OGŁOSZENIA

UWAGA!
Blog istnieje jako mój śmietniczek. Wylewam na nim wszystkie pomysły które zagnieżdżą mi się w głowie.

NIE realizuje zamówień, chyba, że napiszę wcześniej.
PRZYPOMINAM, że jest to ŚMIETNICZEK.

[06.11.2014]
ślę wirtualnego HUGA do każdego fana, czytelnika, miłośnika, Narutomaniaka, Narutardsa, i SasuSaku shippera! Z podziękowaniami dla wszystkich osób, którzy dzielnie i z zapartym tchem śledzili i trzymali kciuki za swoich ulubionych bohaterów i Naszego Najgłośniejszego ninja numer 1!
Wiele osób się zastanawia czy blog po zakończenia mangi będzie dalej funkcjonował. Ja bez wahania odpowiadam TAK! Tak długo jak mam wenę, tak długo jak mi pozwolicie i tak długo jak istnieją fani Naruto, SasuSaku, Shikatema etc, tak długo ja będę pisać. Będę dalej pisać, i pisać, aż zostanę ostatnim fanem SasuSaku w Polsce, a później na świecie.


[18/04/2020]
Jak się macie moi drodzy czytelnicy ? Czy wam też życie ucieka przez palce, ale wciąż czujecie się dziećmi ?


cr: all credis to the owner, DevinArt, tumblr, Masashi Kishimoto.

Szablon w całości stworzony prze ze mnie.



28 paź 2013

22 - Autodestrukcja ( SasuSaku )

          Paring: SasuSaku
          M&A: Naruto
          Dozwolone: od 13 lat
          Kategoria: Świat realny, melodramat, przeżycia wewnętrzne.
         



          Uwielbiała dotyk chłodnego morza. Morskie jęzory wyciągały po nią dłonie, jakby chciały ją zabrać ze sobą. Nie opierała się temu uczuciu. Woda sprawiała, że czuła się zrelaksowana, oczyszczona i spokojna. Późnymi wieczorami kładła się na złocistym brzegu, i zmywała z siebie zmartwienia. Śnieżna piana otulała jej ciało, dodając otuchy. Wciągała do płuc zapach soli, zupełnie jakby narkotyzowała się  nim. Objęcia matki, zapach ojca.


          - Zsuń całkowicie spodnie - rozkazała cicho, klękając przed mężczyzną.
          - Tutaj? - spytał podniecony, wychylając się za kolumnę. Tuż za nimi roiło się od uczniów, i innych profesorów. Nie mógł pozwolić, żeby jego pozycja, statut i dobre imię zostało zdmuchnięte jak domek z słomy.
          - Gdziekolwiek - rzekła spokojnie, biorąc jego penis do ust. Spokojnymi ruchami, robiła mu dobrze, dbając o to by nie przedobrzyć na pierwszy raz.
          Profesor odchylił głową do tyłu. Całkowicie poddał się jej woli. Rozluźnił ciało i pozwolił się nieść falom przyjemności, którą fundowała mu studentka ostatniego roku.
          - A teraz proszę o nagrodę - uśmiechnęła się niewinnie, ocierając usta. Zwinnym ruchem, zapięła mu rozporek. Poprawiła włosy, wytarła resztki spermy z dekoltu i stanęła na przeciwko profesora.
          - Panie profesorze! - zawołał ktoś za pleców. Mężczyzna jak poparzony, podskoczył z strachu. Drżącymi rękami włożył koszulę do spodni.
          - Tak profesor Shizune? - spytał spokojnym głosem.
          - Szukałam pana, zaraz rozpoczyna się rada muszę zebrać całe grono - powiedziała zmęczona, podtrzymując się filaru. Dopiero po kilku sekundach zauważyła uczennice stojącą obok. Spojrzała na nią badawczo, analizując od stóp do głów. Nienaganny wygląd pozwolił jej odetchnąć z ulgą.
          - Witam pani profesor. Ja i profesor Deidara rozmawialiśmy tylko o mojej semestralnej pracy. Przepraszam jeśli zabrało nam to więcej czasu niż powinno - uśmiechnęła się, przepraszająco.
          - A tak. Sakura Haruno. Słyszałam, że jako jedyna nie zdążyłaś oddać pracy na czas - przypomniała sobie nagle.
          - Ależ skąd. Na szczęście dwa dni temu dokładnie tuż po zamknięciu Akademii udało mi się donieść pracę.
          - Na prawdę? To musiałam coś źle usłyszeć - spojrzała, pytającym wzrokiem na Deidare, jakby szukała w nim oparcia lub potwierdzenia informacji.
          - Tak panna Haruno ma racje. Właśnie jej przekazywałem informacje, że jej prace przeczytałem jako pierwszą i była doskonała - powiedział z zachwyceniem.
          - Cóż to bardzo się cieszę. Nie wiem w jakim celu ktoś rozpowiadał te plotki, ale się cieszę. W takim razie profesorze, zapraszam na posiedzenie - przypomniała kobieta, tupiąc nóżką. Obcas jej szpilki wydał tępy odgłos echa, który pozostał w jej głowie na długi czas po ich odejściu.
          - Brawo Sakura...znów ci się udało! - westchnęła z ulgą, odchodząc w swoją stronę.


          Deszcz był jej przyjacielem. Zapach mokrego ciała, i wilgoci na ulicy przypominał jej zapach morza, za którym tak tęskniła. Nie przeszkadzało jej to, że ma przemoczone ubrania, że ludzie się na nią gapią, lub fakt, że mogę być chorą. Nie ukrywała się pod drzewami, w sklepach, pod daszkiem, gdy tylko coś na nią skapywało. Chłonęła zimno kropel, całym ciałem, i gdyby tylko mogła rozebrała by się i tańczyła by naga na uliczkach Konohy, oddając część naturze.
          - Sakura zachorujesz... - mruknął na nią mężczyzna, osłaniając ją zielonym, dużym parasolem, który zamknął ją na dotyk natury.
          - Przeszkadzasz... - fuknęła, wychodząc z spod jego granicy. Zadrżała, czując ponowne fale przyjemności na ciele, jakim było milion pocałunków chłodu.
          - Przestań marudzić jak dziecko i zabieraj się do domu - powiedział ostrzej, łapiąc ją pod ramię. Wbrew jej protestom, ciągnął ją przez całe miasto, osłaniając przed deszczem. Siłą wpakował ją do mieszkania, przebrał i usadowił w salonie na kanapie, gdzie owinął kocem, i poczęstował herbatą.
          - To moje mieszkanie - mruknęła.
          - To zacznij w nim przebywać.
          - Nie prosiłam cię o pomoc, a już na pewno nie  o wykład - fuknęła ostro.
          - Słyszałem, że znów nie oddałaś pracy na czas - zmienił temat, a jego głos przybrał barwę powagi. Usiadł naprzeciwko niej na fotelu, gdzie wbił w nią surowy wzrok.
          - Już to dziś załatwiłam - oznajmiła, rozprostowując nogi. Czując ciężkość na ciele, ściągnęła z siebie, spodnie i skarpetki. Owinięta w koc pozwoliła skórze w końcu oddychać.
          - Znów bawisz się w swoje zagrywki? - zakpił głośno.
          - Ty zaliczasz zajęcia, wkuwając do egzaminów, i podrywając nauczycielki, a ja tylko, podrywając profesorów. Każdy ma swoje metody - mruknęła znudzona.
          - Nie przesadzaj dobrze. To, że rozmawiam od czasu do czasu z Kurenai czy Konan nie oznacza, że od razu robię im dobrze - syknął.
          - Niech ci będzie. Ja swoim robię, jestem wolna - powiedziała znudzona, oznajmiając tym samym, że nie ma ochoty ciągnąć tego tematu. Głucha cisza zastępowała im rozmowe. Senna i zmęczona, rozłożyła się na kanapie, gdzie wbiła wzrok w sufit.
          - Jaki jest twój cel Sasuke? - spytała w końcu, zwracając na niego leniwie wzrok.
          - Ni jaki. Po prostu. Jestem.
          - Teraz jesteś, a później cię nie będzie - szepnęła z powrotem, patrząc na sufit.
          - Znów sobie coś ubzdurałaś? - załamał ręce.
          - Nie. Sorry jestem zmęczona, jakbyś mógł już iść - powiedziała, wstając. Pół naga, odprowadziła przyjaciela do drzwi. Owinęła mu szyje i usta szalem, po czym z pełną satysfakcją odprawiła do domu.

          Przemęczona upadłą na łóżko. Spojrzała na plik rachunków, które leżały na biurku. Miała tyle rzeczy do opłacenia, a pustki w banku raziły swoim blaskiem nicości. W głowie układała plan skąd wziąć pieniądze, lub gdzie się tym razem zatrudnić. Potrzebowała szybko kasy. Wtedy zadzwonił telefon. W egipskich ciemnościach, uaktywniło się małe światełko telefoniczne.
          - Tak słucham? - powiedziała do słuchawki, przeglądając rachunek za wodę i gaz. - Proponuje duży bonus. Możesz zrobić co zechcesz, sama zrobię co mi każesz, ale tym razem podwajam stawkę - powiedziała, a po chwili podała mu pełny koszt. - Dobrze więc, to za godzinę. Może być u mnie - powiedziała wesoło, odkładając plik kratek na bok.

[Koniec podkładu]



          - Ubierz to - rozkazał klient, rzucając jej na twarz bieliznę z kolcami, oraz koci, długi ogon.
          Z westchnięciem zsunęła majtki i stanik na ziemie. Spoglądając na jego napaloną buzie i otwarte usta włożyła ten strój, zaciskając mocno usta.

          Wyszła spod prysznica owinięta w szlafrok. Jej stały klient leżał na łóżku, przeglądając pocztę. W ustach trzymał papieros, który dymem zanieczyszczał jej świeże powietrze.
          - Zapłacę za to - oznajmił spokojnie.
          - Jeśli chcesz - udała się do okna.
          - Nie bądź taka bezduszna. Nie dość, że zrobiłem ci dobrze, zapłaciłem ci to za trzy razy więcej niż zapłaciłbym normalnej dziwce, to jeszcze chce zapłacić zaległe rachunki, jejku. Kobiety są na prawdę nie czułe - prychnął pod nosem.
          - Dziękuję - powiedziała z wymuszoną uprzejmością - Jeśli to tyle, to chciałabym się jeszcze pouczyć na zaliczenia - oznajmiła.
          - Jakbym cię nie znał - zakpił. - Ale skoro masz zamiar się uczyć to proszę bardzo. Dzięki mała, zadzwonię jeszcze. Napisz mi SMS jak przyjdzie wiadomość o zapłaconych rachunkach - szarmancko ucałował ją w usta po czym wyszedł, zostawiając ją samą. 


          Burza za oknem rozpętała się na dobre. Leżąc w łóżku, dryfowała po wyimaginowanym morzu, gdzie zawsze było pięknie, przyjemnie i wesoło.


          Weszła do banku gdzie sprawdziła swoje konto. Pieniądze za wczorajszą noc zostały już przelane. Sprawdziła rachunki. Wszystko było opłacone. Z ulgą westchnęła głośno. Znów miała miesiąc spokoju. Miała miesiąc na znalezienie sobie pracy i na zaliczenie egzaminów. Trzydzieści dni fałszywego spokoju.
          Usiadła w sali wykładowej obok Sasuke, i Naruto. Jak zawsze przed nimi udawała, że jest wyspana, szczęśliwa i uśmiechnięta. Siłą woli powstrzymywała się od zaśnięcia. Patrzyła na wielki rzutnik, mając nadzieje, że uda jej się zapamiętać chodź jedno słowo, lub jednej diagram.

          - Sakura znów nie spałaś całą noc? - spytał Naruto, przynosząc jej butelkę wody.
          - Trochę - powiedziała, przepraszająco, przyjmując wodę. Wyciągnęła się wygodnie na trafie. Promienie słoneczne, raziły ją w oczy, było jej cieplusio i przyjemnie. Jakby wczorajszej burzy nie było. - Jedźmy nad morze - poprosiła.
          - A ty znów o tym morzu. Zawsze mówisz o morzu, chodź nigdy tam nie byłaś - oburzył się Naruto, machając na nią ręką. Odkąd ją tylko poznał, zawsze mówiła o morzu. Często w zeszytach rysowało morze i siebie dryfującą na kawałku drewna.
          - Czas żebyśmy pojechali. Za nim wszyscy odejdziecie - szepnęła.
          - Sakura zaczynasz mnie denerwować! - fuknął Naruto, wstając z ziemi.Otrzepał nerwowo ubranie i udał się do grupki obok, gdzie siedziała reszta ich znajomych z roku.
          - I odszedł - rzekła spokojnie, z głośnym westchnieniem.
          - Ale ja jestem. Jak jesteś zmęczona prześpij się. I tak następne zajęcia mam dopiero za dwie godziny. A później jak będziesz chciała to pojedziemy nad morze, okey? - spytał Sasuke, podsuwając nogi pod jej głowę. Pochylił się nad nią delikatnie, rzucając cień na jej twarz.
          - Okey - szepnęła, dotykając jego twarzy. W uszach słyszała szum morza, mrugając delikatnie, widziała fale.
          - Nie odejdę - dodał cicho, głaskając ją po głowie, a gdy zasnęła, trzymał ją za rękę, jak dziecko, które miało by się zgubić w marzeniach i nie wrócić do świata realnego.



          Ciepły wiatr uderzał ją o policzki i nagie ciało. Przyjemny zapach męskiego ciało tuliło jej nozdrza. Miękki dotyk gładził jej ręce, a to wszystko jak z pięknego snu w którym się znajdowała. Piasek przesypywał się pod jej stopami. Topiło się w gąszczu plaży. Obejmowała wzrokiem cały krajobraz. Leżała na złocistych lokach natury, zatapiając w nie swoje ciało, a gdy otworzyła leniwie wzrok, zobaczyła jego twarz. Piękną, wpatrzoną w nią osobę, która, wpatrywała się czarnymi, pustymi, ale zatroskanymi oczami.
          - Dzień dobry - szepnęła leniwie.
          - Dzień dobry - odpowiedział, nie puszczając jej dłoni.
          - Gdzie jesteśmy?
          - Nie na morzu.
          - Aha.... - posmutniała jakby. Rozejrzała się po okolicy. Ich Uniwersytet, zielona trawa, wszędzie studenci i ona po środku tego jarmarku.
          - Co jest? - spytał, widząc jej zasmuconą minę.
          - Nie zostawisz mnie prawda? - jęknęła nagle, przytulając go do siebie. Otuleni w śród jesiennych liści, zamknięci pod kloszem uczuć, dryfujący po morzu myśli. Przytłoczona życiem, uciekła się do najgorszego. Do drugiej osoby.
          - Nie zostawię - zapewnił ją, przytulając do siebie mocno.
          Otoczona jego ramionami, schowana pod jego zapachem, walczyła sama ze sobą.



          Usiedli na łóżku, okryci ciepłym kocem. W deszczowe dni, dzień po dniu, uczyli się zmagać z nowymi wyzwaniami, i z prawdziwym życiem.
          - Co jest? - spytał, robiąc przerwę od nauki. Odłożył książkę na bok, szczelniej obejmując Sakurę.
          - Nic po prostu lubię odgłos deszczu - wyjaśniła, nastawiając ucha. Zamknęła delikatnie uszy. Słuch wyostrzył się, a ona znów była w swoim małym raju. Wtulona w ukochanego leżała spokojnie, rozmyślając o swojej własnej wolności ducha i ciała.
          - Chcesz jechać nad morze? - spytał cicho, masując jej ramie.
          - Bardzo - jęknęła.
          - Pojedźmy. Choćby jutro.
          Spojrzała na niego pełna wątpliwości, a jednocześnie pełna nadziej. Miesiąc związku nie był jakimś długim stażem. Nadal czuła niepewność.
          - Pojedźmy - poprosiła, całując go czule.


          Dzisiejszą zmianę w sklepie skończyła wcześniej niż zazwyczaj. Cieszyła się z pracy, którą znalazła, ale jeszcze bardziej cieszyła się z faktu, że w końcu jadą nad morze. Pomimo brzydkiej pogody, wsiedli do auta Sasuke. Pędzili przez autostradę, w stronę szarego nieba, trzymając się mocno za ręce.
          Wjechali na piaszczystą plaże, gdzie nie było śladu duszy. Schowani w mroku, zatopili swe stopy w piasku. Pierwszy dotyk ziarenek przebiegł po niej jak prąd elektryczny. Nie widziała morza, ale go słyszała. Pociągnęła Sasuke za sobą, w stronę fal, które uderzały o brzeg. Cieplusi dotyk piasku, zamienił się na chłody dotyk morza. Jęknęła cicho pod nosem, gdy zimne krople deszczu uderzyły o jej nagie ramiona niczym oświecenie z nieba. Puściła jego dłoń i sama zanurzyła się głębiej.
           - Czekaj jest zimno i ciemno. Nie wchodź dalej. Jutro przyjdziemy to popływamy - powiedział Sasuke, ciągnąc ją z powrotem do siebie. Ciągnięta z obu stron, w końcu poddała się materii ciała. Wróciła na brzeg, gdzie cieszyła się zapachem i odgłosem.
          - Mogę? - spytała, zsuwając siebie ramiączka sukienki.
          - Przeziębisz się - mruknął.
          - Nie, będzie dobrze - dodała pełna entuzjazmu. Sukienka upadła na ziemie, a ona naga tańczyła w deszczu, chłonąc magie otoczenia i piękno marzeń.
          - Sasuke - szepnęła, powalając go na ziemie. - Kocham cię - dodała, całując jego zmarznięte usta - Wracajmy do domku, zachorujesz.
          - Do moja kwestia, głupia - fuknął na nią, przyciągając ją do siebie bliżej - mogę tutaj? - spytał, spoglądając w jej oczy. Po mimo ciemności, widział radość, i blask szczęścia w jej zielonych oczach. W końcu spełnił jej największe marznie, i chodź wiedział, że nigdy nie dorówna jej marzeniom, będzie ją kochał pomimo wszystko.
          - Możesz. Jestem twoja - wyszeptała delikatnie, wsuwając dłonie pod jego koszulę.
          - Nie zostawisz mnie? - spytał, obejmując jej twarz w dłonie.
          - Nigdy - zapewniła go, a on ją kochał ją tak mocno i tak zachłannie jakby przeczuwał, że to koniec.




          Leżeli na piasku, w słoneczne popołudnie otuleni bryzą, ciepłym wiatrem, zapachem morskiej soli, i swoich ciał. Wpatrzeni w błękit nieba, trzymali się za ręce, i pozwalali by fale chłodziły ich zgrzane nagie ciała. Nie myśleli i nie rozmawiali. Trwali w chwili pochłonięci przez marzenia.
          - Kocham cię Sasuke - szepnęła Sakura, przewracając się na bok. Spojrzała na niego wzrokiem pełnym uczuć i miłości - Kocham - powtórzyła, wtulając się w jego klatkę piersiową.

[Koniec podkładu]

          Rzuciła szklanką o ścianę. Krystaliczne szkło rozbiło się na milion kawałków i zniknęło gdzieś wśród reszty naczyń. Krzesła leżały porozwalane na ziemi, niedzielny obiad, zdobił ściany kuchni i pokoju, głośne epitety fruwały pod sufitem, a aura złości namacalna była gołymi rękami. Stanęła w rozkroku, dysząc ciężko. Z złowrogim wzrokiem, dawała do zrozumienia, żeby nie podchodzić.
          - O co ci znów chodzi? O tygodni nic nie robimy tylko się kłócimy!  - krzyknął Sasuke, machając ręką.
          - W takim razie może chcesz to zakończyć! - warknęła, kopiąc pobliskie krzesło, które przeturlało się na drugą stronę - Proszę bardzo droga wolna. Twoja pani profesor będzie ucieszona!
          - Nie histeryzuj! Rozmawialiśmy na przerwie tylko!
          - Chciałeś powiedzieć na przerwach od miesiąca!
          - Wkurzasz mnie powoli z tą nadgorliwością!
          - A ty mnie wkurzasz swoim chłodną postawą i brakiem zainteresowania mojej osoby.
          - To ty cały czas jesteś nieobecna myślami! Odkąd wróciliśmy z nad morza, nie ma cię przy mnie! Mimo iż jesteśmy obok siebie, to ciebie tak na prawdę nie ma! Ja tak ma to wyglądać, to ja muszę się zastanowić, czy chce ciągnąć ten związek! - wybuchnął, uderzając dłonią o stolik. Ciężar ich napięcia, emocji i uczuć, skumulował się w powietrzu.
          - W porządku. Ja też nie wiem czy chce to ciągnąć. Drzwi otwarte - rzekła spokojniej, podchodząc do wyjścia.
          Sasuke wyszedł bez najmniejszego pytania. Trzasnął drzwiami, pozostawiając po sobie chłód.
          Upadła na ziemie, chowając się wśród połamanych rzeczy. Łkając cicho, łapała się za serce, szukając czegoś co poskleja jej złamane części w jedną całość.


          Obudziła się następnego ranka, w objęciach Sasuke. Leniwie obróciła się do niego przodem, próbując sobie przypomnieć jak się tu znalazła. Wtuliła nos w jego tors, chłonąc jego zapach. Nadal leżeli na ziemi, wśród połamanych naczyń.
          - Dzień dobry - szepnęła, widząc jak się przebudza. Sasuke spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem.
          - Dzień dobry - odszepnął, obejmując ją ramieniem.
          - Znów to samo - westchnęła.
          - Znów to samo - westchnął.



          Stała w osłupienia, wpatrując się w kartkę papieru. Nie rozumiała skąd, czemu, po co dostała to wypowiedzenie. Zawsze się starała, słuchała szefowej, była miła dla klientów, nie przymierzała ubrań i nigdy nie kradła.
          - Przykro mi Sakura. To już trzeci dzień w tym tygodniu gdy opuściłaś dzień w pracy - oznajmiła szefowa, odmawiając jej odwołania decyzji - Pensja za ten miesiąc zostanie ci wypłacona w części. Życzę powodzenia - powiedziała uprzejmiej, otwierając przed nią drzwi wyjściowe.
        
           - Wybacz Sakura. Nic się nie da zrobić. Oblałaś ten egzamin. Tym razem nie mogę zmienić tej decyzji, nie ważne jak cię lubię, nie ważne jak lubię się z tobą kochać i jak będziesz mnie błagać. Po prostu nie mogę, rozkaz odgórny - wyjaśnił jej drugi z rzędu profesor.

          Czuła natłok uczuć w głowię. Niezbyt wiedziała co się teraz w niej dzieje. Wielki sztorm, szalał gdzieś w jej sercu, w duszy, w ciele i rozwalał wszystko po kolei. Niszczył cały dobytek jej życia, który budowała od bardzo dawna.
          Zacisnęła mocno palce na kartach papieru które trzymała. Wypowiedzenie z pracy, oblane egzaminy, wydalenie ze szkoły, rachunki. Siedziała na ziemi gorzko, przełykając łzy świata. Oddychała głośno, marząc o swojej wolności.



          Wszedł do mieszkania. Nawet nie zapalał światła, wiedział co gdzie się znajduje. Przechodząc do kuchni, nadepnął na szkło. Mógł się domyśleć, że od wczoraj nic tu nie posprzątała. Nigdy nie sprzątała po ich kłótni, zostawiała wszystko, leżała i płakała. Z prychnięciem, ominął krzesło. Wyjął z lodówki wodę i udał się do pokoju.
          - Śpisz? - spytał, wchodząc głębiej. Odpowiedziała mu cisza.
          Zaświecił światło.
          Ciemnośc.
          Drugi raz nacisnął na przełącznik.
          Ciemność.
          - Głupia, musiała nie zapłacić za prąd - westchnął. - Jesteś tu? - spytał, podchodząc do łóżka. Przejechał dłonią po pościeli. - Sakura - krzyknął, odwracając się w stronę drzwi. - Sakura! - zawołał ponownie.


          Wtuliła się w ramie swojego mężczyzny. Pochłonięta przed deszcz, kurczowo trzymała się jego dłoni, bojąc się, że zaraz może utonąć. Łzy ginęły gdzieś wśród deszczu strugach, za co dziękowała naturze.
          - Przepraszam - jęknęła.
          - Ciii... - szepnął jej, głaskając po głowie.


          Lata było przyjemną porą. Słońce grzało długo i skutecznie, wiatr chłodził cały dzień, czyste powietrze. Niczego im pozornie nie brakowało.
          Siedzieli na karuzeli, kręcąc się w około, nieustanie.
          Oparta o jego klatkę piersiową, tuliła się do niego z odchyloną głową. Patrzyła na błękitne niebo, które przywoływało jej na myśl, błękit morza. Czuła jak wszystko kręci jej się w mózgu. Odpływała i wcale nie wiedziała gdzie, nie obchodziło ją tą. Kręciła się i kręciła, i kręciła. Muzyka natury otulała ją i koiła zmysły. Niczego nie potrzebowała.
          Chciała tylko ciszy i spokoju.
          Chciała wolności.
          Wyciągała ręce łapczywie ku słońcu, jakby chciała go dosięgnąć.
          A karuzela się kręciła, i kręciła.

[Koniec podkładu]



          Szła spokojnym krokiem w stronę morza. Uśmiechnęła się szeroko, czując chłód fali, który po zetknięciu z jej skórą od razu ocieplił się. W zwiewnej, białej, sukience, szła przed siebie z zamkniętymi oczami. Morze wołało ją bardziej niż kiedyś. Niby rączki, wyciągały do niej dłoń, ciągnąć do ciebie zachłannie.
          Leżąc na plecach, dryfowała po morzu, skąpana w blasku słońcu, które z każdą minutą gasło. Natłok emocji, i wrażeń, myśli, ciążyły jej na ciele i umyślę. Z uśmiechem, oddychała powoli, delektując się każdą sekundą.
          Upadała na dno. Zatopiona we wspomnieniach, wyciągała dłoń, by po raz ostatni zobaczyć ukochanych. Senna i zmęczona wytężała wzrok. Promienie słoneczne coraz bardziej zanikały. Co raz mniej widziała i coraz mniej czuła. Wiedziała, że zaraz dojdzie do raju. To miejsca gdzie będzie szczęśliwa. Marzyła o tej chwili. Gdy spłukana i oczyszczona, w końcu odbija się od dna i będzie wolna.
          - Wybacz Sasuke...to jednak ja odejdę - wyszeptała.

          Bąbelki powietrze wydostały się na powierzchnie, a wraz z nim ostatni oddech.


          Usiadł na brzegu morza, zatapiając nogi w wodzie. Niewidzialne ręce objęły go, i już wiedział, że to ona.
          Rozbryzgał drastycznie wodę, mocząc sobie ubranie.
          - Głupia nie ciągnij mnie tam! - fuknął na nią, przejeżdżając dłonią po mokrym piasku. - Jesteś szczęśliwa? Odnalazłaś swój spokój i raj? - spytał się. - Bo jak nie to dopadnę cię, a wtedy nie ma przebacz poniesiesz karę - zaśmiał się, chowając dłonie w rękach.
          - Sasuke! Sasuke! - zawołał ktoś.
          Pośpiesznie rozejrzał się po morzu. Miał wrażenie, że to ona go woła.
          - Sasuke znalazłeś ją?! - spytał Naruto, uderzając go w plecy.
          - Nie..tu jej chyba nie ma...wracajmy, do domu - poprosił, wstając z ziemi.

          - Głupia...i po co mi mówiłaś, że mnie nie zostawisz, jak wiedziałem, że mnie zostawisz - zakpił.


          Unoszona przez fale, ogrzewana przez promienie słoneczne, zabawiana przez szum morza i śpiew ptaków, słyszała płacz dziecka. Spojrzała w dół na chłopca, który płakał nad jej grobem,w którym nie było jej ciała.
          - Przepraszam Sasuke - szepnęła, wyciągając do niego dłoń.
        
         
          Spojrzał w niebo. Usłyszał głos, za którym tęsknił. Wyciągnął rękę ku niebu, jakby ktoś go wołał.
          Złączeni w niewidzialny uścisk, niesieni przez fale życia. Żyli w dwóch oddzielnych światach.




Za błędy przepraszam.
         

21 paź 2013

21 - Oczami Shinobii (SasuSaku)

          Paring: SasuSaku
          A&M: Naruto
          Dozwolone: od 18 lat.
          Kategoria: Henati, Po wojnie, świat Shinobii.
          Uwagi: Cóż...obyście odnaleźli w tym coś głębszego. Mam dziwną blokadę. A po za tym, majca mnie straszy po nocach. Czy to normalne, że w maturalnej klasie nie chce mi się uczyć?




         Upadłem na kolana, ciężko dysząc. Nie mogłem uwierzyć, że to koniec. Gęsta fala pyłu unosiła się w powietrzu, sprawiając, że piasek wpadał mi do oczów. Pewnie dlatego miałem łzy, to na pewno przez piasek. Wbiłem miecz w ziemie, podbierając się rękami o rękojeść. Byłem wykończony, nawet bardziej niż wykończony, byłem na granicy wytrzymałości, ale się cieszyłem. Chodź nie było tego po mnie widać to cieszyłem się w głębi duszy i serca jak głupi. W końcu udało nam się pokonać Obito i Madare. Do tej pory nie wiem jak to zrobiliśmy, ale dzięki pomocy Naruto, poprzednich Kage i wielu innych Shinobii udało mi się.

        Gdy w końcu ochłonąłem trochę, a pył opadł, rozejrzałem się w około. W tej wojnie zginęło wielu ludzi. Martwe ciała leżały wszędzie, mimo to praktycznie wszyscy się uśmiechali i płakali ze szczęścia, z wygranej. Fala radości, szczęścia i myśl, że nic nie zagraża ich życiu, oraz, że świat jest bezpieczny na tą chwilę była większa niż ból po stracie ukochanych.

        Spojrzałem na Sakure, która biegła w moją stronę. Łzy kapały jej po policzkach, a dolną wargę przegryzała kurczowo, mając nadzieje, że dzięki temu powstrzyma płacz. Niestety pogarszała tym sprawę. Poczułem jak rzuca się na mnie i pod wpływem jej drobnego ciała, przewalam się na plecy. Upadłem niczym worek ziemniaków. Moje mięśnie krzyczały z bólu, mimo to mały promyczek ciepła rozpalił się wewnątrz mnie.
         - Cieszę się, że nic ci nie jest! - wyjąkała, pociągając nosem. Czułem jej łzy na klatce piersiowej. Nie wiedzieć czemu paliło mnie to, jakby jej płacz wzmagał płomyk, który buchnął większym ciepłem. - P...przepraszam - powiedziała po chwili, wstając. Resztkami siły podniosłem się i teraz siedziałem na przeciwko niej. Widziałem jak odsunęła się o dziesięć centymetrów, utrzymując bezpieczny dystans. Zapewne pamiętała, jak niechętnie reagowałem na jakikolwiek dotyk. Chciała, uniknąć sytuacji w której bym ją zbeształ i nakrzyczał, by mnie puściła. W końcu w przeszłości nie raz ją skutecznie spławiałem, ale teraz gdy patrzyłem na te wszystkie pary, na osoby które w przypływie emocji, wyznawały sobie uczucia i przytulali się ze szczęścia, nie skrzyczałbym nawet Karin czy Naruto, gdyby którykolwiek z by mnie objął.

        Wyciągnąłem ramiona, i z wielkim wysiłkiem, przyciągnąłem ją do siebie z powrotem. Miałem dziwną ochotę poczuć czyjeś ciepło, podzielić się radością z kimś. Z kimkolwiek. Byłem zmęczony, ale szczęśliwy, i teraz gdy trzymałem w objęciach jej kruche ciało, na prawdę poczułem, że żyje, i że w końcu jest koniec. Jej dłonie które kurczowo trzymały się materiału na moich plecach tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że dobrze wybrałem.

        W końcu mogę wrócić do domu.



        Otworzyłem oczy. Pierwszą rzecz jaką zobaczyłem to ciemność, następnie poczułem przeszywający ból i zesztywnienie mięśni. Nie mam pojęcia ile tak leże. Czy godzinę, dwie, cztery, dzień. Podnoszę lewą dłoń, po kilku minutach przyzwyczajam się do ciemności i widzę zarys ręki. Oddycham z ulgą. Jednak nie straciłem wzroku. Próbuje się podnieść, lub chociaż podeprzeć na ramionach, ale nic z tego. Ciało odmawia posłuszeństwa więc z powrotem upadam na poduszkę. Obracam głowę na lewo. Obok mnie leży Kakashi, następnie obracam głowę na prawo. Leży tam Naruto, a obok niego ten chłopak Sai. Cała nasza czwórka znajduje się w jednym namiocie. Wyraźnie słyszę trzy oddechy. Jeden głośny, ochrypnięty, należący do Naruto, i dwa ciche spokojne. Zgaduje, że ten wolniejszy, bardziej melodyjny, i dłuższy należy do Kakashiego. Zapamiętałem to podczas naszych dawnych misji. Prócz naszych dźwięków słyszałem jeszcze inne. Szelest drzew, świerszcze, i płacz. W końcu gdy nadszedł zmierzch, ludzie odczuli ból i stratę bliskich. Głośne jęki, należały do kobiet, które opłakiwały braci, mężów, ukochanych. Słyszałem również głośne wybuchy płaczu, głośne pociąganie nosem, i czkawki, które najprawdopodobniej należały do płaczących mężczyzn.

        - Proszę odpocznijcie sobie. Na opłakiwanie przyjdzie czas, teraz najważniejsi jesteście wy. Musicie zregenerować się, by móc mieć siłę na głoszenie bohaterskich czynów waszych bliskich - powiedział, delikatny kobiecy głos.


        Sakura weszła bezszelestnie do namiotu. Najpierw podeszła do Kakashiego. Sprawdziła czy równomiernie oddycha, poprawiła mu kołdrę i z uśmiechem podeszła do Saia, następny był Naruto przy którym zatrzymała się na dłużej. Przyłożyła dłoń do jego czoła. Po kilku sekundach zadrżał, i prawie machinalnie naciągnął na siebie kołdrę, w którą był wcześniej owinięty jak winorośl. Musiał mieć gorączek lub coś w tym stylu, a Sakura musiała mu ją obniżyć. Na sam koniec podeszła do mnie. Cichutko na palcach, jakby się bała, że mnie zbudzi. Gdy się zorientowała, że nie śpię stłumiła pisk.
        - Przestraszyłeś mnie! - szepnęła, siadając na krześle. W ciemności nie widziałem za dobrze, ale słyszałem w jej głosie zmęczenie. Na pewno miała podkrążone oczy, i na wpół świadomy wzrok.
        - Nie mogę zasnąć - wyznałem. Sam nie wiem czemu jej to powiedziałem. To była pierwsza rzecz jaka mi przyszła do głowy.
        - Nie masz gorączki, ale twój organizm nadal jest osłabiony. Musisz się przełamać i zasnąć - odrzekła twardo, przykładając dłoń do mojego czoła. Jej dotyk był bardzo delikatny, a zarazem gorący. Przyjemnie gorący. Przeniosła dłoń, na mój policzek, a ja wtuliłem się w wewnętrzną stronę, niczym zgubiony kot.
        - Posiedzę tu z tobą trochę, więc spróbuj zasnąć - oznajmiła cicho. Złapała mnie za rękę, która wystawała spod kołdry, a ja zacisnąłem palce, tak mocno jak tylko mogłem w tym momencie. Tak jak mi nakazała, zamknąłem oczy i po chwili, spałem mocnym, głębokim snem.



        Jaki był mój cel? Co powinienem robić? Czy powinienem obrać sobie jakieś nowe marzenia? Teraz gdy wojna się skończyła, Itachiego nie było, Madary i Obito też, nie miałem żadnego celu. Całe swoje życie nastawiałem się na zemstę. Zemsta po zemście, zemstę pogania czy jakoś tak- dokładnie tak było w moim przypadku. Z Itachiego przeszło na Danzo i Wioskę, później tą złość skierowałem na Madare, a gdy i on znikł, nie miałem na kogo skierować swoją złość. W sumie mogłem kontynuować swój pomysł wybicia każdego Konohańczyka, ale wtedy śmierć mojego brata poszła by na marne. Po za tym teraz nie mogłem podnieść choćby palca na tą matkę.
   
         Po długich, ciężkich i denerwujących prośbach Naruto wróciłem do wioski. I tak bym pewnie wrócił, niestety moja duma nie pozwoliła mi bym się zgodził od razu. Bądź co bądź musiałem utrzymywać dawną maskę obojętności. Moja dawna drużyna rozpadła się. Suigetsu wrócił do swojej wioski, gdzie uparcie trenował władzę nad siedmioma mieczami. Karin i Juugo zostali przy mnie. Sam nie wiem po co. Juugo pewnie dla tego, że byłem wspomnienie po Kimimoro. Byłem jego klatką i nie mógł mnie opuścić, bez mojej zgody. Karin to Karin. Mogłem się tego po niej spodziewać.

        Na szczęście dostałem swoje własne osobiste mieszkanie. Nie było one duże. Zresztą nie potrzebowałem większego. Dwie sypialnie, salon z kuchnią i łazienka. To nawet za dużo jak na mnie. W tym wielkim domu nigdy nie czułem się samotnie. Dzień w dzień ktoś musiał u mnie przesiadywać. Gdy nie załatwiałem swoich spraw dotyczących, powrotu do wioski, to albo Naruto, albo Sakura, albo Juugo z Karin odwiedzali mnie.
        Dni mijały mi stosunkowo bardzo szybko. Nawet za szybko. Nim się obejrzałem, skończyłem dziewiętnaście lat. Praktycznie jak większość z mojego rocznika. W przeciągu tego roku, świat zmienił się diametralnie. Nigdy nie sądziłem, że dożyje dnia w którym wszystkie wioski Shinobii zawiążą pakt. Nie byle jaki pakt, zwykły podpis o pokój, ale prawdziwy niepisany pakt przyjaźni, który narodził się na tej strasznie wojnie. Świat pędził do przodu, a ja musiałem za nim nadążyć. Ciężko było uczyć się wszystkiego od nowa. Niczym dziecko pisania, ja uczyłem się współpracy, przyjaźni, zaufania i wielu innych rzeczy, które musiałem nadrobić w czasie tych siedmiu lat nie obecności.
    
           - No dalej Sasuke! Znów zostajesz w tyle, ale z ciebie cienias! - zawołał głośno Naruto, śmiejąc się do rozpuku. Jego głupkowata gęba promieniała za każdym razem, gdy odwracał się do mnie przodem i liczył dzielącą nas odległość. Gdy była wystarczająco duża, uśmiechał się pod nosem, gdy się zbliżałem chodź o pół metra, przyśpieszał kroku, znikając w czeluściach koron drzew.
          - Pff, dorośnij w końcu!
          - Przestaniecie się kłócić? Jedną misję, proszę tylko o jedną spokojną misję, bez waszych kłótni! - krzyknęła Sakura, mierząc nas obu groźnym wzrokiem. To była kolejna rzecz jaką się nauczyłem. By w miarę rozsądku nie zadzierać z nią. Bądź co bądź miała trochę siły, i nie raz posmakowałem jej małej piąstki.
          - Nie moja wina, że Sasuke to taki cienias!Ha, ha, ha, ha!
          Puściłem jego komentarz mimo uszów. Nie miałem zamiaru uczestniczyć w tej dziecinnej zabawie, niczym Kakashi i Guy.


          Po każdej misji, powrót do domu był niczym widok matki lub ojca. Przekraczałem bramę wioski i czułem błogi stan. Równowagę ducha , umysłu i ciała. Spadały ze mnie wszystkie zmartwienia, wspomnienia dotyczące misji, i rany.
          - Jak się domyślam nie masz zamiaru iść do szpitala na opatrzenie ran - stwierdziła bardziej niż powiedziała. Jej lekko uniesiona brew wskazywała na to, że przegrałem już tą rozmowę. Nie chcąc się zbłaźnić, odchrząknąłem i wyminąłem ją. Starałem się nie łapać za bolącą łopatkę i żebra, ale z każdym ruchem jakby nasilał się ból.
          - W porządku, u ciebie też mogę cię opatrzyć - powiedziała miłym głosem, biorąc mi pod ramie. Z kamienną twarzą poddałem się. Przerzuciłem ramie przez jej bark i niczym potulny baranek szedłem za nią do mojego mieszkania.

           Nie musiałem nawet wyjmować klucza. Sam nie wiem co mnie napadło, by dać jej i Naruto klucze do mojego domu. Miałem po prostu dość tych dni, gdy zaszyty w swoim pokoju, dzień i noc walono oknami i drzwiami, byle się tylko do mnie dostać. Tak było trochę łatwiej. Sakura przychodziła gdy miała wolne w szpitalu. Od czasu do czasu, przynosiła mi obiad. Nie przeszkadzała tak bardzo jak Naruto, który potrafił w środku nocy przyjść by wyciągnąć mnie na głupią walkę, czy posiłek w Ichiraku ramen.

          - Gdybyś dał się opatrzyć od razu nie było by problemu, a tak to boli dwa razy bardziej! - fuknęła na mnie, łamiąc mi kolejne żebro. Stanowczymi i wcale nie delikatnymi ruchami, łamała mi żebra i nastawiała wszystko. Ból który odczuwałem łagodził jej natychmiastowy, magiczny dotyk.Tępo, wpatrując się w sufit starałem się nie okazywać swojej dumy. Jak mogłem się dać opatrzyć przy Naruto, który jak zawsze szczęśliwy biegał wokoło, naśmiewając się ze mnie i moich ran. Nawet przez sekundę nie pomyślał, że złamane żebra i wybity bark, mam przez jego i jego nierozważne działania. Zawsze trzeba mu ratować dupę.
           - Dzięki - mruknąłem. Z cichym westchnieniem w miarę wygodnie ułożyłem się. W pokoju panował pół mrok. Otwarte okna były zasłonięte żaluzjami, tak by tylko chłodny wiatr wpadał do pomieszczenia.
          - Co ja z wami mam - mruknęła, głaszcząc mnie po głowę. Nie lubiłem haj chwilami traktowała mnie jak dziecko. Zwłaszcza gdy byłem ranny. Miała ten głupi zwyczaj, że głaskała mnie po głowię, lub trzymała za rękę jakby chciała dodać otuchy pięcioletniemu dziecku. Mimo tego, nigdy jej nie zabraniałem tego. Lubiłem jej dotyk, nawet jeśli był zbyt przesadny.
          - Też powinnaś iść na kontrolę, sama nieźle oberwałaś.
          - Tak myślisz? W sumie nie czuje żadnego bólu od tamtego uderzenia. W porównaniu do uderzeń Pani Tsunadę, to było zaledwie dotknięcie motyla - zaśmiała się promiennie, prostując się automatycznie.
          - I tak idź - rozkazałem łagodnie, lekko szturchając ją w czoło.
          - Zobaczymy. Leż w tym łóżku i nie daj się wyciągnąć Naruto na żądne głupie zabawy, aż do kilku dni, dobrze?
           - Jemu to powiedź - prychnąłem.


          Z biegiem lat gołym okiem widoczny był postęp technologiczny czy tak zwany okres nowej generacji. Stojąc przed wspólną koedukacyjną sauną zastanawiałem się co Naruto może mieć w głowie, że mnie tu zaciągnął. Biłem się w czoło za każdym razem gdy widziałem jego głupowatą ucieszoną twarz, czerwoną niczym słodkie ziemniaki. Siłą zaciągnięty do środka wszedłem do jednej z ciepłych wód.
          - Idźcie gdzie indziej! - zażądała hardo Ino, na nasz widok. Gdy tylko zobaczyłem swoje koleżanki, od razu odwróciłem wzrok. Miałam nadzieje, że jak już mam wylądować w wodzie z nagimi kobietami, będą to przynajmniej jakieś mi obce osoby, a nie dziewczyny, które znam.
          - Wszystkie inne są już pełne. Czemu wy jesteście tu same! To wspólne źródła! - fuknął Naruto. Ignorując groźby i krzyki dziewczyn, wszedł do wody. Usadowił się na drugim końcu basenu,  ściągnął biały ręcznik który położył sobie na głowie. Hinata, która siedziała na przeciwko niego pisnęła głośno pod nosem. Odruchowo odwróciła się do niego tyłem, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Podobnie zareagowała Ten Ten. Ino, która prowadziła śmiertelną bitwę na śmierć i życie z Naruto, nie zamierzała spuścić z niego wzroku. Zdawała sobie sprawę, że jej piersi, troszeczkę wystają z nad wody. Nie przeszkadzało jej to. Byłą z nich dumna i póki nie było widać całości, śmiało eksponowała swoje ciało.
          - Sasuke? - usłyszałem za plecami. Odwróciłem się do Sakury, która stała w wejściu. Jej mleczne ciało, otulone było białym ręcznikiem. Wilgotne od pary kosmyki włosów, przykleiły jej się to twarzy. - Błagam powiedź, że wy nie chcecie tu usiąść - pisnęła, zaciskając mocniej palce, na wiązaniu. Odruchowo spojrzałem na jej zaciśnięte piersi, które w tym momencie wyglądały jak dwa ściśnięte, dojrzałe pomarańcze. Odwróciłem szybko wzrok, czując się trochę jak zboczeniec.
          - Naruto chodź stąd! - rozkazałem.
          - Właśnie idźcie stąd, byłyśmy tu pierwsze! -  fuknęła Ten Ten.
          - Nie ma mowy! To wspólna Sauna! Po za tym reszta zaraz tu będzie, więc mamy przewagę! - powiedział dumnie, rozkładając ramiona.

          Jak na zawołanie drzwi otworzyły się, a w nich stanęła reszta tej porąbanej paczki. Łącznie z Saiem, który lubił eksponować swoje wdzięki, i teraz stał na czele, bez żadnej osłony, na biodrach i dolnych częściach.
          - Kyaa! - pisnęła Hinata, chowając się pod wodą.
          - O też tu jesteście - powiedział zaskoczony Kiba, wchodząc do wody. Każdy jakby nigdy nic, rozsiadł się wygodnie, nie spoglądając nawet na żadną z dziewcząt.
          - Gdzie ten ręcznik - fuknęła Ino, odwracając się do nas tyłem. Nawet jej nagie plecy, i pupa robiła wrażenie na facetach. Nie dziwne, że większość siedziała teraz z otwartymi ustami.
          - To jak dziewczyny idziemy gdzieś indziej? - spytała Sakura, siadając na brzegu. Zanurzyła nogi w ciepłej wodzie, doznając przy tym niesamowitej ulgi.
          - Było tu tak przyjemnie - rozmarzyła się Ten Ten.
          - Przecież nie musicie nigdzie iść. Wystarczy, że się okryjecie ręcznikiem i po sprawie. I tak większość z was, na co dzień chodzi z piersiami na wierzchu - prychnął  Naruto, na co mu się od razu dostało.
          - Posiedźmy chwile póki przyszłaś, a później pójdziemy coś zjeść! - zaproponowała Ino.

          Jedyne wolne miejsce było między Sakurą, a Kibą. Rozsiadłem się wygodnie, rozkładając ramiona i nogi. Gorąca woda kojąco wpływała na moje mięśnie i zmysły. Kilka sekund siedzenia, a już czułem jak zrelaksowane jest moje ciało. Moje ramie które dotykało Sakury, odczuło każdy ruch jej skóry. Również czuła się zrelaksowana i rozluźniona. Oddychała głęboko i powoli, jakby się delektowała chwilą.
          - Sprawdzili ci w końcu te rany? - spytałem, odnosząc się do naszej rozmowy sprzed kilku dni.
          - Tak Shizune mnie sprawdziła. Tak jak mówiłam, wszystko w porządku - uśmiechnęła się szeroko - Z tego co pamiętam zabroniłam ci się ruszać z domu przez kilka dni - jej mima przybrała groźniejszy wyraz twarzy. Zmarszczone brwi i lekko wydęte usta, przypominały minę pięciolatki, która swoją słodyczą stara się być groźna.
          - Pfff, minęło kilka dni - zauważyłem - W końcu gorące źródła wpływają dobrze na ciało - dodałem dobitnie. Delikatnie dłonią dotknąłem jej głowy. Wręcz pogłaskałem ją jak pieska, który zasługiwał na pochwałę.
      



          Chyba nigdy nie zrozumiem jak to jest, że po całym dniu spędzonym z przyjaciółmi czuję się dwa razy bardziej zmęczony niż po dłuuugiej misji. Nawet teraz gdy leże w łóżku to słyszę głośny hałas z restauracji. Śmiechy, krzyki i donośny głos Naruto. Czuję słodki zapach tych wszystkich kelnerek, które dosiadły się do nas, by dotrzymać towarzystwa. Mam wrażenie, że są one tuż obok mnie, by sprawić mi trochę przyjemności. W końcu jestem dojrzałym mężczyzną, też mam swoje potrzeby. W przypływie fantazji sięgam do spodenek. Próbuje sobie wyobrazić jakąkolwiek kobietę, którą dziś poznałem, myślę nawet o Ino, Karin innych znanych mi osobach, ale koniec końców i tak myślę o Sakurze. Napinam mocno mięśnie. Im wyraźniejszą twarz widzę tym większą ekstazę czuję. Gdy kończę, wyrzucam bokserki do kosza na pranie, wskakuje pod prysznic i znów do ciepłego łóżka.

          Przewracając się z boku na bok, słyszę jak szeleszczą żaluzje. Odwracam się przodem do okna. Jakiś zarys kobiety, zbliża się do mnie. Wsuwa się pod kołderkę, kładzie się na mnie i całuję. Czuje nacisk na podbrzuszu, i nim się orientuje znów mam erekcje.
          - Zróbmy to -  mówi postać, a mi nie pozostaje nic innego jak spełnić tą prośbę.

          Delikatnie rozbieram ją, zapamiętuje jej ciało na pamięć, koduje zapach jej ciała. Przeczesuje jej włosy palcami, i składam pocałunki na jej zgrabnym brzuchu. Dotykam jej piersi, które swoim kształtem zachwycają wzrok, a miękkością dotyk. Pozwalam jej  by zostawiała ślad na moich plecach, chłonę jej ciszy jęki, a gdy łączymy się wspólnie, ogarnia mnie pożądanie, które bierze górę. Przewracam ją pod sobą na plecy i na koci grzbiet. Przyciągam jej uda bliżej siebie, i klęcząc przed jej rozwartymi nogami, wchodzę jak  najgłębiej potrafię. U szczytu składam na jej ustach delikatny pocałunek i kładę się na jej piersi.


          Budzę się w ciemnościach. Wiatr dobija się do okien niemiłosiernie. Przejeżdżam dłonią po łóżku, ale niczego nie czuje. Rozglądam się po pokoju. Staram się zobaczyć jakiś zarys, wyostrzam węch, by móc poczuć słodki zapach jej ciało i naszych soków. Zaglądam pod kołderkę i jedynie co zostaję, to stojący na baczność penis, który zdążył już przez sen ufajdać mi kolejną czystą parę bokserek.

          Stojąc w łazience, przeczesuje włosy palcami. Spoglądam na siebie w odbiciu lustrzanym i próbuje ogarnąć myśli. To chyba normalne, że facet ma marzenia senne, że myśli o kobietach i zdarza mu się samo zaspokoić. Im dłużej o tym myślę, tym gorzej się czuję. Nie rozumiem siebie. Przecież jestem Sasuke Uchiha, opanowanym człowiekiem.

           Wychodzę z domu i kieruję się uliczką, w stronę zachodu. Stojąc przed odpowiednim budynkiem, wskakuje na balkon. Prychając pod nosem, wchodzę przez otwarte drzwi balkonowe do pokoju. Sakura śpi, tyłem do mnie. Oddycha równomiernie. Wyciągam dłoń, by ją dotknąć, ale w połowie drogi, zawracam. Stoję tak chwilę, po czym decyduje się wrócić do domu.
          - Sasuke? - spytała, odwracając się do mnie przodem. - Miałam sen - powiedziała, przecierając oczy.
          - Ja też - zaśmiałem się.
          - Co robiliśmy?
          - Coś....coś czego nie powinniśmy chyba robić.
          - Tak? Mi się śniło, że byliśmy sami na morzu dryfowaliśmy na kłodzie, która niosła nas ku szczytowi - wyciągnęła do mnie.
          - Tak dokładnie, u mnie też kierowaliśmy się ku szczytowi - łapię jej rękę, i niczym laleczka daje się ciągnąć do jej łóżka. Kładę się na niej, szczelnie okrywając nasze ciała kołdrą.
          - Mój sen chyba nie był taki sam jak twój - mówi delikatnie, dotykając mojej twarzy.
          - Chyba nie - szepcze jej.
          - Chce przeżyć twój sen - wsuwa dłonie pod mój podkoszulek.
          - Chcesz czego? - droczę się z nią.
          - Chce byś zaniósł mnie na szczyt - wyszeptuje mi prosto do ust, które w drugiej sekundzie łapie w łapczywy uścisk.

          Pewny, że jawa, a nie sen, całuję ją długo i namiętnie. Delikatnie, podwijam nocną koszulkę. Jej skóra jest jeszcze delikatniejsza i jeszcze bardziej pachnąca. Oplata mnie swoimi długi, zgrabnymi nogami, a ja błądzę po jej brzuchu. Jęczę jej cicho do ust, gdy dotyka mojej męskości. Śmiało bez skrupułów zaciska palce na nim, delikatnie wykonując ruchy w górę i w dół. Odwracam ją do siebie plecami i całuje jej kręgosłup, cudowny kark, i piękną szyje. Znów odwracam ją do siebie przodem, i szukam ust, które tak pożądam. Czuje na podbrzuszu jej wilgotność która jest dla mnie zaproszeniem. Wsuwam się w nią delikatnie, tłumiąc jej krzyk bólu w swoich ustach.
          - Boli - szepcze mi do ucha, zaciskając palce na włosach. Głaskam ją delikatnie po pośladku, i wykonuje ruchy. Robię wszystko by zadać jej jak najmniej bólu jednocześnie, dbając o to by nasze odgłosy rozkoszy nie wyszły po za ściany tego pokoju.
          - Nie, nie kończ jeszcze - prosi mnie, a ja nie jestem w stanie spełnić jej życzenia. Wypełniam ją całą. Rozlewam siebie po jej ciele. Głaskam ją delikatnie po plecach i wsłuchuje się w jej przyśpieszony oddech, który stopniowo reguluje się. Sam odchylam głowę na poduszce łapczywie, pochłaniając powietrze. Mam wrażenie, że wypełniłem nie tylko jej dusze i ciało, ale i przestrzeń. Wdycham jej zapach do płuc, i staram się go zatrzymać w środku jak najdłużej potrafię.
          - Spać - szepcze mi, układając się wygodnie na mojej piersi.
          - Muszę z ciebie wyjść najpierw - mruczę, spoglądam na nią. Jest zmęczona, ale widzę spokój na jej twarzy. Uporczywie walczy z snem, a gdy podnosi twarz i spogląda na mnie uśmiecha się delikatnie. W końcu sama wstaje, leniwie ubiera nocną koszulę i z powrotem kładzie się na mnie. Po kilku sekundach cichy oddech wypełnia mi uszy. Zasnęła tak szybko i tak spokojnie.

          Leże w jej łóżku wpatrzony w ciemność. Rozmyślam o tym, czy dobrze się stało. Sakura moja przyjaciółka, dziewczyna która współtworzyła jedną z pierwszych moich więzi, została obiektem moich pożądań. Nie wiem co czuje, a raczej co powinienem czuć? Jest dla mnie ważna, nawet bardzo. Będą ją chronić choćby za cenę własnego życia, i naturalnie pragnę by była szczęśliwa. Cieszę się w duchu gdy się uśmiecha, chodź tego po mnie nie widać, obserwują ją i uśmiecham się sam do siebie, widząc w niej radość.
          - Sasuke debilu chyba jesteś zakochany - prycham sam na siebie.  Chwile później zasypiam.


           Znacie to uczucie, gdy chcesz spać, jesteś w głębokim śnie i nagle ktoś lub coś wybudza cię z niego. To jest jedna z najgorszych rzeczy jakie można człowiekowi zrobić. Ten irytujący, głośny głos, wwiercał mi się w głowę. Dopiero po kilkunastu minutach zrozumiałem, że to nie byle jaki głos, a Mama Sakury, która wołała ją od dobrych piętnastu minutach.

          Otworzyłem leniwie oczy. Chciałem się wstać, przewrócić się na lewy bok, cokolwiek, ale nie mogłem. Sakura spała dokładnie w tej samej pozycji co wcześniej i ani myślała drgnąć. Słoniowe kroki rozprzestrzeniały się po korytarzu. Im bliżej nas była tym głośniejsze echo się roznosiło.
          - Sakura twoja mama! - zawołałem.
          - Co? - mruknęła, przecierając oczy.
          - Twoja mama! - powtórzyłem.
          - Sakura! Śpisz jeszcze?! Chcesz te jajka na śniadanie czy nie?! - krzyknęła z irytacją. Miałem wrażenie, że za kilka sekund tu wpadnie.
          - Nie mamo dziękuję! Na razie nie rób mi śniadania, jestem trochę zmęczona po wczorajszej zmianie! - odkrzyknęła pośpiesznie. Spojrzała na mnie ze strachem w oczach. Jeśli by nas teraz przyłapali spaliłbym się ze wstydu. Mniejsza o to, leżałem nagi, pod jej córką, na wpół śpiący na wpół trzeźwy, a co najgorsze moje ciało nadal reagowało na dotyk Sakury.
          - Na pewno? Ja i Tata musimy iść do miasta. Jak ci zrobię śniadania to pewnie nie zjesz!
          - Zjem mamo nie martw się! Nawet zostawię brudny talerz.
          - Humor ci dopisuje! - fuknęła - No dobrze, to śpij, a ja i tata wychodzimy.

          Odetchnąłem z ulgą, gdy kroki ucichły. Długo jeszcze nasłuchiwałem odgłosów, nawet wtedy gdy drzwi zostały zamknięte.
          - I co my z tobą zrobimy? - zaśmiała się bezczelnie ręką, dotykając erekcji. Nie wiem czy się zawstydziłem, czy co, ale miałem wrażenie, że twarz mi płonie. Jeszcze gorzej się czułem, gdy widziałem jej przeszywający wzrok, który ukrywał w sobie nutkę rozbawienia.
          - A co byś chciała - zebrałem się w sobie i przewróciłem ją na plecy. Odruchowo podwinąłem kej koszulę, i przycisnąłem ciałem do materaca.
          - Rób co chcesz - szepnęła mi do ucha, zaciskając nogi na moich biodrach.


          Myślałem, że rano się dziwnie czułem, ale teraz to chciałem zniknąć. Po porannym seksie, siedząc z Sakurą w kuchni, przy pożywnym śniadaniu i świeżej kawie, miałem wrażenie, że coś tu nie gra. Nie rozmawialiśmy, jakbyśmy nie mieli o czym. Nie spoglądałem na nią. Dopiero teraz dochodziły do mnie minione wydarzenia. Przez myśl przeszło mi, że wyglądamy jak para, ale wiedziałem, że tak nie jest. Tak cisza to była oznaka zażenowania. Jeszcze kilka minut temu kochałem się z nią w łóżku, które prawie złamaliśmy, a teraz ust nie potrafiłem otworzyć. Nie żebym zawsze był gadatliwy, ale wypadało by coś powiedzieć. Nie mogliśmy tego zostawić. Teraz gdy oboje wpadliśmy w to, musieliśmy ustalić jakieś granice, zasady lub stosunki.
         
          W drodze na trening nie było lepiej. Od rano nie wyjaśniliśmy sobie niczego, a teraz gdy nałożyliśmy na siebie maskę shinobii nie mogłem nic powiedzieć. Musiałem czekać, aż znów wrócimy do normalnego życia.
          - Gdzie oni są - mruknęła zmęczona.
          Dzisiejszy dzień był niesamowicie upalnym dniem. Nawet siedząc pod drzewem, przy rzece miało się wrażenie, że jest z sto stopni.
          - Że Kakashi się spóźnia to rozumiem, ale Naruto!
          - Idź sobie popływać jak chcesz - poleciłem jej. Jedno się nie zmieniło. Nie ważne, jakie są nasze stosunki lub będą, zawsze będzie mnie irytować babska paplanina.
          - Nie chce mi się, śpiąca jestem - ziewnęła szeroko. Nie dziwiłem jej się. Po tym co przeżyliśmy wczoraj i dziś rano, sam byłem zmęczony - Jak przyjdą to mnie obudź - szepnęła, kładąc głowę na moim ramieniu. Nie miałem nic przeciwko. Nawet dziwna fala ciepło rozeszła się po moim ciele. Siedzieliśmy we dwójkę pod drzewem w słoneczny dzień. Gdyby ktoś nas nie znał pomyślałby, że jesteśmy parą. Sam nie wiem czemu, ale samo wspomnienie o tym wywołało uśmiech na mojej twarzy. Oparłem głowę o jej głowę i sam zasnąłem.



          Jak już mówiłem. Jedna z najgorszych rzeczy jakie może zrobić człowiek drugiemu człowiekowi to obudzić go brutalnie z pięknego snu. Inna sprawa gdy jesteś się budzony poprzez zmysły. Wtedy całe ciało, reaguje, nawet wyobraźnia, i nie możesz nie wstać.
          - Dzień dobry - szepnęła, nie przestając całując moje ciało. Wilgotne usta sunęły po moim torsie niczym fala tsunami, która zaraz miała oblać moje ciało w postaci ekstazy.
          - Spać - rozkazałem senny. Objąłem ją ramieniem za kark, po czym przewróciłem ją na brzuch. Moje nagie ciało, przyciskało jej nagie ciało. Leżałem na niej z twarzą przy jej twarzy.
          - Musimy wstać, egzaminy się zaczynają za kilka godzin - powiedziała z trudem. Rozluźniłem trochę uścisk, dając jej możliwość do swobodnego oddychania.
          - Mi wystarczy pół godziny żeby się przygotować, więc daj mi pospać te kilka godzin - powiedziałem twardo, nie otwierając oczów. Gdy się zamykało na jeden bodziec to inne się wyostrzały. Drgnąłem, czując jej zgrabne palce we włosach. Rozchyliłem machinalnie usta, gdy je całowała.
          - Chciałam jeszcze kilka rzeczy zrobić przed wyjściem - szepnęła mi do ust, przegryzając dolną wargę.
          Zareagowałem na to jak na każdy jej podtekst. Podparłem się na rękach, odwróciłem ją do siebie przodem, rozchyliłem nogi i spojrzałem głęboko w oczy.
          - Nie to miałam na myśli! - fuknęła na mnie, krzyżując nogi. Spojrzała na mnie wymownie jakbym zrobił coś złego. - Najpierw pójdziemy pod prysznic, później na śniadania, a na samym końcu do pani Tsunade po kilka papierów - szepnęła, całując mnie.
          - Razem się wykąpiemy? - wolałem się upewnić.
          - Chyba, że chcesz sam - podniosła niewinnie brew.
          - Nie radziłbym ci zadzierać ze mną o poranku - ostrzegłem ją. Pół roku wspólnego mieszkania, a ona nadal nie była świadoma tego co mógłbym jej zrobić. Co chciałbym jej robić, i jak na mnie działa gdy udaje tak niewinną, lub tak groźną.
          - Nie denerwuj mnie i wstawaj - powiedziała groźnie. Używając swojej nadludzkiej siły, zmusiła mnie bym wstał z niej i usiadł. Sama usadowiła się na mnie okrakiem. Okiełznała mnie długim namiętnym pocałunkiem, po czym siłą wyciągnęła z łóżka, ciągnąc tym samym do łazienki, gdzie otuleni parą, posiadłem ją po raz kolejny.


          - Kocham cie Sasuke - szepnęła mi, patrząc na mnie w odbiciu lustrzanym.
          Zawsze się dziwnie czułem w takich momentach. Staliśmy we dwójkę, przed lustrem w salonie. Sakura jak zawsze przede mną. Patrzyliśmy na siebie kilkę minut, po czym braliśmy nasze ochraniacze w dłonie.
          - Ja ciebie też - odpowiadałem, a później wiązaliśmy naszą chlubę wioski, naszą największa wartość narodową.
          I wtedy już nie byliśmy zwykłymi Sasuke i Sakurą, ale byliśmy Shinobii, którzy życie i dusze poświęcali wiosce.



Za błędy przepraszam.