OGŁOSZENIA

UWAGA!
Blog istnieje jako mój śmietniczek. Wylewam na nim wszystkie pomysły które zagnieżdżą mi się w głowie.

NIE realizuje zamówień, chyba, że napiszę wcześniej.
PRZYPOMINAM, że jest to ŚMIETNICZEK.

[06.11.2014]
ślę wirtualnego HUGA do każdego fana, czytelnika, miłośnika, Narutomaniaka, Narutardsa, i SasuSaku shippera! Z podziękowaniami dla wszystkich osób, którzy dzielnie i z zapartym tchem śledzili i trzymali kciuki za swoich ulubionych bohaterów i Naszego Najgłośniejszego ninja numer 1!
Wiele osób się zastanawia czy blog po zakończenia mangi będzie dalej funkcjonował. Ja bez wahania odpowiadam TAK! Tak długo jak mam wenę, tak długo jak mi pozwolicie i tak długo jak istnieją fani Naruto, SasuSaku, Shikatema etc, tak długo ja będę pisać. Będę dalej pisać, i pisać, aż zostanę ostatnim fanem SasuSaku w Polsce, a później na świecie.


[18/04/2020]
Jak się macie moi drodzy czytelnicy ? Czy wam też życie ucieka przez palce, ale wciąż czujecie się dziećmi ?


cr: all credis to the owner, DevinArt, tumblr, Masashi Kishimoto.

Szablon w całości stworzony prze ze mnie.



30 kwi 2015

40 - Ojciec i Mąż (SasuSaku)

          Paring: SasuSaku
          M&A: Naruto
          Dozwolone: od 18 lat.
          Kategoria: Spoilery:Manga (Naruto, Naruto Gaiden), Anime(Naruto the last/Naruto: The Boruto), Sakura Hiden, Świat Shinobii, po wojnie, Henati. 





          - Sakura wróciłem!
          Sasuke wszedł do domu, które teoretycznie było jego. Mimo iż nie był w wiosce od prawie dziesięciu lat, to miejsce było jego domem. Tu mieszkała jego żona, jego córka i w bliskiej przyszłości miał mieszkać i on.
          Zaciekawiony wszedł przez drzwi do przedpokoju. Rozglądając się do tu i ówdzie mógł wyczuć smak i gust Sakury. Wszystko było zadbane, czyste, eleganckie i nowoczesne. Bez zbędnych rupieci i niepotrzebnych rzeczy. Jasne ściany, a na nich jego rodzinny symbol. Świeże kwiaty na komodzie, obok dużego lustra. Buty poukładane w idealny rządek. Nawet klucze miały tutaj swoje specjalne miejsce.
          Przez chwile zastanawiał się czy ktoś tutaj jest. Coś za długo jej nie było. Z drugiej strony kto by zostawił drzwi otwarte?
          - Sakura? - zawołał ponownie, przechodząc przez przedpokój do salonu.
       
          Sakura jak zawsze o tej porze sprzątała  i gotowała obiad. Zawsze po pracy  wracała do domu około dwunastej by na spokojnie z wszystkim zdążyć przed powrotem córki. Dbała o to by mogła się uczyć w czystym nie zagraconym otoczeniu, zawsze wietrzyła pokoje oraz szeroko otwierała okna na świeże powietrze. Obiad zazwyczaj podawany był na czas prosto z kuchenki.
          Tym razem w połowie podlewania kwiatów jakiś obcy głos doszedł ją z głębi domu. Pośpiesznie wróciła do środka zmartwiona, że ktoś mógł się włamać, w najgorszym przypadku Naruto i Boruto znów walczyli. A wszyscy wiedzą, że gdy ta dwójka zabierała się za ojcowsko - synowskie bójki to biegali po całej wiosce, nie zważając na innych.
          Oboje spotkali się w salonie. Sasuke przechodził właśnie przez próg, a Sakura otwierała drzwi od werandy. W pierwszej sekundzie poczuła jak coś ściska ją za gardło. Zabrakło jej tchu, a serce zatrzymało się na kilka sekund.
          - Tu jesteś - stwierdził z nutką ulgi w głosie, widząc żonę.
          Pierwsze co zauważył to jej dojrzałą twarz. Patrząc na nią w końcu zrozumiał ile czasu minęło od ich ostatniego spotkania. Teraz była prawdziwą kobietą. Widział to w jej ciele, w jej zachowaniu, w jej oczach.
          - Ty...oszalałeś! - warknęła nagle, odkładając konewkę na bok.
          Szybkim krokiem przeszła przez środek, uderzając męża z otwartej dłoni w klatkę piersiową.
          - Wiesz jak się martwiłam! Głupek - jęknęła załamanym głosem, rzucając mu się na szyje.
          Dobrze wiedziała, że takiego zachowania Sasuke nienawidził najbardziej. Słabych, płaczących dziewczyn, które nie są w stanie o siebie zadbać.
          - Muszę być na prawdę okropnym mężem skoro pierwszą rzecz jaką robię to doprowadzenie cię do łez - westchnął ciężko.
          Objął Sakurę mocno w pasie, przejeżdżając lewą dłonią wzdłuż jej pleców, aż do głowy. Kilka razy zatopił palce w jej włosach, mocniej wtulając jej twarz w ramie.
          - Gdzieś ty był tyle? - mruknęła, zaciągając się histerycznie powietrzem.
          - W tej chwili to mało ważne - odsunął ją od siebie.
          Z bliską wydała się jeszcze piękniejsza. Głupio mu było przyznać, ale naprawdę była piękna. Nie był pewny czy używała techniki Piątej czy to jej naturalnie gładka i lśniąca cera. Bez żadnej zmarszczki. Idealnie mlecznobiała niczym porcelana. Jedynie oczy pozostały lśniące, radosne, i nieprzerwanie skierowane na niego.
          - O której Sarada kończy zajęcia?
          - Koło piętnastej - spojrzała na zegar, który wskazywał trzynastą dwadzieścia.
          Sasuke uśmiechnął się pod nosem.
          - W takim razie - ujął twarz Sakury w dłonie.
          Zastygła pod wpływem jego wzroku. Tak bardzo za nim tęskniła, że nawet nie wiedziała jak oddychać.



          Wpatrzona była w niego jak w obrazek. Tyle lat go nie widziała. Nie wiedziała co się z nim dzieje. Czy odżywiał się odpowiednio, czy odpoczywał,  kto dba o jego rany, jakich ludzi spotykał. Praktycznie nic o nim nie wiedziała. Po akcji ratunkowej z jego  klonem, i krótkim powrocie do wioski spędzili razem bardzo mało czasu. Ślub wzięli z dnia na dzień bez większego rozgłosu. Byli tylko oni, Naruto, Kakashi, najbliżsi przyjaciele oraz jej rodzice. Dość szybko zaszłą w ciążę, którą musiała sama przejść, bo w czwartym miesiącu Sasuke znów wyruszył w świat. Nie miała mu tego za złe. Nie mogła go trzymać przy sobie, skoro w głowie miał własne sprawy. Przy narodzinach też go nie było. Wrócił dopiero na drugie urodziny Sarady. Ale nawet spotkanie z ukochaną córką nie sprawiło, że została w wiosce. Krótko po tym dostał tajną misję od Kakashiego. Dziś był pierwszy raz od tamtego dnia gdy go znów spotkała. Można powiedzieć, że w całym swoim życiu widziała go raptem osiem razy. Pierwszy raz w dzieciństwie, drugi raz gdy zostali drużyną, trzeci raz na misji ratunkowej z Saiem u Orochimaru, czwarty raz na wojnie, piąty na misji ratunkowej Hinaty, szósty gdy ją ratował w wiosce Suny, siódmy po narodzinach Sarady i dziś był ósmy.  Mimo to kochała go i ufała bezgranicznie.
          - Sakura? Co jest? Nie przyjemnie ci? - usłyszała nagle.
          Musiała na chwile odpłynąć, bo Sasuke zatrzymał się i wbił w nią wzrok, który miał wyglądać na troskliwi, ale z powodu jego wiecznego grymasu nie zbyt wychodziło mu to naturalnie.
          - Słucham? Nie, przepraszam zawiesiłam się - uśmiechnęła się przepraszająco.
          - Jeśli chcesz to możemy przerwać. Wiem, że długo się nie widzieliśmy, a ja od razu cię tutaj zaciągam.
          - Nie, naprawdę nic się nie dzieje. Po prostu. Tęskniłam tak bardzo, że nie wiem czy to sen czy jawa - wyjaśniła, dotykając jego twarzy.
          Zaczesała jego grzywkę do tyłu. Kiedyś gdy jeszcze miał własne oczy to kochała jego czarne spojrzenie. Tajemnicze, zamknięte, intrygujące i głębokie. Teraz jak miał rinnegana, wydawał się trochę inny.
          Sasuke zaśmiał się kpiąco. Wyszedł z niej usiadł między jej nogami, zakładając jej uda na jego. Wyciągnął do jej ręce, po czym pomógł jej siąść prosto.
          - Co robisz? - zawstydzona, odsunęła się trochę. Jego naga, wyrzeźbiona klatka piersiowa, oraz szerokie ramiona onieśmielały ją.
          - Zobaczysz - rzekł spokojnie.
          Przyciągnął Sakure bliżej siebie, zmuszając, by objęła go w pasie nogami. Swoje dolne kończyny wyciągnął za jej plecy, zamykając ją w uścisku z każdej strony. Obtulił ich nagie ciała kołdrą, tworząc małe igloo w okół ich.
          - Jestem tu na prawdę. Na razie nie mam zamiaru nigdzie iść  - orzekł, opierając czoło o jej.
          Serce zabiło jej dwa razy mocniej. Nigdy w życiu nie przypuszczała, że Sasuke może być do tego zdolny. Na swój sposób kochany, romantyczny i troskliwy. Za każdym razem jak wracał i jak się kochali to miała wrażenie, że jest to ich pierwszy raz.
          Sakura uśmiechnęła się szeroko. Zarzuciła ramiona na jego szyje po czym pocałowała delikatnie. Bardzo delikatnie. Chciała rozkoszować się tą chwilą. Chwilą intymności, samotności i cielesności.
          - Tak bardzo cię kocham - powiedziała nagle, wybuchając melodyjnym śmiechem.
          - Ja was też.
          To był chyba pierwszy raz gdy Sasuke przyznał się do swoich uczuć. To sprawiało, że czuła się jeszcze szczęśliwsza i jeszcze bardziej spełniona.
          - Możemy zacząć od nowa? - spytała, zjeżdżając dłońmi wzdłuż jego umięśnionej klatki.
          Sasuke nie odpowiedział jej. Uśmiechnął się pod nosem, rozłożył ich mały dom, położył Sakurę na plecy, a sam znalazł się na niej, podpierając się na łokciach po obu stronach jej głowy.
          - Masz mnie na pół godziny, później idę po Sarade - wyszeptał jej do ucha z prowokacją w głosie, w chodząc w nią w bardzo gładko i niespodziewanie.
          - Głupek - mruknęła zawstydzona, odwracając zarumienioną twarz w stronę okna.
          - Sakura, patrz na mnie - poprosił, dotykając jej policzka - Dawno się nie widzieliśmy, więc chciałbym żebyś nie odwracała ode mnie twarz. Chce cię widzieć i słyszeć. Jak najdłużej to możliwe - uśmiechnął się. Zabrał jej dłoń  z ust, pozwalając by w pełni rozkoszowała się tym czym on w tej chwili.
          Czuła się jeszcze bardziej zawstydzona i naga. Jego chłopięcy uśmiech, którym ją przed chwilą obdarzył rozpalił jej serce. Czuła, że dla tego śmiechu mogłaby zrobić wszystko. Postawić całe swoje życie i całe swoje istnienie na szali.



          - Sarada może być trochę zaskoczona. Ty z resztą też więc proszę nie wdajcie  się w kłótnie - poprosiła z obawą w głosie, zapinając sukienkę z przodu.
          - Czemu mamy się kłócić? - spytał zdziwiony - Czemu zamek masz z przodu? - spytał po chwili, spoglądając na zasuwkę, która kończyła się na dekolcie.
          - Jakby to powiedzieć...Sarada jest bardzo do ciebie podobna - niepewnie podrapała się po głowie.
          - Stało się coś? Nagle...zmieniłaś wyraz twarzy - zauważył.
          - Sarada...boje się jak zareaguje gdy cię zobaczy. W końcu...to będzie pierwszy raz.
          - Sakura chyba będę w stanie przeżyć spotkanie z własną córką. Nie martw się. Zabiorę ją na jakiś obiad czy coś - oznajmił nie przejęty, mijając ją.
          Sakura westchnęła głośna wraz z dźwiękiem zamykanych drzwi. Miała dziwne przeczucie. Dobrze wiedziała, że spotkanie Sasuke i jej damskiej wersji nie będzie najłatwiejsze. Mogła spodziewać się grobowej ciszy między niby w najgorszym wypadku niemiłych odzywek z strony córki.



                 Uśmiechnął się delikatnie, stając na przeciwko starych dobrych murów. Nic się nie zmieniło w tej akademii. Brzydki czerwony dach, szary mur i wiecznie samotna huśtawka. Miło było popatrzeć i powspominać stare czasy. Kiedyś gdy jeszcze jego rodzice żyli marzył o tym, żeby pewnego dnia ujrzeć swojego ojca czekającego na niego przed szkołą. Niestety do tej pory się tego nie doczekał. Zawsze przychodziła po niego mama, babcia lub inna zaprzyjaźniona sąsiadka. Raz może dwa razy Itachi. Niestety nie pamiętał tego za dobrze. Teraz gdy czekał na swoją córkę zastanawiał się ile razy to ona musiała sobie wyobrażać tą sytuację. Miała już dwanaście lat, a to był pierwszy raz gdy odbierał ją z szkoły.
          Wybiła godzina piętnasta. Z budynku słychać było szmer rozsuwanych drzwi, okrzyki radości i tupot małych stóp. Tak jak się spodziewał Sarade poznał już z daleka. Szła wśród swoich przyjaciół.
          Pierwsze co pomyślał to to, że jest dość niska jak na swój wiek. Z drugiej strony większość dzisiejszej młodzieży była małymi krasnalami. Nosiła czerwony strój podobny do tego co miała kiedyś Sakura. Na plecach widniał znak jego klanu, a po bokach rękawów znak klanu Haruno.
          - Cześć - powiedział nagle, gdy grupka dzieci była na tyle blisko by móc się przywitać.
          - Hę? Kim jesteś? - powiedział jakiś chłopak.
          Sasuke spojrzał dwunastoletniego klona Naruto. Jego podejrzliwa mina oraz zmrużone oczy sprawiły, że miał ochotę mu przywalić. Za bardzo przypominał Naruto. Nawet sposób mówienia miał podobny.
          Sarada również spojrzała na nieznajomego mężczyznę. Wydał się dość znajomy. Bardzo wysoki, trochę straszny, otulony aurą tajemniczości. Czarne włosy opadały my na lewe oko, a za pleców wystawał mu miecz. Im dłużej mu się przyglądała tym więcej charakterystycznych cech znajdowała. Czarne oczy, ten sam znak co ona miała na plecach i zabandażowana lewa dłoń.
          - Tata! - zawołała w końcu, otwierając szeroko usta.
          - Kto? - krzyknął zdezorientowany Boruto.
          - To jest tata Sarady debilu. Nawet ma znak Uchiha na plecach - zauważył drugi klon tym razem Shikamaru.
          - Mały Uzumaki musiałeś wszystko odziedziczyć po tym głupku - westchnął ciężko - A ty musisz być Shikadai. Jak się miewa twój ojciec?
          - Jak zawsze. Pracuje, leni się i kłóci się z mamą - również westchnął zmęczony, jakby nawet rozmowa go nudziła.
          - To jest twój tata? Wygląda na silnego i strasznego człowieka - szepnął Inojin.
          Syn Ino i Sai był nadzwyczaj podobny do Ojca. Mimo iż odziedziczył włosy i oczy po matce to naturę i delikatność po ojcu.
          - Hej! Może mój durny tata jest trochę durny, ale tylko ja mogę tego durnia nazywać durniem! - Boruto wycelował w niego palec, marszcząc brwi.
          I znów poczuł, że nóż otwiera mu się w kieszeni. 
          - Co tutaj robisz? - spytała nagle Sarada zaniepokojona tą sytuacją. Nie tak sobie wyobrażała to spotkanie.
           - Oho! Kogo my tu mamy! - kobiecy głos odezwał się za pleców Sasuke - Sasuke Uchiha! W końcu cię przywiało! - powiedziała żartobliwie Ino.
           - Mama co tu robisz?
           - Osobiście przyszłam was zabrać na trening ino - shika - chou. Tym razem się nie wywiniecie - groźnie spojrzała na syna, Shikadai oraz ChouChou.
           - T..tak ciociu Ino! - zasalutował mały Nara.
           - Widzę, że też się nic nie zmieniłaś - powiedział Sasuke.
           - Dzieci w tych czasach zrobiły się nazbyt frywolne - zaśmiała się. - Wyprzystojniałeś. Ale i tak nie powinieneś tak długo być po za wioską - zmroziła go wzrokiem, po czym obdarowała delikatnym uśmiechem.
          - Mamo chodźmy już. Wstyd robisz... - jęknął Inojin, pośpieszając mamę.
          - Ja też lecę. Mama się będzie niepokoić.
          - My też chodźmy - rzekł Sasuke.
          - Gdzie idziemy?
          - No nie wiem. Możemy iść coś zjeść. Chcesz iść na jakieś lody lub ciastko? - spytał uprzejmie, kucając przy córce.
          - Nie lubię słodyczy. Po za tym nie musisz się ze mną mierzyć wzrostem nie jestem dzieckiem - zauważyła oschle, wymijając go.
          Sarada jest bardzo do ciebie podobna
          - A więc to miałaś na myśli - mruknął do siebie.
          - Chciałabyś coś zjeść?
          - Możemy iść na ramen - oznajmiła.
          - A może jednak nie jest, aż tak podobna - dodał w duchu.
         
          Gdy doszli do Ichirakuramen wstrzymał oddech z zdziwienia. Spodziewał się, że to będzie jedno z tych miejsc, które się nigdy nie zmieniają. Teraz ulubione miejsce Naruto zamieniło się w pięciogwiazdkową restaurację.
          - A więc... - zaczął niepewnie Sasuke.
          Siedzieli tak piętnaście minut w kompletnej ciszy, oczekując na swoje zamówienie. Nigdy w życiu nie przypuszczał, że może być tak niezręcznie. Spodziewał się, że jego córka rzuci mu się na szyję i będzie zalewać go milionem pytań.
          - Nie chciałabyś mi zadać kilka pytań?
          - Chciałabym - odpowiedziała bez ogródek  - Ale jest ich tyle, że nawet nie wiem od czego zacząć. Po co wróciłeś? Czemu dopiero teraz? Gdzie byłeś? Co robiłeś? Czemu zostawiłeś mnie i mamę? - kontynuować?
          Sasuke przełknął cicho ślinę. Jego córka była nazbyt bezczelna, zimna i gruboskórna. Przez chwilę zastanawiał się czy on też taki był.
          - Słuchaj Sarada - zaczął poważnie - Przepraszam, że kazałem ci tyle czekać. Ja sam nie spodziewałem się, że to zajmie mi tyle czasu. Niestety nie potrafię się cofnąć w przeszłość i odmówić udziału w tej misji. Nie ważne jak bardzo bym chciał nikt jeszcze nie stworzył takiego jutsu. Musiało ci być bardzo ciężko przez te wszystkie lata. Przepraszam.
          - Powinno ci być przykro. Zwłaszcza w stosunku do mamy. Ja w sumie cię nie znam. Więc nie wiem co o tobie myślę, ale mama cię znała. To jej musiało być.
          - Muszę być nie tylko beznadziejnym mężem, ale i ojcem, skoro dostaje reprymendę od córki. Musisz bardzo kochać mamę - zaśmiał się.
          - Oczywiście, że tak. W końcu to ona mnie wychowała - zaznaczyło oschle.
          - W przeszłości wydarzyło się wiele rzeczy o których możesz nie wiedzieć i mam nadzieje, że nie dowiesz się, aż nie nadejdzie odpowiedni czas. Fakt. Byłem trochę przerażony myślą o twoich narodzinach. Wciąż miałem wiele spraw do załatwienia. Pewnie nie pamiętasz ale udało mi się wrócić na twoje drugie urodziny. To był pierwszy raz gdy cię zobaczyłem. Byłaś taka mała i śliczna. Potrafiłaś chodzić, wypowiedzieć kilka słów, złożyć z dwa zdania. Pierwszy raz w życiu wtedy trzymałem dziecko na rękach. Nie mogę powiedzieć, że nie myślałem o was przez te lata, bo myślałem każdego dnia. W końcu jesteś moją córką i kocham cię. Nawet jeśli o tym nie wiedziałaś - uśmiechnął się szczerze, kładąc dłoń na głowie córki.
          - Skoro tak nas kochasz powinieneś wracać raz na jakiś czas. Lub chociaż dawać jakiś znak życia. Mamie na prawdę było ciężko. Nawet teraz pamiętam jak płakała potajemnie.
          - Domyślam się. Sakura jest tego typem osobą. Ale teraz tu jestem i nie mam zamiaru się nigdzie wybierać - zapewnił ją.
          - Mam nadzieje - mruknęła.
          - Obiecuje. Jeden rzeczy się czegoś nauczyłem od Naruto. Nie rzucam słów na wiatr - uśmiechnął się delikatnie. - Jedź, bo wystygnie - polecił jej.
          - Ty nie jesz?
          - Ja nie przepadam za ramen - oznajmił.
          - A.
          Sarada spojrzała na Ojca. Faktycznie był przystojnym mężczyzną. Teraz rozumiała czemu mama tak go kocha. Wzbudzał respekt i biła od niego siła. Mimo iż miał obojętny wyraz twarzy, wręcz ofensywny czuła, że jest miłym facetem. Nie uśmiechał się do kobiet, które zwracały na niego uwagę w wiosce. Nie wybrzydzał gdy poprosiła go by iść na ramen i do tej pory nic nie powiedział na jej chłodną postawę. Chciała go jeszcze trochę przycisnąć. 


          Sakura co dziesięć sekund spoglądała to na zegarek to na drzwi. Była już siedemnasta, a żadne z nich nie wracało. Czy między nimi wszystko w porządku? Czy nie kłócą się? Czemu ich tak długo nie ma. Nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu. Chodziła to po salonie to po kuchni. Co jakiś czas wyglądała za okna. Jeszcze nigdy się o nią tak nie martwiła jak dziś. 
          - No w końcu! - zawołała przestraszona z nutką ulgi. - Witaj Sarada - przywitała córkę radośnie, stając na przeciwko niej.
          - Cześć mamo - przywitała się normalnie. 
          Tak jak zawsze buty rzuciła w przedpokoju i od razu weszła do kuchni napić się czegoś. 
          - Wszystko w porządku? - spytała, idąc za nią.
          - Tak, czemu pytasz? Byliśmy z Sasuke na ramenie - wyjaśniła, siadając przy stole.
          - A rozumiem. Napijesz się herbaty?  Nie jesteś głodny wiem, że nie lubisz ramen.         
          - Tak chętnie. Później coś zjem. Muszę się spotkać jeszcze z Kakashim i z Naruto.
          - Ja zaraz muszę iść do szpitala. I tak jestem spóźniona. Tak się martwiłam - westchnęła, siadając naprzeciwko Sasuke, a bok Sarady. 
          - Nie musiałaś. Przecież to by nadeszło prędzej czy później - oznajmiła spokojnie Sarada. 
          - Prawda? Czekałaś na ten dzień tak długo - uśmiechnęła się, głaskając córkę po głowie. 
          - Powiedzmy - zawstydzona odwróciła twarz.
          - A właśnie miałaś dziś odwiedzić dziadka i babcie. Czemu nie pójdziecie we dwójkę? Później zajedziesz do Kakashiego - zwróciła się do Sasuke.
          - Faktycznie. Przydałoby się, żebym odwiedził rodziców - westchnął - Musimy zajść po drodze do kwiaciarni Ino - dodał po chwili.
          - Tacie też coś kupcie. Najlepiej jakieś ciasto lub bułeczki z słodką fasolą. 
          Rozmawiają tak naturalnie - pomyślała Sarada. Aż trudno było pomyśleć, że nie widzieli się tak długo. Nie wyglądali na zakłopotanych czy zdenerwowanych. Cała ta sytuacja. Wyglądali jak jedna, szczęśliwa rodzina, która odbywa przyjemną pogawędkę. W końcu gdy spoglądała na prawo i lewo widziała obojga rodziców i to napawało ją szczęściem.


          - Babciu! Dziaku!  - zawołała Sarada, wchodząc do posiadłości Haruno.
          - Sarada? Moja mała księżniczka się w końcu zjawiła? - zawołał dziadek, wychodząc na przedpokoju. Radosny i uśmiechnięty przywitał wnuczkę. - O...Sasuke! - powiedział zdziwiony, widząc zięcia. 
          - Dzień dobry Ojcze - ukłonił się - Dawno się nie widzieliśmy. Jest mama? - spytał, wchodząc głębiej.
          - Oczywiście, oczywiście. Wchodź, wchodź! - zawołała pośpiesznie.
          - Matko! Sasuke przyszedł.
          - Kto?!
          - Sasuke!
          - Na Hokage. Sasuke synu wróciłeś w końcu! - zaskoczona pani Haruno, przeszła przez salon z rozłożonymi ramionami. Mocnym, matczynym uściskiem przywitała męża swojej córki, po czym ucałowała go w policzek.
          - Przepraszam, że kazałem wam tak długo czekać - ponownie się ukłonił, wyciągając do Teściowej kwiaty, oraz słodkości dla Teścia. 
          - Sarada, zjemy sobie coś prawda? - powiedział z uśmiechem dziadek, głaskając wnuczkę po głowię. 
          - D...dobrze - zawstydzona udała się z nim do kuchni.
          Fakt faktem nie lubiła słodyczy, ale gdy dziadek ją częstował nie potrafiła mu odmówić. Zawsze się cieszył na jej widok, i nie ważne co robiła w jego oczach byłą najpiękniejszą księżniczką na świecie. Uwielbiała go i babcię. Nie potrafiła by ich zranić. 
          - Ty też siadaj. Zjecie obiad? Właśnie skończyłam gotować. Oczywiście, że zjecie nie ma nawet o czym gadać! - oznajmiła, ciągnąć go do kuchni. 
          Uprzejmie ale konkretnie posadziła go na krześle tuż obok Sarady.
          - Na jak długo wróciłeś? Opowiadaj co porabiałeś? - zalewała go teściowa pytaniami, co chwile, dokładając dań.
          - Mam nadzieje, że już na stałe. Jeśli chodzi o misje to myślę, że powiodła się. Musze to później skonsultować z Kakashim.
          - A no tak. W końcu szósty ci ją powierzył. Musi naprawdę ci ufać i wierzyć w ciebie, że wysłał cię na tak trudną i długą misję - westchnęła, siadając na przeciwko - Smakuję? - uśmiechnęła się, przysuwając jedzenie bliżej niego.
          - Tak, oczywiście. Jak zawsze. Dziękuję - odwzajemnił jej uśmiech.
          Naprawdę cieszył go ten posiłek. Bardzo dawno nie jadł domowego jedzenia, a myśl, że ugotowała go teściowa i z taką miłością go karmi napawała go radością. Był im bardzo wdzięczny. Nigdy go nie osądzali, i nawet teraz gdy wrócił dopiero byli dla niego uprzejmi. Nie wytykali mu tego, że zostawił ich córkę i wnuczkę na długie lata. Nie mieli mu tu za złe. Rozumieli jego rolę jako ninja. Traktowali go jak prawdziwego syna, a on ich na prawdę szanował i ubóstwiał. Jako rodziców jak i teściów.
          - No już. Jedz, jedz. Ty też Sarada - poganiała ich.
          I znów znaleźli się w podobnej sytuacji co w domu. Oboje i dziadek i babcia rozmawiali z Sasuke tak naturalnie i zwyczajnie. Byli ciekawi jego podróży, ale nie wścibscy. Nie zarzucali żadnych aluzji dotyczącej jego długiej nieobecności. Mogła zaobserwować, że tak samo jak jej mama, uwielbiali Sasuke. Babcia co chwile przysuwała ulubione dania Sasuke, a te które mniej lubił, odkładała na stronę swojego męża. Największe kawałki kurczaka w curry kładła do miski wnuczki, a świeżo pokrojone pomidory uzupełniała co jakiś czas. 
          - Dziękuję za obiad - powiedział Sasuke, zakładając buty.
          - Przestań. Mam nadzieje, że teraz jak wróciłeś, będziecie częściej nas odwiedzać - poprosił teść. 
          - Postaramy się. Sarada nie siedź tu długo. Musisz chyba jakieś zadanie domowe odrobić - zwrócił się do córki.
          - Nie martw się. Z nauką nie mam problemów. 
          - Do zobaczenia w domu. Do widzenia - ukłonił się przed rodzicami i wyszedł.


          Kakashiego nie trudno było znaleźć. Tak jak przypuszczał był przy pomniku. W kwiecie wieku, z zmęczoną i wiecznie znudzoną twarzą stał spokojnie wbijając swój smutny wzrok w imię swojego przyjaciela. Wciąż nie przerwanie od długich lat obwiniał się o większość krzywd jakie wyrządzono wiosce.
          - Tutaj jesteś - odezwał się Sasuke, idąc w jego stronę. 
          Wiatr towarzyszył mu przez całą drogę. 
          - O, Sasuke. Słyszałem, że wróciłeś - powiedział zadowolony. Na widok swojego małego ucznia rozchmurzył się od razu.
          - Nadal tu przesiadujesz?
          - Taki nawyk - usprawiedliwił się. 

          Usiedli w przydrożnej budce z zieloną herbatą. W tak piękny i słoneczny dzień nie potrafili sobie odmówić krótkiej pogawędki. Zawsze gdy był w pobliżu Kakashiego czuł spokój. Jego szanował najbardziej ze wszystkich Shinobii w wiosce i na świecie. Wiele mu zawdzięczał i wiele mu zostało do spłacenia długów. 
          - A więc?
          - Nie chce rozmawiać o twojej misji. Powiedź mi co tam u ciebie? Jak spotkanie z Sakurą i Saradą? - odłożył kubek z herbatą na bok i rozłożył się wygodnie. 
          - W porządku. Sarada...jest bardzo...
          - Baardzo do ciebie podobna - dokończył za niego, śmiejąc się pod nosem - Już jako dziecko wyróżniała się chłodnością i wyższością - dodał żartobliwie.
          - Jestem skłonny w to uwierzyć. 
          - Sarada to dobre dziecko. Bardzo troskliwa i życzliwa. Po prostu brakowało jej ojca. Do tego wybuchowy charakter Sakury i stałe odwiedziny Naruto. Musiała coś po tobie odziedziczyć. 
          - Myślisz, że mógłbyś ją uczyć?
          - Ja? - spojrzał na niego podejrzliwie.
          - Tak ty Kakashi. Cenie ciebie jako człowieka i ninja jak nikogo innego. Chciałbym byś ją uczył. 
          - A Ty?
          - Ja nie wiem czy się do tego nadaje. Mógłbym być dla niej za szorstki. To mogło by źle wpłynąć na naszą już znikomą relacje. 
          - Wiesz, że mam własnego syna, którego trenuje. 
          - A no fakt. 
          - Ale chętnie rzucę okiem na twoją córkę - uśmiechnął się. 
          Sasuke zaśmiał się cicho pod nosem. Miło było sobie pofolgować w tak piękny dzień. W końcu przed nim była jeszcze druga wizyta z mniej elokwentnym człowiekiem.


          
          Pierwsza wspólna kolacja przebiegła w dość spokojniej atmosferze. Sakura jak zawsze zaczynała jakiś temat i ciągnęła go, aż ktoś jej nie skończył. Opowiadała o swojej pracy, zadawała pytania Saradzie, próbowała wplątać w ich konwersacje Sasuke, który co jakiś czas przytakiwał lub rzucał jakimś słowem lub dwoma. 
          - Egzaminy już nie długo. Aż sobie przypomniałam nasze testy - zaśmiała się głośno - Naruto o mały włos, aby nie zdał.
          - A co się stało? - spytała Sarada.
          - Nie potrafił podstawowej techniki klonowania. Na szczęście zdał ten egzamin w dość nietypowy sposób, wykradając tajny zwój pierwszego Hokagę, i pokonując jednego z elitarnych shinobii. 
          - Tak niewiele brakowało, abym nigdy nie był na niego skazany - westchnął Sasuke.
          - Sasuke! - skarciła go Sakura, wymierzając mu kopniaka sprawiedliwości. 
          - Sakura! - powiedział przez zaciśnięte zęby, łapiąc się za bolącą kostkę. 
          - Nie martw się. Tobie pójdzie jak z płatka. Masz najlepsze stopnie w klasie, potrafisz dość dobrze kontrolować chakrę. Nie ma się czym przejmować. 
          - Uczyłaś ją jakiś technik? 
          - Tylko podstawy medycyny.
          - Rozmawiałem z Kakashim. Powiedział, że zostanie twoim mistrzem - zwrócił się do córki, która zaskoczona jego słowami, wbiła w niego duże czarne oczy. 
          - Szósty? Czemu on? - spytała niepewnie. 
          - Kakashi to silny i inteligentny człowiek. Nauczy cię więcej niż wszyscy w tej wiosce. 
          - Skąd wiesz?
          - Bo uczył on między innymi mnie - powiedział jasno, spoglądając na córkę. 
          Dziwnie mu było mierzyć się wzrokiem z własnym dzieckiem. Miał wrażenie, że patrzy w lustro tylko, że na damską wersje siebie. 
          - Koniec tego. Jak zjedliście to możecie odejść! - wtrąciła Sakura. 
          
          
          - Sasuke - powiedziała Sarada, stając przed Sasuke.
          - Sarada, kochanie. Zwracaj się do taty tak jak to zawsze robiłaś. Mów do niego tata, a nie Sasuke - mruknęła Sakura z kuchni. 
          - Hm? - spojrzał na córkę za gazety. 
          - C...che...chce żebyś mnie trenował! - wykrzyknęła, zaciskając pięść i mrużąc oczy.
          Sasuke spojrzał na nią lekko zdziwiony. Czy to możliwe, że o to była na niego wtedy zła. Czy było jej przykro, że zaproponował jej trening z Kakashim, a nie z nim jako własnym ojcem? 
          - W porządku. Jeśli tylko chcesz - uśmiechnął się dumnie, kładąc dłoń na jej głowie.
          - Dobrze, a teraz idę odrobić zadanie!  - oznajmiła zawstydzona, uciekając do pokoju.
          - Oboje tacy uparci - skomentowała Sakura, odwracając się do niego przez ramię. - Jak jesteś zmęczony możesz się położyć. Mamy jeden gościny pokój. 
          - Czemu chcesz żebym spał w gościnnym pokoju? - spytał zaciekawiony, stając do niej przodem.
          - A gdzie chcesz spać? 
          - Z tobą.
          Wzdrygnęła się lekko na jego słowa. To przecież oczywiste, że chce z nią spać. W końcu są małżeństwem. Zakłopotana nie mogła myśleć o niczym innym jak  o tym co zrobili po południu.
          - A no faktycznie...e...dobra - zawstydzona i spanikowana, skupiła się na naczyniach. 
          - Sakura...czy chcesz mi coś powiedzieć? - stanął nad nią, odpierając się rękami o zlew. 
          - Nie... po prostu myślałam, że chciałbyś spać w osobnym pokoju - ciągnęła niepewnie. 
          - Czemu miałbym chcieć?
          - No nie wiem...może...nie lubisz spać z kimś...lub...potrzebujesz przestrzeni...
          - Sakura - jęknął załamany. 
          - Przepraszam - pisnęła.
          - Jednak nic się nie zmieniłaś. Jeśli mogę chciałbym spać z tobą w jednym pokoju i  jednym łóżku. Nie potrzebuje przestrzeni. Nie lubię z kimś spać, ale póki to ty to w porządku. W końcu jesteśmy małżeństwem. To chyba normalne, że mąż i żona śpią razem - wyjaśnił zmęczonym głosem. Na cichym westchnięciu, przytulił ją za ramiona, opierając jednocześnie brodę o jej głowę. 
          Sakura odwróciła się do niego przodem. Za nim przytuliła się do niego wytarła dłonie w fartuch i przygryzła dolną wargę. Tak bardzo nie chciała wypowiedzieć na głos, że nie chce wchodzić mu w drogę i przeszkadzać. 
          - Więc przestań wyobrażać sobie te wszystkie głupoty i zachowuj się tak jak zawsze - poprosił.
          - Dobrze - przytaknęła. 



          Biegli przez całą wioskę, walcząc ze sobą na śmierć i życie. Nie było tu żadnych reguł i zasad. Mogli używać każdego jutsu, każdej techniki i wszystkich trików. Przebiegli przez plac targowy, rozwalając dwa lub trzy stoiska. Przebili się przez publiczny płot, który oddzielał park od ulicy, oraz zniszczyli czyjeś pranie. Wyklinając na siebie wbiegli przed akademie gdzie od kilku minut obserwowali ich uczniowie.
          - Czy to nie Hokage? - spytał Shikadai, który pierwszy raz w życiu wydał się czy zainteresowany.
          - Łaaał, Sarada, Twój tata jest niesamowity! - zawołała jakaś koleżanka z klasy, nie mogąc oderwać wzroku od Sasuke.
          - Dawaj tato! - zawołał Boruto, zaciskając pięści i skacząc z podekscytowania.
          - O cześć Boruto! - uśmiechnął się Naruto, stając zwyczajnie przed synem.
           Sasuke uśmiechnął się zadziornie przed nosem. Wykonując obrót w powietrzu zamachnął się lewą nogą, którą wycelował w Naruto. Ten z krzykiem przebił się przez mur, lądując tuż przed wejściem do akademii.
          - Tato! - jęknął Boruto z który z niedowierzaniem biegł do swojego ojca.
          - Pokonał Siódmego - powiedział Inojin, nie wierząc własnym oczom.
          - Ej! To nie fair! Uderzyłeś mnie jak gadałem z synem! - krzyczał z daleka Naruto, biegnąc na niego.
          - Gotowa? - powiedział spokojnie, zwracając się do córki. Jakby nigdy nic otrzepał ubranie i schował miecz do pochwy. 
          - Co...co tu się stało?! - z szkoły wybiegł nauczyciel.
          - O Shino, dawno się nie widzieliśmy.
          - Co wy zrobiliście! - krzyknął zdenerwowany - S..SASUKE!? - powiedział nagle, spoglądając o na dziurę to na chłopaka.
          - Sory Shino - Naruto uśmiechnął się przepraszająco.
          - Siódmy...Naruto i Sasuke... - westchnął nagle, jakby doznał olśnienia. 
          - Gdzie idziecie? - spytał Boruto - Mój tata musi się odegrać!
          - Nie twój interes. Idziemy trenować.
          - Czy mnie też możesz trenować!? - rozszerzył szeroko swoje niebieskie oczy. 
          - Przykro mi. Dziś nie. Ale następnym razem możesz wpaść - pstryknął go w czoło, a później zmierzwił mu włosy. 
          - Hej Boruto przecież ja mogę cię trenować! - powiedział nagle Naruto.
          - Zapomnij. Jesteś Hokage i nie masz czasu, a po za tym pokonał cię tata Sarady. To oczywiste, że jest silniejszy - odmówił stanowczo.
          - Ej Sasuke! To nie koniec! Wracaj tu! - wołał za nim Naruto.


          Udali się nad jezioro przy którym kiedyś uczył się techniki ognia. Znów wróciło wiele wspomnień z tym miejscem, które wywołały uśmiech na jego twarz.
          - Więc to są te wszystkie potrzebne pieczęcie. Jak je zapamiętałaś, to możesz zacząć formować znaki.
          Sarada przytaknęła w skupieniu. W głowie powtarzała wszystkie formy, które powiedział jej Ojciec. Zaciągnęła się głęboko powietrzem, skupiła w sobie chakre i wypuściła słup powietrza, który zamienił się w malutki płomyczek. 
          - Cholera! - warknęła, tupiąc nogą. 
          - Spokojnie. To chwile zajmie za nim się nauczyć. Ja sam uczyłem się tego kilka dni. Musisz tylko pamiętać o kontroli chakry i o prawidłowym wdechu - przypomniał jej.
          - Szybko się z tym uwinę i zjemy obiad - powiedziała pewna siebie, stając w pozycji bojowej. 

          Sasuke usiadł na ziemi pod drzewem, uśmiechając się do siebie. Jednak miała  z Sakury więcej z niż z niego. Nawet odziedziczyła  te same odzywki i tą samą werwę do nauki. Choć widział w niej więcej z Sakury, to i tak każdy uważał inaczej.
          - Nie jedź be zemnie! - ostrzegła, spoglądając na niego groźnie.
          Dyszała i była lekko zmęczona, ale wciąż twardo trenowała. 
          - W..wybacz.
          Po kilku godzinach pierwsza pełna kula, zabłysła nad jeziorem niczym jasna i wielka gwiazda, zwiastująca nowe odrodzenie klanu Uchiha. 
          - Cóż ...chyba coś w tym stylu  - stwierdziła. 
          - Zrób sobie przerwę! - zawołał. 
          Sarada usiadła na ziemi obok ojca. Była zmęczona i wycieńczona, ale bardzo dumna. Jedyne na co teraz czekała to pochwała od ojca.
          - Znów przesoliła - stwierdziła, biorąc do ust kolejny kawałek mięsa.
          - Naprawdę?
          - Nie czujesz?
          - Nie bardzo. W podróży jadałem głównie w barach lub kupowałem gotowe onigiri i inne rzeczy. Każda kuchnia domowa jest dla mnie dobra - wyjaśnił. 
          - Ahh..no tak faktycznie - przyznała niechętnie.
          - Sasuke?
          - Hm?
          - Czy ty...lubisz naszą mamę? - spytała nagle.
          - Co znaczy lubię? - o mało nie zakrztusił się ryżem.
          - Nie będę ukrywać, że nic o tobie nie wiem. Wioska jest bogata w kroniki. Hokagę lubi sobie pogadać, a ciocia Ino po kilku kieliszkach wina też nie szczędzi słów. Wiem, że mama bardzo cię kocha. Może, aż za bardzo. I wiem jak to wyglądało w twoim przypadku. 
          Sasuke wstrzymał oddech na kilka sekund. Miał wrażenie, że odbywa poważną rozmowę z kimś, kogo powinien błagać o pozwolenie na randkowanie z Sakurą. 
          - Minął dopiero jeden dzień odkąd wróciłeś, a ja już widzę różnicę miedzy tą mamą, a mamą sprzed dwóch dni. Uśmiecha się inaczej, zachowuje się inaczej. Nawet inaczej się rusza. Jest pełniejsza energii, radośniejsza i szczęśliwsza. To moja mama, którą bardzo kocham, więc cieszę się, gdy ją taką widzę....ale nie chce żeby pewnego dnia coś miało zaburzyć tą jej głupią radość - wyjaśniła w końcu.
          - Co masz na myśli?
          - No wiesz. Nie wiem czy wiesz, ale mama jest bardzo lubianą osobą. Jest piękna, silna i miła. Trochę...nieświadoma, żeby nie mówić głupia. Wiele mężczyzn w wiosce do niej zagaduje, a ona uśmiecha się z grzeczności i wymienia z nimi kilka zdań. Bardzo dużo pacjentów czeka w kolejkach specjalnie dla niej. Gdybyś którego dnia musiał znów wyruszyć na tak głupią misję nie wiem czy mama by to wytrzymała. Ja kiedyś dorosnę, nie będę przy niej zawsze. Mama zostanie sama podczas gdy ty będziesz się włóczył po świecie w poszukiwania zła. Nie chce tego dla niej. Wolałabym, żeby... - Sarada zatrzymała się na chwilę. Trudno jej było zebrać myśli i ubrać swoje obawy w słowa. 
          - Żeby znalazła sobie kogoś innego? - dokończył za nią, nie odrywając wzorku od nieba. 
          - Tak - szepnęła niepewnie.
          Krótka cisza nastała między nimi. Nie było słychać nic prócz wiatru, który poruszał koronami drzew i taflą wody.
          - Jesteś bardzo bystrą dziewczyną. Nie wiem czy odziedziczyłaś to po mnie czy po Sakurze, ale na prawdę jesteś inteligentna i dojrzała jak na swój wiek. Dostrzegasz rzeczy, które nie dostrzegają obecne dzieci. Martwisz się o swoją mamę bardziej niż ona sama. To na prawdę dobre  - oznajmił spokojnie.
          - Wiesz...w końcu mam tylko ją i dziadków...
          - Nie wiem czy wiesz, ale ja też brałem czynny udział w twoich narodzinach - zaśmiał się. - Wiem, że brzmi to dziwnie i może trochę brutalnie, ale pomagałem Sakurze cię zrobić. Jesteś naszym dzieckiem, a Sakura jest moją żoną. Może nie dostrzegasz tego tak bardzo, bo nie znamy się za dobrze, ale nie było by mnie tu gdybym nie lubił Sakury czy ciebie. Nie zawracałbym sobie głowy czymś takim jak małżeństwo i nie siedziałbym tutaj i nie trenował cię. Wiele się wydarzało. Sama mówiłaś, że znasz mnie z historii Naruto czy innych. Tak to prawda. Długo nie akceptowałem Sakury jako dziewczyny z którą mógłbym się związać. W tamtych czasach targały mną inne cele. Miłość, czy tam rodzina prawie się dla mnie nie liczyły. Udział w wojnie też miał w sobie plusy i minusy. Ruszyłem na wojnę by chronić to za co umarł twój wuj Itachi. I mimo iż na początku chciałem wyrządzić mu krzywdę, to on później stał się głównym źródłem niechęci do wioski. 
          - Wujek Itachi...chciałabym o nim kiedyś usłyszeć coś więcej.
          - Kiedyś ci opowiem o nim. To do czego dążę jest to, że nie byłem dobry całe życie. Nawet nie wiem czy teraz jestem tym dobrym czy złym. Naruto, Kakashi i twoja mama byli jedynymi osobami, którzy we mnie wierzyli do końca. Po dzień dzisiejszy. Po wojnie zmieniło się moje nastawienie i patrzenie na świat. W tamtej chwili Sakura zaczęła odgrywać bardzo ważną rolę w moim życiu. Kiedyś jak jeszcze tworzyliśmy drużynę, uważałem Sakurę za swoją przyjaciółkę. Zależało mi na niej jak na przyjacielu. Zrozumiesz to już niedługo. Później po wojnie, gdy moja nienawiść zniknęła i w końcu mogłem otworzyć się na nowe bodźce Sakura zaczęła być kimś ważniejszym. 
          Sasuke spojrzał na twarz córki. Musiała czuć to samo co on. Jeszcze nigdy nie mówił nikomu o swoich przeżyciach i uczuciach. Nawet nie wiedział, że ma w sobie takie przemyślenia. Fakt, że siedział tutaj na ziemi, pod drzewem w słoneczny dzień przy domowym bento i opowiadał swojej córce o tym wszystkim wydawało się bardzo abstrakcyjne.
          - Ja...bardzo kocham twoją matkę. Nie widać tego, nie okazuje tego i nie wyrażam prawidłowo, ale na prawdę ją kocham. Myślę, że głęboko w sercu. Gdy jeszcze nie wiedziałem dokąd zmierzam, gdy robiłem wiele złych rzeczy Ona i Naruto byli tam gdzieś. I dzień w którym Sakura stała się dla mnie ważna, był dniem w którym nieświadomie ją pokochałem. Więc nie masz się o co martwić. Nie mam zamiaru was zostawić. Ty jesteś moją córką. Ciebie również kocham. Mam zamiar być przy was i wieść zwykłe życie. Nie obiecuje ci, że nigdy nie wyruszę na misję, bo nie mogę. Jestem ninją więc misje są nieodłączną częścią mojego życia. Ale obiecuje, że już nigdy nie zniknę na tak długo - zapewnił, ją dotykając jej głowy.
          Sarada czknęła cicho pod nosem. Pod pretekstem, że coś wpadło jej do oka, odwróciła się do niego tyłem. Słodko - gorzkie łzy spływały ciurkiem po jej twarzy. Na prawdę się cieszyła z powrotu taty. Jakimś cudem czuła się przy nim bezpieczna. Ta krótka walka którą widziała przed Akademią. Była pewna, że to tylko namiastka jego mocy. Hokage był silnym człowiek. Słyszała na niejedną historię o nim. Wiedziała, że nie walczyli na poważne, a wciąż było to coś widowiskowego i godnego podziwu. 
          - Jesteś dużo bardziej podobna do mamy niż do mnie - zaśmiał się, głaszcząc ją po głowie.
          - Cicho bądź - poprosiła, pociągając nosem.
          Całę swoje życie czekała na to, że jej ojciec wróci do domu  i powie, że ją kocha, że czekał na to spotkanie, i że jej nigdy nie opuści. Wiedziała, że Sasuke nie jest tego typem osobą, a mimo to wzruszyła się na jego słowa. Już teraz wiedziała, że tata naprawdę ją kocha, i tęsknił za nią tak mocno jak ona za nim,  a nawet bardziej.
          - A tak po za tym. Czy mama sprowadzała do domów jakiś dziwnych wujków? Odwiedzał was ktoś gdy byłaś mała? - spytał, gdy jego córka uspokoiła się.
          - Dziwni wujkowie? "Wujek" Naruto, Sai czy Kiba bardzo często nas odwiedzali. Jeśli masz na myśli "wujków" kochanków to nie. Mama nie ma kochanka i cię nie zdradzała. Nazywaj rzeczy po imieniu nie jestem dzieckiem  - mruknęła. 
          - No tak. Zapomniałem  - zaśmiał się zażenowany. 
          - Kończmy ten obiad i wracajmy do treningu - zakomunikowała.
          - Dobra. 

          Sasuke stał kilka kroków za córką i z dumą obserwował jak z każdym powtórzeniem coraz lepiej kontroluje  technikę. Jej poziom chakry była na dużo wyższym poziomie niż jego w tym wieku. Była spokojna, skoncentrowana i pełna determinacji. Od razu przyswajała jego wskazówki i słuchała rad. 
          - Bardzo dobrze...w tobie naprawdę płynie czysta krew Uchiha - poklepał ją po plecach. 
          - Dzięki - uśmiechnęła się zmęczona. W oczach ojca widziała to co chciała zobaczyć. Uznanie, dumę i zachwyt. 
          - Jestem dumny, mając taką córkę jak ty - uśmiechnął się. 
          - Dzięki...tato - powiedziała niepewnie, z nutką wstydu w głosie.
          - Wracajmy, mama będzie się niepokoić. 



          - Sarada! Co się stało? - spanikowana Sakura, rzuciła wszystko co robiła do tej pory i przybiegła do córki. Na ustach widziała wyraźne ślady po oparzeniu, oraz spierzchnięta skórę i popękane wargi. - Siadaj mi tu natychmiast  - rozkazała, prowadząc ja do kuchni.
          - Nauczyłam się techniki ognia - wyjaśniła dumnie.
          - To świetne bardzo się ciesze! - powiedziała radośnie. - Ale żeby tak ciężko pracować pierwszego dnia treningu. Twój ojciec musiał upaść na głowę - zmierzyła Sasuke wzrokiem.
          - Sama tego chciałam. Muszę ciężko pracować, żeby dotrzymać wam kroku i w przyszłości móc się nazywać dumnym dzieckiem Sasuke Uchiha i Sakury Haruno - zaśmiała się sama do siebie. 
          - Będziesz cudownym ninją - zapewniła ją Sakura, kończąc leczenie. 
          - O ile nie trafisz do jednej grupy z Boruto - skomentował Sasuke, siadając po drugiej stronie stolika. 
          - Nie miałeś czegoś załatwić u Naruto?! - fuknęła nagle Sakura. 
          - Dobra, dobra...nie denerwuj się - mruknął, zaskoczony jej zachowaniem - Wrócę na kolację.
          - Powodzenia! - zawołała za nim żona - Nie chcesz czegoś zjeść?          
          - Nie. Po za tym znów przesoliłaś rybę - przypomniało jej się nagle.
          - Wybacz, wybacz.
          - Mamo?
          - Hm?
          - Czy wiesz, że tata bardzo cię lubi? - spytała onieśmielona. 
          - Hm? Skąd wiesz?
          - Bo mi powiedział - przyznała się. 
          - O czym rozmawialiście - zaciekawiona usiadła z powrotem na krześle.
          - O wszystkim.
          - Cieszę się, że się dogadujesz  z tatą. Nasz Sasuke jest dość...ciężką osobą, z resztą tak samo jak ty więc tym bardziej się cieszę, że potraficie się porozumieć - zaśmiała się.
          - Łatwo nie jest - zaśmiała się.
          


          Sasuke siedział przy stole wpatrzony w plecy żony. Pogrążony w głębokich przemyśleniach słowo po słowie analizował dzisiejszą rozmowę z Saradą.
           "Jest bardzo lubiana, a do tego piękną"
          Tu się z nią zgadzał. Sakura faktycznie była piękną kobietą. Dziewczęcą, zadbaną i wiecznie uśmiechniętą. Nie miała najgorszej figury i z twarzy też mu się podobała. Ale czy faktycznie jest tak lubiana? Dawniej wiele osób się z niej naśmiewało. Miała kompleksy, i niewielu znajomych prócz Ino i ich. Nigdy jeszcze nie zauważył by ktoś się przy niej kręcił prócz natarczywego Naruto.
          "Mam jest trochę nieświadoma, więc rozmawia z każdym, uśmiecha się i jest miła dla nich"
          Tu też nie widział niczego dziwnego. Sakura zawsze była miłą osobą. Nie lubiła sprawiać przykrości. Troszczyła się o innych, a odkąd została medycznym ninja zaczęła szczególną uwagę zwracać na różnych ludzi. 
          Z drugiej strony jak wyobrażał ją sobie rozmawiającą z obcym facetem coś burzyło się w nim. W głowie układał sobie kilka dziwnych sytuacji jak na przykład Sakurę na zakupach, przystojnego kasjera, który ją zagaduje i ją która uśmiecha się od ucha do ucha. 
          - Głupia dziewczyna - szepnął pod nosem.
          - Co mówiłeś? - spytała Sakura, odwracając się do niego.
          - Sakura skończyłaś? - spytał nagle, wstając z stołu.
          - Tak czemu pytasz?
          Nie odpowiedział jej od razu. Podszedł do niej, pocałował, a później już nie wiedział co się dzieje. 



          - Sasu...
          Sasuke przyłożył  dłoń do jej ust. Wszystko działo się tak szybko. Najpierw pocałował ją w kuchni, a teraz kochał się z nią w łóżku. Nawet nie pamiętał kiedy ją rozebrał i kiedy zrobiła się taka wolna i rozmarzona. Było jej duszno i kręciło się jej w głowie. 
          - Ci, bo obudzisz Saradę - wyszeptał jej do ucha, zabierając dłoń z jej usta. 
          Faktycznie - pomyślała. W dzień gdy nikogo nie było mogła sobie pozwolić na trochę głośniejsze zachowanie, a teraz gdy jej córka spała na drugim końcu pokoju musiała zachowywać się przyzwoicie. Zamiast krzyczeć, zaciskała zęby i wbijała paznokcie w plecy Sasuke. Tak było jej łatwiej.
          - Nie tak szybko - poprosiła na granicy wytrzymałości.
          To był ich drugi stosunek od powrotu Sasuke, a tak odmienny od tego wczorajszego. Zachowywał się tak jakby się nad nią znęcał. Nie spuszczał z niej wzroku, obserwował ją i wyciągał z tego maksimum satysfakcji. Przegryzał jej skórę, robił malinki tu i tam, dotykał ją w różnych miejscach i wcale nie pozwalał na to samo. Za każdym razem, gdy chciała go dotknąć zabierał jej ręce i zamykał w uścisku nad głową. 
          Nawet po tym gdy doszedł pozostał w jej ciele. Nie chciał wychodzić, dobrze mu było. Ciepło Sakury wyczuwalne było w każdej jej komórce. Zmęczony położył się na niej, kładąc twarz przy niej. Jedną dłoń włożył pod poduszkę, gdzie splótł palce z palcami Sakury. Sakura spoglądała na niego zmęczonym i pytającym wzrokiem. Oddychała głośno i bardzo niestabilnie. Wciąż się trzęsła, a jej ciało przechodziło przez fale ekstazy. 
          - To będzie twoja kara. Nie uśmiechaj się do obcych mężczyzn i nie rozmawiaj z nimi jeśli to nie jest konieczne - powiedział nagle, zaczesując jej grzywkę za ucho.
          - Co? Sarada ci coś powiedziała?
          - Wspomniała o paru rzeczach.
          - Nie rozmawiam z nikim - usprawiedliwiała się.
          - Sarada wspomniała delikatnie, że jesteś nie świadoma i trochę głupia - zaśmiał się - Poproś Piątą, żeby zrobiła ci zmiany w szpitalu tylko dla kobiet - dodał po chwili.
          - Sasuke...czy ty jesteś zazdrosny? - spytała nagle. 
          Zawstydził się na jej słowa. Czy to faktycznie było to. Jeszcze nigdy nie był zazdrosny. Może trochę o Naruto i jego siłę, ale to było zupełnie inne uczucie. Z tamtym uczuciem był otwarty i potrafił je kontrolować, podczas gdy złość do Sakury, bo rozmawia i z innymi brała się nagle i niespodziewanie. 
          - Tak. Jestem zazdrosny - przyznał się bez ogródek, nie spuszczając z niej wzroku. 
          Cały czas tkwił w niej i potrafił wyczuć jak spina i zaciska się. Jej wewnętrzne mięśnie kurczyły się i rozszerzały.
          - Zmuszasz mnie do złych czynów, nakładając taką karę - wyszeptała zawstydzona. Podnosząc się delikatnie spod niego, położyła się bokiem na jego klatce piersiowej. Ucałowała go niewinnie w przedramię, chłonąc jego słodki zapach.
          - Sakura...  - mruknął niezadowolony. 
          - Twoja zazdrosna strona jest bardzo urocza - zaśmiała się, podnosząc się na łokciu. 
          Spojrzała na niego pełna miłości i radości. 
          - Jesteś jedną osobą o której myślę jak o mężczyźnie i kochanku - wyznała mu.
          - I tak ma pozostać - powiedział spokojnie, przesuwając dłonią po jej nagich plecach. 
          - Jak pan wytrzymał tyle lat be zemnie?  - zaśmiała się, ściągając jego dłoń na bok. - Musimy uważać, to już drugi raz gdy nie użyłeś zabezpieczenia - zauważyła nagle.
          - Nie chce ich używać.
          - Czemu?
          - Trudniej zajść w ciążę z prezerwatywą - stwierdził. 
          - Chcesz drugie dziecko?
          - A ty nie?  - zdziwiony również się podniósł na łokciach.
          - Oczywiście, że chce. Tylko to są rzeczy, które powinniśmy najpierw przedyskutować. 
          - Skoro chcesz to co za problem?
          - Żaden. Ale wolałabym, żebyś najpierw porozmawiali o tym czy chcemy drugie dziecko czy nie. Tak będzie nam łatwiej budować związek - wyjaśniła.
          - Sakura? Chcesz drugie dziecko? - spytał nagle.
          - Co? Tak... - zawstydzona, odwróciła się drugą stronę. Zawsze to robił. Potrafił obrócić wszystko na swoją korzyść i postawić ją w krępującej sytuacji. - Chce... - mruknęła.
          - Taka rozmowa ci wystarczy?
          - Nie o to mi chodzi!  - fuknęła nagle, uderzając go w pierś. 
          - Wiem o co ci chodzi, głupia - zaśmiał się, kładąc się z powrotem na niej. 
          Ucałował ją delikatnie w szyje, kładąc jedną dłoń na jej tali, a drugą  wzdłuż jej twarzy.
          - To nie fair...znów się ze mnie nabijasz  - mruknęła zawstydzona, rozchylając wargi.
          - Nie moja wina. Jesteś taka łatwowierna i niewinna - stwierdził spokojnie, zjeżdżając pocałunkami wzdłuż jej zgrabnego brzucha. 
          - Głupi jesteś - pisnęła zawstydzona, zanurzając swoje palce w jego włosach.
          - Chcesz żebym założył prezerwatywę? - spytał, wychodząc z niej.
          - Nie! - zaprzeczyła szybko - Nie zakładaj jej - poprosiła. 
          Sasuke zaśmiał się cicho. Tak łatwo mu było przejąć nad nią kontrole. 
          - Sasuke? 
          - Hm?
          - Naprawdę bardzo cię kocham. Więc...więc nie rób sobie ze mnie żartów naprawdę - poprosiła, przytulając go mocno.
          - Nie mam takiego zamiaru - zapewnił ją. 
          Głęboko spojrzał w jej lśniące oczy, które błyszczały piękniej niż gwiazdy. Sarada miała ten sam wzrok. Łagodny, kochający, troskliwi i trochę arogancki po nim. Było mu tak wstyd za wszystko co jej zrobił w przeszłości. Gdyby mógł cofnąć się w przeszłość i powiedzieć coś swojemu szesnastoletniemu ja powiedział by, żeby nigdy przenigdy nie ranił osób na których mu zależy i nie martwił się o przyszłości, bo wszystko ułoży się jak najlepiej.
           - Ja ciebie też naprawdę bardzo kocham  - wyszeptał na wydechu, obserwując jak jej ciało zanika pod nim. 



          Nawet poranki wydawały się inne od tych sprzed kilku dni. Pierwszego dnia w domu Sakura powiedziała mu, że może spać w pokoju gościnnym, bo wie, że lubi przestrzeń i sam spać. Miała racje. Nigdy nie dzielił łoża z kimś. Lubił być sam i mieć dużo wolnego miejsca. Teraz jak drugi dzień budził się obok Sakury nie przeszkadzało mu to w żadnym stopniu. Lubił to. Uczucie, że jest obok, ciepło jej ciała, ciężkość jej głowy na klatce piersiowej, letni oddech i zapach ciała. Wszystko to było dla niego przyjemnie i bardzo naturalne. Jakby spali tak od dwunastu lat, a nie dwóch dni. 
          - Sakura...
          - Hmmm? - zaspana przewróciła się na drugi bok.
          - Mamo? Nie wstałaś jeszcze? - doszedł go głos córki.
          Sasuke westchnął cicho pod nosem i wygrzebał się spod kołderki. Nie mógł ją za nic winić. Trochę ją wykorzystał w nocy, więc należał jej się sen. On tez był rodzicem i do niego również należały obowiązki ojcowskie. 
          - Gdzie mama? - spytała Sarada na widok ojca.
          - Śpi.
          - Co jej zrobiłeś? - spytała podejrzliwie. 
          - Nic jej nie zrobiłem co miałem je zrobić? - wyminął się,
          - Nie ważne. 
          - Co zazwyczaj jesz na śniadanie?
          - To co mama przygotuje.
          - Aha... - mruknął pod nosem. W takich chwilach faktycznie widział w niej siebie. 
          Niepewnie otworzył lodówkę. Było tu trochę jedzenia. Część rzeczy z kolacji i część, które dziś będzie gotować. Na najwyżej półce leżały poukładane składniki do onigiri, jajka do omletu, trochę surowych warzyw, i szynka. 
          - Tato...ty nie umiesz robisz bento prawda? - westchnęła, wstając od stołu.
          - Potrafię. Po prostu bento które robią sobie mężczyźni, a kobiety się trochę różni - wyjaśnił.
          - Nie ważne. Pomogę ci - oznajmiła, zakasając rękawy.
          Gotowanie z córką to było coś czego nigdy sobie nie wyobrażał, a co powinien zaliczyć każdy ojciec. Posłusznie robił to co mu kazała, wręcz rozkazywała. Kroił, siekał, gotował i układał. Nawet zawijane jajeczka wyszły mu nieprzeciętnie, a smażony ryż prawie jak z pięciogwiazdkowego hotelu. 
          - Koniec! - powiedziała dumnie - Ja nie wiem jak ty sobie sam radziłeś
          - No wiesz...łatwo nie było - zaśmiał się, by ukryć zażenowanie.
          - O...prze...przepraszam. Zapomniałam, nie powinnam - powiedziała pełna skruchy. Mama jej wspominała, o Masakrze klanu Uchiha i o tym, że jej ojciec wychowywał się sam. Bez żadnego krewnego, zupełnie jak Naruto.
          - Nie szkodzi. To było dawno.
          - Ale wciąż  nie powinna. Musiało ci być naprawdę ciężko.
          - Było. Ale teraz jest w porządku. Cieszę się, że uczysz mnie tak podstawowych rzeczy jak gotowanie.
          - Nie ma za co. Jestem już spóźniona więc kupie sobie jakieś śniadanie  w szkole.
          - Nie potrzebujesz by cię odprowadzić czy coś?
          - Mam dwanaście lat...od ósmego roku życia sama chodzę do Akademii...nie bądź śmieszny.
          - Wyrażaj się - ostrzegł ją żartobliwie. 
          - A i przy okazji...masz jakieś znamię na karku i na obojczyku - powiedziała zadziornie, wybiegając z domu.
          - Znamię ?
          Zaciekawiony podszedł do lustra. 
          - Co robisz? - zaspana Sakura, stanęła w drzwiach łazienki.
          - Patrz co nasze dziecko widziało! - fuknął, odsłaniając plecy.
          - Też mam takie, tylko w innych miejscach - zaśmiała się, dotykając opuszkami palców malinek, które wczoraj zrobiła. 
          - Chryste...przecież Sarada to dziecko.
          - Nie już takie dziecko. Za niedługo skończy trzynaście lat. Później czternaście, piętnaście, szesnaście. 
          - Przestań  - mruknął. 
          - Jak w najbliższym czasie będziesz chciał  zaimponować Naruto i rozerwiesz koszulkę to ludzie to zobaczą - ostrzegła go - Jestem taaakaa głodna - powiedziała leniwie, wychodząc. 
          - Te dwie małe...  - skomentował pod nosem.
          Był w domu dopiero kilka dni, a wszystko wywróciło się do góry nogami. Całe jego życie prywatne po publiczne jako Shinobii. 


          - Powinieneś się do mnie zwracać z szacunkiem! Jestem Hokage! - mruknął obrażony Naruto, obracając się w obrotowym krześle.
          - Zapomnij. Dla mnie mógłbyś być nawet Bogiem, a i tak nie zmienia to żadnego faktu. 
          - Milusi jak zawsze. 
          - Słyszałem, że ułożyłeś już drużyny - przeszedł do sedna sprawy.
          - A tak ułożyłem - przyznał się, spoglądając na teczkę z tegorocznymi geninami. 
          - I?
          - I co?Nie masz nic do gadania. Już dałem swojego syna z twoją córką! - powiedział jasno, krzyżując ramiona na piersi. 
          - Oszalałeś! - wrzasnął.
          - To ja wybieram drużyny. Koniec kropka!
          - A chciałem żeby tego uniknęła - mruknął - Kto jeszcze?
          - Syn Kakashiego.
          - Syn Kakashiego?
          - Tak. Trójka dzieci, trzech największych shinobii tej dekady - powiedział dumnie. Jednym ruchem rozłożył profile tej trójki na biurku. Czwartą osobą miał być ich mistrz. 
          - Kto jest mistrzem?
          - On - wskazał palcem na mężczyznę na zdjęciu.
          - Nie...niee..nie...nie ma takiej opcji. Zapomnij.
          - To nie jest prośba. To jest rozkaz. Rozkaz Hokagę - powiedział jaśniej, głosem pełnym władzy i nieugiętości. 
          - Naruto - powiedział ostrzegawczo. 
          - Nie zmieniam zdania. Albo to albo kolejna misja - wyjaśnił się prosto. 
          Sasuke przeklął na niego pod nosem. Z frustracji miał ochotę coś rozwalić. Wręcz wymyślał w głowie zemstę oraz idealny plan morderstwa. 
          - Jest tylu Shinobii! Konohamaru, albo córka Asumy!
          - Nie, chce żebyś ty ich uczył! Kakashi nauczył nas najważniejszej zasady, był również twoim pierwszym mistrzem. Chce żebyś nauczył ich tego samego co on nas. Łącznie z testem na dzwoneczki. 
          - Czemu ja?
          - Bo ja jestem hokage i nie mogę ich uczyć. Sakura ma szpital na głowie i medycznych ninja. Ty idealnie się do tego nadajesz!
          - Nie wiem czy to dobry pomysł.
          - Bardzo dobry. Idealna okazja, żeby zaprzyjaźnić się z córką, z moim synem i synem Kakashiego. Jesteś tu dopiero niecały miesiąc, a genini, wróć nawet chuunini mówią o tobie jak o kimś wielkim. Wiele z nich zastanawia się czy nie poprosić cię o trening. 
          - Pochlebia mi to bardzo, ale nadal uważam, że nie jestem na to gotowy.
          - Jesteś, jesteś. To tylko kilka lat. Nabiorą przy tobie doświadczenia. Nauczą się czym jest gorycz porażki, smak zwycięstwa i ciężkiej pracy, a przede wszystkim pracy zespołowej. 
          - Przeceniasz moje możliwości - prychnął.
          - Wręcz przeciwnie. Jesteś moim największym przyjacielem. Znam cię dobrze i wiem, że dasz radę. Prócz tego, że będziesz ich uczył chciałbym również, żebyś trenował Boruto.
          - Co?!
          - Dobrze słyszałeś. Ja niestety nie mogę go nauczyć wszystkiego czego bym chciał. Nie mam czasu. Chociaż wiem, że powinienem poświęcić mu uwagę, nie mogę. Muszę dbać o wioskę. Boruto jest identyczny jak ja. Hałaśliwy, w gorącej wodzie kąpany i dumny. Potrzebuje takiego mistrza co da mu w dupę, wzbudzi w nim respekt, a jednocześnie nawiąże więź silniejszą niż tą co ja nawiązałem z Jirayją. Po za tym jesteś jego ojcem chrzestnym. Proszę cię o to jako przyjaciel nie jako Hokagę. 
          Sasuke westchnął ciężko pod nosem. Nie dość, że został wkopany w role nianiki do dzieci, to jeszcze miał trenować klona Naruto. Nie widziało mu się to ani trochę. 
          - Kakashi trenuje Sarade, piąte również macza palce w jej nauce. Boruto niestety nie odziedziczył byagukana po Hinacie, a teść jest zbyt nerwowy, żeby uczyć go Taijutsu. Ostatnim razem gdy ćwiczyli w dojo o mało nie rozwalili pół posiadłości Hyuuga. Naprawdę potrzebuje kogoś kto zapanuje nad nim.
          - Wiesz, że nie będą mu dawał taryfy ulgowej. 
          - Mam nadzieje. Dowal mu tak, żeby wieczorami wracał do domu i od razu szedł spać .
          - Kiedy jest pierwsze spotkanie?
          - Za dwa dni.
          - Co ja powiem Sakurze...co Sarada powie jak mnie zobaczy... - westchnął ciężko. 
          - Dziękuję. 
          - Przestań, bo zbiera mi się na rzygi. No nic lecę do Kakashiego. Wziąłbym cię na ramen albo butelkę Sakę, ale widzę, że masz dużo pracy, więc na razie - rzucił krótko i wyszedł.
          - Ejj! Akurat bardzo chętnie bym poszedł coś zjeść! - krzyknął do zamkniętych drzwi - Głupi Sasuke! - warknął pod nosem.


          Sasuke oraz jego teść usiedli na tyłach domu, rozkoszując się popołudniową herbatą oraz widokiem na ogród, a raczej na widok za nim. Z ich posiadłości rozciągał się piękny obraz na lasy i góry, które ciągnęły się daleko za wioską. Miło było przysiąść sam na sam jak ojciec z synem i pogawędzić na mało istotne rzeczy. 
          - Naruto chce żebym został opiekunem geninów - powiedział w końcu.
          - Oooo, to wielka odpowiedzialność - powiedział z aprobacją. 
          - Wiem. Dlatego nie wiem czy podołam.
          - Jak to nie wiesz? Oczywiście, że tak. Jesteś Sasuke Uchiha. Najsilniejszy w całej wiosce. Na całym świecie!
          - Nie byłbym tego taki pewny - zaśmiał się.
          - Słuchaj Sasuke. Naruto nie należy do najmądrzejszych, ale głupi na pewno nie jest. Skoro cię wybrał to musi mieć ku temu powód i pewność, że dasz radę. Jesteś dobrym mężem, dobrym ojcem i dobrym shinobii, czego się tu bać?
          - Czy jestem dobrym mężem i ojcem też nie byłbym tego taki pewien. W końcu zostawiłem Sakurę z dzieckiem na dwanaście lat. Godne uwagi to to nie jest.
          - Może i nie jest, ale miałeś powód. Powinieneś przestać w końcu o tym myśleć i obwiniać się o wszystko. Co się stało to się nie odstanie. Zamiast żyć przeszłością, żyj przyszłością. Nie było cię dwanaście lat, ale  w końcu wróciłeś. Sarada jest szczęśliwa, Sakura jest szczęśliwa. Ja jestem szczęśliwy i twoja mama również. Teraz może być już coraz lepiej. Sarada dojrzewa i rośnie z dnia na dzień. Za nim się obejrzysz będzie dorosłą kobietą. Nie powinieneś tego przeoczyć, tylko ją wspierać. 
          - Masz rację - zaśmiał się pod nosem.
          Rozmowa z Teściem, zawsze przynosiła mu ulgę. Mimo iż wydawał się żartownisiem, który nie ma  o niczym pojęcia tak naprawdę był inteligentnym i dojrzałym człowiekiem, który wie dużo rzeczy na wiele tematów. 
          - Więc przestań spoglądać  w niebo tym smutnym wzorkiem tylko rozchmurz się! Będziesz miał pod sobą trzech geninów. Idealna okazja, żeby zabawić się trochę. Pomyśl o wspólnych misjach, pomyśl o swoich misjach które przeżyliście z Sakurą, Naruto i Kakashim. Czy nie było fajnie? Teraz czas na ciebie. Też musisz się zabawić od czasu do czasu. Życie nie polega głównie na ciężkiej pracy i dążeniu do doskonałości. 
          - Dziękuję ojcze. Bardzo mi pomogłeś. 
          - Czasem się zdarza - zaśmiał się głośni, dopełniając ich kubki zieloną herbatą. - Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. W każdej sytuacji. W końcu jesteś moim synem - uśmiechnął się, poklepując go po ramieniu.
          - Wiem i dziękuję. Tobie i mamię. 
          - To my powinniśmy ci podziękować. Nigdy tego nikomu nie mówiłeś, ale to ty jesteś jedyną osobą, która przynosi Sakurze radość. Dziękuję, że ją pokochałeś. 
          Sasuke zaśmiał się pod nosem. To raczej on powinien jej dziękować. To ona go kochała, i nigdy nie przestawała. Wierzyło w niego, i pielęgnowała w sobie to wielkie uczucie, które teraz kwitnie i w nim. 
          - To ja wam dziękuję. Za wychowanie Sakury  i za to, że daliście jej życie... 
          Zawstydzony odwrócił twarz w drugą stronę. To było najbardziej żenujące wyznanie jakie kiedykolwiek powiedział. Wypowiedziane na głos brzmiało jeszcze gorzej niż w jego głowie.
          Pan Haruno zaśmiał się ciężko. Spoglądając na zachód słońca, poklepał syna po plecach i zaciągnął się ciepłym powietrzem. Naprawdę lubił Sasuke. Nawet bardzo. I chociaż swego czasu miał ochotę mu walnąć za te wszystkie lata nie potrafił. Widział w nim biednego chłopca, który kiedyś uporczywie poszukiwał miłości, a znajdował jedynie nienawiść. Nawet teraz gdy siedział obok niego, nie widział dojrzałego mężczyzny, a syna który potrzebuje ojcowskiej rady i wsparcia męskiego. To właśnie sprawiało, że tak go uwielbiał i nie wyobrażał sobie lepszego partnera dla swojej córki. 


          Mitsuki, Boruto i Sarada siedzieli w klasie w pełnym skupieniu. Podekscytowani wymieniali się opiniami i przypuszczeniami na temat nowego mistrza. Mitsuki oraz Boruto biegali po całej sali, opowiadając, że nie ważne jak silny będzie ich nowy mistrz, to we dwójką skopią mu tyłek. Sarada za to znudzona  siedziała w ławce z łokciami opartymi o deskę i z brodą schowaną dłoniach. Z mrużonymi oczami przenikliwie spoglądała na drzwi, oczekując tej osoby. 
          - No weź Boruto nikt się na to nie nabierze  - mruknął Mitsuki, zdegustowany żartem Boruto.
          - Skąd wiesz. Tata opowiadał mi, że szósty się na do nabrał - zaśmiał się, zeskakując ze stołka. 
          - Cicho idzie ktoś! - krzyknął Mitsuki.
          Wszystkie trzy pary oczów zwróciły się na wejście. Jakaś dłoń pojawiła się w szparze delikatnie, odsuwając drzwi. Czarna czupryna zaglądnęła do środka, a na tą czarna czuprynę upadła gąbka od tablicy, powodując mały kłębek dymu.
          - Hahahaha, nabrał się! - wybuchnął Boruto, podskakując z radości. 
          - Czyżby? - powiedział tajemniczy głos. 
          - Co jest?! - krzyknął Mitsuki.
          Sarada wytężyła uważnie wzrok. Osoba, która pojawiła się w drzwiach to był klon, a prawdziwy Shinobii, znajdował się na za Naruto, przykładając mu kunai do szyi. Na widok narzędzia wzdrygnęła się delikatnie
          - Jeśli masz czas na takie głupie żarty lepiej od razu wracaj do domu - powiedział mężczyzna, puszczając chłopaka wolno.
          - Ty! - warknął Boruto.
          - Jestem Sasuke Uchiha, wasz nowy opiekun i mistrz. Bądźcie grzeczni, a na pewno was nie pozabijam - powiedział chłodno, opierając się o biurko nauczyciela. 
          - Tata!  - krzyknęła Sarada, podnosząc się na rękach.
          - Mistrz Sasuke - zawołał zdziwiony Boruto.
          - Wujek Uchiha... - szepnął Mitsuki.
          - Tutaj nazywajcie mnie Sasuke - sensei - rozkazał. 
          - Ale...co ..jak?! - pytał Boruto.
          - Czemu nic nie powiedziałeś! - wtrąciła Sarada.
          - Informacja o mistrzach jest ściśle tajna.
          - No to nie żyje...nie dość, że muszę go widzieć na treningach to jeszcze mam być z nim w drużynie - mruknął Boruto, z którego siła witalna nagle uciekła. 
          - No już. Nie mamy czasu, ruszcie się - rozkazał, kierując się do drzwi.

          Po krótkiej wymianie zdań i przedstawieniu się Sasuke ogłosił ich pierwsze zadanie.
          - Więc nie zapomnijcie. Jutro o szóstej, na polu treningowym numer trzy. Lepiej nie jedzcie śniadania, bo zwymiotujecie - ostrzegł ich.
          - T...tak jest - zasalutował Mitsuki.
          - Ten twój tata jest przerażający. W domu też taki jest? - szepnął Boruto do Sarady.
          - Powiedzmy - odpowiedziała szeptem.
          - Na dziś tyle. Możecie się rozejść. 
          - Tak jest! - powiedział Boruto.
          - Ty nie. My mamy jeszcze trening. Sarada marsz do Mistrza Kakashego, a Mitsuki, o ile się nie mylę, ma lekcje taijutsu z Guiem. Więc nie obijać się, a trenować.
          - T..tak jest... - zasalutowali w trójkę, rozbiegając się w każdą stronę. 



          - Sarada co jest? - spytała Sakura. 
          - Ty też wiedziałaś, że tata będzie naszym mistrzem?
          - Oczywiście, że tak.
          - Czemu nic nie powiedziałaś?
          - To jest ściśle tajna informacja, aż tak ci się to nie podoba.
          - Tak... - mruknęła rozgoryczona.
          - Czemu?
          - Po prostu.
          - Sarada. Musisz się wyrażać jaśniej, żebym mogła cię zrozumieć. 
          - Jeśli...jeśli tata będzie naszym opiekunem...a ja nie będę się dobrze spisywać... - zatrzymała się na chwilę.
          - To boisz się, że będzie krzyczał lub, że przestanie na ciebie patrzeć jak na silną kunoichi?
          - Tak..
          - Przestań tak mówić. Mistrz jest po to, żeby pomagał, a nie dołował. Tata na pewno tak nie będzie na ciebie patrzył. W domu jesteś jego córką, a na misji ninją. Musimy nauczyć się rozdzielać te dwie rzeczy. Będzie jeszcze wielkie sytuacji gdy nie tylko będziesz musiała walczyć w ramie w ramie z Naruto i Mitsuki, ale do tego  z tatą, a czasem nawet przeciw niemu. Więc nie zamartwiaj się tym.
          Sasuke stał schowany za ścianą, przysłuchując się ich rozmowie. Tego się właśnie obawiał, że będzie przytłaczał własną córkę. Dlatego właśnie nie chciał brać udziału w tej zabawie. Nie chciał jej stresować, a przede wszystkim nie chciał by nabrała do niego jakiegoś urazu.
           - Wpadki zdarzają się każdemu - powiedział w końcu, wychodząc z ukrycia - Drużyny są po to, żeby uczyć się pracy zespołowej, a nie dzielić się na jednostki. Jeśli ci coś nie wyjdzie nikt nie będzie cię obwiniał. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy twoi przyjaciele ci pomogą. Cokolwiek by się  nie działo, ja będę was ochraniał.  A jeśli się boich, że przyniesiesz mi wstyd to pracuj ciężko i nie żałuj niczego. Nigdy się nie wahaj, a na misjach myśl o sukcesie i o bezpieczeństwie swoich towarzyszy - powiedział uprzejmie, kucając przy córce. 
          - Słyszałaś tatę? 
          - Tak! - krzyknęła głośno, chowając się w ramionach ojca. 


          Sasuke stanął przed pomnikiem bohaterów. Dwa pudełka bento już tam stały, a dzwoneczki piszczały dźwięczne przy jego pasie. Znał siłę Boruto oraz siłę Sarady. Wiedział na co ich stać i czego się spodziewać. Nie miał zamiaru im odpuszczać. Kakashi im nie odpuszczał. Z drugiej strony nie mógł z nimi walczyć na poważnie, czy nawet dla zabawy. 
          - Dobra Sasuke - sensei! Dawaj to zadanie i idziemy do domu! - zawołał Boruto.
          Słysząc jego entuzjazm westchnął cicho pod nosem.
          - Sprawa jest jasna. Widzicie te dwa dzwoneczki? Macie czas do południa by mi je zabrać. Jak uda wam się je zdobyć wtedy wygrywacie. Proste prawda? 
          - Chwileczkę! Wiem, że nie jestem dobry z majcy, ale są tylko dwa dzwoneczki - zauważył Boruto.
          - Nie mylisz się. Tylko dwie osoby przejdą dalej, trzecia osoba wraca do akademii i nie dostaje obiadu - wskazał palcem na bento - To moje zasady. Mogę ustalać co chce. Więc lepiej przyłóżcie się. Walczcie tak jakbyście chcieli mnie zabić. Inaczej cała wasza trójka pożegna się z byciem shinobii - powiedział poważnym tonem.
          Inaczej cała wasza trójka pożegna się z byciem shinobii - powtórzył w głowie Boruto.  - Dobra, zaczynamy! Żryj to mistrzu Sasuke! Nowa technika, którą się nauczyłem! Rasengan! - zawołał, wybiegając na Sasuke.
          - Nie bądź taki szybki...nie powiedziałem jeszcze STAR...  - prychnął, blokując go jedną ręką - Ty jednak nie różnisz się niczym od Naruto... - westchnął.
          - Puść mnie! -warknął.
          - Raz...dwa...trzy...START! - krzyknął, znikając w sekundę.

          Do godziny dwunastej została im godzina. Musieli szybko coś wymyślić inaczej będą musieli wrócić do akademii.  Już wiedzieli, że są na zupełnie innym poziomie niż ich mistrz. Nie mieli szans, ani w walce w ręcz, ani w genjutsu, ani w ninjutsu. Musieli szybko coś wymyślić. 
          Po to jesteście w drużynach, żeby nauczyć się współpracy. Jeśli coś nie pójdzie zgodnie z twoją myślą nikt nie będzie cię winił. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy to ci pomożemy. Na tym polega praca drużynowa 
          - Mam! - zawołała Sarada.
          - Tak? Co? Dawaj - powiedział Boruto.
          - Pamiętacie tą formacje co nas uczył Shino sensei? Tą gdy musimy kogoś otoczyć? Użyjemy tego, ale dodamy od siebie kilka rzeczy - uśmiechnęła się zadziornie, poprawiając okulary.
          
          - Hej! Sasuke sensei! - zawołał Boruto, wyskakując znad jego głowy.
          - Mówiłem, że nie dasz rady - westchnął.
          - Nie bądź taki pewien  - zaśmiał się. 
          Klon Boruto znikł, a na jego miejscu pojawiła się Sarada. Z mrożącym krew w żyłach wzrokiem, leciała w jego stronę, zaciskając mocno wargi. 
          Podłoga pod nim rozpadła się na kilka wielki kawałków, powodując, że stracił równowagę. W tym samym momencie gdy on próbował utrzymać się na ziemi, wielka kula ognia, leciała w jego stronę. Nim się zorientował Boruto napierał na niego za pleców. W jego dłoni lśnił rasengan. 
          - Nie tak szybko! - zawoł Mitsuki. 
          - Yo Sasuke, dawno się nie widzieliśmy - zawołał ktoś spod ziemi.
          - Pakkun!
          - Wybacz, że witamy się w takich okolicznościach - powiedział drugi pies, łapiąc w paszcze jego nogę. 
          - Cholera! - przeklął. 



          - I jak?  - spytał Naruto.
          - Udało im się - zaśmiał się Sasuke.
          - Naprawdę? Jak?
          - W przeciwieństwie do nas zaatakowali we trójkę. 
          - Kto by się spodziewał - powiedział pełny uznania. 
          - Nowa generacja chyba nas przerośnie. 
          - Nie wątpię w to. Ale przed nimi dłuuga droga. Ja nie zmierzam osiadać na laurach - zapewnił go.
          - Wiesz co jest niesamowite?
          - Co?
          - Że po tym jak zdobyli dzwoneczki nie kłócili się o nie. Boruto oznajmił, że mogę je zatrzymać, bo oni nie mają zamiaru się o nie bić. Dodał jeszcze, że mogę powiedzieć jego głupiemu ojcu, żeby za rok dał im jakiegoś innego mistrza  - zaśmiał się gorzko. 
          - Hahahahhaahh, Boruto tak powiedział? Naprawdę? Hahaah.
          - Gdybyśmy my tylko byli tak zgrani od początku - westchnął. 
          - Nie było by tyle frajdy - uderzył go bratersko w ramie. 
          - Może masz racje  - uśmiechnął się.
          Siedzieli na głowie Kakashiego i obserwowali zachód słońca, który otulał wioskę ciepłymi promieniami. Wszystko szło do przodu. Kiedyś sami byli w wieku ich dzieci. Byli głupsi, niewychowani i głośniejsi. Nie słuchali nikogo i nikogo nie interesowali. Później zostali legendami świata. Nazwano ich najsilniejszymi Shinobii wszechświata, a teraz oczekiwali dnia w którym nowa generacja zatrze po nich ślady. Wszystko działo się tak szybko i niespodziewanie. Świat ruszał do przodu, a nowie dzieci z nowymi przeznaczeniami rosły w siłę. 



          Sakura nie często zapraszała go do szpitala. Zazwyczaj nie zapuszczał się w te rejony. Wolał unikach sytuacji w których Ino i Sakura kłócą się, lub Tsunade i Shizune siedzą nad głową Sakury, zaglądając co jakiś czas do kieliszka. Dziś jednak został poproszony o przyjście, więc nie mógł odmówić. W przeciągu ostatnich trzech miesięcy stał się bardzo potulny wobec Sakury. Z początku sam tego nie zauważał. Dopiero później gdy znajomi zwracali mu uwagę gdy szedł na zakupy, gdy Sakura wysyłała go po różne leki, lub po prostu zakazywała mu dużo pić na męskich spotkaniach i późno wracać. Zgadzał się na wszystko co mówiła. I choć czasem kłócili się, nigdy jeszcze nie gniewał się na nią dłużej niż kilka godzin.
          - Sakura jesteś? - spytał, wchodząc do jej gabinetu. 
          - O jesteś! - zawołała radośnie. 
          - Stało się coś?
          - Patrz co mam! - krzyknęła, pokazując mu szarą kopertę. 
          - Co to?
          - Wyniki?
          - Czego?
          - Wyniki testu ciążowego - uśmiechnęła się promiennie.
          - Co? - zakrztusił się powietrzem. 
          - No otwórz - rozkazała. 
          - E... no dobra ... - nie pewnie otworzył kopertę. Miał mieszane uczucia. Faktycznie oboje starali się o drugie dziecko, ale teraz gdy miał przed sobą wyniki testu, zastanawiał się czy to dobry czas. 
          - Serdecznie gratulujemy. Wynik testu jest pozytywny....jest pani w sześćdziesiątym piątym dniu ciąży....dwa miesiące?! - przeczytał na głos. 
          - Yatta! - zawołała Sakura, rzucając mu się na szyje. 
          - Hej uważaj! - upomniał ją. 
          - Gratuluje tatusiu.
          - D...dzięki...nawzajem. 
          - Teraz będziesz miał okazję by się wykazać jako ojciec - zaśmiała się.
          - Jestem dobrym ojcem - przypomniał urażony.
          - Najlepszym!
          - Trzeba będzie powiedzieć Saradzie...
          - Czemu mówisz tak jakby zaraz miał się zawalić świat? - mruknęła niezadowolona. 
          - Mam złe przeczucia - wyjaśnił.

          - Jak to kolejne dziecko?! - wrzasnęła, uderzając dłonią  w stół.
          - Sarada! Jak się zachowujesz! - skarciła ją Sakura. 
          - Przecież...minęły dopiero trzy miesiące od powrotu Sasuke! My zaczynamy nasze misje jako drużyna. Test na chuunina już niedługo. Jak wy to sobie wyobrażacie? - fuknęła.
          - O ci chodzi? Dziecko tu w niczym nie przeszkadza.
          - Tak myślicie - bąknęła  i obrażona udała się do swojego pokoju.
          - Co w nią wstąpiło? - spytała zaniepokojona. 
          - Ja z nią pogadam - oznajmił Sasuke.


          Zanim wszedł do środka zapukał dwa razy do drzwi. Sarada leżała na łóżku, ukrywając twarz w poduszce. Musiała płakać, bo słyszał jak pociąga nosem. Ostrożnie przysiadł na brzegu, kładąc dłoń na jej plecach.
          - Powiesz mi jaki jest prawdziwy powód?
          - Ty...dopiero co wróciłeś....dopiero od trzech miesięcy mam tatę...to nie fair... - mruknęła 
          - A więc o to chodzi - westchnął - Boisz się, że jak urodzi się nowe dziecko to zejdziesz na drugi plan? - zaśmiał się.
          - Co w tym śmiesznego...   - warknęła.
          - Nic...po prostu tak nigdy się nie stanie. Czy urodzi się drugie dziecko, czy trzecie, czwarte to żadne z nich nie zmieni uczuć i miłości do ciebie. Jesteś naszą córką Sarada. Kochamy cię i to się nigdy nie zmieni. Ja nie przestanę być twoim Tatką, tak samo jak Sakura mamą. Nadal będę cię trenować, nadal będziemy chodzić na misje i wspólnie spędzać czas. Jedyne co się zmieni to to, że będziesz miała kolejną osobę do opieki. Będziesz starszą siostrą, a co za tym idzie, będziesz odpowiedzialna za jego bezpieczeństwo. Gdy już się urodzisz oszalejesz na jego punkcie zobaczysz - zapewnił ją, uśmiechając się pewny siebie. 
          - Naprawdę?
          - Jestem tego pewny. Jestem twoim ojcem i wiem takie rzeczy. Nigdy nie zejdziesz na drugi plan - powtórzył, przytulając ją do siebie.
          - Jak powiesz Boruto i Mitsukiemu, że płakałam to powiem mamie o tej kobiecie, która podrywała cię wtedy w Wiosce Trawy - zagroziła mu, wtulając się mocno w jego objęcia.
          - Ustalone - zaśmiał się.
          Sakura zamknęła delikatnie drzwi. Była taka szczęśliwa, taka dumna. Miała ochotę płakać. Sarada jeszcze nigdy przed nikim się tak nie otworzyła, a Sasuke nikogo nie traktował z taką miłością. Kochała na nich patrzeć. Mogła godzinami ich obserwować. Widok ojca z dzieckiem sprawiał je największą radość i spełniał całe jej rodzinne życie. W takich chwilach nie potrafiła prosić o nic więcej. Miała wszystko czego potrzebowała. 


          - I jak? - spytała, spoglądając na Sasuke.
          - W porządku. Porozmawiałem z nią i ma się lepiej - wyjaśnił, siadając na łóżku. - Poszła właśnie na trening.
          - To dobrze. Martwiłam się - westchnęła z ulgą. 
          - Jak się czujesz?
          - Dobrze. To dopiero drugi miesiąc, więc nie mam, aż takich wielkich zachwiań, ani zachcianek.
          - Czyli mam trochę spokoju.
          - Nie dokładnie.
          - Co masz na myśli?
          - Mam namyśli tą kobietę z Wioski Trawy - spojrzała na niego poważnym wzrokiem.
          - Nie wiem o czym mówisz - wymijająco, wstał z łóżka z zamiarem włączenia telewizora.
          - Ja też nie wiem od kogo dostałam ostatnio bukiet kwiatów i paczkę ulubionych czekolad - powiedziała nagle frywolnym tonem głosu.
          - Sakura - powiedział ostrzegawczo, odwracając się do niej przodem - Czy te kwiaty w kuchni... i ta czekoladą, którą ostatni nam spakowałaś na misje... - powiedział, powstrzymując w sobie złość.
          - Tak...to dokładnie te rzeczy - z sztucznym uśmiechem, wzięła kosmetyczkę w dłoń i biały ręcznik.
          - O nie, nie...nigdzie nie idziesz. Wracaj tu - zażądał, łapiąc ją za rękę. 
          - Nie wiem o czym mówisz - wystawiła mu zadziornie język.
          - Nie będziemy się tak bawić - pociągnął, ją na łóżko, a później przycisnął własnym ciałem - To są zagrywki poniżej pasa - groźny głos, rozbrzmiał jej w głosie.
          - Tak samo jak kobiety na misjach.
          - Ja nie dostaje od nich prezentów.
          - A powinieneś - prowokowała go.
          - Sakura... - powiedział ponownie, zniżając ton głosu.
          Sakura zaśmiała się. Lekkim dotykiem wsunęła dłoń w jego włosy, zaczesując jego grzywkę do tyłu. Ile by dała, żeby znów zobaczyć jego czarne oczy zamiast rinnegana. 
          - W sumie to mam jedną zachciankę - wyznała niepewnie, rozpinając bluzkę. 
          - To dobrze, bo właśnie miałam zamiar cię ukarać - wyszeptał, ściągając z niej górną część ubrań.
          - Nie flirtuj z innymi kobietami - ostrzegła go, całując namiętnie.
          - Nie przyjmuj prezentów od innych mężczyzn - rozkazał, rozrywając jej bawełniane majtki.
          - Auć  - pisnęła przez śmiech, czując go w sobie. 
          Jak był zły lub rozdrażniony to był taki dziki i nieuważny. Lubiła tą zmienność w nim. Raz kochali się całą noc delikatnie, nieprzerwanie, doprowadzając swoje zmysły do szaleństwa, a raz szybko i konkretnie, zapominając o całym otaczającym ich świecie. 
          - Sakura? - wyszeptał jej do ucha, zaciskając dłoń na jej piersi.
          Oboje klęczeli podparci o ścianę. Cały pokój wypełniał się ich oddechami i jękami. Mieli szczęście, że Sarada wyszła na trening z Kakashim, bo inaczej musieli by trzymać w sobie całe emocje. 
          - Nic nie mów, proszę - powiedziała błagalnie na granicy wytrzymałości. 
          Zanim pozwolił jej dojść przerwał ruchy na kilka chwil. Pozwolił jej opaść na łóżko i zaczerpnąć ciężkiego powietrza. Dobrze wiedział, że tego nie lubiła najbardziej. Gdy przerywał w połowie, lub najgorzej tuż przed jej orgazmem. On za to uwielbiał rozpalać jej zmysły na nowo. 
          - Sasuke! - jęknęła spragniona. 
          - Następnym razem...nie dawaj mi nic co dostałaś od kogoś innego - mruknął, kładąc się na niej. Delikatnie rozłożył jej nogi, palcami dotykając jej kobiecości. Bezwstydnie wodził opuszkami po jej mokrych płatach, delektując się jej odruchami. 
          - Następnym razem sam mi coś kup - odpowiedziała tym samym, wyciągając dłonie w stronę jego bioder.
          - Jak będziesz grzeczna - powiedział z uśmieszkiem, kładąc jej dłonie wysoko nad głową. 
          Ucałował ją namiętnie i zachłannie. Puścił jej ramiona, pozwalając by oplotła jego szyję niczym waż boa. Doprowadzał ją do szaleństwa samymi pocałunkami, a gdy łapała oddech, lub dochodziła do siebie wchodził w nią nagle, uśmiechając się pod nosem. Lubił wygrywać. Nie ważne czy na polu walki czy w łóżku. Zawsze górował.
          
          - A pro po tego prezentu - powiedziała po chwili odpoczynku, podnosząc się z nad jego klatki piersiowej. 
          - Mówiłem, że nie chce tego słuchać - mruknął. 
          - Dostałam je Naruto i Saia jako gratulacje drugiej ciąży - zaśmiała się niewinnie, całując go w czoło. - Mam cię! - wybuchła dziewczęcym głosem, rechocząc pod nosem.
          Zamiast jej coś odpowiedzieć, wywrócił tylko oczami. Dobrze wiedział, że dostała je od nich. Sam je pomagał wybierać, ale nie miał serca jej tego mówić. Sądził, że są one dla Ino i Hinaty nie przypuszczał, że znajdzie je u Sakury. 
          - Więc za karę, że wymierzyłeś na mnie swoją karę, ja się tobą pobawię - oznajmiła pruderyjnie, dotykając jego członka - Mam  nadzieje, że będziesz grzeczny, bo mam w sobie dużo energii - oznajmiła mu niegrzecznie. 


          Mógłby tak spać i nigdy się nie budzić. Drobne ciało Sakury idealnie wpasowane w niego. Jej melodyjny oddech, który robił za najlepszą kołyskę. Zapach ciała, i miękkość skóry. Każdego poranka nie chciał się wybudzać i wypuszczać ją z objęć. Godzinami mógłby leżeć i patrzeć na jej zaspaną spokojną twarz: długie rzęsy, małe, drobne i pełne usta, kosmyki włosów na całej poduszce, mały pieprzyk za uchem. To wszystko go czarowało i szarpało za serce. 
          - Tym razem będę dobrym ojcem i mężem. Obiecuje  -wyszeptał, całując ją nagie ramie. 




          Obudził się późnym popołudniem. Promienie słoneczne raziły go za korony drzew. Patki latały gdzieś wysoko nad ich głowami, wiatr kołysał kwiatami w około, a błękit nieba zatrzymał się specjalnie dla nich. Spojrzał na pierś gdzie spał jego półroczny syn, owinięty w chustę. Później na prawo, gdzie na kolanach spała Sarada, następnie na lewo, gdzie oparta o jego ramie kimała sobie Sakura. Na koniec spojrzał korony drzew. 
          - Jestem taki szczęśliwy - wyszeptał, mając nadzieje, że ojciec, matka i Itachi to słyszą i czuwają nad nimi.