OGŁOSZENIA

UWAGA!
Blog istnieje jako mój śmietniczek. Wylewam na nim wszystkie pomysły które zagnieżdżą mi się w głowie.

NIE realizuje zamówień, chyba, że napiszę wcześniej.
PRZYPOMINAM, że jest to ŚMIETNICZEK.

[06.11.2014]
ślę wirtualnego HUGA do każdego fana, czytelnika, miłośnika, Narutomaniaka, Narutardsa, i SasuSaku shippera! Z podziękowaniami dla wszystkich osób, którzy dzielnie i z zapartym tchem śledzili i trzymali kciuki za swoich ulubionych bohaterów i Naszego Najgłośniejszego ninja numer 1!
Wiele osób się zastanawia czy blog po zakończenia mangi będzie dalej funkcjonował. Ja bez wahania odpowiadam TAK! Tak długo jak mam wenę, tak długo jak mi pozwolicie i tak długo jak istnieją fani Naruto, SasuSaku, Shikatema etc, tak długo ja będę pisać. Będę dalej pisać, i pisać, aż zostanę ostatnim fanem SasuSaku w Polsce, a później na świecie.


[18/04/2020]
Jak się macie moi drodzy czytelnicy ? Czy wam też życie ucieka przez palce, ale wciąż czujecie się dziećmi ?


cr: all credis to the owner, DevinArt, tumblr, Masashi Kishimoto.

Szablon w całości stworzony prze ze mnie.



29 kwi 2014

31 - Nieoczekiwane uczucie (GrayLu) - ZAMÓWIENIE


          Paring: GrayLu
          A&M: Fairy Knight
          Dozwolone: 12 lat
          Kategoria: Zamówienie. Romans, Komedia, świat  magiczny
          Zamówienie:
          Uwagi: W OPOWIADANIU WYSTĘPUJĄ WYDARZENIA Z MANGI, KTÓRE JESZCZE NIE POJAWIŁY SIĘ W ANIME. Łoooo, w końcu napisałam to zamówienie. Nie wyszło, aż tak dobrze jak myślałam, ze wyjdzie i chciałabym żeby wyszło. Mam inny pomysł na GrayLu. Mam nadzieje, że ten wypali. PS. SPOILER: mam wrażenie, że w następnym Chapterze Naruto, Sasuke zamiast uratować Sakure to ją zabije...mały fucker.


          Poważne bale i imprezy nigdy nie były dla niego stworzone. Kultura nakazywała by przychodzić w garniturach, lub innym elegancko - podobnym stroju,  a to sprzeczało się z jego dziką i wolną naturą. Krążąc po sali musiał, aż za nadto się pilnować, by nie zrzucić siebie ubrań. Kolejną rzeczą jaką nie lubił w tych eventach to, pewnego rodzaju powaga i dostojność, którą też wypadało by pokazać. W takich momentach po prostu brał pełen talerz jedzenia i znikał gdzieś, gdzie Juvia by go nie znalazła i gdzieś gdzie mógłby znów być sobą.
          Tym razem ze względu na wyjątkową sytuacje i uroczyste zakończenie Igrzysk Magicznych bawił się wraz z innymi gildiami z szczególną radością i przyjemnością. Magowie, którzy wcześniej byli jego wrogami teraz stali się przyjaciółmi całej gildii. Cieszył się, mogąc spędzić z nimi czas na wspólnej zabawie, pogawędce, a nawet na wspólnym wypiciu alkoholu.
          - Skoro ty nadal unikasz Juvii, to ja zaproszę ją do tańca! - oznajmił dumnie Lyon, zarzucając swoją grzywą. Ukradkiem spojrzał na dziewczynę swojego życia, która niczym profesjonalistka chowała się za filarem.
          - Jak na mężczyznę przystało! Też powinniśmy zaprosić nasze dzielnie kobiety do tańca! - zawołał głośno Elfam, i w jednej chwili odszedł w poszukiwaniu Evergreen.
          - Ja idę poszukać Natsu! Muszę się z nim napić na znak przyjaźni! - zaświergotał Sting.
          Gdy tak na niego patrzył nie mógł uwierzyć, że za ledwie dwa dni temu był upartym, pewnym, siebie dupkiem, który nie szanował nikogo prócz swojego kota.
          - No dalej Gray! Śmiał, możesz mnie zaprosić - powiedziała dobitnie Erza, wyciągając ku niemu dłoń. Ubrana w najpiękniejszą sukienkę jaką miała, z włosami spiętymi wysoko, i w szpilkach nie wyglądała w cale na legendarną Tytanie, a raczej na zwykłą uroczą dziewczynę.
          - N..nie dzięki - powiedział Gray, odsuwając się o kilka kroków. Dobrze wiedział, że z nią nie powinno się zadzierać. Choćby nie wiadomo co. Mógł przecież przez przypadek nadepnąć na jej nowe buty, a to na pewno skończyło by się jego śmiercią.
          - Powinnaś zatańczyć z Jellalem....nie uważasz siostrzyczko? - spytała Milliana, nie wypuszczając z objęć  Happiego i Pantery.
          Erza spojrzała na Jellala, który stał pod wielkim oknem. Nawet nie zauważyła kiedy się tu znalazł. Nie zwracał na siebie uwagi, wyglądał jak żywy posąg. Zarumieniła się gdy ich spojrzenia spotkały się. Czując w sobie siłę podeszła do niego.
          - Nie! Juvia chce tańczyć z panem Grayem....GRAYEEEM! - wołała Juvia, chcąc wydostać się z uścisku Lyona.
          - Wybacz Juvia, ale Gray już chyba z kimś tańczy - wtrącił Yuka, i całkiem niezauważalnie pchnął Graya na Lucy, która nieświadoma niczego rozmawiała z Yukino.
          - Nie! Czemu z Lucy! Lucy musi zginąć - powiedziała morderczym głosem. Za nim zdążyła coś jeszcze dodać Lyon pociągnął ją głębiej na parkiet, gdzie koniec końców skończyła, tańcząc z nim.
       
          Czując lekkie uderzenie w plecy odwróciła się za siebie. Jej dwa pasma loków zawiały w powietrzu, a biżuteria obiła się o kości obojczykowe. Z niewinną miną spojrzała na Graya, który jakby zawstydzony jej widokiem, odwrócił twarz  w inną stronę.
          - C...cz..czy zatańczysz ze mną? - spytał, niepewnie wyciągając w jej stronę dłoń. Czuł się jak debil, który zaraz zapadnie się w podziemie. Mimo iż wokoło ludzie rozmawiali, a muzyka wypełniała salę, to jedyne co słyszał to jej oddech.
          - Jasne! - powiedziała z radością w głosie, podając mu swoją dłoń.
          Wtopili się w tłum wtuleni w siebie. Jako mężczyzna który nigdy nie tańczył z kobietą nie wiedział jak powinno się tańczyć elegancko. Pierwsza rzecz jaka mu wpadła do głowy to po prostu przyciągnięcie jej do siebie i objęcie w pasie. Nie zwrócił również uwagi na inne tańczące pary, które, krocząc w takt walca wiedeńskiego trzymali się poprawnie.
          - Chyba nie tak to powinno wyglądać - mruknął, spoglądając na Gajeela, który uśmiechał się do niego kpiąco.
          - W porządku tak jest dobrze - pocieszyła go, i prawie stojąc na palcach, zacisnęła ramiona na jego szyj - Po za tym zawsze musi być ta oryginalna para tańczącą - dodała, spoglądając na niego.
          Jej twarz pełna blasku i oczy błyskotliwie nie spuszczały z niego wzroku. Czuł jej ciężar na sobie, jej piersi, które przylegały do niego i jej zapach perfum, którymi zazwyczaj się psikała. Te kilka drobnych rzeczy nagle sprawiły, że rumienił się bez powodu.
          - Dziękuję za taniec - powiedziała, wyrywając go z myśli.
          Orkiestra zaczęła grać inny utwór, a reszta osób znów się wymieszała w inne pary. Część wróciło do niedokończonych rozmów, a inni trwali, starając się utrzymać na nogach.
       

          Im później się robiło tym bardziej martwił się o Natsu. Ten szalony chłop, który zawsze jako pierwszy opróżniał talerz i zawsze jako pierwszy zaczynał awanturę spóźniał się z niewyjaśnionych przyczyn co denerwowało go jeszcze bardziej. Dopiero małe zamieszanie wokół Yukino rozbudziło go. W jednej chwili stał obok przyjaciół i bronił jej wstąpienia do Fairy Tail, a w drugiej turlał się po podłodze, bijąc kogo popadnie. To był właśnie kulminacyjny punkt każdej imprezy, który lubił najbardziej.

          Wieść o przyjściu Króla zwróciła uwagę każdego. Wszyscy porzucili bójki i stanęli zwróceni w stronę balkonu. Za odsłoniętych kotar wyłaniała się jakiś postać. Arcadios ponownie zapowiedział osobistość tego pałacu, wzbudzając jeszcze większe napięcie.
          Wszyscy padli na ziemie, widząc kto pojawił się przed nimi. Ucieszona gęba Natsu w królewskiej koronie z królewskimi atrybutami dobijała każdego, a jednocześnie sprawiała, że chciało się wejść tam na górę i przyłożyć mu po przyjacielsku.
          - Co za debil...  - skomentował Gray.
          - W sumie żadna nowość. A już się martwiłam, że jest  z nim coś nie tak! - zaśmiała się Cana, czkając cicho pod nosem.
          - Można się było tego spodziewać... - dorzuciła lekko zawstydzona Lucy, chowając się plecami lodowego przyjaciela.
          - Czyś ty oszalał! - warknęła Erza, zrzucając go na dół.
          Natsu, który wylądował na Grayu, zamruczał cicho wciąż, czując żelazną pięść przyjaciółki na głowie.
          - Zaraz zginiesz - zagroził mu Gray.
          I tak przyjacielska sprzeczka znów przeobraziła się w morderczą walkę, do której przyłączyła się reszta gildii.




          Zaskoczona nagłą reakcją Graya Lucy wyjrzała przez okno. Za nimi stała babcia z laską w dłoni, która  z uśmiechem na twarzy wpatrywała się w oświetlające ją snopy światła. Miała wrażenie, że skądś zna tą starszą panią. Siadając na miejsce, spojrzała na przyjaciela. Jego nagłe łzy sprawiły, że serce wypełniło się bólem. Bez słowa usiadła przy nim i przytuliła delikatnie, dając do zrozumienia, że jest przy nim i może na nią liczyć. Im bardziej patrzyła na smutną twarz chłopaka tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że owa babcia to była Ul, która uratowała mu życie.

          W Manoglii czekała na nich huczna niespodzianka. Całę miasto wyszło ich przywitać. Wiwatowano i krzyczano na ich widok, przekrzykując się nawzajem z słowami gratulacji. Kolorowe serpentyny i balony zdobiły okolicę, tak jak szczęśliwe twarze mieszkańców.
          - Hej. Nie zamartwiaj się. Na pewno jest teraz szczęśliwa - szepnęła Lucy, dotykając jego ramienia.
          Spojrzał na jej pełne troski brązowe oczy. Był jej wdzięczny za wsparcie. Nawet jeśli się uśmiechał dla dobra innych ona wiedziała o czym myśli i co czuje, a to napawało go prawdziwym szczęściem.
          Patrząc na Natsu, który biegał w około z koroną na głowię i pucharem w dłoni uśmiechał się pod nosem. Nie ważne jak na to spojrzeć nie potrafił się smucić zbyt długo. Nawet jeśli w grę w chodziła ukochana córka Ul.
          - Dzięki - powiedział weselej, mierzwiąc jej włosy.
          - W końcu jesteśmy przyjaciółmi. Więc nie rób już takiej skruszonej mimy - poprosiła, i sama pogłaskała go po głowie.


          Na pierwszą misje jako mistrzowie Natsu i Happy wybyli sami, udając się na dalekie polowanie groźnego potwora. Lucy, która do końca nie odpoczęła po igrzyskach zdecydowała się na coś lżejszego. Jedno dzienna pomoc przy dwóch małych dzieciach brzmiała idealnie, a do tego dobrze płacono. Nie potrafiła przejść obojętnie obok takiego ogłoszenia.
          - No proszę Gray! Natsu i Erza poszli na swoje własne misje, a mi nie pozostał nikt prócz ciebie - błaga.
          - Weź Juvie, Levi kogokolwiek. Nie lubię dzieci - mruknął, odwracając się do niej tyłem.
          - Proszę, proszę. Levi pracuje teraz nad jakimś ważnym projektem, a Wendy jest za mała, żeby opiekować się kilkumiesięcznym i trzyletnim dzieckiem. To tylko jeden dzień. No błagam - ciągnęła dalej prawie, klękając przed nim.
          - Gray! Co z ciebie za mężczyzna, że każesz kobiecie tak błagać! - powiedział groźnie Elfman, napinając mięśnie ramion.
          - Powinieneś się zgodzić Gray. Dzieci nie są takie złe. W sumie są całkiem kochane - wtrąciła Mira. Z uśmiechem na twarzy wycierała szklanki i podawała każdemu zamówienia.
          - Ale jak powiesz Natsu o tej głupie misji to cię zabije! - zagroził jej.
          - Jasne! - pisnęła szczęśliwa. Jej uśmiech nagle zabłysnął niewidzialnym blaskiem. Im dłużej na nią patrzył tym dziwniej się czuł.



          Nigdy nie przypuszczał, że opieka nad dziećmi może być taka męcząca. Od przewijania, karmienia i bawienia chciało mu się już rzygać. Im częściej zmieniał pieluszki małego chłopca tym bardziej zniechęcał się do dzieci. Nie rozumiał jak Lucy tak swobodnie i bez najmniejszego wysiłku bawiła trzyletnią dziewczynkę. Od razu odnalazły swój język. We dwie przebierały się w różnego rodzaju sukienki, czesały się i opowiadały różne wymyślone historie o księżniczkach.
          - Gdy dorosnę to zostaniesz moim księciem? - spytała dziewczynka, obejmując jego prawą nogę. Niebieskie, wielkie, i lśniące oczy patrzyły na niego z podziwem. Brązowa grzywka równo przycięta nad brwiami i gęste, długie loki otulały jej twarz, sprawiając, że wyglądała na jeszcze słodszą.
          - Co? - spytał zdezorientowany. Po godzinnej walce z usypianiem małego, chciał tylko iść do łazienki. Nie przypuszczał, że dopadnie go ta mała.
          - Jak dorosnę to chce poślubić takiego pięknego księcia jak ty! - zawołała głośniej, wyrzucając rączki w górę.
          - Będę musiał długo poczekać, aż dorośniesz - westchnął uprzejmie, biorąc ją na ręce.
          Zbliżała się godzina dziewiętnasta. Według rozkazu jej rodziców miała zjeść o tej godzinie kolacje, po czym iść spać.
          - O, znalazłaś sobie na prawdę fajnego księcia - powiedziała Lucy, wyłaniając się z pokoju.
          - Co powiedzieli jej rodzicie?
          - Powiedzieli, że nie dadzą dziś wrócić na noc i proszą żebyśmy przenocowali tu do rana. Podwoją nam stawkę - oznajmiła spokojnie, z nutką radości w głosie.
          - Na noc?!  - wrzasnął z przerażeniem. Sora, którą trzymał na rękach pisnęła ze strachu, wtulając główkę w jego nagą klatkę piersiową.
          - Straszysz dzieci! - mruknęła, zabierając małą. - Zjemy coś, a później poczytam ci książkę dobrze - powiedziała miłym głosem, idąc do kuchni.
       
           Mała Sora siedziała w swoim krzesełku przy stole, malując różne rzeczy w zeszycie. Uśmiechając się radośnie sama do siebie piszczała czasami pod nosem, i wymachując w powietrzu swoimi różowymi lakierkami, które idealnie pasowały do jej stroju księżniczki.
          - Co tam rysujesz? - spytał Gray, stając się by jego głos brzmiał jak najbardziej naturalnie.
          - Mamę i tatę! - powiedziała zajęta, nie przestając kolorować dwie postacie, które narysowała na środku białej kartki.
          - A to? - wyciągnął na wierzch spod stosu kredek.
          - A to ty i ja! - zawołała uśmiechnięta, pochylając się do niego. - Ja jestem księżniczką - wskazała palcem na postać w różowej sukience z koroną na głowię. - A to ty - przesunęła dłoń w stronę pół nagiego księcia z koślawym znakiem Fairy Tail na piersi. Jego wyraz twarzy był troszeczkę krzywy, ale można się było łatwo domyśleć, że uśmiecha się.
          - Powinnaś narysować garnitur - powiedziała Lucy, zaglądając Grayowi przez ramie. W dłoni trzymała rondelek z zupą, którą mieszała zwinnie drewnianą łyżką. - Przez ciebie i twoje obnażanie będzie teraz rysować nagich książąt - mruknęła, szturchając go lekko łokciem.
          - Ciebie Lucy też powinnam narysować! Narysuje cię i Graya jako królewska para! - pisnęła uradowana, wyciągając czystą kartkę. Od razu zabrała się za rysowanie, zapominając o rysunku swoich rodziców, który porzuciła.
          - Nie mogę być twoim księciem i królem kogoś innego - zauważył, podpierając się o blat łokciem. Lekko znudzony oparł twarz na dłoni co jakiś czas, spoglądając na rysunek.
          - W bajkach wszystko można.
          - Przynajmniej narysuj mi garnitur...i dodaj jakieś fajne buty...O właśnie...Wiesz..w sumie jakby popatrzeć na Lucy to czegoś jej tu brakuje - powiedział po chwili namysłu, wpatrując się w obrazek. Porównał płaską królową Lucy z tą przy kuchence, i zarumienił się momentalnie.
          - Co? - spytała zaciekawiona Sora, wyrywając mu rysunek.
          - A w sumie już nic.
          - Skończone! - zawołała Lucy, kładąc potrawy na stolik.

          Potrawy, które zrobiła wyglądały lepiej niż się spodziewał. Pierwszy raz widział by kiedykolwiek gotowała, i musiał stwierdzić, że smażony omlet, ryba i inne pyszności cieszyły nie tylko oczy ale i nos.
          - Łaaaa! - pisnęła mała.



          Po kolacji Lucy umyła Sorę, a Gray położył ją do snu. Leżąc z nią w małym łóżeczku przy zgaszonym świetle czytał jej książeczkę o niesamowitych magach, którzy wyruszali w podróż w poszukiwaniu księżniczek.
          - Jak będę kiedyś w niebezpieczeństwie to uratujesz mnie? - spytała senna, ziewając szeroko.
          - Tak robią książęta - powiedział z uśmiechem, zamykając książkę.
          - A Lucy też uratujesz?
          - Każdego uratuję  - zapewnił, odgarniając jej włosy z twarzy.
          Dziewczynka zasnęła kilka minut później, wypełniając pokój przyjemnym odgłosem oddychania. Jej spokojna i beztroska twarz sprawiała, że chciał bronić wszystkie dzieci na tym świecie, by żadne już nie płakało z powodu straty rodzica. Przez chwilę marzył o tym by znów stać się dzieckiem i móc tak leżeć obok swojej mamy która przeczytała by mu książkę.
          - Zasnęła? - szepnęła Lucy, wychylając się delikatnie za uchylonych drzwi.
          - Tak.
          - To chodź szybko, żeby się nie zbudziła - popędziła go ruchem dłoni.

          - Haku się przebudził się na chwilę, ale przewinęłam go i nakarmiłam więc powinien spać jakiś czas - oznajmiła mu, wchodząc do pokoju gościnnego, w którym mieli spędzić noc.
          Na ziemi pod ścianą leżały równiutko ułożone maty i koce. Na małym stoliku można było znaleźć wcześniej przygotowane czyste ubrania, białe ręczniki oraz niezbędne kosmetyki i przybory higieniczne.
          - Oni chyba to zaplanowali... - mruknął Gray, wzdychając ciężko.
          - Tak na prawdę to od początku mieliśmy zostać na noc, ale nie chciałam ci mówić od razu, bo wiedziałam, że się nie zgodzisz więc wymyśliłam tą bajeczkę - przyznała się w końcu. W obawie o swoje życie oraz resztę nocy porwała szybko niezbędne jej rzeczy i zniknęła z pokoju, zamykając się w łazience.




          Podczas gdy Lucy brała kąpiel Gray rozłożył im miejsce na spanie. Nie zbyt widziało mu się spanie sam na sam z nią w jednym pokoju. W prawdzie na misjach często spali pod gołym niebem, a na igrzyskach dzielili jeden wspólny pokój, ale zawsze ktoś z nimi był. Jak nie Erza to Natsu, jak nie Natsu to Wendy. Nigdy nie zdarzyło się tak by ta dwójka wylądowała sama na choćby więcej niż godzinę.
          W momencie gdy padł zmęczony na posłanie usłyszał ciche płakanie z pokoju obok. Przeklinając cicho na niebiosa zebrał się ciężko i wyszedł do malucha, który coraz głośniej wołał o uwagę.
          - Co jest? Nie możesz spać? - spytał cicho, biorąc go na ręce. Delikatnie i ostrożnie ułożył go sobie na piersi, obejmując lewym ramieniem pupę i nogi, a prawą dłonią podtrzymując główkę.

          Wychodząc z łazienki zauważyła, że drzwi do pokoju dziecięcego są otwarte. Po cichu, skradając się na palcach stanęła w progu. Widok jej przyjaciela z małym dzieckiem na rękach sprawił, że coś szarpnęło ją za serce. Mrucząc coś pod nosem kołysał się w około, tuląc i, usypiając małego. Nie chcąc go rozpraszać wycofała się z powrotem do łazienki gdzie wysuszyła włosy.

          Chłodny wiatr przywitał ją u wejścia.
          Gray siedział na parapecie przy otwartym oknie, paląc papierosa. Zdawał się nie zauważyć jej obecności. Tępo wpatrzony w niebo rozmyślał nad czymś głęboko. Dopiero zaświecenie światła w pokoju przywróciło go do życia.
          - Mógłbyś wyjść przed mieszkanie - mruknęła, machając ręcznikiem w powietrzu.
          - Ileż można siedzieć w łazience - opowiedział tym samym, gasząc pęta o zewnętrzną ścianę kamienicy. Artystycznie wyrzucił niedopałek za okno po czym zeskoczył na ziemie.


          Gdy wrócił Lucy już leżała na swojej połowie brzuchem do podłogi. Ramionami mocno obejmowała poduszkę, chowając jednocześnie twarz za włosami, które zsunęły jej się na czoło, tworząc kurtynę.
          Przez chwilę gdy na nią patrzył zastanawiał się czy nie przesunąć swojej maty. Czuł dziwne mrowienie w brzuchu na myśl, że będzie spał tuż obok niej. Koniec końców postanowił, że po prostu położy się i nie będzie o tym myśleć. Byli przecież przyjaciółmi to, że spędzają jedną noc razem nic nie oznacza.
       

          Głośny płacz wybudził ich z snu. W pokoju cały czas panował pół mrok, który tylko zniechęcał ich do wstania. Lucy, która przebudziła się jako pierwsza, naciągnęła kołderkę na głowę, mając nadzieje, że to tylko sen. Gray odwrócił się tylko na drugi bok głośno, pochrapując.
          - Gray - mruknęła dziewczyna, wysuwając dłoń. Po długim szukaniu w końcu odnalazła jego ramie. Szturchając go lekko nadal,wołając - Gray...wstań...mały płaczę - mówiła głośniej.
          - Ty wstań... - odpowiedział senny, strzepując jej dłoń.
          W tym samym momencie drugi damski ryk rozbrzmiał w mieszkaniu. Niczym alarm pożarowy sygnalizował, że jak zaraz nie wstaną to może to się źle dla nich skończyć.
          Ciężko i powoli wygramolili się z posłania. Ziewając szeroko Lucy poszła do Sory, a Gray znów do maluszka z którym zdążył się oswoić.
          - Czemu musisz się tak często budzić? Głodny czy znów narobiłeś w pieluchę? - spytał cicho, biorąc go na ręce. Nie wyczuwając nic z jego śpioszków poczłapał do kuchni. Jedną ręką wyjął butelkę z lodówkę i wstawił do mikrofalówki.
          - Aisz...za gorąca - mruknął zły. Zbierając magie w dłoni delikatnie ochłodził mleko. - Proszę, pij - przyłożył smoczek do jego małych ust. Gdy tylko posmakował mleka przyssał się do butelki, trzymając ją mocno obiema rączkami.


          Do pokoju wrócił przed Lucy. Z tego co udało mu się usłyszeć to kończyła Sorze książkę, którą zaczął wieczorem. Znużony upadł na maty, nie przejmując się niczym. Marzył jedynie o tym by pospać jeszcze chwilę, aż dzień nie nadejdzie. W tym samym momencie gdy zasypiał powoli drzwi uchyliły się lekko. Ktoś zaszurał pantoflami po drewnianej podłodze, a później padł na niego, uderzając w klatkę piersiową.
          - Aua..... - pisnęła Lucy. Nie miała sił by się ruszyć. Była zbyt męczona. Była dopiero pierwsza w nocy. Myśl, że będzie musiała to przeżywać, aż do dziesiątej dobijała ją.
          - Lucy...zejdź ze mnie proszę - mruknął.
          - Pięć minut...za pięć minut - poprosiła sena, a później zasnęła.
          Gray wzdrygnął się lekko. Z na wpół śpiącym umysłem udało mu się zarejestrować, że w tym momencie jego przyjaciółka śpi sobie na nim wygodnie rozłożona, nie przejmując się faktem, że jemu jest nie wygodnie. Oddychając cicho przywierała do jego nagiej klatki jeszcze mocniej. Czuł przez jej koszulę nocną piersi, które gniotły się na jego mięśniach. Sama ta myśl sprawiała, że oblewał się wypiekami. Gdy chciał ją z siebie zrzucić odwróciła leniwie głowę w drugą stronę, lewe ramie wyciągnęła do góry, dotykając jego czubka głowy.
          Kolejny alarm zawył  półtorej godziny później, wybudzając wszystkich z głębokiego snu. Gray po raz kolejny nie przejął się tą sytuacją i jakby nigdy nic przewrócił się na brzuch, ciągnąć Lucy ze sobą.
          - Gray...weź złaź... - mruknęła.
          Płacz stopniowo malał, aż w końcu w pokoju słychać było chrapanie chłopaka.
          - Co ty w ogóle robisz... - spytała sama siebie, wtulając twarz jeszcze mocniej w poduszkę. Jego twarz tak blisko jej oraz pół nagie ciało w końcu zaczęło działać i na nią. Minęło sporo czasu zanim znów zasnęła.



          Z samego rana Sora wbiegła do pokoju gościnnego, rzucając się z krzykiem na Graya, który zaskoczony otworzył z przerażeniem oczy.
          - Sora... - powiedział zły.
          - Czemu leżysz na Lucy? - spytała, mocno obejmując go za szyje. Wygodnie ułożyła się na jego plecach, pozwalając by nóżki zwisały po obu stronach Graya.
          - Co? - zawstydzony próbował wstać. Jego lewa ręką, która dziwnym trafem znalazła się pod Lucy, utknęła pod ich ciężarem. Im bardziej Sora wierciła się na nim tym mocniej przyciskał Lucy do ziemi. Czuj jak dłoń raz za razem uderzenia o coś miękko. Dopiero po kilku chwilach zorientował się, że to jej pierś, i jeszcze bardziej czerwony, próbował wydostać się z tej pułapki.
          - Wstawaj, wstawaj! - zawołała wesoła, schodząc z chłopaka. Nie świadoma niczego złapała go za prawą rękę i z całych sił próbowała wyciągnąć do drugiego pokoju gdzie przygotowała już masę zabawek.
          Obudziły ją krzyki i dziecięce piski. Z na wpół otwartymi oczami przewróciła się na bok. Gray, który w tym samym momencie był ciągnięty przez Sore przywarł do niej ciałem.
          - Co jest? - pisnęła Lucy, otwierając oczy.
          Jej twarz znalazła się na przeciwko jego. Z szeroko otwartymi oczami patrzyła w jego czarne oczy, które błagały o pomoc.
          - Hej Sora...skąd ty masz tyle siły? - spytała.
          - Pobawmy się! - krzyknęła, nie zwracając na nich uwagi. Zapierając się mocno nóżkami wykrzesała z siebie ostatnią siłę. W końcu wyciągnęła chłopaka na korytarzach gdzie radośnie puściła.
          - Czemu ja też zostałam w to wciągnięta? - pisnęła Lucy. Jej lewy bok wył z bólu. Na łokciu oraz kolanie miała lekko rozdartą skórę, która pulsowała delikatnie.
          - Ostatni raz idę z tobą na misje - oświadczył Gray, kładąc się plackiem na ziemi.


          Państwo Kim wróciło równo o dziesiątej. W podziękowaniu za ciężko prace wypłacili każdemu po dwadzieścia pięć tysięcy klejnotów, zapewniając, że w przyszłości na pewno skorzystają z usług ich gildii.
          - Pa, pa! - zawołała wesoło Sora, machając im na do widzenia.
          - Do zobaczenia!!! - odkrzyknęła im Lucy.
          - Jakby nie patrzeć to fajne z nich dzieci - uśmiechnął się Gray.
          - Tyle frajdy z nim miałam! A do tego patrz ile zarobiliśmy! - zawołało wesoło. - W podziękowaniu za pomoc postawie ci obiad! Szybko wracajmy do domu! - dodała pośpiesznie, łapiąc go za rękę.
       

          W gildii jak od samego rana panował harmider. Cana siedziała przy barze z butelką piwa, Levy czytała coś w kącie, Mira z uśmiechem obsługiwała wszystkich, zabawiając krótką rozmową, a Laxus i jego świta jak zawsze siedziało dumnie.
          - O! Gray, Lucy! Jak tam opieka nad dziećmi? - czknęła Cana, której czerwone rumieńce wyjaśniały wszystko.
          - Nie uwierzysz, ale Gray jest dużo lepszy niż myślałam! - szepnęła jej na ucho.
          - Gray i dzieci? - zaśmiała się Mira.
          - Siedzę tuż obok was...jak chcecie mnie obgadywać róbcie to ciszej! - mruknął chłopak, popijając wodę.
          - Ubierz się jak chcesz ze mną zjeść obiad! - fuknęła na niego Lucy.
          - Osz cholera?! Kiedy ja? - przejęty rozglądał się za ubraniami, które leżały po całej gildii.



          Usiedli pod ścianą prawie przy wejściu gdzie było jedyne wolne miejsce. Mira z szerokim uśmiechem przyniosła im obiad, życząc smacznego i miłego czas. Później zniknęła za ladą, gdzie otoczona przez coraz więcej klientów, słychać już było tylko jej dźwięczny głos i śmiech.
          - Czy mi się zdaje czy ten golas coś próbuje to Lucy? - spytał Gajeel, który dopiero wróciwszy z misji, pierwszą rzeczą jaką zobaczył to tą dwójkę, siedzącą wspólnie i śmiejącą się z niczego.
          - Panienka Juvia nie będzie z tego zadowolona - oznajmił spokojnie Pantera, siadając na blacie.
          - Co wy wygadujecie? Lucy i Gray? Przecież każdy wie, że Lucy ciągnie do Natsu! - powiedziała pewnie Levi, podnosząc oczy z nad książki. Na widok żelaznego smoka, uśmiechnęła się lekko.
          - No nie wiem. Lucy nigdy się dokładnie nie określiła kogo lubi - zaczęła Mira - Ale co do Graya...to wbrew pozorom bardzo delikatny mężczyzna, coś musi być na rzeczy skoro zawsze się o nią martwi.
          - Ona to ma dobrze! Jest ładna, ma duże piersi, jest z rodziny królewskiej, a do tego uganiają się za nią faceci...chciałabym być ją! - czknęła Cana, podnosząc wysoko do góry butelkę piwa.
          - Cicho, cicho! Nic nie słyszę co mówią! - skarciła ich Levi, wyciągając głowę daleka przed siebie.


          - Ty na prawdę lubisz wszystko...jak Natsu - powiedziała, dając mu do skosztowania swojego dania.
          - Jedzenie to jedzenie. Póki jest dobre jest okej - wyjaśnił, biorąc do ust kawałek smażonej ryby.
          - No tak. Cali faceci - westchnęła z uśmiechem.      
          - Czekaj. Masz tu sos - zauważył, wyciągając w jej stronę dłoń. W pełnym skupieniu, kciukiem wytarł brud z kącika jej ust po czym naturalnym ruchem zlizał sos z palca.

          Wzdrygnęła się, widząc jak nachyla się na nią. Miała wrażenie, że bicie serca wypełnia gildie i słychać tylko ją. Gdy ją dotknął zamarła na sekundę. Nie spodziewała się, że ktoś taki jak Gray jest zdolny to takich zachowań.
          - D..dzięki - zarumieniła się lekko.
          - Nie ma sprawy. Masz spróbuj tego - wyciągnął w jej stronę widelec z nabitą sałatką.
          - Mmm...to na prawdę dobre! - pisnęła zadowolona.
          - Ja i Natsu znamy tu wszystkie dania na pamięć! - pochwalił się radośnie, mierzwiąc jej włosy.
       

          Część siedziała, a część stała bezruchu z szeroko otwartymi ustami, jakby nie mogli uwierzyć w to co właśnie zobaczyli. Widok tej dwójki był dla nich niespodziewany, a myśl o Juvii, która pałała złymi uczuciami do każdego kto był blisko Graya, sprawiała, że włosy stawały im dębem.
          - Okej...oni są zakochani! Na sto procent! - oświadczył czarny kot, krzyżując ramiona na piersi.
          - Biedna Lucy...Juvia ją zmiecie z powierzchni ziemi - powiedziała smutnym głosem Cana.
          - Gdzie oni wczoraj byli? Kogo pilnowali? - spytał Gajeel, nie odrywając od nich wzroku.
          - Pilnowali dzieci pewnego sławnego małżeństwa - odpowiedziała mu Levi.
          - To co tam musiało się między nimi wydarzyć. Nie mówcie mi, że oni...khii....- zaśmiał się Gajeel pod nosem na samo ich wyobrażenie. Nie mogąc ukryć podekscytowania uśmiechał się co jakiś czas sam do siebie, układając w głowie coraz to nowsze scenariusze.
          - Przestań wyobrażać sobie nie wiadomo co! - fuknęła Levi, uderzając go swoją grubą księgą zaklęć.



          - Powinniśmy się napić piwa? - spytała, opierając się wygodnie o siedzenie. Czuła, że brzuch jej rośnie, a pasek zaciska się na biodrach. Z głośnym westchnięciem wchłonęła w siebie kawałek ciasta truskawkowego, który zamówili chwilę temu.
          - Co się dzieje. Nigdy nie pijesz alkoholu - zauważył.
          - Jakoś tak. Mamy taki piękny dzień! Najadłam się, mam ochotę się napić i iść spać!
          - Skoro ty stawiasz obiad to ja stawiam piwo! Mira, poprosimy dwa piwa! - zawołał, odwracając się przodem do baru. - Co z nimi? - zwrócił się do Lucy, nie odrywając wzoru od przyjaciół, którzy uśmiechali się do niego dziwnie sztucznie i wymieniali się nawzajem spojrzeniami.
          - Proszę bardzo wasze piwa - zaśpiewała Mira, podając im dwa pełne kufle.
       



          Na chwiejących się nogach weszli ciężko po schodach na górę. Potykając się o co drugi stopień, łapali się ściany, albo barierki, żeby nie stracić równowagi. Świat kręcił im się przed oczami zupełnie jakby byli na niewidzialnej karuzeli.
          W końcu upadli na ziemie gdzie szczęśliwi rozłożyli się wygodnie. W pokoju panował mrok, a z otwartego okna wiał przyjemny, chłodny wiatr, który muskał ich czerwone twarze. Lucy, czkając cicho pod nosem, ściągnęła z siebie niepotrzebne warstwy. Dopiero w koszuli i samych majtkach, położyła się na podłodze, gdzie Gray już powoli zasypiał, mrucząc coś pod nosem.
          - Śpisz?
          - Yhyhy
          - Lucy
          - Hmmm
          - Dobranoc - szepnął, głaskając ją po głowie.
          - Tobie też Gray - ziewnęła.


          Głośne krzyki wierciły jej się w czaszkę niczym milion igieł. Słowa niczym broń uderzały w jej podświadomość niechętnie, budząc, i zmuszając do wstania. W powietrzu wyczuwalna była dziwna ciężka aura, i ciśnienie, które rozsadzało jej piersi.
          - Lucy! Lepiej szybko wyłaź! - krzyknął ktoś po raz kolejny.
          - Co za debil tak krzyczy? - mruknął Gray.
          Otworzyli oczy w tym samym momencie. Widząc swoje twarze oddalone od siebie o o kilka centymetrów nie odezwali się ani słowem. Czas jakby na sekundę się zatrzymał tylko dla nich.
          - Wiem, że tam jesteście! Idę do was! - usłyszeli za oknem. - Lucy...zaraz zginiesz - przerażający głos, zabrzmiał nad ich głowami.
          Juvia wydawała się dwa razy większa i dwa razy groźniejsza. W jej oczach palił się ogień, a mocno zaciśnięte pięści nie wróżyły niczego dobrego. Szczęka mocno zaciśnięta i usta w idealnej prostej linii dodawały jej surowości.
          - Paniczu Gray...z panem rozprawię się później - rzekła spokojnie, robiąc krok to przodu. Echo, uderzającego buta o podłogę rozniosło się w całym pokoju i odbijał się w ich głowach niczym bumerang.
       


          Biegli we dwójkę po całym mieście, mając nadzieje, że w końcu uda im się uciec. Potworny ból głowy towarzyszył im przy każdym kroku, a widok Juvii, która była tuż za nimi potęgowała strach.
          - Cholera! - krzyknął Gray. Jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Nie zbyt mógł sobie wyobrazić co z nim z robi jak go dopadnie. Czy zamknie w lochach, przywiążę do łóżka, czy kajdankami przypnie go do siebie. Obawiał się też o Lucy, która znana z dobrego serca na pewno by się poddała.  - Okej. Ja biegnę w stronę gildii, a ty tu skręć! - rozkazał.
          Lucy przytaknęła, i na trzy cztery, puścili swoje dłonie.


          Skręciła w uliczkę, później w następną przebiegła przez czyiś ogródek, po czym znów wylądowała u siebie pod domem. Zdyszana biegła ile sił w nogach, mając nadzieje, że to ją uratuje.
          - Au - pisnęła, czując, że na kogoś wpadła. Upadła na ziemie, łapiąc się za głowę, w której nadal panowało tornado.
          - Siemia Lucy! - zawołał wesoło Happy, pomagając jej wstać.
          - Natsu, Happy! - krzyknęła radośnie na ich widok.
          - Jak tam? Wracamy właśnie z gildii, podobno dużo popiliście wczoraj z Grayem - zaśmiał się na samo jej wspomnienie, gdy była pijana.
          - Troszeczkę - zawstydzona starała się ukryć rumieńce.
          - Lucy, Lucy! Cana na powiedziała, że Gray się w tobie kocha! - powiedział nagle kot, a z jego tonu można było wywnioskować, że nie wierzy w te plotki.
          - Czyżbym miał rywala? - spytał podejrzliwie, marszcząc teatralnie brwi.
          - O czym wy mówicie chłopaki - zaśmiała się w geście strachu.
          - Czy to prawda czy nie. Kogokolwiek wybierzesz zawsze będziemy przyjaciółmi - oznajmił spokojnie, zapewniając, że nikt ich nigdy nie rozdziali i, że są jedną wielką rodziną po nad wszystko.
          - Dziękuje ci  Natsu - uśmiechnęła się delikatnie w podziękowaniach.



          Wracając późnym wieczorem do domu zastanawiała się nad tym co powiedział jej rano Natsu. Czy to prawda, że Gray się w niej kochał, i co miał na myśli, że ma rywala. Nie wiedziała też między kim ma wybierać i czemu. Uwielbiała ich obydwóch. Całą ich piątka razem z Erzą i Wendy była niczym mała pod rodzina Fairy Tail. Uwielbiała spędzać czas i z nim i z nim. Wracając wspomnieniami do ostatnich kilku dni serce jej lekko zadrżało. Jej taniec z Grayem przeszedł w piękny takt do pokoju gdzie Gray tulił małego chłopczyka do siebie, później delikatny zatoczyli  piruet wokół wczorajszego obiadu i wspólnych tańców i śpiewów w gildii, gdzie noszona na rękach nie odrywała się od chłopaka, ani na chwilę. Z drugiej strony stał Natsu, który ją odnalazł i tu przyprowadził, który uratował ją z szponów królestwa, i zawsze przy niej był gdy tego potrzebowała. Nawet jeśli nie prosiła o pomoc on zawsze przy niej był.
          Doszła pod swoje mieszkanie. Na niewielkim murku, gdzie zawsze spacerowała stał znajomy jej chłopak. Z rękami w kieszeni, z łańcuchem przewieszonym przez spodnie z głupim zwyczajem rozbierania się, stał wpatrzony w pełnie księżyca.
          - Stało się coś? - spytała, stając obok niego.
          Gray odwrócił się do niej spokojnie. Ciemnie, prawie czarne oczy zlały się z pięknem nieba. Te same oczy ujrzała dziś rano, i to same uczucie tykającego zegara rozległo się wokół nich.
          - Nie czemu? - uśmiechnął się delikatnie.        
          Wiatr popchnął go w jej stronę. Widząc jej zmieszaną twarz przytulił mocno do siebie.
          - Gadałeś z Juvią?
          - A ty z Natsu?
          - Tak, właśnie z nimi byłam.
          - Ja też z Juvią.
          - I co teraz?
          - A co ma być?
          - No nie wiem - mruknęła zawstydzona.
          - Nic nie będzie. Będziemy ja i ty - szepnął, zaciskając uścisk - I Natsu i Juvia i Erza i Wendy i każdy w naszej gildii - dodał, głaskając ją po głowie.
          - Choćby nie wiem co zawsze będziemy razem - zacisnęła mocno palce na jego plecach, wchłaniając jego zapach. - Wszyscy cała nasza rodzina - dodała, wtulając twarz  w jego ramię.
       
       
       
KONIEC
Za błędy przepraszam.

18 kwi 2014

30 - Wolność serca ( SasuSaku )


          Paring: SasuSaku
          A&M: Naruto
          Dozwolone: 16 lat
          Kategoria: Szkoła, sport, życie codziennie, świat realny.
          Uwagi: Uwaaa...nie planowałam tego, aż tak długiego...sama jestem zdziwiona, że tyle mi to zajęło. Życzę powodzenia tegorocznym maturzystom i gimnazjalistom! 



          Początek roku szkolnego zwiastował dziesięć miesięcy ciężkiej nauki, nieprzespane noce, dużo kłopotów, zmęczenie, a nawet chwilami depresje. Jednak dla wielu uczniów, rozpoczęcie roku równało się z rozpoczęciem sezonu rozgrywek sportowych. Wśród kujonów, dresów, lalek, kopciuszków, artystów, znajdowali się utalentowani sportowcy, którzy rok w rok zdobywali podium w różnorakich zawodach, zaczynając od koszykówki, poprzez piłkę nożną, siatkówkę i na szermierce kończąc.

         Pomimo świetnych zawodników jedna drużyna szkolna zawsze była o krok w tył za innymi. Od kilkunastu lat, rok w rok patrzyli się jak ich rywale stawali kolejno na trzecim, drugim, i pierwszym miejscu, podczas gdy oni nieprzerwanie grzali czwarte. Siatkówka nigdy nie była popularną grą jak piłką nożną czy koszykówka. Większość uczniów w szkole przychodziło na mecze dopingować drużynę jedynie z rozkazu dyrektora oraz żeby nie musieć odrabiać zadań domowych. Nie ważne jak świetny mecz by rozegrali zawsze ziewano i wychodzona przed czasem.

          Tego lata do szkoły Konoha zagościło dwóch nowych uczniów, którzy mieli chodzić do  klasy profesora Kakashiego - ekscentrycznego, trochę dziwnego, i wiecznie znudzonego życiem nauczyciela, który cieszył się gdy jego uczniowie nie spali po nocach i przychodzili do szkoły tak zmęczeni, że na lekcji panowała idealna cisza.
         Młody, wysoki, brunet wszedł do klasy z plecakiem przewieszonym na jednym ramieniu. Biała koszula od mundurka niedbale wystawała z czarnych spodni, marynarkę szkolną przerzucił przez drugie ramie, a nieobecny, przenikliwy, i trochę arogancki wzrok dodawał mu uroku niegrzecznego chłopca. Krucze czarne włosy odstawały z tyłu postawione na żelu. Dziewczyny w klasie szeptały między sobą, nie odrywając wzroku od nowego ucznia. Drugą osobą była dziewczyna. Niższa od niego o dwie głowy. Smukła, uśmiechnięta, prezentowała się jak idealna, i grzeczna uczennica z najlepszymi stopniami. W jej zielonych oczach było widać inteligencje i ciepło. Długie, różowe włosy, opadały na ramiona i twarz co dodawało jej uroku i słodyczy.
         - Przedstawcie się - poprosił profesor, siadając przy swoim biurku. Biała maska, którą miał w zwyczaju nosić zasłaniała mu pół twarz, przez co wyglądał na jeszcze bardziej znudzonego i niewyspanego.
         - Uchiha Sasuke - powiedział niskim tonem.
         - Haruno Sakura! - uśmiechnęła się radośnie, podnosząc lewą dłoń.
         - Hej Sasuke mógłbyś się choćby uśmiechnąć, a nie od razu zgrywasz twardziela - zwrócił mu uwagę chłopak z pierwszej ławki. Blondyn siedział wygodnie, bujając się na krześle. Niebieskie oczy lśniły niesamowitą energią i motywacją.
         - Ty za to zgrywasz komika jak zawsze - skwitował, mijając go.
         - Co?! - fuknął, zaciskając dłoń w pięść. Zdenerwowany jego obojętnością, stracił równowagę. Całe jego krzesło poleciało do tyłu, ciągnąc go ze sobą.
         - A nie mówiłem - dodał złośliwie, siadając w ostatniej ławce.
         - Naruto przestań go denerwować... - mruknęła groźnie Sakura, siadając, tuż przed Sasuke.
         - Hej wy się znacie? - spytało kilko osób w klasie.
         - Tak, chodziliśmy razem do podstawówki i gimnazjum...jesteśmy tak jakby...przyjaciółmi - powiedział po chwili zamysłu, podnosząc się z ziemi.
         - Nie, nie jesteśmy - poprawił od razu Sasuke, a jego chłodny i obojętny ton głosu sprawił, że nikt nie miał ochoty pytać o szczegóły. Nawet sam Naruto odwrócił się potulnie, przełykając ciężko ślinę.

***

          Pierwszy dzień minął mu nadzwyczaj szybko i bez większych nie przyjemności. Od razu po pierwszej lekcji znikł gdzieś, zostawiając swoją nową klasę. Schowany na tyłach szkoły siedział na schodach tępo, wpatrując się w otoczenie. Im dłużej przebywał w tej szkole tym większa gorycz go wypełniała. Za każdym razem, słysząc dzwonek na lekcje zaciskał mocno pieść i szedł do klasy.

         - Hej Sasuke poczekaj! - zawołał Naruto, łapiąc go przed bramą.
         - Stało się coś Naruto? - spytała Sakura.
         - Idziemy wszyscy w tą samą stronę, chodźmy razem! - zaproponował wesoło, pokazując palcem na kilkoro uczniów, którzy stali za jego plecami, uśmiechając się do nich przyjaźnie.
         - Rób co chcesz ja idę - wyminął go chłodno.
         - Ten dupek... - szepnął pod nosem - Dobra chodzie wszyscy! - zawołał.

***

         - Tak w ogóle to skąd przyszliście? - spytała blond włosa dziewczyna. Szkolny mundurek wyglądał na niej wyjątkowo ładnie w przeciwieństwie do niej. Prawą cześć twarzy przysłaniał wielki, lśniący kosmyk, który sprawiał, że wyglądała na kobietę inteligentną i silną. Co samo w sobie mówiły jej niebieskie oczy. Usta często malowała błyszczykiem tak jak paznokcie lakierem. - W sensie do jakiej szkoły chodziliście przedtem - dodała Ino.
         - Aaaa...Do policyjnej - uśmiechnęła się nieśmiale. Sasuke, który szedł kilka kroków przed nimi, nie odwrócił się do nich nawet na sekundę. Z nikim nie rozmawiał, wydawał się nawet nie słuchać.
         - Stało się coś, że was przenieśli? - wtrącił Kiba - Dziki i wyzwolony chłopak, który najbardziej na świecie kochał siatkówkę, siebie, swojego psa i dobrą zabawę. Z niewyjaśnionych przyczyn każdego dnia malował na policzkach dwa czerwone paski, które miały symbolizować jego wolność, unikalność i męskość.
         - Po prostu tak jakoś wyszło - powiedziała niechętnie, mając nadzieje, że nie będą więcej zadawać jej pytań na ten temat.
         Naruto spojrzał na Sasuke, który niezauważalnie drgnął. Znał ich bardzo dobrze. Od dziecka wiedział, że Sasuke marzył o tej szkole. Pamiętał jak bardzo się cieszył gdy trzy lata temu go tam przyjęli. Do dziś nie miał pojęcia czemu go przenieśli.
         - Widzę Sakura, że mimo wszystko ty z nim jesteś - uśmiechnął się, głaskając ją po głowię.
         - Oczywiście. W końcu jestem tak jakby jego dziewczynę  - prychnęła urażona, strzepując jego dłoń.
         - Jesteście parą? - wytrzeszczył oczy Kiba.
         - Tak jakby...w sumie to nie, ale tak...trudno to ująć - wyjaśniła, nie ukrywając jakie to skomplikowane.

***


         Niedbale ściągnął buty w przedpokoju i wszedł do rodzinnego domu, w którym rozchodził się zapach domowego obiadu. Jego mama Pani Uchiha stała przy kuchence starannie, doprawiając ostrą zupę rybną. Z nad wielkiego garnka unosił się dym, który znikał przy delikatnym podmuchu wiatru.
         - O Sasuke! Przyszedłeś w końcu! - zawołała kobieta, wołając go do siebie gestem dłoni. - Gdzie Sakura? - spytała, wyciągając szyje w stronę przedpokoju.
         - Czemu miałaby tu ze mną przyjść? - spytał oschle, siadając przy stole.
         - Aish! Jak zawsze jesteś gruboskórny i zimny! - zmarszczyła nos.
         - O Sasuke! Widzę, że dziś jakieś rodzinne spotkanie - do kuchni wszedł Itachi. Starszy o cztery lata brat, który kończył studia prawnicze oraz pracował w policji z ojcem.
         - Tak rzadko jesteście w domu! Musiałam was jakoś zaciągnąć na obiad rodziny - mruknęła, stawiając na stole wazę.
         - Mamo no nie przesadzaj już - Itachi ucałował matkę w policzek.
         - A mylę się. Ty studiujesz, pracujesz. w domu bywasz raz na jakiś czas, a Sasuke odkąd się wyprowadził do własnego mieszkania, przychodzi tu od święta. Tylko tyle dla was znaczę?
         - Gdzie jest tata - mruknął Sasuke, wywracając oczami.
         - Sasuke bądź milszy dla mamy - zdzielił go drewnianą łyżką,
         - Po prostu powiedź, że nudzi ci się samej w domu i bardzo za nami tęsknisz - rzekł Sasuke, wstając od stołu.
         - Bardzo za wami tęsknicie. W końcu rośniecie tak szybko - powiedziała łagodniej, podając najmłodszemu talerze do rozstawienia.
         - Wasza matka znów zaczyna bredzić o dorastaniu? - do kuchni wszedł mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu paru lat. Na zamęczonej twarzy widać było kilka głębokich zmarszczek. Oczy pełne uwagi i surowości rejestrowały każdy najmniejszy ruch.
         - No w końcu! Skoro jesteśmy wszyscy zacznijmy jeść! - zawołała pani Uchiha.
         - To jak Sasuke, jak twój pierwszy dzień w nowej szkole? Chodzisz do tej samej klasy co Naruto prawda? - spytał Itachi.
         - Wolałbym nie rozmawiać o tej szkole...- odpowiedział chłodno.
         - Jeszcze mi kiedyś za to podziękujesz - stanowczy, głęboki, głos ojca sprawił, że ciarki przeszły mu po plecach. Palce dłoni powoli zaciskały się na srebrnych pałeczkach. Siłą woli powstrzymał w sobie komentarz, który krążył mu w głowie.

***


         Jak każdego dnia przed jego drzwiami czekała dziewczyna. Nieustanie od dziesięciu lat, przychodziła po niego. Nie ważne czy tego chciał czy nie. Czy wychodził później czy wcześniej, czy na nią krzyczał czy też nie Ona zawsze tam była. Witała go radośnie i z uśmiechem po czym w ciszy szła za nim do szkoły. Czasami rozmawiali, wymieniali się zdaniem na temat dnia, pogody czy też innych rzeczy. Przyzwyczajony był do tego i z biegiem czasu nie miał nic przeciwko temu.
         - Moja mama cię pozdrawia - powiedział na dzień dobry.
         - Byłeś wczoraj u rodziców.
         - Taaa.
         - Dawno u nich nie byłeś. Od wakacji prawię. To dobrze ciesze się. Też ją pozdrów następnym razem - uśmiechnęła się.
  

***


         Pierwsza lekcja WF standardowo zaczęła się od podzielenia na grupy. Sasuke, który siłą został zaciągnięty do drużyny siatkarskiej nie miał innego wyboru jak grać z nimi. Reszta podzieliła się na piłkę nożną i koszykówkę, za to grupa dziewczyn postanowiła dopingować mecze.
         - Sasuke liczę na ciebie - powiedział Naruto, klepiąc go po plecach.
         - Nie mów mi, że Sasuke gra w siatkówkę - wtrącił Kiba, uśmiechając się zadziornie.
         - W gimnazjum byliśmy całkiem nieźli. Wystawiający i atakujący. Taka kombinacja.
         - Kto na jakiej pozycji? - spytał Shikamaru.
         - Każdy na każdej - powiedział pewny siebie, a oczy zabłysły niebezpiecznie.
         - No to zobaczmy jak gracie. Akurat jest nas na tyle by rozegrać meczę dwa na dwa - zaproponował Kiba.

***

         Dwie godziny WFu minęły w zastraszającym tempie. Dziewczyny pierwszy raz od dłuższego czasu zainteresowały się siatkówką, a to głównie ze względu na Sasuke, który w połączeniu z Naruto wygrał każdy mecz. Po mimo iż był to ich pierwszy mecz od trzech lat nadal uzupełniali się idealnie. Każde dogranie było tam gdzie miało być, krótkie piłki wyliczone co do centymetra, a obrona nie do przebicia. Wystarczył jeden krzyk i jedno spojrzenie by wyczytać jaki będzie kolejny ruch.
         - Dobra robota. Trzymaj wodę - powiedziała Sakura, podając im butelki z wodą.
         - Hej. Nie chciałbyś dołączyć do naszej drużyny? Jesteś całkiem dobry - wydyszał Kiba, ocierając pot z czoła.
         - Całkiem niezły? Jest lepszy od ciebie milion razy! - poprawiła go Ino, nie mogąc oderwać wzroku od półnagiego chłopaka.
         - Nie dzięki. Nie interesują mnie wasze zawody.
         - Przemyśl to. Z tobą moglibyśmy wygrać - wtrącił Shikamaru, poklepując go po ramieniu.

***


         Na przerwie obiadowej towarzyszyła mu Sakura. Mimo iż wyszedł z klasy jako pierwszy i prawie biegiem przyszedł na swoje nowe stałe miejsca to i tak go znalazła. Nie zajęło jej to nawet pięciu minut. Zjawiła się tuż minutę później z dwoma pudełkami śniadaniowymi.
         - Czy ty masz GPS? - spytał z nutką pogardy w głowie.
         - Nie. Po prostu wiem gdzie jesteś - odpowiedziała tym samym, podając mu sztuczce.
         - Nadal je robisz? - rozbawiony spojrzał na zawijane jajeczka, ośmiorniczki zrobione z parówek i wyciętych marchewek.
         - Tak jakoś z przyzwyczajenia.
         - Będę się śmiał jak twój chłopak nie będzie lubił takie rzeczy.
         - Ty nim będziesz - powiedziała poważnie, nie spuszczając z niego wzroku.
         - Sakura - prychnął pod nosem - Przerabialiśmy to już. Wiesz dobrze, że...
         - Powinieneś dołączyć do tej drużyny! - przerwała mu szybko. Nie chciała by dokończył to zdanie. Dobrze wiedziała, co chce powiedzieć. Słyszała te słowa prawie codziennie, a mimo to wciąż nie dopuszczała go do siebie. - Przecież wiem, że lubisz siatkówkę. Nawet bardzo. Do tego jesteś całkiem dobry. Nic się nie stanie jak dołączysz do nich. Może to być nawet niezła zabawa - ciągnęła.
         - Niby po co miałbym tam dołączyć? Mam inne zajęcia.
         - Proszę cię przestań myśleć o tym jak stąd uciec. I tak nie przyjmą cię znów do naszej starej szkoły. Twój tata sam wniósł wniosek o przeniesienie cię. Nie zapominaj, że on tam ma dużo do powiedzenia.
         - Jeśli przyszłaś robić mi kazania to możesz już iść. Nie potrzebuje, żebyś mi mówiła co mam robić - fuknął agresywnie.
         - Po prostu się martwię. Nie musisz od razu krzyczeć - odpowiedziała tym samym. Zdenerwowana wstała, zostawiając drugie śniadanie i Sasuke samego.
  

***


          Letni wiatr zawiał, rozwiewając jej włosy. Stojąc oparta o budynek szkolny czekała, aż jej wymarzony książę z bajki w końcu wyjdzie. Nie lubiła się na niego denerwować, mimo iż często zdarzały im się nie związkowe sprzeczki, które zawsze kończyły się bez rozwiązania.
         - Masz nawet je umyłem - chłodny ton Sasuke, wywołał dreszcze na jej skórze.
         - Zawsze je myjesz - mruknęła, zabierając pudełka śniadaniowe.
         - Sasuke, Sakura! Idziecie czy nie! - zawołał Naruto.
          - Idziemy, poczekaj chwile! Chodź wszyscy czekają - rozkazała, schodząc na dół po schodach.

***


         Donośne pukanie rozległo się w jego mieszkaniu. Zbliżała się godzina dwudziesta. Z otwartego okna dochodził coraz do zimniejszy podmuch wiatru. Leżąc w cieplutkim łóżku plackiem do góry wpatrywał się tępo w sufit, rozmyślając nad ważnymi sprawami, które wydarzyły się w ostatnim czasie. Spokojny, prostolinijny tok myślenia zakłócany był przez fale zwanym natręctwem. Nie mogąc dłużej znieś tego hałasu drastycznie zerwał się z łóżka.
         - Oszalałeś?! - warknął, przeszywając swojego gościa morderczym wzrokiem.
         - O jednak jesteś - rzekł niewzruszony Naruto, wchodząc bez pytania do pokoju.
         - Po co przyszedłeś? - zirytowany usiadł w salonie na kanapie.
         - Tak pogadać. Dawno się nie widzieliśmy.
         - Kilka godzin temu w szkole...
         - Od zakończenia drugiej klasy. Dużo musiało się wydarzyć skoro wyjechałeś na całe wakacje do innego kraju, na dodatek nic nie mówiąc Sakurze.
         - A co ona jest moją matką, żebym miał jej mówić gdzie, kiedy i na ile jadę? - prychnął pod nosem. Chcąc nie chcąc poszedł do kuchni po zgrzewkę piwa. Metalowe puszki z złocistym napojem postawił na stole, podając Naruto jedną z nich.
         - Nie opowiesz mi co się stało? - ciągnął dalej, otwierając piwo. Cisze syknięcie wypełniło pokój, a biała piana wydostała się na zewnątrz.
         - Nic szczególnego. Mój ojciec postanowił mnie przenieść to wszystko.
         - Od tak?
         - A skąd ja mam to wiedzieć?! Przecież nie siedzę mu w głowię. Postanowił mnie przenieś i tyle  - warknął rozdrażniony.
         - Nie musisz się tak denerwować. Pewnie miał ku temu jakieś powody. Zawsze ma.        
         - Taa...powiedział coś tylko, że to dla mojego dobra i, że mam zacząć w końcu żyć jak normalny nastolatek - prychnął pod nosem.
         - Dobrze ci powiedział. Ileż można siedzieć w domu i studiować książki? Po za tym ty tak na prawdę nigdy nie chciałeś zostać policjantem. Nawet ja to wiem. Robisz to tylko dla ojca, dlatego, że twoja rodzina jest odpowiedzialna za jednostki milicyjne. Tyle.
         - Tylko po to przyszedłeś żeby prawić mi kazania - westchnął zirytowany, opierając się wygodnie.
         - Nie. Tak na prawdę to chciałem cię prosić byś dołączył do nas. To ostatni rok za nim wszyscy pójdziemy na studia. Było by miło choć raz stanąć na podium - powiedział weselej, podając mu nową puszkę.
         - Sakura mnie już o to prosiła - zmęczony sięgnął po piwo.
         - To świetnie. W takim razie liczę, że jutro zjawisz się na treningu.
         - Nie mówiłem przecież, że dołączę.
         - Skoro cię Sakura prosiła to na pewno dołączysz - powiedział zadowolony, ukazując mu swój uśmiech.
         - Przestań mówić tak jakbyśmy byli parą, czy jakby moje decyzje zależały od niej - poprosił.
         - Tak, tak. No nic to jak już to sobie wyjaśniliśmy to wracam. Jestem zmęczony. Przemyśl sobie to co ci powiedziałem. Całe życie przed nami. Nie musisz być tak idealny jaki Itachi - dodał przed wyjściem.
         Zanurzony we własnych myślał wzdychał głośno, upijając się powoli. Otulony mrokiem zasnął z karuzelą w głowie. Z tysiącami myślami, które kręciły się wokół niego i znikały jedna po drugiej niczym za dotknięciem magicznej różdżki.

***

         Uśmiechnęła się szeroko, widząc go na treningu. Stojąc cicho za drzwiami od sali gimnastycznej, obserwowała jak pod maską chłodu i zirytowania maluje się radość i uśmiech. Nie potrzebowała nic więcej jak jego szczęścia. Zamknęła cicho po sobie drzwi i ruszyła przed siebie, mając jego obraz w głowie.
         Zamyślona cały czas patrzyła się za siebie, gdy nagle coś ciężkiego uderzyło w nią. Tracąc równowagę upadła na ziemie. Cichy pisk wydobył się z jej ust, czując jak drętwieje jej noga i pupa.
         - Wybacz, przepraszam. Nie zauważyłem cię - powiedział męski głos.
         Ostrożnie podniosła głowę. Czarno włosy chłopak z równoległej klasy stał pochylony nad nią z wyciągniętą dłonią i szerokim, przepraszającym uśmiechem. Czarne oczy, patrzyły na nią, absorbując zachłannie, jakby zaraz miała przenieść się do innego świata.
         - Nie to ja przepraszam - powiedziała cicho, korzystając z jego pomocy. Stojąc na przeciwko niego, wydawał się wyższy o dwie głowy. Ubrany w szkolny strój sportowy, trzymał w prawej dłoni dwulitrową wodę mineralną.
         - To ja już idę. Uważaj następnym razem - pożegnał się z uśmiechem, idąc w stronę sali gimnastycznej.
         Sakura stałą chwilę na korytarzu. Nie zbyt rozumiała co się właśnie stało. Miała wrażenie, że jakaś dziwna magiczna aura unosiła się wokół niego i przeszłą na nią.

***

         - O jesteś w końcu! Spóźniłeś się! - warknął Kiba, rzucając piłkę w stronę przyjaciela.
         - Wybaczcie, miałem mały wypadek- przeprosił, drapiąc się po głowie.
         - Jasne, jasne. Pewnie znów podrywałeś dziewczyny. Nie ważne. To jest Sasuke nasz nowy atakujący - przedstawił Naruto.
         - Miło mi. Sai. Poznałeś już rozgrywającego Kibę. Libero Shikamaru. Ja jestem atakującym zaczynam zazwyczaj z lewej strony, Naruto z prawej. Neji jest naszym kapitanem i odpowiedzialny jest za odbiór i obronę. Lee ten w zielonym kombinezonie - wskazał palcem na wyrazistego chłopaka, z szerokimi i gęstymi brwiami - również jest rozgrywającym, stoi na środku w obronie, oraz Chouji rezerwowy rozgrywający, rezerwowy Shino obrona, no i ty.
         - Czy to nie ja powinien to powiedzieć - mruknął Neji.
         - Czy to ważne kto. Z nim mamy szansę w tym roku zdobyć podium! - zawołał Kiba, uwieszając się na Sasuke.
         - Dużo o tobie słyszałem. Zobaczymy jak ci idzie - prychnął Lee, wyciągając z zaplecza czerwone pachołki. Pięć z nich rozstawił na jednej połowie. Trzy na trzecim metrze, dwa na jednym i szóstym metrze oraz dwa na dziewiątym dokładnie na białej linii. - Łap, i pokaż jak u ciebie z celnością - zażądał pewny siebie, podając mu piłkę.
         Sasuke spojrzał na niego spod byka. Dotykając twardą piłkę, odbił ją kilka razy o ziemie i bez słowa nonszalancko stanął metr za linią serwisową.
         - Który pachołek mam zbić najpierw? - spytał zadziornie, prostując ramię na wysoki oczów. Zielono - biała - czerwona piłka leżała wygodnie na jego dłoni, wymierzona dokładnie na przeciwko pachołka z szóstego metra.
         - Niech będzie ten na szóstym metrze - powiedział Neji, siadając wygodnie na ławce.
         Sasuke okręcił piłkę kilka razy w dłoni. Wziął głęboki oddech, doliczył do trzech i wyrzucił ją wysoko w górę. Sam cofnął się do tyłu o półtorej kroku. Gdy piła zaczęła upadać, zrobił mały rozbieg, później naskok, a na koniec rozłożył prawe ramię. Wyprostowana ręką idealnie uderzyła w piłkę, która prowadzona jak na niewidzialnej nitce uderzyła w czerwony pachołek, odrzucając go daleka po za boisko. Dumny z siebie wylądował na ziemi, kilka centymetrów przed białą linią.
         - Nie macie jakiś lepszych wyzwań? - prychnął, biorąc do rąk kolejną piłkę.
         - Faktycznie całkiem niezły - szepnął Sai, z zaskoczeniem obserwując jak jego serwy z wyskoku raz, za razem trafiały w pachołki.
         - Czuje, że możemy zrobić z niego naszego asa - uśmiechnął się Neji.
         - Mając jego umiejętności mogę stworzyć całkiem nowe strategie - dodał Shikamaru.
         - A nie mówiłem - wyszczerzył ząbki Naruto - W tym roku nie przegramy...zdobędziemy podium! - zawołał Naruto, wrzucając zaciśnięta pięść w górę.

***

         Trzy godziny treningu minęły szybciej niż myślał. Stojąc pod prysznicem czuł jak ciepłe krople koją jego rozgrzane mięśnie. Już dawno się tak nie zmęczył. Nie czuł tego bólu. Nawet po dwudziestu kilometrowym biegu, nie był tak wykończony.
         - Dobra robota Sasuke. Mam nadzieje, że zobaczymy się jutro - uśmiechnął się Lee, wychodząc z szatni.
         - W weekendy też ćwiczycie?!
         - Codziennie ćwiczymy. Co ty myślisz, że mistrzem można zostać, wylegując się w łóżku? - zaśmiał się lider, poklepując go po plecach.
         - Wypij przed snem z litr wody inaczej jutro nie będziesz w stanie chodzić - poradził mu Shikamaru.
         - A po za tym. To witaj w drużynie - przywitał go Neji, podając mu dłoń, która z radością została uściśnięta.

***


         Wychodząc ze szkoły został uderzony przez orzeźwiający wiatr. Zachodzące słońce skąpało cały ogród w pomarańczowe barwy. Czuć w powietrzu było jesień i nadchodzący chłód. Widząc zarys postaci, stojącej przy bramie uśmiechnął się kpiąco. Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę dziewiętnastą.
         - Co ty planujesz tu zamieszkać? - spytał, mijając ją.
         - Byłam przecież w domu. Pomyślałam, że i tak przyjdę po ciebie - powiedziała, idąc za nim.
         - Sakura. Kiedy dasz sobie w końcu spokój? Przecież wiesz, że nie interesują mnie związki.
         - Jak tam trening? - zmieniła temat, udając, że nie słyszała pytania.
         - Całkiem niezły. Ta drużyna nie jest, aż tak słaba jak myślałem - zaśmiał się pod nosem.
         - Wiesz...chyba zaczynam lubić tą szkołę - orzekła, zaciągając się głęboko powietrzem.
         - Ja chyba też.
         Reszta drogi minęła im w ciszy, na wymianie kilku zdań. Zatrzymali się dopiero przy mieszkaniu Sakury, które było pierwsze, oddalone od mieszkania Sasuke o pięć minut drogi.
         - Jutro rano też mam trening. Zdaje się, że będę je miał codziennie - oznajmił naglę, nie obracając się do niej tyłem.
         - O której?
         - O dziewiątej.
         - Chcesz żebym przyszła? - spytała rozbawiona, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.
         - Rób co chcesz. Przecież nie jesteśmy parą - powtórzył dobitnie. - Na razie - rzekł i ruszył przed siebie.
         Sakura stała chwilę w drzwiach, odprowadzając go wzrokiem.
         - Mamo! Mamy więcej pudełek śniadaniowych!? - spytała, wpadając do kuchni.
         - A czemu pytasz?
         - Potrzebuje zrobić drugie śniadanie dla całej drużyny siatkarskiej - wyjaśniła radośnie, otwierając lodówkę.

***

         Tak jak przypuszczał nawet po dziesięciu litrach wody i tak miał zakwasy. Ciężko i z bólem wstał rano z łóżka. Wszystkie jego mięśnie buntowały się, krzyczały i piszczały przy najmniejszy ruchu. Dopiero chłodny prysznic pomógł mu odzyskać równowagę nad ciałem. Szybkie śniadanie, i kubek dobrej, mocnej kawy dodał mu zastrzyku energii. Wychodząc z domu zastanawiał się czy zastanie Sakure. Przed jego klatką nie było nikogo prócz sąsiadki z psem. Wielki wilczur szczeknął na niego, jakby się z niego śmiał.

***

         - Kurczę nadal za wysoko skaczę przy krótkich podaniach...nie potrafię, tego zrobić tak szybko i tak zwinnie, by nie odbić tej piłki od bloku, tylko od razu przygwoździć w podłogę! - warknął Naruto, uderzając pięścią o podłogę.
         - Zróbmy sobie przerwę. Już dwie godziny ćwiczymy - zażądał Neji, rzucając każdemu butelkę wody.
         - Co przynieśliście dziś do jedzenia? - spytał Chouji, przynosząc swoje drugie śniadanie.
         - Ja nic nie zdążyłem zrobić.... - mruknął Kiba, łapiąc się za burczący brzuch.
         - Ja mam jakieś kanapki, które zrobiła mi mama, ale nie wyglądają najlepiej... - zmieszany Naruto, wyciągnął z torby rozgniecione kanapki, z których wypływał sos.
         - Mówił ktoś coś o obiedzie? - zawołał kobiecy głos. Dziewczyna, która weszła na sale trzymała w rękach dwie wielkie siatki, z których parowały gorące dania, roznosząc zapach po całym pomieszczeniu. 
         - Sakura! - zawołał dźwięcznie Kiba.
         - Ty... - szepnął Sai.
         - Kto to jest? - spytał Neji.
         - Cześć. Jestem Sakura Haruno...bliska przyjaciółka Naruto i Sasuke. Jestem tez ich największą fanką...zwłaszcza Sasuke - zaśmiała się, siadając na ziemi. - Głodni? - spytała, wyciągając dziewięć pudełek.
         - Łoooo....jesteś wielka Sakura! - zawołał Naruto.
         - Największa fanka Sasuke powiadasz? - powtórzył Neji. - Jesteście parą?
         - W sumie to oficjalnie nie, ale jakby nie patrzeć to...
         - Nie, nie jesteśmy. Nie interesują mnie związki - przerwał jej jasno i twardo, oznajmiając, że żadna bliższa więź ich nie łączy.
         - Ej Sasuke...nie bądź taki zimny. Przecież widać, że między wami coś jest - ciągnął Kiba, zajadając się swoim obiadem.
         - Nic nas nie łączy. Jesteśmy znajomymi. A to, że Sakura zawsze jest tam gdzie ja to nie mój wybór tylko jej. Związki są zbyt skomplikowane, i denerwujące. Wole być sam - oznajmił.
         - W takim razie cieszę się, że to słyszę - wtrącił Sai, uśmiechając się - Miło mi cię poznać Sakura. Jestem Sai. Nie przedstawiłem się ostatnio - zwrócił się do dziewczyny, podając jej dłoń.
         - M..miło mi - speszona odwróciła, wzrok.
         - Znacie się? - pełne usta Naruto sprawiły, że dziewczyna odsunęła się od niego o kilka centymetrów.
         - Tak jakby. Wczoraj wpadliśmy na siebie przez przypadek - wyjaśniła zawstydzona.
         - Bardzo miła wpadka, a pro po - sprostował.
         - Zostajesz z nami czy idziesz?  - spytał Kiba, prostując nogi. Po jego radosnej minie było widać jak ten mały posiłek dodał im sił i energii.
         - Jeśli to nie problem to chętnie zostanę i was po oglądam. Uwielbiam oglądać mecze siatkówki!
         - W porządku, w takim razie siadaj tu wygodnie i nas podziwiaj - Sai puścił jej oczko, i posadził na ławce dla rezerwowych.
         - Okey. Skoro skończyliście to zabierać się do treningu! - rozkazał Neji, odkładając pudełko na bok.

         Siedząc z boku, miała idealny widok na każdego zawodnika. Jej oczy uważnie obserwowały każdy ruch, nawyk, skok, i przejście. Była w stanie przewidzieć następny ruch, gdzie padnie piłka, i jakie będą jej trajektoria. Już po pierwszym ataku Naruto wiedziała jakie robi błędy, i czemu blok Kiby nie jest tak dobry  jak powinien być.
         - Naruto! - zawołała. - Czy przy następnej krótkiej mógłbyś cofnąć się do tyły o pół kroku więcej, a ty Kiba czy mógłbyś piłką wyrzucić odrobinę wyżej. Tak mniej więcej osiem centymetrów nad siatką?
         - Jasne, żaden problem - odkrzyknął brunet.
         - Tylko pamiętaj Naruto, jak będziesz biegł do wyskoku to cofnij się o jeden krok do tyłu. Chce coś zobaczyć.
         Naruto przytaknął posłusznie. Stojąc krok przed trzecim metrem dograł Kibie piłkę. Zaraz po tym od razu wycofał się do rozbiegu, robiąc jeden krok więcej w tył. Rozgrywający w głowie przeliczył sobie gdzie jest osiem centymetrów nad siatką. W momencie gdy piłka wzlatywała, i miała już upaść, otwarta dłoń Naruto uderzyła w nią z hukiem. Piłka trafiła w ziemie, odbijając się kilka metrów w prawo.
         - ŁAŁ! - zawołał Naruto, przybijając przyjacielowi piątkę. - To było idealne! Trafiłem całą powierzchnią dłoni! - dodał, skacząc wokoło.
         - Tak jak myślałam. Naruto po prostu za wysoko skaczesz. I to nie dlatego, że chcesz tylko po prostu nie potrafisz nie możesz niżej, przez co piłka, która normalnie powinna zamknąć ci się na całej dłoni, zamyka się tylko na jej części - wyjaśniła, podchodząc do nich bliżej.
         - Nie wierzę, że udało ci się to zauważyć - pochwalił ją Lee.
         - Trochę się na oglądałam meczów. Po za tym to widać na pierwszy rzut oka, że piłka była za nisko - dodała dumnie.  - Grajcie dalej. Jak wyłapie jeszcze jakieś błędy lub coś innego to wam powiem - uśmiechnęła się szeroko, siadając na swoim miejscu.

***


         - Wiesz Sakura...możesz być dla nas całkiem pomocna - rzekł Shikamaru, który zawsze jako pierwszy wychodził z szatni. Mył się w mgnieniu oka i jeszcze szybciej ubierał. Zawsze siadał na schodach przed szkołą i czekał, aż reszta drużyny wyjdzie.
         - Tak myślisz? - zaśmiała się, jakby nie mogła uwierzyć w jego słowa.
         - Z twoimi zdolnościami obserwacji i moją inteligencją moglibyśmy stworzyć kilka ciekawych strategi na najbliższe mecze - zapewnił ją, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów.
         - Kiedy macie pierwszy mecz?
         - Za dwa tygodnie u nas w szkole - wyrzucił z siebie szary dym, który powędrował przed siebie.
         - Czy za dwa tygodnie nie ma się też obyć mecz piłki nożnej?
         - Ma. Dlatego nie liczmy na jakieś tłumy. Ale nie szkodzi. Ważne jest by wygrać - oznajmił, zaciągając się głęboko.
         - Ja na pewno przyjdę was wspierać - uśmiechnęła się szeroko.
         - Specjalnie wyszedłeś tak szybko by poderwać Sakure co nie? - oskarżycielski ton Naruto rozbrzmiał za ich plecami.
         - W samą porę. Właśnie kończyłem papierosa. Skoro jesteśmy po treningu i mamy weekend może skoczymy gdzieś? - zaproponował, prostując nogi.
         - Świetny pomysły! Trzeba wykorzystać wolny czas jaki nam został. Później będziemy musieli zakuwać do egzaminów - poparł go Kiba, wdychając świeże popołudniowe powietrze.
         - To co. Jest pierwsza. O piętnastej w Ichiraku ramen? - rzucił Naruto - Sasuke, Sakura idziecie z nami?
         - Ja chyba sobie odpuszczę to męski wypad co nie.
         - Męski tak. Ale nie bez dziewczyn  - szepnął uwodzicielsko Kiba, szczerząc ząbki.
         - Będzie nam bardzo miło jak z nami pójdziesz. W końcu tak jakby stałaś się dziś częścią drużyny - odezwał się Lee przyjaznym tonem, któremu aż trudno było się oprzeć.
         - Na pewno przyjdzie ja już o to zadbam! - oświadczył Naruto, obejmując ją ramieniem.

***


         Ichiraku ramen było zwykłą knajpą dla biednych uczniów, którzy wydawali tu swoje ostatnie grosze na przekąski i piwo. Siedząc w jednej z oddzielnych sal na tarasie zajadali się zupą Ramen, rybnymi kulkami, i innymi specjalnościami tego miejsca. Alkoholu też nie żałowano. Każdy miał przy sobie przynajmniej jedną butelką piwa.
         - Czy można się przysiąść? - spytała nieznajoma kobieta. Z pięknym uśmiechem pokazywała każdemu szereg idealnie bielutkich ząbków, które świeciły jasno. Ubrana w obcisłą, ale zwiewną sukienkę, kusiła widokami oraz zapach delikatnych perfum. Włosy zakręcone na lokówce opadały na nagą szyję.
         - Ależ oczywiście - oznajmił Kiba, robiąc jej miejsca oraz jej trzem koleżankom, które ubrane w podobnym stylu usadowiły się wygodnie obok siatkarzy.
         - Co takie dziewczyny jak wy robią same w takim miejscu? - zaczął Kiba, obejmując ramieniem jedną z nich.
         - Przyszłyśmy się napić piwa, po ciężkim dniu wykładów. A wy z jakiej uczelni jesteście?
         - My..my... - jąkał się Naruto, próbując przypomnieć sobie jakąkolwiek uczelnie w mieście.
         - My jesteśmy z Uniwersytetu Senjiu. Ja jestem Kiba i ten chłopak tam, oraz ta dziewczyna - wskazał kolejno na Sasuke i Sakure - Jesteśmy na drugim roku medycyny. Ten chłopak z głupkowatym wyrazem twarzy to Naruto on jest na ekonomii, Shikamaru jest na zarządzaniu, Neji również, a Shino i Chouji są na prawie - przedstawił każdego po kolei.
         - Medycyna powiadasz - zachwyciła się jedna z nich, zbliżając się do Sasuke, który łapczywie pił piwo.
         - Teraz to już przesadziłeś - szepnęła Sakura, kopiąc go w nogę.
         - Aaaaa - krzyknął - Aaaa....ten tutaj - powiedział szybko, tłumiąc ból - To Sai. Sai jest artystą. Maluje i to całkiem nieźle.
         - Miło mi - przywitał się grzecznie.
         - Słyszałam, że bardzo trudno się tam dostać! Musicie być na prawdę inteligentni!
         - I to bardzo - szepnął Inuzuka, sprawiając, że mały dreszcz przebiegł po śnieżnobiałej, skórze dziewczyny.
         - Robi się późno nie powinniśmy wracać? - spytał Sai, spoglądając na zegarek. Duża wskazówka pokazywała godzinę dwudziestą pierwszą.
         - Dopiero co przyszły. Posiedźmy jeszcze chwilę! - sprzeciwił mu się Naruto.
         - Jutro znów macie trening nie jesteście zmęczeni? - spytała Sakura, spoglądając na Sasuke. Blond włosa dziewczyna, o ustach pełnych i piersiach jędrnych, przyglądała mu się słodko. Szepcząc mu coś do ucha nie zawahała złapać się go po ramie, co jakiś czas, ciągnąc w swoją stronę.
         - Jesteście sportowcami?
         - Tak, wszyscy trenujemy siatkówkę! - pochwalił się Lee, mając nadzieje, że zwróci uwagę którejś z dziewczyn.
         - Jeśli jesteś zmęczona to mogę cię odprowadzić, Sakura - zwrócił się do niej chłopak.
         - Jak chcecie to idźcie. My tu jeszcze zostaniemy. Spotkamy się jutro - nie przejęty sytuacją Kiba, machnął na nich ręką.
         - W sumie przydało by się wrócić wcześniej - rzekł Sasuke.
         - Nie idź jeszcze - poprosiła blondynka, zaciskając mocniej uścisk - Wypijemy jeszcze jedno piwo i wtedy cię puszczę. Nie proszę. Było by mi przykro gdybyś mi nie opowiedział do końca o swojej wycieczce do Kraju Piasku - słodki głos, wwiercił mu się w czaszkę, sprawiając, że nie był w stanie jej odpowiedzieć.
         - Po za tym pada deszcz. Poczekajcie, aż przestanie - zaproponował Neji.
         - Jestem już troszeczkę zmęczona. Po za tym czuje, że jak wypije jeszcze jedno piwo to nie będę w najlepszym stanie. Przepraszam, ale wracam pierwsza. Zobaczymy się jutro - pożegnała się Sakura.
         - To ja pójdę cię oprowadzić. Jest już dość późno, a to niebezpiecznie - rzekł Sai. Kurtkę, którą wziął z krzesła zawiesił na ramionach dziewczyny, szczelnie ją otulając. Później wyciągnął z torby mały rozkładany parasol, który rozłożył na zewnątrz.
         - Uważaj Sasuke jak tak dalej pójdzie to Sai zajmie twoje miejsce - zaśmiał się Shikamaru, wskazując palcem na tą dwójką.
         Sasuke spojrzał jak Sai obejmują ją ciasno w pasie, żeby się zmieścić pod parasolem. Idąc blisko obok siebie, w deszczową pogodę wyglądali niczym para, która wraca z swojej randki. Rozbawiony tym widokiem łyknął piwa, które dziś idealnie mu wchodziło.
         - Tylko nie mów, że nie rusza cię ten widok! - droczył się Kiba.
         - Mam nadzieje, że jutro znów przyniesie nam obiad - odpowiedział żartem, wznosząc toast.
        

***

         W niedziele sala gimnastyczna była otwarta dużo krócej niż w sobotę. Trening zaczynał się o dziewiątej i już o wpół do dwunastej się kończył. Był to idealny czas by poćwiczyć wytrzymałość i ciało. W niedziele zazwyczaj skupiano się na biegach, brzuszkach i innych ćwiczeniach , które miały wzmocnić ciało.
         - Dziś nie ma Sakury? Co jej zrobiłeś wczoraj? - podejrzany Naruto, spojrzał na Saia, który od rana uśmiechał się od ucha do ucha.
         - Nic. Odprowadziłem ją do domu i powiedziałem, że nie musi dziś przychodzić, bo trening jest krótszy. Tyle - wyjaśnił.
         - Ale wydajesz się jakoś weselszy - zauważył Lee.
         - Umówiłem się z nią dziś w Ichiraku. Ma mi oddać kurtkę - dodał z nonszalanckim  uśmiechem.
         - To świetnie! My też się umówiliśmy z tymi samymi dziewczynami co wczoraj więc spotkamy się dziś znów wszyscy! - zgasił go Naruto, który z łobuzerskim uśmiechem, poklepał go po plecach i wyszedł z szatni.
        

***

         Nie spodziewała się, że w Ichiraku będą wszyscy. Myślała, że przyjdzie odda mu kurtkę i wróci do domu. Tym czasem znów wylądowała między Sasuke, a Naruto, nasłuchując jak oboje pogrążeni rozmową z swoimi nowymi partnerkami, nie zwracali uwagi prawie na nic i nikogo.
         - Chcesz się stąd zmyć? - spytał Sai.
         - Tak. Proszę!
         - Chodź - szepnął, wyciągając z tego kółka wzajemnej adoracji.
         - Idziemy się przejść wrócimy do was za godzinę - oznajmił.
         - Okey, okey - nie zainteresowany Kiba wrócił do całowania swojej nowej koleżanki.
         - W sumie jak nie chcecie to nie musicie wracać - wtrąciła jedna z dziewczyn, mając nadzieje, że zrozumieli  aluzję.


         Na drugi dzień, czekając pod mieszkaniem Sasuke wzdychała głośno, zastanawiając się nad tym co robił wczoraj. Całą noc przeleżała w łóżku, mając przed sobą widok ich dwójki, śmiejąc się, i rozmawiając głośno. Wspomnieniami wracała do tego czy z nią się kiedyś tak uśmiechał i z przykrością zamykała oczy, nie mogąc znaleźć żadnego z tych wspomnień.
         - O cześć - przywitała się, przybierając sztuczny uśmiech.
         - Stało się coś? - spytał, widząc jej wyraz twarzy. Było w jej oczach coś innego, coś jakby zamglonego, co przysłaniało blask jej oczów.
         - Nie jestem trochę zmęczona. Uczyłam się wczoraj - wyjaśniła. - Idziesz dziś na trening?
         - Zawsze jestem na treningu.
         - Nie będę mogła dziś przyjść. Muszę posiedzieć w bibliotece nad tym referatem.
         - I tak nie  musisz tam siedzieć. Poprawiliśmy wszystkie swoje złe nawyki oraz błędy które znalazłaś. Myślę, że jesteśmy gotowi do meczu za tydzień.
         - W porządku. Skoro tak mówisz - westchnęła i pierwszy raz od dziesięciu lat wyprzedziła go, idąc przodem z rękami schowanymi w płaszczu.
         - Nie musisz się obrażać - zaśmiał się. Zanim ją wyminął dotknął jej głowy dłonią, uśmiechając się pod nosem. Ten gest tak niepodobny do niego wydawał się całkiem naturalny.

***

         Dni do meczu miały dość szybko. Pomiędzy szkołą, a treningu nie zabrakło czas na relaks i zabawę. Sasuke, który w ciągu kilku tygodni otworzył się na innych ludzi, nie szczędził sobie zabaw. Często wychodził z chłopakami na miasto, rozmawiał  z dziewczynami i zawierał nowe znajomości. Z dnia na dzień stawał się śmielszy, weselszy. Jego arogancja mieszała się z pewnością siebie. Często kpił z innych, wywyższając, i gasząc rozmówców. Mimo to zawsze rano szli razem do szkoły i zawsze po szkole wracali razem do domów, prowadząc całkiem normalny tryb życia.
         - Jutro mecz jak się czujesz?
         Siedzieli na tylnym wejściu do szkoły. Jesień czuć było każdego dnia. Prócz kolorowych liści, które zdobiły okolice to robiło się coraz chłodniej i chłodniej.
         - Normalnie. Myślę, że spokojnie wygramy - odetchnął głęboko. Puste pudełko po drugim śniadaniu leżało, obok niego.
         - Lepiej odpocznijcie dziś. Będzie wstyd jak jutro wyjdziecie na boisko z kacem - wyśmiała go, podając mu butelkę z wodą mineralną.
         - Spokojnie. Dziś wszyscy śpimy - odpowiedział tym samym, biorąc wodę.
         - Nie o to się martwię...po prostu...ostatnio umawiasz się z wieloma dziewczynami.
         - Sakura nie przerabiajmy tego od nowa dobra? Nie musisz wcale codziennie po mnie przychodzi i czekać na mnie po treningu i szkole. Nie musisz też przygotowywać mi drugich śniadań. Nie ważne jak na to spojrzeć nie mam zamiaru się z nikim związywać nawet z tobą więc odpuść to sobie.
         Jego nazbyt poważny ton głosu był jak ostry sztylet, który wbijał się jej serce. Czuła, że każde jego słowo było jak mocne pchnięcie, które wbijało się coraz głębiej, i zadawało olbrzymi ból, który ledwo potrafiła przyjąć na klatkę.
         - Idę na lekcję. Ty siedź tu z tym kacem - warknęła obrażona, wstając z ziemi - A to jest moje - dodała przed wyjściem, wyrywając mu butelkę wody.

***


         Ubrani w szkolne stroje sportowe. Każdy z własnym numerem na plecach, i z jakąś szczęśliwą rzeczą, stanęli dumnie w drzwiach sali gimnastycznej. Widownia nie była wypełniona po brzegi. Dokładnie w tym samym momencie na boisku szkolnym toczył się pierwszy mecz do kwalifikacji. Słychać było nawet szkolną orkiestrę, która dopingowała Lisów z całych sił w raz z całą szkołą.
         - Jest więcej niż myślałem  - uśmiechnął się Kiba, drapiąc się po głowie.
         - Najgorzej nie jest - zaśmiał się Shikamaru.
         Na sali było dokładnie sto osób, skąd prawie 3/4 to byli uczniowie przeciwnej drużyny.
         - Ale za to patrz kto jest w czirliderkach - Neji machnął nosem na rozgrzewające się dziewczyny, które poznali kilka dni temu w klubie.
         - O! Sasuke! Kiba, Neji! Cześć - zawołały zgodnym chórem, machając do nich.
         - Cześć - odmachał im Kiba, puszczając zabójcze oczko.
         Sakura również tu była. Siedziała na ławce z tablicą w ręką, na której wyrysowała kilka akcji oraz rozegrań. Za nim rozpoczęła się oficjalna rozgrzewka obie strony rozmawiały ze sobą, wymieniając kilka zdań uprzejmości.
         - Proszę wziąć piłki i zacząć rozgrzewkę! - rozkazał sędzia, który nie wiadomo kiedy znalazł się na swoim krześle, skąd miał obserwować przebieg meczu.
         - Kurcze zapomniałem bandaży na palce - syknął Naruto, uderzając się w czoło.
         - Spokojnie ja wzięła - westchnęła Sakura, podchodząc do chłopaka.
         - Dziękuję. Chyba byśmy bez ciebie zginęli - uśmiechnął się Naruto, głaskając ją po głowie.
         - Po prostu wygrajcie.
         - Na pewno! - zapewnił radośnie.
         Naruto pobiegł na rozgrzewkę podczas gdy Sakura stała w miejscu zapatrzona na Kibę i Sasuke, którzy wciąż stali z boku, rozmawiając z tamtymi dziewczynami. Dobrze je pamiętała. Były raz pod szkołą skąd wzięły chłopaków na miasto. To był pierwszy raz gdy Sakura sama wracała do domu bez Sasuke.
         - Hej dziewczyno uważaj! - zawołał ktoś z drugiego końca boiska.
         Wszyscy obrócili się zainteresowani zamieszaniem. Piłka, która leciała przez całe boisko z niesamowitą prędkością, zbliżała się z każdym ułamkiem sekundy.
         - Sakura! - zawołał Sasuke. Nim zdążył się ruszyć dziewczyna leżała już na ziemi. Piłka odbiła się w drugą stronę, odbijając się echem po podłodze. 
         - Hej nic ci nie jest! - zawołał męski głosy.
         Coś ciężkiego przewaliło ją na ziemie. Bolała ją głowa, oraz rozdarte kolano, które krwawiło delikatnie. Ostrożnie otworzyła oczy, przewracając się na plecy. Jasne światło oślepiło ją na kilka sekund. Później zobaczyła znajomą twarz Saia.        
         - Co ty nie masz oczów? Nic ci nie jest?! - krzyknął zdenerwowany Neji.
         - Dobra robota Sai.  Choć nie wiem czy przez ten wasz upadek nie jest nawet gorzej - westchnął Naruto.
         - Chodź wstawaj - Sai wyciągnął do niej dłoń, pomagając wstać.
         - Głupiaś? Nie wiesz, że jak jest rozgrzewka to nie powinno się krążyć po sali, a zwłaszcza stać na środku jak słup soli?! - fuknął Sasuke, który w przeciągu kilku sekund znalazł się przy niej.
         - Tak w porządku - powiedziała zamglona. Próbowała utrzymać równowagę, stojąc na prostych nogach, jednak po chwili zachwiała się w prawo.
         - Chyba nie bardzo - powiedział Sai, łapiąc ją przed upadkiem.
         - Nie na serio jest okey - zapewniła ich. Ostrożnie wydostała się z jego uścisku. Zaczerpnęła powietrza i po kilku sekundach zrobiła pierwszy krok do przodu. Nogi trzęsły jej się jak z waty, a w głowie szumiało. Po kolejnych dwóch krokach znów zachwiała się, przewracając się prosto w ramiona Sasuke.
         - Koniec zabieram cię do pielęgniarki - powiedział hardo Sai. Jednym zwinnym ruchem, wziął Sakure na ręce, nie zważając na to, że Sasuke miał dokładnie ten sam plan. Szybkim krokiem wyminął wszystkim, kierując się do wyjścia.
         - Dobra nic jej nie będzie my musimy się rozgrzać - powiedział Lee, przywołując wszystkich do porządku.
         - Sasuke ty też - zwrócił mu uwagę Neji.
         - Tak już idę - szepnął. Jego wzrok zwrócony był na dziewczynę, która wtulona w ramię innego mężczyzny krzywiła się z bólu. Im dłużej odtwarzał wypadek z przed kilku minut tym większa złość w nim kipiała. Widział tą piłkę jak leci w jej stronę. Chciał się ruszyć, prawię biegł w jej stronę, gdy nagle znikąd pojawił się on. Rzucił się na nią, jak na zwierzynę. Teraz zrobił to samo. Nie zawahał się zabrać ją z jego ramion i zaprowadzić do pielęgniarki. Po prostu zrobił to jakby na szali wisiało jego życie.

***

         Leżąc w cichym i osamotnionym pokoju szpitalnym zastanawiała się ile jeszcze będzie musiała tu być, czy rodzice po nią przyjadą, czy sama będzie mogła wyjść. Jej myśli co jakiś czas zagłuszane przez okrzyki widowni piłki nożnej tylko wzmagały zmartwienia o mecz siatkówki. Martwiła się o nich. O wynik, o strategie o wszystko. Przewracając się z boku na bok, odliczała minuty, które dłużyły się w nieskończoność.
         W końcu po niespełna dwóch godzinach do pokoju wszedł Naruto. Zmęczony, ale uśmiechnięty, krzyczał okrzyki zwycięstwa.
         - Udało wam się! - pisnęła, wyskakując z łóżka.
         - Hej nie powinna leżeć - zauważył zły.
         - Nic mi przecież nie jest. Zawroty głowy minęły, kolano opatrzone...nie wiem po co kazała mi tu leżeć - mruknęła niezadowolona.
         - W każdym razie twoja strategia powiodła się. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale miałaś racje. Ich główny rozgrywający miał problemy przy krótkich, a ten duży wkurzał się łatwo przez co łatwo tracił piłki - pochwalił ją Shikamaru.
         - Po prostu ich szkoła ma otwarte treningi więc poszłam tam z Saiem i wszystko przeanalizowałam! - powiedziała dumnie, odrzucając przesadnie włosy za plecy.
         - Kiedy byliście? Że nic nam nie powiedzieliście! - prychnął rozzłoszczony Kiba, łapiąc Saia w żelazny uścisk.
         - Jak wy bawiliście się z dziewczynami w sobotni ranek to my poszliśmy na ich trening, a później wróciliśmy na nas! - wyrwał się z uścisku, by chwilę później mocować się Inuzuką na siłę.
         - Wychodzisz czy czekasz na rodziców? - spytał Lee.
         - Chyba mogę już wyjść. Nie ma sensu na nich czekać. Mogę sama trafić do domu.
         - Odprowadzę cię więc spokojnie - powiedział szybko Sai.
         - Nie macie jakiejś imprezy z okazji wygrania?
         - Nie chce mi się na nią iść.
         - W porządku. Idź. To wasza pierwsza wygrana. Świętujcie. Jak wrócę sama to nic mi się nie stanie. Dopiero osiemnasta. Napiszę wam później SMS - trwała przy swoim.
         - Ja wracam do domu się przebrać więc możemy iść razem - wtrącił Sasuke.
         - Stary. Te dziewczyny na nas czekają. Po co się przebierać - fuknął na niego Kiba.
         - Po gówno. Dołączę do was może później. Chodź - zwrócił się do Sakury, zabierając z krzesła jej plecak, i płaszcz.
         - Widzimy się jutro. Gratulacje wygranej! - krzyknęła w pośpiechu, wybiegając za brunetem.
         - Czy mi się zdaję, czy on właśnie zrezygnował z imprezy by odprowadzić Sakurę? - spytał Naruto, z nutką rozbawienia w głosie.
         - Czyli jednak nie jest mu, aż tak obojętna - zaśmiał się Shikamaru. - Ja też idę. Umówiłem się z Temari na razie.
         - Znów? Człowieku jest tyle fajnych lasek w mieście, a ty akurat wybrałeś dziewczynę z innego miasta, a na dodatek taką, którą najbardziej daje w kość - westchnął Kiba.
         - Przynajmniej nie muszę wymyślać za każdym razem nowszych to bajeczek o tym gdzie studiuje i co robię - powiedział zgryźliwie, wychodząc.

***



         Szli w ciszy owiani szumem wiatru. Blask słoneczny oświecał im drogę, rzucając jasne barwy na ich twarze. To dziwne skrępowanie wyczuwalne było w powietrzu jak jeszcze nigdy przedtem. Pogrążeni we własnych myślach, bali się rozpocząć rozmowę.
         - Jak mogłaś dać się tak przewrócić. Jeszcze gorzej na tym wyszłaś. Powinnaś się odsunąć lub kucnąć... - powiedział w końcu, spoglądając na nią.
         - Łatwo ci mówić.  Ledwo zamknęłam oczy, a już leżałam na ziemi.  Myślałam, że na serio dostanę tą piłką. Ale jestem wdzięczna Saiowi. Gdyby nie on możliwe, że bym leżała teraz w szpitalu na prześwietleniu głowy, a tak to  mam małego guza na głowie i zadrapanie.
         - Od tego upadku też mogłabyś dostać wstrząsu mózgu. Następnym razem po prostu uważaj - powiedział surowo, zatrzymując się przed jej domem.
         - Następnym razem po prostu mnie uratuj, a nie złość się sam na siebie - powiedziała zezłoszczona, biorąc od niego torbę. Zmarszczyła delikatnie brwi, widząc jak próbuje zachować powagę i obojętny wyraz twarzy. - Do jutra - pożegnała się i szybko weszła do domu, zamykając za sobą drzwi.

***

          Kolejny nowy dzień równał się z kolejnym treningiem. Nikogo nie obchodziło, że wczoraj wygrali. Drużyna piłkarska była ważniejsza. Podczas gdy tamci odpoczywali po całonocnej imprezie Oni zbierali się z samego na rana ćwiczenia w sali gimnastycznej.
          Jak zawsze w sobotę i w niedziele szedł na trening sam. Sakura przychodziła dopiero na przerwę obiadową, przynosząc każdemu własnoręczne zrobione pudełko bento. Później zostawała z nimi do końca i pomagała w analizie. Obserwowała ich, czuwała nad ćwiczeniami, wymyślała nowe zadania, a co najważniejsze, pilnowała by nikt nie wyszedł suchy.
          - Wiesz...wolałem jak realizowaliśmy własny plan treningowy - mruknął Kiba, dysząc głośno. Biegali już od ponad czterdziestu minut, bez przerwy. Słone krople potu padały na ziemie tworząc szlak brudnych odcisków butów.
          - Nie marudź tylko biegaj. W porównaniu do innych drużyn jesteście bardzo wolni. Musicie poprawić czas, żeby szybciej reagować i dobiegać do piłek - powiedziała surowo, nie spuszczając wzroku z stopera. - Jeszcze dziesięć minut i koniec! - ogłosiła.
          Po dziesięciu minutach każdy jak jeden mąż padł na ziemie. Z radością chłonęli, chłód podłogi, który dawał małe ukojenie ich rozgrzanym mięśniom.
          - Zrobiliście ponad dziesięć okrążeni więcej niż tydzień temu - pochwaliła ich radośnie, kucając, przy Sasuke, który z zamkniętymi oczami, łapczywie wciągał powietrze.
          - Mam nadzieje, że ten twój trening faktycznie sprawi, że będziemy szybsi - powiedział wątpliwie Naruto, siadając prosto.
          - Pięć minut przerwy i zrobimy rzucanie piłkami. Zobaczymy jak bardzo się poprawiliście - zaśmiała się pewnie, podchodząc do kosza na piłki.

***

          Kiba stał pod siatką na pozycji rozgrywającego po prawej stronie na szóstym metrze stał Neji, po lewej Naruto. Na serwisach stał Sasuke. Po drugiej stronie na rozegraniu stał Shikamaru, po lewej Lee, po prawej Sai. Na zagrywkach Shino i Chouji. W przeciągu jeden minuty z pięciu sekundową przerwą mieli zagrywać te osoby, które zostały do tego wybrane. Przeciwnicy mieli odebrać każdą piłkę, dograć do rozgrywających i zaatakować bez uderzenia w piłkę.  Opuszczenie jakieś piłki, lub złe dogranie miało równać się karze dwudziestu pompek. Po minucie następowała zmiana, a po trzech był czas na krótką przerwę.
          Zadanie, które powierzyła im Sakura zostało łatwo wyśmiane przez Naruto i Kibę, którzy byli pewni swoich umiejętności. Wraz  z dźwiękiem gwizdka i pierwszym serwem, sprawy skomplikowały się. Pięć sekund na rozegranie akcji było prawie nie możliwe. Od razu po odebraniu piłki, musieli szykować się na kolejny serw, co przeczyło logice rozegrania, a jednocześnie zaatakowania. Naruto, który biegał po boisku, odbierając piłki nie dogrywał dokładnie, przez co i Kiba biegał wokoło, próbując dobrze rozegrać. Jedynie Sai w miarę szybko odnalazł się. Od razu po odbiorze biegł do ataku, a zaraz po tym wracał do obrony. W porównaniu do drugiej drużyny, im szło dużo lepiej i zwinniej.
          - Okey! Koniec czasu! - zabrzmiał kolejny gwizdek.
          - To jest nie możliwe! - jęknął Naruto, upadając na kolana.
          - Hej jak wy dogrywacie?! Co wy jesteście w podstawówce! Róbcie to dokładnie! - fuknął na nich Inuzuka.
          - Zmiana, nie ma czasu na odpoczynek! - krzyknęła Sakura, marszcząc brwi.
          - Neji zagrywa, Naruto rozgrywa, Kiba i Sasuke odbierają i atakują. To samo tutaj. Shino Siada, Sai zagrywa, Shikamaru i Chouji atakują i odbierają, a Lee rozgrywa! Macie minutę. Gotowi....Start!
         

          Po trzech minutach znów padli na ziemie, oddychając głośno. Czuli się jak laleczki, które nie były w stanie dobrze wykonać zadania. Biegali w około, nie mogąc dobrze dograć. Frustrowali się i złościli się na samych siebie, nie mogąc zrozumieć co robią źle.
          - Teraz rozumiecie, że nie jesteście w cali tacy szybcy. Musicie się poprawić, żeby na meczu nie tracić cennych sekundy, oraz nie męczyć się. Musicie być pierwsi, nie pozwólcie, by przeciwnik przygotował się do kontrataku - wyjaśniła w końcu.
          - Teraz to brzmi logicznie - zaśmiał się kpiąco Sasuke.
          - Zrobimy to jeszcze raz. Póki się nie poprawicie grajcie tak. Jeśli Naruto będzie odbierał, do Kiba rozegra krótką, bądź długą do Nejiego, w tym czasie Naruto znów odbierze, Neji wróci się do obrony, a Kiba rozegra piłkę Naruto i tak w koło. Jeśli taki system wam się utrwali, to później już automatycznie będzie tak działać, a i to zwiększy waszą pracę zespołową.
          - Może się udać. Wtedy nie będę musiał się martwić, że nie zdążę, ani komu poda Kiba. Okej! Zróbmy tak! - krzyknął zachęcająco Naruto, wstając z ziemi.

***

          Do kolejnego meczu został niecały miesiąc. W przeciągu tych kilku tygodni całą swój trening skierowali na poprawie szybkości oraz celności. Cała drużyna każdego dnia przed treningiem biegali godzinę wokół szkoły. Póki bylo ciepło mogli to robić w dresach bez obawy, że się przeziębią. Później prowadzili standardową rozgrzewkę, ćwiczyli ataki, serwy i podania, a na sam koniec sprawdzali swoje umiejętności w zadaniu, które wymyśliła dla nich Sakura. Z każdym treningiem przyzwyczajali się do szalonego tempa. Coraz mniej było to dla nich męczące, machinalnie biegli od piłki do piłki, nie czując przy tym wyczerpania. Ich umiejętności rosły z dnia na dzień co było widać na meczu, który wygrali z ogromną różnicą punktową.
          - Gratuluję! - pisnęła Sakura, rzucając się na Sasuke.
          - Heeejj, my też jesteśmy w tej drużynie! - burknął obrażony Kiba, rozkładając szeroko ramiona.
          - Zapomnij o tym - wystawiła mu język.
          - No nie żartuj tak nawet. Chodź tu - rozbawiony, przytulił ją do siebie.
          - No weź przestań, śmierdzisz potem! - pisnęła, śmiejąc się.
          - Grupowe tulenie?! - zawołał Lee, dołączając do zabawy. Tuż za nim dołączył Naruto i Sai.
          - Oszaleliście! - krzyknęła na wpół zła, wydostając się z uścisku.
          Tłum dziewczyn, które siedziały na widowni krzyczały coś niezrozumiałego. Część z nich z zazdrości część dopingowała i gratulowała. Niektórzy śpiewali przyśpiewki, a inni wyszli w pośpiechu.
          - Kim jest ta dziewczynka? - spytały dziewczyny, które weszły na boisku.
          Sakura spojrzała na nie zdezorientowana. Było ich trzy. Trzy piękne studentki. Jedna z nich brunetka z długimi do pasa, włosami, w obcisłych jeansach, białej bluzce i czarnych trampkach. Ubrana w tak prosty strój wyglądała niczym super modelka, na której wszystko idealnie leży. Druga z nich blondynka z włosami spiętymi wysoko na górze w sukience, i sandałkach, ostania rudowłosa, której loki opadały na pięknie umalowaną twarz.
          - To twoja dziewczyna? Widziałam jak się na ciebie rzuciła tuż po meczu  - powiedziała brunetka, nie ukrywając zazdrości. Podkreślając swoją wyższość nad innymi wzięła Sasuke pod ramie, całując w policzek na dzień dobry.
          - A jeśli tak to co zrobisz? - spytała, mierząc ją wzrokiem. Między nimi wytworzyła się niewidzialna linia napięcia, która mogła wybuchnąć w każdym momencie.
          - Nie żartuj sobie. To bardziej jest... moja fanka - zaśmiał się Sasuke po krótkiej chwili namysłu.  - Podobał wam się mecz?
          - Lepszy nić myślałam. Nie sądziłam, że to powiem, ale jak na licealistów nie jesteście tacy najgorsi - przyznała się blondynka.
          - Zapamiętaj sobie, że my jesteśmy najlepsi w całym mieście - powiedział szarmancko Kiba, całując ją w policzek - Dobra lecimy się przebrać i idziemy na imprezę. Poczekajcie na nas chwilę - poprosił.

***

          Siedziała na ławce przed ich szatnią, rozmyślając o tym co właśnie powiedział. Czuła się w pewnym stopniu zraniona i upokorzona tym co powiedział. Pamiętała jak na samym początku powiedziała o sobie jako o jego największej fance, ale nigdy nie przypuszczała, że w ten sposób opiszę ją przed innymi dziewczynami. Miała ochotę rozładować na czymś swoją złość. Chciała wybiec i powiedzieć im, że Sasuke tak naprawdę jest jej i żeby go zostawić, ale nie mogła tego zrobić. On nie był jej i dobrze to wiedziała.
          - Heej, wszyscy już wyszli będziesz tu siedzieć? - znajomy głos wyrwał ją z myśli.
          - Czekałam na ciebie.
          - Chyba nie wracam do domu. Idziemy przecież wszyscy do Ichiraku - przypomniał jej.
          - W porządku. Poczekam na ciebie w bibliotece obok i jak skończycie to wrócimy razem.
          - Sakura. Nie musisz na mnie czekać. Jak chcesz iść z nami to chodź. Po co masz siedzieć w bibliotece.
          - Musze poczytać kilka  książek  na jutro do szkoły.
          - Wracaj do domu. Nie wiem jak długo tam będziemy. No i przecież widzisz, że przyszły po nas znajomi. Możliwe, że później sami pójdziemy na karaoke lub do...
          - Czekam w bibliotece! - przerwała mu chłodno. Nie czekając na jego reakcje wstała z ławki i udała się przed siebie. Nie miała zamiaru słuchać o jego planach z tymi dziewczynami.
          - Nie czekaj. Mówię serio - poradził jej pół żartem, dotykając dłonią w głowę.

***

          Bibliotekę zamknięto dokładnie godzinę temu o osiemnastej. Przez cały dzień padał deszcz, uparcie nie przerwanie jakby obraziło się na świat i tak dawała upust swoim emocjom. Sakura siedziała zmoczona na schodach, trzymając w dłoni komórkę. Z minutę na minutę padało coraz mocniej i robiło się chłodniej. Dzień powoli się kończył, nad jej głową paliła się jedyna mała lampa, która oświecała korytarz. Ichiraku ramen znajdowało się po drugiej stronie ulicy. Żeby zobaczyć go z tego miejsca trzeba była zejść z drugiego piętra na dół, wejść po schodach do drugiego budynku gdzie znajdowała się kwiaciarnia i dopiero stamtąd można było zobaczyć bar.

          Stojąc na balkonie wypatrywała duża grupę osób, która siedziała na tarasie pod zadaszeniem, śmiejąc się głośno. Z daleka mogła śmiał po policzyć ile butelek po piwie stało na stole. Wyraźnie widziała brązowowłosą dziewczynę, którą wtulona w ramię Sasuke, śmiała się głośno, popijając swojego drinka.
          - Sakura to ty? - usłyszała za plecami.
          - O, Ino. Co ty tutaj robisz? - spytała zdziwiona.
          - To kwiaciarnia moich rodziców. Pomagam im czasami - wyjaśniła. - Czemu jesteś taka mokra? Czekasz na kogoś?
          - Ja? Niee.. - powiedziała speszona, śmiejąc się.
          - Patrzysz na kogoś. Na co? - Ino podeszła do niej. Jej wzrok zatrzymał się na kolegach z klasy, którzy siedzieli w Ichiraku dobrze się, bawiąc w towarzystwie nieznajomych jej dziewczyn. - Aaa...Sasuke - powiedziała w końcu.
          - Co...
          - Przecież widzę w szkolę jak na niego patrzysz. Jakie was łączą relacje? Jesteście razem czy nie? Lubisz go czy nie?
          - Ino zadajesz mi bardzo intymne pytania.
          - No co? W końcu chodzimy do jednej klasy. Powinnaś czasami wyjść gdzieś ze mną i Hinatą. Nie możesz cały czas siedzieć z nimi sali gimnastycznej. Nawet jeśli jest tam Sasuke.
          - Właśnie czuje, że jeśli nie jestem z nim na tej sali to nic nas nie łączy. Sasuke nie jest kobieciarzem, ani podrywaczem...
          - Powiadasz? - prychnęła pod nosem, spoglądając jak szepce tej dziewczynie coś do ucha.
          - Na prawdę. Może i na początku wydawał się chłodny i oziębły, ale dzięki nim w końcu się otworzył. Myślę, że to jego forma na zaadaptowanie się. W końcu całe gimnazjum uczył się by zdać testy do szkoły policyjnej. Później przez dwa lata uczył się pilnie by nie przynieść ojcu wstydu. Nie miał czasu na znajomych nawet z Naruto widywał się dość rzadko. Dopiero tutaj zaczął używać życia. On po prostu próbuje nadrobić swoje dzieciństwo.
          - Ehhh...tak myślisz? - spytała z niedowierzaniem - Myślę, że bardzo musisz go lubić skoro potrafisz stać tutaj z tak spokojną miną i obserwować go.
          - Wręcz przeciwnie nie potrafię. Nie potrafię go nie obserwować. Jestem przy nim zawsze i wszędzie. Nawet jeśli tego nie chce to jestem, bo wiem, że jest bardzo samotny.
          - Jest samotnikiem, który nie lubi związków dlatego spotyka się z dziewczynami, ale nie zawiera głębszych znajomości. Brzmi w sumie logicznie - zamyślona, odwróciła się do niej przodem.
          - Kiedyś w końcu zrozumie. Zrozumie moje uczucia - uśmiechnęła się.
          Ino spojrzała na nią. Widziała w jej oczach błysk i miłość gdy mówiła o Sasuke. Nie rozmawiała z nią za często, ale czuła, że chce się z nią zaprzyjaźnić, że jest to typ człowieka, który potrafi poświęcić się dla innych, który słucha i po prostu jest.
          - Zobaczymy się jutro w szkole. Idź już do domu, bo na prawdę się przeziębisz. Mam nadzieje, że wyjdziesz  z   nami   za   nie długo   gdzieś   - pożegnała ją ciepło, zostawiając parasolkę    opartą   o   ścianę.


          Wbrew jej słów Sakura wróciła    pod   schody   od   biblioteki.   Powiedziała   mu,  że   będzie  tu   na niego   czekać nie miała   zamiaru  się  nigdzie  ruszać.  Nie   przejmowała   się tym, że jest już po dwudziestej, a jej ubrania były przemoczone.
         

***

          Sai spojrzał na kwiaciarnie Ino. Miał wrażenie, że ktoś tam stoi i przygląda im się. Co jakiś czas spoglądał tam. Raz widział tą osobę, a raz nie. Pojawiała się co jakieś piętnaście minut, a później znikała.  Zaniepokojony   wyjął telefon   z  kieszeni  i  wybrał numer do Sakury.
          - Halo? Sakura, gdzie jesteś? - spytał, wychodząc do łazienki, gdzie było cicho.
          Szybko wrócił na taras po portfel, poszedł zapłacić za siebie rachunek, i wyszedł pośpiesznie, żegnając się z znajomymi. Przed wyjściem jeszcze ostatni raz spojrzał w stronę biblioteki po czym bez zastanowienia wybiegł.
          - A jemu co? - zdziwił się Naruto.
          - Nie wiem. Chyba do kogoś dzwonił. Może jego rodzice - Kiba wzruszył ramionami.
          Sasuke spojrzał na swój telefon. Była prawie dziewiąta. Spojrzał przez ogrodzenie w stronę budynku, w którym znajdowała się biblioteka. Nagle przypomniał sobie, że Sakura miała tam niego padać. Deszcz dudnił o kostki brukowe, zrzucając na niego dziwne poczucie winy.
          - Zaraz wracam idę do sklepu po papierosy - powiedział, wstając.
         

***


          Wbiegł po schodach na drugie piętro. Nikogo tam nie zastał. Biblioteka była dawno zamknięta, światła po gaszone, a inne sklepy również zbierały swoje rzeczy. Z głośnym westchnieniem zszedł powoli na dół. Po drodze minął wielką, kałuże, która ciągnęła się od schodów w dół.

***

          Na drugi dzień wyszedł z domu trochę spóźniony. W ustach kurczowo trzymał kromkę chleba, marynarkę szkolną ubierał, zbiegając po schodach, a plecak otwarty niczym wrota, chwalił się zawartością książek i stroju na trening. Przeskakując po dwa, trzy schody w końcu wylądował na ziemi. Pospiesznie pchnął drzwi, wychodząc na zewnątrz.
          - Sorry - powiedział zdyszany, podpierając się rękami o ugięte kolana.
          Cichy wiatr zawiał mu w odpowiedzi.
          Zdezorientowany rozejrzał się dookoła. Miejsce pod ścianą, które o tej porze zawsze było okupowane przez Sakure, nagle stało się puste. Ławka, na której czasami siedziała też wydawała się smutna. Nigdzie jej nie było.  Mimo iż nasłuchiwał piskliwego głosu, nie mógł niczego dosłyszeć.
          Lekko oszołomiony spojrzał na zegarek. Było za piętnaście ósma. Sakura zjawiała się zawsze piętnaście po siódmej. Na przystanek autobusowi mieli nie całe pięć minut drogi stąd. Później jechali do szkoły dziesięć, i szli kolejne pięć. Cała droga zajmowała im niecałe półgodziny.
          Przeczekał piętnaście minut w spokoju, dokańczając kanapkę. Gdy wskazówka wybiła ósmą w końcu postanowił ruszyć się do szkoły.
          Na lekcje spóźnił się równe dwadzieścia minut. Pierwszą rzeczą jaką zrobił po wpadnięciu do klasy było spojrzenie na ostatnią ławkę. Dwie ostatnie były puste. Jedna należała do niego, druga do Sakury. Sama droga to szkoły bez niej wydawała się dziwna. Za nim usiadł na swoim miejscu spojrzał na komórkę, by sprawdzić czy aby na pewno nie dzwoniła lub nie napisała. Niestety nic nie przyszło. Mimo iż zdarzało mu się dość często wracać do domu samemu, to pierwszy raz od dziesięciu lat szedł sam do szkoły nie licząc weekendowych treningów. Był to też drugi raz kiedy Sakura nie zjawiła się w szkolę.

***

          Po trzech lekcjach przyszła w końcu pora na obiad. Sasuke udał się na stołówkę gdzie zaopatrzył się w marną kanapkę. Nie miał apetytu, ale musiał coś zjeść, by mieć energię na trening. Z nadgryzioną bułką usiadł przy stole z znajomymi.
          - Widzę, że jak nie ma Sakury to nie masz już co jeść - zakpił Naruto, kradnąc mu podstępnie gryza.
          - Wara od mojej kanapki głupku!
          - A tak właściwie to gdzie jest Sakura? Pokłóciliście się? - spytała Ino, kierując przenikliwe, wręcz mordercze spojrzenie w stronę chłopaka. Po wczorajszym domyślała się, czemu jej nie ma i przez kogo teraz leży w łóżku.
          - A skąd mam wiedzieć. Nie jestem jej ojcem - burknął.
          - Ale chyba się przyjaźnicie czy coś. Nie napisała ci? - wtrącił Kiba.
          - Z Sakurą wszystko w porządku. Przeziębiła się wczoraj i dzisiaj leży w łóżku. Dzwoniła do mnie teraz i mówiła,  że czuje się dużo lepiej, ale nie przyjdzie na trening. Prosiła żebym was przeprosił - powiedział Sai, który znikąd pojawił się z tacą obiadową. Zajmując miejsce na przeciwko Sasuke. Z wzorkiem wbitym w niego spokojnie zaczął jeść, zaczynając od sałatki.
          - Dzwoniła do ciebie zamiast do Sasuke? Niesamowite - powiedział z niedowierzaniem Naruto, wytrzeszczając oczy.- To co ona wczoraj robiła, że się przeziębiła - zamyślił się na chwilę.
          - Nie mam pojęcia - rzekł Sai, nie spuszczając spojrzenia z Sasuke - Musiała z kimś być skoro tak późno wczoraj wróciła - dodał po chwili, a jego ton głosu i jak i wzrok stał się chłodniejszy.
      

***


          Nerwowo wiercił się na krześle, czekając na obiad. Komórka, która leżała na stole przed nim lśniła w blasku słońcu. Co jakieś kilka minut sięgał po nią, otwierał po czym znów zamykał i odkładał. Nie mogąc zdecydować się na to co zrobić wpatrywał się tempo w wyświetlacz, marszcząc brwi co jakiś czas.
          - Znów grasz w jakieś głupi gry? - zdzieliła go mama, wyrywając mu komórkę z dłoni. Z złowrogą miną spojrzała na ekran, próbując odblokować najnowszej generacji telefon. 
          - Czemu jesteś na kontakcie Sakury? Czekasz na jej telefon czy sam zastanawiasz się czy zadzwonić? - spytał Itachi, nie mogąc ukryć lekkiego rozbawienia. Widząc speszoną twarz swojego młodszego brata, usiadł na przeciwko niego, zakładając nogę na nogę.
          - Mamo mogłabyś nie dotykać moich rzeczy - fuknął, zabierając swoją rzecz.
          - Co się stało? Pokłóciliście się? - spytała podejrzliwie.
          - Czemu zawsze zadajesz mi takie głupie pytania. Po prostu jest chora i tyle - powiedział głośno.
          - Chora? Co ty tu jeszcze robisz?  Ubieraj się, a ja spakuje jej obiad! - nakazała pośpiesznie, wypychając go w stronę drzwi.
          - Co? Oszalałaś? Po co mam do niej iść z twoim obiadem. Jej mama na pewno się już nią zajęła. Po za tym to dwadzieścia minut drogi stąd, nie mam siły zaraz mam trening - burknął.
          - Nie dyskutuj mi tu ze mną i idź do niej! Ona do ciebie przyszła jak byłeś chory więc ty też do niej idź. Itachi cię podwiezie - rozkazała groźnie, wpychając mu ramiona zapakowany obiad.
          - Jasne, że tak. Do twojej dziewczyny zawsze - zaśmiał się, machając mu kluczkami przed nosem.
          Sasuke rzucił mu morderczy wzrok. Nie chcąc wywoływać kłótni w ruszył ciężko po bluzę.

***

          Pani Haruno jak zawsze z radością przywitała go, narzekając, że tak rzadko ją odwiedza. Po dość krótkiej, ale wyczerpującej pogawędce w której wypytała go najdrobniejsze szczegóły wycieczki do Kraju Suny, po aktualne zajęcia szkolne, aż do przyszłych planów życiowych, w końcu pozwoliła mu iść na górę gdzie znajdowała się sypialnia jej córki.
          - Jakbyście czegoś potrzebowali to wołaj - powiedziała z uczuciem.
          - Dziękuję.

          Niepewnie zapukał w dębowe, mocne drzwi, na których wisiała tabliczka z jej imieniem. Słysząc słabe i ciche "proszę" wszedł do środka. Pokój Sakury od kilku lat nie zmiennie wyglądała tak samo. Jasne, ściany, na których wisiały zdjęcia jej i jej znajomych w tym kilka jego, biurko, które stało pod oknem jak zawsze porozwalane i w chaosie. Łóżko pod ścianą dokładnie na środku pokoju. Szafa znajdowała się tuż obok w rogu, a toaletka tuż na przeciwko łóżka.
          - O, co tutaj robisz? - spytała zdziwiona. Jej głos był jeszcze słabszy niż słyszał przed chwilą. Twarz miała bladą, a oczy zmęczone i podkrążone wyglądały jakby nie spała przynajmniej od kilku dni.
          - Moja mama kazała mi ci to przynieść - pokazał na zapakowane w materiał pudełka.
          - O podziękuj jej ode mnie.
          - Spoko leż. Postawie to tutaj - rzekła, kładąc obiad na nocnej szafce. - Jak się czujesz?
          - Jestem trochę zmęczona. Naruto i Kiba byli tu przed chwilą. Mam wrażenie, że wycisnęli ze mnie ostatnią energie życiową - zaśmiała się.
          Sasuke oparł się plecami o parapet. Chowając dłonie w kieszeni, przybrał maskę obojętności i chłodu jak to robił za czasów gimnazjalnych.
          - Mówiłem ci głupia żebyś nie czekała. Po co siedziałaś pod tą biblioteką? - westchnął zmęczony.
          - Czyli jednak przyszedłeś pod tą bibliotekę.
          - Bo wiedziałem, że jak debil będziesz tam siedzieć i marznąć.
          - Było trzeba przyjść wcześniej. Sai znów cię wyprzedził. Czasami nie wiem jak to jest możliwe, ale mam wrażenie, że zna mnie lepiej niż ty. Od samego początku pisał do mnie czy jest w porządku i czy ma po mnie przyjść. Dopiero jak odpisałam mu to przybiegł od razu. - przerwała na chwilę by spojrzeć na chłopaka. - Zastanawiałam się czy nie zadzwonić do ciebie, ale byłeś tak zajęty, że odpuściłam sobie - jej łagodny ton głosu przypominał letni wiatr, który przynosił dobre wieści i orzeźwiał zmęczony umysł. - Przepraszam. Musiałeś pewnie rano na mnie czekać. Przepraszam też, że napisałam do Saia rano zamiast do ciebie. Chciałam żebyś się trochę po martwił - dodała po chwili, uśmiechając się lekko.
          - Na prawdę jesteś głupia - westchnął ciężko, podchodząc bliżej łóżka. - Następnym razem idź od razu do domu. A jak już tak bardzo chcesz ze mną wracać to po prostu zadzwoń. - rozkazał jej.
          - W takim razie jak czujesz się winny to spełnij jedno moje życzenie - poprosiła.
          - Życzenie? Chyba oszalałaś. Sama sobie jesteś winna - prychnął.
          - Siedź cicho i schyl się na chwilę - zażądała, podpierając się o łokcie.
          Sasuke schylił się do niej, nadstawiając ucha. Czuł jak ciepły oddech otula jego twarz gdy nagle, wilgotne usta pocałowały go w policzek. Zdezorientowany, odsunął się szybko.
          - Dziękuję, że się i mnie troszczysz na swój sposób.
          - Jestem tu, bo mi mama rozkazała - przypomniał jej.
          - Chodźmy na górę Myoboku - poprosiła, wyciągając do niego rękę.
          - Gdzie? Po co?
          - To jest moje życzenie. Święta górą Myoboku. Jest tam świątynia chroniona przez żaby szczęścia. Chciałabym pomodlić się za ten rok i wasz sezon.
          - Zdajesz sobie sprawę jak wysoko jest ta góra - westchnął, przypominając sobie z książek ile drogi trzeba przejść by dostać się na sam szczyt.
          - Pojedziemy kolejką. Jak już się pomodlimy to możemy od razu wrócić nie będę cię zatrzymywać - oznajmiła, mając nadzieje, że to go przekona.
          - Skoro tak bardzo chcesz to pójdziemy - zgodził się w końcu, siadając na skraju łóżka - Chcesz żebym został tu z tobą?
          - Oszalałeś? Musisz iść na trening - zaprzeczyła, chcąc wstać.
          - Leż w spokoju - rozkazał groźnie - Jak raz nie pójdę to nic się nie stanie. Jak ja byłem chory to zostałaś ze mną. Pamiętasz - zaśmiał się - Twój pierwszy dzień wagarów.
          - Ale to nie to samo. Ty musisz trenować by być najlepszym. Idź na trening. Ja jestem zmęczona więc zaraz pewnie pójdę spać.
          - W porządku. To posiedzę z tobą, aż nie zaśniesz, a później pójdę na trening - trwał przy swoim. Usiadł obok niej, wyciągając nogi przed siebie. - Masz zjedź to póki jest ciepłe - podał jej jedno pudełko, a drugie postawił sobie na kolanach.
          - Nie będą źli, jak się spóźnisz? - spytała, siadając prosto.
          - Nie wiem. Zaraz zadzwonię do Naruto.

***

          Wszyscy stali przy siatce, wyczekując na Sasuke. Zegar, który wisiał na ścianie mówił, że spóźniał się już prawie piętnaście minut. Zirytowani, kopali w podłogę i wyklinali na niego.
          - Okej Sasuke się nie zjawi - powiedział w końcu Naruto, wracając z szatni.
          - Jak to nie?! - wrzasnął Neji.
          - To znaczy spóźni się. Powiedział, że wypadła mu ważna sprawa, i że jak się z nią upora to przyjdzie - wyjaśnił szybko.
          - Czyżby tą ważną sprawą była Sakura? - spytał Kiba, uśmiechając się złowieszczo.
          - Sprawdźmy - rzekł Naruto, wciągając z kieszeni komórkę. - Halo Sakura?
          - O, Naruto co jest? - spytała, odkładając puste pudełko obiadowe na bok.
          - Chcieliśmy się spytać czy lepiej żebyśmy poćwiczyli rozegrania, czy ataki.
          - Z tego co słyszałam to gracze z szkoły Kiri są dość wysocy i silni. Proponuje, żebyście nadal ćwiczyli blok i odbiór.
          - Okej. A spytaj się jeszcze Sasuke, czy mamy ćwiczyć pięć sekund z nim czy bez niego - powiedział, powstrzymując się od śmiechu.
          - Naruto się pyta czy mają na ciebie czekać z rozegraniem pięć minut - odwróciła twarz w jego stronę.
          Sasuke odwrócił wzrok od telewizora. Gdy zorientował się co właśnie powiedziała do niego Sakura, wyrwał jej komórkę. Rzucił krótko, że mają czekać i rozłączył się.

          - Co za debil - stwierdził Naruto, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Za nim wrócił do treningu, wysłał mu SMS o treści " Nie śpiesz się z tą PILNĄ SPRAWĄ"

***

          Sakura zasnęła piętnaście minut później. Z głową opartą o jego ramie, oddychała głośno przez nos. Jej klatka piersiowa rosła przy każdy wdechu, sprawiając, że przyjemne dźwięki wypełniały pokój. Sasuke siedział tak jeszcze przez kilka minut, po czym delikatnie ułożył Sakure w łóżku. Za nim wyszedł wrócił się, słysząc wibracje telefonu. Na wyświetlaczu pokazał się kontakt Saia. Nie pewnie wyciągnął dłoń, a gdy Sakura odwróciła się na bok, wcisnął czerwoną słuchawkę. Wyciszając komórkę do końca, odłożył ją na swoje miejsce.

***

          Biegł przez miasto ile sił w nogach. Nie miał czasu czekać na autobus, a tak to miał rozgrzewkę z głowy. Na sale wbiegł zdyszany i zmęczony.  Jego koledzy zatrzymali grę, widząc jak podchodzi bliżej. Naruto już z samego początku uśmiechał się do niego zadziornie. Zignorował go jednak, łapiąc szybko za piłkę.
          - Na co czekacie. Trenujemy  - rozkazał, stając na dziewiątym metrze.
          - Nie dość, że spóźniony to jeszcze rozkazuje - prychnął Kiba, puszczając mu oczko.
          - Jak tam twoje sprawy? - spytał Neji.
          - Mają się w porządku - odpowiedział spokojnie, zaczynając serwy.

***

          Sakura wróciła do szkoły na drugi dzień. Otulona w gruby szalik czekała na Sasuke przed klatką, podśpiewując cicho pod nosem. Nie mogła doczekać się jutro. W końcu miała iść na pierwszą randkę z Sasuke.
          - Jak się czujesz? - spytał, wychodząc z klatki.
          - Dobrze - uśmiechnęła się przez szalik.
          Sasuke uśmiechnął się pod nosem. Dotknąwszy ją we włosy, wyminął ją i skierował się w stronę przystanku autobusowego.


          - Sakura?! Jak się czujesz? - wołał Naruto, widząc jak jego przyjaciółka wchodzi do klasy.
          - Dużo lepiej!
          - To dobrze - pogłaskał ją Kiba po głowię.
          - Trenowaliście wczoraj? - spytała, siadając w ławce.
          - Jak zawsze. Pomijając fakt, że Sasuke się spóźnił, to było całkiem nieźle - zapewnił ją Inuzuka.
          - Cieszę się. Mam nadzieje, że na następny mecz ogarniecie to pięć sekund. Już wymyśliłam kolejne zadania - szepnęła uradowana z błyskiem w oku.
          - Nie dzięki. Już wole zostać przy tym jednym! - powiedział stanowczo Uzumaki.
          - O Sai co tu robisz? - spytała Ino. Na jego widok zarumieniła się lekko.
          - Przyszedłem sprawdzić jak czuje się Sakura - wyjaśnił, pochodząc bliżej. Otwartą dłonią dotknął jej czoła, sprawdzając czy nie ma przypadkiem gorączki. - Dzwoniłem wczoraj do ciebie, ale chyba spałaś.
          - Wybacz zasnęłam dość wcześnie - przeprosiła go.
          - Ważne, że czujesz się lepiej. To ja już wracam na swoje lekcje. Widzimy się treningu - oznajmił, mierzwiąc jej włosy/
          - Ty to masz farta - szepnęła jej Ino, nie mogąc oderwać wzroku od kolegi z równoległej klasy.
          - Możesz go sobie śmiało wziąć. Jest na prawdę miły! - odszepnęła jej.
        

***


          Od razu po treningu poszli do rodzinnego domu Sasuke gdzie w trójkę z jego mamą zjedli obiad. Po posiłku pomogła jej pozmywać naczynia, porozmawiały chwilę, a później wspólnie wypiły herbatkę. Takie momenty sprawiały, że kochała tą rodzinę jeszcze bardziej. Nie tylko Sasuke, ale i jego prze kochaną mamę, jego zabawnego starszego brata i surowego ojca, który krył prawdziwe uczucia głęboko w sercu, tak samo jak jego młodszy syn. Na rodzinnych spotkaniach takie jak te czuła się niczym członek rodziny.
          - Dobra jak skończyłyście rozmawiać to chodź już. Chce mnie to z głowy - powiedział Sasuke, przerywając im rozmowę.
          - Ale ty jesteś samolubny - powiedziała jego mama, marszcząc delikatnie brwi.
          - No już, już. Idziemy - rozkazał, ciągnąc dziewczynę w stronę drzwi.
          - Dziękuję za obiad. Do widzenia - pożegnała się pośpiesznie.
          - Do widzenia Sakura, przychodź tu częściej! - zawołała za nimi.

***

          Jak na koniec października pogoda dopisywała im. Słońce świeciło mocno, a na niebie nie widać było, ani jednej chmurki. Błękitne niebo zachęciło ich do przejścia połowy drogi na nogach. Idąc w górę po stromych schodach podziwiali rozciągające się łąki, zieleń i widok na miasto. Rozmawiając o najprostszych rzeczach nie czuli zmęczenia. Była to również kolejna forma treningu wzmocnienia organizmu oraz nóg.
          Po dwóch godzina, przeszli połowę drogi. Zatrzymując się na krótką przerwę postanowili usiąść w cieniu pod gołym drzewem wiśni. Promienie słoneczne nadal grzały, po mimo iż zbliżała się siedemnasta. Sakura wyciągnęła z plecaka dwa pudełka bento, które przygotowała z panią Uchiha. Wdychając świeże powietrze cieszyła się tym dniem jak jeszcze nigdy.
          - Czyż nie jest przyjemnie? - spytała, uśmiechając się.
          - Może być.
          - Reszta drogi minie nam szybciej. Pojedziemy kolejną - powiedziała w końcu.
          Sasuke odetchnął z ulgą. Z czystym sumieniem zjadł ostatnią kanapkę, nie martwiąc się o to, że przed nim kolejne cztery kilometry w górę na nogach.
          - No już wstawaj - popędziła go, wyciągając do niego ręce.
          Podróż kolejką zajęła im niecałe pięć minut. Mijając zmęczonych ludzi, którzy ostatkami sił wchodzili na szczyt cieszyli się, że to nie oni. Drzwi od kolejki otworzyły się szeroko, ukazując długi i szeroki korytarz w którym tłoczyło się dużo ludzi. Wychodząc na zewnątrz ujrzeli tradycyjne świątynie z czerwonymi i brązowymi dachami. Bogato zdobione wnętrza, kolumny z najpiękniejszymi fryzami, i wielka fontanna, która stała na samym środku. Starsi ludzie, pili świętą wodę, mając nadzieje na szczęście i powodzenie w życiu. Dzieci biegały wokoło z wymalowanymi twarzami, przypominające żaby, a inni turyści siedzieli na ławkach pod drzewami cieszą się popołudniową ziołową, herbatą, która można było tu dostać.
          - Chodźmy najpierw do świątyni! - zawołała, radośnie, ciągnąć go w stronę wielkiego budynku.
          Za nim weszli do środka ukłonili się pomnikowi żaby, który był mędrcem. Następnie odpalili kadzidełka i każdy odprawił własną modlitwę. W środku podchodziło się do mnicha w pomarańczowej szacie, który namaszczał i cicho błogosławił. Kolejnym przystankiem było zjedzenie specjalnie przygotowanych robaków, które miały wygonić z ciała wszelkie zło i choroby. Na sam koniec kobiety szły do oddzielnej izby, a mężczyźni do oddzielnej. Tam dostawało się białą kartkę, tusz i pędzel. Każdy mógł zapisać własne życie. Później kto chciał mógł odmówić modlitwę za bliskich i rodzinę. Życzenie składało się na pół, a później palona w specjalnym tradycyjnym piecu.
          Sasuke i Sakura spotkali się przed owym piecem. Oboje w ciszy wrzucili papier do ognia, a później obserwowali jak kartka paliła się, aż w końcu zamieniała w popiół, który wyrzucony w postaci dymu, miał dolecieć do Bogów.

          - Ahh...czuję się taka wyciszona - oznajmiła radośnie, rozkładając ręce. Cały ten proces trwał godzinę i oczyszczał, nie tylko duszę, ale i umysł.
          - Jesteś zadowolona? - spytał, zapinając kurtkę. Zmianę pogody można było odczuć na własnej skórze. Za nim weszli do świątyni panował upadł, teraz gdy słońce chowało się za górami otulał ich nocny chłód.
          - Bardzo! Pójdziemy jeszcze tam popatrzeć na miasto z góry? - spytała, wskazując na balkon świątyni.
          - Skoro już tu jesteśmy to nic nas nie zbawi jak tam wejdziemy - zgodził się.

          Oboje stanęli przy barierce. Zbliżała się godzina dziewiętnasta. Słońce chowało się za wielkim wodospadem, który zwany był też Doliną Końca. Jasne promienie odbijały się od błękitnej wody, powodując, że ta błyszczała niczym milion gwiazd.
          - Pięknie prawda? - spytała zachwycona, nie mogąc oderwać wzroku od przyrody, która ją otaczała. Z jednej strony był piękny widok na naturę, a gdy przechodziło się na drugą widać było miasto i rozprzestrzeniającą się technologie.
          - Nie wzięłaś bluzy? - spytał niewzruszony.
          - Co? A zapomniałam. Tu nie jest tak zimno - oświadczyła.
          - Kilka dni temu leżałaś w łóżku, z wysoką temperatura, a teraz paradujesz jakby było lato. Ty na prawdę czasami jesteś niemożliwa - westchnął zrezygnowanie - Nie ruszaj się - rozkazał. Rozpiął swoją bluzę, po czym łapiąc za oba końce objął ją o tyłu, zakrywając jej ramiona, i zamykając ją w lekkim uścisku.
          Zarumieniona wstrzymała oddech. Czuła jego ciepło, które biło z głębi jego klatki piersiowej. Miała wrażenie, że cały świat wraz z jej sercem zatrzymało się na kilko sekund. Stojąc tak w blasku słońcu, przy migoczących wodnych gwiazda oddychała cicho by nie zbudzić się z tego snu. Chciała tu zostać, nie odchodzić nigdzie. Trwać w jego ramionach do końca życia.
          - Musimy to uwiecznić - szepnęła, wyciągając z kieszeni telefon - Ty też swój wyciągnij - poprosiła, wyciągając rękę.
          - Na prawdę chcesz zrobić zdjęcie - mruknął.
          - Tylko jedno, jak ci się nie spodoba możesz usunąć. Uśmiechnij się - powiedziała radośnie.
          Sasuke pochylił się lekko to przodu, opierając podbródek o jej ramie. Nie uśmiechnął się, ale z lekkiego załamania w kąciku ust można było wywnioskować, że jest szczęśliwy.
          - Do końca dnia. Przynajmniej do końca dnia nie zmieniaj tapety - poprosiła, oddając mu komórkę.
          Sasuke spojrzał na wyświetlacz. Ich wspólne zdjęcie, owiane blaskiem słońca, uśmiechało się do niego z tapety. Bardziej od widoku w tle, przyciągał szeroki, i radosny uśmiech Sakury, który sprawiał, że chciało mu się śmiać.
          - Lepiej dobrze się przypatrz, bo nie mam zamiaru wchodzić tu drugi raz - oznajmił, przyciągając ją do siebie mocniej. Jesienny wiatr zawiał, rozwiewając jej zapach ciała, wraz z włosami, które tańczyły w powietrzu.

***

          Do miasta wrócili na dwudziestą. Podczas podróży powrotnej autobusem spali z głowami opartymi o siebie. Dopiero na dworcu w Konoha obudził ich kierowca, oznajmiając, że już dojechali i, że trzeba wysiadać.
          - Awww...- ziewnęła, wyciągając ręce.
          - Co kupiłaś w tym sklepie z pamiątkami? - spytał nagle.
          - A tam...
          Sakura wyciągnęła z torby dwie zawieszki. Jedna była w kształcie białego ślimaka z niebieskimi paskami na grzbiecie, a druga przedstawiała  niebieskiego, wręcz granatowego węża.
          - Co to - zaśmiał się głośno.
          - Ten pan sprzedawca powiedział mi, że istnieje legenda w której ślimak, wąż i żaby tworzyły zamknięty krąg życia. Jedna rasa nie mogła przeżyć bez drugiej. Żaba boi się Węża, Wąż boi się Ślimaka, a Ślimak boi się Żaby.
          - Czyli co? Ty się boisz mnie, a ja jakieś żaby? - prychnął jeszcze bardziej.
          - Bardziej. Ja nie mogę żyć bez ciebie. A skoro żaby tutaj nie ma to ty beze mnie. To taki talizman - wyjaśniła, wyciągając do niego rękę z zawieszką węża. - Ale skoro nie chcesz to mogę to dać komuś innemu - powiedziała po chwili.
           - Rób jak chcesz - odwrócił się do niej tyłem, nie chcąc pokazać jak waha się przez wzięciem talizmanu.
          - W porządku. Schowam go dla ciebie w twoim plecaku. Jak poczujesz kiedyś, że nie możesz beze mnie żyć, to go zawiesisz - oznajmiła, wrzucając mu zawieszkę ślimaka, do jednej z przegródek.
          - Czemu zostawiłaś sobie węża?
          - Żeby pamiętać, że tą osobą od której nie mogę się uwolnić to ty - powiedziała po chwili zamysłu.
          - Lepiej wracajmy już do domu - poprosił, dotykając jej głowy.
        

***


          - To do jutro! - pożegnała się.
          - Ta, na razie - opowiedział jej obojętnie i ruszył przed siebie do swojego mieszkania.
          Sakura jak zawsze stała w drzwiach, odprowadzając go wzrokiem.

***


          Niedzielny trening dobiegł końca. Wszyscy siedzieli na ziemi, oddychając głęboko. Byli zmęczeni po dwu godzinnej grze w pięć sekund. Do następnego meczu zostały dwa tygodnie. Musieli dać z siebie wszystko by przejść eliminacje.
          - O. Byłaś na świętej górze Myoboku? - spytał Sai, dotykając palcami, zwisający breloczek węża.
          - Tak skąd wiedziałeś?
          - Bo też tam byłem w wakacje z rodzicami. Też mam taki breloczek tylko, że z ślimakiem - uśmiechnął się radośnie - Chyba jesteśmy sobie przeznaczeni - dodał, głaszcząc ją po głowię.
          - Czasami jak słyszę twoje teksty na podryw to rzygać mi się chce - skomentował Kiba, wstając z ziemi.
          - O czym wy w ogóle mówicie. Wąż, ślimak...może jeszcze dodacie żabę, żeby zamknąć krąg - zaśmiał się Naruto, myśląc, że jego żart faktycznie jest tak wspaniały na jaki myślał.
          - Nie, lepiej mu nie mówić - zgodził się Neji, wymieniając wzrok z resztą drużyny.
          - Idziemy do Ichiraku? - spytał Lee.
          - No jasne. Dziś niedziela męski wypad! - krzyknął Naruto. - Ale ty Sakura jak chcesz to możesz iść z nami - dodał, odwracając się do niej przodem.
          - Nie dzięki. Ja już mam plany na dziś - puściła im oczko, i wybiegła z sali.

***


          Nie ważne gdzie weszli zawsze bił od nich blask. Ubrani w najprostsze jeansy i T shirty, podbijali serca wszystkich dziewczyn na ulicy. Jak zawsze dziarskim krokiem weszli do Ichiraku. Kiba stał na początku, przewodząc nimi niczym  samiec alfa przewodzi watadze. Jego radosna mina zmieniła się na ponurą gdy z oddali zobaczył, że ich miejsce jest zajmowane przez inną grupą.
          - Hej, co to za dziewczyny - Naruto wytężył wzrok, widząc dość dużą grupę.
          - Ej czy to nie twoja Temari? - spytał Chouji, pokazując palcem na blond-włosa dziewczynę, która sączyła drinka z palemką.
          - A obok niej nie siedzi Ino, i Hinata? Ejj i tam dalej widzę Sakurę i TenTen! - zawołał Naruto.
          - Co wy tu robicie? - spytał niemiło Kiba, stając nad ich stołem.
          - Mamy babski wieczór nie widać? - odpowiedziała tym samym Ino, przekładając nogę na nogę. Jej zgrabne nogi, wydawały się jeszcze dłuższe w czarnych kabaretkach i płaskich srebrnych balerinach.
          - Nie wiem czy wiecie, ale my tu zazwyczaj siedzimy - powiedział Lee.
          - Przykro mi. Dziś my tu siedzimy. Jeśli macie jakiś problem, to możecie iść do innego lokaju - wtrąciła Temari, odkładając drinka na bok. Jej biała bokserka odsłaniała nie tylko ramiona, ale i uwydatniała piersi. Krótkie, morowe spodenki, podkreślały jej nogi, które ciągnęły się do nieba.
          - Jak ty wyglądasz pół ubrana - fuknął na nią Shikamaru, ściągając z siebie bluzę. Jednym ruchem, rzucił na nią, nakazując włożyć to na siebie.
          - No co. Jak wy możecie tu codziennie przychodzić podrywać dziewczyny to czemu my nie możemy - wzruszyła ramionami, przykrywając bluzą nogi.
          - Załóż to na gorę, a nie na nogi - burknął.
          - Sakura ty też? - jęknął Naruto, nie mogąc oderwać wzroku od jej czarnego T shirtu w białe gwiazdki, oraz czerwoną zwiewną spódniczkę, z szeroką gumką w pasie. No nogach miała czarne, pełne, wiązane, buty na grubym obcasie.
          - Wybacz. Nie mogę cały czas siedzieć tylko z wami - powiedziała przepraszająco.
          - W takim razie może przysiądziemy się - zaproponował Sai.
          - Nie dzięki. Już mówiłam. To damskie spotkanie. Po za tym czekamy na kogoś - powiedziała dumnie Ino - O już są! Deidara! Sasori tutaj! - zawołała, machając do grupki mężczyzn, którzy właśnie weszli do środka.
          - O, mały Sasuke co tutaj robisz? - spytał jeden z nich, mierzwiąc mu włosy.
          - Znacie się? - spytała Temari.
          - Tak, to młodszy brat mojego przyjaciela - wyjaśnił blondyn imieniem Deidara.
          - Nie wstyd wam umawiać się tak młodymi dziewczynami - warknął na niego, strzepując dłoń.
          - Jak to dziewczynami? To piękne, młode kobiety - szepnął Sasori, siadając obok Sakury.
          - Jesteśmy tylko cztery lata starsi. 19 lat to nie jest przestępstwo - rzekł Yahiko.
          - Także spływajcie gówniarze i dajcie nam porozmawiać z pięknymi paniami - rozkazał Hidan, machając na nich dłonią.
          - Ależ oni mnie denerwują - skomentował zirytowany Kiba, siadając na krześle, dwa stoliki dalej.
          - Nie dość, że zajęły nam miejsce to jeszcze udają, że nas nie znają - burknął Naruto.
          - Dajcie spokój. Przecież rozmawiają. My też rozmawiamy z dziewczynami - przypomniał Neji.
          - Albo mi się zdaję, albo ten chłopak w czerwonych włosach z grzywką na bok, podrywa TenTen - powiedział Sai, wskazując palcem, na ramię, którym ją obejmował.
          - Zaraz mu połamię tą rękę - warknął.
          - One robią to specjalnie...chcą żebyśmy byli o nie zazdrośni. Pfff...myślą, że im się uda... - powiedział oburzony Lee. W spokoju oparł się plecami o oparcie, popijając swoje zamówione piwo.
          - Czemu ten blondyn rozmawia z Hinatą...przecież ona nie lubi gadać z facetami - burknął Naruto.
          - Czy Sakura nie za dobrze się bez ciebie bawi? - spytał Shino.
          Sasuke spojrzał przez ramie Yahika na Sasoriego i Sakurę, którzy siedząc schowani w kącie, rozmawiali o czymś wesoło, popijając alkohol. Chłopak co jakiś czas pochylał się do jej ucha, szepcząc coś, a czasami wyjmował swoją komórkę by zrobić sobie wspólne zdjęcie.
          - Niech robi co chce. Ma do tego prawo - powiedział obojętnie.
          - Jak jeszcze raz każe jej ściągnąć tą bluzę to osobiście ją stąd wyprowadzę - zagroził Shikamaru, zaciskając palce na szklance.
          - Od kiedy ty się tak nią przejmujesz? Czy nie jesteś typem luzaka, który niczym się nie przejmuje? - spytał Kiba.
          - Byciem luzakiem, a patrzenie jak podrywają twoją dziewczynę to dwie różne rzeczy!
          - O idą chyba gdzieś! - krzyknął Naruto - Okey. Udajemy, że nas to nie interesuje! - zakomunikował, prostując się. Wszyscy jak na komendę odwrócili się i przybrali swobodne pozycje.
          - My idziemy na karaoke, więc jak chcecie to możecie wrócić na swoje miejsce - powiedziała złośliwie Ino, pstrykając Kibe w czoło.
          - Na jakie karaoke?! - krzyknął Neji.
          - Na takie gdzie się śpiewa. Napiszę do ciebie jak wrócę. Ty też baw się dobrze - pożegnała się Tenten, całując przyjaciela w policzek.
          - Zaraz ich zabije! - powiedział sfrustrowany Nara, oddychając ciężko.
          - Powinniśmy iść za nimi? - spytał Chouji.
          - Zwariowaliście? Gdzie wasza męska duma? Mamy męski wieczór i nigdzie się stąd nie ruszamy! Zaraz znajdę nam jakieś fajne towarzystwo! - oznajmił Kiba, rozglądając się po lokaju.

***

          Mijając dom Sakury, zatrzymał się na chwilę. Popatrzył na jej okno balkonowe, z którego biła ciemność. Zastanawiał się czy śpi, czy jej po prostu nie ma w mieszkaniu. Korciło go by iść dalej przed siebie, jednak jakiś głosik w głowie mówił żeby zadzwonić do niej i się upewnić, czy aby na pewno jest w pokoju. Nim się zorientował, trzymał komórkę przy uchu, z wybranym numerem.
          - Halo? Gdzie ty jesteś? - spytała, starając się utrzymać obojętny ton głosu.
          - Na karaoke nadal.
          - Tak myślałem. Przyjechać po ciebie, czy wrócisz sama?
          - Co? A która jest godzina? - krzyczała do słuchawki, przekrzykując muzykę.
          - Prawie dwunasta w nocy!
          - Sasori powiedział, że mnie odwiezie, ale jak chcesz to możesz przyjechać po mnie.
          - Czy Sasori przypadkiem nie pił?
          - Pił.
          - Zaraz tam będę - rzekł i rozłączył się.

***

          Sakura zeszła na dół po niespełna dziesięciu minutach. W przeciwieństwie do tego co zakładał, szła prosto i zwinnie.Nie chwiała  się na boki, nie śmiała się sama z siebie, i nie zachowywała się nie trzeźwo.
          - Ale zimno - stwierdziła, podbiegając do niego.
          - Jak głupim trzeba być, by nie wziąć żadnego płaszcza? - spytał niemiło, zakładając na jej ramiona własną kurtkę.
          - Zapomniałam. Byłam zbyt podekscytowana tym spotkaniem.
          - Licealistki na randce z studentami - skwitował.
          - Po pierwsze nie randka tylko spotkanie, a po drugie wy robicie to samo - wytknęła mu, idąc w stronę przystanku autobusowego.
          - Nie mogliście przynajmniej iść do jakiegoś bliższego karaoke, a nie tego na drugim końcu miasta?
          - Nie ja wybierałam. Oni tu chcieli, bo można wnosić alkohol.
          - Nie wyglądasz na pijaną.
          - Bo je nie pije.
          - To masz szczęście. Nie miałbym ochotę cię odprowadzać do domu pijaną i jeszcze się tłumaczyć twoim rodzicom.

***

        
          w Autobusie zajęli miejsce na samym tyle. Sakura, która usiadła pod oknem, od razu gdy ruszyli oparła się głową o ramie Sasuke i zasnęła w przeciągu kilku sekund.
          Sasuke westchnął głośno. Przez całą drogę zastanawiał się co mu strzeliło do głowy, by jechać po nią na drugi koniec miasta. Mógł przecież zamówić jej taksówkę.

          Obudził ją zimny podmuch wiatru. Ostatnią rzeczą jaką pamiętała to było wejście do autobusu. Nie przypominała sobie, by z niego wysiadała. Widząc ziemię, oraz czyjeś buty, czknęła cicho pod nosem.
          - W końcu się obudziłaś! - fuknął cicho, podrzucając ją lekko do góry.
          - Zasnęłam? - jęknęła - Mogłeś mnie obudzić, nie musisz mnie nieść na barana - powiedziała przepraszająco.
          - Budziłem, ale nie wstawałaś. Jednak chyba troszeczkę byłaś pijana - stwierdził.
          - Wybacz - szepnęła, mocniej zaciskając uścisk.
          - Nie przepraszaj. To nie twoja wina, że masz słabą głowę.
          - Ale moja, że pozwoliłam sobie tyle wypić - westchnęła.
          - Następnym razem po prostu pilnuj się - poradził jej, stawiając na ziemi. Stali już pod jej domem. Na ulicy nie było widać, ani jednej żywej duszy. Był środek nocy, pomarańczowe światło latarni oświetlało, ciemność.
          - Dziękuję - szepnęła, całując go w policzek. - Do zobaczenia jutro - pożegnała się i zniknęła za drzwiami.
       

***

          Piątkowy mecz wygrali dzięki równowadze. Tak jak powiedziała Sakura ich przeciwnicy byli wysocy i bardzo silni. Ich ataki potrafiły wybić zęby, a wysokie wystawy, tylko ułatwiały sprawę. Na szczęście dzięki pięciu sekundowym ćwiczeniom udało im się wybronić i zdobyć punkty. Im więcej sukcesów odnosili tym większą publiczność przyciągali na szkolne trybuny. Udało im się wyjść z grupy. Następnym krokiem była wygrana dwóch z trzech meczy by wyjść z grupy i trafić do ćwierć finałów.

***

          Między nauką, a treningami, zaczęło brakować czasu na zabawę. Im bliżej egzaminów końcowych tym więcej zadań, i więcej informacji od nich wymagano. Zamiast wieczornych spotkań przy puszcze piwa, to wszyscy trzecioklasiści siedzieli w domach, ucząc się do sprawdzianów.
          Sakura, która wytrwale wstawała każdego dnia by zrobić śniadanie sobie i Sasuke odczuwała pewnego rodzaju zmęczenie. Nie przeszkadzało jej do jednak. Cieszyła się, że teraz gdy nie wychodził z chłopakami i nie flirtował z dziewczynami miał dla niej te kilka minut więcej dziennie.
          - Nie mogę uwierzyć, że za tydzień mamy wyjazd meczowy! - powiedziała radośnie, okręcając się wokół własnej osi. Panował środek zimy. Ulice Konohy pokryły śnieżno - białe, puchowe kołdry, które w dotyku z ludzką skórą topniały.
          Sasuke zaśmiał się pod nosem. Przechodząc obok niej, naciągnął jej czapkę na głowę, po czym ruszył bez słowa przed siebie.
        

***

          Na mecz wyjazdowy szkoła postanowiła wysłać drużynę czirliderek, które miały zagrzewać ich do boju. W sobotę rano, pod szkołą czekał na ich autokar, a w nim osiem dziewczyn, ubrane w szkolny strój, z kolorowymi pomponami, i pełnym makijażem.
          - Jestem chyba w raju! - powiedział rozmarzony Kiba, siadając obok jednej z nich.
          - O! Sasuke! Siadaj tutaj! - zawołała liderka zespołu. Czerwono włosa kobieta, w okularach imieniem Karin. - Mam nadzieje, że wygracie! - powiedziała radośnie, ciągnąć go na wolne miejsce.
          - Dzięki - powiedział niepewnie.
          Sakura, starając ukryć się zirytowanie usiadła w rzędzie obok pod oknem. Tuż obok niej usiadł Sai, którzy uśmiechając się szeroko, wyciągnął z plecaka jej ulubioną przekąskę pocky.
          - Przygotuj się przed nami trzy godziny jazdy! - oznajmił jej, poprawiając czapkę, która za bardzo nachodziła na oczy.
          - Czuję, że prześpię ten czas - oznajmiła, ziewając.
          - Nie krępuj się. Jestem tuż obok - powiedział, łagodnym głosem, klepiąc się po ramieniu.
          Sakura odpowiedziała mu uśmiechem. Żałowała, że nie może usiąść koło Sasuke. Gdy na niego patrzyła starała się nie pokazywać, jak bardzo ją boli, że rozmawia tak swobodnie z nowo poznanymi osobami.
          - Chcesz posłuchać muzyki? - spytała, wyciągając z torebki komórkę oraz słuchawki.
          - Chętnie - włożył do ucha, jedną słuchawkę.
          - Wiesz. Mam nadzieje, że kiedyś pokażesz mi jak malujesz - ziewnęła.
          - Ja też. Mam nadzieje, że kiedyś pójdziesz ze mną do muzeum obejrzeć ulubioną wystawę.
          Ciche chrapanie obiło mu się uszy. Sakura zasnęła równo z odjazdem autokaru. Nie przeszkadzał jej hałas i rozgrzewające okrzyki. Spała smacznie, nie przejmując się niczym.
          Sai wyciągnął z plecaka blok rysunkowy oraz ołówek.

***

          - Oni są parą? - spytała jedna z dziewczyn, odwracając się do nich przodem.
          Sasuke spojrzał przez ramię na tą dwójkę. Oboje spali oparci o siebie, z słuchawkami w uszach. Sakura przykryta była jego kurtką. Oddychała spokojnie i równomiernie, tworząc parę na szybie.
          - Nawet ją narysował - zaśmiał się Kiba, podając dalej szkicownik.
          Na białej kartce narysowana była Sakura. Oparta była o jego ramię. Spod białej czapki wystawały kosmyki włosów, które otulały jej okrągłą twarz. Z lekko rozchylonych ust wydobywała się para. Jej lewa dłoń spoczywała na kolanie, zaś prawa była spleciona z inna dłonią, które ramie ucinało się w połowie wraz zakończeniem kartki. Sasuke wiedział, że ta ręka należała do Saia, oraz, że było to jego wyobrażenie.

***

          Na piętnastu minutowym postoju z autokaru wyszli wszyscy prócz Sakury, która nadal spała. Sai, który przebudził się dziesięć minut wcześniej wyszedł kupić dla niej i dla siebie kawę. Sasuke, który nadal był w autokarze, usiadł obok niej. Pierwszy raz z bliska przyjrzał się jej śpiącej twarzy. Jego oddech otulał jej twarz, a jej jego. Czuł coś dziwnego co wylewało się w jego ciele.
          - Sasuke? - szepnęła, otwierając oczy.
          Soczyste zielone oczy, które napotkał błysnęły niebezpiecznie. Mimo iż była zaspana wciąż cieszyła się na jego widok. Leniwie, wyciągnęła ręce, dotykając prawą dłonią, jego ramienia.
          - Znów zasnęłam? - spytała, marszcząc nos.
          - Tak. Zawsze zasypiasz jak jedziesz dłużej niż pół godziny - westchnął, wstając. Wyciągnął do niej ręce, oznajmiając, że czas wstać.
          - Napiłabym się kawy - jęknęła, ściskając jego ręce. Siłą wyciągnięta z autokaru, zaczerpnęła świeżego powietrza, które od razu przebudziło ją.
          - O. Nasza śpiąca królewna wstała? - zaśmiał się Naruto, machając do niej ręką.
          - Co jecie? - spytała zaciekawiona, siadając obok blondyna.
          - Hot dogi - podstawił jej pod usta, parówkę z bułką.
          - Nie jest taka zła - stwierdziła, przegryzając kęs.
          - Zamawiała pani kawę? - spytał przesadnie Sai, podając jej kawę.
          - Ależ tak proszę pana - zaśmiała się - Tego mi było trzeba! - oznajmiła radośnie.
          - Patrz jak czytam ci w myślach.
          - Sasuke siadaj! - zawołała Karin, pokazując mu wolne miejsce.
          - Ej, stary! Musze ci pokazać siadaj! - zawołał w tym samym momencie Naruto, robiąc mu miejsce obok Sakury.
          - Co? - spytał, siadając obok niego.
          - Tego gadającego psa imieniem Pakkun o którym ci mówiłem - powiedział, wyciągając telefon.
          - To zaraz, pójdę sobie coś kupić do jedzenia. Chcesz coś? - zwrócił się do Sakury.
          - Kanapkę tą co zwykle i kup mi jakieś słodycze - poprosiła, dopijając kawę.
        

          - Masz nie było kanapki z kurczakiem to wziąłem ci z fetą, i tu masz truskawkowe pocky i czekoladę. Kupiłem ci jeszcze jedną kawę - położył jej rzeczy na ławce, a swoje przed sobą.
          - Ile dałeś cukru?
          - Dwie saszetki jak zawsze. Pokaż ten filmik - zwrócił się do Naruto, który patrzył na niego z lekko zdziwioną miną. 
          - O, poprosiłeś jeszcze o spienione mleczko. Mmm, kawa  i pocky truskawkowe - zamruczała pod nosem, oblizując usta.
          - Czy wy jesteście para? - spytała jedna z czirliderek, spoglądając na nic lekko spod byka.
          - Można tak powiedzieć - odpowiedziała jej szybko.
          - Nie mam dziewczyny. Nie lubię związków. Ona mówi tak każdemu - sprostował Sasuke, nie odwracając wzorku od gadającego psa.
          - Dziwne....wydaje się, że znają się bardzo dobrze. Nawet wie ile słodzi kawę i co kupić gdy skończy się jej ulubiona kanapka - szepnęła jedna do drugiej.
          - Na pewno coś kręcą tylko się nie chcą przyznać - odszepnęła jej.

          Po piętnastu minutach wszyscy wrócili do autokaru na swoje miejsce. Sakura po wypiciu dwóch kaw nie czuła się już tak senna. Resztę drogi rozmawiała Saiem, opowiadając mu o różnych zainteresowaniach i historiach z życia.

***

           Naruto wszedł na salę gimnastyczną. Widząc jakiej jest wielkości otworzył szeroko buzię. Pamiętał ją jeszcze z przed dwóch lat gdy farba odpadła ze ścian, a z sufitu kapał deszcz. Teraz było tu nowocześnie, czysto, i ładnie. Nowa podłoga, nowe ławki i nowe piłki. Wszystko wyglądało jakby przez dwa lata przygotowywali się na wygraną.
          Mecz zaczął się o trzynastej. Mieli więc półgodziny na przebranie się i rozgrzanie. Piętnaście minut przed trzynastą na salę zaczęli zbierać się uczniowie oraz przeciwna drużyna. Tak jak głosiły plotki ich drużyna była zbieraniną kwiecistych chłopców o pięknych twarzach i uwodzicielskich ciałach.
          - Czy oni są Bogami? - spytała Karin.
          - Nie wiem, ale mam ochotę im dopingować zamiast naszym....
          - Ja też.
          - Znów zbierają same pochwały... - skwitował Kiba.
          Ich lider Shii, blond włosy chłopak z lekko odstającymi włosami, i grzywką na lewy bok zatrzymał się, widząc Sakurę. Podszedł do niej, spoglądając głęboko w oczy. Jasno brązowe tęczówki błyszczały pewnością siebie.
          - Miło mi cie poznać. Jestem Shii lider drużyny - przedstawił się, wyciągając do niej dłoń.
          - Sakura Haruno. Jestem...strategiem? Trenerem? Maskotką?
          - Zabawna jesteś. I do tego bardzo ładna - zaśmiał się, całując ją w dłoń.
          Sakura zarumieniła się. Niepewnie wyciągnęła dłoń z jego uścisku, po czym splotła palce ze sobą.
          - Mam nadzieje, że po meczu uda mi się wyciągnąć od ciebie numer - powiedział z nutką nadziej.
          - Wybacz kolega, ale jest nasza - powiedział kpiąco Naruto, obejmując ją ramieniem.
          - Znajdź sobie inną dziewczyną - dorzucił Kiba, obejmując ją z drugiej strony.
          - Dawno się nie widzieliśmy. Mam nadzieje, że dużo trenowaliście. W tym roku mamy zamiar wygrać ten turniej - oświadczył Shii.
          - Nie uda się to wam. W tym roku mu zwyciężymy - wtrącił Neji.
          - Zobaczymy. No cóż zaraz się wszystko wyjaśni.
          Sędzia zagwizdał, ogłaszając oficjalną rozgrzewkę. Wszyscy oprócz graczy mieli zejść na bok. Sakura usiadła na ławce, obok opiekunka Anko, która teoretycznie była ich trenerem i brała za nich odpowiedzialność.
          - Przez pierwsze piętnaście minut grajcie agresywnie. Chce zobaczyć jakie są ich umiejętności i słabości - nakazała im Sakura.
          - Okej - przytaknął Naruto.


          Pierwszą przerwę zażądała drużyna przeciwna. Przegrywali pięcioma punktami i wyglądali na zrelaksowanych jakby też oceniali umiejętności Konohy.
          - Mam! - powiedziała Sakura, pokazując im tablicę na której rozpisała kilka ustawień, podpisała wszystkie słabości i zalety przeciwników oraz kontratak.
          - Uważajcie tylko na tych dwóch i powinniście wygrać.

***


          Kiba oraz Naruto rzucili się na Sakure, biorąc ją na ręce. Wyrzucając wysoko w górę, krzyczeli jak cudowna jest i mądra. Dzięki jej strategi udało im się wygrać i zdobyć uznanie w oczach tutejszych dziewczyn, które wykrzykiwały ich imiona.
          - Jesteś najlepsza! - zawołał Lee.
       

***

          Przed szkolnym wyjściem złapał ją Shii, mając nadzieje, że uda mu się zdobyć jej numer telefonu. Ubrany w czarne, wąskie spodnie, i szarą bluzę z kapturem, wydawał się na typowego złego chłopczyka, który lubi bawić się dziewczynami.
          - Przykro mi Shii, ale mam kogoś - powiedziała w końcu.
          - Masz kogoś? - powtórzył zdziwiony.
          - Tak. To jeszcze nie mój chłopak, ale jest to ktoś dla mnie bardzo ważny. Także przepraszam, ale nie dam ci swojego numeru - odmówiła.
          - No cóż. Zdziwiłbym się gdybyś nie miała kogoś - pochylił się nad nią delikatnie, prawie dotykając ustami jej warg.
          - Okej. Odsuń się - zażądała, lekko speszona.
          Shii uśmiechnął się zadziornie. Wsparł się ręką, która oparł o ścianę, i zbliżył się do niej całym ciałem, przyciskając ją lekko.
          - Hej...serio jesteś za blisko - pisnęła.
          - Nie wiem co właściwie robicie, ale zaraz wyjeżdżamy więc lepiej zakończcie do szybko - powiedział Sasuke, zimnym tonem.        
          - Jak nie chcesz się patrzeć to nie patrz - rzucił mu Shii.
          - Nie to, że nie chce, ale ona chyba sobie tego nie życie. Także, wybacz, ale zabieram ją  - złapał ją za nadgarstek i pociągnął w stronę autokaru.
          - Dzięki - szepnęła, podpierając się drzwi.
          - Co ty nie  nauczyłaś się na samoobronie jak radzić sobie z takimi typami - burknął na nią.
          - Nie chciałam mu zrobić krzywdy - broniła się.
          - Tak. Lepiej, żeby on ci zrobił - mruknął.
          - Byłeś tam więc nic mi się nie stało. To się liczy - uśmiechnęła się do niego, siadając pod oknem.
          Sasuke stał chwile w przejściu, zastanawiając się gdzie usiąść. W końcu zdecydował, że usiądzie z Sakurą.
          - Wiesz, że zaraz zasnę.
          - Wiem. Śpij.
         Reszta osób załadowała się chwilę później. Radosne okrzyki, i piosenki cziliderek, towarzyszyły im przez całą  drogą.  Nikt nie zwrócił szczególną uwagę, na tę dwójkę, która krótko po odpaleniu silnika wybrała się do krainy snów.
         Jak za pierwszym razem, po dwóch godzinach zatrzymali się na tej samej stacji paliw co rano. Tym razem postanowiono zrobić dłuższą przerwę, by zaspokoić żołądki w pobliskiej pizzeri.
         - Hej wstawaj - obudził ją dobrze znany głos.
         - Gdzie jesteśmy? - leniwie przetarła oczy, spoglądając za zaparowaną szybę.
         - Na stacji. Idziemy na obiad do pizzeri.
         - O jak super! - zawołała rozbudzona.
        

         - O śpiąca królewna i książę w końcu przyszli! - zawołał Naruto, machając do nich ręką. Grupa podzieliła się na dwa stoliki. Przy jednym siedzieli sportowcy przy drugim dziewczyny. Sakura, która nie należała oficjalnie do drużyny zmuszona była usiąść z czirliderkami.
         - Tak z ręką na sercu, przyznaj się co cię łączy z Sasuke? - spytała blond włosa dziewczyna, nachylając się do niej przez cały stół.
         - Jesteśmy bliskimi przyjaciółmi.
         - Ale łączy was coś więcej prawda? - wtrąciła druga, nie mogąc uwierzyć w jej słowa.
         - Niestety nie. Ale w przyszłości będą jego dziewczyną. Na pewno - oznajmiło stanowczym tonem, który mówił, że żadna inna dziewczyna nie ma przy niej szans. Jej poważny wzrok przeszedł po twarzach koleżanek z szkoły i jasno oświadczał, żeby nawet nie próbować o nim myśleć jak o partnerze.
         - W takim razie jak masz zamiar być dziewczyną Sasuke, to innych zostaw. Nie baw się męskimi uczuciami - ostrzegła ją Karin, poprawiając okulary.
         - Proszę się o to nie martwić. Nie mam zamiaru. Jeśli jest ktoś w drużynie kto wam się podoba śmiało możecie działać. Jednak pamiętajcie, że ten jeden jest już zajęty.
         - Hej dziewczyny koniec, koniec. Jedzmy! - załagodziła sytuacje jedna z koleżanek Karin, podając każdemu talerz i sztuce. Pizza, która przyjechała na wielkich tacach, pachniała, i wyglądała cudownie. Nikt nie myślała o sprzeczkach, ani problemach miłosnych. Teraz najważniejszym priorytetem było zaspokojenie głodu.

***

         Kolejne dwa mecze przebiegły według planu rozpracowanego przez Shikamaru i Sakurę. Jako jedna z  z trzech drużyn wyszli z grupy bez żadnej porażki. O ich osiągnięciach mówiono nie tylko w rodzinnym mieście, ale i po za murami miasta, gdzie najwięksi sponsorzy polowali na perełki, by zrobić z nich gwiazdy przyszłego formatu sportowego. W szkolę uczniowie coraz chętniej przychodzili na mecze, a nawet rozmawiali o rozgrywkach prawie tak często jak o finałach piłki nożnej, czy eliminacjach do koszyków.
         W lutym zaczęła się druga faza walki o puchar. Tym razem z grupy mogły wyjść po dwie drużyny, które będą mieć przynajmniej dwie wygrane, albo  największą ilość punktów, którą można było dostać za pracę zespołową, technikę, oraz grę. Nikt nie wiedział kto ile zdobył punktów. Na każdym meczu prócz sędziego były dwie osoby z komisji, które oceniały. Łączną liczbę uzyskanych punktów ogłaszano dzień po ostatnim grupowym meczu.

         - Eh...czyli możemy przegrać tylko raz....akurat musieliśmy trafić do grupy, gdzie są trzy zespoły, a nie cztery - westchnął Kiba.
         - Co boisz się? - spytała Sakura, patrząc na niego znacząco.
         - Nie, ale zawsze są większe szanse na wyjście z grupy, jak się ma dwa przegrane i dwie wygrane...jak przegramy dwa mecze po nas - dodał zasmuconym głosem.
         - I tak z naszej grupy wyjdą dwie drużyny. A jedną z nich będziemy my! - zapewnił go Neji.
         - Będzie w porządku. Z Shikamaru obmyśliliśmy trening na następne kilka tygodni także rozgrzewać się! - rozkazała, dmuchając mocno w gwizdek.

***

         Czas zabaw i hulanek skończył się na dobre. Po ciężkich i męczących treningach Sasuke wracał do domu, gdzie resztę wieczoru spędzał nad książkami. Nocami rozmyślał, gdzie złożyć papiery i co robić dalej. Jako dziecko zawsze pragnął pracować z ojcem. Miał mu za złe, że go przeniósł z szkoły policyjnej z drugiej strony im więcej myślał o obecnej sytuacji cieszył się. Dawniej przesiadywał w pokoju co jakiś czas, spotykając się z Naruto. W poprzedniej szkolę nie poznał zbyt wielu osób. Wszyscy wiedzieli, że jest synem głównego szefa posterunku. Jedni się go bali, inni próbowali zaprzyjaźnić, mając nadzieje, że ta znajomość wpłynie dobrze na przyszłe wyniki egzaminów oraz testy końcowe. Jedyną osobą, która zawsze przy nim była to Sakura. Odkąd pamiętał zawsze była obok. Każdego dnia w podstawówce, każdego w gimnazjum i każdego w liceum. Mimo iż nic jej o sobie nie mówił, ona wiedziała wszystko. Co lubi, a czego nie. Kiedy jest zły i zdenerwowany, a kiedy ma wszystko w nosie. Jego ojciec wyjątkowo lubił ją i chętnie z nią rozmawiał przy popołudniowej herbatce. Itachi również traktował ją jak młodszą siostrę, a matka wręcz uwielbiała jej towarzystwo, często  nazywając ją synową.
         Wszystkie te myśli i wspomnienia kumulowały się. Jeszcze nie wiedział co z tego wyniknie. Był szczęśliwy. Odnalazł swoją pasję w siatkówce, poznała prawdziwych przyjaciół, skosztował kobiecego ciała, oraz grzechu cielesnego, który był mu wcześniej obcy. Pił alkohol jak każdy nastolatek i jak każdy nastolatek zarywał noce, ucząc się do egzaminu. Jedną rzecz jaką mógł stwierdzić to ta, że jest szczęśliwy, będąc wolnym.

***

         Na tydzień przed meczem, każdemu zaczął udzielać się syndrom Choujiego, który przewidywał przegraną na każdym meczu. Przestraszony, z brakiem wiary w siebie panikował przed pierwszym meczem z faworytem tego turnieju. Zeszłoroczni wicemistrzowie mieli zjawić się w ich szkole. Pozostałe drużyny cieszyły się, że święta trójca została wylosowana tak, a nie inaczej. Mistrzowie, oraz zdobywcy trzeciego miejsca trafili do jednej grupy trzy drużynowej, z czego już wiadomo było, że tylko jedna przejdzie dalej. Srebrni byli w jeden grupie z liceum Konoha oraz liceum informatycznym. Wszyscy z góry obstawiali, że obecni wicemistrzowie na pewno wyjdą  z góry, a drugą drużyną będzie Informatyk, który podobno w tym roku obfitował w świeżą krew pierwszoklasistów i doświadczenie starszych uczniów.

***        

         Sakura jęknęła niczym małe dziecko, patrząc się błagalnym wzrokiem na swoich rodziców. Nie rozumiała jak mogli wybrać dla niej taką ścieżkę życia, a nie inną. Na nic zdawały się błagania i szlochy. Teraz gdy klamka zapadła nie było odwrotu.
         - Przykro mi kochanie - szepnęła jej mama, głaszcząc z czułością po głowię.
         - M..muszę wyjść - oznajmiła, wstając drastycznie od stołu. Niedbale założyła zimowe buty, szalik, i kurtkę, którą włożyła już w drodze na dół. Nie przejmowała się tym, że jest minus osiem stopni i sypię śnieg. Chciała żeby ktoś ją pocieszył i powiedział, że wszystko będzie dobrze.
         Za nim weszła do dobrze znanej jej klatki schodowej, postała chwilę na mrozie. Nie chciała by zastał ją obsmarowaną, z czerwonymi oczami  i  jąkającą się przy każdym słowie. Chłodne powietrze szybko oczyściło jej twarz od opuchlizny.
         Zapukała delikatnie do drzwi. Po minucie znów zapukała. Gdy nikt jej nie otworzył spojrzała na komórkę. Była godzina dwudziesta pierwsza. Sasuke powinien być w domu. W najlepszym wypadku wracać z Ichiraku ramen. Zirytowana czekaniem, ostatni raz walnęła w drzwi. Po pięciu minutach w końcu jej otworzył drzwi.
         Sasuke stał przed nią w męskich bokserach, z włosami w nieładzie i czerwonymi śladami na poszczególnych częściach ciała. Wyglądał na zmęczonego, jakby dopiero co wstał.
         - Sakura co tutaj robisz? - spytał zdziwiony jej widokiem. - Stało się coś?
         - Nie, nie...tylko...
         - Sasuke? Kto przyszedł? Zamówiłeś coś? - z głębi mieszkania wynurzyła się właścicielka damskiego głosu. Czarne, długie, falowane, włosy sięgały jej za pupę. Biała skóra, prawie zlewała się z prześcieradłem, którym była okryta. Na ustach wciąż miała ślad rozmazanej czerwonej szminki, którą najprawdopodobniej się pomalowała przed przyjściem tutaj.
         - Twoja koleżanka? Dziewczyna? - spytała, zaciekawiona, opierając brodę o nagie ramie chłopaka.
         Z bliska była jeszcze piękniejsza. Wyraziste rysy twarzy, delikatne kości policzkowe, pełne usta, i magiczne, czarne oczy, ozdobione wachlarzem rzęs, które podkręcone były tuszem do rzęs.
         - Koleżanka.
         - Przepraszam. Nie wiedziałam, że masz gości. Chciałam po prostu pożycz od kogoś książkę do historii. Swoją zostawiłam w szkolę, a przypomniałam sobie, że jutro jest sprawdzian - wymyśliła szybko na poczekaniu, wycofując się o krok.
         - Jak chcesz mogę ci pożyczyć swoją.
         - Nie dzięki. Widzę, że jesteś zajęty. Skocze szybko do Naruto. Więc na razie - pożegnała się pośpiesznie, schodząc tyłem po pierwszych schodkach.
         - Jak chcesz, na serio mogę ci pożyczyć swoją.
         - Nie trzeba. Powinnam zadzwonić za nim przyjdę. Po za tym chyba wam przeszkodziłam. Wybacz jeszcze raz.
         - Uważaj, bo mogą być korki. Podobna śnieżyca zasypała drogi - ostrzegła ją kobieta, ziewając głośno.
         - Dzięki. Na razie! - zawołała, po czym zbiegła na dół ile sił w nogach. Wybiegła z klatki, odpychając drzwi niczym siłaczka. Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz zupełnie jakby prawdziwa ludzka dłoń wyłoniła się znikąd. Czuła jak łzy zamarzają jej na policzkach, a katar cieknie po brodzie. Światło w pokoju Sasuke zaświeciło się, powodując, że coś pękło w jej sercu. Szybkim krokiem udała się gdzieś, gdzie nie będzie na widoku. Siadając na pobliskiej huśtawce, wyciągnęła komórkę z kieszeni. Przez łzy nie widziała do kogo wybiera numer. Całe wieki zajęło jej wpisanie Naruto.
         - Gdzie jesteś?  Czemu nie odbierasz? - jęknęła, wykonując kolejne połączenie. - Niech cię! - warknęła, słysząc jak damski głos mówi, że numer jest nieosiągalny. Wycierając nos rękawem od kurtki, wpisywała kolejny numer, który przyszedł jej do głowy tuż po Naruto.
         - Halo Sai? - pisnęła, słysząc znajomi głos w słuchawce - C...czy moglibyśmy się spotkać? - spytała, łkając głośno. - Dobrze. Za dwadzieścia minut pod biblioteką.

***

         Sai wbiegł po schodach na drugie piętro. Nie wiedział co się dzieje, ale miał złe przeczucia. Sam jej zapłakany głos, nie wróżył nic dobrego. Domyślał się kogo to wina. Zawsze smuciła się tylko z jednego powodu. Pokonując po dwa, trzy schodki na raz w końcu ujrzał ją. Siedziała tam gdzie ją kiedyś znalazł, z głową między kolanami.
         - Sakura... - szepnął, klękając przed nią.
         - Cz....czy mógłbyś przy mnie chwile posiedzieć? - poprosiła, opierając głowę o jego klatkę piersiową.
         - Jasne. Nie bój się...jestem tu - zapewnił ją, przytulając mocno do siebie. Słone łzy kapały mu na czarny płaszcz, tak jak śnieg spadał im na głowy. Ciche szlochanie, mieszało się z wiatrem, który malował śnieżne anioły wokół nich. Głaszcząc ją po plecach, zaciskał mocno uścisk, nie pozwalając by coś jej się stało.

***

         Spotkali się półgodziny wcześniej na sali gimnastycznej. Ich dwójka, i jedna piłka do koszykówki.
         - Jesteśmy siatkarzami, a nie koszykarzami - powiedział Sasuke, rzucając wodę na bok.
         - Raz na jakiś czas możemy rozegrać męski pojedynek w koszykówkę - powiedział, chłodno Sai, rzucając do kosza za trzy. Piłka idealnie wleciała w obręcz, turlając się w stronę stóp Sasuke.
         - Gdzie reszta? Po co kazałeś mi tu przyjść wcześniej?
         - Ja na ciebie. Gramy do trzech trafionych rzutów - oznajmił.
         - Co? Oszalałeś?!
         - Start. Przegrany dostaję w mordę - dodał ozięble. Dwoma susłami znalazł się przy nim, zabrał mu piłkę i pobiegł do koszta, rzucając z dwu taktu. - Jeden zero - powiedział chamsko, rzucając mu piłkę.
         Sasuke prychnął pod nosem. W jego oczach wyczytał żądze mordu i pewnego rodzaju żal. Okręcił piłkę kilka razy w dłoniach po czym biegiem rzucił się na przeciwny kosz. Sai, który automatycznie ruszył za nim, pchnął go z bara. Nie przejmując się, że ten upadł na ziemie, przechwycił piłkę i wrócił do swojego kosza, gdzie trafił z drugiej linii.
         - Lepiej się postaraj. Przegrywasz - syknął, rzucając mu piłkę pod nogi.
         - Zwariowałeś?! Co ty robisz? - fuknął, podnosząc się z ziemi.
         - Poddajesz się?
         - Co?
         - Pytam się czy grasz dalej, czy będziesz krzywił się jak dziewczynka, bo lekko cie pchnąłem!
         - Nawdychałeś się jakiś substancji trujących w tej swojej klasie? Sam sobie graj... - skrzywił, się rzucając piłkę na ziemie.
         - Czyli poddajesz się?
         - Tak debilu.
         - W porządku. Więc nie płacz, że cię teraz uderzę - uśmiechnął się kpiąco, robiąc zamach.
         Sasuke znów upadł na ziemie. Z kącika ust leciała krew, która w przeciągu kilku sekund pobrudziła mu ubranie i podłogę.
         - Sakure też sobie odpuść...Ja mam zamiar o nią walczyć. Więc jak chcesz się poddać to zrób to teraz. Ja z niej nie zrezygnuje - oświadczył mu cicho, przechodząc obok niego. Wolnym krokiem skierował się do wyjścia. Nawet nie obrócił się by sprawdzić czy z nim wszystko w porządku. Widok płaczącej dziewczyny w tej chwili był ważniejszy niż krwawiąca warga.

***

         Tego dnia Sai nie zjawił się na treningu. Nie powiedział nikomu gdzie idzie, i czemu go nie ma. Naruto, który zobaczył go przed wyjściem fuknął na niego, wygłaszając jakiś monolog o odpowiedzialności i pracy zespołowej.
         - Przepraszam. Musiałem coś zrobić. Wybaczcie - przeprosił.
         - Stary...co się z wami dzieje...najpierw znajdujemy, krwawiącego Sasuke na środku sali, a później ty się nie zjawiasz...chcecie przegrać jutrzejszy mecz?! - warknął Neji.
         - I tak go przegramy... - szepnął Chouji.
         - Zamknij się, bo już nie mogę cię słychać! -  krzyknął Kiba.
         - Gdzie Sakura? - spytał Sai, rozglądając się.
         - Zaraz przyjdzie. Oparza Sasuke jeszcze wargę.
         - O jesteś. Chodź muszę ci coś pokaz - zwrócił się do Sakury, łapiąc ją za nadgarstek.
         - Co gdzie? Hej, czekaj!
         - Czy nie mówiłaś, że chcesz zobaczyć moje rysunki? Właśnie skończyłem pewien projekt. Chce żebyś go zobaczyła - powiedział, ciągnąć ją w stronę bramy.
         - Hej!!! Tak bez pożegnania! - zawołał za nimi Lee.
         - Sai czekaj, nie możesz mnie tak ciągnąć! Heej! - wołała, próbując nadążyć za jego krokiem.

***

         Cała drużyna stała chwilę, odprowadzając ich wzrokiem do pierwszego zakrętu, gdzie zniknęli.
         - Czy to nie pierwszy raz gdy Sai pokazuje dziewczynie swoje studio w domu? - spytał Shikamaru, wyciągając papierosa.
         - Nie mówcie mi tylko, że nie poszedł na trening, bo musiał posprzątać swój pokój. Czy on planuje coś zrobić Sakurze? - spytał Naruto, marszcząc brwi, w geście zamyślenia.
         - Powinniśmy za nim iść? - wtrącił Kiba.
         - Ty nigdzie się nie wybierasz. I gaś tego papierosa! - zabrzmiał surowy, kobiecy głos. Temari, która nagle przekroczyła szkolną bramę szła w ich stronę, mordując Shikamaru wzrokiem.
         - T..Temari... - jęknął Nara.
         - Nie wiem czy pamiętasz ale dziś uczysz się ze mną do egzaminu na prawo jazdy - przypomniała mu, wyciągając papieros spomiędzy ust. Niedopałek rzuciła na ziemie, gdzie zgasiła go butem.
         - A i TenTen prosiła mnie bym ci przekazał, że jak w przeciągu godziny nie zjawisz się u niej to pójdzie do kina z Yahiko - powiedziała do Nejiego.
         - Kiedy ci to powiedziała?
         - Jakieś półtorej godziny temu - stwierdziła, patrząc na zegarek.
         - Co? Nie mogłaś wcześniej powiedzieć...ależ z ciebie jest... - nie dokończył. Jej zielone oczy, zwróciły się w jego stronę. Był pewny, że gdyby wzrok mógł zabijać, on by nie żył już z dziesięć razy - Lece na razie! - zawołał, biegnąć przed siebie.

***

         Pierwszy raz od zawsze wracali razem ze szkoły. Przemierzając ośnieżone uliczki wspominali dawne lata z dzieciństwa, oraz przygody, które przeżyli. Dochodząc do skrzyżowania przy którym Naruto skręcał w prawo, a Sasuke i Sakura szli przed siebie pożegnał się uściskiem dłoni.
         - Właśnie. Dzwoniła do ciebie Sakura wczoraj? - spytał, przypominając sobie nagle.
         - Nie, ale była u mnie. Po książkę.
         - Tak? Do mnie dzwoniła chyba z dziesięć razy. Nie mogłem odebrać bo byłem z Hinatą w kuchni. Ale wiesz co - powiedział nagle - Jak do niej oddzwoniłem to miała bardzo zachrypnięty głos, i taki jakby napompowany. Jakby płakała. Jak się spytałem o co chodzi to powiedziała, że już nie ważne. Faktycznie wspominała coś o książce, ale to co zapamiętałem to to, że była z Saiem, bo słyszałem jego głos w tle. Dziwne prawda. Myślisz, że się umawiają?
         - Nie mam pojęcia...jeśli tak to fajnie. Może w końcu przestanie uważać się za moją dziewczynę - powiedział obojętnie, odchodząc.
         - Skoro tak mówisz. Ale wiesz... mi by było dziwnie patrzeć na dziewczynę, która przez ponad dziesięć lata jest przy tobie, a później nagle znika z innym. No nic na razie - pożegnał się.

***

         Za nim wszedł do mieszkania wytarł buty o wycieraczkę. W przedpokoju rozpiął bluzę, którą rzucił na sofę. Z kuchni wyciągnął sobie wczorajszy obiad i puszkę piwa. Z takim posiłkiem usiadł na ziemi, przed telewizorem, który od kilku miesięcy stał nie włączy. Na szklanym stoliku położył komórkę, która również miała przerwę od ciągłych dziewczyn. Popijając piwo, nagle ekran zaświecił się. Sasuke spojrzał na wiadomość od Sakury, w którym przepraszała, że nie mogła z nim wrócić.
         - Głupia - szepnął, odkładając komórkę na miejsce. Za nim komórka zablokowała się automatycznie, świeciła jasnym światłem. Nie było to sztuczne światło komórki, a blask wodnych gwiazd, który świecił w tle za ich zdjęciem.

***

         Studio Saia znajdowało się w piwnicy pod domem. Po mimo iż było tu kilka małych okien, to pomieszczenie było bardzo dobrze przewietrzone. Nie czuć było zapachu farb, ani spraju. Przytulne cztery ściany, które ozdobione były przeróżnymi malowidłami. Od piaskowego szopa z jednym ogonem, po konia, ślimaka, aż do pomarańczowego lisa o dziewięciu ogonach. Na ścianie znalazło się również miejsce dla magicznych elfów, kilka podpisów chłopaków, głupie napisy, i różne numery telefonów.
         - Chciałem ci pokazać kilka obrazów - zabrał ją do mniejszego pomieszczenia, do którego się wchodziło przez otwarte drzwi w jednej z ścian. Na środku małego pokoju stały cztery sztalugi, a nich obrazy namalowane farbą olejną. Cztery różne portrety jeden osoby. Na pierwszej śpiąca królowa, oświetlona przez promienie słoneczne, na drugiej, dziewczyna szczęśliwie zajadająca pocky, na trzeciej sama szeroko uśmiechnięta twarz owiana, kosmykami włosów, które fruwały w okół niej, a na ostatnim płótnie dziewczyna stała tyłem, trzymając kogoś za rękę. Między ich dłońmi wystawała biała komórka, której słuchawki, ciągnęły się w górę. Prawa ręką należała do jej, a lewa do Saia.
         - Tak właśnie cię widzie. Szczęśliwą, uśmiechniętą i pełną życia - powiedział łagodnie, podchodząc do niej bliżej.
         - Sai...są piękne...ale...nie powinieneś - powiedziała z żalem w głosie.
         - Wiem, że bardzo kochasz Sasuke. Rozumiem to, ale...pozwól mi być przy tobie - szepnął, przytulając ją do siebie - Pozwól mi cię chronić. Pozwól mi chronić ten  uśmiech - dodał.
         Sakura nie odepchnęła go od siebie.Była mu wdzięczna za wszystko co robił, a ten jeden niewinny uścisk, miał być podziękowaniem za wczoraj.

***

         Tak jak się spodziewali. Pierwszy mecz z wicemistrzami przegrali kilkoma punktami. Ludzie mówili, że ten mecz byłby do wygrania, gdyby zawodnicy się bardziej skupili i nie kłócili. Pani z komisji powiedziała, że widać między niby małe napięcie i gdyby nie to na pewno by wygrali.

***

         Kiba wszedł do szatni, uderzając pięścią w szafkę. Czując, że nie przynosi mu to ulgi uderzył w nią jeszcze dwa razy, aż kostki zaczerwieniły się.
         - Co wy do cholery wyprawiacie?! - warknął Neji, rzucając złowrogie spojrzenie.
         - Po co ćwiczyliśmy rozegranie pięć sekund, skoro ty Sai i Ty Sasuke w ogóle nie współpracujecie?! Co się z wami dzieje?! - krzyknął Naruto, kopiąc pobliskie krzesło.
         - Jak za dwa tygodnie i tak zagracie jak dziś, to bez namysłu ściągnę was z boiska na cały mecz! - zagroził im lider.
         - Neji proszę, nie denerwuj się tak - do szatni weszła Tenten. Na jej twarzy również malował się smutek przegranej walki.
         - Czy wy mi powiecie co się między wami dzieje? - spytała zdenerwowana Sakura, wchodząc tuż za Temari.
         - Nic się nie dzieje co ma dziać. Po prostu nie zgraliśmy się i tyle - warknął Sasuke, wychodząc z szatni.
         - Też stąd idę, bo zaraz coś rozwalę - mruknął Kiba.
         - Sakura my idziemy pierwsi - oznajmiła Temari, wychodząc z szatni. Tuż za nimi Neji wyszedł z Tenten, a Hinata wybiegła za Naruto, tak samo jak Sakura poszła poszukać Sasuke.
         Nie musiała go długo szukać. Domyślała się, że siedzi na schodach za szkołą.
         Rzuciła mu bluzę na twarz, kucając tuż obok zmarszczonymi brwiami.
         - Zachorujesz!
         - Chciałbym choć raz pobyć chwile sam - powiedział oschle, zakładając bluzę na szkolny podkoszulek.
         - W porządku. Siedź tu ile chcesz. Ja poczekam na ciebie przed szkołą - oznajmiła spokojnie. Szalik, który ściągnęła owinęła szczelnie na szyj Sasuke, upewniając się, że nie przeoczyła żadnego kawałka ciała. Następnie bez słowa weszła do szkoły.
     

***

         Wyszedł ze szkoły pół godziny później. Ubrany i mniej nerwowy, stanął obok Sakury, która siedziała na schodach, malując na śniegu różne wzroki i obrazki. Z głośnym westchnięciem, rzucił jej na ramie szalik, którym wcześniej go owinęła.
         - Załóż szalik, bo się przeziębisz - rozkazał, schodząc na dół.
        

***

         Na drugi dzień w szkolę Sasuke i Sai unikali się. Na treningu mało co rozmawiali. Ćwiczyli sumiennie i w ciszy, starając się nie wpadać na siebie. Gdy w szkole widział, że rozmawia z Sakurą omijał ich szerokim łukiem. Nie zwracał na nich uwagi gdy rozmawiali między przerwami na ćwiczenia, nie mówił nic co było nie potrzebne. Trzymał się na uboczu, czując, że znów zamyka się na ludzi.
         Piątkowy wieczór spędził z Naruto w swoim mieszkaniu. Siedzieli na ziemi, pijąc piwo, i rozmawiając o życiu.  Oboje starali się nie schodzić na temat Sakury. Wszyscy zauważyli, że od pewnego czasu nie jest między niby tak samo. Mniej rozmawiali. Idąc do szkoły nie padało między nimi żadne słowo prócz "cześć" i "pa". Sasuke już nie spędzał czasu na schodach. Zmienił miejsce na basen, który znajdował się w drugim skrzydle szkoły.
         - Hinata? - spytał, dopijając piwo.
         Komórka Naruto nie przerwanie od dwóch godzin pikała, jak szalona. SMS za SMS i tak w kółko.
         - Wybacz. Już kończę.
         - Spoko. Idź do niej. Jest piątek wieczór. Pewnie macie jakieś plany.
         - Przecież mamy męski wieczór - odmówił, wyjmując kolejną puszkę. - Zostanę tu dziś z tobą. Jak przyjaciel - dodał, upijając alkohol.
         - Rób jak chcesz - opowiedział obojętnie.

***

        W   Pierwszym tygodniu marca miał rozpocząć się drugi mecz. Od niego zależało czy przejdą dalej czy pożegnają się z zawodami już do końca życia.
         Na piątkowy mecz przyszła połowy szkoły. Dużo osób z kuponami w rękach, które miały przynieść zysk lub stratę. Tak ja głosiły plotki ich nowy skład zaopatrzony był w trzech pierwszoklasistów z wzrostem ponad metr dziewięćdziesiąt. Przy rozgrzewce widać było jak dobrze ze sobą współpracują.  
         - Okej, drużyno. Żyć albo umrzeć. To nasza ostatnia szansa. Dajmy z siebie wszystko i dobrze się bawmy - powiedział Neji, składając dłoń na środku ich okręgu.
         - Bawmy się dobrze. Jeśli to ma być nasz ostatni mecz to nie mamy nic do stracenia - dodał Naruto, kładąc swoją rękę na dłoni lidera.
         - Do boju! - zawołali chórem.
         - Za nim wyjdziecie...proszę - Sakura postawiła przed nimi pudełko z ciastkami - Szczęśliwa ciastka z szczęśliwego przepisu. Szczęścia nigdy za mało - dodała wesoło.
         - Dzięki Sakura - szepnął Sai, schylając się do niej.

***       

         Piłka błyszczała w sztucznym świetle lamp. W momencie gdy opadała już na ziemie pojawił się przed nim obraz Saia, który całuję Sakure w policzek. Wspomnienie to mignęło mu jeszcze kilka razy, aż piłka upadła na ziemie, zwiastując wygraną przeciwnej drużyny.
         - Sasuke co tu robisz! - warknął Sai, łapiąc go za koszulkę - Grasz czy stoisz jak ten debil?!
         - Puść mnie! - wyszarpał się.
         - CZAS! - zawołał Neji, zabierając ich na bok.
         - Czyście oszaleli?! - krzyknęła Sakura, podbiegając do nich.
         - Nie taki był plan. Sasuke skup się! Przegrywacie! - rozkazał Shikamaru.
         - Twój plan jest do chrzanu! Nie potrafisz wymyślić nowego?!
         - Hej nie krzycz na nią - wtrącił Naruto głosem pełnym żądzy mordu.
         - Obrońca się znalazł. Kolejny. Jej ostatni trening w ogóle nam nic nie przyniósł. Strategia ma w sobie mnóstwo luk, a sama jej obecność jest irytująca.
         - Hej kolego. Przestań zwalać wszystko na swoją dziewczynę i weź się do roboty. Zostało wam  dwadzieścia sekund przerwy i dziesięć punktów różnicy  - krzyknął z drugiej strony przeciwnik.
         - Po pierwsze to nie jest moja dziewczyna. Nie wiem czemu wszyscy się tego uczepiliście. Jak ją chcesz to sobie ją weź! - krzyknął w nerwach, łapiąc ją za rękę i ciągnąc w ich stronę.
         - Sasuke! - warknął na niego Naruto.
         - Zapomnijcie....lepiej unikać takich fanek jak ona... - prychnął po chwili, puszczając jej rękę.
         - Co powiedziałeś?! - syknął Sai, rzucając się na niego.
         - Hej! Dość! - do akcji wkroczył Lee, który w ostatniej chwili złapał przyjaciela w żelazny uścisk.
         - Wy dwaj... - powiedziała groźnie Sakura, odwracając się do nich napięcie - Zamknijcie ich w szatni natychmiast...mam inny plan - powiedziała, spoglądając na chłopaków. Mięśnie twarzy drgały niebezpiecznie. Nikt nie wiedział jak teraz może się czuć, ale wiedzieli, że gdy w oczach błyskał triumf to musiał oznaczać nowy pomysł na wygraną.

***

         - Otwórz te drzwi! - wołał Sasuke, waląc pięścią we wszystko co się dało.
         - Zamknij się! Zamknęli nas!
         - Widzę!
         - Lepiej siedź na tyłku i nasłuchuj tłumu - rozkazał.
         Sasuke przyłożył ucho do drzwi. Z sali gimnastycznej dochodziły głośne wiwaty, i okrzyki bojowe, który zagrzewały ich graczy do zwycięstwa.
        

***

         Po godzinie zostali wypuszczeni z szatni. Naruto, który wbiegł pół nagi, krzyczał jak oszalały. Wszystko wskazywało na to, że wygrali, a to dzięki Sakurze, która w ostatniej chwili wpadła na genialny pomysł.

***

         Sakura szła korytarzem w stronę damskiej szatni gdzie miała zostawione swoje rzeczy. W drodze powrotnej napotkała trzech mężczyzn, którzy wychodząc z sali zwrócili na nią uwagę.
         Zaciągnęli ją do bocznego przejścia, przyciągając do ściany. Haruno rozpoznała w nich zawodników z Liceum Informatycznego z którymi dopiero co się zmierzyli.
         - Ty...to ty im powiedziałaś o naszym słabym punkcie - powiedział ich lider delikatnie, unosząc jej podbródek do góry - Twój chłopak powiedział, że mogę sobie ciebie wziąć. Potraktuje to jako zapłatę za wyeliminowanie nas z turnieju - syknął jej do ucha, rozrywając białą koszulę w guziki.
          Sakura pisnęła głośno, czując jego ręce na ciele. Chciała bronić się i krzyczeć, ale jej nogi i ręce były trzymane przez tamtą dwójkę, a usta zakneblowane.
         - Kto by pomyślał, że pod tym mundurkiem znajduje się takie ładnie ciało - szepnął jej, zsuwając spodnie na dół. - Mam nadzieje, że jesteś wytrzymała, bo nasza trójka ma w sobie dużo energii. Nie koniecznej dobrej.

***


         Wyszedł przez szkołę gdzie rzekomo miała czekać, na niego Sakura. Czuł się trochę, źle po tym co jej powiedział. W głowie obmyślał mały plan przeprosin, który miał nie zniszczyć jego imagu. Zdziwiony rozejrzał się dookoła. Miejsce na schodach, na którym zazwyczaj siedziała znów było puste. Miał dziwne przeczucie, które rosło w nim z każdą sekundą. Choćby nie ważnie jak bardzo na nią nakrzyczał, ona nigdy nie łamała danego mu słowa. Skoro obiecała, że będzie tu na niego czekać, to powinna czekać choćby miała tu stać całą noc. Jeśli jej nie było to musiało oznaczać,że coś się stało.
        W męskiej szatni już dawno nikogo nie było. Przechodząc przez sale gimnastyczną, do tylnego wyjścia usłyszał trzy męskie głosy, które nie brzmiały my na miłe.
         Po cichu minął kosz z piłkami i wyszedł na korytarz. Odgłosy były wyraźniejsze z każdym krokiem.
         - Wolisz się zabezpieczyć czy też nie? - usłyszał.
         Bardzo dobrze znajome mu piśniecie nagle dobiegło do jego uszów.
         - Radzę wam ją zostawić - powiedział, wychodząc z ukrycia. Z morderczym, przeszywającym wzrokiem spojrzał na chłopaka, któremu dwie godziny temu ofiarowywał Sakurę. Teraz gdy na niego patrzył miał ochotę kopnąć się sam w głowę.
         - A to ty...postanowiłem skorzystać z twojej oferty - powiedział zadowolony.
         - Niestety oferta jest nieważna, więc spływaj! - rozkazał mu, rzucając w niego piłką siatkową. Trafiony prosto w twarz upadł na ziemie. - Nie każ mi się powtarzać. Ja jestem dość miły, ale jak przyjdzie reszta tych debili to możesz nie przeżyć - ostrzegł go, zatrzymując piłkę nogą.  - Wy, jak ją zaraz nie puścicie to pożałujecie - powiedział spokojnym tonem głosu, odwracając się do nich przodem. - Liczę do trzech...raz...dwa...trzy...
         Obaj padli na ziemie pod wpływem prawego sierpowego. Sasuke poprawił niedbale rękawy, gotowy do następnego ruchu.
         - Wolicie mieć złamaną lewą czy prawą rękę? A może nogę? - spytał dobitnie, podchodząc do nich o krok.
         - J...już idziemy... - wyjąkał lider, zbierając się ziemi.
         Sasuke westchnął cicho pod nosem. Słysząc ciche łkanie kucnął przy Sakurze, która zsunęła się plecami po ścianie na ziemie, chowają twarz w dłoniach.
         - Hej, nic ci nie jest? - spytał cicho.
         Sakura podniosła zapłakaną twarz. Z zielonych, wielkich oczów ciurkiem spływały łzy. Kosmyki włosów, niedbale poprzyklejały się do jej policzków, a usta wygięte smutnie sprawiały, że jej radosna twarz, teraz przypominała buzie pięcioletniej dziewczynki, na której widok  łamało się serce.
         Automatycznie bez żadnego namysły przytulił ją do siebie, chowając jej drobne, drżące ciało. Wtulona w jego ramie, wybuchnęła głośnym płaczem, uwalniając wszystkie zebrane emocje. Gdy tak siedział z nią na zimnej podłodze, czuł jak łzy moczą jego skórę, a dłonie kurczowo trzymają się jego koszuli na plecach, wiedział, że niczego tak w tej chwili nie pragnie jak chronić jej, i schować przed światem i wszelkim, złem, które jej grozie na każdym kroku.

***

         Było jej duszno i gorąco. Powietrze wokół niej robiło się rzadsze i jakby cięższe. Z małymi trudnościami łapała oddech, wyginając ciało. Na jej rozgrzanej skórze mokre ślady znikały w przeciągu kilku sekund. Ciepłe ręce, które ją pieściły parzyły, tworząc niewidzialne rany. Czuła jak coś w środku niej kumulowało się i przygotowywało się do wybuchu. Coś ciężkiego w podbrzuszu co rosło z każdą sekundą.
         - Sasuke...mógłbyś przestać? - spytała na krótkim oddechu, łapiąc wdech.
         Czarne oczy spojrzały na nią. Jej oszklone oczy, drżały delikatnie w obawie przed czymś zły. Za subtelnym uśmiechem starała się ukryć strach.
         Zaśmiał się cicho pod nosem. Nie pomyślałam o tym jak może się czuć w obecnej sytuacje, zwłaszcza po tym co przeżyła kilka godzin temu w szkolę. Zrównał twarz z jej, podpierając się rękami po bokach jej głowy. Oparł czoło o jej, po czym musnął usta, chcąc dać jej odrobiny bezpieczeństwa.
         - Jasne - powiedział cicho, kładąc się obok.
         Sakura zaczerpnęła powietrza. Ostrożnie, ale pośpiesznie włożyła na siebie T shiert, który jej dał. Następnie położyła się obok tyłem do niego, nie chcąc pokazać zarumienionej twarzy.
         - Przepraszam. Nie powinienem - szepnął, przytulając ją do siebie. - Za to wtedy - miał na myśli sytuacje na boisku - Oraz za to teraz - ucałował ją  w czubek głowy.
         - Nie powinieneś się umyć? Śmierdzisz trochę - mruknęła zawstydzona. Przełknęła głośno ślinę za nim odwróciła się do niego przodem. W ciemnościach jego oczy wydawały się jeszcze ciemniejsze i głębsze.
         - Później. Na razie poleżmy tak chwilę - poprosił, zamykając oczy.
         - Dziękuję - wyszeptała najdelikatniej i najcichszej jak potrafiła, całując go delikatnie w usta.

***


          Rankiem obudził go zapach parzonej kawy oraz śniadania. Za nim zagościł do kuchni skorzystał z łazienki, biorąc długi  orzeźwiający prysznic. Przygotowanie do szkoły łącznie z wysuszeniem głowy zajmowało mu nie całe piętnaście minut. Później siadał przy lodówce, zastanawiając się co zrobić sobie do jedzenia, co nie zajmuję mu dużo sił i czasu.
         - Kiedy wstałaś? - spytał, stając za nią. Delikatnie oparł ręce o blat stolika, na którym smarowała kanapki jednocześnie, naciskając na nią klatką piersiową.
         - Godzinę temu. Zaparzyłam ci kawę - wskazała nosem na, parujący kubek.  - Sasuke? - spytała, przerywając na chwilę pakowanie śniadanie.
         - Hm?
         - Czy mogłabym... - odwróciła się do niego przodem. W świetle dnia ta sytuacja o której marzyła każdej nocy wydawała się jeszcze bardziej nierealna. Jego twarz tak blisko jej o spokojnym, lekko znudzonym i oziębłym wyrazie twarzy sprawiała, że miała dreszcze - A już nic - przez jej twarz przemknął sekundowy smutek, i żal, który szybko zmienił się w  uśmiech.
         - Czy możesz co? - spytał, nie pozwalając jej się odwrócić.
         - Czy mogłabym cie pocałować - spuściła wzrok, bojąc się jego reakcji.
         Sasuke zaśmiał się kpiąco. Jedną ręką przyciągnął ją  do siebie, a drugą położył na policzku, unosząc jednocześnie do góry jej twarz - Możesz....tylko  nie rób takiej miny jak przed chwilą - ucałował ją, po czym odwrócił przodem do blatu.
         - To jest mój naturalny wyraz twarzy - fuknęła.
         - To lepiej go zmień - zażądał, opierając brodę o jej głowę.
         - Nadal nie akceptujesz związków?
         - Nadal.
         - Więc kim jesteśmy?
         - Ja jestem Sasuke, a ty Sakura. Jesteśmy przyjaciółmi.
         - Czyli w szkolę i po za nią nie będą mogła cię dotknąć, przytulić pocałować.... - stwierdziła, zawstydzając się bardziej.
         - Kto wie - westchnął ciężko - Po prostu nie chce w prowadzać ludzi w błąd mówiąc, że jesteśmy razem skoro nie jesteś - dodał po chwili.
         - Mimo wszystko jestem szczęśliwa...jestem szczęśliwa, bo jestem dla ciebie - ważna uśmiechnęła się szeroko.

***

         Tym razem to Sasuke kazał mu przyjść pół godziny wcześniej. Czekał na niego z piłką do koszykówki, rzucając do kosza. Gdy przyszedł nie spojrzał na niego. Dalej ćwiczył rzuty, nie przejmując się jego obecnością.
         - Chcesz zagrać? - spytał w końcu, rzucając w jego stronę piłkę.
         - Tym razem nie będziesz jęczeć? - zakpił, celując do kosza za trzy punkty.
         - Gramy do trzech punktów. Przegrany dostaje w mordę - powiedział.
         - Raz...dwa..start! - krzyknął Sai.
         W przeciwieństwie do poprzedniego razu Sasuke nie dał się tak łatwo. Skupiony na grze wbił pierwszy rzut, unikając faula wrzucił drugi punkt, a przy trzecim, pchnął Saia na ziemie i tym sposobem, wygrał trzy do dwóch.
         - Ja... - zaczął, odrzucając piłkę na bok - Nie potrafię z niej zrezygnować - powiedział naglę, robiąc zamach.
         Sai upadł na ziemie, łapiąc się za boląca wargę, z której leciała krew.
         - Nie mówię, że nagle chcą ją wziąć. Po prostu nie pozwolę by odeszła ode mnie dla ciebie lub kogoś innego. Może to i samolubne, bo póki co nie mam zamiaru weryfikować naszego związku, ale taki jestem. Więc od tej pory grajmy fair play... - powiedział zadziornie, wyciągając do niego dłoń.
         - Głupi jesteś...Sakura nie jest jakąś grą, czy nagrodą o którą będziemy się bić - prychnął, ciągnąc go na ziemie - Ja też nie mam zamiaru się poddać. Wierzę, że jest między nami jakaś telepatia, która pozwoli jej zapomnieć o tobie. Więc tym razem pilnuj się - ostrzegł go, uderzając go w bark.
         Oboje parsknęli śmiechem. Sai, który wykrzywił się z bólu wstał ciężko, ocierając krew.
         - Chciałeś mi złamać szczękę? - warknął.
         - Ja myślałem, że będę musiał iść na szycie - przyznał mu się.
     

***

         Jak zawsze odprowadził ją po treningu do domu. Za nim odszedł w swoją stronę został pocałowany przez Sakurę, która chwile później schowała się za drzwiami. Ich relacje na nowo ociepliły się. Każdy kto ich widywał na korytarzu mógł stwierdzić, że Sasuke częściej uśmiechał się pod nosem. Chodził jakoś bardziej rozluźniony i  szczęśliwszy. Coraz rzadsze wypady na miasto tylko plusowały. Częściej zjawiali się na obiedzie u mamy Sasuke, czasami chodzili do biblioteki, a na treningach wydawał się mniej obojętny  niż zwykle. Sai, który cały czas nie dawał za wygraną wpychał się między nich, znajdując dla ich dwójki trochę czasu. Na przerwach znikali czasami gdzieś i nie wracali, aż do rozpoczęcia lekcji. Po szkole zdarzało się, że widywali się na szybką koleżeńską kawę, lub ciastko.

***

          Informacja o tym, że Konoha przeszła dalej dotarła do nich w połowie marca. Zdobyli minimalnie więcej punktów niż Informatyk, który zapunktował grą zespołową i techniką. Niestety dwie przegrane, sprawiły że musieli pożegnać się z zawodami. W ćwierćfinałach musieli pokonać jedną drużynę z dwóch, by dojść do półfinałów. Tam już wszystko zależało od liczby punktów, którą się zdobyło. Później walczyło się, albo o pierwsze miejsce, albo  trzecie. Kolejny mecz Konohy przewidywany był na koniec marca w sąsiednim mieście, gdzie mieli znów jechać autobusem.

***

         Wiosna przyniosła ze sobą świeże powietrze, słońce oraz przyrodę, która rozkwitała na każdym kroku. Sakura korzystając z tego, że robiło się cieplej wyszła ze szkoły na tylne schody gdzie kiedyś przebywał jej ukochany.
         - Wiedziałam, że tu będziesz - zaśmiała się, wychodząc na pół piętro.
         Sasuke siedział na ziemi oparty o ścianę, z książką na twarzy.
         - Odkąd wyszło słońce przestałeś ukrywać się na basenie - powiedziała, kucając przy nim. - Chyba ci przeszkodziłam w nauce. Mam iść? spytała, wstając.
         Spojrzał na nią sennym wzrokiem. Ilustrując ją od stóp po głowę, zatrzymał się na ramieniu. Złapał ją za rękę, przyciągając do siebie o krok.
         - Co to? Brudna jesteś - stwierdził - oglądając czerwoną plamę.
         - A to...to farba. Sai ostatnio uczy mi różnych technik malarskich - wyjaśniła, wycierając rękę mokra chusteczką.  - Chcesz żebym poszła, czy mam zostać? - spytała ponownie, spoglądając na niego prowokującym wzrokiem.
         Sasuke, pociągnął ją do siebie, każąc by usiadła mu na kolanach. Z przedniej kieszeni koszuli, wyciągnął paczkę truskawkowy pocky, którymi pomachał jej przed twarzą.
         - O daj mi - poprosiła, wyciągając rękę. Sasuke odsunął paluszki od niej, unosząc jedną brew. - Nie lubisz słodyczy - wypomniało mu.
         - Chcesz to weź sobie to - rozkazał, wkładając końcówkę paluszka do ust.
          Sakura spojrzała na niego złowrogo. Ostatnimi czasami nie lubiła z nim przegrywać. Często musiało walczyć z nim psychicznie i często przegrywała.
         - No chyba, że nie chcesz - szepnął.
         - Jesteś wredny - skomentowała.
         Delikatnie wzięła do ust drugi koniec pocky. Ze spuszczonym wzrokiem ostrożnie odgryzała kolejny kawałek, pilnując by nie zbliżyć się za szybko. Czuła jak policzki rumienią się, a było to coś co ją jeszcze bardziej onieśmielało. Gdy dotknęła jego ust, Sasuke uśmiechnął się. Objął ją w pasie, i nie pozwolił by uciekła tak łatwo. Była to forma walki, która lubił najbardziej.
         - Czemu mi to zawsze robisz - mruknęła, spuszczając głowę na jego przedramię. Zawsze gdy całowali się tak namiętnie kręciło jej się w głowie i brakowało tchu.
         - Posiedźmy tak jeszcze chwilę - poprosił, gdy dzwonek rozbrzmiał na korytarzu.
         - Spóźnimy się na japoński...
         - I tak umiesz wszystko z japońskiego. Jak raz nie pójdziemy to nic się nie stanie - stwierdził, przytulając ją do siebie mocniej.
         - Robisz się ostatnio zbyt władczy - stwierdziła niemiło. Odwróciła się do niego tyłem, siadając między jego nogami. Oparła się wygodnie o jego tors, mocniej wtulając się w jego uścisk.
         - Wiesz, że nie lubię dziewczyn, które malują - powiedział nagle.
         - Od kiedy? - spytała zdziwiona.
         - Od teraz.
         - Czy ty nie jesteś zazdrosny o Saia?
         - Czemu miałbym być? Jesteś wolna, ja też. Możesz robić co chcesz z kim chcesz.
         - W takim razie może wrócę do niego - zasugerowała, wstając.
         - Siedź tu - rozkazał jej z powrotem, przytulając.

***

         Pierwszy z dwóch meczy wygrali  z trudnością. Po mimo iż walka była wyrównana, a przeciwnicy silni, udało im się pod koniec wykrzesać z siebie siłę, która pozwoliła im na wygraną.  Świętując wygraną w autobusie, cała drużyna postanowiła przenieść imprezę do Kiby, który miał wolne mieszkanie i chętny był na zabawę.
         Po długim wieczorze picia alkoholu Sasuke i Sakura postanowili w końcu opuścić mieszkanie przyjaciela, by móc przygotować się jutro do szkoły. Tej nocy miała nocować u Sasuke, pod pretekstem nauki do egzaminów. Jej rodzice nie mieli nic przeciwko. Znali go i bardzo szanowali. Uważali, go za miłego młodzieńca, który w przyszłości może poślubić ich córkę.

         - Ładna była blondynka co nie? - powiedziała nagle Sakura, siadając na łóżku z paczką pocky.
         - Która? - spytał, nie odwracając się od zadania domowego.
         - Ta która cię podrywała.
         - Nie zauważyłem, ale widziałem jak Sai nie odstępował cię na krok - spojrzał na nią zwycięskim wzrokiem.
         - Tak jak ciebie reszta koleżanek Kiby - odpowiedziała tym samym, wystawiając mu język.
         - Czy ty coś sugerujesz? - spytał chłodno, odchylając się na krześle. Widząc jej niewinną minę usiadł przed nią na łóżku, uśmiechając się szarmancko.
         - Chcesz pocky? - spytała, podstawiając mu pod nos paluszka, który trzymała między ustami.
         - Nie, zjedź go szybko - rozkazał.
         - Nie - sprzeciwiła mu się - Zjedź paluszka, a pozwolę ci się pocałować  - dała mu warunek, marszcząc nos.
         - W porządku nie zależy mi - powiedział obojętnie, wracając do biurka.
         - Jak chcesz. Jak zjem ostatniego to nie będziesz miał więcej szans - oznajmiła, potrząsając pudełkiem, z którego wystało kilka paluszków.
         Jej ostentacyjne chrupanie roznosiło echo po całym pokoju. W głowie starał się liczyć ile mniej więcej zjadła i ile jej zostało, ale trzask czekolady był tak częsty, że nie był  w stanie stwierdzić ile potrzebuje kęsów na jednego paluszka.
         - Ostatni - zaśpiewała pod nosem, przegryzając pocky.
         Czuł, że przegrywa tą wojnę. Miał wrażenie, że jego męska duma zaraz zostanie zdeptana i wyrzucona do kosza. Nie dość, że został posądzony o zabawianie się z dziewczynami to jeszcze dała mu ultimatum, którego nie chciał przestrzegać, ale nie chciał też wyjść na gbura, który nie potrafi zjeść głupich przekąsek w czekoladzie.
         Nie mogąc wytrzymać napięcia oraz dźwięku przegryzanego paluszka wstał drastycznie od biurka, podszedł do Sakury, nachylił się nad nią i zanim zdążyła zjeść ostatni kęs, pocałował ją. Jej słodkie usta złapały go w pułapkę. Wciągnięty na łóżko zanurzył palce w jej włosach, które rozłożyły się na poduszce. Z przerwą na oddech, zjechał niżej do tej szyj, gdy nagle z korytarza doszedł ich damski głos.
         - Twoja mama? - spytała, łapiąc oddech.
         - Cholera - przeklął pod nosem, wstając niechętnie.
         - O Sasuke tutaj jesteś - powiedziała kobieta, uśmiechając się szeroko.
         - Co tutaj robisz?
         - Tak witasz swoją mamę?! - fuknęła na niego - Byłam w sklepie i pomyślałam, że zrobię ci zakupy - powiedziała, pokazując na siatki, które stały na blacie.
         - Dzień dobry - do kuchni weszła Sakura.
         - O Sakuraaa! - zachwyciła się, podchodząc bliżej - Co ty tutaj robisz?
         - Uczymy się do egzaminów.
         - W piżamie? - spytała z niedowierzaniem, patrząc na nią roześmianym wzrokiem.
         - Czy tata na ciebie nie czeka w aucie? - spytał Sasuke, kładąc dłonie na jej ramionach. Delikatnie ruszył do przodu, pchając ją w stronę drzwi.
         - Już, już. Czemu mnie tak wyganiasz. Chciałabym chwile pobyć z swoim ukochanym synem - powiedziała przesadnie słodkim głosem, szczypiąc go po policzku.
         - Mamo - jęknął.
         - No już idę, idę. Nie róbcie niczego głupiego. I umyj twarz jesteś cały w czekoladzie - wytarła jego usta palcem. - Dobranoc kochani - ucałowała syna w policzek.
         - Do widzenia. Proszę wracać bezpiecznie.
         - Tak, tak. Ty też Sakura nie krępuj się tylko zostań na noc - zaśmiała się, zamykając za sobą drzwi.
         Sasuke westchnął ciężko, wracając do pokoju. Zmęczony padł na łóżko, zrzucając wszystkie książki na bok.
         - Łazienka wolna. Idź się umyć - szepnęła Sakura, całując go w policzek.
         - Wygrałem.
         - Co?
         - Znów wygrałem walkę o pocky.
         - Ostatnim razem to ja wygrałem - przypomniała mu.
         - Ja uważam to raczej za swoją wygraną - droczył się.
         - idź już do tej łazienki - rozkazała mu, przewracając oczami.

***

         Na początku kwietnia Kakashi poprosił Sakure, żeby została po lekcjach na chwilę w celu wypełnienia kilku dokumentów. Było piękne wiosenne popołudnie. Kwiaty wiśni powoli rozkwitały, roznosząc słodki zapach owoców. Uczniowie w mundurkach, wychodzili ze szkoły śmiejąc się, i rozmawiając głośno, jakby nie było jutra. Widok tych szczęśliwych twarzy sprawiał, że zazdrościła im z całego serca.
         Sasuke wszedł do sali. Echo kroków zatrzymało się tuż za nią. Czuła na karku jego oddech, i wzrok, który świdrował ją od tyłu.
         - Co to za papiery? - spytał.
         - Ja...ja przeprowadzam się - powiedziała nagle.
         Jakaś zapora w jej duszy przełamała się. Tak długo trzymała ta informacje w sobie. Chowała ją przed całym światem, mając nadzieje, że dzięki temu okaże się nie prawdziwa i zniknie gdzieś, zostawi ją.
         - Przenoszą mojego tatę do innego Kraju. Ja muszę jechać z nimi - mówiła dalej, przechodząc przez całe salę. Zatrzymała się przy biurku nauczyciela skąd miała widok na całą salę. Puste ławki, w których widziała twarze swoich przyjaciół sprawiły, że uśmiechnęła się pod nosem.
         - Dokąd...gdzie? - spytałam spokojnie, podchodząc bliżej.
         - Kraj Chmury...
         - Przecież do dzień  pociągiem! Jak długo ukrywasz tą informacje?
         - Od zimy. Odkąd...odkąd wtedy zastałam cię z tą dziewczyną - powiedziała załamanym głosem, wspomnieniami, wracając do tamtego wieczoru.
         - Nie przyszłaś po książkę tylko się wypłakać prawda? I wtedy gdy Naruto nie odbierał zadzwoniłaś po Saia?
         - Tak - przytaknęła.
         - Teraz się zgadza czemu wtedy mnie uderzył - prychnął pod nosem.
         - Sasuke.. - jęknęła, powstrzymując łzy - Nie chce stąd wyjeżdżać...
         - Nie..nie rób tego... nie płacz - przytulił ją mocno - Ile zostało czasu?
         - Nie wiem...miesiąc? Mniej może więcej...
         - To kupa czasu. Pójdziemy w te wszystkie miejsca o których mówiłaś. Do ZOO, do muzeum, na piknik...nawet możemy jechać nad morze, tylko nie patrz na mnie tym wzrokiem.
         - Czy możemy to zrobić? - spytała naglę. W jego ramionach czuła się najbezpieczniej na świecie. dy stali przytulenie do siebie, pragnęła go całym ciałem i całą duszą. 
         - Co zrobić?
         - Czy możemy się kochać? - spytała, odsuwając się od niego. Spojrzała na niego poważnym wzrokiem, nie puszczając go, ani na sekundę.
         - Jesteś pewna. Tym razem nie będę w stanie się zatrzymać. Nie przeszkodzi nam ani moja mama, ani nikt inny - szepnął.
          - Nie będziesz musiał. Jestem gotowa. Od dawna jestem gotowa.
         Sasuke pocałował ją delikatnie. Nie świadomie zszedł niżej, odsuwając ustami  kołnierz od jej szyj. Cichy jęk jaki  z siebie wydała, był równoznaczny z zielonym światłem. Czując przypływ emocji, położył ją na biurku, całując  dekolt zachłannie, ale delikatnie.
         - Tutaj? - spytała, odchylając głowę.
         - Gdziekolwiek!
         - D...dzwoni ci komórka.
         Nie chętnie wyjął urządzenie z kieszeni. Dzwonił Naruto, i pomimo iż bardzo nie chciał odbierać, wcisnął zieloną słuchawkę.
         - Gdzie jesteś?! Trening się zaczął!
         - Już idę czekajcie! - rozłączył się.
         - Trening... - przypomniała mu Sakura, łapiąc oddech. Pierwszy raz w życiu chciała mu powiedzieć, żeby nie szedł, żeby dopuścił sobie ćwiczenia.
         - Dzisiaj nie uciekniesz przede mną - zapewnił ją, wyciągając na korytarz.

***

         Weszli na sale gimnastyczną, trzymając się za ręce. Dumnie kroczył przed siebie, biorąc na klatę każde spojrzenie, które kierowali w jego stronę.
         - Co się dzieje... - spytał Naruto, piskliwym głosem.
         - Czy mi się zdaje czy wy się trzymacie za ręce? - spytał Kiba, uśmiechając się złowieszczo.
         - Chyba normalne, że trzymam swoją dziewczynę za rękę - oznajmił pewnym tonem, z nutką dumy. Widząc ich zdezorientowane miny ucałował Sakure w policzek, po czym odprowadził na ławkę gdzie zazwyczaj siedziała, oglądając ich trening. -  Co się tak gapicie? Nie zamierzacie trenować? - zwrócił się do przyjaciół, rzucając w ich stronę piłkę. 
         Naruto, który złapał piłkę z kpiącym uśmiechem rzucił się na niego, przewalając jednocześnie na ziemie.
         - Aissssh...ty mały draniu! - krzyknął rozbawiony. 
         - Ileż można było czekać?! - dorzucił Kiba.
         - Dobra, dobra. Wystarczy tego! Przed nami mecz z obecnymi mistrzami. Nawet jeśli nie mamy zbyt wielkich szans trenujmy ciężko! - zagrzał do walki Neji, pomagając wstać Sasuke, któremu rzucił przelotny wzrok gratulacyjny. 

***

         Delikatnie położył ją na łóżku, nie przestając całować jej nagiej skóry. Krok po kroku kosztował jej ciała, pozbywając się coraz to zbędniejszych ubrań. Malował szlak zwycięski od podbrzusza po usta, łapczywie, kosztując jej warg. Sam delektował się jej dłońmi, które niepewnie, ale zgrabnie rozbierały go. Napinał mięśnie brzucha pod jej palcami, przytulał mocno do siebie gdy skrępowana zastygała w miejscu, starając się nie patrzeć na jego nagość. 
         - Jest ciemno nie wstydź się - poradził jej, naciągając kołdrę na plecy. Z nocnej szuflady, wyciągnął małe opakowanie, które w świetle księżyca zabłyszczało. Trzask rozrywanej foli wypełnił jej głowę.
         Jej piękne ciało tuż pod nim drżało z niecierpliwości. Pożądanie, strach, miłości, radość i ból wypełniało powietrze. Ciche jęki, oraz westchnienia, napędzały go do dalszych działań. Kochał ją łapczywie, ale delikatnie, kochał ją całym sobą i wypełniał całym swym uczuciem, które nagle wylało się  z jego wnętrza. Widział jej zmęczenie, ale po mimo to nie potrafił się zatrzymać. 
          - Jeszcze chwilę - poprosił. Ich dłonie splecione wysoko nad głową Sakury zacisnęły się mocno. Czuł pod sobą jej mokre plecy, spięte nogi oraz pupę, którą wypinała w jego stronę niebezpiecznie kusząco. 
         Dochodząc po raz drugi, straciła całą energie życiową. Jej ciało i dusza tak zrelaksowane, nagle opustoszało. Chciała odwrócić się do niego przodem, ale nie potrafiła. Była zbyt zmęczona. Oczy same zamykały się, a uczy przyzwyczajały się o ciszy, która stopniowa wracała do normalności. Nie minęło pięć minut jak zaczęła tęsknić za ich połączeniem cielesnym. Tuż przed snem, zacisnęła mocnej palce, ciesząc się, że jego ciało tak przyjemnie, przygniata ją do materaca. Jego już równomierny oddech łaskotał jej skórę, sprawiając, że łatwiej jej się zasypiało. 
         - Kocham cię - szepnął, całując ją w czubek głowy.
         Ciche chrapanie wyrwało się z jej piersi. 
         - Po tym wszystkim co właśnie przeżyłaś tak po prostu zasnęłaś...kim ty do cholery jesteś? - spytał, wtulając się mocniej w jej ciało.

***

         Obudziła się kilka minut przed budzikiem. Przez te osiem minut  mogła robić co chce. Bezczelnie i zachłannie oglądała śpiącą twarz ukochanego, starając się by jej oddech go nie obudził. Silne ramie, które tuliło ją do siebie, uniemożliwiało jej jakikolwiek ruch. Wracając wspomnieniami do zeszłej nocy rumieniła się. Widząc jego nagą klatkę piersiową, odwracała wzrok. Sama była naga. Ich ciało mocno przyklejone do siebie nie odczuwały skrępowania, ale jej umysł tak. Przykryła się własnym ramieniem, mając nadzieje, że to ukryje jej nagość. 
         Alarm zadzwonił równo o wpół do ósmej. Po kilku sekundach Sasuke otworzył zaspane oczny. Pierwszą rzecz jaką ujrzał to oczy pełne miłości i światła, następnie uśmiech, który przywitał go.
         - Dzień dobry mój chłopaku - szepnęła. 
         - Dzień dobry...moja dziewczyno - odpowiedział spokojnym głosem. Dłonią odgarnął, opadające kosmyki włosów z jej twarzy. Miał wrażenie, że promienie słoneczne, które padały za jej pleców oświecały ją niczym jakiegoś anioła. 
         - Boli cie coś? - spytał, odchylając kołdrę z jej ciała. 
         - Nie... - zawstydzona z powrotem, otuliła się pierzyną.
         - Przestań się chować. Przecież cię widziałem naga. Z każdej możliwej strony - przypomniał jej, przytulając do siebie. Z powrotem położył się na niej, wsuwając swoje ręce pod poduszkę.
         - Wstawajmy. Musisz iść na trening.
         - To czego bym teraz chciał, to zamknąć się w tym pokoju na miesiąc i nie wychodzić nigdzie. 
         - Obiecałeś mi, że pójdziemy do ZOO, do muzeum  i innych głupich miejsc - wypomniała mu, zarzucając ręce na szyje. 
         - W każdym z tych miejsc możemy to zrobić - szepnął.
         - Sasuke. Jesteś zboczony! Wstawaj natychmiast! - fuknęła, zrzucając go z siebie. Korzystając z okazji, wyskoczyła z łóżka i w drodze do łazienki porwała swoją torbę z ubraniami. 

***

         - Przyjdziesz później pod szkołę czy widzimy się od razu u mojej mamy? - spytał w przedpokoju, zapinając kurtkę. 
         - Przyjdę - zapewniła go. 
         - W takim razie... - pochylił się by ją pocałować - Do zobaczenia.
         - Na razie - uśmiechnęła się.

***

         Usiadła na ławce z aparatem w rękach. Cicho bez żadnego szelestu, starając się nie zwracać na siebie uwagę robiła im potajemnie zdjęcia. Chciała mieć jak najwięcej pamiątek. To mało urządzenie stało się jej przenośnym dyskiem pamięci, na którym zapisywała wszystko. 
         - Hej co jest? - spytał Sasuke, kucając przy jej nogach. Mina, której nie cierpiał najbardziej na świecie pojawiła się na jej pięknie na twarzy na dokładnie ułamek sekundy. 
         - Nic. Pomyślałam, że miło będzie jak uwiecznię was trening. Tak żebym miała później co oglądać.
         - Głupia jesteś wiesz? - spytał, przytulając ją. 
         - Wiem - szepnęła, wtulając się w jego ramie. - Dobra idź już, bo wręcz czuje na sobie morderczy wzrok Nejiego - poradziła mu, odsuwając się.
         - Zrób jeszcze raz tak smutną minę, a nie pójdę z tobą tego głupiego ZOO! - zagrozi jej, całując w czoło.

***

         Tak jak obiecał po obiedzie z rodzicami Sasuke poszli do pierwszego miejsca na magicznej liście randek. Spacerując po ZOO, trzymając się za ręce, i całując publicznie czuli się jakby czas się dla nich zatrzymał. Nawet po przegranym meczu nie widzieli świata po za sobą. Każdy pocieszał się, że został im jeszcze jeden mecz. Jako para zapominali o wszystkim co ich otaczało. Wspierając się nawzajem uczyli się, chodzili na treningi, kochali się i spędzali cenny czas, który płynął nieubłaganie. 
         - Sasuke... - powiedział po drugim meczu. Jej głos był ciszy, ukrywał strach w sobie. 
         - Hm?
         - Znam już datę wyjazdu - powiedziała nie pewnie. 
         Sasuke zamarł na kilka sekund. Minęły dopiero dwa tygodnie odkąd dowiedział się o jej wyjeździe. Przez dwa tygodnie miał nadzieje, że nigdy nie usłyszy od niej tego zdania. 
         - Kiedy? - spytał obojętnie, chowając strój do torby.
         - W dniu finałowego meczu - westchnęła cicho.
         Trzask zamykanych drzwi od szafek odzwierciedlał ich emocje. Dziwne uczucie, że na ich nieskazitelnej miłości pokazała się pierwsza rysa doprowadzała ich do szału. Radość z wygranego meczu, który pozwolił im wejść do pół finału i walczyć o trzecie miejsce, zmieszała się z smutkiem tej wiadomości. 
         - W porządku. To mnóstwo czasu. Ostatni nasz mecz jest dopiero pod koniec kwietnia  - przytulił ją do siebie mocno.
         Ciche szlochanie wypełniło szatnię, tak samo jak ich serca. 

***

         Tak jak sobie obiecali przez resztę miesiąca nie rozmawiali o wyjeździe. Żyli tak jakby ten dzień miał nigdy nie nadejść. Cieszyli się ostatnimi chwilami, chodzili na randki, na wspólne spotkania w Ichiraku, i za nic w świecie nie opuszczali się. Przeprowadzka do domu Sasuke była jasna już w dniu kiedy pierwszy raz kochali się. Od tamtej nocy nie wyobrażali sobie by spać samemu. Nie potrafili myśleć o tym, że któreś z ich miało by nie czuć drugiego przy sobie. 
         Pożegnalna impreza nie należała w cale do najszczęśliwszych chwil. Mimo iż wszyscy przyszli radośni, i każdy dobrze się bawił to pożegnanie odcisnęło piętno w jej duszy. Płacząc cicho po raz ostatni przytuliła każdego chłopaka, który w ciągu tych dziesięciu miesięcy został jej przyjacielem. Dziękowała Naruto jakby już nigdy miała go nie zobaczyć. Nawet widok Sakury z Saiem nie był tak bolesny jak myśl, że jutro miała wyjechać, zostawiając go samego.
         - Przecież wrócisz tu do nas - pocieszał ją Kiba, jeszcze raz przytulając. 
         - A spróbowałabyś nie! -zagroził jej Naruto.
         - Zobaczymy się jutro. Więc nie płacz tylko baw się dobrze - Ino puściła jej oczko.
         - Wracajcie bezpiecznie - wyjąkała zapłakana, zamykając za nimi drzwi.

***

         Weszła do sypialni, gdzie Sasuke siedział na łóżku. Już w drzwiach mogła śmiało stwierdzić, że cierpi. Nie okazywał tego, ale w środku, tuż pod skórą płakał. Niczym małe dziecko, które zgubiło się w centrum handlowym, płakał głośno i długo.
         - Przytul mnie - poprosiła, obejmując go mocno.
         Objął ją mocno w pasie, wtulając twarz w jej przedramię. Chciał zatrzymać czas. Sprawić żeby słońce nie wzeszło, a dzień nie nadszedł. 
         - Kochaj mnie. Kochaj mnie jak mocno potrafisz- szepnęła, przewracając go na łóżko. 
       

***

         Leżał na łóżku, patrzą się na jej piękną twarz i piękne ciało. Mógłby tak leżeć wieczność i nic nie robić tylko obserwować jak śpi. Upijał się jej zapachem ciała, dusił się bez jej wydychanego tlenu, którym otulała go każdej nocy. Długie różowe włosy opadały na całą długość pleców. Nie wyglądała jakby dopiero co zasnęła po godzinnych stosunkach. Wyglądała jak anioł zesłany mu z nieba, jak coś co nigdy nie powinien posiąść. 
         Z nocnej szafy wyciągnął breloczek z ślimakiem. Porównał tą rzecz do Sakury. Tak samo jak to zwierzę była niezniszczalna, uparcie parła przed siebie, nie zważając na to, jak długą drogę miała przed sobą. Jej osoba, uśmiech, dusza, oczy były esencją leczniczą, która potrafiła uleczyć nie jedne zagubione dusze. 
         Po pół roku przywiesił swoje przeznaczenie do komórki, przyznając się w końcu do tego, że miała racje. 
         - Jak ja teraz bez ciebie przeżyje? - spytał sam siebie, kładąc twarz przy jej. 

***

         Zostali sami w szatni. Z sali gimnastycznej słychać było jak trybuny zagrzewają zawodników do walki. Nawet komentator był o dziwo radosny i nie znudzony. Wszyscy mieli nadzieje, że dzisiejszego dnia uda im się wstąpić na podium. 
         - Gotowy? - spytała.
         - Jak nigdy. 
         - Wygraj to dla mnie - poprosiła, całując go delikatnie. 
         Zatrzymał ją tuż przed wyjściem. Przyciągnął mocno do siebie, przypierając jednocześnie do drzwi, które zaskrzypiały pod ich ciężarem. 
         - Sasuke mecz zaraz się zacznie - westchnęła cicho, czując jego ręce pod mundurkiem. Napięła mocno uda gdy jego kolano znalazło się miedzy jej nogami. Zanurzyła jedną dłoń w jego włosach, a drugą mocno zacisnęła na plecach. Nie potrafiła się powstrzymać się od niego. 
         - Tutaj? 
         - Gdziekolwiek. Tylko pozwól mi... pozwól mi cie kochać po raz ostatni - zsunął jej bieliznę. 
         Sakura jęknęła, czując jak wsuwa się w nią. Okrzyki na sali wzrosły tak samo jak jej podniecenie. Jej krzyki zmieszały się z dźwiękami szkolnej orkiestry, która grała na cześć wybiegających zawodników. Chciała mu kazać iść na boisku, ale nie potrafiła. Nie potrafiła go sobie odpuścić. Nie potrafiła mu zabronić dostępu do siebie do duszy i ciała. To wszystko co należało do niej należało również do niego. 

***

         - Co on robi w tej szatni... - mruknął Kiba, ustawiając się na boisku. Cała sala była wypełniona po brzegi. Na trybunach widział znajome twarze dziewczyn, które poznał w tym roku, oraz twarze przeciwników z którymi zaprzyjaźnił się po wygranych meczach. Cała ta atmosfera napawała ich pozytywnymi emocjami, a jednocześnie sprawiała że serce mu pękało z żalu.
         - Jest Sakurą później dołączy - oznajmił Neji, składając dłoń na środku.
         - Debil... pomyśleć, że kocha ją bardziej niż swoją pieprzoną wolność... - zaśmiał się gorzko Naruto. 
         - No cóż. Z Sasuke czy bez niego dajmy z siebie wszystko!!! W końcu to nasz ostatni mecz w tej szkole i w tych barwach! - zawołał głośno Lee, kipiąc pozytywną energią. 
         - Jestem waszym kapitanem od pierwszej klasy. Dziękuję, że przez te trzy lata byliście przy mnie. Dziękuję za wasz ciężki trening. Za te wszystkie pieprzone godziny spędzone na tej sali - zaczął Neji, wdychając głęboko powietrze.
         - Hej, hej. Liderze, a ja to co? Nie należę do drużyny? - spytał, kpiący głos.
         - Szybko - pochwalił go z zbereźnym uśmiechem Kiba, robiąc miejsce przy kółku.
         - Tak jak mówiłem - kontynuował lider - Dziękuję wam...bawmy się dobrze i wygrajmy to! Wygrajmy dla szkoły, dla nas samych! Dla tych wszystkich grubych szych, co siedzą na sali! Wygrajmy puchar i stypendium naszych marzeń! - zawołał, wyrzucając dłoń w górę. 
         - Do boju! - wołał Naruto! 
         Neji podszedł do sędziego. Na jego szczęście udało mu się wylosować piłkę. Dając znak głową, patrzył z dumą na swój zespół z którym trenował trzy lata. Jeden po drugim biegł w jego strono, krzycząc głośno, i przybijając mu piątkę.  Stawali jeden po drugim obok niego w równiutkiej linii niczym jeden mąż. Okrzyki na sali wzrosły. Ostrożnie i powoli odwrócił się w ich stronę. Klaszcząc w dłonie doszli do połowy boisku. Następnie zawrócili i, nie przestając klaskać w rytm bębenków stanęli przed widownią. 
         - Dalej lisy! - zawołał dumnie.
         Skacząc radośnie znów przybili Nejiemu piątkę. Następnie, biegnąc w stronę Sakury, jej również przybili znak szczęścia, szerząc się jak głupi do sera. W końcu dumnie ustawili na boisku, oczkując upragnionego gwizdka.

***

         Taksówka z rodzicami Sakury przyjechała już pod szkołę. Jasne światło przebijało się przez szyby w drzwiach. Na korytarzu planowała ciemność. Słuchać było jedynie huczną imprezę, którą zorganizowano na sali z okazji wygrania. Sasuke stał ukryty za filarem, trzymając Sakurę mocno w swoich objęciach. Nie potrafił ją tak po prostu puścić. Nie chciał. 
         Zacisnął mocniej uścisk, czując jak telefon na przemian wibruje w jego kieszeni i w kieszeni Sakury. Wdychał łapczywie zapach jej ciała, włosów i ubrań. W głowie jeszcze raz odtwarzał wspomnienia z ostatnich dwunastu lat. Kochał ją nieprzerwanie odkąd pamiętał. Kochał ją prawie tak mocno jak swoją wolność.
         - Kocham cię, kocham cię, kocham cię - szeptał. 
         - Ja ciebie też, ja ciebie też kocham - szeptała. 
         Komórka znów za wibrowała wściekle, robiąc nie widzialną dziurę w jej sercu.
         - Chodźmy - powiedział w końcu. Złapał ją mocno za rękę i wyprowadził przed szkołę. Późny wiosenny wiatr zawiał po raz ostatni, rozwiewając jej włosy. 
         - Bądź tam grzeczna - powiedział, otwierając drzwi od taksówki. Jej mama przywitała go grzecznie. W jej oczach mógł przeczytać przeprosiny i prośbę o wybaczenie. Przepraszała, że ich rozdziela, a prosiła o wybaczenie, bo jako rodzic, również nie potrafiła zostawić ukochanej córki. 
         - To ja powinnam powiedzieć. Nie podrywaj za dużo dziewczyn na tej imprezie. Gratuluje wam jeszcze raz.
         - Do zobaczenia - szepnął. 
         Wiatr prawie wyszarpał ich dłonie, które opadły bezwładnie. 
         - Zadzwonię później...do zobaczenia...
         - Kiedyś... - dokończył, zamykając drzwi. 
         Odjeżdżając odwróciła głowę. Nie była wstanie patrzeć na niego. Na jego twarz na której pierwszy raz od dwudziestu lat malował się ból. Wyraźny, namacalny ból, smutek i niemoc.
         Żółta taksówka odjechała wraz z częścią jego duszy. Zniknęła daleko za bramą wśród drzew Sakury, które żegnały go.

***

         Wrócił do domu po dwunastej. Zmęczony upadł na łóżko. Z otwartego okna wiał chłodny oddech Boga smutku. Rozkładając ręce na pustym łóżku oddychał głośno. Egipską ciemność przecięło światło telefoniczne. Bijące brutalnie i nieprzerwanie od kilku godzin. Zmęczonym ruchem odrzucił połączenie. Szczęśliwa twarz dziewczyny zgasła. Telefon padł. On westchnął głośno, napawając się w końcu ciszą i spokojem swojej ukochanej wolności.
          



Za błędy przepraszam.