OGŁOSZENIA

UWAGA!
Blog istnieje jako mój śmietniczek. Wylewam na nim wszystkie pomysły które zagnieżdżą mi się w głowie.

NIE realizuje zamówień, chyba, że napiszę wcześniej.
PRZYPOMINAM, że jest to ŚMIETNICZEK.

[06.11.2014]
ślę wirtualnego HUGA do każdego fana, czytelnika, miłośnika, Narutomaniaka, Narutardsa, i SasuSaku shippera! Z podziękowaniami dla wszystkich osób, którzy dzielnie i z zapartym tchem śledzili i trzymali kciuki za swoich ulubionych bohaterów i Naszego Najgłośniejszego ninja numer 1!
Wiele osób się zastanawia czy blog po zakończenia mangi będzie dalej funkcjonował. Ja bez wahania odpowiadam TAK! Tak długo jak mam wenę, tak długo jak mi pozwolicie i tak długo jak istnieją fani Naruto, SasuSaku, Shikatema etc, tak długo ja będę pisać. Będę dalej pisać, i pisać, aż zostanę ostatnim fanem SasuSaku w Polsce, a później na świecie.


[18/04/2020]
Jak się macie moi drodzy czytelnicy ? Czy wam też życie ucieka przez palce, ale wciąż czujecie się dziećmi ?


cr: all credis to the owner, DevinArt, tumblr, Masashi Kishimoto.

Szablon w całości stworzony prze ze mnie.



21 mar 2014

29 - Wojna o miłość (SasuSaku) - ZAMÓWIENIE


           Paring: SasuSaku
          A&M: Naruto
          Dozwolone: 19 lat
          Kategoria: Świat realny, wojna, brutalność, hentai.
          Uwagi: Przepraszam, że z takim opóźnieniem, ale przez koncert Miyaviego mam strasznie zakręcony tydzień. Zdaje sobie sprawy, że wiele faktów jest niedociągniętych zwłaszcza tytuły, bo kompletnie się na nich nie znam, ale mam nadzieje, że choć trochę zrealizowałam zamówienie. Pozdrawiam.




          Czterdzieści  stopni Celsjusza - tyle pokazywał termometr, który najwyraźniej od kilku dobrych godzin, przestał sprawdzać  temperaturę na najbardziej odsłoniętym miejscu na całej jednostce treningowej. Słońce latem grzało niemiłosiernie, jakby chciało udowodnić, że z roku na rok potrafi wysłać na ziemie, przez dziurę ozonową więcej promieni słonecznych i narazić na większe choroby.
          Nowi rekruci, którzy marzyli by dostać się do największej elitarnej jednostki wojskowej w Konoha, teraz żałowali swoich wyborów. Jako żółtodzioby musieli ćwiczyć w samo południe przez wiele godzin, udowadniając tym samym przełożonym, że są warci tego by tu być i nazywać się żołnierzem. Bez sprzeciwu, i choćby najcichszego pisku biegali wokół dwudziestu metrowego placu, ćwiczyli ciało, oraz różne manewry w lesie. Nie skarżyli się na susze, która panowała w ich ustach. Nawet przyzwyczaili się do chwilowych omamów, które co jakiś czas występowały gdy za długo się przebywało na słońcu. Wszyscy sprawnie i jak jeden mąż dzielili ból  i radość.
          - JEDNOSTKA STAĆ! - krzyknął generał - Wysoki, siwowłosy mężczyzna obszedł dookoła młodziaków. Spokojnym, jednostajnym krokiem zatrzymał się na przeciwko oddziału, spoglądając na twarze swoich podopiecznych - WYRÓWNAĆ! - rozkazał. - Bardzo ładnie - skomentował pół żartem. Jego wiecznie zakryta twarz utrudniała wyczytanie emocji z jego mimiki. Zazwyczaj miał nieobecny, jakby na wpół senny wzrok, wyglądał jakby się rzadko uśmiechał, a ton głosu miał raz leniwy i bez życia, a raz potrafił wykrzesać z siebie aurę strasznego demona, który dodawał mu błysk w oku, dzikości oraz surowości.
          - I co generał o nich sądzi? - spytał podporucznik. Mężczyzna w mundurze, z papierosem w ustach i dziwnymi dwoma tatuażami na twarzy stanął obok generała. Jego wieczny przyjaciel Akamaru stanął krok za nimi, wyprężając się niczym najpiękniejszy, najsilniejszy i najdumniejszy pies na świecie.
          - Mimo iż są młodziakami to dobrze sobie radzą. Widać, że jesteś za nich odpowiedzialny podporuczniku Inuzuka - pochwalił Hatake, drapiąc się z tyłu głowy.
          - Jeszcze im daleko do tytułu elitarnej jednostki Uchiha, ale są na dobrej drodze - powiedział dumnie, wypuszczając z płuc szary dym, który powędrował między jego załogę.
          -Wybrałeś już dowódcę?
          Kiba rzucił niedopałek na ziemie i zgasił ciężkim, lśniącym desantem. Z kamienną twarzą przeszedł obok każdego młodzika, zatrzymując się przed nim na kilka krótkich sekund. Presja otoczenia oraz niemiłosierny upał dawał we znaki w postaci hektolitrów kropli potu, które spływały po twarzy żołnierzy.
          - Ten - rzucił niedbale, uderzając w ramie młodego, silnego, wysokiego chłopaka. Wystąpił o krok przed szereg, potykając się na prostej drodze. Szybko jednak poprawił się, stając wyprężonym niczym maszt, i dumnie spoglądając przed siebie na generała.
          - Imię - spytała Hatake, przeszywając go wzrokiem.
          - Konohamaru Sarutobi! - wykrzyczał, przełykając silne.
          - Sarutobi - szepnął pod nosem - Wnuk trzeciego prezydenta, bratanek generała Asumy - rzekł z podziwem okrążając chłopaka. W jego oczach widział ogień, coś co tliło się mocnym blaskiem, coś co oświecało ten kraj. Widział jak delikatnie drży. Nie ze strachu, ale dumy.
          - Tak generale! - potwierdził.
          - Nie boisz się, że koledzy będą nazywać cię plecakiem? - spytał zaciekawiony, spoglądając za siebie. Kiba oparł się delikatnie o swojego czworonożnego przyjaciela. Dobrze wiedział, że to dopiero początek jego szerokiej drogi. Każdy dowódca, kapitan, i generał musiał przejść przez ten test. Musiał udowodnić, że jest godny zaufania.
           - Oczywiście, że nie! Wierze w moich braci! Jestem tu dla kraju! Jestem tu, bo podporucznik Inuzuka we mnie wierzy! Moi przyjaciele mi ufają, a ja ufam im! Nie jestem plecakiem, jestem żołnierzem! - wykrzyczał pewnym tonem, zaciskając odruchowo pięść. Znał swoje możliwości. Znał historie swojego dziadka, wiedział jak wielkim generałem jest jego wujek. Nie miał zamiaru być gorszym, nie miał zamiaru korzystać z taryfy ulgowej. Chciał pokazać, że jest równie dobry co oni.
          - Dobrze młody żołnierzu. Oni - odwrócił chłopaka przodem do swojej jednostki - Są twoimi braćmi. Nie zapomnij tego. To jest twoja druga rodzina, twoi przyjaciele. Jesteś za nich odpowiedzialny. Będziesz dowódca pięćdziesiątej piątej jednostki powietrzno - desantowej. Wraz z tą garstką ludzi będziecie sprawować piecze nad naszym niebem. Zapamiętaj to sobie. Na każdą misje lecicie razem i z każdej misji wracacie razem - przerwał na chwilę, by spojrzeć na jego poważną napięta twarz - Żywi czy martwi, ale razem - dokończył z naciskiem.
          - Tak jest! - krzyknął łamiącym się głosem.
          - Będą z niego ludzie, kontynuuj - zwrócił się do Inuzuki. Brunet uśmiechał się dziko pod nosem. Pełen satysfakcji patrzył na tych żółtodziobów, którzy są przyszłością ich narodu.
          - Miałem nosa wybierając cię - zaśmiał się dumnie, klepiąc Konohamaru po plecach - No już! Wracać do ćwiczeń! Może i jesteś dowódcą, ale póki nie przejdziecie mojego treningu, nie ważcie mi się sprzeciwiać! - krzyknął z szaleńczym śmiechem - Dwadzieścia okrążeń i możecie iść na obiad!


          W głównej sali domu prezydenckiego zasiadali same osobistości tego kraju. Długie i burzliwe rozmowy na temat przyszłości Konohy, ciągnęły się nieprzerwanie od ponad roku. Obecny prezydent Danzou, prowokator wszystkich kłopotów, siedział głęboko w fotelu. Palce u dłoni ułożone w trójkąt przysłaniały połowę jego twarzy. Biały bandaż, który zasłaniał prawą część jego głowy powodował tylko większą niechęć i nieufność. Stary, pomarszczony wyglądał na zmęczonego życiem. Nikt nie rozumiał jakim cudem to jego wybrali na prezydenta. Rywalizował z takimi ludźmi jak generał Kakashi Hatake, Shikaku Nara - najlepszym strategiem w historii, oraz z synem trzeciego prezydenta. Mimo to rada, postanowiła jemu powierzyć kraj co od samego początku budziło kontrowersje.
          - Nie możemy zaatakować sąsiedniego kraju! Od ponad stu lat jesteśmy w zgodzie z krajem Wiatru! Państwo Suna jest naszym dobrym przyjacielem. Prowadzimy z nimi handel od wielu lat! - ciągnął przy swoim radny Yamato, który przeciwny był wybuchom wojny.
          - Nasze wojska obecnie są w Kraju Wiatru. Prowadzą tam trening, oraz są na misji. Jak zaatakujecie tamte terytoria będzie to jednoznaczne z walką przeciwko naszym - wtrącił Marszałek Itachi Uchiha, który pierwszy raz od początku narady zabrał głos. Jego spokojny ton głosu wskazywał na to, że miał już ułożony plan w głowie. - Jeśli chcemy rozbudować miasto o nowe terytoria polecam wykorzystać Las Ognia, który ciągnie się po drugi koniec Kraju Ognia. Jest to teren nie zamieszkany i wręcz bezużyteczny dla ludzi, którzy nie potrafią przetrwać w dżungli. To nie problem by przekształcić go w dodatkowy teren pod Konohe.
          - Itachi ma racje! I tak ten las w połowie należy do Nas. Jeśli wykorzystamy zebrane fundusze spokojnie nam starczy, i myślę, że do pięciu może siedmiu lat uda nam się stworzyć tam nowe centrum! Kanalizacja to nie problem. Nie zapominajcie, że mamy dostęp do oceanu słodkiego, ludzi nie brakuje, wręcz przeciwnie jeśli zatrudnimy bezrobotnych spadnie nam bezrobocie - powiedział Nara.
          - W porządku zróbmy tak. Już prawie osiem godzin tu rozmawiamy. Mój doradca spisze protokół. Na dziś dziękuję   - oznajmił prezydent. Nie czekając na zgodę wyszedł z posiedzenia tylnymi drzwiami, a za nim wyszli jego słudzy.


           Młody dwudziestopięcioletni generał brygady desantowej wrócił do domu z wielkim bólem głowy. Godzinne treningi, dwudziestu kilometrowy bieg w upale, czy deszczu był lepszy niż te cholernie nudne i nic nie wnoszące obrady, które ostatnio miały miejsca zbyt często. To co go jednak najbardziej irytowało i martwiło, to rozmową którą podsłuchał tylko w części.
          - Coś taki zmęczony? - melodyjny, kobiecy głos ukoił jego nerwy. Delikatne ręce, które pieściły jego policzek, były niczym dotyk motyla.
          - Danzou - podsumował jednym słowem, biorąc żonę na kolana. Drobna, szczupła, ale o zdrowych kształtach, mieściła się w jego ramionach niczym idealna laleczka. Zupełnie jakby byli dwiema połówkami tego samego jabłka.
          - Znów was męczy? - spytała troskliwie, całując go w policzek.
          - Nie tyle co męczy co wymyśla niestworzone plany. Dziś wyszedł z propozycją by zaatakować Kraj Wiatru, a to wszystko pod pretekstem ratowania naszych żołnierzy, którzy są na misji oraz na treningu. Oszaleć można - skwitował rozpinając górny guzik munduru. Na samą myśl o jego chorych planach robiło mu się gorąco.
          - Nie mam pojęcia jak mogli go wybrać na prezydenta...przecież ten człowiek w ogóle nie myśli o naszym kraju. Przecież nie może zaatakować naszych, którzy są na misji....to tak jakby atakować swoich.
          - Najgorsze jest to, że podsłuchałem dziś coś dziwnego. Tuż po tym jak zakończył obrady, przeszedł do pokoju z swoimi radnymi. Usłyszałem coś, że nie mogą pozwolić by Itachi się tak wtrącał i krzyżował im plany, oraz coś o podziemnym więzieniu.
          - Podziemnie wiezienie? Przecież wszystkie zostały zamknięte i przebudowane za panowania Sarutobiego... - zdziwiła się, unosząc brwi. Dobrze pamiętała, ile szumu było o to. Kilka z tych miejsc należało do Danzou, który przeprowadzał tam różne osobiste sprawy. On jako jedyny sprzeciwiał się zniszczeniu tych miejsc.
          - Dlatego nie wiem o co dokładnie mu chodziło. Jeśli ten dziad coś knuje, pożałuje, że zadarł z jednostką Uchiha - warknął groźnie, marszcząc brwi.
          - Obyś źle usłyszał. Choć przygotowałam już kolacje. Pewnie jesteś głodny - pociągnęła go za rękę do kuchni, gdzie czekał na nich nakryty stół pełny domowych potraf.
          - Mówiłem ci już jak bardzo cię kocham? - spytała  z ulgą, całując ją w policzek.
          - Powiesz mi to drugi raz jak przejdziemy do sypialni - uśmiechnęła się zadziornie, siadając przy stole.


          O poranku bladym świtem zawył dzwonek służbowej komórki Sasuke. Nieznośna melodia wwiercała się młodemu generałowi w czaszkę niczym pociski. Leniwie odebrał telefon, mając na uwadze śpiąca obok żonę.
          - Czy ty wiesz która godzina? - warknął najciszej jak potrafił.
          - Proszę wybaczyć generale!
          - Co się dzieje?
          - Doszła do nas dziwna wiadomość, że prezydent zakupił właśnie w sąsiednim mieście, dużą ilość broni, zbroi i kroju munduru.
          - Po co? Przecież od tego jest dowódca Shikaku.
          - Tego jeszcze nie wiemy. Zaprzyjaźniony sprzedawca podał nam tylko dane, że zamówienie zostało zrobione na około sto osób.
          - Sto osób to jeszcze nie jest jakaś tragedia - mruknął przeciągając się. Sakura, która leżała obok, poruszyła się. Ciche odgłosy wydobyły się z jej piersi, jakby walczyła z przebudzeniem. Sasuke przykrył jej nagie ciało kołdrą i pogłaskał po głowie, tuląc do snu.
          - Tak, tylko okazało się, że te zamówienia były składane co jakiś czas. Przez ostatni rok, łącznie z dzisiejszym zamówieniem wyszło uzbrojenia dla ponad dwóch tysięcy osób.
          - Co ten Danzou kombinuje...W porządku. Poinformujcie mojego brata. Ja dojadę do bazy jak najszybciej się da. Zwołaj też posiedzenie kategorii S - rozkazał poważnym tonem, wstając jednocześnie z łóżka.
          - Tak jest generale! - odkrzyknął żołnierz.
          - Wybacz Sakura, dziś też musisz sama zjeść śniadanie - przeprosił cicho, całując ją w czoło.
         
          Jak zawsze w rekordowym czasie wziął prysznic, ogolił się i ubrał w mundur narodowy. Czerwony beret z znakiem liścia na środku zdobił jego głowę. Nad sercem dumnie lśniła plakietka z jego nazwiskiem, i czterema gwiazdkami. Jego dumna i wyniosła postawa budziła respekt w każdym. Gdy przechodził obok młodzików, starszych kolegów, czy samych emerytowanych generałów, i dowódców sprawiał wrażenie opanowanego i godnego szacunku. Pomimo swojego młodego wieku nie kwestionowali jego geniuszu, ani siły. Nikt nawet słówkiem nie pisnął, gdy dwa lata temu mianowali go na generała desantowców. Wręcz dziękowali i wychwalali decyzje jego starszego brata, oraz innych generałów, którzy jednogłośnie przystali na tę propozycje. Przed wyjściem jeszcze raz ucałował ukochaną, przepraszając cicho.

          Główna baza Uchiha znajdowała się na północnych terenach państwa. Jedynie najbardziej zaufani ludzie z całej armii mieli tu wstęp. Nikt z rządu, ani parlamentu nie miał tu wstępu. Strzeżono tego miejsca i jego sekretów niczym największy skarb świata.
          W wielkiej, zimnej, chłodnej i szarej sali zebrała się już większość. Marszałek Itachi siedział przy okrągłym stole na należytym mu miejscu przywódcy. Po jego lewej stronie zasiadł dopiero co przybyły Sasuke, a po prawej jego przyjaciel i doradca Shisui.
          - Jak zawsze czekamy na generała Kakashiego? - stwierdził niezdziwiony Itachi, sprawdzając zegar.
          - Zaraz tu będzie - zapewnił Shikaku.
          - Pułkowniku Naruto powiadomiłeś podporucznika Inuzuke? - spytał Shisui.
          - Oczywiście generale. Aktualnie jest w sąsiedniej wiosce, na zwiadach. Zapewnił mnie, że jak tylko skończy to przybędzie - oświadczył poważnym tonem.
          - W porządku. W takim razie zaczynajmy. Generale Hatake, proszę sprawdzić czy wszystkie drzwi są zamknięte - poprosił Itachi, kierując wzrok na Kakashiego, który niczym mysz wślizgnął się do pokoju.
          - Wszystko już sprawdziłem. Drzwi też już zamknąłem - oświadczył miłym tonem, siadając na swoim miejscu.
          - W takim razie o co dokładnie chodzi? - spytał Naruto.
          - Podejrzewamy, że Danzou ma zamiar pozbyć się naszej Armii. Od dłuższego czasu  mu zagrażamy. Zwłaszcza Itachi. Myślę, że może dojść do jakiegoś wybuchu - zaczął Shikakau, przewracając stos, kartek które przygotował - Z tego wykresu wynika, ilu ostatnio mężczyzn zatrudnił. Mamy również rozrachunek rzeczy które zamówił u naszego zaprzyjaźnionego sprzedawcy - dodał, podając każdemu dane.
          - Kiedy i gdzie on mógł przemycić dwadzieścia czołgów? To nie są jakieś byle jakie małe autka, tylko kilku tonowe maszyny. Od tak nie mógł nimi wjechać do Konohy - powiedział Neji, analizując każdą literkę i cyferkę.
          - Część nadal jest w Kraju Wody. Możliwe, że podziemne lochy o które kiedyś walczył, jakimś cudem przetrwały i teraz tworzą jakiś korytarz, którymi przemyca te wszystkie rzeczy.
          - Nie bądź śmieszna TenTen...jesteś od nie dawna w naszych szerach. Jesteś cudownym dowódcą, twoi żołnierze w celności nie mają sobie równych, ale chyba jesteś na tyle inteligenta by wiedzieć, że wszystkie więzienia zostały zniszczone i zakopane kupę lat temu - wtrącił Naruto. Jego przyjaciółka rzuciła mu złowieszczy wzrok. Była jedyną kobietą, którą dopuścili do tajnych szeregów. Nie pierwszy i nie ostatni raz walczyła o równość wśród starszych kolegów.
          - Po pierwsze, jestem tu już prawie rok więc krótko to tu nie jestem. Po drugie Pułkowniku nie wiem czy wiesz, ale krążą plotki, że nasz czcigodny Sarutobi pozostawił  jeden loch swojemu przyjacielowi.
          - I ty myślisz, że nasz staruszek zrobił by coś takiego? - skwitował Pułkownik Uzumaki.
          - Akurat tu muszę się zgodzić z TenTen. Danzou oraz Trzeci byli przyjaciółmi od młodzieńczych lat. Również słyszałem, że za namową i długim błaganiem Danzou postanowił mu pozostawić jedno takie więzienie.
          - I ile takie podziemia mogą mieć metrów kwadratowych? Dwadzieścia na dwadzieścia? - prychnął Naruto.
          - Akurat jedno takie podziemie było w stanie pomieścić trzy nasze pola treningowe...jeśli Danzou pracował nad nimi przez ostatni rok, nie zdziwię się jeśli pod miastem, istnieje drugie miasto... - rzekł Kakashi, mrużąc oczy w geście zamysłu. Znudzoną twarz oparł o skrzyżowane ręce.
          - Musimy poczekać na jego ruch. Nie możemy tak nagle odwołać misji i kazać naszym wracać, bo to tylko wzbudzi podejrzenia...planuje by Kiba zagłębił się w to i po szpiegował więcej. Ja jeszcze porozmawiam z kapitanem Yamato może on wie coś więcej. Tym czasem miejcie się na baczności. Człowiek taki jak on może zaatakować w każdym momencie - ostrzegł Itachi.
          - Nawet jeśli miałby dwudziestotysięczną armię, z naszymi jednostkami nie ma szans - powiedział pewnie Inochi.
          - Bracie niech tylko cię dotknie, a zabije go gołymi rękami - warknął Sasuke, obnażając kły.
          - Wolałbym uniknąć wojny domowej - oznajmił Itachi wzdychając, głośno. - Przenieście młodziaków na obrzeża wioski. Niech tam trenują. Jeśli mieli by nas zaatakować, wole nie mieszać w to żółtodziobów.
          - Ktoś w końcu musi przejąć po nas pałeczkę...Ja się tym zajmie - oświadczył Kakashi.
          - Nie wiem czemu się tak martwicie. Mój oddział pokona każdą armię - krzyknął pewny siebie Naruto, bujając się na krześle.
          - Błagam cię...Twoi nie mają szans z moimi - syknęła TenTen.
          - Przestańcie rywalizować. Nie możemy doprowadzić ani do wojny z sąsiadami, ani do rewolucji domowej! To mogło by mieć zły wpływ na naszą przyszłość. Niech każdy zajmie się swoimi sprawami i donosi o nowych informacjach. Kwestie strategii pozostawcie mnie
          - Nie wiem kto zajmie twoje miejsce Shikaku gdy już przejdziesz na emeryturę  - westchnął Neji.
          - Nie mam zamiaru tak szybko odchodzić. Po za tym pamiętajcie, że mam syna
          - No tak Shikamaru...mól komputerowy - westchnął Naruto, na samo wspomnienie o jego ciemnym, i brudnym pokoju, gdzie powietrze było tak gęste, że aż namacalne.
          - Zakończymy na dziś - zarządził Itachi - Pamiętajcie bracia. Cokolwiek się nie wydarzy, walczymy w obronie Kraju, w obronie Państwa, w obronie naszych nienarodzonych synów, córek i wnuków. Nie zapominajcie, że jesteśmy jedną wielką rodziną - zakończył spotkanie swoją swoją stałą myślą, którą wygłaszał przy każdej możliwej okazji. Myśl, która towarzyszyła każdemu żołnierzowi, który wyruszał na wojnę bądź misje.



          Zanim wrócił do domu przeszedł się jeszcze po zachodniej jednostce gdzie swój trening odbywał odział Konohamaru. Patrząc na biegających chłopców, przypominał sobie własne początki z przyjaciółmi. Dokładnie i wyraźnie czuł ból odciśniętych butów, pamiętał jak z Naruto każdego dnia walczyli o przetrwanie, jak z Kibą chodzili na polowanie i jak uczył się przeżyć w terenie. Wiedział, że gdy za rok ukończą swój trening będą dorosłymi mężczyznami, idealnymi maszynami, które mają uczucia i serca.
          - Wracaj już do domu. Sakura pewnie na ciebie czeka. Odkąd Danzou nami rządzi bywasz w domu jako gość - poradził mu Kiba.
          - Kiedy wróciłeś?
          - Przed chwilą. Właśnie idę zdać Itachiemu raport oraz Shikaku.
          - Dowiedziałeś się czegoś?
          - Aż za dużo...gdzieś pod nami istnieją tajne przejścia. Labirynt tak zagmatwany, że Shikaku będzie musiał nad tym spędzić dłuższą chwilę, by go rozwiązać. Nie znam całego planu, nawet jej części nie znam, ale wiem, że jeden zły ruch i BUM! - krzyknął, wizualizując wybuch rękami.
          - Mam złe przeczucia Kiba...bardzo złe - zwierzył się, nie odwracając wzorku od młodziaków, w których była nadzieja.



          Tak jak się spodziewał Sakura nadal była w pracy. Siedząc w wannie zastanawiał się co może teraz robić. Od bardzo dawna nie pytał się co tam w pracy. Czy dostała jakiś ciężki przypadek wypadku, ile udało jej się uratować żyć, czy nie jest zmęczona. Ostatnimi czasami mijali się, aż za często. Nie pamiętał kiedy spędzili cały dzień razem. Śniadań też nie jedli wspólnie od dobrych dwóch lat. On był zajęty wojskiem, ona ratowaniem ludzi. Czasami żałował, że noce mijały tak jak wczoraj, na kochaniu się do nieprzytomności i zasypianiu we własnych ramionach.
         
          Już w drzwiach poczuła cudowny zapach kurczaka. Niesiona niczym na skrzydłach wleciała do kuchni gdzie jej ukochany mąż gotował kolacje. W dresie i fartuchu stał przy kuchence, smakując sos. Nie wyglądał jak dowódca oddziału, jak brat marszałka, lub żołnierz. Wyglądał jak zwyczajny chłopak, który cieszy się życiem i przygotowuje posiłek dla żony.
          - Dzień dobry - szepnęła, przytulając go od tyłu. Zapach cytrusowego żelu pod prysznic wzbudził w niej większy apetyt.
          - Jak w pracy?
          - W porządku. Kilka złamań, kilka delikatnych wstrząsów mózgu. Nic co mogło by być, aż tak bardzo straszne i zagrażające życia.
          - W takim razie cieszę się - odłożył garnek na bok, po czym odwrócił się do żony, porywając ją w objęcia.
          - Chciałbym wyjechać na wakacje - wyznał.
          - Stało się coś?
          - Nie, czemu tak myślisz?
          - Ponieważ cię znam i widzę, że coś się stało.
          - Po prostu czuje, że za niedługo coś wybuchnie - westchnął.
          - Ty i te twoje pesymistyczne myśli - mruknęła. - Lepiej zjedzmy te cuda! - krzyknęła, uciekając do kurczaka, który parował aromatami nie z tej ziemi.
          Pierwszy raz od bardzo dawno spędzili wieczór we dwójkę przed telewizorem, oglądając głupie programy i jeszcze głupsze komedie. Rozmawiali i śmiali się zupełnie jakby chcieli postawić pozorny mur, który miał ich obronić przed nadchodzącą katastrofą.


          W niecały miesiąc później tajne wojska prezydenta zaatakowały wschodnią jednostkę, w której ucierpiało kilkoro młodziaków. Konohamaru, który odpowiedzialny był za swój odział został na jednostce, aż do ostatniego żołnierza. Narażał właśnie życie, by wyciągnąć spod gruzów każdego brata. Sam opatrywał rany, działając niczym wykwalifikowany żołnierz z dużym doświadczeniem. Na następny dzień po ataku, cały odział został odesłany do domu.
          - Pozwólcie mi zostać! Też chce walczyć! - krzyczał Konohamaru, patrząc na mijających ich żołnierzy, którzy przygotowywali się do walki.
          - Konohamaru mówiłem ci już! Nie ukończyliście treningu. Nie możesz jeszcze brać udział w wojnie! To nie pora ani miejsce byś umierał bezczynie. To co zrobiłeś do tej pory było wielkim czynem. Jesteś godny miana dowódcy swojego oddziału, oraz nazwiska Sarutobi, ale poczekaj jeszcze trochę. Posłuchaj swojego wujka i leć to swoich ludzi! W takiej chwili jesteś dla nich najważniejszy! - rozkazał Asuma, a chwile później z karabinem w ręku, udał się na miejsce narady, gdzie miał przekazać swoim ludziom plan.

          Idąc za ciosem Danzou wysłał część swojej armii na południową bazę, oraz za granice, gdzie aktualnie przebywał Itachi. Atak z dwóch stron plus walka za krajem była wielkim zaskoczeniem. Nikt nie miał wątpliwości, że chodzi mu o Marszałka, a konkretnie o jego głowę. Nawet ludzie w wiosce przenieśli się na drugi koniec Kraju gdzie byli choć trochę bezpieczniejsi od tych walk.
          - Sasuke błagam cię nie jedź tam! - prosiła Sakura, trzymając w ramionach swojego ukochanego. Nie mogła pogodzić się zmyślą, że jutro zamierza wyruszyć za swoim bratem. Wiedziała dobrze, jak bardzo go kocha i ile dla siebie znaczą. Dla niego jak i dla niej był w stanie zrobić wszystko i to ją przerażało. Myśl, że pojedzie i zginie.
          - Sakura jestem żołnierzem. Wiedziałaś za kogo wychodzisz i jakie są tego konsekwencje - ucałował jej mokre policzki. Jej ciało wciąż ciepłe i tak pachnące. Drżało przy każdym jego najdelikatniejszym dotknięciu. - Trochę głupio mi teraz się z tobą kochać, jak zaczęłaś płakać - westchnął pół żartem, naprężając mięśnie bioder.
          - Po prostu się boje. Tyle się słyszy  o tych walkach. O ofiarach i liczbie poległych osób. Nie chce żebyś biegł w ramiona śmierci - jęknęła.
          - Przecież jestem Sasuke Uchiha. Największy generał sił desantowych. Nikt nie ma szans z moim oddziałem. Pamiętaj o tym Sakura. Choćby nie wiem co wrócę do ciebie. Żywy i zdrowy rozumiesz - zapewnił ją. Zgłębił się w niej jeszcze mocniej, jakby chciał stworzyć z nią większą jedność, jeszcze większą cielesność.
          - Obiecujesz?
          - Nigdy nie łamie moich obietnic - przypomniał jej.
          - Tak bardzo cię kocham!
         
          Patrząc na jej spokojną, czerwoną twarz wzdychał głośno pod nosem za swoje słowo. Od małego uczyli go, że nie powinno się składać takich obietnic. Żołnierz nigdy nie był niczego pewien. Żył dla Narodu i umierał dla narodu. Był własnością swojego kraju. Był gotowy na śmierć w każdym momencie życia. Zawsze gdy kroczył ramie w ramie z swoimi braćmi wierzył, że może pokonać każdego. Z drugiej strony gdy widział ukochaną, miał ochotę rzucić wszystko i poświęcić się tylko jej.
         

           - Sasuke jesteś gotowy? - spytał podekscytowany Naruto, klepiąc go w ramie. Zielony mundur leżał na nim jak ulał. Nie wyglądał na wymoczka, którym był w dzieciństwie. Był silny, odważny i pewny siebie.
          - Jak zawsze - uśmiechnął się Sasuke, zakładając mu kas na głowę - Bezpieczeństwo pułkowniku! - przypomniał uderzając, go pięścią w tył głowy.
          - Słuchajcie! Cokolwiek się stanie walczymy dla narodu! - zaczął Naruto, zwracając się do swoich kolegów z oddziału.
          - Walczymy dla Narodu, dla przyszłości i wolności! - kontynuował Sasuke, spoglądając na twarze żołnierzy.
          - Za nasze dzieci i nie narodzone wnuki! Walczymy w imię Konohy  i Itachiego! - zakończył spektakularnie Uzumaki, podnosząc karabin ku górze.
          Sznur aut wojskowych zawołało głośno, wzbijając w niebo pięści.


          Listy, które przychodziły prawie co dwa tygodnie zaczęły pojawiać się raz na miesiąc, a czasami rzadziej. Denerwowała się każdego dnia, gdy budziła się sama w łóżku. Drżało jej serce gdy otwierała nowy list, a później płakała, gdy po dwóch krótkich zdaniach nadal nie wiedziała co u niego, gdzie jest i co robi/ Jedyne co pisał za każdym razem to, że ją kocha. W telewizji nie mówio nic prócz tego, gdzie są jakie odziały ilu ludzi poległo i jakie są zniszczenia. Największą tragedią od wybuchu wojny domowej była wieść, że Itachi został zabity w niespełna rok przez wrogów. Zastrzelony przez ludzi Danzou zmarł szybko i bezboleśnie.
          W półtora roku później na wiosnę gdy wszystko wydawało się uspokajać do drzwi zapukał niespodziewany gość z wiadomościami, które miały już na zawsze zmienić życie Sakury.
          - Naruto co się stało? - pytała, nie mogąc zrozumieć, czemu jej ubrania lądowały w walizce.
          - Nic, dostałem rozkaz, żeby zabrać cię do Ame, gdzie zamieszkasz u dawnych znajomych Sasuke.
          - Co z Sasuke? On też tam będzie? Po co mam tam jechać? I co ty w ogóle tu robisz?!
          - Nie ma czasu! Potrzebujesz coś jeszcze? Masz pieniądze, czy musimy zajechać do banku?
          - Odpowiedź mi najpierw na pytania. Po co mam tam jechać, i co tu robisz? Gdzie jest Sasuke?
          - Wypełniam ostatni rozkaz Sasuke. Przed śmiercią rozkazał mi wrócić tu po ciebie i zabrać daleko od tej wojny. Rozumiesz? - jego słowa przepełnione żalem i smutkiem, zagrzmiały w pokoju. Sakura, która w jednej chwili zemdlała leżała tak, aż nie obudziła się po paru godzinach, wybuchając głośnym płaczem.
          - Nigdzie nie jadę! Obiecał mi, że wróci, a ja w to wierze! Pisał mi w listach, żebym się nie martwiła! Nie wierze, że umarł! Pokażcie mi jego ciało! - krzyczała jak oszalała. Niewidzialny mur, który postawiła przed sobą nie dopuszczał żadnych złych myśli i pustych słów, które próbował przekaż jej Naruto - Nie obchodzi mnie to, że ciało zostało! Jesteście braćmi czy nie! Nie powinniście wracać do domu razem! Żywi lub martwi! Takie są wasze zasady! Nikt jej jeszcze nigdy nie złamał więc nie wciskaj mi kitu, że tak po prostu zostawiliście ciało Sasuke by zgniło sobie na środku jakieś głupiej pustyni! Jesteście żołnierzami Elitarnej Jednostki Uchiha! Wy nie umieracie tak łatwo! Jeden wasz oddział jest  wstanie pokonać tysięczną armię, wiec nie wciskaj mi kitu okey!
          - Sakura błagam cię! Po prostu się zamknij i jedź ze mną do tego cholernego kraju! - wrzasnął.
          - Nigdzie nie jadę! - odkrzyknęła, wyrzucając ubrania z walizki - A teraz wyjdź! Zaraz wychodzę do pracy!
          Naruto zmierzył ją wzrokiem. Cierpiał tak bardzo jak ona. Z złamanym serce wyszedł, pozostawiając ją samą w pokoju. Obiecał Sasuke, że będzie jej chronił i nie ważne, jak bardzo chciałby wrócić nie mógł tego zrobić póki Sakura była nadal w tym miejscu.

          Minęła wiosna, lato, jesień. Na zimie wieści o Itachim i Sasuke nadal pozostały nierozwiązane. Czuła gdzieś w sercu, że jej mąż żyje i ma się dobrze. Codziennie czytała gazetę, przeglądała tysiąc zdjęć w intrenecie w poszukiwaniu twarzy, nogi, ręki lub innej części ciała Sasuke. Upierała się, że póki nie zobaczy jego ciała nie uwierzy w jego śmierć.
      
          W przeciągu ponad dwóch lat Konoha po upadła. Rada bez oddziału Itachiego nie była w stanie nic zarazić na plany Danzou. Każdy bał się mu sprzeciwić, bo takie czyny były brane jako zdrada i karane śmiercią. Nie raz się słyszano, jak jeden z radnych znikał i już nie wracał. Handel szedł coraz gorzej, bezrobocie wzrosło, a deficyt na leki, był odczuwalnym w każdym szpitalu. Co dzień przyjeżdżali nowi wojskowi  z nowymi ranami. Czasami wśród nich znalazł się cywil, który szedł na wojnę z zamkniętymi oczami, byle się jakoś przysłużyć kraju. Młodzi synowie wyklinali na rząd za swoich ojców, i potajemnie wyruszali na pola walki by pomścić rodzica, bądź brata. Kobiety siedziały w domu, wylewając łzy i modląc się o to by nie dostać listu z pieczątką prezydenta, który miał informować o śmierci.Tylko jedna jednostka na północy wziąć walczyła i stawiała opór, triumfując za każdym dniem.


          No wiosnę trzeciego roku od wybuchu wojny domowej Sakura wzięła wszystkie swoje listy, które dostała od Sasuke i zaniosła je do dawnego przyjaciela. Stojąc w letniej sukience, niepewnie zapukała do drzwi. Długo stała zanim w końcu jej otworzono. Wysoki brunet o zaspanych oczach i znudzonym wyrazie twarzy, stanął przed nią w piżamie. Nie był chętny do rozmów, ani wizyt jakiegokolwiek człowieka.
          - Mam co ciebie sprawę Shikamru - rzekła twardym głosem.
          Pokój Shikamaru był taki samy, jak zapamiętała z czasów licealnych. Wielki pokój, a w nim komputery, monitory i inne urządzenia. Ciemne żaluzje w pokoju zasłaniały przed jakimikolwiek promieniami słonecznymi. Świeże powietrze nie miało tu bytu.
          - Co jest? - spytał, podając jej kubek z herbatą.
          - Mam tutaj wszystkie listy Sasuke, które dostałam dwa lata temu. Pisał w nich, że jest bliski dowiedzenia się prawy i odkrycia czegoś. Nigdy nie pisał czego. Czasami zdarzyło mu się opisać, jakiś budynek lub kawałek obrazu. Chciałabym, żebyś je przeanalizował. Może uda ci się znaleźć w tym wszystko wiedzącym komputerze miejsce, które będzie pasowało pod opis.
          - Po co?
          - Po gówno! - syknęła - Oczywiście po to, żeby go odnaleźć. Twój ojciec również jest na tej wojnie. Nie chcesz go odnaleźć?
          - Mój ojciec jest żołnierzem. Jestem przygotowany na to tak samo jak on , że może zginąć.
          - Nie piernicz mi głupot! - uderzyła pięścią w stół - Proszę cię tylko o pomoc. Nic więcej. Błagam cię. Jesteś jedyny, który może mi pomóc - rozkleiła się, pokazując grochowe łzy. W takim momencie najtwardszy mężczyzna przegrał by wojnę. Walka przeciwko płaczącej kobiecie zawsze była zwycięska dla tej pięknej płci.


          Temari wspólniczka Shikamaru, którą poznała na następny dzień specjalizowała się w hakowaniu komputerów oraz zdobywaniu informacji. Jako obywatel Suny, potrafiła się wtopić w każdy tłum i znaleźć informacje niemożliwe do znalezienia nawet Kibie. Shikamaru za to znajdywał wszystko w komputerach, planował i wymyślał strategie. Potrafił przewertować mapy całego Kraju by dopasować choćby jeden element z wszystkich listów, które dostała Sakura oraz matka Shikamaru. Naruto, który ze względu na Sakure nie mógł powrócić na pole bitwy, włączył się w poszukiwania. Sam od bardzo dawna nie dostał wiadomości od nikogo. Nie miał pojęcia kto z żyje, a kto nie. Wszystkie tajne linie urwały się, gońców brakowało, a jemu pozostało tylko wierzyć.
           - W porządku. Włamałem się na serwer ludzi Danzou. Tak jak mówił Kiba pod Konohą i częścią Lasu Ognia znajdują się podziemia. Labirynt faktycznie jest jak z kosmosu, ale to nie problem. Prawdopodobnie gdzieś tu mogą być przetrzymywani Sasuke i Itachi - wskazał palcem na czerwone miejsce, zaznaczone na mapie. - Jestem prawie pewny, że nadal żyją. Gdyby nie żyli, Danzou by to ogłosił, a wojska by się wycofały. Muszą znać jakieś ważne informacje, skoro nadal ich przetrzymują. Dostanie się tam nie będzie proste. Żeby znaleźć miejsce w którym są oni potrzebny będzie czas oraz sprawdzenie każdego z tych punktów - znów pokazał na miejsca, które zaznaczone gęsto były na zielono.
          - Przecież tych miejsc jest milion! - burknął Naruto.
          - Dlatego jest to nie możliwe. Za pewne są chronione. Sprawdzenie każdego miejsca zajęło by dobry rok. Potrzebny nam jest szpieg. Na tyle ważny by dostał się do tego samego miejsca co oni - tu wzrok utkwił w Naruto, który przełknął ciężko ślinę.
          - Jak się już tam znajdę, to jak mam wam niby przesłać dane? Telepatycznie!?
          - Nie, sami je znajdziemy za pomocą tego - wyjaśnił pokazując, maleńkie urządzenie wielkości płatka kukurydzianego. To jest chip, który wprowadzimy ci do ciała, a następnie będziemy śledzić każdy twój ruch - wyjaśnił dumnie.
          - W porządku, zrób to szybko! Chce ich odnaleźć jak najszybciej!
          - Poczekaj. Ja to zrobię - wtrąciła Sakura - Naruto, jak raz wejdzie na pole walki, to nie da się tak szybko złapać. Znamy cię nie od dziś i wiem, że jak tylko dostaniesz karabin, pójdziesz z nim na wrogów. Ja pójdę, pod pretekstem sanitariuszki. Na pewno mnie znajdą, bo jestem żoną Sasuke. Nie raz byli u mnie ludzie z rządu, wypytując o Sasuke i jego rodzinę. Myślą, że coś wiem, więc mnie szybciej wezmą niż jego. Do tego jestem kobietą. Wątpię by mi coś zrobili - oznajmiło, wyrywając chip z dłoni Shikamaru. - Gdzie mam go sobie wszczepić? - spytała, ściągając koszulkę.
          Naruto, widząc jej ciało zaczerwienił się, odruchowo spojrzał na jej piersi. Shikamaru bardziej opanowany odwrócił głowę, przez którą przebiegał rumieniec.
          - Ja ci go wszyje. Chodź na dół - rozkazała Temari, kręcąc głową.
          Pod mieszkaniem Shikamaru znajdowało się jego drugie serce. Tajna baza w której pracowali i wyszukiwali informacje. Miejsce zupełnie inne niż to na górze. Czyste, przestronne, z klimatyzacją.

          - Wszczepiłam ci chip do biodra. Gdyby cię sprawdzali to powiedź, że jak byłaś mała to skręciłaś biodro, i musieli ci wkręcić śruby, które zrosły się z kością. Dzięki temu ominiesz dalsze pytania o istnieniu metalu w twoim ciele - wyjaśniła Temari, pomagając jej wstać. - Shikamaru i Naruto właśnie montują podsłuch i kamery w twoim mieszkaniu na wypadek gdyby znów pojawili się ludzie Danzou. Wtargnięcie na teren wroga nie będzie proste. Musisz jakoś dostać się do wozu, który przewozi leki i lekarzy. Wtedy jakoś pokazać się wrogowi i dać się złapać, ale nie możesz pokazywać, że robisz to celowo. Musisz walczyć. Rozumiesz?
          Sakura przytaknęła. Nic nie było ważniejsze od jej ukochanego. Była gotowa iść choćby z buta na to pole walki, byle go tylko odnaleźć.

          Wozy lekarskie wysyłane były raz na trzy miesiące. Na kolejny musiała czekać do maja. Do tego czasu miała nadal żyć jako Sakura i nie wzbudzać podejrzeń. Wieczorami rozmawiała w łóżku przez przenośny mikrofon z Shikamaru i Temari, omawiając szczegóły ich planu. Naruto, który miał nadzieje, jechać z nią musiał zostać, żeby wkroczyć do akcji, gdy już znajdą położenie Sasuke. Nie był zadowolony z tego pomysłu, ale wierzył, że tak będzie lepiej i bardziej się przyda.
          W maju Sakura zapakowała się do wojskowego wozu i wyruszyła za granice. Pod drodze nie musiała udawać, że jest sanitariuszką. Była nią i pomagała każdemu, kogo spotkała. Dwa tygodnie jeździła po lasach, ratując ludzi, aż w końcu w trzecim tygodniu dojechali do północnej granicy, gdzie toczyła się najkrwawsza walka. Tam szybko zostało zauważona przez generała sił zbrojnych Danzou. Wzięta w niewole, jeszcze tego samego dnia zakneblowali ją w pace auta i przewieźli gdzieś, w ciemne miejsce.
          - Kogo my tu mamy! - powiedział ciężki, ochrypnięty głos, ściągając przepaskę z jej oczów. Mężczyzna był niski, ale dobrze zbudowany. Kwadratowa twarz, oczy osadzone za blisko siebie, wystający noc, i wąskie usta, które przysłonięte były wąsem. - Pani Uchiha, żona generała Sasuke Uchiha - powiedział z udawanym szacunkiem, ciągnąc ją za sznur, który obwiązywał jej ręce.
          - Puść mnie! - rozkazała, szarpiąc się. Dopiero wtedy poczuła ból w nodze. Wcześniej sobie z tego nie zdawała sprawy, ale miała liczne siniaki na ciele, a jazda w twardym aucie, obiła jej się o biodra.Teraz ciągnięta niczym pies, człapała na kolanach.
          - Już, już. Popatrzmy kogo my tu mamy - zaświergotał wchodząc do wielkiej celi. Dwóch mężczyzn, którzy szli za nimi, od razu przywiązali ją do ściany. Sznur, doczepili do drugiego sznura, który zwisał z sufitu, unosząc jej ręce wysoko nad głową.
          - Patrz generale kogo mu tu mamy - zwrócił się za siebie.
          Światła nagle zaświeciły się i dopiero wtedy zauważyła, że po drugiej stronie zamiast ściany, była krata, a za nią Sasuke.
          - Sasuke! - krzyknęła, chcąc się wyrwać.
          - Co? Kto to? Sakura!? - wrzasnął, zdziwiony, zaciskając dłonie na kratach - Co ty tutaj robisz?! Naruto miał cię zabrać! Głupia!
          - Ah kłótnia kochanków  - zawołał mężczyzna, wciągając powietrze do płuc.
          - Nigdy nie przypuszczałem, że masz tak piękną kobietę.  Zdjęcia nie oddawały twojej prawdziwej urody - mruknął dotykając, jej policzka.
          - Nie dotykaj jej - wrzasnął, upadając na kolana. Był zmęczony i wycieńczony. Z ran na ramionach i nogach sączyła się krew. Twarz miał poobijaną, a na nagiej piersi widać, było ślady od sznura i pasa.
          - Wpadłem na cudowny pomysły! - zawołał radośnie - Skoro wy nie daliście mi żadnej radości, ani zabawy zrobi to ona - zaśmiał się. Jednym ruchem, zerwał z niej, brudną i dziurawą bluzkę.
          - Oszalałeś! Odejdź! - wrzasnęła, chcąc bronić się.
          - Grzeczniej - rozkazał, uderzając ją w policzek.
          - Sukinsynie, zabije cię! - zagroził Sasuke, szarpiąc za kraty.
          - Ciii...podczas przedstawienia się nie rozmawia - rzekł, podnosząc rękę. Jak na rozkaz sznur od sufitu rozluźnił się, a maszyna ruszyła do przodu, ciągnąć Sakure na sam środek.
          Mężczyzna stanął za nią, i dotknął piersi przez stanik. Były miękkie jednocześnie jędrne. Delikatnie podciągnął biustonosz, ukazując ich prawdziwe kształty.
          - Przestań się szarpać - rozkazał, tym razem, uderzając z otwartej dłoni, w jej nagie pośladki. Przejechał dłonią po linii jej tali, a następnie językiem oblizał kark.
          - Zabije cię szczura, jak psa! - wołał Sasuke.
          - Zazdrosny musisz być. Cztery lata nie widziałeś, żony, a teraz ja ją mam. Jak przykro.
          Sznur znów się rozluźnił. Sakura upadłą na kolana trzęsąc się jak galareta. Dobrze wiedziała co zaraz się wydarzy, jednak cały czas modliła się o ty by wybudzić się z tego snu. Gdy usłyszała dźwięk rozpinanego rozporka, oraz trzask rozrywanej foli, pisnęła głośno, łykając łzy.
           - Niedobrze, jesteś bardzo sucha - powiedział obrażonym tonem, rozchylając jej nogi. Trzymając mocno za biodra, wszedł w nią gwałtownie. Ciche wypuszczanie powietrza nosem, wypełniło uszy wszystkim, gdy ten delektował się jej wnętrzem. Im mocniej ją pchał, tym głośniej płakała. Nie miała nawet  sił by krzyczeć. Jej ciało było rozrywane na kawałki, przy każdym ruchu. Czuła się upokorzona i zbluzgana. Ledwo podtrzymując się na kolanach zjechała w pewnym momencie na brzuch. Ręce skulone przy twarzy, bolały ją od ucisku więzła. Jego głośne sapanie, mieszało się z groźbami i krzykami Sasuke, który w agonii, walił w ściany, kraty i podłogę. Gdy na niego spoglądała szeptała cicho niewyraźnie słowa.
          - Nie sądziłem, że  z tej perspektywy możesz być jeszcze piękniejsza - oznajmił, wychodząc z niej. Odwrócił ja na brzuch, spoglądając na piękne nagie ciało. Widział w jej oczach strach i ból, co tylko podniecało go bardzo.  - Idealne proporcje ciała, i kształty - pochwalił, ściągając prezerwatywa. Resztę roboty dokończył ręką, pozwalając by sperma wylała się na jej gładki brzuch.
          - Kapitanie dzwoni dowódca - oznajmił jeden z żołnierzy.
          - Powiedź, że zaraz oddzwonię - rozkazał, oblizując usta. - Wyglądasz jakbyś od miesięcy przygotowywała się na spotkanie z mężem. Idealnie wygolona, gładka, i pachnąca. Na prawe cudowna kobieta. Taka ciasna, i ciepła, aż mam ochotę znów w ciebie wejść - mruknął jej do ucha, wkładając w nią trzy palce.
          - Nie dość już masz skurwysynie! - syknął pełen mordu.
          - Uważaj na słowa. Chyba nie chcesz by przytrafiło jej się to samo co Itachiemu - rzekł zadziornie, spoglądając na mężczyznę, który leżał w drugim kącie pod kocem. Był cały poobijany, i pokiereszowany od tortur. Spał ciężko oddychając, nie świadomy tego co teraz się dzieje
          - Pozwól mi się nacieszyć. Miałeś ją tyle lat. Ucałował jej lewą pierś, a później prawą, ssąc każdy sutek na zmianę. Nie płacz, to dodaje ci tylko uroku - szepnął, oblizując jej policzek. - Nosz cholera i teraz muszę się przebrać - mruknął, spoglądając na mundur brudny do spermy. Schował penis z powrotem do spodni,  i dumnie wyszedł z celi. - Załatwcie jej jakieś ubranie. Znajdźcie też jakąś sukienkę, albo jakiś strój. Jutro rano jak tu przyjdę, zerżnę cię tak, że będziesz błagać o więcej - zapewnił ją, podśpiewując pod nosem.

          Dwóch strażników, przyniosło jej stary za duży podkoszulek i wytarte spodnie dresowe. Z rozkazu kapitana, zostawili ją samo pas, pozwalając by przyczłapała się do mężna, na czworaka.
          Wybuchając płaczem, wtuliła się w ramie w Sasuke. Objęła go tak mocno jak tylko mogły pozwolić na to kraty. Sasuke również, przycisnął głowę do otworów.
          - Zabije go. Obiecuje zapłaci za to.
          - Nie mów proszę cię! - jęknęła, jeszcze mocniej się w niego wtulając.
          Trzymając ją pierwszy raz od czterech lat w ramionach, załkał głośno. Nie mógł sobie wyobrazić jaki ból musiała teraz czuć. Co musiała przejść i jak się czuje.
          - Kocham cię Sakura, bardzo cię kocham. Słyszysz. Kocham cię - szeptał jej, głaskając po głowie i plecach. Tylko tyle mógł teraz dla niej zrobić. Ukoić jej ból za pomocą słów i gestów. Być przy niej. - Nie pozwolę by cię już tknął, nie ma takiej opcji.
          - Jutro się to się skończy. Nie dotrwa do końca - zapewniła go przez łzy.


          Nad ranem pisk kluczy odbił się echem po celi. Głośny huk, zawył nad ich głowami powodując trzęsienie. Kolejny wybuch spowodował deszcz gruzu i kurzu. Przebudzeni od razu załapali się za ręce. Ktoś wchodził do nich, ale przez ciemność nie mogli odgadnąć kto to.
          - Witajcie! - zawołał znajomy głos. Światło zabłysło w całym pomieszczeniu niczym promyk nadziej. Shikamaru dumnie stał przy otwartych drzwiach, trzymając w dłoni łańcuch kluczy.
          - Gdzie Naruto?! - zawołała Sakura, zrywając się na nogi.
          - Za mną - oznajmił, otwierając cele Sasuke.
          Z cienia wyłoniła się postać Naruto. Był zły, wręcz wściekły. Piana toczyła mu się z ust jak z psyka dzikiego zwierzęcia. Ciągnął po ziemi coś ciężkiego, co ledwo się ruszało.
          - Sasuke - rzekł, rzucając mężczyzną o ziemie.
          - Naruto zajmij się Sakurą - rozkazał poważnie, mierząc wzrokiem swoją ofiarę.
          Naruto podszedł do Sakury. Obrócił ją do siebie tyłem i kazał zatkać uszy. Dla pewności położył swoje dłonie na jej dłoni, i zgiął się wpół, chowając ją ramionach. Dobrze wiedział co Sasuke zrobi z tym człowiekiem. Słyszał każdą łamiącą się kość, każdy trzask, czaszki, oraz szczęki, każdy pisk, i błaganie o życie. Czuł jak metaliczny zapach krwi unosi się w powietrzu, by po pięciu minutach, wszystko ucichło.
          - Pomóż Shikamaru z Itachim - poprosił, obejmując ramieniem Sakure. Nie pozwolił jej spojrzeć na zmasakrowane ciało tamtego zwierzęcia. Wyszedł spokojnie z celi, kierując się do wyjścia, gdzie czekała na nich Temari, z mundurem dla niego i dla niej.
          - Kończymy tą wojnę - warknął pod nosem, wychodząc po trzech latach na wolność.




          Oddział Konohamaru zwyciężył po za granicami kraju. Dowodząc swoją załogą, przeprowadził powietrzny atak na wrogie siły. Wraz z powrotem generała Naruto, Sasuke i Marszałka Itachiego wróciła nadzieja. Wróg poddawał się z dnia na dzień, a Danzou został otoczony we własnym domu, przez synów, którzy w ciągu czterech lat dorośli i byli gotowi wymierzyć sprawiedliwość. Broń powoli chowano do aut,  a martwe ciała ostrożnie pakowali na wielkie wozy, które wyjeżdżały do kraju niczym koleja.
          Po powrocie do domu Przewieziono wszystkich na ostry dyżur. W porównaniu do Itachiego, Sasuke wyszedł szybko po tygodniu leżenia w łóżku.  TenTen oraz Neji odnieśli najmniejsze obrażenia, za to ojciec Shikamaru musiał pożegnać się z lewą ręką, co wcale nie wpłynęło źle na jego samoocenę. Kakashi stracił prawe oko w walce, a jego najlepszy przyjaciel Obito, w ostatniej chwili, pomógł mu uciec przed wybuchem granatu.
          - Przestań wartować przy moim łóżku jak pies tylko idź już do domu. Żyje, mam się dobrze, za dwa tygodnie będę mógł wyjść - mruknął Itachi, zmęczony obecnością brata. Odkąd tylko pozwolili mu wstać z łóżka, nie ruszał się nigdzie nawet na krok. Spędzał noce przy swoim bracie na zamianę, czuwając nad nim z Sakura, która rozumiała poczynania męża i nie kwestionowała ich.
          - Mówisz jakbyś nie lubił mojego towarzystwa.
          - Dwa tygodnie z tobą mi wystarczy. Wracaj już do domu, Sakura się też o ciebie martwi. Odpocznij sobie dzień dwa i wróć na kilka godzin. Nie wybieram się nigdzie - zapewnił go.
          - Po prostu chce być pewny, że już nic ci nie grozi.
          - Nie mi nie grozi, a teraz już idź! - rozkazał.


          - Sakura mogę? - spytał, kładąc się na niej, wspierając się łokciami, po oby stronach jej głowy. To było ich pierwsze zbliżenie od czterech lat. Pierwsza wspólna noc, którą była dla nich tak ważna jak pierwszy raz.
          - Nie jestem pewna czy Shikamaru zdjął już kamery i podsłuch no i nadal mam w sobie ten chip. Będą słyszeć wszystko jak wtedy.
          - Nie zbyt mnie to obchodzi. Wszystko czego pragnę teraz to ciebie - mruknął, całując jej usta. Słodkie usta, za którymi tak tęsknił.
          - Wiesz co? - zatrzymała go na chwilę.
          - Hmm?
          - Gdy cię przy mnie tyle nie było bardzo żałowałam.
          - Czego?
          - Tego, że nie mamy dziecka. Brakowało mi części ciebie, jakieś namiastki, jakiegoś pierwiastka. Gdy już traciłam nadzieje, myślałam, że cudownie by było gdybyśmy mieli dziecko.
          - Sama chciałaś zaczekać z dzieckiem.
          - Wiem, ale teraz chce tego. Chce mieć kogoś kogo pokocham równie mocno jak ciebie. Dlatego, kochaj mnie bez tego - poprosiła, ściągając prezerwatywę. - Kochaj mnie nastolatkę, w której się zakochałeś i bez której nie mogłeś żyć. Jakbyśmy byli dziećmi, którzy niczego się nie boją i o niczym nie myślą - szepnęła, wprowadzając go w siebie. Dużego, twardego, naturalnego. W całej okazałości.
          - Dawno tego nie robiłem, więc się nie przestrasz - zaśmiał się, wchodząc w nią. Ulgę jaką poczuł była nie do opisania. Znów się w nią wpasował. W jej piękne, drobne ciało, które od razu go przyjęło. Zatracony w niej nie był w stanie myśleć o niej. Pragnął dać sobie upust.
          Gdy oboje szczytowali, zacisnęła palce na jego pośladkach. Chciała mieć go w sobie głębiej, chciała by cała jego esencja pozostała w niej.
          - Za mało Sasuke, chce cię więcej. Pragnę cię całego, bez wytchnienia - szepnęła, całując go namiętnie. Całowało go jak nastolatka. Bez namysłu, szaleńczo, namiętnie i gorąco, podniecając się gdy rósł w niej, za każdym razem gdy o to poprosiła.



          Shikamaru siedział na dole, sprawdzając ostatnie plany labiryntu. Słysząc głośnie jęki dochodzące z drugiego komputera, podjechał tam szybko na obrotowym fotelu, uśmiechając się pod nosem.
          - Co jest Shikamaru co za pornosy oglądasz? - spytał Naruto, który zjawił się z niespodzianką - Oooo, jakie pozycje. Wyglądają znajo.....HOLAAA! Przecież to Sasuke i Sakura! - wrzasnął po chwili namysłu.Oczy otworzył się, a szczęka upadła mu prawie do ziemi, widząc ich igraszki.
          - Tak.
          - Kamery i podsłuch nadal tam są?
          - Tak jak chip.
          - Ona na serio pozwala sobie na takie pozycje? - powiedział z niedowierzaniem, wytężając wzrok.
          - Dobra starczy tego, czego chcesz? - spytał, wyłączając komputer.
          - Nic tak tylko wpadłem zobaczyć co tam u ciebie, ale widzę, że nadal siedzisz sam.
          - A z kim bym miał?
          - No nie wiem z Temari? spytał niewinnie - No nic. Ty tu sobie gnij, a ja idę się spotkać z Hinatą, nie wiem jak tobie, ale mnie naszła wielka ochota - zaśmiał się, znikając.
          Shikamaru zaśmiał się pod nosem. Wykręcił w komórce znajomy numer telefonu i po godzinie otworzył drzwi piękniej przyjaciółce, która stała w sukience, z butelką winą w dłoniach.
          - To i to jest nam nie potrzebne - powiedział łapczywie, rzucając butelkę na sofę, a sukienkę, rozrywając wzdłuż zamku.
          - Szybo - wydyszała, rzucając się na niego.

         


          Późnym popołudniem obudził się w łóżku obok żony. Już zapomniał jakie to uczucie żyć normalnie. Obudzić się w domu obok żony, we własnym pokoju, we własnej pościeli. Zapomniał jakie to przyjemne, gdy wiatr muska twoje nagie ciało, a obrotowy wiatrak na suficie, usypia cię do snu. 
          - Dzień dobry - szepnęła, całując go w usta.
          - Jak ci się spało? - spytał z uczuciem, dotykając jej policzka.
          - Cudownie.
          - Sakura.
          - Hm?
          - Czy mogę to zrobić jeszcze raz? - spytał, przewracając ją na plecy.
          - Możesz. Ile razy zechcesz.

          Po obiedzie zawitali do Shikamaru, który miał wyciągnąć chip z jej ciała. Tego samego dnia umówili się na ściągnięcie podsłuchu i kamer, oraz na to, że spalą cały komputer, na którym nagrany został ich stosunek.
          - O Sakura jesteś tu - ziewnęła Temari, pojawiając się pokoju. Okryta samym prześcieradłem.
          - Temari - zawołała znacząco Sakura. Zawsze wyczuwała, że miedzy tą dwójką coś jest, nawet jeśli jasno mówili, że nie. Widziała jak się kłócą, przekomarzają, wyzywają, a przede wszystkim dbają o siebie.
          - Skończyliście? - spytała zmęczona.
          - Tak, chip wyjęty i zniszczony - oznajmił Shikamaru.
          - Ciszę się. W takim razie czekam na ciebie w łóżku - ucałowała go w usta i zawróciła na górę - Na razie Sakura, Sasuke.
          - Cześć - odkrzyknęli.
          - O nic nie pytam - wyprzedziła jego pytanie, uśmiechając się pod nosem.
          - To trochę beznadziejne - przyznał zakłopotany.


          Powrót do normalności był trudniejszy niż myślał. Danzou popełnił samobójstwo, a na jego miejsce wytypowali Itachiego, który postanowił zrezygnować i powierzyć tą posadę Kakashiemu, który za namową przyjął propozycje. Rządził on mądrze, choć leniwie. Stosunki z sąsiednimi krajami znów się ustabilizował i w przeciągu dwóch lat, wszystko wróciło na miejsce. Itachi wrócił na miejsce Marszałka, Sasuke generała, a odział Konohamaru został wyróżniony orderem.
          Shikamaru po wielu rozmowach w końcu zgodził się dołączyć do nich i od teraz wraz z Temari zastępowali dowódcę Shikaku.



          Sasuke wrócił do domu późną nocą. Od razu po ciemku skierował się do pokoju, gdzie spała jego córeczka. Delikatnie wziął ją na ręce, odgarniając z twarzy jej ciemne blond, kłosy, które odziedziczyła po babci. Pocałował ją na dobranoc w nos, i z powrotem utulił do snu.
          - Wróciłeś? - spytała Sakura budząc się.
          - Tak, jak się mamy? - spytał, całując ją czoło, a później dotykając pięciomiesięczny brzuszek.
          - Bardzo dobrze. Tęskniliśmy - szepnęła.
          - Ja za wami tez.
          - Sasuke?
          - Co?
          - Kocham cię - szepnęła, uśmiechając się - I nasza córeczka i nasz syn - dodała.
          - Też was kocham. Najbardziej na świecie - wślizgnął się pod kołderkę, zamykając Sakure w swoich objęciach. 

        

Za błędy przepraszam.