OGŁOSZENIA

UWAGA!
Blog istnieje jako mój śmietniczek. Wylewam na nim wszystkie pomysły które zagnieżdżą mi się w głowie.

NIE realizuje zamówień, chyba, że napiszę wcześniej.
PRZYPOMINAM, że jest to ŚMIETNICZEK.

[06.11.2014]
ślę wirtualnego HUGA do każdego fana, czytelnika, miłośnika, Narutomaniaka, Narutardsa, i SasuSaku shippera! Z podziękowaniami dla wszystkich osób, którzy dzielnie i z zapartym tchem śledzili i trzymali kciuki za swoich ulubionych bohaterów i Naszego Najgłośniejszego ninja numer 1!
Wiele osób się zastanawia czy blog po zakończenia mangi będzie dalej funkcjonował. Ja bez wahania odpowiadam TAK! Tak długo jak mam wenę, tak długo jak mi pozwolicie i tak długo jak istnieją fani Naruto, SasuSaku, Shikatema etc, tak długo ja będę pisać. Będę dalej pisać, i pisać, aż zostanę ostatnim fanem SasuSaku w Polsce, a później na świecie.


[18/04/2020]
Jak się macie moi drodzy czytelnicy ? Czy wam też życie ucieka przez palce, ale wciąż czujecie się dziećmi ?


cr: all credis to the owner, DevinArt, tumblr, Masashi Kishimoto.

Szablon w całości stworzony prze ze mnie.



14 mar 2015

37 - Na drodze szczęścia (SasuSaku - III)

   
         Paring: SasuSaku
         M&A: Naruto
         Dozwolone: 0d 18 lat
         Kategoria: Kontynuacja, Świat Shinobii, spoilery, henati
         Uwagi: Ufff...w końcu skończyłam. Enjoy.

          Nie ważne jak zmęczony był, jak wiele miał na głowie, jak trudne były misję, i jak bardzo martwił się o innych, za każdym razem gdy znajdował się w pobliżu Sakury zapominał o wszystkim. Wystarczyło, że siedziała obok zajęta swoimi papierami, a jego myśli nagle skupiały się tylko i wyłącznie na niej. Nawet teraz gdy leżał na łóżku z głową na jej kolanach nie potrafił się skupić na niczym innym jak na jej delikatnym dotyku i oczach, które od tylu lat zwrócone były tylko na niego. Nie musieli rozmawiać. Lubił ciszę. Wsłuchiwać się w jej oddech, w każdy najmniejszy ruch i szelest zarzucanych włosów.
          - Chcesz żebym porozmawiała z Karin? - spytała, odkładając książkę na bok. Spojrzała na Sasuke, który nie przerwanie od ponad pół godziny przyglądał się jej zamglonym wzrokiem.
          - Nie ma takiej potrzeby. Wiedziała co ją czeka - westchnął, odwracając twarz w stronę sufitu.
          - Przykro mi trochę. W końcu sama dobrze wiem co to za uczucie - wyznała, a w jej głosie można było dosłyszeć nutkę żalu i pretensji.
          - Sugerujesz coś? - spytał z zaciekawieniem.
          - Nie nic - zaśmiała się.
          Przeczesała jego gęste i czarne włosy kilka razy, po czym wstała z łóżka, kierując się do szafy.
          - Dostałam prototyp tego wynalazku nad którym pracuje Shikamaru - podekscytowana wyjęła niewielkie pudełko, z którym rzuciła się na łóżko.
          Sasuke otworzył wieczko. Na dnie leżała kwadratowa, plastikowa komórka, która została  lepiej odwzorowana niż rysunek  który widział kilka miesięcy temu. Zaciekawiony wcisnął zieloną słuchawkę. Niewielki ekran podświetlił się, a na wyświetlaczu zobaczył cyfrowy zegar, oraz kilka haseł typu "Menu", "Kontakty", "Pomoc"
          - Naprawdę fascynujące. Dzięki mini dyskowi, coś na kształt antenki, która jest na magnetyzowana chakrą, można przez to rozmawiać z dużej odległości! - powiedziała, klaszcząc w dłonie.
          - Coś jak te pręty, które używał Nagato? - przypomniał sobie sposób, w który Nagato był w stanie kontrolować sześć ciał Paina.
          - Dokładnie! Temari na to wpadła jak była tu ostatnio. Musiała pomagać Shikamaru, bo Suna domaga się współautorstwa - zaśmiała się.
          - Skoro Temari przy tym pomagała to nawet nie jestem zdziwiony - skwitował.
          - Kakashi powiedział, że jest duża szansa, że te komórki wejdą w życie mieszkańców. Na razie  Nacja chce je przetestować wśród kilkoro Shinobii, no i  ty masz być jednym z Konoha, którzy dostaną taki prototyp  - powiedziała radośnie, robiąc duże oczy.
          - Czemu ja? Nie mam czasu na rozmowy przez jakieś krótkofalówki. Misje rangi SS, to nie są zabawy - przypomniał - Po za tym lubię tradycyjną pocztę. Przeszkadzają ci listy, które wysyłam - zmrużył ostrzegawczo oczy.
          - Oczywiście, że nie! - zaprzeczyła od razu.
          - Po prostu technologia rusza do przodu, a mu musimy iść w raz z nią. Nie możesz stać w miejscu, bo się obudzisz i będziesz zacofany! - mruknęła.
          - Niech tak będzie - westchnął ciężko, kładąc się z powrotem na poduszkę.
          - Ja mam zamiar jej używać.
          - Używaj. Nie zabraniam ci przecież - prychnął.
          - Nawet bym nie pytała o pozwolenie - odpowiedziała tym samym, odkładając komórkę do pudełka, a pudełko na ziemie obok łóżka.
          - Chodźmy już spać. Jestem zmęczony dzisiejszym dniem - jęknął.
          - To bardzo źle, bo chciałam ci podziękować za przepiękny prezent - zamruczała mu do ucha.
          Zimny wisiorek dotknął jego skóry, powodując gęsią skórkę.
          Nie pewnie i ostrożnie odwrócił się do niej przodem. Światło nagle zgasło, a Sakura siedziała pochylona nad nim, z miną którą widział bardzo rzadko. Ramiączko jej piżamy zsunęło się z jednej strony, włosy zaczesała na jedną stronę, wargi delikatnie rozchyliła, oczy zmrużyła, przez co cała twarz jakby wysmuklała. Wyglądała na spragnioną, lekko pijaną, i jakby nie obecną. Jasna cera wydawała się jeszcze bladsza, a lewa pierś, która została odkryta  poróżowiała magicznie.
          - Na prawdę ci dziękuję - wyszeptała, pochylając się jeszcze bardziej.
          - Nie ma za co - powiedział pewnym siebie tonem.
          Wziął ją w objęcia jak prawdziwy mężczyzna, wciągnął pod kołderkę jak największy skarb i pielęgnował długo i namiętnie. Tak długo jak nie przestawała prosić, tak zachłannie, aż nie czuł się nasycony i tak namiętnie jakby ich ciała była materiałami wybuchowymi gotowymi do eksplozji.


          Będąc bohaterami Czwartej wojny Shinobii, uczniami Sanninów, uczniami Szóstego Hokagę i jednymi z najbardziej znanych, docenianych, sławnych i silnych Shinobii obecnych czasów nie tak łatwo było zachować prywatność w małej wiosce. Mimo iż każdy miał swoje sprawy, każdy był zajęty i nie każdy interesował się plotkami, to wieść, że Sakura Haruno i Sasuke Uchiha są parą rozniosła się po świecie, tworząc najprzeróżniejsze historię. Młode i starsze kobiety doceniały twarz Sasuke. Podziwiały jego tajemniczość, arogancję i wyższość. Kiedyś jak i teraz był obiektem westchnień wielu dziewczyn w przeróżnych granicach wiekowych. Sakura zaś znano jako brzydkie kaczątko zatarła za sobą ślady, małej, głośnej, bezużytecznej dziewczynki, która latała za Sasuke jak za idolem. Swego czasu długo mówiono o możliwym połączeniu Krwi Uzumaki z Krwią Hyuuga, i jeszcze dłużej mówiono o tej dwójce. Nawet jeśli tylko jedno z nich było znane jako potomek niesamowitego, silnego i błogosławionego klanu, to i tak wielcy wróżbici snuli dalekie plany nad ich losem. Mówiono o sile i mądrości, która będzie przewodzić nową generacją Uchiha, łączyli skryte emocję klanu z miłością i wybuchowością klanu Haruno,tworzono mieszkanki o których nikt wcześniej się nie myślał.  Brali łagodną, spokojną i delikatną stronę Hinaty i porównywali z dzikością, pewnością siebie i odwagą Naruto. Już teraz mówiono o nowej generacji, która za kilkanaście lat będzie podporą tego świata.
          Przyzwyczaić się do szeptów i wytykania palcem nie jest wcale takie proste. Odkąd oficjalnie przyznali się do tego, że są w związku wyjścia do sklepów robiły się tłoczne i mało komfortowe. Trzymacie się za rękę w miejscu publicznym wzbudzały westchnienia i spojrzenia, które nie zawsze były miłe.
          - Przestań się oglądać za siebie - powiedział stanowczo, ciągnąc ją za rękę.
          - Nie lubię gdy tak się na mnie patrzą - szepnęła, chowając się za jego plecami.
          - Przejdzie im. Nie jesteśmy celebrytami, gwiazdami, czy aktorami żeby pisano o nas w gazetach i plotkowano nie wiadomo ile.
          - Ja może nie, ale ty jesteś Sasuke Uchiha. Połowa naszej populacji się za tobą ugania- zaniepokojona ściszyła ton głosu.
          - Sakura słuchaj mnie uważnie  - zatrzymał się naglę - Sama chciałaś przestać się ukrywać więc nie marudź. Za kilka dni to minię. Przyzwyczają się, rozumiesz? - z empatią rozczochrał jej włosy. - Nie rób takiej miny, bo mam ochotę cię zostawić i iść sobie - powiedział groźniej z powrotem, łapiąc za dłoń.
          - Może masz rację - zawstydzona zrównała z nim krok. Drugą dłoń zacisnęła mu na przedramieniu, kładąc przy tym delikatnie głowę na jego barku. - Za niedługo znów wyruszasz - przypomniała sobie.
          - Do tego czasu choć raz chodźmy gdzieś oficjalnie - uśmiechnął się.
          Po krótkim porannym spacerze, wrócili do domu i przebrali do pracy. Wtedy sytuacja zmieniała obrót wydarzeń o sto osiemdziesiąt stopni. Będąc mieszkańcem nie musieli się pilnować, mogli zachowywać się jak każdy inny. Mając opaskę narodową na czole zapominali o tym co ich łączy i wykonywali swoje zadania jak prawdziwi zawodowcy. Na wspólnych naradach, misjach, czy spotkaniach jako Shinobii zachowywali się jak towarzyszę z wioski. Kłócili się, walczyli na poważnie, nie dawali sobie taryfy ulgowej. Wtedy też nie zwracali uwagi na to czy ktoś o nich mówi czy nie. Byli dumnymi Ninja, którzy z pasją wykonywali swoją pracę.

          Spojrzał obojętnym wzrokiem na słońce.
          Juugo i Karin nie pojawili się na spotkaniu, które organizowali odkąd cała ich trójka postanowiła zostać w Konoha. Zaniepokojony tą sytuację udał się do mieszkania Juugo. Chłopak otworzył mu drzwi z wielkim plecakiem na plecach i walizką w jednej dłoni.
          - Wyruszasz gdzieś? - zdziwiony, zrobił mu miejsce w przejściu.
          - Wybacz Sasuke. Nie mogę ci już towarzyszyć - powiedział bez ogródek, zamykając drzwi na klucz. - Karin odeszła. Bardzo ją zraniłeś. Wiem, że nie chciałeś, ale to zrobiłeś. Ja nie mam ci tego za złe. To twoje uczucia, nikt ich nie zmieni - uśmiechnął się do niego - Ale Karin bardzo cierpi, a ja jako jej przyjaciel nie mogę jej zostawić samej - powiedział, ściskając mu dłoń.
          - Gdzie poszła? Czemu się nie pożegnała?
          - Dobrze wiesz czemu. Pewnie do Suigetsu. To jedyne miejsce do którego mogła się udać
          - Suigetsu - szepnął do siebie na wspomnienie o chłopaku. Dawno o nim nie myślał. Szczerze powiedziawszy zapomniał o nim krótko na tym jak się pożegnali. Wstyd mu było z tego powodu i przez chwilę posmutniał w duszy.
          - Nie martw się. Wiesz, że damy sobie radę. Ty sobie dajesz. Wróciłeś do domu, zacząłeś wszystko od nowa. Nie potrzebujesz już Hebi czy tam Taki - zaśmiał się.
          - Możecie tu zawszę wrócić.
          - Wiem, ale chyba tego nie zrobimy. Nie jesteśmy z Konoha. Nie jesteśmy też z z Wioski Kiri, ale tam przynajmniej będziemy razem. Wiem, że ty nasz uformowałeś i zjednoczyłeś, długo nie myślałeś o nas jak o kompanach, ale my się przyzwyczailiśmy do siebie i do ciebie. Będzie nam ciebie brakowało, ale twoje miejsce jest tu.
          - Gdybyście czegoś potrzebowali dajcie znać.
          - Na pewno.
          - Pozdrów ode mnie Suigetsu i przeproś Karin. Przepraszam, że tak to się potoczyło.
          - Nie przepraszaj za coś za co nie jest ci przykro - powiedział zadziornie, uśmiechając się.
          - Jednak mnie trochę poznałeś.
          - Nie jest cię trudno  rozgryź. Na prawdę - zaśmiał się - Na razie Sasuke. Trzymaj się - pożegnał się radośnie, a później poszedł przed siebie, z głową wysoko uniesioną w powietrzu.



       
          Westchnął ciężko, obracając między palcami srebrną zapalniczkę. W trudnych i ciężkich chwilach lubił sobie zapalić. Nigdy nie mówił Sakurze, że podpala, sam nie lubił myśleć o sobie jak o kimś kto pali. Raz może dwa razy na jakiś czas wyciągał papierosy i zapalał. To tyle. Gdyby go ktoś zapytał kiedy zaczął podpalać nie potrafiłby odpowiedzieć na to pytanie. Może na jednym z męskich wypadów  gdzie Shikamaru częstował każdego na lewo i prawa, może na misjach gdy nie miał nic do roboty. Bądź co bądź nie robił tego często.
          Wyrzucił niedopałek za siebie. Patrzenie na pomnik bohaterów wpływało na niego kojąco. Wpatrywał się w imię Itachiego, czasem Obito, innym razem lubił wspomnieć Asumę, rodziców Naruto, trzeciego Hokagę i innych wielkich Shinobii, którzy oddali życie za Wioskę. Myślał o nich i zawszę dochodził do jednego wniosku - Nie ważne kiedy i w jakich warunkach zmarli, zmarli za pokój, który w końcu nastał.
          - Szkoda, że cię tu nie ma - szepnął z pół uśmieszkiem, muskając opuszkami palców, wyryte imię Itachiego.
          Wyciągnął z kieszeni wymięte pudełko z papierosami. Ostatniego kiepa włożył między usta, odpalił srebrną zapalniczkę, rozpalił papierosa po czym zaciągnął się głęboko. Spalił go do połowy po czym położył na pomniku z myślą o tych co palili,  a nie mają już okazji zabić głodu nikotynowego.
       
          W sklepie spożywczym długo stał przed półką z papierosami. Wodził wzrokiem po najróżniejszych markach i odmianach, zastanawiając się, na które tym razem się skusić. Koniec końców zrezygnował z tego pomysłu i podszedł do kasy z koszykiem zwyczajnych produktów.
          Warzywa rozłożył na pierwszym piętrze lodówki, piwa schował na najniższą półkę, a mięso i inne serki, konserwy na środkową. Ulubione pomidory leżały w wiklinowym koszu, dumnie dojrzewając na parapecie.
          Zegar na ścianie wskazywał godzinę piętnastą. O tej godzinie normalnie szedłby na obiad z Karin i Juugo. Ewentualnie siedzieli by na ziemi, zjadając się tym co przygotowała im Karin. Na wspomnienie o niej uśmiechnął się. Wcześniej nie potrafił tego przyznać, ale polubił ją. Polubił ich. Za mało ich doceniał. Wracając myślami wstecz jeszcze nigdy im nie podziękował za nic, czy też nie porozmawiał z nimi szczerze jak z przyjaciółmi, za których ich w jakimś tam stopniu uważał. Nawet jej kuchnia poprawiła się w ciągu ostatnich lat. Juugo złagodniał, nie wpadał w agresję, nie napadały go mordercze myśli. Cała ich trójka przystosowała się do życia w Konoha.
          - Powinienem ich odwiedzić?  - spytał sam siebie, wyciągając z szuflady nóż i deskę.
       
          Wszedł do biura Sakury, siadając w jej fotelu. Na stoliku był większy bałagan niż to sobie wyobrażał. Kubek z niedopitą herbatą, papierki po cukierkach walały się od  ziemi po rozłożone notatki, pośrodku tego wszystkiego stał jakiś lakier do paznokci i zmywacz. Wyglądało to jak typowe miejsce pracy, typowej kobiety.
          - Sasuke? Co tu robisz? - zdziwiona odłożyła fartuch na bok, podchodząc bliżej - Nie za wygodnie ci? - mruknęła, opierając się plecami o blat.
          - Przyniosłem ci to - podał jej zapakowane bento.
          - Gorączkę masz? - podejrzliwie położyła dłoń na jego ciele. Temperatura była w porządku. Nie miał gorączki.
          - Jak nie chcesz to nie jedz.
          - Chceeee - zawołała pośpiesznie, wyrywając mu obiad - Dziękuję, nigdy nie sądziłam, że zrobisz mi obiad, a co dopiero przyniesiesz mi go do pracy - uśmiechnęła się radośnie, rozpakowując jasny materiał, w który spakował pudełka.
          Niezainteresowany udawał, że ogląda ptaki za oknem, wiejący wiatr, i płynące chmury. Kątem oka co jakiś czas spoglądał na Sakurę, i uśmiechał się pod nosem.
          - Czasami, aż trudno uwierzyć, że tak dobrze gotujesz - rozpłynęła się nad gotowanymi warzywami i tofu w sosie pomidorowym - Mógłbyś mi codziennie gotować - zasugerowała, wkładając do ust pomidora koktajlowego.
          - Uważaj jak jesz - mruknął, wyciągając dłoń. Kciukiem otarł jej kącik ust.
          - Stało się coś?
          - Karin postanowiła odejść do Suigetsu, a Juugo poszedł z nią - powiedział lekko znudzony.
          Sakura odłożyła pałeczki. Nie sądziła, że sprawa nabierze takiego obrotu. Polubiła Karin, w ostatnim czasie bardzo dobrze się dogadywały, a Juugo był niezwykle uroczym i taktownym mężczyzną. Wieść o ich odejściu sprawiło, że coś ukuło ją w  sercu.
          - Przykro mi - usiadła na podłokietniku, kładąc dłoń na jego ramieniu.
          - Z drugiej strony Suigetsu wrócił do swojej wioski zupełnie sam. Może to i dobrze, że w końcu ktoś z nim jest - powiedział zamyślony.
          - Musiałeś ich naprawdę polubić. Chyba nawet bardziej niż mnie i Naruto - zaśmiała się.
          - Nie trudno polubić kogoś bardziej niż Naruto - skwitował, odwracając się do nich przodem.
          - Może ich odwiedzisz? W końcu nic się nie stanie jak w czasie misji, zajrzysz do nich na dzień czy dwa - zaproponowała.
          - Myślałem nad tym.
          - I ?
          - I odwiedzę ich.
          - To świetnie! - uśmiechnęła się, klaszcząc w dłonie.
          - Ale chciałbym, żebyś poszła ze mną- spojrzał na nią poważnie.
          Krótka cisza zapadła między nimi. To był ten moment gdy cały świat zatrzymywał się z powodu tego mężczyzny. Jego czarne jak noc oczy spoglądały na nią za pięcioletniego chłopca. Był to wzrok pragnący drugiej osoby, szukający miłości,  a jednocześnie ukrywający w sobie coś bolesnego, coś smutnego. Patrzył tak na nią, gdy był poważny, gdy myślał nad czymś bardzo ważnym.
          Zamiast odpowiedzieć usiadła mu na kolanach i przytuliła się do niego. Schowała twarz w jego ramionach, opierając podbródek o jego ramie. Czuła się naga w takich momentach. Skrępowana i onieśmielona. Jakby wszystko co mówiły i pragnęły jego oczy to ona. Ta myśl sprawiała, że drugie pięcioletnie dziecko, którym była Ona cieszyło się jak głupie.
          - Ale to dopiero za jakiś czas - dodał po chwili, obejmując ją mocno.
          - Powinieneś iść do Hokage i mu to powiedzieć.
          - Mam taki zamiar.
          - Smutno ci? - spytała naglę, podnosząc głowę, na wysokość jego twarzy.
          - Może trochę - uśmiechnął się smutnie.
          - Powinieneś lepiej to okazywać - pstryknęła go w nos. - Mi też będzie ich brakować - wyznała, opierając czoło o jego czoło.


          - Szkoda, polubiłem ich - westchnął Kakashi, wyciągając na wierzch dokumenty Karin i Juugo.
          - Trzeba załatwić jakieś formalność?
          - Ja się tym zajmę. Nie martw się - oznajmił, uśmiechając się przesadnie.
          - To tyle chciałem załatwić. Będę już szedł.
          - Hej, hej zaczekaj! - zawołał, podnosząc się  z krzesła - Prototyp komórki. Chciałbym, żebyś go nosił przy sobie - przesunął po biurku, szarym pudełkiem.
          - Nie mam czasu na zabawy jakimiś komórkami - mruknął.
          - To nie prośba, a rozkaz - jego głos wyostrzył się naglę - Nie każe ci nie wiadomo co z tym robić. Chcę żebyś wysyłał nam wiadomość i dzwonił co jakiś czas. Nie musi to być nic konkretnego. Chcemy zobaczyć jaki zasięg to posiada, jak cię słychać, i jak szybko dochodzą wiadomości. Tyle.
          - Naruto by się bardziej nadawał.
          - Czy ty się słyszysz? - spytał sarkastycznie - Gdybym dał to Naruto po pięciu minutach by to zgubił.
          Sasuke westchnął ciężko. W głowie wyobraził sobie Uzumakiego, który w godzinę po wyjściu stąd zostawia to urządzenie na ławce, w barze lub gorących źródłach.
          - Raz na jakiś czas - powtórzył.
          - Raz na jakiś czas - potwierdził - Plus łatwiej ci będzie kontaktować się z Sakura - uśmiechnął się chytrze.
          Sasuke nie odpowiedział na to pytanie. Pokręcił głową z dezaprobatą i skierował się do wyjścia.
          - Odwiedzaj mnie częściej mój mały uczniu! - zawołał za nim.
          - Zapomnij - powiedział oschle, zamykając za sobą drzwi.



          Z piętnastej misji wrócił na początku czerwca. Dzięki komórce wiedział, że gdy wróci Sakury nie będzie w domu, bo będzie na misji z Naruto i Kibą. W wiosce będzie dopiero ósmego czerwca, czyli dwa dni po nim.
          Na dzień przed jej powrotem wybrał się z Ino na kolację do pobliskiej restauracji. Oboje usiedli w środku gdzie była klimatyzacja i zdecydowanie mniej duszno niż na zewnątrz. Po obfitym posiłku usiedli nad butelką pół wytrawnego, czerwonego wina.
          - Sasuke mam do ciebie pytanie - powiedziała Ino, dopełniając kieliszek do połowy.
          - Jakie?
          - Czy gdybym wtedy...w akademii gdy wybierali drużyny....gdybym wtedy trafiła do tej samej drużyny co ty myślisz, że zakochałbyś się we mnie?
          To pytanie tkwiło w niej od dłuższego czasu. Jeszcze za nim zakochała się Saiu, często rozmyślała nad tym jakby to były gdyby była w drużynie razem z Naruto, a Sakura z Shikamaru i Chouji. Już na początku pierwszego roku wiedziała, że nie będzie z nim w jednym teamie. Formacja Ino - Shika - Chou trwała od niepamiętnych lat, a jej obowiązkiem było przedłużenie tej tradycji.
          - Myślę, że nie - zaśmiał się.
          - Skąd wiesz? Gdybyśmy byli razem w jednym zespole to ze mną spędzałbyś większość czasu, zacząłbyś się o mnie troszczyć, to ja byłabym twoją przyjaciółką, to ja bym się o ciebie martwiła. Poznałabym cię dużo lepiej i dużo wcześniej niż teraz. Wszystko co robiłeś z Sakurą robiłbyś ze mną Musiałbyś się we mnie zakochać - stwierdziła po chwili.
          - Pomyślmy. Czy ty, będąc w drużynie Asumy nie martwiłaś się o mnie prawie tak samo jak Sakura? Czy nie płakałaś gdy po pierwszym etapie na chuunina wylądowałem w szpitalu? Czy nie wylewałaś łzy gdy odszedłem do Orochimaru, i czy nie wierzyłaś we mnie gdy inni przestali?
          - Oczywiście, że tak! Nawet nie wiesz jak się martwiłam gdy wylądowałeś w szpitalu, gdy dowiedziałam się, że jesteś u Orochimaru i gdy dołączyłeś do Akatsuki!
          - No właśnie. Po powrocie do wioski znów zostaliśmy przyjaciółmi, spędzaliśmy razem czas tak jak teraz, a po mimo to i tak zakochałem się Sakurze. Myślę, że nawet jeśli bym nie był w tej samej grupie co ona, lub nawet z tego samego rocznika, czy wioski to i tak bym się w niej zakochał. Jestem tego prawie pewny - powiedział, uśmiechając się kpiąco. Nonszalancko wyciągnął z kieszeni  paczkę papierosów i srebrną zapalniczkę.
          - Pff...poczułam się zazdrosna - prychnęła, kradnąc mu z miedzy palców jednego kiepa - Sakura to jest szczęściarą. Mądra, silna, utalentowana, uczennica pani Tsunade - powiedziała, zaciągając się - Ale cieszę się. Cieszę się, że w końcu ją dostrzegłeś i doceniłeś - uśmiechnęła się szczerze.
          - Sai wie, że palisz? - popatrzył na nią pytająco.
          - Nie i Sakura też nie - odpowiedziała tym samym - Idę. Zrobiło się nudno - mruknęła, dopijając końcówkę wina.
          - Dopiero pierwsza butelka - zauważył.
          - Idę, bo dostałam kosza długo po tym jak się w tobie odkochałam - dumnie wstała, zarzucając na ramiona stylowy płaszcz - A ja nie lubię gdy faceci, którymi się interesowałam, dają mi kosza - artystycznie, wypuściła dym z ust - Nie siedź długo. Sakura jutro wraca - przypomniała mu, wyrywając paczkę papierosów - Na razie.
          - Na razie - zawołał, wyciągając z drugiej kieszeni, drugą paczkę.



          Sakura wróciła do domu wczesnym popołudniem. Sasuke zastała w salonie gdy oglądał jakiś mecz, popijając kawę, i przegryzając kanapki. Z radością w oczach i szczęśliwym piskiem rzuciła się na niego, przewalając na drugi koniec sofy.
          - Ty nadal w piżamie? Przebieraj się - rozkazała.
          - Po co? - zdezorientowany spojrzał na telewizor, Kraj ognia właśnie zdobywał punkt.
          - Przestań oglądać mecz. Idziemy pod pomnik.
          - Też idziesz?
          - A nie chcesz żebym szła? - jej głos posmutniał delikatnie.
          - Nie, nie. Nie to miałem na myśli - sprostował szybko.
          Usadził ją sobie wygodnie na kolanach, kładąc dłoń na jej policzku.
          - Itachi się na pewno ucieszy jak przyjdziesz. W końcu dziś jego urodziny - uśmiechnął się słabo.


          Z gracją i spokojem położyła białe kwiaty obok kwiatów, które sekundę temu złożył Sasuke. Przez kilka chwil stali w ciszy, modląc się i prosząc o szczęśliwe chwilę dla Itachiego i innych osób.
          - Jakoś nigdy nie miałem okazji ci tego oficjalnie powiedzieć - powiedział zgaszonym głosem delikatnie, łapiąc za dłoń Sakury - Ale i ja i Sakura jesteśmy razem - zawstydzony, nie spojrzał na nią, tylko wbił wzrok w imię Itachiego - Rodzicom też jeszcze nie powiedziałem. Pomyślałem, że to ty byłbyś pierwszą osobą, której chciałbym to powiedzieć - mały uśmiech zawitał na jego twarzy.
          - Ostatnimi czasami Sasuke trochę...złagodniał...i...dojrzał - zaśmiała się.
          - Bądź co bądź, przedstawiam ci ją. Wszystkiego najlepszego.
          - Wszystkiego najlepszego! - zawołała Sakura - Miło mi, poznaliśmy się w trochę innych warunkach, ale miło mi. Sakura Haruno - uśmiechnęła się, wyciągając dłoń w stronę pomnika.
          Wiatr zawiał delikatnie. Tego dnia lato było delikatne. Wręcz ukryte, skrywające w sobie nutkę sekretu, szczyptę, chłodu i małą miarkę tajemniczości.


          Czteropak piwa, i kilka butelek najmocniejszego sake wylądowało przed nim na stolę. Zdziwiony spojrzał na Sakurę, która uśmiechała się szeroko. Siedziała na ziemi tuż obok niego, a wyglądała jakby była w zupełnie innym świecie.
          - Postanowiłam, że dziś się upijemy! - zawołała.
          - Zwariowałaś?!
          - Dziś są urodziny Itachiego wypijmy za niego! - trwała przy swoim - Ty jeszcze nigdy się nie upiłeś. Zawsze albo udajesz, że pijesz, albo pijesz tyle co nic. To nie fair play - mruknęła - Dziś ja pije piwo, ty pijesz Sake - zażądała, stawiając przed nim kieliszek.
          - Sakura... słońce ci za bardzo przygrzało? Jest południe. Południe! - powtórzył.
          - Nie szkodzi. Ja mam wolne, ty masz wolne. Upijmy się - poprosiła.
       
          Po drugiej butelce sake odczuł dziwne wibracje w głowie. Było mu ciężko i dziwnie leniwie. Uśmiechał się sam do siebie. Spoglądał na czerwoną Sakurę po czym śmiał się sam do siebie, mrucząc coś pod nosem. Gorzki i palący smak alkoholu teraz wlewał w siebie jak ulubioną zieloną herbatę.
          - Tak przyjemnie - rozmarzyła się Sakura, wstając z ziemi - Tańczyłeś kiedyś? - spytała, wyciągając dłoń w stronę Sasuke.
          - O nie. Do tego mnie nie zmusisz - powiedział stanowczo, łapiąc ją za dłoń.
          - No przestań - zaśmiała się - Jedna dłoń na tali, drugą powinieneś trzymać mnie za rękę.
          Sasuke położył lewą rękę na jej biodrze, a drugą na policzku.
          Nie słyszał żadnej muzyki, a kołysali się rytmicznie, uśmiechając się, i patrząc sobie w oczy. Prócz niej nie widział nic. Ona była całym jego światem i wszystkim co widział. Okręcał ją dookoła, napawając wzrok jej delikatnym ciałem. Rumienił się gdy spódniczka falowała na wietrze, a on widział rąbek koronkowych majtek. Niesłyszalna piosenka rozebrała ich nuta po nucie, aż w końcowej części piosenki, wylądowali na piątej linii melodycznej zwanej łóżko.


          Leniwie otworzył oczy, które momentalnie zamknął. Promienie słoneczne paliły jego wzrok, tak jak głowa rozsadzała jego myśli. Czuł się obolały. Na ciele i na psychice. Nagi leżał sam w łóżku, rozglądając się po pokoju.
          - Sakura...wody...błagam - jęknął.
          - Spragniony - rozbawiona weszła do pokoju, z butelką wody.
          - Właśnie dlatego nie pije - mruknął, wyrzucając pustą butelkę na ziemie.
          - Nie było tak źle. Wręcz przeciwnie - zaśmiała się, całując go w policzek - Śmierdzisz. Idź się umyj, zrobiłam coś na kaca - poleciła mu i wyszła z pokoju.
       
          - Jeszcze raz mnie upijesz, a obiecuje ci, że zamknę cię w pokoju - zagroził.
          Siedzieli na łóżku, oglądając jakiś serial.
          - Jeśli zamkniesz się ze mną to podejmę to wyzwanie.
          Sasuke spojrzał na nią spod byka. Zauważył, że ostatnio zrobiła się zbyt śmiała, zadziorna i niebezpieczna. Coraz mniej przypominała taktowną, pilnującą każdy swój ruch Sakurę, która bała się o najmniejszy szczegół.
          - Twój tata prosił żebyśmy wpadli  na obiad - zmienił nagle temat.
          - Kiedy rozmawiałeś z moim tatą?
          - Ostatnio spotkałem go - wyjaśnił.
          - Chyba zaczynacie się dogadywać.
          - Powiedzmy.
          - Nie szkodzi. Moja mama lubi cię bardziej niż ja - zaśmiała się.
          - Ja ją też lubię bardziej niż ciebie - odpowiedział tym samym.
          Sakura spojrzała na niego groźnie. Za nim zdążyła cokolwiek zrobić, Sasuke odłożył pilot na bok i położył się na niej, atakując dotykiem i pocałunkami.
          - Kocham cię - wyszeptała przez śmiech.
          - Ja ciebie też - ściągnął z niej koszulę i rzucił gdzieś po za łóżko.



          Na kolejną misję obiecał, że wyruszy po Letnim Festiwalu. Tak samo jak rok temu faceci zebrali się w mieście w oczekiwaniu na dziewczyny. Tym razem nie musieli długo czekać. Każda była ubrana w Yukatę, oczywiście inną niż w zeszłym roku. Pomalowane były mocniej, ale wciąż delikatniej, i wyperfumowane czymś słodkim i kuszącym. Wyglądały przepięknie i tego nikt nie mógł zaprzeczyć.
          - Zabawa! - zawołała TenTen, biegnąc w stronę Nejiego. Podekscytowana prawie upadła, potykając się o własne nogi. Na szczęście Neji złapał ją w ostatniej chwili.
          - Gdzie Shikamaru? - Ino rozejrzała się dookoła.
          - W Sunie. Tym razem postanowił, że spędzi festiwal z Temari - uśmiechnął się Kiba, nie mogąc uwierzyć, że ten leniwy głupek, ruszył tyłek do swojej ukrytej miłości.
          - No w końcu! - zawołał Naruto - Hinata chodźmy! - podekscytowany wziął Hinatę pod rękę i poprowadził w stronę kolejki.
          - Parom od razu dziękujemy - powiedział Kiba, spoglądając na Ino i Sakure.
          - Dla mnie lepiej, chodź Sai! - machnęła nosem.
          - Skoro tak wam przeszkadzamy - powiedziała zgryźliwie, stając obok Sasuke - Spotkamy się na fajerwerkach, albo przy domu strachów.
          - Mi pasuje. Dajmy sobie dwie godziny i za dwie godziny spotkamy się przy domu strachów - powiedział Shino.
          - Ustalone - zgodził się Lee.


          Krążyli wokół ludzi, między stoiskami, grając w różne gry, biorąc udział w różnych konkursach, i trzymając się za ręce. Sakura, która uwielbiała słodycze próbowała wszystko co oferowali jej sprzedawcy, a Sasuke chodził za nią, trzymając się za głowę. Czasami kupował jabłka w karmelu na patyku i dawał dzieciom, które stały obok, przyglądając się słodkościom. Lubił patrzeć jak ich smutne miny nagle rozweselały się, a oczka rozszerzały się nienaturalnie.
          - Zdjęcie! - zawołał znajomy głos.
          Mężczyzna, który rok temu robił zdjęcia,  w tym roku również namawiał ludzi na darmowe pamiątki.
          - Wy! - zawołał do nich - Para, która udaje, że nie jest parą. Zdjęcie! - rozkazał.
          - My już jesteśmy parą - pochwaliła się Sakura.
          - Nie lubię zdjęć - mruknął Sasuke.
          - Lubisz nie lubisz zdjęcie trzema mieć! - fuknął zły.
          Chcąc nie chcąc ustawił się do zdjęcia. Stał spokojnie, na jednej ugiętej nodze, i patrzył się w wyzwalacz. Tylko tyle musiał robić. Sakura uwiesiła się jego ramienia, i uśmiechając się za ich dwójkę promieniała radością i szczęściem.
          - Dziękuję - zawołała z słodkością, odbierając zdjęcia - Mógłbyś się chociaż uśmiechnąć - mruknęła, dając mu kuksańca w bok.
          - Może za rok - skwitował - Chodź jesteśmy spóźnieni - pociągnął ją w stronę domu strachów.



          Nie wiedzieć czemu wylądowali w pobliskim, najdroższym motelu. Ich pokój znajdował się na najwyższym piętrze z widokiem na całe centrum. Sakura, która zażądała by nie zaświecać światła stała na środku pokoju, wpatrując się w niego.
          - Czemu jesteśmy tu? - spytał.
          - Ponieważ zapomniałam ubrać bielizny - przyznała się.
          Pas obi wylądował na ziemi, długie rękawy rozluźniły się, ukazując poszczególne partie ciała
          Sasuke zaciekawiony spojrzał na nią. Nie wierzył jej słowom. Przecież jak mogłaby wyjść naga w samej yukacie?
          - Sakura - powiedział rozbawiony z nutką wątpienia.
          - Spójrz.
          Rozłożyła dłonie na wysokość ramion. Wiśniowa Yukata zsunęła się z jej ciała.
          Zawstydzony odwrócił wzrok od jej nagiego ciała. Coś silnego uderzyło go w żołądek. Słyszał jak robi dwa kroki do przodu, wyłaniając się z pół cienia. Gdy drugi raz na nią spojrzał, była już w świetle księżyca.
          Przełknął ciężko ślinę, nie mogąc uwierzyć, że na prawdę to widzi. Sakura stała cała naga. Jej jasna skóra przybrała delikatny szary odzień, w blasku niebieskiego światła. Miał wrażenie, że błyszczała, wręcz odbijała światło księżycowe. Różowe policzki, dziewczęco podkreślały zawstydzony wzrok. Zawsze uważał, że miała ładne piersi, ale w tej chwili nie miał wątpliwości, że ma najładniejszy biust jaki kiedykolwiek mógłby zobaczyć. Długie nogi szły w jego stronę, a on odsuwał się jakby przestraszony. Włosy falowały delikatnie przy każdym ruchu. Wcześniej tego nie zauważył, ale odkąd wrócił jej włosy sięgały do połowy pleców.
          - Zawstydziłeś się - zaśmiała się.
          - Sakura - powiedział poważnie.
          Podszedł do niej, i podniósł Yukate z ziemi. Włożył ją z powrotem na nią, nakładając lewą stronę na prawą tak jak nakazywała tradycja.
          - Wiesz, że lubię cię rozbierać - wyszeptał nagle mocno,wiążąc pas.
          Kiedyś usłyszał, że kobieta najpiękniej wygląda w Yukacie, ale jeszcze piękniej bez niej. Nie pamiętał od kogo to usłyszał, ale był pewien, że to prawda. Rok temu był onieśmielony jej widokiem, w tym roku to jej nagość sprawiała, że wariował. Wręcz zawstydzała go.
          Uwielbiała ten wzrok. To spojrzenie, które mówiło, że pragnie jej i tylko jej. W jego czarnych oczach widziała to wszystko co zawsze chciała usłyszeć. Każde najskrytsze słowo, kryło się w tym spojrzeniu.
          Nieśmiało zarzuciła ramiona na jego szyje.
          - Pięknie wyglądasz  - powiedział po raz pierwszy w życiu, zrzucając pas obi na ziemie - Naprawdę muszę cholernie cię kochać - wyszeptał na krótkim oddechu.
          Jedwabista Yukata musnęła jego dłonie. Później wziął jej małe i delikatne ciało w ramiona, i nic więcej się nie liczyło.
          - Mam bezpieczne dni, więcej nie szukaj prezerwatywy - powiedziała.
          Druga wiadomość która sprawiła, że zadziorny uśmiech przeszedł mu przez twarz. Dawno nie pamiętał jak to jest kochać się bez zabezpieczeń. Już nie wiedział jakie to uczucie być w jej ciepłym wnętrzu i czuć ją całym sobą. Kochał ją bardzo długo, i bardzo zachłannie. Nie zapominał o jej potrzebach. Czasami szeptał to czy tamto, dotykał te i tamte części ciała. Lizał najskrytsze partie ciała, i wyłapywał tylko najerotyczyniejsze odgłosy. Gdy dochodzili za pierwszym razem to widział jak ginie. Umiera w eterycznym świecie doznań i przyjemności. Za drugiem razem była obecniejsza. Przyjęła go za każdym razem, trzymało długo  w  sobie   i   rozkoszowała   się   każdą   chwilą   i   każdym   ruchem.

          - Ciekawe czy mu się podobam - powiedziała nagle, nie odrywając wzroku od kwitnących kwiatów. Tańczące cienie padały na jej różowe policzki, podkreślając świeżość twarzy.
          - Hm?
          - Ciekawe czy mu się podobam - powtórzyła - To pytanie zadawałam sobie rok temu - spojrzała na Sasuke.
          Sasuke uśmiechnął się pod nosem. Fakt, że stali przy oknie, kompletnie obnażeni, pod ubrudzoną pościelą sprawiał, że czuł się zboczeńcem. Kilka chwil temu kochali się jak szaleni, a on czuł, że mógłby ją przywiązać do łóżka.
          - "Jest piękna. Nie wiem czemu, ale jest piękna" - ucałował ją w tył głowy.
          Mocniej objął w pasie, oparł brodę na jej ramieniu i spojrzał na obraz za oknem. W szybie widział ich odbicie. W zielonych oczach Sakury widział tą samą radość, co za czasów akademii gdy cała ich czwórka była razem.
          Fajerwerki były jeszcze piękniejsze niż w zeszłym roku. Czuł się spełniony. Miał wszystko. W swoich ramionach miał wszystko czego potrzebował.
          - Powinniśmy chyba wracać.
          - Zwariowałaś? Tak w ogóle to co ty sobie myślisz, żeby wychodzić z domu w samej yukacie? Co gdyby ktoś na ciebie wpadł, gdybyś wylała coś na siebie? - fuknął nagle.
          - Nic. Schowałbyś mi - zaśmiała się.
          - Nie wychodzisz nigdzie. Wrócę do domu po jakieś ubranie i przyjdę po ciebie - ogłosił.
          - No weź. Czy to nie podniecające. Idziemy we dwójkę przez miasto i tylko my wiemy, że jestem naga.
          - Nie. Zejdź na ziemie - zgasił ją.
          - Ja uważam, że to całkiem podniecające - zaśmiała się, odwracając do niego przodem - Z drugiej strony wynajęłam ten pokój na cały dzień więc równie dobrze możemy tu zostać - zasugerowała.
          Pocałowali się. Był to romantyczny  i   pełen  miłości  pocałunek,   który   utwierdzał    ich  uczucia  i   poczucie   bezpieczeństwa.
          - Zostańmy - poprosiła.
          Nie potrafił jej odmówić. Nie chciał. Chciał zostać i być z nią.



          Na jesień po szesnastej misji udało im się wybrać na zasłużone wakacje. Sasuke, który miesiąc temu skończył dwadzieścia jeden lat postanowił zafundować sobie prezent w postaci odpoczynku. Wraz z Sakurą wybrali się do miast w których przebywali podczas misji z Kakashi i Naruto. Podróżowali wspólnie, trzymając się za ręce i rozmawiając. Nie było to nic specjalnego, Sakura zachwycała się najmniejszym szczegółem krajobrazu, najdalszym stoiskiem odzieżowym, czy najdziwniejszymi słodyczami. Zazwyczaj zatrzymywali się w mieście na dwa, trzy dni. Chodzili do gorących źródeł, zwiedzali i jedli w najlepszych barach.
          - Podróż ślubna? - spytała starsza kobieta w recepcji.
          Wyglądała na mniej więcej sześćdziesiąt lat. Na pewno była właścicielką tego miejsca, musiała je odziedziczyć po rodzicach lub mężu, a dziewczynka co siedziała obok musiała być jej wnuczką. Po mimo zmarszczek na twarzy uśmiechała się szeroko i z uprzejmością, a jej pytanie wcale nie było wścibskie.
          - Tak, świeżo po ślubie! - zawołała wesoło, łapiąc Sasuke pod ramię. Z Uśmiechem na twarzy wychyliła się przed biurko, by zobaczyć jak starsza pani wpisuje "Państwo Uchiha" w dokumentach.
          - Tak myślałam. To widać od razu jak para jest szczęśliwa - zaśmiała się głośno, klaszcząc w dłonie - W ramach prezentu ślubnego przygotuje wam specjalny obiad - ukłoniła się delikatnie, uśmiechając się na sam pomysł.
          - Ależ nie trzeba. Proszę się nie kłopotać - mówiła Sakura.
          - Żaden kłopot! Wręcz przeciwnie. Nie często się zdarza, by tak młode małżeństwo tu przebywało. Do tego jesteście tacy piękni. Moje serce się raduje na sam wasz widok! - zarechotała ponownie - Proszę nie martwić. Uwielbiam karmić ludzi. Obiad przygotuje na godzinę drugą do tego czasu proszę odpocząć i korzystać z ośrodka - powiedziała uprzejmie, głaszcząc wnuczkę po głowię.
       
          Ich apartament znajdował się na samym tyle domu. Pokój był tradycyjny jak cała ta posiadłość. Drewniane drzwi rozsuwały się na obie strony. Buty zostawiało się przed wejściem, a pantofle czekały staranie ułożone tuż przy progu. Pod ścianą leżały ułożone maty, i pościel. Na środku salonu stał stolik z czajnikiem i dwoma czarkami. Obok stały różnego rodzaju zielone herbaty i mały poczęstunek. Nie wielka szafka, stałą niedaleko wejścia do łazienki. Do tego wejście na ogród, i osobiste gorące źródła.    
          - Widzisz, wyglądamy jak para młoda! - pisnęła niedbale, rzucając buty w przedpokoju.
           Niczym baletnica z pełną gracją weszła do pokoju, zachwycając się najmniejszym szczegółem ich apartamentu. Jako pierwsza pobiegła na taras. Kamienna, wąziutka, dróżka prowadziła do gorących źródeł. Z Nad gorącej wody parowała gęsta i jasna para, oddzielając cały widok od wścibskich sąsiadów, czy innych zboczeńców. Na przeciwko źródeł mieściło się niewielkie pomieszczenie z prysznicem i szafkami na ubrania, gdzie czekały już białe szlafroki i stos ręczników. Sakura przykucnęła na brzegu. Opuszkami palców dotknęła wody, tworząc kręgi na tafli. Przyjemne ciepło przeszło przez jej ciało.
          - Szybko wchodźmy! - zażądała, odwracając się do Sasuke przodem.
          - No nie wiem. Wolałbym iść się rozejrzeć po okolicy
          - Chcesz trenować? - spojrzała na niego grozie, mrużąc delikatnie oczy.
          - Na tym polega całe moje życie. Wrócę za godzinę  - oznajmił jej.
          - Na razieee - zawołała za nim, wzdychając ciężko.
          Sasuke lubił trenować. Dbać o ciało, kondycję, rozwijać swoje umiejętności i poprawiać jakoś swoich jutsu. Nigdy nie oczekiwała od niego, że będzie jej poświęcał każdą minutę swojego życia nawet na tej wyciecze. Dlatego też pierwsze dni podróży wydawały się snem. Dużo zwiedzali, często trzymali się za ręce, Sakura dużo opowiadała, a Sasuke zazwyczaj przytakiwał, lub wymieniał z  nią swoje poglądy. Gdy szedł na trening robił to zazwyczaj wczesnym rankiem gdy jeszcze spała, lub wieczorem po posiłku. Wtedy ona miała kilka godzin dla siebie. Mogła się zrelaksować, pomalować paznokcie, nałożyć maseczkę na twarz i zrobić inne rzeczy, które robiły typowe dziewczyny w jej wieku.
          Wyszła z pokoju porozglądać się po posiadłości. Zawsze zachwycała się tradycyjnymi japońskimi, starymi, domami, które były zbudowane w całości z drewna. Ozdobne, ręcznie malowane parawany rozdzielały wielki hol, na kilka mniejszych, otwartych pomieszczeń, dzięki czemu każdy mógł zaznać prywatności i napić się świeżej herbaty, którą przygotowywała starsza kobieta.
          Staruszka z uśmiechem i życzliwością podchodziła do każdego gościa i częstowała naparem oraz domowymi słodkościami, jak ciastkiem z nadzieniem z czerwonej fasolki. Za to jej kilku letnia wnuczka tańczyła radośnie na środku pokoju i podśpiewywała stare piosenki dla dzieci. Mimo iż był to ośrodek wypoczynkowy dla gości, to czuła się jak w domu. Z Kuchni unosił się zapach domowego jedzenia. Wszystkie te rzeczy idealnie pasowały do  elegancji i ekskluzywności, która biła z bambusowych mebli, malowideł i naściennych obrazów.
          Sakura usiadła w holu w fotelu, ogrodzonym przez parawany. Na  drewnianym, zgrabnym stoliku przed nią stały świeczki, pusty dzbanek i czarki dobrane do ilości siedzeń. Właścicielka tego miejsca od razu podchodziła z własnym dzbankiem jaśminowej herbaty.
          - Widziałam, że młody panicz wyszedł gdzieś. Wstrzymałam się na godzinę z obiadem - uśmiechnęła się.
          - Dziękuję. Na prawdę proszę się nie kłopotać.
          - Już mówiłam. Cała przyjemność po mojej stronie - uprzejmie wycofała się, kłaniając się delikatnie.
          Im dłużej tu siedziała tym bardziej zazdrościła Hinacie, Shikamaru i innym klanom, które kultywowały zamieszkanie w takich domach. Z dzieciństwa pamiętała, że Klan Uchiha, również budowali swoje domy na wzór starodawnych Japońskich domów. Przez chwilę pomyślała, że miło by było przenieś się do takiego miejsca.
          Po krótkim spacerze po ogrodzie, jadalni, ganku wróciła do swojego apartamentu. Wzięła długą i odświeżającą kąpiel, włożyła zwiewną jasną sukienkę, wysuszyła włosy i stanęła przed wielkim lustrem. Wcześniej tego nie zauważyła, ale w ciągu kilku lat włosy zdążyły jej znacznie urosnąć. Teraz gdy przyglądała się sobie  z każdej strony mogła stwierdzić, że są dłuższe niż miała w akademii. Wyglądała bardzo dziewczęco chwilami, aż za bardzo. Prócz tej jednej rzeczy mogła jeszcze zauważyć, że jej ciało dorosło. Piersi w końcu urosły, wcięcie w tali jakoś większe było, brzuch bardziej płaski. W głowie wiedziała, że  to głównie zasługa Sasuke. Przecież nie wyglądała by tak po całodziennym siedzeniu przed biurkiem i wykładach w akademii.
          Zawsze po treningu czuł się lepiej. Nie ważne czy ćwiczył godzinę, dwie czy piętnaście minut, gdy tylko pot spływał mu po twarzy, a mięśnie paliły wiedział, że żyję. Czuł się lżejszy, zdrowszy, silniejszy i gotowy na wszystko. Nie dbał o siebie tylko dla mocy. Teraz gdy był w związku czuł wewnętrzną, męską potrzebę, żeby dobrze wyglądać przed własną kobietą. Nie ważne z jakiej strony by na to nie spojrzeć, Sakura lubiła jego umięśniony brzuch, szerokie barki twardą klatkę piersiową.
          Wracając po godzinie do pokoju nie czuł wyrzutów sumienia. Każdy potrzebował czasu dla siebie. On na treningi i inne przemyślenia, a Sakura na te swoje własne sprawy. Sakure zastał, leżącą na macie, wesoło wymachującą nogami, i zamyśloną. Czytała jakąś książkę, którą kupiła ostatnio będąc w Wiosce Piasku. Poleciła jej ją Temari, więc domyślała się, że musi to być historia przepełniona feminizmem i złem skierowanym w mężczyzn. Gdy tak leżała beztrosko, przed otwartymi na ogród drzwiami wiatr wchodził im do środka, rozwiewając wszystko na swojej drodze,
          - Sakura coś ty zrobiła? - spytał z nutką przerażenia w głosie, siadając obok.
          Dotknął jej krótkich włosów jakby nie mógł uwierzyć, że to te same włosy co godzinę temu. Miękkość i blask się zgadzały, tylko nie ta długość.
          - Skróciłam je, bo było mi gorąco - powiedziała niewzruszona, odkładając książkę. Popatrzyła na niego uważnie, tak jak on patrzył na jej włosy - Przecież miałam już krótkie włosy - przypomniała mu.
          - No niby tak. Ale tak z godziny na godzinę.
          - Nie dawno to zauważyłam. Byłam tak zajęta przez te kilka lat, że nawet nie zauważyłam jak szybko urosły.
          - Ale ja zauważyłem. Lubiłem je.
          Sakura zmrużyła oczy.
          - Sugerujesz, że lubisz mnie tylko w długich włosach? W sumie zawsze lubiłeś dziewczyny z długami włosami. Teraz już ci się nie podobam? - pytała niczym policjant, próbując wywrzeć na nim winę.
          - Tak jakby masz racje - odpowiedział bez ogródek.
          - W porządku. Więc znajdź sobie nową dziewczynę która sprosta twoim wymaganiom. Możesz zapomnieć o dzisiejszym kochaniu się - mruknęła dumnie, kładąc się z powrotem. Artystycznie machnęła nosem, wracając do lektury.
          - Myślę, że ani jedno ani drugie nie było by problemem - powiedział arogancko i nonszalancko, wstając z ziemi.
          - Rób jak chcesz - nie przejęta nawet nie spojrzała na niego - Tak dla twojej wiadomości nie mam bielizny pod sukienką - oznajmiła mu naglę, a ramiączko jak na zawołanie zsunęło się z ramienia.
          W tym samym czasie do drzwi ktoś zapukał. Zainteresowana Sakura, odwróciła się przodem do wejścia, nie zdając sobie sprawy, że siedzi w rozkroku.
          - Serwis! - zawołał męski głos.
          Dźwięk automatycznej karty rozbrzmiał na korytarzu, co oznaczała, że za kilka sekund ten facet będzie w pokoju.
          - Proszę wejść! - zawołała Sakura, wstając ziemi.
          Sasuke spojrzał na nią bacznie. Teraz gdy stała faktycznie nie miała na sobie bielizny. Spod jasnej, białej sukienki przebijały się sutki, oraz mlecznoróżowe piersi. Wiatr nie ustępował, więc rozkloszowana sukienka, podnosiła się co chwilę.
          - Tak dziękujemy za obiad, proszę to tu zostawić. My musimy jeszcze skorzystać z recepcji zaraz sobie wszystko wniesiemy - powiedział nagle Sasuke, wpychając się przed Sakurę.
          - Nie powinienem zostawiać wózka w holu. Moim obowiązkiem je rozłożenie wam dani - nalegał młody mężczyzna. Na oko dwadzieścia pięć lat. Przystojny, w kelnerskim jasnym stroju, o zabójczym uśmiechu. Jak tylko wyjrzał by mu za ramie by spojrzeć na Sakurę, odruchowo schował ją za plecami, wpychając lekko za drzwi.
          - Na pewno. Dziękujemy - powiedział groźniej Sasuke, na co chłopak od razu przytaknął.
          Gdy tylko serwis wrócił, a Sasuke zamknął drzwi, odwrócił się  Sakury, piorunując ją wzrokiem.
          - Marsz się ubrać! Natychmiast - zażądał na krótkim oddechu, wskazując łazienkę.
          Sakura zaśmiała się głośno. Sasuke rzadko okazywał zazdrość, ale gdy już to robił roztapiał jej serce.
          - Byłeś chyba w drodze do wyjścia - przypomniała mu zadziornie, podwijając ramiączko.
          - Sakura, rób o co cię proszę póki jestem miły - zacisnął zęby.
          - Nie mam ochoty. Jestem głodna - wystawiła mu język, po czym otworzyła drzwi, by wprowadzić wózek do środka.
          Sasuke, złapał ją w pasie, i odwrócił do siebie przodem, popatrzył na nią pełen arogancji, nie mogąc zrozumieć co właśnie się dzieje.
          - Sakura - powtórzył głębokim głosem.
          - Sasuke - odpowiedziała tym samym, wydostając się z jego objęć - Nie! Czekaj daj mi zjeść! - pisnęła przez śmiech. Drzwi zatrzasnęły się jej przed nosem, a ona wylądowała na ziemi, pod Sasuke, który ani trochę nie bawił się tak dobrze jak ona.
          - Bawi cię to? - przeczesał jej włosy do tyłu, nie spuszczając z niej wzroku.
          - Bardzo  - zaśmiała się.
          - To dobrze, bo nie będzie ci długo do śmiechu  - oświadczył jej, całując dekolt.
          Sakura napięła całe ciało. Wystarczyło, że dotknął ją, pocałował, rozebrał, a ona stawała się potulna i grzeczna.
          - Jakbyś wyszedł to byś zginął  - zarumieniona położyło dłoń na jego policzku. Drugą rękę wplątała w jego kruczoczarne włosy, i bawiła się odstającymi kosmykami.
          - Nie wyszedł bym - musnął jej usta.
          - Wiem  - zaśmiała się. Nogami objęła go mocno w pasie, mając nadzieje, że znajdzie się w niej jeszcze głębiej.
          - Nie wytrzymałabyś bez kochania się ze mną - mruknął jej do ucha, przegryzając płatek ucha.
          - Chcesz zrobić zakład?
          - Nie - powiedział stanowczo, kierując się pocałunkami wzdłuż jej szyi. - Nie lubię przegrywać - znów ucałował ją, bo wiem wiedział, że to ostatni romantyczny akt ich stosunku za nim oboje wydobędę z siebie demonów.

          Siedząc między jego nogami, okryta jego płaszczem czuła się jak dziecko. Jedzenie zdążyło wystygnąć, ale nie zabijało to smaku domowej, wytrawnej kuchni. Wszystko co im przygotowała babcia, było na szóstkę. Nawet zupa z żółwia dla pana młodego znalazła się w menu.
          - Myślisz, że to jakoś bardziej wpłynie na ciebie? - spytała, upijając łyk zupy.
          - Kto wie. Przekonamy się.
          - Podobno to bardziej działa na płodność - spojrzała niego.
          - O tym wolałbym się na razie nie przekonywać.
          - A ja bardzo chętnie bym się przekonała.
          - Za kilka lat zamówimy sobie taką drugą.
          - Jak do tego czasu nie znajdziesz sobie nowej dziewczyny z długimi włosami - mruknęła obrażona.
          - Zawsze możesz nie ścinać włosów do tego czasu.
          Sakura zmierzyła go wzrokiem po czym obrażona machnęła nosem.


          Siedzieli w ogrodzie na bujanej huśtawce. Dzień powoli dobiegał końca, pozostawiając po sobie szkarłatną płachtę na pożegnanie. Sakura zmęczona i najedzona niczym kot, zasnęła oparta o jego ramię, nie będąc świadomA co ją omija.
          - Ciekawe kto wymyślił tą głupią plotkę, że lubię dziewczyny z krótkimi włosami...
          Sasuke spojrzał na Sakurę. Różowe kosmyki opadały jej na policzki oraz ramiona. W tej chwili wyglądała najpiękniej na świecie, ale nigdy jej tego nie powie. W końcu to nie w jego stylu.


          Sakura rozglądała się dokoła po holu podczas gdy Sasuke wypisywał ich z apartamentu. Trzy dni minęły tak szybko, a ona czuła jakby dopiero co tu przyszła. Starsza pani jak zawsze stała za niewielkim biurkiem, które robiło za recepcję. Uśmiechała się, witała gości i pilnowała swoich wnucząt. Zawsze pamiętała o najmniejszym szczególe i nawet teraz gdy stali spakowani przed nią, nie zapomniała spakować im lunchu na drogę. Oczywiście nie przyjęła zapłaty, mówiąc, że to prezent dla nowożeńców.
          - Dziękujemy ślicznie jeszcze raz - Sakura ukłoniła się głęboko.
          - Mówiłam przecież, że nie ma za co! Przyjdzie tu kiedyś. Mam nadzieje, że wtedy będzie was co najmniej trójka! - zaśmiała się głośno, odsłaniając brakującą trójkę i czwórkę w górnej szczęce. Delikatnie pogłaskała wnuczkę po głowię, uśmiechając się z miłością.
          - Też mam taką nadzieje - Sakura odwzajemniła uśmiech, również mierzwiąc włosy małej dziewczynce.
          - Szerokiej drogi! - zawołała za nim babcia, machając do ich pleców.


       
          Ostatnim miejscem na ich mapie była wioska Kiri, czyli Suigetsu, Juugo i Karin. Za nim tu zawitali, zawiadomili Suigetsu o ich wizycie. Mimo to wciąż byli zdziwieni, widząc przyjaciela stojącego u bram. Jak zawsze nonszalancko opierał się o mur, popijając jakiś napój w ten słoneczny dzień.
          - Witam, witam. Pan Sasuke Uchiha i jego dziewczyna - powiedział zgryźliwie, celując w Sasuke dłonią ułożoną w pistolet.
          - Gdzie Karin i Juugo?
          - Czekają w domu. No, no. Wyładniałaś - zwrócił się do Sakury - Nie sądziłem, że zobaczę Sasuke jak trzyma kobietę za rękę - zaśmiał się, po czym wystrzelił niewidzialną kulę w ich stronę.
          - Suigetsu - powiedział ostrzegawczo.
          - Żartuje, żartuje. Chce was jakoś rozweselić za nim dojdziemy do mnie - powiedział tajemniczo.
          - Czy on zawsze taki był? - spytała szeptem.
          - Nigdy nie poznałem go do końca - usprawiedliwił się.

          Apartament, który wynajęli mieścił się tuż na przedmieściach. Całe pierwsze piętro należało do nich, łącznie z strychem. Był to nowoczesny dom z całym wyposażeniem, elektronicznym kominem, nowymi meblami i zapachem świeżej, nowej książki.
          Zachwyceni ich mieszkaniem długo podziwiali najdrobniejsze szczegóły jak artystyczny zegar, obrazy i czarne meble, które pasowały do białych ścian.
          - Jesteście - powiedziała jakaś postać, wchodząc do salonu.
          Na widok Karin oboje stanęli jak wryci. Sasuke spojrzał na Sakurę, a ona na niego. Oboje wymienili się krótkim spojrzeniem, po czym znów spojrzeli na Karin. Teraz już wiedzieli co Suigetsu miał na myśli.
          - Co tak stoicie wchodźcie - zawołał Suigetsu. Zanim minął Karin w przejściu, dotknął jej sześciomiesięcznego brzucha, a później ucałował w policzek.
          - Miło was znów zobaczyć - zawstydzona, nie spojrzała na Sasuke.
          - Karin - powiedziała Sakura - Jak cudowne! - zawołała nagle, podbiegając do niej - Dziewczynka? Syn? Który miesiąc? Macie już imię?
          - Nie pytaj - powiedział nagle Suigetsu, stając obok Sasuke. Wyglądał na zakłopotanego, ale szczęśliwego. Widział to w jego spojrzeniu. To jak spoglądał na Karin było czystą miłością i radością.
          - Chyba nie chce.
          Podczas gdy Sakura wypytywała Karin o najmniejszy szczegół, faceci zebrali się w kuchni nad czarką zielonej herbaty.
          - To naprawdę długa historia. Po prostu stało się i tyle.
          - Tylko nie mów, że wpadka.
          - Nie do końca. Oboje się zgodziliśmy, że bez zabezpieczenia jest przyjemniej. Myślę, że była zdesperowana tym, że jej nie wybrałeś. Szczerze nie przeszkadza mi to. W końcu jest tu ze mną. Tyle mi wystarcza.
          - Uwierz mi byłem tak samo zdziwiony jak ty - wtrącił Juugo.
          - A Ty co robisz? - zwrócił się Juugo.
          - To co w Konoha. Wykonujemy misje. Możliwe, że jeszcze w tym roku dostanę swoją drużynę. Leki od czcigodnej Tsunade sprawdzają się doskonale. Już nie mam rozdwojenia jaźni, więc mogę pracować z dziećmi - mówił z radością i pasją w głosie.
          - Ja przywracam do życia drużynę zabójców siedmiu mieczy. Jest przyzwoicie.
          - Dziecko w drodze. Aż się boje co to będzie - powiedział Sasuke.  Zamyślony spojrzał na jasno, zieloną, barwę swojej herbaty. W czarce widział swoje odbicie, a w odbiciu lekkie zmartwienie na twarzy.
          - Nic nie będzie. Mała odziedziczy po mnie miecz i za kilka ładnych lat usłyszysz o niej - zapewnił ją.
          - Nie wątpię - zaśmiał się, dopijając herbatę jednym susłem.
          - Lepiej nie zostań w tyle - powiedział zadziornie, klepiąc go po ramieniu.
          - Może poczekajmy, aż Juugo sobie kogoś znajdzie.
          - Wolałbym nie...chciałbym się kiedyś doczekać waszego dziecka - zaśmiał się Suigetsu.


          Tej nocy długo rozmawiali. Zachwyceni ciążą Karin nie potrafili przejść obojętnie obok tematu dziecka i ich wspólnej przyszłości. Nawet jeśli wciąż byli młodzi, a do końca roku dzieliło ich trzy miesiące to oboje zaczynali odczuwać coraz większą potrzebę powiększenia rodziny. Zwłaszcza Sakura. Patrząc na kobiety w ciąży, na małe niemowlęcia nie mogła myśleć o niczym innym jak o swoim własnym dziecku, które będzie mogła kochać, tulić, karmić i rozpieszczać. Matczyny instynkt rósł w niej z dnia na dzień.
          - Nie chciałbyś poćwiczyć robienia dzieci? - spytała niewinnie, siadając na nim.
          Sasuke spojrzał na nią za gazety. Nic nie musiała robić, wystarczyła drobna sugestia, żeby zwrócić jego uwagę.
          - Myślę, że powinniśmy dać im chociaż jedną spokojną noc - zaśmiał się, zrzucając ją na miejsce obok niego. Naciągnął kołderkę na jej ramiona,  a później położył   dłoń   na  jej głowie.   Czasem byłą taka beztroska, niewinna i zagubiona,   a czasem   pełna   determinacji,   niebezpieczna    i    prowokująca.
          - Chciałbym jeszcze trochę pożyć tak jak teraz -   powiedział   po   chwili, nie przestając ją głaskać.
       

   

          W rok później w dniu gdy Sasuke wrócił z ostatniej misji SS, Sakura wyciągnęła go  miejsca spoczynku jego rodziców. Ubraną w najpiękniejszą suknie jaką kupiła, zamówiła pogodne na ten dzień. Delikatny wiatr, słońce, zapach świeżych kwiatów, i motyle w tle. Zanim cokolwiek powiedziała, trzymała Sasuke długo za rękę.
          - Dzień dobry - powiedziała nieśmiało, kłaniając się.
          - Stało się coś? - przejęty, spojrzał na nią.
          - Chciałam żebyście byli jednymi z pierwszych osób, które o tym usłyszą - zignorowała jego pytanie - Um...mam nadzieje, że dobrze się macie, że zawsze czuwacie nad Sasuke - zaśmiała się ze wstydu
          - Zaczynam się bać. Co jest? - mocniej zacisnął jej dłoń.
          - Otóż...chciałam wam powiedzieć. I tobie również - spojrzała na Sasuke - Że za siedem miesięcy będziecie mieć wnuka - podrapała się po głowię. Serce na sekundę podeszło jej pod gardło, a w uszach coś zaszumiało. W końcu, mając dwadzieścia trzy lat nosiła  w sobie ukochane nowe życie. - Jestem w ciąży - powiedziała dokładniej, nie spuszczając z Sasuke wzroku.
          Wielki, gruby, twardy młot uderzył go w tył głowy. Przez pierwszą chwilę nie wiedział co powiedzieć. Czy płakać, śmiać się, poprosić o dowód, wziąć ją na ręce i wycałować. Wiadomość o tym, że zostanie ojcem wydawała się nierealna. Pomimo trzyletniego związku i częstych rozmów nie sądził, że zajdzie w ciąże w tak młodym wieku. W dodatku stał tu przed swoimi rodzicami, w ten wiosenny dzień. To wszystko wydało mu się sceną z jakiegoś filmu bądź mangi.
          - Nie wyglądasz jakbyś się cieszył... - mruknęła.
          - Zabezpieczaliśmy się - powiedział nagle.
          - Może parę razy....skłamałam, że mam bezpiecznie dni...po za tym czasami zapominałeś o prezerwatywach - ściszyła głos.
          - Sakura ja... - na kilka chwil puścił jej rękę. Przez te kilka krótkich chwil, coś wdało się między nimi.
          Miał ochotę płakać. Od bardzo dawna miał ochotę płakać.
          Na kilka sekund odwrócił się do niej tyłem. Wziął kilka głębokich oddechów, spojrzał na niebo, jakby szukał odpowiedzi jego rodziców. Jakby zaraz miał usłyszeć głos ojca i matki.
          Zamiast cokolwiek powiedzieć przytulił ją mocno, chowając własną twarz w jej ramionach. W tej chwili poczuł jak podwójne ciepło  z jej ciała przechodziło na niego. Miał być ojcem. Tylko tyle w tym momencie wiedział.
          - W porządku. Będziesz cudownym ojcem - zapewniła go, głaszcząc po głowię. Dla niej łzy szczęścia wyrażały więcej niż tysiąc słów.

          Na drugi dzień usiedli na kolanach przed rodzicami Sakury. Zgodnie z tradycją ukłonili im się trzy razy za nim spojrzeli im w oczy.
          - C..co się dzieje? - przestraszona ich nagłą wizytą i formalnym ukłonem, mama Sakury, złapała męża za ramie.
          - Pani Haruno, Panie Haruno. Przyszliśmy dziś...ja przyszedłem, żeby prosić was o rękę Sakury - powiedział pokornie.
          - Słucham! - wrzasnął pan Haruno, podnosząc się delikatnie na kolanach.
          - Kochanie - szepnęła żona.
          - Kogo rękę? Jaki ślub?!
          - Tato... - zawstydzona skarciła go wzrokiem.
          - Spodziewamy się dziecka - powiedział naglę.
          Pan Haruno złapał się za serce, jego żona zaniemówiła z zaskoczenia, a Sakura, schowała się za plecami Sasuke, jakby obawiała się, że zaraz coś zawali jej się na głowę.
          - Ty...ja..wychodzimy! - powiedział trzęsącym się głosem, wskazując na Sasuke.


          Usiedli z tyłu domu w ogrodzie. Długą chwilę w ciszy wpatrywali się w trawę, jakby każdy z nich szukał odpowiedzi w krajobrazie.
          - Sakura jest dla mnie najcenniejszą i najukochańszą córką - zaczął naglę - Pomimo, że jest głośna, leniwa, czasami niezdarna to dla mnie jest najpiękniejszą, najmądrzejszą, najdelikatniejszą osobą na świcie - powiedział, rozmyślając się nad sobą i cechami Sakury.
          - Zgadzam się.
          - Nie chce żeby płakała.
          - Nie będzie.
          - Czy jesteś w stanie odpowiedzieć mi na pytanie czemu powinienem ci ją powierzyć. Dziecko nie jest tu argumentem. Potrzebuje coś co utwierdzi mnie w przekonaniu, że kochasz naszą Sakurę jakby była najpiękniejszym kwiatem na świecie, któremu trzeba poświęcać całą swoją uwagę.
          - Czy muszę mieć jakiś powód żeby ją kochać?
          - Chyba tak - zdziwiony jego odpowiedzą zwrócił wzrok i fajkę wodną na niego.
          - Po prostu ją kocham. Nie  ma jakiegoś konkretnego argumentu. Kocham to, że jest głośna, że czasami przesala jedzenie, że zapomina o nastawionym praniu, a ja udaję, że nie wiem o tym. Po prostu ją kocham - powiedział jeszcze raz.
          - Po prostu ją kochasz? - spytał sam siebie, zaciągając się fajką.

          Z Naruto usiedli na głowie trzeciego Hokagę, spoglądając nostalgicznie na wioskę. Tęsknili za dawnymi latami gdy byli jeszcze dziećmi. Oboje chcieli by wrócić do młodzieńczych lat i naprawić swoje błędy. Naruto odważyłby się zagadać do Sasuke, Sasuke w końcu by go zaakceptował. Wtedy wszystko mogłoby się potoczyć inaczej. Z drugiej strony byli zadowoleni z obecnego stanu i z tego jak to wszystko się skończyło.
          - Mam wrażenie, że chcesz mi powiedzieć coś ważnego. Nie siedziałbyś tu inaczej i nie milczał jak ostatni debil - powiedział nagle Naruto.
          - Hmm... - uśmiechnął się - Ja i Sakura pobieramy się.
          Delikatny wiatr zerwał się w ich stronę.
          - Oczekujemy też dziecka - dodał, nie odwracając wzorku od zachodzącego słońca.
          - Słucham? - spojrzał na niego z zdziwieniem. Po kilku sekundach zrozumiał co do niego powiedział, a wtedy również spojrzał na pomarańczowo - czerwoną płachtę, która rozcierała się nad wioską.
          - Będę cię potrzebował w tych momentach jak nikogo innego. W końcu jesteś dla mnie jak brat - uśmiechnął się, kładąc dłoń na jego ramieniu.
          - Współczuje Sakurze, że będzie musiała dzielić z tobą całe swoje życie! - powiedział żartobliwie. - Cieszę się. Na prawdę bardzo się cieszę - powiedział pełen ciepła i optymizmu.




          Minęła godzina za nim Kakashi przyszedł na umówione spotkanie. Mimo iż był Hokagę rzadko go widział w płaszczu Hokagę i oficjalnym nakryciu. Zazwyczaj chodził w zwykłym stroju ninja, tak jak dziś.
          - Yo, wybacz za spóźnione - powiedział Kakashi, siadając obok. - Jedną miskę ramen z wołowiną - poprosił, zwracając się do staruszka.
          - Już się robi Hokage!
          - Co się stało, że zaprosiłeś mnie do Ichiraku ramen?
          - Chciałem cię o coś prosić.
          - Ty? Mnie prosić? - spytał z niedowierzaniem.
          - Wiesz, że Sakura jest w ciąży.
          - Oczywiście, że tak. Cały świat Shinobii mówi o waszym synu. Nawet Raikage przysłał mi dziś rano maila, żebym wam pogratulował.
          - Chciałbym żebyś był ojcem chrzestnym - powiedział prosto z mostu.
          - Słucham?
          Uczucie które mu właśnie towarzyszyło było nie do opisania. Jakby fala zaszczytu dostąpiła jego osoby.
          - Czemu ja? Czemu nie Naruto?
          - Naruto na razie się nie nadaje. Może przy drugim dziecku. Szczerze nie wiem jakim będę ojcem. Możliwe, że będę podobny do ojca. Uważam, że dobry mentor i Ojciec Chrzestny to ważna sprawa. Spójrzmy choćby na Naruto i Jiraye. Nauczył go wszystkiego co powinien wiedzieć i mieć prawdziwy Shinobii. Gdybym ja miał kiedykolwiek zawieść to chce żebyś ty uczył mojego syna. Chce żeby uczył się o przyjaźni, lojalności, pracy zespołowej i wytrwałości właśnie od ciebie. Jesteś osobą, którą szanuje najbardziej na świcie, moim pierwszym mistrzem i chciałbym żebyś był nim dla mojego syna.
          Ciepło rozeszło mu się po całym ciele. Czuł rozpierającą dumę i nie kończącą się radość. Nigdy nie przypuszczał, że kiedyś usłyszy takie słowa od Sasuke. Nie był nawet do końca przekonany czy zasłużył na taki kredyt zaufania. Sam jeszcze nie miał dzieci, stracił rodziców w wczesnym wieku. Nie miał takiego doświadczenia.
          - Z takim ojcem jak ty i matką jak Sakura to mi pozostało tylko go rozpieszczać  - zaśmiał się - Nauczyłem cię wszystkiego co wiem i umiem. I jestem z tego dumny - pogłaskał go po głowię - Z przyjemnością zostanę ojcem chrzestnym waszego pierwszego dziecka - uśmiechnął się.
          - Dziękuję. Na prawdę dziękuję.
          - Kto jest matką chrzestną?
          - Tsunade.
          - Tsunade? - powiedział nagle zgaszony - Ehh.... - westchnął - Chcecie żeby to dziecko już od małego miło traumę?
          - Właśnie dlatego ty jesteś ojcem chrzestnym - zaśmiał się.
          - Będziesz dobrym ojcem, tak samo jak mężem - zapewnił go - Boje się jak zareaguje Naruto  na wieść, że to mnie poprosiłeś o to, a nie jego.
          - Naruto będzie światkiem. Przeżywa ten ślub bardziej niż ja, więc dopóki się dziecko nie urodzi pewnie nie zda sobie z tego  sprawy.
          - Coś boje się, że za niedługo usłyszymy kolejne wieści - zaśmiał się.
          - Oby nie - ciągnął Sasuke.
          - Wiesz jak on lubi za tobą gonić.
          - Tata Hinaty by go zabił.
          - To prawda!




          Obudziły go szmery dochodzące z kuchni. Leniwie wstał i udał się za źródłem hałasu.
          - Co robisz? - spytał, stając nad Sakurą.
          - Jem lody - wyjaśniła z ubrudzoną twarzą.
          Sasuke pokręcił z dezaprobatą głową  po czym usiadł na ziemi obok.
          - Nie jest ci zimno? Nie powinnaś jeść tyle cukru.
          - On lubi lody.
          - Skąd wiesz?
          - Bo jest w moim brzuchu i lubi wszystko co jem - zmrużyła oczy.
          - Powiedzmy, że tak to działa. Zjadłaś?
          - Taak - powiedziała radośnie, odkładając pudełko do zlewu.
          - To wstawaj - rozkazał, pomagając jej wstać.
          - Patrz jaki szczęśliwy  - uśmiechnęła się.
          Sasuke przyłożył dłoń do jej siedmiomiesięcznego brzucha. Delikatne kopnięcie sprawiło, że coś szarpnęło go za serce.
          - Zmęczony jest.
          - Akurat jestem pełen energii.
          - Skoro tak uważasz - zaśmiał się, kierując się do sypialni.
       

          Z samego rana wstała wcześnie, by przygotować mężu śniadanie. Minęły dwa miesiące od ich ślubu i miesiąc od przeprowadzki do tradycyjnego domu. Sasuke większość dnia przebywał w pokoju dziecięcym i sam składał wszystkie meble. Serce jej drżało gdy patrzyła na Sasuke. Często siedział na ziemi i w pełni skupieniu skręcał wszystkie potrzebne części. Dziś pracował nad kołyską. Na święcie dla ciężarnej kobiety nie było nic piękniejszego niż widok własnego męża, który ręcznie buduje pokój dziecku. Tyle serca ile wkładał w każdy mebelek, w każdą ozdobę i każdą rzecz nie wkładał żaden inny ojciec na świecie.
          Czasem gdy robił sobie przerwę, brał swoją żonę w ramionach i tańczył z nią w tym pokoju. Całował ją po oczach, nosie, ustach, policzkach i szeptał różne rzeczy, na które się zawstydzała. Każdego dnia kochała go bardziej i bardziej.
          Raz gdy zmęczony wrócił do domu po misji zastał Sakurę w salonie. Ciemny pokój oświetlał telewizor, a z okrzykami głównych bohaterów mieszał się płacz Sakury. Przestraszony i zdruzgotany szybko poszedł do niej, bojąc się, że może coś ją boli, może ma przedwczesne skurcze. Ku jego zdziwieniu Sakura siedziała wygodnie, przykryta kocem, z mnóstwem dań wokół. Na stoliku przed nią stało pudełko z kurczakiem, obok jakieś przekąski, na kolanach miała popcorn, a obok na siedzeniu ciastka.
          - Boże Sakura - mruknął z ulgą.
          - Rozstali się! - wyjąkała, ocierając łzy.
          - To jest serial...
          - Nie mów tak! - ryknęła głośniej.
          - W porządku...w porządku...na pewno...wrócą do siebie... - powiedział po chwili namysłu.
          - A jak nie?
          - Wszystko kończy się happy endem.
          - Może masz rację - pociągnęła nosem - Przytulisz mnie? - spytała nagle, odkładając popcorn na ziemie.
          - Chodź tu - szepnął cicho, biorąc żonę w ramiona.
          Była taka niewinna i krucha. Bezbronna, i piękna. Trzymał ją w ramionach jak najpiękniejszą i najcenniejszą perłę, jaką zdołał znaleźć. Kochał wszystkie jej cechy. Nagłe napady płaczu, zmianę nastrojów, a nawet zrzędzenie z rana.


          Sakura leżała w prywatnym pokoju szpitalnym, próbując wyprzeć z siebie swoje dziecko. Od kilku godzin rodziła, i nie była w stanie pomóc swojemu synowi wyjść na świat. Czuła, że jest dużym i silnym dzieckiem, które przyzwyczaiło się do jej miejsca. Tsunade, która nadzorowała poród była wyjątkowo spokojna. Nie krzyczała, mówiła łagodnym tonem, kierowała Sakure i wydawała rozkazy Shizune. Sasuke stał obok i przyglądał się tej sytuacji z lekkim przerażeniem w oczach. Pierwszy raz w życiu widział by Sakura tak bardzo się męczyła i tak bardzo ją bolało. Od kilku godzin zwijała się z bólu. Była blada zmęczona i podenerwowana. Bał się jej w takich momentach, a jeszcze bardziej bał się o nią i o dziecko.
          - Sakura, błagam cię uspokój się - powiedział Sasuke, mocniej ściskając jej dłoń.
          - Nie mów mi żeby się uspokoiła! - warknęła, mordując go wzrokiem.
          - P...przepraszam...po prostu....ochłoń.
          - Sasuke denerwujesz mnie! - wrzasnęła.


          Naruto i Hinata siedzieli na korytarzu w pełnym skupieniu. Była połowa października, późne popołudnie. Sakure przywieźli do szpitala równo o godzinie jedenastej dwadzieścia. Przez pierwszych kilka godzin byli z nią, zabawiali rozmową, przynosili potrzebne rzeczy i trwali przy niej. Gdy skurcze zaczęły być częstsze, zabrali ją, a oni musieli czekać na zewnątrz. Naruto krążył wokoło, mrucząc coś pod nosem. On również pierwszy raz widział Sakurę w takim stanie. Słyszał jej krzyki, które mroziły krew w żyłach.
          - Sasuke! - krzyknęła Hinata, zrywając się na proste nogi.
          - Co się stało? Urodziła? - Naruto przybiegł szybko, z drugiego końca korytarza.
          - Ta mała...wyrzuciła mnie! - zirytowany zacisnął dłoń w pięść - Powiedziała, że ją denerwuje i kazała wyjść...rozumiesz? Ja jej dam! - wkurzony, odwrócił się przodem do drzwi.
          Jego dłoń ledwo zdążyła dotknąć klamki, gdy za drzwi usłyszał głośny, trochę przerażający ryk. Płacz przestraszonego dziecka zmieszał się z odgłosami pielęgniarek, i westchnieniem Sakury.
          - No co jest. Wchodź! - rozkazał Naruto, wpychając go do środka.
          Był tu dokładnie minute temu, a tak wiele zdążyło się zmienić. Tsunade już nie siedziała przed Sakurą, pielęgniarki nie trzymały ją za nogi, a Shizune nie wycierała jej potu. Wszelki sprzęt też już znikł. Została tylko Sakura. Szybko podszedł do niej. Wciąż była zmęczona i wycieńczona, ale za to zrelaksowana. Tsunada podała jej synka, owiniętego w niebieski koc.
          Przyłożyła go do piersi i już wiedziała, że kocha go najbardziej na świecie. Jego mała śliczna główka, wciąż ociekała różnymi płynami, ale nie przeszkadzało jej to. Był piękny, zdrowy i silny. W momencie gdy go przytuliła przestał płakać. Skulony schował się w kocu, i zacisnął piąstki. Oddychał cicho i powoli.
          - Jest śliczny...piękny...mój mały synek - wyjąkała przez łzy, całując jego małą główkę.
          - Musimy go zabrać na badania, zaraz ci go zwrócimy - powiedziała Shizune, wyciągając ręce po niemowlę.
          - Sasuke idź z nimi...proszę cię - zwróciła się do męża, który stał tuż obok, trzymając jego małą dłoń.
          - Zaraz wrócę. Trzymaj się - poprosił, całując Sakure w czoło. Na kilka sekund przytulił ją, i wtedy poczuł jak bomba emocji i uczuć odpala się wewnątrz niego.
          - Pilnuj go! - krzyknęła za nim, uśmiechając się zmęczona.


          Wczesnym wieczorem do pokoju szpitalnego zawitali rodzice oraz przyjaciele. Sakura leżała w łóżku pełna energii, uśmiechu i siły. Sasuke stał obok z synkiem na ramionach. Dla niego nie liczyło się nic innego. Był zafascynowany. Nie mógł odwrócić oczów od czarnej czupryny swojego potomka. Miał jasną cerę, drobne, śliczne usta, i zadarty nosek jak Sakura. Nie potrafił nic sam zrobić, był zdany tylko na niego i na Sakurę. Nie potrafił nie myśleć o niczym innym jak o tym, że w końcu ma rodzinę.
          - No daj mi go na chwile! - mruczał Naruto.
          - Nie!
          - No daj! - błagał.
          - No już, już. To mój wnuk. Mam pierwszeństwo! - wtrąciła pani Haruno. - O mój Boże...jaki on podobny do ciebie Sasuke - powiedziała z niedowierzaniem.
          - Skąd pani to wie? On ma dopiero trzy godziny. Nic jeszcze nie widać  - powiedział Naruto, zaglądając jej przez ramie.
          - Wystarczy spojrzeć. Czarne sterczące włosy, jasna cera, okrągłe policzki. Sakura takich nie miała gdy była niemowlęciem. Nawet wyraz twarzy jest podobny do ojca - zaśmiała się, patrząc na spokojną twarz  wnuka.
          - Mam nadzieje, że będzie tak przystojny jak Sasuke - zaśmiała się Sakura.
          - A ty kochanie jak się czujesz? - spytał Ojciec.
          - Bardzo dobrze. Na prawdę - zapewniła go.
          - Macie już imię? - spytała Ino.
          - Myślałam nad Haku.
          - Haku? - spytał Kakashi.
          - Haku. Myślę, że ten dzieciak miał duży wpływ na nas. Na Sasuke, na Naruto...nawet na ciebie mistrzu. Był łagodnym, dobrym, miłym chłopcem o niezwykłej sile. Chce, żeby nasz syn też taki był  - wyjaśniła.
          - Haku to dobre imię - potwierdził Sasuke, siadając obok Sakury. Uśmiechnął się do niej delikatnie, łapiąc jednocześnie za dłoń.


          Oboje stali nad kołyską, obserwując jak ich miesięczny syn smacznie śni. Ubrany w strój lisa, oddychał głośno, trzymając mocno pluszowego pieska. Cały jego pokój był wypełniony zabawkami. Przyjaciele z całego świata wysyłali im gratulacyjne prezenty, dzięki czemu byli w stanie skompletować wszystkie maskotki Bijuu. Niewielka lampka świeciła się w kącie, a gwiazdy na suficie oświecały cały pokój. Czuć było ciepło i miłość w powietrzu.
          - Dziękuję - powiedział któryś raz, całując żonę w policzek.
          Mocno obejmował ją od tyłu, delikatnie głaszcząc po wewnętrznej stronie lewej dłoni.
          - Bądźmy szczęśliwą rodziną - poprosiła, wtulając twarz w jego ramię.
          - Będę się starał.
          - Ja też.



          Późną zimą pod koniec Lutego Sakura wróciła do domu z porannej zmiany. Odkąd została żoną i matką dbała o najmniejsze szczegóły jej rodzinnego życia. Gotowała obiady, prała, po pracy robiła zakupy, często zmieniała świeże kwiaty w domu i ogólny wystrój. Tego dnia Sasuke miał wolne, więc mogła powierzyć mu opiekę nad dzieckiem i obiadem.
          Jak zawsze niedbale rzuciła buty w przedpokoju, a kluczki powiesiła na haczyku obok drzwi. Zmarznięta weszła do salonu gdzie Sasuke siedział na kanapie z Haku na  piersi. Rozłoży na całą długość sofy, mruczał coś do ich syna. Co jakiś czas podnosił go w powietrzu, później marszczył nos i robił głupie miny wszystko po to by rozweselić dziecko.
          Odkąd został ojcem odkrył w sobie drugą naturę. Łagodniejszą, milszą i radośniejszą. Wstawał w nocy, zmieniał pieluszki, karmił i bawił się. Nawet zmęczony po pracy znajdywał chwilę by umyć Haku, przeczytać mu jakąś książkę lub po prostu potrzymać go na rękach. W takich momentach dla żony i matki nie było piękniejszego widoku i lepszego uczucia. Kiedyś uwielbiała patrzeć jak się rozwija i kształci, później cieszyła się widząc jak poprawiają się jego stosunki z Naruto, gdy zaczęli się spotykać uważała, że najprzystojniej wygląda gdy śpi, lub patrzy na nią, a teraz kochała go najbardziej gdy był z dzieckiem.
          - Wróciłam - z uśmiechem weszła do salonu. Delikatnie przysiadłą na brzegu sofy, spoglądając na Haku, który od razu rozbrzmiał śmiechem na jej widok. - Jak mój mały chłopczyk? - spytała, biorąc syna na ręce.
          - Czemu on nie ma takiej miny jak ja wracam? - spytał zazdrosny.
          - Po prostu mnie bardziej kocha - droczyła się.
          - Ja się z nim więcej bawię - mruknął artystycznie - Głodna jesteś?
          - Jak wilk. Jadłeś już?
          - Trochę, ale czekałem na ciebie.
          - Podgrzej obiad, a ja postaram się go uśpić - powiedziała, kierując się do sypialni.
          Koniec końców Haku nie zasnął. Leżał w przenośnym, bujanym krzesełku, obserwując z dołu swoich rodziców. Miał dopiero cztery miesiące, a z dnia na dzień coraz bardziej rósł i coraz bardziej przypominał Sasuke.
          - Chciałabym byś częściej gotował - zaśmiała się.
          - Gdy dostanę własną drużynę może to być trudne.
          - Gdy ja dostanę swoją, to twoja będzie płakać - powiedziała dobitnie.
          - Gdy dostaniesz - podkreślił z wyższością.
          - Ale się zrobiłeś komiczny.
          Sasuke zaśmiał się cicho.
          Oboje mieli dwadzieścia cztery lata, a czuli się jak nastolatkowie, którzy dopiero się poznają.


          Podopieczni Sasuke z łatwością przeszli wszystkie egzaminy i teraz dumnie nazywali się Drużyną Sasuke. Po czterech latach wspólnej pracy, wznieśli się na wyżyny świata shinobii. Znani byli z perfekcyjnej pracy zespołowej, umiejętności i rywalizacji z drużyną Naruto. Oboje jako mistrzowie przeprowadzili na swoich podpieczonych ten sam test co kiedyś im zrobił Kakashi. Nigdy nie przypuszczali, że obie drużyny przejdą ten test pomyślnie, a ich pierwsza grupa, którą dostali będzie prawdopodobnie ostatnią.
          Po ciężkiej misji w Kraju Wiatru, Sasuke wrócił do ukochanego domu rodzinnego. Zawsze gdy przekraczał próg drzwiowi wkraczał do innego świata. Z ciężkiego świata shinobii to ciepłego świata ludzkiego.
          Czteroletni Haku wybiegł z przedpokoju, rzucając mu się do stóp. Piszczał głośno, gdy wchodził mu pod pelerynę. Zdezorientowany spojrzał w głąb mieszkania w poszukiwaniu Sakury. Jak na zawołania kobieta przybiegła za nim z szerokim uśmiechem na twarzy.
          - O Sasuke! - powiedziała radośnie - Hmm...nie widziałeś może Haku? - spytała, rozglądając się dokoła.
          - Haku? Nie, czemu pytasz? - powiedział po chwili. Delikatnie przesunął syna za plecy, dbając o to, żeby zbytnio się nie rzucał w oczy.
          - O ten mały. Bawimy się w chowanego. Jak go nie znajdę to co wtedy? Już nigdy go nie zobaczę! Mały spryciarz, tak dobrze się chowa! - powiedziała głośno.
          - Może powinnaś lepiej poszukać.
          - Hmm... kiedyś się znajdzie - zaśmiała się.
          - Tu jestem! - pisnął radośnie, wybiegając za peleryny. Niczym małpka wskoczył Sakurze w ramiona, chowając twarz w jej włosach.
          - Przywitaj się z tatą.
          - Witaj w domu! - powiedział głośno, przechodząc w ręce ojca.
          - Cześć mały. Jak się masz? - spytał, głaskając syna po głowie.
          - Pilnowałem mamy tak jak mi kazałeś.
          - Dzielny chłopczyk! Chodź opowiem ci co nam się przydarzyło.
          - Chwileczkę. Idź się przebrać najpierw - poleciła mu Sakura.
          - Jak zawsze miło cię widzieć - mruknął zadziornie, całując żonę w policzek.
          - Też tęskniła - popędziła go.


          Sasuke siedział w pokoju syna. Teraz zamiast kołyski było tu duże łóżko. Zabawek trochę ubyło, przybyło za to książek, map na scianie i innych akcetnów związnych z swiatem shinobii.
          - Zasnął? - Sakura ostrożnie weszła do pokoju. Z miłością spojrzała na Haku, który smacznie i bezpiecznie spał w ramionach ojcach. Sasuke delikatnie masował dziecku plecy, nie odwyrwając od jego anielskiej twarzy wzroku.
          - Dziś dość szybko zasnął - szepnął, robiąc Sakurze miejsce.
          Sakura położyła się obok męża, kładąc głowę na jego ramieniu. Z czułością położyła swoją dłoń na dłoni Sasuke.
          W takie wieczory jak te mogłaby tak leżeć wiecznie. Z Sasuke u boku i synem na ramionach.
          - Jutro jest ważny dzień.
          - Jeden z ważniejszych - uśmiechnął się, całując żonę w czoło.
          - Aż nie mogę uwierzyć.
          - Nie tylko ty - zaśmiał się.
          - Tylko bądź dla niego jutro miły.
          - Postaram się.



          W ten słoneczny, wiosenny dzień, cała wioska i największe osobistości świata zjawili się przed budynkiem Hokage. Na tą ważną uroczystość też zamówiono pogodę. Najpiękniejsza i najświeższą jaką się tylko dało.
          Rodzina Uchiha stali pod drzewem wiśni, wyczekując wielkiego wejścia. Haku stał kilka kroków z przodu, wypatrując z tłumu panią Uzumaki.
          - Jest!  - zawołał, wskazując palcem na Hinatę.
          - Przywitaj się grzecznie, co do za maniery? - spytała Sakura.
          - Dzieeeeń dooobry - powiedział melodyjnie.
          - O Haku, dzień dobry - powiedziała Hinata. Na piersi w domowym kojcu, trzymała mocno swoje pierwsze dziecko. Blondwłosego, miesięcznego Boruto.
          - Mogę potrzymać dzidzie? - spytał Haku, wyciągając radośnie oczy. Jego czarne po ojcu,  ale wielkie i radosne jak u Sakury oczy rozbłysły blaskiem.
          - Oczywiście.
          - Czekaj rozłożę wam koc - powiedziała Sakura, wyciągając z torby koc.
          - Tylko trzymaj mocno, i pilnuj żeby główka była stabilna - poprosiła Hinata, kładąc chłopca w ramionach Haku. Sama przysiadła obok niego.
          - Czy ja też mógłbym dostać małą dzidzie?  - spytał Haku, spoglądając na rodziców.
          - Myślę, że da się zrobić - powiedział Sasuke.
          - Myślę, że nie będzie problemu - zaśmiała się Sakura.
          - Na prawdę?! Nie żartujecie?! - zawołał.
          - Ostrożenie! - powiedziała Sakura.
          - Pilnuje ich. Spokojnie - wtrąciła Hinata.
          - Na prawdę - zapewnił go Sasuke.
          - Suuuper! Będę miał małą dzidzie. Będę ją kochał i pilnował i dam mu wszystkie zabawki - mówił radośnie. - I nazwę ją Sarada! - powiedział nagle.
          - Sarada? - spytała zdziwiona Sakura.
          - Tak! Sarada. Lubie sałatę. Jest taka ładna i świeża. Sarada. Dzidzia będzie Saradą!
          Sasuke zaśmiał się cicho pod nosem. Spojrzał ciepło na Sakurę, która w tym samym momencie odwróciła twarz w jego stronę. Ich dwumiesięczne dziecko powoli rozwijało się w łonie matki. Już nie mogli się doczekać, aż kolejny członek rodziny dojdzie do nich. Dostać tyle szczęście po mimo tego ile złego zrobił. Czasem nie rozumiał tego, ale był wdzięczny.
          - O, moi mali uczniowie.
          - Wujek Kakashi! - zawołał Haku.
          - Cześć mały - uśmiechnął się.
          - W samą porę zaczyna się - powiedział Shikamaru.
          - W końcu. W końcu ten mały dureń został Hokagę - skomentował głośno Kiba.
          - Ileż trzeba było na to czekać - westchnęła Ino.
          Naruto stanął dumnie przy barierce. Za jego blond czupryny świeciło mocno słońce, rozpraszając swoje promienie po całej wiosce. Wiatr delikatnie wiał, rozwiewając artystycznie płachtę siódmego Hokage.
          - Jestem Naruto Uzumaki! Wasz nowy Hokage! - zawołał głośno, wywołując fale oklasków.
       


          Leżała na wpół skulona, okryta do połowy pościelą. Różowe włosy niczym wachlarz rozłożyły się na całej szerokości łóżka i wmieszały w pierzynę, która ich otulała z każdej strony. Sasuke spał tuż przy jej ciele. Jedno ramie służyło jej za poduszkę, a drugie za ubranie. Idealnie wpasowani w siebie oddychali jednostajnie i melodycznie. Kołdra leżała na ziemi z wielką dziura, z której wydobywał się piały puch. Słońce powoli, i ostrożnie wstawało, starając się by jasne promienie słoneczne nie zbudziło tej dwójki.
          Srebrny łańcuszek wisiał na mlecznej szyi, a symbol Uchiha leżał gdzieś pośrodku ich dłoni, łączyć ich przeznaczenie w jedno.
          Tak długo jak miał ją przy sobie i mógł koło niej zasypiać tak długo mógł być Sasuke. Był teraz człowiek,  który ma cel, rodzinę i przyjaciół. Jego sny wypełniały się dobrymi rzeczami, o których kiedyś mógł tylko pomarzyć. Zasypiał bez obaw, że koszmary z młodzieńczych lat powrócą, a ogień i rządzą zemsty przebudzi się w nim na nowo.