostatnią czarkę! Kto wie ile jeszcze minie za nim się wszyscy znów zobaczymy! – zawołał Gaara, polewając każdemu sake.
          - Nie powinnaś więcej pić. Jesteś cała różowa – oznajmił Sasuke, spoglądając na przyjaciółkę chłodnym wzrokiem. Sam wypił trunek jednym susłem, zupełnie jakby była to zwykła woda.
          Słysząc jego słowa wzdrygnęła się lekko. Szybko odstawiła kieliszek na stół, usiadła bokiem do niego i dotknęła twarzy obiema rękami. Nie minęło dużo czasu odkąd wszyscy mogli legalnie pić alkohol. Sama nie piła za często, a na pewno nie w takich ilościach jak dziś.
          - Nie słuchaj go Sakura! Jesteśmy pełnoletni możemy pić! – Naruto wcisnął jej czarkę do dłoni i stuknął się na zdrowie.
          - Wracajmy już do domu. Jutro rano musimy wcześnie wstać. Po za tym Kankuro już więcej nie wytrzyma – zwrócił uwagę na śpiącego chłopaka. Odłożył kieliszek Sakury na bok, i wstając od stołu zakomunikował, że impreza się kończy.
          - Sasuke ma racje. I tak za dużo wypiliśmy. Jako starszy i bardziej doświadczony nie powinien był wam pozwolić wypić tyle - poparł go Kakashi.
          - Gadasz jak stary dziad – mruknął Naruto.
          - Nie przewróć się głupku – powiedział cynicznie Sasuke, odsuwając się mu się z drogi.
          - Widzimy się jutro przy bramie. Miłej nocy! – Pożegnała się Temari.
          - I nawzajem! Podaj Kankuro witaminy na noc, żeby rano się lepiej czuł! – poradziła Sakura.
          - Sama powinnaś zażyć witaminy – prychnął brunet, uśmiechając się pod nosem.
          - Czy ty zawsze byłeś taki denerwujący?! – Mruknęła obrażona. Z dumnie uniesioną twarzą wyminęła go chwiejnym krokiem, nie zwracając uwagę na slalom, jaki prowadziła.


          Delikatnie odłożył dwie szklanki wody na bok i z dezaprobatą stanął przed stolikiem. Machinalnie złapał się za głowę, mając nadzieje, że to doda mu siły i powstrzyma od wypowiedzenia wiązanki przekleństw.
          Naruto leżał wygodnie rozłożony, z rozpiętą bluzą, i podwiniętą koszulą. Usta szeroko rozchylone wydawały z siebie głośny dźwięk oddechu, w którym nadal było czuć alkohol. Prawe ramie zgiął pod głową, lewe zaś przerzucił przez skuloną Sakura, którą leżała plecami do niego. Oddychała cicho i spokojnie. Na różowe policzki opadały kosmyki włosów, a ręce ciasno skrzyżowane przy klatce piersiowej miały chronić przed chłodnym wiatrem, który wiał z tylnego wejścia.
          Coś dziwnego nie pasowało mu w tym widoku. Dwójka przyjaciół spała obok siebie na zimnej ziemi. Oboje pijani i nieświadomi tego, co wyprawiali kilka minut temu. Po dłuższej chwili namysły postanowił zamknąć drzwi, oraz zasłonić zasłony w obawie, że słońce może ich nie miło zaszkodzić.


          Orzeźwiony i czysty wyszedł z łazienki. Czuł na ciele zimne krople wody, które przyjemnie oczyściły go z dzisiejszego wieczoru. Jedynie o czym marzył do znaleźć się w swoim łóżku i wyspać  przed jutrzejszą wyprawą. Wspomnienie dzisiejszego wieczoru bawiło go tak bardzo, że nie potrafił powstrzymać się od chichotu. Z delikatnym smutkiem pomyślał o Obito i Rin. Dziś zdał sobie sprawę, że chciałby się  z nimi  napić  i   przeżyć to co dziś przeżyli jego podopieczni.
          Z naprzeciwko szedł Sasuke. Z lekkim uśmiechem pomachał mu, białym ręcznikiem, którzy zwisał mu przez ramię. Rozbawiony oparł się ścianę, oczekując jego nadejścia.
          - Kiedyś się zrobił taki troskliwi? – spytał, unosząc lewą brew. Przez maskę widać było jak wygina usta w szyderczy uśmiech.
          - Nie wiem o czym pleciesz Kakashi – rzucił obojętnie, wymijając go.
          - A Naruto tam został?
          - Jak się tak martwisz to idź sprawdź. Skoro i tak udawałeś, że piłeś to możesz się nim zając – odpowiedział złośliwie.
          - Ty też się jakoś specjalnie nie wysilałeś – odpowiedział tym samym, kierując się do salonu.


          Delikatnie położył ją na łóżku. Z głośnym westchnięciem przykrył kołdrą, a następnie uchylił lekko okno. Na nocnej szafce zostawił szklankę wody, oraz witaminy. Miał nadzieje, że przez noc przebudzi się i będzie w stanie je wypić. W najgorszym wypadku jako medyczny Ninja, rano wypłucze z swojego organizmu niepotrzebne substancje.


          Pierwszy raz odkąd pamiętali przy stole panowała grobowa cisza. Naruto siedział spokojnie, na wpół śpiący, jedynie co zjadł to kawałek tosta i kanapkę, Sakura z głową na stole jęczała pod nosem jak bardzo boli ją czaszka, a Sasuke i Kakashi jak zawsze jedli w ciszy i spokoju, napawając się to atmosferą.
          - Jak chcesz wytrzeźwieć to jedź - mruknął Sasuke, stukając pałeczkami o miseczkę Sakury.
          Głośna bomba wybuchła w jej głowie. Echo strzału odbijało się wewnątrz jej ciała, a wspomnienie o jakimkolwiek jedzeniu sprawiało, że żołądek zaciskał się i domagał regeneracji. Czuła, że zaraz zwymiotuje, lub co najmniej zaśnie na siedząco.
          - Możemy wrócić jutro? - mruknęła błagalnie, podnosząc głowę.
          Naruto zasnął na przeciwko niej. Jego głowa pochylona nad prawym ramieniem kołysała się niebezpiecznie, jakby zaraz miała odpaść i odejść na niewidzialnych nóżkach do jakiegoś mądrzejszego właściciela.
          - Jak nie umiesz pić i masz słabą głowę to po co pijesz? I ty też debilu! - fuknął rozgoryczony.
          - Spokojnie Sasuke. Kiedyś też tego doświadczysz. Lepiej ich nie denerwuj, bo w ich głowie właśnie szaleje tornado - polecił Kakashi, uśmiechając się zgryźliwie.


          Szedł kilka kroków z tyłu. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że znów przechodzi przez dejavu. Spoglądając przenikliwym wzrokiem na swoich towarzyszy widział ich i siebie sprzed kilku lat. Małych, głośnych,  na  swój sposób beztroskich i szczęśliwych. Cała ich czwórka cieszyła się, że po udanej misji wracają cali i zdrowi do domu. Pamiętał jak w tym czasie serce podskakiwało mu radośnie na widok bramy, czuł tamtejszą euforie, która rozchodziła się po jego ciele gdy przekraczał próg murów. Był wtedy taki dumny: z siebie, z wioski, z drużyny.
          - Co jest? Wyglądasz głupiej niż zwykle - z myśli wyrwał go ciekawski głos Naruto.
          - Ty to zawsze masz wyczucie czasu - prychnął.
          - Tobie też przypominają się stare czasy?
          Oboje spojrzeli na kamienne twarze Hokge. Biła od nich siła, nieznana eteryczna siła, która broniła wioskę, a jednocześnie witała ich mieszkańców i shinobii, którzy wracali do domów.
          Sasuke nie odpowiedział. Przytaknął cicho, nie spuszczając wzroku z wzgórza. Wyobrażał sobie jak młody Madara i Hashirama siedzą na szczycie góry i snują swoje plany dotyczące wioski.
          - Czy moich małych uczniów ogarnia przedwczesne rozgrzeszenie sumienia?
          - Jakie rozgrzeszenie sumienia, powinieneś pomartwić się o swoje myśli i wspomnienia, mistrzu.
          - Akurat ja nie mam w czym gdybać. Wszystko co miałem do powiedzenia i co leżało mi na sercu i sumieniu zostało na wojnie. Teraz nie pozostało mi nic innego jak cieszyć się ostatnimi chwilami z moimi małymi uczniami, dopóki jeszcze jesteście słodcy i kochani - zażartował, mierzwiąc obydwóm włosy. Sasuke spojrzał na niego grozie, Naruto zaś wydymał usta.
          - Za miast martwić się o nas powinieneś zadbać o siebie. Nie jesteś już tak młody Kakashi. Czas, żeby znalazł sobie kogoś. Szkoda by było gdybyś nie przekazał swojej wiedzy dalej - poradził mu Sasuke, strzepując jego dłoń.
          - Ha, ha, ha. Pogadamy jak ty sobie w końcu kogoś znajdziesz - szepnął zgryźliwie, wymijając go - I Naruto tak samo - zaśmiał się głośno.
          - Jak on zaczyna mnie...aggghhh - jęknął Naruto.



          - Sasuke - zaczęła niepewnie Sakura.
          Twarz delikatnie zwróciła ku ziemi, a palce nieświadomie splotła z przodu. Wiedział, że czegoś mu brakowało. Mały element, który był niezbędny do dopełnienia starych wspomnień.
          - Może wybierzemy się do kina? - spytała. Jej cichy, niepewny i przesadnie słodki głos przeistoczył się  zgrabnie w kobiecy, żartobliwy i lekko subtelny. Słychać w nim było nutkę śmiechu.
          - Nie jesteś za stara na takie randki? - skwitował.
          - Jakbyś nie wiedział, to ja też ostatnimi czasami zrobiłam się sławna. Chciałam z dobrego serca zabrać cię do kina póki mam czas, ale skoro odmawiasz to żałuj - machnęła artystycznie nosem, odwracając się do niego tyłem.
          - Dawno...nie byłem w kinie - powiedział jakby sam do siebie. Wciągnął chłodne powietrze głęboko do płuc, wracając do kolejnych wspomnień.
          - Kiedy ostatnio?
          - Na filmie tej księżniczki...co eskortowaliśmy jej wtedy to Kariny Lodu *
          Delikatny wiatr przywiał ze sobą wspomnienie tamtej misji. Jednej z lepszych, i pamiętnych.
          - To ustalone. Zabieram cię do kina! - oznajmiła.
          - Do kina? Idziemy do kina? Kiedy?! - wtrącił Naruto.
          - Ja idę z Sasuke - powiedziała ostrzegawczo, akcentując ostatnie słowo.
          - Czemu niby idziecie sami? To nie fair. Jesteśmy drużyną. Powinniśmy razem iść. Kiedy ostatni raz byliśmy razem w kinie?!
          - Czemu nie weźmiesz Hinaty do kina - nakierowała jego myśli na inny tor.
          - Hinatę? - pomyślał przez chwilę - Ah tak! Wezmę Hinatę i pójdziemy we czwórkę! - zawołał radośnie, klaszcząc w dłonie.
          - Zawsze możemy wziąć inny rząd - szepnęła do Sasuke.
          - Wątpię żeby to coś dało - westchnął.
          - Kiedy masz następną misję?
          - Dopiero się dowiem. Pójdę z Kakashim do Tsunadę to mi pewnie rozłoży cały zwój z zadaniami.
          - Dobrze. Do zobaczenia. Cześć mistrzu! - zawołała, kierując się w swoją stronę.
          - Co jest? - spytał, widząc jego przybitą postawę.
          - Czemu mnie nikt nie spytał o pójście do kina? - westchnął.
          - Sam sobie kogoś zaproś. Jesteś dużym chłopcem - skwitował zadziornie, wymijając go.


          Z Sakurą usiedli rząd za Naruto i Hinatą. Ogarniał ich półmrok, który rozświetlany był przez wielki ekran. Niewygodne siedzenie wbijało mu się w zadek, na co nie zwracał zbytnio dużo uwagi. Czuł się tutaj tak normalnie i tak naturalnie jak jeszcze nigdy. Ludzie nie skupiali uwagę na nim, a on nie musiał się pilnować, że ktoś go śledzi. Był zwykłym chłopakiem, który przyszedł do kina  z paczką znajomych. Sam film nie był zbyt interesujący. Tanie kino akcji z wachlarzem artystycznych wybuchów i scenami akcji. Mimo to siedział i oglądał to w skupieniu.Zupełnie jakby poznawał na nowo smak tak banalnych rzeczy.
          - Sasuke, Sasuke...film się skończył - powiedział ktoś, szturchając go za rękaw.
          Spojrzał zaćmiony na Sakure, która siedziała obok z pudełkiem popcormu. W sali nie było nikogo tylko oni. Na ekranie pojawiały się ostatnie nazwiska i ostatnie creditsy.
          - Chcesz możemy tu jeszcze chwilę posiedzieć, ale obawiam się, że nie mam nic prócz popcromu, którego nie lubisz - oznajmiała, machając mu pudełkiem przed nosem.
          - Gdzie Naruto i Hinata?
          - Wyszli. Naruto zachciało się pilnie do łazienki.
          - Debil - westchnął - Chodźmy pewnie na nas czekają
          - A tak przy okazji...to była najgorsza randka na której kiedykolwiek byłam - powiedziała z udawaną złością, schodząc artystycznie w dół.
          - Chciałaś powiedzieć, że gdyby to była randka to byłaby pierwszą najgorszą  - sprostował, kradnąc popcorm z pudełka.
          Sakura odwróciła zawstydzoną twarz. Chciała odpowiedzieć mu coś równie wrednego, ale czuła jak serce podchodzi jej do gardła, a mięśnie całego ciała odmawiają posłuszeństwa.

       
          Przed wejściem czekał już Naruto. Nie wydawał się zniecierpliwiony czekaniem na nich. Uśmiechał się i rozmawiał o czymś z Hinatą co najwyraźniej sprawiało im przyjemność. Nawet wtedy jak podeszli do nich na tyle blisko, że mógłby go spokojnie uderzyć, nie zwrócił na nich uwagę.
          - Chyba przeszkadzamy  - zakaszlała Sakura.
          - O już jesteście. Co TY ROBIŁEŚ TAK DŁUGO! - wrzasnął, wskazując palec na Sasuke.
          - Nic co mogło by cię interesować.
          - Oho! Czyli jednak! Sakura zrobił ci coś? Powiedź tylko słowo, lub pokaż gdzie cię dotknął...
          - Zamkniesz się już czy chcesz przedwcześnie umrzeć! - warknął zirytowany Sasuke, uderzając go z pięści w czubek głowy.
          Naruto upadł, uderzając z łoskotem twarzą o ziemie.
          - Chodźmy - rozkazał, idąc przed siebie.
          - N..Naruto - pisnęła Hinata, kucając przy chłopaku.
          - Nie powinieneś go tak bić przy jedynej dziewczynie która go chce - skarciła go Sakura, lekko uderzając w bark. Spodziewała się, że obrzuci ją groźnym spojrzeniem, lub rzuci jakiś niemiły komentarz, zamiast tego zacisnął zęby i szedł przed siebie.
       

          Weszli do pobliskiej restauracji, gdzie roznosił się zapach zatłoczonych stołów, spoconych ludzi, zmęczonych mężczyzn i słodkich perfum kobiet, które roznosiły pachnące i smaczne dania.
          - Pójdę nam coś zamówić, wy zajmijcie miejsce - powiedziała Sakura, wskazując nosem na zwalniający się stolik pod oknem.
          Stojąc cierpliwie w kolejce za grupą starszych pań, które bez przerwy wymieniały się najnowszymi plotkami, poczuła nagle oddech na karku. Jakaś postać stanęła za blisko niej, zaznaczając swoje terytorium ramieniem, które rozłożył na blacie, tuż koło jej twarzy.
          - Nie sądziłem, że spotkam tu kiedyś piękną i słynną uczennicę Hokage - powiedział mężczyzna, robiąc krok do przodu. Nie miał na sobie ochroniarza więc nie był shinobii. Czuć za to było od niego zbyt mocne perfumy, które drażniły jej nozdrza. - Sama tu jest? - spytał, opierając się nonszalancko o blat.
          - Na szczęście nie - powiedziała z fałszywą uprzejmością, robiąc krok w tył.
          - Co powiesz na to byśmy wyszli? Szkoda, żeby tak ładna twarz się tu marnowała - uważnie jej się przyjrzał, zatrzymując wzrok na wcięciu bluzki.
          - Jak zaraz nie zabierzesz tej ręki z mojego ramienia to osobiście poczujesz czemu nazywają mnie następcą Tsunade - warknęła, obnażając kły.
          - Przepraszam ta pani wyraziła się jasno. Zostaw ją - do akcji wtrącił się kolejny chłopak. Na oko starszy o rok lub dwa. Jego ochroniarz znajdował się na lewym ramieniu, a dwa miecze skrzyżowane na plecach, lśniły niebezpiecznie.
          - Spokojnie. Nic jej nie robię - warknął tamten, wyszarpując nadgarstek z żelaznego uścisku ninji.
          - Narzucanie się to już przestępstwo - uśmiechnął się sztucznie.
          - Moglibyście się nie kłócić tutaj? Dziękuję ci za pomoc - ukłoniło się delikatnie w kierunku blondwłosego chłopaka - Ale potrafię o siebie zadbać - uśmiechnęła się, zaciskając palce w pięść.
          - No to chłopie nie żyjesz - skomentował blondyn.
          - Jakiś problem? - zabrzmiał chłodny głos. Sam dźwięk tego barytonu sprawiał, że dreszcze przeszły im po plecach. Nawet Sakurze, która znała ten głos, aż za dobrze.
          - Sasuke Uchiha - powiedział blondyn - Ciebie też się tutaj nie spodziewałem.
          Sasuke zmierzył dwójkę mężczyzn wzrokiem. Spojrzał na cywila, który trząsł się jak galareta.
          - Spadać stąd - rozkazał, uaktywniając sharingana.
          - Biedni, będą się bali tu pokazać przez jakiś czas - westchnęła Sakura, obserwując ciągnący się za nimi kłąb kurzu.
          - Jeśli to mają być twoi adoratorzy to ja na twoim miejscu bym z domu nie wychodził - zakpił
          - Powiedział największy pupil Karin - prychnęła obrażona.
          Trzy panie co stały przed nią, odchodziły do swoich stolików, każda z nich trzymała numerek z swoim zamówieniem.
          - Sakura - ostrzegł ją groźnie..
          - Nie ważne, po co tu przyszedłeś? Czy nie kazałam wam pilnować stolika?
          - Co się tak wkurzyłaś.
          - Wcale się nie wkurzyłam. Weź ten numerek i idź do stolika, ja zamówię resztę i zaraz wrócę - rozkazała poirytowana.
       
          Po obiedzie Naruto poszedł odprowadzić Hinatę do domu.  Za nim odszedł kilka razy dźgnął  Sasuke łokciem w bok, szczerząc przy tym ząbki. Mimiką twarzy chciał mu coś przekazać, jakby namawiał go do czegoś czego nie rozumiał.
          W tym samym czasie gdy Naruto i Hinata oddalili się z tłumu wyłonili się Juugo i Karin. Oboje zirytowani na widok Sasuke  nagle rozpromienieli.
          - Czas na nasz trening - oznajmił Juugo - Witaj Sakura.
          - Cześć - uśmiechnęła się szczerzę. - Ciebie też miło widzieć Karin - zwróciła się do koleżanki, ukrywając nutkę goryczy.
          - Miałam nadzieje, że zastanę Sasuke samego - powiedziała, ostrożnie spoglądając na nią.
          - Przykro mi. Miałam nadzieje, że też z nami pójdziecie do kina. Wielka szkoda - posmutniała teatralnie, wyginając usta w krzywą parabole z ramionami skierowanymi w dół.
          Karin zadrżała minimalnie. Nagła fala złości przeszła po jej ciele, powodując delikatnie drganie.
          - Mieliśmy się spotkać na polu treningowym - wtrącił Sasuke.
          - Czekaliśmy. Minęła godzina odkąd cię nie ma.
          - Wybaczcie. Trochę się zasiedzieliśmy - przeprosiła Sakura - Nie będę wam przeszkadzać. Idźcie trenować - poleciła im.
          - W porządku. Chodźcie - powiedział - Poradzisz sobie? - spytał za nim odszedł.
          - Sasuke...nie jestem dzieckiem. Potrafię wrócić do domu. Po za tym nie mów, że chciałeś mnie odprowadzić - prychnęła.
          - Nie rozśmieszaj mnie.
          - Udanego treningu - powiedziała, i  weszła w tłum ludzi.


          Dzień przed kolejną misją Sasuke, cała drużyna siódma spotkała się na polu treningowym numer trzy gdzie mieli w piątkę zmierzyć się każdy na każdego.
          - Sai, mam nadzieje, że dużo trenowałeś. Nie ma zamiaru dawać ci taryfy ulgowej - powiedział Naruto. Z jego oczów biła energia i podekscytowanie.
          - Martw się o siebie. To, że kiedyś mieliście trochę mocy mędrca sześciu ścieżek nic nie znaczy - zaatakował go słownie, wyjmując swój zwój.
          - Pozwólcie, że pierwsza zacznę - wtrąciła Sakura. Zgrabnie założyła rękawiczki na dłonie, delikatnie i z gracją skierowała się na sam środek ich niewidzialnego kręgu, gdzie uśmiechnęła się czarująco do każdego.
          - Raz... - zaczął Naruto
          - Dwa... - kontynuował Sai
          - Trzy....
          - START! - zawołał Kakashi.
          Sakura uderzyła w ziemie. Podłoże rozpadło się na kawałki, wyrzucając w powietrze słup dymu i  większe kawałki. Gra rozpoczęła się na nowo i żaden z nich nie miał zamiaru przegrać.



          Szli wzdłuż uliczek, każdy patrzył przed siebie. Była wystarczająco późno godzina, by ludzie pracujący od rana z czystym sumieniem mogli zamknąć stoiska i udać się do domu na zasłużony odpoczynek. Kucharze chowali resztki jedzenia do pudełek, które później rozdawali sąsiadom, starsze panie, zamiatały podłogi, młode kobiety pomagały swoim rodzicom i mężom. Dzięki, które były na tyle duże by o tej porze nie spać, biegali po uliczkach i udawali różnych bohaterów. Wszystko szło swoim naturalnym tokiem. Nikt nie zwracał na nich uwagę.  Jakby w ogóle nie istnieli. Każdy zajmował się swoimi sprawami i robił swoje.
          - Przecież widzę, że cię boli - powiedziała, celowo dotykając jego barku.
          - Auć - wysyczał przez zęby, powstrzymując w sobie krzyk.
          - Nie ma już Naruto, ani nikogo. Jak dojdziemy do twojego domu to ci nastawie wszystko - westchnęła, klepiąc go po ranie.
          - Sakura! - ryknął.
          - Szybko - rozkazała.

          Usiadł na łóżku tyłem do niej. Nie miał siły się z nią droczyć, więc po prostu ściągnął z siebie koszulę, zostając w samych spodniach.
          - Mogłeś sobie na koniec już odpuścić. Jak chcesz jutro iść na misje taki połamany? - spytała gniewnie, zbyt mocno naciskając na kości.
          - Nie pomagasz! - jęknął.
          - Uważaj tam - szepnęła błagalnie.
          Sasuke spojrzał na nią kątem oka. W pół mroku nie widział jej twarzy za dobrze. Mógł sobie tylko wyobrazić ten wzrok pełen żalu i obaw. Jakby był jakimś małym dzieckiem z mlekiem pod nosem, który rwie się na śmierć.
          - Ile razy mam ci powtarzać, że w obecnym stanie nic mi nie grozi? - westchnął lekko poirytowany.
          - Na prawdę? - spytała prowokująco podnosząc głos.
          Sasuke jęknął ponownie, czując jak ból z barku promieniuje mu do całego lewego ramienia, i kawałka klatki piersiowej.
          - Bo coś mi się nie zdaje! - fuknęła.
          - Jak jeszcze raz to zrobisz, to pożałujesz - zagroził.
          - Cicho bądź na chwile - poprosiła - Teraz odpocznij, a ja przygotuje ci coś do jedzenia - oznajmiła.

          Obolały położył głowę na poduszkę. Jej chakra rozchodziła się po ciele i już teraz czuł jak ból znika. Zostało tylko zmęczenie i senność, które nużyło go coraz bardziej. Kołyską w jego pokoju był dźwięk tuczących się naczyń, szurania pantofli o podłogę i bieżącej wody. Wszystko to napawało go spokojem.


          Przykryła jedzenie specjalną pokrywką, którą miała jak najdłużej trzymać ciepło w środku. Po cichu zmyła wszystkie ubrudzone naczynia i równie cicho wyszła z mieszkania, zostawiając Sasuke samego.
          Ciepły wiatr towarzyszył jej w drodze powrotnej do własnego domu. Martwiła się o niego jak głupia, zdając sobie sprawę, że na tym świecie nie urodziło się jeszcze takie dziecko, które było by wstanie go pokonać. Dobrze wiedziała do czego jest zdolny i na co go stać. Był silnym mężczyzną, który wciąż rósł w siłę. Skręciła w prawo gdzie czekał na nią kot sąsiadki. Znała na pamięć całą drogę od niej do Sasuke. Każdy kamyk, każdą ławkę, drzewo. Pokonując tą drogę prawie codziennie była w stanie zapamiętać, która gospodyni kiedy robi pranie, kto kiedy wychodzi do pracy i czyje zwierze do kogo należy. Dzień w dzień przechodziła obok jego mieszkania, sprawdzając czy aby nie wrócił z misji. Wiedziała, że nie jest on typem człowieka, który od razu chwali się swoim powrotem. Często zdarzało  mu się wracać z kilkoma obrażeniami, które ignorował. To ją najbardziej zamartwiało. Myśl, że wróci tak bardzo ranny, i tak bardzo dumny, że wolałby wykrwawić się w łóżku niż prosić kogoś o pomoc, cięła jej serce na pół.


          Zmył ostatni talerz, schował pokrywkę do szafki, przełożył suche talerze na swoje miejsce, a żółtą karteczkę z listem od Sakury jak zawsze zgiął na pół i rzucił do pełnego koszyka, który stał na najwyżej półce, nad lodówką. Powoli spakował kilka ostatnich rzeczy, mokrą ścierką przejechał po zimnym ostrzu miecza, a bento z śniadaniem, które czekało w lodówce wpakował do podróżnego plecaka. Przed wyjściem upewnił się jeszcze czy wszystko jest na swoim miejscu i niczego nie zapomniał. Okno w sypialni nie zamykał. Wiedział, że Sakura przyjdzie tu w najbliższym czasie i zamknie to za niego,  obawie przed burzą lub złodziejem.
          Usiadł pod drzewem, łapiąc krótki oddech. Schowany w cieniu mógł przez chwilkę odpocząć i poukładać myśli po ostatniej walce. Nie spodziewał się, że legendarne jajko hybrydy na prawdę może być strzeżone przez samego potwora. Na początku myślał, że przejdzie tą pustynie, znajdzie ukryte zejście w głąb skał i weźmie jajko ze sobą. Tym czasem był zmuszony walczyć z żywiołem wody, wiatru i ziemi na raz. Musiał zmierzyć się matką, która wydała jajko na świat i ukraść jej dziecko, które było potrzebne wiosce jako karta przetargowa z jakimś krajem. Szczerze nie obchodziło go zbytnio. Miał jajko na kolanach i tylko to go interesowało. Gdy pocierał, idealnie gładką skorupę, zastanawiał się jak długo trzeba dbać o takie stworzenie, by utrzymać ciepło, które biło z wnętrza skorupy.
          Oparty o drzewo oddychał coraz równomierniej i głośniej. Był zmęczony i wycieńczony, a co oznaczało, że musi zjeść by nabrać sił. Odłożył zdobycz na bok, z torby wyjął dwa zwoje. Jeden zwój rozłożył przed jajkiem, nakreślił kilka znaków, a w miejsce kręgu położył dziecko potwora. Zapieczętowany zwój z powrotem schował z drugiego zaś odpieczętował bento, które tam schował dawno temu. Dzięki temu, zatrzymał proces rozkładu, a obiad był tak samo świeży i smaczny jak pierwszego dnia.
          Otworzył pierwsze wieczko z trzech. Domowe zawijane jajeczka ozdobione były kolendrą drugie skrywało główne danie czyli ryż, który przeszedł smakiem i zapachem curry do tego warzywa i sałatka idealnie doprawiona i skomponowana tak by zawierały wszystkie witaminy i wartości odżywcze. Ostatnie pudełko jakie dostał było wypełnione pomidorkami koktajlowymi, które uwielbiał najbardziej na świecie - idealne jędrne, soczyste i lśniące. Gdy je jadł czuł jeszcze chłodny posmak wody, w której były myte.



          Wracając z siódmej misji nie raz zdarzyło mu się minąć grupki osób z różnych wiosek, które kierowały się do Konohy. Teraz gdy wiosna rozbudzała do życia uśpioną naturę, zwiastowała również początek egzaminów na Chuunina. Młodzi i zdolni genini z różnych domów, krajów i wiosek przybywali z nadzieją w sercu, że wraz z początkiem lata uda im się zdobyć upragniony tytuł i awansować poziom wyżej.
          Już dawno nie pamiętał gdy przebywał w tak zapełnionym miejscu. Na każdym kroku kogoś spotykał, każde pole treningowe było zajęte, a wieczorami bary wypełnione były po brzegi. Z uśmiechem oglądał geninów, którzy pewni siebie szli na pierwszy etap. W głowie zastanawiał się ile z nich opadnie, i ile podda się pod czas dziesiątego pytania. Spoglądał na twarze młodych ludzi z myślą czy ktoś z nich zacznie krzyczeć jak Naruto, czy uda im się przeżyć w lesie i czy ich praca zespołowa jest lepsza niż ich za czasów małolata.
          Położył się na łóżku twarzą do sufitu. Wszyscy byli zajęci. Shikamaru jak zawsze zajmował się gośćmi z innych krajów, choć wszyscy wiedzieli, że sam się zgłosił by być przewodnikiem Temari. Naruto, Kakashi i Sai coraz częściej znikali na długo terminowe misje, a Sakura pomagała w szpitalu i przy egzaminie. Nawet on, który wracał do wioski raz na dwa miesiąc czasami trzy czy cztery musiał pracować w swoje wole dni. Często trenował z drużynami z Konohy, nadzorował treningi Konohamaru i jego kolegów gdy Naruto nie było w wiosce, czasami dotrzymywał towarzystwa przedstawicielom z innych wiosek, a czasami po prostu był męczony przez Jugo i Karin, którzy twierdzili, że nie poświęca im wystarczająco czasu jak na przyjaciela przystało.
          Marzył o tym by to jedno popołudnie spędzić w łóżku i gapić się w sufit.
          Na ścianie wisiał kalendarz, na którym były nakreślone różne rzeczy. Oczywiście on nic tam nie pisał. To Sakura lub Naruto wypisywali niepotrzebne rzeczy jak urodziny wszystkich znajomych, ważne daty grupowych spotkań, lub po prostu notatki typu " 21 styczeń, spałem nago w Twoim łóżku - Naruto". Wiedział, że wszystko jest zmyślone. Prócz niego tylko Sakura miała klucze do jego domu, a ona nigdy nikogo tu nie wpuszczała samego.
          Jego wzrok skupił się na dzisiejszej dacie. Dwudziesty marzec. Minęło już ponad rok odkąd wrócił do wioski. Wojna zakończyła się w dniu urodzin Naruto, a ich bitwa niedługo po tym zwycięstwie. Do domu wrócił w połowie października. Oficjalnym obywatelem Konohy został pierwszego Listopada. Przejechał wzrokiem dalej po datach, aż zatrzymał się na jednym nakreślonym kwadracie. Dwudziesty ósmy marzec, czyli urodziny Sakury. Już teraz wiedział, że nie będzie go wtedy w wiosce, a na pewno nie uda mu się wrócić z misji w przeciągu tygodnia. Nie czuł z tego powodu smutku, żalu czy radości. Jego urodzin też nie świętowali oficjalnie, gdyż z misji wrócił dopiero pod koniec sierpnia, imprezę Naruto na jego szczęście musiał opuścić wcześniej, by rano wstać i przygotować się do podróży. Odkąd tu mieszkał był w stanie świętować jedyne urodziny Kakashiego, które jak większość ich spotkań kończyło się po dziesiątak butelek Sake.
          Przewrócił się na prawy bok, uciekając tym samym przed słońcem. Przyjemny wiosenny wiatr wdarł się do pokoju, utulając jednocześnie do snu. Omamiony przez własne zmęczenie był głuchy na to, że ktoś krzątał się po jego domu.
          Gdy otworzył oczy słońce zdążyło się schować za sąsiednim blokiem przez co wiatr wydawał się odrobinę chłodniejszy. Nie przeszkadzało mu to. Przyjemnie zrelaksowany i wyspany wyciągnął się na łóżku. Podrapał się po głowie, westchnął głośno i wstał.
          Tak jak myślał, ta osobą która gotowała w jego kuchni była Sakura. Przez ostatni rok często ją tu zastawał. Stała przy garach plecami do niego, włosy miała wysoko spięte, a ubranie ozdobione fartuchem, który tu sobie przyniosła. Nawet własne kapcie tu miała i kilka innych rzeczy, których nawet nie dotykał i na co dzień nie widział. Stolik nakryty dla czterech osób, sałatka i parę przystawek czekało już, wabiąc zapachem i widokiem.
          Usiadł na krześle, wzdychając głośno. Czuł, że musi zadać to pytanie, choć w głębi duszy znał odpowiedź.
          - Czemu jest tu tyle nakryć?
          - Jak to czemu? Kakashi i Naruto wrócili już z misji - odpowiedziała zajęta gotowaniem.
          - Czemu te wszystkie pseudo rodzinno - drużynowo obiady muszą odbywać się u mnie? - mruknął zirytowany, wyciągając nogi przed siebie.
          - Akurat jest to dopiero trzecie spotkanie u ciebie - przypomniała - A po drugie widujemy się w czwórkę raz na parę miesięcy więc miło jest gdy jemy wspólnie domowy obiad. Jak rodzina - powiedziała z radością i sympatią w głosie.
          Odkąd ich drużyna rozpadła się siłami naturalnymi Sakura czuła silną potrzebę by zbierać ich co jakiś czas jako drużyna siódma. Zachowywała się niczym matka lub kobieta w wieku trzydziestu pięciu lat, która odpowiedzialna jest za swoje dzieci, Gdy tylko miała czas gotowała im obiady, robiła bento czy wyciągała na miasto choćby na pięciu minutową kawę.
          Sasuke westchnął  z rezygnacją, sygnalizując, że nie ma siły dalej ciągnąć tego tematu, bo i tak za pięć minut wszyscy się zjawią.
          - Zaczyna się - westchnął do siebie, słysząc natężający się głos Naruto.
          - Saaaaakuraa! Co dziś jemy?! - zawołał, otwierając energicznie drzwi. Klamka wbiła się w ścianę, powodując kolejne małe wgłębienie. Gdyby kiedyś miał spisać wszystkie straty i zniszczenia jakie spowodował, wliczając w to tą ścianę wyszła by mu niezła sumka.
          - Gdzie Kakashi?
          - Pewnie za niedługo będzie - powiedział radośnie, pochylając się nad garnkiem z  zupą - O...Sasuke ty też tu jesteś - mruknął mało zadowolony, spoglądając na Sasuke.
          - To mój dom...
          - Myślałem, że będę tu sam z Sakurą dopóki Kakashi nie przyjdzie...ale skucha - westchnął, upadając ciężko na krzesło.
          - Nikt ci nie każe tu siedzieć - fuknął Sasuke, rzucając morderczym wzrokiem.
          - Tak, tak... - puścił jego komentarz jednym uchem.


          Z naburmuszoną minął stał przy zlewie, myjąc naczynia. Nie mógł uwierzyć, że został zmuszony do umycia wszystkich tych talerzy, a jeszcze bardziej nie mógł uwierzyć, że pozwolił Naruto zostać i obejrzeć głupi mecz przez co ich spotkanie wydłużyło się o kolejne kilka godzin, a co za tym szło musiał ich dłużej znosić. Odstawił ostatni kubek na suszarkę, po czym wytarł ręce w biały ręcznik, który wisiał na ścianie. Zmęczony spojrzał przez przedpokój na salon, gdzie Sakura sprzątała wszystkie opakowania po chipsach i piwie. Czołgała się po ziemi od fotela, po sofę, aż pod stolik gdzie Naruto rzucił najwięcej papierków po cukierkach. Sakura z uśmiechem wyciągnęła ostatni śmieć. Pochłonięta sprzątaniem zapomniała, że specjalnie przysunęła stół pod okno by łatwiej jej było zebrać papierki.
          Za nim zdążył zareagować głośny huk rozniósł się po mieszkaniu, a później krzyk bólu przeszedł przez wszystkie ściany i oddał ten dźwięk w postaci echa.
          Wyciągnął z zamrażarki worek lodu, który przyłożył Sakurze do głowy. Czerwony guz rósł z każdą chwilą, zmieniając kolor na coraz to intensywniejszy.
          - Sakura ile ty masz lat? - westchnął zmęczony.
          - Cicho bądź nie pomagasz - mruknęła obrażona.
          - Czasami mam wrażenie, że jesteś bardziej nierozgarnięta niż Naruto.
          Sakura zacisnęła delikatnie pięść. W ostatniej sekundzie rozluźniła dłoń, i zamiast uderzyć Sasuke położyła rękę na jego.
          - Sama mogę sobie potrzymać lód - zauważyła, podnosząc twarz.
          Jakiś prąd przeszedł przez jego ciało. Jego chęć pomocy wzięła się z impulsu. Gdy zobaczył jak zwija się na ziemi od razu wyciągnął worek i podszedł do niej. Nawet nie zauważył, że stojąc tak blisko siebie, a ich twarze oddzielone są zaledwie o kilkanaście centymetrów.
          - Wracaj się do domu robi się późno - odsunął do tyłu o dwa kroki.
          - Co? Nie odprowadzisz mnie? - prychnęła pod nosem.
          - Nie sądzę bym musiał odprowadzać jedną z silniejszych kobiet na świecie do domu. Po drugie jestem zmęczony całą tą dzisiejszą farsą.
          - No tak na co ja liczyłam - westchnęła z udawaną rezygnacją.
         


          - Widzimy się jutro na festynie? - spytała przed wyjściem, zakładając powoli buty.
          - Nie lubię festynów.
          - Wiem, ale rok temu cię było, i dwa lata temu też i ...
          - Nigdy nie byłem na festynie. Nie ma sensu wyliczać dziewiętnastu lat mojego życia.
          - Nie musisz być taki nie miły! - mruknęła, uderzając lekko w przed ramię - Wszyscy idą szkoda będzie jak nie przyjdziesz. Skoro nigdy nie byłeś to nie wiesz czy lubisz czy nie lubisz festynów.
          - Nie lubię tłoków i głośnej muzyki. Czyli nie lubię festynów - ciągnął przy swoim.
          - No proszę cię. Hinata idzie z Naruto, Kakashi też ma iść z Kurenai i jej córką, nawet Karin powiedziała, że przyjdzie jeśli przyjdziesz. Choć nawet na chwilkę - poprosiła, stając przed nim.
          Sakura była od niego niższa o ponad głowę. Gdy stawała przed nim, podnosiła twarz, a do tego zakładała maskę niewinnej bezbronnej dziewczyny jej oczy automatyczne powiększały się, zaczynały błyszczeć czymś nienaturalnym, a usta wyginały się w mały dzióbek. Patrząc tak na nią, przypominał sobie siebie jak był mały i prosił Itachiego o różne rzeczy. Pamiętał jaki smutek dudnił mu w sercu gdy prawie za każdym razem zbywał go.
          - Jak znów skończę jako niańka tych pijanych debili to już nigdy więcej nigdzie z wami nie pójdę rozumiesz? Więc nie patrz tak na mnie i idź już do domu - dodał szybko, poklepując trzy razy po głowie.
           Sakura uśmiechnęła się szeroko pełna wdzięczności.
          - Jutro o osiemnastej pod Ichiraku. Nie spóźnij się. I lepiej przyjdź, bo inaczej wiesz co się stanie - zagroziła, zaciskając pięść tuż przed jego twarzą.
       


          Letni festiwal  w Konoha był jednym z trzech najhuczniejszych imprez jakie tu obchodzono. Tuż przed dniem dziecka, gdzie cała wioska stawała na głowie by dogodzić małym pociechom i sprawić im jak najwięcej radości, i tuż za wyborem nowego Hokage. Wybory nowego przywódcy były o tyle specjalne i rzadkie, że świętowano je zazwyczaj dwa lub trzy dni. Letni festiwal był zaś dla każdego. Świętowano obfite plony, wesołe wiadomości, postęp gospodarczy, postęp technologiczny, a przede wszystkim własne życie. Młode i starsze osoby ubierały się w tradycyjne japońskie stroje, spędzali czas wśród bliskich osób, organizowano różne popularne gry jak łowienie ryb lub balonów, przygotowywano konkursy bingo czy inne gry strategiczne z myślą o starszych obywatelach, dla par stawiano butki z zdjęciami, robiono różne quizy, a dla rodzin było mnóstwo atrakcji, które miały zbliżyć do siebie członków. Każdy mógł tu coś dla siebie znaleźć i każdy był panem tego święta.
          Tak jak się domyślał tylko nieliczni mężczyźni wkładali tradycyjne stroję. W tych czasach głównie kobiety i dziewczyny zakładały yukaty i malowały się, a wszystko po to by wyglądać jak najlepiej przed mężczyznami. Mijając grupki przyjaciółek nie raz słyszał, że festyn był idealnym miejscem i czasem na znalezienie męża, bo przecież widok kobiety w yukacie jest najlepszym widokiem tuż po nagości.
          Jego przyjaciele musieli myśleć podobnie, bo już z daleko widział Kibę i Saia, których głowy obracały się 360 stopni wokół szyj. Sam podchodził sceptycznie do tych przesądów i legend jakie krążyły w każdym kraju i wiosce. Oczywiście potrafił stwierdzić która kobieta jest piękna, której pasuje Yukata, a która powinna bardziej popracować na swoim ciałem. Z drugiej strony nie znajdował w tym nic szczególnego. Ładna dziewczyna wygląda dobrze w sukience, spodniach i yukacie. Nic więcej nic mniej.
          - Dziewczyny oczywiście jak zawsze się spóźniają... - mruknął Shikamaru, rzucając niedopałkiem pod but.
          - Co roku tak jest...ale za to...co roku wyglądają co raz to lepiej! - powiedział podekscytowany Kiba, wracając wspomnieniami kilka lat wstecz.
          - Dla ciebie każda wygląda dobrze - stwierdził Shino, wskazując palcem na pierwszą lepszą dziewczynę, która przeszła obok nich.
          - Wszystkie kobiety są piękne. A zwłaszcza te nasze z Konohy! - zawołał wesoło.
          - W yukacie czy w zwykłym stroju dla mnie nie robi to różnicy.
          - Mówisz tak, bo jedyną dziewczynę, którą byś chciał zobaczyć w yukacie jest Temari, inne cię po prostu nie interesują i dla tego są dla ciebie obojętne - wtrącił Sai, sprawiając, że Shikamaru oblał się rumieńcem.
          - Zamknijcie się już! - warknął Nara.
          - Co innego Sasuke. Sasuke jest idealnym przykładem, że żadna kobieta go nie interesuje co może świadczyć o tym, że jest innej orientacji! - zaczął Naruto, za co momentalnie dostał porządnie po głowie.
          - Dobra, dobra. Uspokójcie się już. Idą dziewczyny - powiedział Chouji.
       
          Wszyscy jak jedni mąż odwrócili się przodem do koleżanek. Przez kilka sekund każdy ilustrował po kolei swoje przyjaciółki, po czym instynktownie odwracali twarz w drugą stronę, chcąc ukryć lekki rumieniec.
          Sasuke jako jedyny stał nie wzruszony. Każda z nich na swój sposób była ładna, i jeden strój nie sprawiał, że są ładniejsze lub brzydsze. Patrzył na nie tak samo choć z czystym sumieniem mógł stwierdzić, że każda z nich tego wieczoru była trochę inna.
          - I jak? - spytała Ino  pewnym tonem, wychodząc przed szereg.  Fioletowa, bogato zdobiona Yukata, przewiązana była białym pasem z motywem kwiatów i lata. Włosy luźno rozpuszczone powiewały na wietrze,, a grzywka spleciona do tyłu w warkocz w końcu nie zasłaniała jej ładnej buzi. Będąc taką kobietą jak Ino nie obeszło się bez nacięcia, które miało podkreślić coraz to większe piersi.
          - Jednak nasze dziewczyny są najpiękniejsze w całej wiosce, co nie Hinata! - zawołał entuzjastycznie Naruto, zakładając ramie na szyje dziewczyny.
          - To co idziemy! Tyle zabaw na nas czeka! - dorzucił Sai, wskazując palcem na diabelski młyn.
          - Chodźmy. Ty też Sasuke - pogoniła Sakura delikatnie, ciągnąc za rękaw. Gdy tylko przytaknął puściła go i machnęła dłonią, by się pośpieszył.

          Łazili od jednego straganu do drugiego. Niczym małe dzieci brali udział w każdym konkursie i w każdej zabawie, która na nich czekała. Naruto najbardziej się cieszył z wygranych kuponów na ramen, dziewczyny traciły zmysły, widząc różne ozdoby do włosów i inne damskie pierdoły, Chouji próbował wszystkich dań po kolei, a Sai marnował wszystkie swoje oszczędności, próbując wyłowić złotą rybkę za pomocą super cienkiej i super słabej siateczki rybnej. Największą uwagę przyciągał dom strachów. Tego roczni genini postanowili wziąć się za organizację i dekorację, dbając o to by nikt nie wyszedł spokojny i radosny.
          - Słyszałem, że klasa Iruki to przygotowała - powiedział Naruto. Podekscytowany skakał z nóżki na nóżkę, nie mogąc się do czekać kiedy tam w końcu wejdzie.
          - Nie lubię takich rzeczy - zaniepokojona Sakura odsunęła się dwa kroki w tył, delikatnie, chowając się za plecami Sasuke.
          - Ja też nie - dodała Hinata.
          - Nie, proszę was. Jesteście Shinobii, a boicie się dzieci biegających pod prześcieradłem i kilku sztucznych pająków? - prychnął Kiba.
          - Idziemy wszystkie. Nie możecie zostawić mnie i Ino! - powiedziała Tenten, biorąc przyjaciółki pod ramię.
          - Nie martw się Sakura. Będę tuż obok, więc nic ci nie grozi - szepnął radośni Lee, uśmiechając się szeroko.
          - Póki nie ma tam obleśnej twarzy Suigetsu nie może być tak strasznie - pewna siebie Karin weszła do środka, odruchowo ciągnąć za sobą Sasuke, który zaskoczony złapał Naruto za koszulkę.
          - No to nie ma odwrotu idziemy! - zawołała Ino, biorąc Saia pod rękę.
          - Może nie będzie tak źle  - pocieszyła Hinata, spoglądając niepewnym wzrokiem na Sakurę.
          - Oby, jesteśmy już dorosłe. To zwykły dom strachów -  zgodziła się.
          - AAAAA....CO TO! SASUKE ZABIERZ TO! - głośny krzyk Naruto rozniósł się po całej wiosce.




          Jako pierwszy wybiegł Naruto, ciągnąc za sobą Kibę. Oboje upadli na kolana, głośno, oddychając i mrugając nienaturalnie. Tuż za nimi z kamienną twarzą Shikamaru, Shino i Jugo, którzy próbowali zachować resztki męskiej godności. Z głośny przełknięciem śliny usiedli na ziemi obok tamtej dwójki.
          - Nie było, aż tak strasznie jak myślałam - roześmiana Ino stanęła nad chłopakami, zakrywając usta dłonią.
          - Trochę zbyt przerysowane  - zgodziła się Sakura.
          - Nic nie było tak straszne jak widok nagiej, sześćdziesięcioletniej Tsunade... - wydusił Naruto, mając przed oczami ostatnią postać, jaka czekała na nich przed wyjściem.
          - Co tam Hokage...widziałeś co te małe dziewczynki zrobiły temu chłopcu, bo je oszukiwał? - drżący głos Kiby, załamał się na tamto wspomnienie a ręce odruchowo skrzyżował na kroczu.
          - Dlatego uważam, że kobiety są kłopotliwe i straszne - podsumował jednym zdaniem Shikamaru.
          - Nie mazgajcie się już - poprosiła żartobliwie Tenten
          - Ciebie Sasuke nigdy nic nie rusza...ty jesteś jakimś robotem!  - rzucił oskarżycielsko Naruto, wytykając go palcem.
          - Nie jestem takim siusimajtkiem jak ty by przerazić się na widok kilku przemian i iluzji.
          - Dobra, koniec tego! Za niedługo będą puszczać fajerwerki chodźmy w jakieś lepsze miejsce - zasugerowała Ino, kierując się w stronę wyjścia z miasta.
          - A no tak. Fajerwerki. Zrobiło się całkiem późno. Chodźmy! - zawołał radośniej Naruto, zupełnie, zapominając o koszmarze jaki przeszedł kilka minut temu.


          Najlepszym miejscem na oglądanie fajerwerków był dach siedziby Hokage. Z tego miejsca idealnie było widać całe miasto, kamienne twarze Hokagę, oraz nieskazitelnie czyste niebo, które ozdobione było milionami gwiazd. Oprócz nich znajdowało się tu dość sporo Shinobii. Niektórzy przystanęli na chwilę podczas patrolu, inni stali wesoło i rozmawiali, a jeszcze inni rozpalili grilla i na swój sposób świętowali.
          - Patrząc na nich zgłodniałem - skomentował Chouji, nie mogąc oderwać wzroku od grillowanego boczku.
          - Prawdę mówiąc też zgłodniałam. Zdążyłam zjeść tylko dango - westchnęła Ino.
          - Powinniśmy wybrać dwie osoby, które pójdą do miasta? - zasugerował Naruto, uśmiechając się szyderczo. Z błyskiem w oku spojrzał na Kibę, który zdawał się łapać jego plan. Dyskretnie przytaknął mu, uśmiechając się na boku.
          - Czemu Sasuke nie pójdzie? Jako jedyny z nas najmniej  brałeś udziału w zabawach  - zaproponował Kiba.
          - Dobry pomysł! Po za tym zarabiasz najwięcej z nasz wszystkich, powinieneś nam zrekompensować to, że widzimy się raz na kilka miesięcy i postawić porządny posiłek! - zgodził się Naruto. Ukradkiem dźgnął Saia, dając mu znak.
          - To całkiem logiczne - zgodził się Sai.
          - Hej, hej...co wy... - lekko zdziwiony nie mógł zrozumieć całego tego ataku.
          - W takim razie ja pójdę z Sasuke! - przed szereg wyszła Karin z ręką w górze.
          - Nie, z Sasuke musi iść ktoś kto go przypilnuje by tu wróci. Przed tobą co najwyżej ucieknie...- szepnął Naruto.
          - Ustalone! Sakura i Sasuke pójdą kupić nam coś do jedzenie! - zakomunikowała Ino, ukrywając szyderczy uśmiech za wachlarzem.
          - Co? Czemu ja? Wiecie jak się zmęczyłam by tu przyjść!
          - Nie ma gadania, idźcie już! - rozkazał Kiba, pchając ich obu ku wyjściu.
          - Oszalałeś, nie dotykaj mnie! - warknął Sasuke.
          - Szybko, nie macie czasu pokaz zaraz się zacznie! - zawołał za nimi Lee, posyłając wielki znak kciuka.
          - Z drugiej strony nie musicie zbyt szybko wracać - dodał szeptem Kiba, wracając do przyjaciół.



          Ostrożnie, trzymając się ściany zeszła po schodach, uważając na każdy krok. Gdyby wiedziała, że będzie zmuszona wrócić do wioski taki kawał nie ubrała by drewnianych butów geta. Ostrożności towarzyszył również zakłopotanie, które malowało jej policzki na różowo. Nie pierwszy zostawała z nim sam na sam. Jednak zaistniała sytuacja sprawiała, że dreszcze przechodziły jej po plecach.
          - Musisz trochę zwolnić, nie mogę iść tak szybko jak ty - szepnęła, podciągając warstwę Yukaty w górę, by ułatwić sobie chód.
          Sasuke zwolnił kroku. Był wystarczająco zirytowany obecnością na tym festynie, a teraz kazali mu wracać do sklepu po jakieś głupie przekąski. Miał ochotę wrócić do domu i iść spać.
          - W porządku jak chcesz wrócić to wracaj, ja pójdę i kupie nam coś.
          - Jasne, a później Naruto i reszta będą suszyć mi głowę do końca życia.
          - Ehh. w takim razie - zaczęła. Z rękawa wyciągnęła zapieczętowany zwój, który ostrożnie położyła na ziemi. Wykonała odpowiednie pieczecie i po chwili jej oczom ukazała się para wygodnych, płaskich butów.  - To normalne. Wszystkie dziewczyny tak robią - uprzedziła jego pytanie. Zadowolona schowała geta z powrotem do zwoju i jak nowo radzona zaczerpnęła świeżego powietrza.
          - Yukata i zwykłe buty - skomentował cicho, przechodząc obok.
          - Dzięki temu szybciej się uwiniemy - powiedziała entuzjastycznie, biegnąc przed siebie.
          Nagle cały ból brzucha i motylki odleciały gdzieś, zostawiając jej serce w spokoju.
       
          Jak zawsze przed zakończeniem wszyscy mieszkańcy wychodzili z domów i ustawiali się na ulicy w oczekiwaniu na fajerwerki. Małe dzieci, które spały od kilku godzin budziły się, a później błagały swoich rodziców by mogli pooglądać to wydarzenie przez okno. Starsze osoby wyciągali z domów krzesła na których siadali przed własnym progiem. Zakochane pary mocno i szczelnie trzymali się obok siebie, nie chcąc by coś lub ktoś ich rozdzielił. Wszyscy uśmiechnięci i szczęśliwi komentowali kończący się festyn, pozostawiając najlepsze recenzje i opinie jakie można było dać.
          - Mam wrażenie, że z roku na rok jest coraz więcej ludzi!
          - Jak dla mnie za dużo ludzi.
          - Przecież nikt cię nie zje. Przestań się bać tłumów - mruknęła.
          - Idę zamówić to jedzenie, ty kup coś do picia - zignorował jej komentarz, zajęty wypatrywaniem jakiegoś miejsca gdzie nie ma tłoków - Masz tu pieniądze - wsunął jej w dłoń, a później wszedł do baru obok.
          - Jasne - westchnęła cicho, z uśmiechem na twarzy.


          Będąc uczennicą Hokagę i jedną z bardziej podziwianych osób w wiosce miało swoje plusy. Gdzie nie wchodziła zawsze witano ją z uśmiechem na twarzy, częstowano różnymi daniami i komplementowano jej siłę jak i urodę. Teraz gdy weszła do marketu bez problemu pozwolili jej wejść przed kolejkę. Szczęśliwa, że udało jej się kupić napoje oraz przekąski w dość szybkim czasie wróciła na miejsce gdzie rozdzieliła się z Sasuke. Zaśmiała się pod nosem, widząc z oddali w jak długiej kolejce stoi. Mogła się tylko domyślać o czym myśli. Była prawie pewna, że przeklina w myślach i wymyśla milion ciosów, którymi powali kolegów. Widziała również młode dziewczyny dwa może trzy lata młodsze które zalotnie uśmiechały się do niego. Nawet te starsze kobiety nie przechodziły obojętnie. Niektóre przez przypadek wpadały na niego, inne uwodzicielsko mąciły wzrokiem. Wszystkie wystarczająco piękne by zwrócić uwagę każdego mężczyzny. Nie od dziś było wiadome, że Sasuke jest przystojnym facetem. Od dziecka miał duży fanclub, a fakt, że był zły nie zmieniało tego, że poruszał serca wszystkich kobiet i dziewczyn. W przeciwieństwie do niektórych nie musiał dużo robić. Wystarczyło, że stał tak jak teraz zirytowany, z dłońmi w kieszeni, z wzrokiem wbitym w ziemie. To wszystko co potrzebował zrobić by zdobyć sympatie płci pięknej. Sakura o tym wiedziała i śmiała się sama z siebie, że sama dała się wplątać w tą jego zasadzkę.
          - O znów się spotykamy - męski głos wybudził ją z myśli.
          Zdziwiona spojrzała na mężczyznę, który nagle wyrósł przed nią. Pamiętała go. Był to blondyn, którego kiedyś spotkała w restauracji.
          - Mieszkamy w tej samej wiosce, to chyba nic dziwnego - powiedziała uprzejmie.
          - Faktycznie, ale od ostatniego naszego spotkania minął prawie rok. Nie sądziłem, że spotkam cię akurat tutaj samą, ubraną w yukatę. Do tego tak piękną - uśmiechnął się szczerze. W zakłopotaniu ugiął ramię za ręką i machinalnie podrapał się po głowię.
          Niespodziewany komplement sprawił, że rumieńce ozdobiły jej twarz. Nie wiedziała jak odpowiedź na to, w tym stroju czuła się jak mała dziewczynka: zakłopotana, niewinna i bezbronna.
          - Pewnie czekasz na kogoś - zaczął ostrożnie.
          - Masz racje. Czekam na kolegę. Zamawia jedzenie - pokazała siatkę z zakupami.
          - Chyba domyślam się kim jest kolega. Szkoda, gdybyś była tu sama zabrałbym cię w niesamowite miejsce skąd można oglądać fajerwerki, ale nie chce się znów narażać Uchiha - szepnął pół żartem.
          - Nikt by tego nie chciał - zaśmiała się.
          - W takim razie nie będę cię dłużej zajmować. Moi przyjaciele tam czekają pójdę do nich - oznajmił, wskazując dłonią na dwóch mężczyzn, którzy zbliżali się w ich stronę.
          - Oooo, poznałeś dziewczynę! - powiedział jeden z nich, ożywiony ich widokiem.
          - Nie dokładnie poznałem. Spotkałem ją już kiedyś - wyjaśnił.
          - Witaj piękna - przywitał się drugi dokładnie, ilustrując od stóp po głowę - Fajne buty - skomentował.
          - Bardzo wygodne - zawstydzona, odruchowo pociągnęła yukate w dół.
          - Bardzo oryginalnie - pochwalił ją pierwszy kolega - Na prawdę ładna jesteś. Mam wrażenie, że skądś cię znam - zbliżył się do niej, mrużąc delikatnie oczy, jakby szukał jakieś ukrytej podpowiedzi.
          - Faktycznie. Też mam wrażenie, że znam cię skądś - zgodził się drugi, podchodząc bliżej.
          - Hej, jesteście za blisko - spanikowana, odsunęła się do tyłu.
          - Hej Tayo skąd ją mogę kojarzyć? Na pewno nie z clubu nocnego - zwrócił się pierwszy do blondyna.
          - Uważaj na słowa - ostrzegł go blond, uśmiechając się współczująco.
          - Hej żartowałem nie denerwuj się tak - powiedział drugi chłopak, widząc jak jej jasna twarz nagle nabrała czerwonego odcieniu.
          - Kto to?
          Sakura wpadła na kogoś plecami. Gdy tylko usłyszała jego głos odetchnęła z ulgą, a cała złość nagle wyparowała. Cieszyła się, że jest tu.
          - A ty kim jesteś? To nasza koleżanka, możesz nam nie przeszkadzać? - powiedział agresywnie drugi.
          - No to nie żyjemy - skomentował Tayo, odsuwając się do tyłu. Wystarczyło krótkie spójrzenie z strony z Sasuke, by poczuć oddech śmierci na szyj.  - To Sasuke Uchiha....A ta dziewczyna to Sakura Haruno. Uczennica Hokagę, następczyni jednego z trzech Saninnów, i przyjaciółka tego kolesia - dodał po chwili, zamykając oczy.
          - Naprzykrzali się? - spytał chłodno.
          - Nie, chcieli porozmawiać - broniła ich.
          - P...przepraszamy. Gdybyśmy wiedzieli kim jesteście nigdy bym nie powiedział, że wyglądasz jak dziewczyna z clubu!
          - J..ja też! - dodał szybko drugi, składając dłonie w ramach przeprosin.
          - Jestem dość wkurzony staniem w kilometrowej kolejce, więc jak nie chce umrzeć to zniknijcie - rozkazał.
          - T...tak jest! - krzyknęli chórem, wbiegając w tłum.
          - Ahh..,biedny. Musiał to drugi przeżyć.
          - Cóż następnym razem zostawię twoich adoratorów tobie.
          - Zdjęcia! Zdjęcia! - wołał jakiś staruszek, krążąc z polaroidem wokół ludzi - Darmowe zdjęcia pamiątkowe! Hej, wy! Jesteście parą tak? Zrobię wam zdjęcie pamiątkowe, ustawcie się! - zwrócił się do Sasuke i Sakury, machając na nich dłonią - No szybko, szybko! - popędził.
          - Nie lubię zdjęć idę - odrzucił propozycje.
          - Ejjj...jak mężczyzna może zostawiać swoją kobietę samą? No już ustaw się! - rozkazał groźnie, przysuwając chłopaka do Sakury.
          - Tak na prawdę to my... - próbowała powiedzieć.
          - Uśmiech! - zawołał, ignorując jej zdanie.
          Błysk flesza oślepił ich na sekundę.
          - Wasze zdjęcie. Bawcie się dobrze! - pożegnał ich uprzejmie - Zdjęcia, zdjęcia!
          Sakura spojrzała na zdjęcie, które im zrobił. Nie wyglądali na nim jak para. Raczej jak nieznajomi. Sasuke stał twarzą odwrócony w drugą stronę, Sakura spoglądała w ziemie, a miedzy niby było dziesięć centymetrów ostępu. Każde z nich trzymało siatkę z jedzeniem. Sprawiali wrażenie samotnych i czekających na kogoś.
          - Mimo wszystko. Zatrzymam je sobie - powiedziała, chowając za pas.
          - Rób jak chcesz. Chodźmy szybko. Zaraz powinno się zacząć - powiedział, spoglądając na nią za ramienia.
          - Nie obrazisz się jak będę się ciebie trzymała? Zrobił się straszny tłok - zawstydzona złapała się jego koszuli.
          - Staraj się tylko dotrzymać mi kroku - rzucił, ruszając przed siebie.

          Gdy tylko wyszli z miasta na spokojnie mogli zaczerpnąć powietrza. Czuli się woli, mogąc iść pustą uliczką. Chłodny wiatr szybko ostudził ich rozgrzane ciała. Przejście przez morze rozentuzjazmowanego tłumu trwała wieki, a uczucie, że ktoś ich dotyka cały czas gdzieś tam zostało.
          - Już wiem chyba czemu nie lubisz tłoku - zwróciła mu honor.
          - Nigdy więcej nie mów, że festyny są zabawnie - skwitował.
          - Nie będę! Zadowolony - fuknęła - Chodźmy już. Chyba nas wieki nie było! - popędziła, ciągnąc go za rękę.
          - Nie musisz mnie ciągnąc - mruknął.
          - Skoro tworzymy tak ładną parę, możemy przez chwilę ją poudawać prawdą? - uśmiechnęła się niewinnie. Nie wiedziała skąd wzięła się ta nagła energia i siła w niej. Po prostu chciała go przez chwilę potrzymać za rękę.
          - Sakura - zaczął.
          - Co? Chcesz mi powiedzieć, że nie interesują cię związki? - prychnęła, puszczając jego dłoń.
          - Zaczęło się - powiedział. Odruchowo złapał  ją za dłoń, którą sekundę temu puścił i podniósł do góry, wskazując na niebo.
          - Łaał, przepiękne - szepnęła, nie odrywając wzroku od pokazu.
          Nigdy nie zwracał uwagę na tego typu atrakcje. Pomimo zmęczenia i lekkiego zirytowania on również nie mógł się nacieszysz widokiem fajerwerków które rozkwitały przed nimi niczym najpiękniejsze kwiaty na świcie. Delikatnie spojrzał na Sakure, która nieświadoma tego jak bardzo jest podekscytowana ściskała jego dłoń. Pierwszy raz w życiu jej widok sprawił, że chciał powiedzieć jak pięknie wygląda. W jej oczach widział odbijające się kolorowe światełka. Wcześniej tego nie zauważył, ale spinka z Kanzashi z motywem kwiatu wiśni, na prawdę ładnie wkomponowała się w jej fryzurę. Lotosowa yukata z ręcznymi ozdobami, przepięta była czerwono - białym pasem, nawet torebka kinchaku nagle nabarała wielkiego znaczenia. Delikatny makijaż stał się dwa razy bardziej widoczniejszy, uwidaczniając małe i pełne usta oraz delikatne kości policzkowe. Na kilka sekund dech zaparł w mu piersiach.
          - Chodźmy. Z dachu będzie lepiej widać - powiedział nagle, ciągnąc ją w stronę budynku Hokagę.
          - Stało się coś? - spytała z troską, chcąc spojrzeć mu w twarz.
          - Głodny się zrobiłem - mruknął, przyśpieszając.
          - Ja też. Ale piękne są te fajerwerki - mówiła dalej, oglądając się za siebie.


          - Co tak długo, prawie przegapiliście cały pokaz - powiedział Naruto, otwierając pierwsze pudełko z mięsem.
          - Następnym razem sam idź i czekaj w tej kolejce! - warknął, rzucając w niego wieczkiem.
          - Myśleliśmy, że to będzie dobry pomysł, wysyłając waszą dwójkę. Tym czasem pewnie nie gadaliście całą drogę, lub zgubiliście się gdzieś w tłumie - powiedział pewnie Kiba, rzucając Akamaru jego porcje jedzenia.
          - Dokładnie tak było! - zaśmiała się Sakura, unikając spojrzenia Sasuke.
          - Cóż. Żadna nowość. Sasuke od zawsze był frajerem - zaśmiał się Naruto, za co momentalnie dostał po głowie.
          - Wracam do domu. Mam dość waszego hałasu! - powiedział wkurzony.
          - Widzimy się jutro na treningu! - zawołał za nim Jugo.
          - Jak Sasuke wraca to ja też. Nie mam zamiaru tu z wami siedzieć - oznajmiła Karin, pośpiesznie, idąc za chłopakiem.
          - Też powinnaś iść - poradził jej Sai, wskazując palcem na wyjście.
          - Po co? Dobrze się z wami bawię. Nie jesteśmy już dziećmi nie będę za nim latała, ani odciągała od każdej dziewczyny - powiedziała lekko obrażona.
          - Kobieca duma - podsumował jednym słowem Shikamaru, uśmiechając się znacząco. Tylko taki inteligentny człowiek jak on mógł się domyślić czemu ta dwójka się tak zachowywała i co mogło się wydarzyć podczas tego krótkiego spaceru.



       
          Od rana stała przy garnkach, gotując najróżniejsze potrawy. Biegała od jednego pokoju do drugiego co chwile coś, przenosząc lub, poprawiając. Skrzynkę piwa schowała głęboko do lodówki, kilka butelek sake już się chodziło, a tort czekał dumnie na swoją kolej. Podczas gdy Sakura pracowała w pocie czoła Sasuke leżał w pokoju na łóżku, gapiąc się w kalendarz. Dziś wypadał dzień jego urodzin. Miał nadzieje, że przeżyje go spokojnie, bez większych hałasów. Niestety Sakura wpadła do jego mieszkania, ogłaszając, że wyprawia mu imprezę urodzinową. Zbyt zmęczony po misji nie miał siły na kłótnie więc potulnie wrócił do pokoju gdzie spał, aż do południa. Południem gdy wstał wszystko było już gotowe. Na ziemi rozłożony był wielki stolik, odpowiednia ilość poduszek, różne przekąski i zimne przystawki. Nie zabrakło również kilku tandetnych balonów i serpentyn które wisiały tu i tam.
          - Oszalałaś chyba - skwitował jednym słowem, padając na krzesło.
          - Siedź cicho i udawaj, że się cieszyć - rozkazała, wyciągając pieczeń z pieca.
          - Oni do rana stąd nie wyjdą - westchnął, wyciągając nogi.
          - Będzie fajnie zobaczysz - powiedziała, stawiając przed nim śniadanie.
          - Tak jak na festynie? - przypominał.
          - Lepiej! - zawołała radośnie.



          Zmywając naczynia nie potrafił odkleić uśmieszku z twarzy. Musiał przyznać, że bawił się na prawdę dobrze. Powoli przyzwyczajał się do tej hałaśliwej bandy. Naturalnie rozmawiał, żartował, a nawet śmiał się z głupich żartów. Zjadł dużo dobrego i domowego jedzenia, wypił trochę alkoholu, który wprowadził go w dobry nastrój, zjadł tort, a nawet dał się upaprać tym tortem. Na prawdę się dobrze bawił, i przyjemnie spędził czas. Nigdy wcześniej nie widział takiej góry prezentów jak dziś, dawno nie słyszał jak ktoś śpiewa mu sto lat, a już na pewno nikt go nigdy nie podrzucał. Dziś skończył dwadzieścia lat, a czuł się jak dziecko które kończy pięć.
          - Widzę, że dobrze się bawiłeś - szepnęła, stając obok niego.
          - Nie było najgorzej - powiedział z udawaną obojętnością.
          - Musisz jeszcze poczekać na prezent ode mnie - dodała tajemniczo, znikając w salonie.
          Zaciekawiony zakręcił wodę i udał się do pokoju w którym przebywała Sakura.
          - Jeśli to jakaś tandetna książka, lub coś innego to odpuść sobie - powiedział podchodząc do niej.
          Tak jak ona spojrzał przed siebie za okna. Nie mieszkał zbyt blisko miasta, jednak z tego piętra widział cały rynek i rozciągające się lasy za murami.
          - Wszystkiego najlepszego - powiedziała, odwracając się w jego stronę.
          - D..dzięki - powiedział.
          - Zamknij oczy - poprosiła.
          - Nie bądź dziecina.
          - No zamknij je - nalegała.
          - Wyskoczysz z drugim tortem? - zakpił.
          - Nie. Mam coś lepszego - wyszeptała.
          Zadrżał, czując jej oddech na karku. Musiała stać naprawdę blisko, bo wyczuł zapach jej perfum, które wylała na siebie kilka minut temu.
          Poczuł jej ciepło ust na swoich. Zaskoczony, chciał odsunąć się, ale wtedy poczuł jak dłoń zaciska mu się na włosach głowy i przyciąga bliżej. Pocałunek trwał chwilę. Bardzo krótką, ale wystarczająco długo by mógł poczuć miękkość jej warg, i smak ust.
          - Najdroższy prezent jaki mogłam dać komukolwiek. Doceń to - powiedziała rozbawiona, wracając do kuchni.
          - Ty...oszalałaś! - fuknął, zakrywając usta dłonią.
          - Jeszcze nie. Powiesz, że oszalałam gdy ci oznajmię, że nocuję dziś u ciebie - dodała po chwili, wysyłając do niego uśmiech.
          - O nie, Sakura zapomnij! Nie będziesz tu nocować. Nie ma takiej opcji! - powiedział twardo.
          Sakura spojrzała na niego gniewnie, gotowa do wojny.


          Leżeli plecami do siebie, na odstęp dwóch poduszek, które ich dzieliły. Skulony pod swoją kołderką nie mógł uwierzyć, że pozwolił jej zostać na noc, a do tego spać w jednym łóżku. Przez dłuższą chwilę zastanawiał się jak to się stało, że zaczął jej ulegać. Kiedyś z łatwością jej odmawiał. Teraz czuł, że przegrywa. Za każdym razem gdy czegoś chciała, a on jej odmawiał, i tak kończyło się na jej zdaniu. Przez, a raczej dzięki jej prośba znów stał się towarzyski. Większość spotkań na których był to zasługa jej. Wyjście do kina, festyn, wspólny obiad czy inne rzeczy przestały być krępujące, a z czasem przyzwyczajał się do tego.
          - Sasuke? O czym teraz marzysz? - spytała nagle.
          Jej delikatny odgłos odbił się od ścian i wypełnił cały pokój. Nie widział jej twarzy, ale mógł sobie wyobrazić, że jest zakłopotana, i chowa się pod kołderką.
          - To znaczy?
          - O czym marzysz? - powtórzyła głośniej.
          - O niczym specjalnym.
          - Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie z Kakashim?
          - Ta, a co?
          - Powiedziałeś wtedy, że masz jeden cel. Zabić pewną osobę, i odbudować klan.
          Usłyszał jak przesuwa poduszki na bok i zmniejsza ich dystans.
          - Co z tego?
          - Zastanawiam się tylko - szepnęła.
          - Hej, oszalałaś kompletnie? - fuknął zaskoczony jej obecnością pod jego kołderką. Zły odwrócił się do niej przodem, z zamiarem wyrzucenia do drugiego pokoju. Jednak, widząc jej oświetloną przez księżyc twarz zamilkł na chwilę.
          - Zastanawiam się czy nadal chcesz odbudować swój klan.
          - Czemu cię to interesuje - stopniowo odzyskiwał trzeźwość umysłu.
          - Jestem twoją przyjaciółką. Na prawdę chciałabym uczestniczyć w tym marzeniu. Chciałabym zostać przy tobie i stworzyć rodzinę.
          Jej dłoń na jego policzku zdawała się parzyć, podczas gdy słowa niczym igły przebijały serce.
          - Wiec gdybyś tylko chciał moglibyśmy razem spróbować - dodała, zbliżając się jeszcze bliżej.
          W tej sekundzie pomyślał, że dawanie jej swojej koszulki jako piżamy  to był najgorszy z możliwych pomysłów. Czuł skórę jej nagich nóg, tak samo jak czuł, zapach jej ciała. Każdy normalny facet w takiej sytuacji skakał by z radości. Jemu jednak nie było do śmiechu. Nie czuł tego, co czułby Naruto, Kiba czy ten blondyn  Tayo. Nie pożądał jej w żadnej sposób. Była atrakcyjną kobietą, ale nie patrzył na nią w ten sposób.
          - Sakura - powiedział poważnie - Jak chcesz tu zostać na noc, to trzymaj się zasad - rozkazał, wypychając ją spod swojej kołderki. Obrócił ją plecami to siebie, przykrył kołderką, a sam położył się na tyle blisko, by nie dotykać jej nawet przez kołderkę.
          - Sama powiedziałaś, że jesteśmy przyjaciółmi. I zgadzam się tu z tobą. Jesteś moją przyjaciółką. I tak na ciebie patrzę. Jestem ci wdzięczny, że przejmujesz się moją przyszłością, ale na razie nie myślę o tym. Chce żyć tak jak dziś. Więc nie wymuszaj na mnie rzeczy, które sprawiają, że czuje się nie komfortowo. Jak ten pocałunek. Przyjaciele tego nie robią.
          Minęła długa i niezręczna cisza za nim postanowiła mu odpowiedzieć. Musiała przyjąć na klatę jego słowa i zmierzyć się z rzeczywistością. Musiała być silna i twarda.
          - Żartowałam przecież - powiedziała rozbawiona. Jej głos nawet nie zadrżał, był pełen entuzjazmu. - Chyba nie wziąłeś tego na poważnie. Jestem zmęczona. Idę już spać - powiedziała, pośpiesznie mocniej, otulając się kołderką.
          - W porządku. Ja też - powiedział spokojnie.
          Długo jeszcze obserwował jej postać za nim zasnął. Nie wydawała z siebie żadnego głosu, nawet nie ruszała się, a mimo to widział jak płakała. Zalana  łzami, zatykała usta dłonią i leżała spokojnie, udając, że wszystko jest w porządku i że śpi. Nie miał zamiaru jej pocieszać. Tak jak ona udawał, że nie widzi i nie słyszy.



          Rano zastał puste miejsce obok siebie. Kołderka była złożona w kostkę i położona pod poduszką. Była dopiero dziewiąta, czyli ta godzina w której zazwyczaj przychodziła Sakura by zrobić mu śniadanie i przygotować posiłek na wieczór. Za drzwi doszedł go odgłos czajnika. Domyślił się, że nie wyszła jeszcze.
          Stanął w wejściu do kuchni bacznie, obserwując Sakurę. Nalewała właśnie wody do jednego kubka, w której najprawdopodobniej znajdowała się zielona herbata. Jak zawsze podczas gotowania spinała włosy, i zakładała fartuch.
          - O Sasuke wstałeś? Dobrze, skończyłam właśnie - powiedziała, kładąc talerz na stoliku.
          Nie wyglądała na zakłopotaną czy zmartwioną. Uśmiechała się naturalnie i prawdziwie. Zachowywała się tak jakby wczorajszy dzień, i wydarzenie z zeszłej nocy w ogóle nie miało miejsca.
          - Ty nie jesz? - spytał podejrzliwie, siadając na miejscu.
          - Nie, postanowiłam, że nie będę cię zbyt często nękać. Mam chwile czasu za nim pójdę do szpitala. Może poszukam tego blondyna, co o nim sądzisz? Nie jest zły prawda? - zaśmiała się, spoglądając mu w oczy.
          Nie zauważył niczego dziwnego. Była szczera i wesoła.
          - Lepszy niż Naruto - podsumował krótko.
          - I całkiem przystojny - dodała pół żartem, wracając do zmywania naczyń.
          - Co tak nagle zaczęłaś o nim myśleć?
          - Tak jakoś. Chyba powinnam ruszyć przed siebie i bardziej otworzyć się na facetów. Ty też powinieneś to zrobić - poradziła mu.
          - O mnie się nie martw.
          - Nie będę - powiedziała poważniej - Będę się martwiła tyle ile powinna się martwić przyjaciółka. Nie martw się - jej ton głosu był przepełniony powagą, z nutką goryczy. Jakby urażona część jej nagle postanowiła przemówić.
          - T... to dobrze - zaskoczony, upił łyk herbaty.
          Tym czasem Sakura wyszła do przedpokoju. Wróciła kilka minut później w butach, i torebką przewieszoną przez ramie. Uśmiechnięta stanęła obok, gotowa do pożegnania.
          - To ja idę. Nie zrobiłam ci dziś obiadu. Jak będziesz chciał bym ci coś ugotowała, to przyjdź i poproś! - mruknęła z udawaną złością, mierzwiąc mu włosy.
          - Sam potrafię gotować - zgasił ją.
          - No tak. Zapomniałam, że ty wszystko potrafisz sam zrobić. Znajdź sobie szybko dziewczynę - poleciła mu.
          - To dziwnie brzmi gdy każesz mi znaleźć dziewczynę.
          - Czemu? Jaka twoja przyjaciółka chciałabym żebyś sobie kogoś znalazł. Naruto znalazł Hinatę, nie bądź gorszy - wytknęła mu z pół uśmiechem.
          - Idź już - mruknął podenerwowany.
          - Żartowałam, ha, ha, ha. Na prawdę idę. Może byś mnie odprowadził chociaż do drzwi.
          - Jakbyś nie wiedziała gdzie jest wyjście - zirytowany wstał.
          Wypełniało go dziwne uczucie. Nie wiedział jak to nazwać, ale czuł, że coś ucieka mu przed nosem. Jakby właśnie przegrał jakiś kupon, lub znalazł zabawkę, która okazała się zepsuta.
          - No to. Na razie - powiedziała z uśmiechem na twarzy, machając mu na do widzenia. Później odwróciła się do niego plecami, otworzyła drzwi, wyszła za próg, i zamknęła wejście za sobą.
          Na prawdę wyszła. Bez gadania, bez próśb, czy ociągania się. Po prostu wyszła, zamykając za sobą drzwi.
          Wraz zamknięciem drzwi poczuł jak coś pustoszeje w nim. Został sam. Czuł się sam. W tej sekundzie czuł się sam i nie mógł sobie wytłumaczyć czym jest to spowodowane.
          Więc stał tak w przejściu długą chwilę, aż nie zrozumiał co tak na prawdę znaczyło to pożegnanie.






* Chodzi o pierwszy film Naruto, gdzie cała drużyna eskortowała Aktorkę (Księżniczkę) do Krainy śniegu.
          


 Za błędy przepraszam.