OGŁOSZENIA

UWAGA!
Blog istnieje jako mój śmietniczek. Wylewam na nim wszystkie pomysły które zagnieżdżą mi się w głowie.

NIE realizuje zamówień, chyba, że napiszę wcześniej.
PRZYPOMINAM, że jest to ŚMIETNICZEK.

[06.11.2014]
ślę wirtualnego HUGA do każdego fana, czytelnika, miłośnika, Narutomaniaka, Narutardsa, i SasuSaku shippera! Z podziękowaniami dla wszystkich osób, którzy dzielnie i z zapartym tchem śledzili i trzymali kciuki za swoich ulubionych bohaterów i Naszego Najgłośniejszego ninja numer 1!
Wiele osób się zastanawia czy blog po zakończenia mangi będzie dalej funkcjonował. Ja bez wahania odpowiadam TAK! Tak długo jak mam wenę, tak długo jak mi pozwolicie i tak długo jak istnieją fani Naruto, SasuSaku, Shikatema etc, tak długo ja będę pisać. Będę dalej pisać, i pisać, aż zostanę ostatnim fanem SasuSaku w Polsce, a później na świecie.


[18/04/2020]
Jak się macie moi drodzy czytelnicy ? Czy wam też życie ucieka przez palce, ale wciąż czujecie się dziećmi ?


cr: all credis to the owner, DevinArt, tumblr, Masashi Kishimoto.

Szablon w całości stworzony prze ze mnie.



26 sty 2015

36- Ewolucja w nowe ja (SasuSaku - II)


         Paring: SasuSaku
         M&A: Naruto
         Dozwolone: 0d 18 lat
         Kategoria: Kontynuacja, Świat Shinobii, spoilery, henati
         Uwagi: Z Pozdrowieniami dla Rozy Wiosennej, która jako pierwsza skapnęła się, że coś jest nie tak za tym "Pożegnaniem" Z Początku planowałam, że ten rozdział i poprzedni będzie całością, ale wyszło by to duuuzo za dużo, a nie chciałam Was zanudzić. Plus chciałam zobaczyć waszą reakcję. Partówkę niestety muszę pisać odnowa gdyż dokładnie minutę temu ją skasowałam przez przypadek....Pozdrawiam i głębszą refleksję napiszę na końcu.





         Sakura wyszła z mieszkania, zamykając za sobą nie tylko drzwi, ale i cząstkę siebie w tym mieszkaniu. Minęło dziesięć może dwadzieścia sekund od jej wyjścia. Sasuke stał w bezruchu, wpatrując się w wyjście. Jego ciało drżało, napinało się i denerwowało. Właśnie coś stracił, ale nie wiedział co. W głowię miał pustkę, czarną dziurę, która brała władanie jego ciało. Nim minęła druga minuta zrobił krok w przód drastycznie, łapiąc za klamkę.
         Głośno i głęboko wciągnęła świeże powietrze do płuc. Z każdym stopniem w dół czuła się wolniejsza i bardziej pusta. Na czwartym pół piętrze zorientowała się, że w mieszkaniu Sasuke wciąż są jej rzeczy. Kilka ubrań, kosmetyki oraz książki i notatki, które potrzebowała na dzisiejsze zajęcia. Chcąc nie chcąc wróciła się na górę.
         Serce zatrzymało mu się na sekundę, gdy ujrzał ją w drzwiach. Napotkał jej wilgotne i lśniące oczy i to mu wystarczyło, by złapać ją za wyciągniętą dłoń i przyciągnąć do siebie. Desperacko wręcz histerycznie przytulił ją mocno. W momencie gdy jej małe ciało znalazło się w jego zasięgu, myśli nagle uspokoiły się, mięśnie ciała rozluźniły, a serce jak na rozkaz wróciło do stałego rytmu bicia.
         - Hej, stało się coś? - zdezorientowana stała w bezruchu.
         - Cicho bądź na chwilę - rozkazał, zaciskając kurczowo ramiona - Lepiej żebyś nie kłamała. Bo jeśli skłamiesz lub nie dotrzymasz wczorajszych słów, to wtedy pożałujesz - zagroził jej.
         - D..dobrze - zaniepokojona przytaknęła nie do końca, wiedząc, o co mu chodziło.
       


         Rzucił ją delikatnie na łóżka po czym stanął obok. Szary podkoszulek rzucił gdzieś pod nogi, a gdy usiadł przed Sakurą, pociągnął ją do siebie za kostki, nie spuszczając jej twarzy z oczów.
         - Dziwnie się zachowujesz...  - mruknęła zawstydzona, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Chciała uciec, ale nie miała odwagi, ani siły. Jej ciało odmawiało posłuszeństwa.
         - Mówiłem ci, że masz być cicho - przypomniał z nutką grozy, kładąc się na niej. Podpierając się na ugiętych ramionach, wertował Sakurę wzrokiem, zmuszając ja tym samym by niczym mały baranek błąkała się myślami po całym pokoju.
         - Co chcesz zrobić...
         - Mam zamiar się z tobą kochać - powiedział spokojnym, niskim tonem. Przenikliwym wzrokiem obserwował jej reakcje, czerpiąc z tego dziwną satysfakcję.
         - Nie kpij sobie. Czy ty właśnie nie powiedziałeś, że jesteśmy przyjaciółmi i nie dotkniesz mnie palcem? - zakpiła. Poirytowana zacisnęła palce w piąstki, tuż pod brodą.
         - Tej części, że cię nie dotknę palcem nie przypominam sobie.
         - Sasuke! - warknęła zawstydzona. Kładąc obie dłonie na jego klatce piersiowej, próbowała odsunąć go od siebie. Był zbyt blisko. Za blisko. Czuła jego zapach, oddech, to jak napina mięśnie brzucha. Czuła nawet jego erekcję, która z każdą chwilę coraz bardziej napierała na jej podbrzusze.
         - Sakura powiem to tylko raz więc słuchaj uważnie. Nie mam zamiaru oddać cię nikomu innemu, ale jednocześnie nie mam zamiaru ci niczego deklarować, ani obiecywać. Skoro to jest jedyny sposób by cię tu i teraz zatrzymać to mam zamiar go wykorzystać - zatrzymał się na sekundę, by zsunąć spódniczkę w dół ku kostkom - Ale jeśli nie chcesz tego to po prostu powiedź, a nie grymaś. Wstań, ubierz się, załóż poprawnie buty i wyjdź - kontynuował.
         Oparł się czołem o jej czoło i z triumfalnym uśmiechem oczekiwał na własne zwycięstwo.
         Podekscytowanie - to właśnie czuł.
         - Boję się... - szepnęła po dłużej chwili, odwracając wzrok.
         - Wiem - wsunął jedną dłoń, pod poduszkę gdzie splótł palce z jej dłonią.
         - Ale póki to ty to w porządku. Nie mam zamiaru cofać swoich słów... więc nie powstrzymuj się - powiedziała w końcu, rozluźniając nogi.
         - Nie mam takiego zamiaru - zaśmiał się.
         - Będzie bolało? - zawstydzona spojrzała na niego.
         - Jak cholera - odszepnął, całując ją. - Jak cholera - dodał ponownie, schodzą z pocałunkami w dół.



         Ponad pół godziny stała w łazience, gapiąc się na własne odbicie. Dokładnie oglądała każdy centymetr swojego ciała, bojąc się, że ktoś może zauważyć utratę jej dziewictwa. Nawet teraz gdy minęła prawie godzina od jej pierwszego stosunku to czuła duży dyskomfort w okolicach intymnych. Jakby kawałek jego nadal był w niej. Bała się, że jak wyjdzie do ludzi to wszyscy to wyczytają. Przed oczami miała siebie i Sasuke. Przełknęła  ciężko ślinę, przypominając sobie jak się zatraca, jak się starał i jak kończył. Sama nie wiedziała czy to co ona przeżyła było orgazmem, ale bez wątpienia mogła powiedzieć, że on to przeżył.
         Spojrzała na Sasuke, który stał w wejściu do kuchni z kubkiem herbaty w ręku. Nonszalancko opierał się o ścianę, z jednym ramieniem skrzyżowanym na klatce piersiowej i z wzrokiem wbitym w nią. Gdy tylko spojrzała na niego, ruchem dłoni nakazał jej podejść.
         - Idę do pracy... - powiedziała, uśmiechając się zawstydzająco. - Odgrzej sobie tą herbatę - rozkazała, dotykając zimnego kubka.
         - Pokaż mi - powiedział, ignorując jej słowa. Wolną ręką, podniósł jej bluzkę do góry.
         - Dopiero się ubrałam! - fuknęła, spuszczając ubranie - Nie przejmuj się - dodała, kierując wzrok na kilka czerwonych plam, które były odbiciem palców.
         - Nie przejmuję się. To ty kazałaś mi się nie powstrzymywać - przypomniał niewzruszony, idąc za nią do drzwi.
         - Cieszę się, że tak się o mnie martwisz - mruknęła, marszcząc na niego brwi.
         - Przyjdziesz wieczorem?
         - A mogę?
         - Jakoś nigdy nie pytałaś mnie o pozwolenie.
         - Jutro idziesz na misję?
         Sasuke przytaknął.
         - Sasuke...kim...kim my jesteśmy? - spytała naglę, odwracając się do niego plecami.
         Bała się na niego spojrzeć. Była zbyt zawstydzona: tym, że właśnie odbyli stosunek, jego słowami, jego zachowaniem i swoimi wyobrażeniami.
         - Ja jestem Sasuke, ty jesteś Sakura. Jesteśmy przyjaciółmi. Przecież mówiłem - przypomniał, dotykając jej głowy.
         - No tak. Widzimy się później - odwróciła się do niego z uśmiechem - Podgrzej tą herbatę! - rozkazała.





         Cicho wręcz na paluszkach weszła do domu. Upewniwszy się, że nikogo nie ma w salonie udała się do kuchni. Z obiadem na tacy, skierowała się schodami w górę. Po całym dniu pracy była wykończona i głodna. Marzyła o tym by zjeść coś ciepłego, wziąć prysznic i przespać się godzinkę lub dwie.
         - M..mamo...Tato - przerażona, stanęła w drzwiach.
         Usiadła na kolanach tuż przed swoimi rodzicami. Wstyd jej było spojrzeć na matkę, która świdrowała ją z surową miną. Przez chwilę bała się, że wie, że się domyśliła.
         - Gdzie ty byłaś?! - zaczęła.
         - Spokojnie. Nie tak mięliśmy zacząć - przypomniał Pan Haruno.
         - U Sasuke.
         - GDZIE?! - wrzasnął Ojciec, spoglądając na córkę.
         - U Sasuke - powtórzyła, przegryzając wargę.
         - Oho! Młoda panienko. Możesz mi powiedzieć co ty u niego robiłaś? I czemu dopiero wracasz do domu? Ile ty masz lat?
         - Kochanie...spokojnie - szepnęła pani Kizashi, delikatnie dotykając pleców męża.
         - Nocowałam. I dziś też będę u niego nocować.
         - Słucham? - wtrąciła kobieta, nie mogą uwierzyć w słowa własnej córki. - Sakura...ty masz dwadzieścia lat co ty sobie wyobrażać, by w takim wieku nocować u mężczyzny?
         - Dokładnie mamo. Mam dwadzieścia, za kilka miesięcy będę mieć dwadzieścia jeden lat. Jestem dorosłą kobietą, najlepszym tuż pod Pani Tsunade medycznym ninją. Szanowaną i dość sławną osobą. Wiem co robię, więc nie patrzę na mnie i nie traktujcie mnie jak dziecko  - poprosiła z pokora.
         - Nawet jeśli... to wciąż jesteś naszą córką. Nie możesz od tak sobie nocować u byle kogo...
         - Sasuke nie jest byle kim. Przecież znacie go, a przynajmniej ja go znam. Jestem na tyle dorosła, że bez namysły mogę wam powiedzieć, że go kocham. Kocham tego człowieka. Nawet jeśli jestem waszą jedyną córką i nadal patrzycie na mnie jak na dziecko, proszę zaakceptujcie moją miłość do niego! - ukłoniło się nisko.
         Oboje spojrzeli na swoją małą córkę, która pierwszy raz w życiu z pokorą oddała im ukłon, prosząc  przy ty, o coś co nazywa się rodzicielskim błogosławieństwem. Nawet oni wiedzieli kim jest Sasuke Uchiha i jak wielkie znaczenie ma dla ich córki. Nie ważne jak bardzo ją kochali i jak bardzo pragnęli zatrzymać ją przy sobie nie potrafili zabronić jej miłości.
         - Po prostu nie róbcie niczego głupiego... - powiedziała Pani Haruno, wychodząc  nagle z pokoju.
         - Znasz matkę. Wiesz jak ona to przeżywa - szepnął ojciec - Chciałbym żebyś przestała dorastać - dodał, głaskając córkę po włosach  - Wstań już. Przecież nie zrobiłaś nic złego. Następnym razem jak będziesz nam się kłaniać niech to będzie przed twoim ślubem...i niech ten ślub będzie za pięćdziesiąt lat - poprosił żartobliwie, przełamując napięta atmosferę.
         - Przepraszam.
         - Nie masz za co. To twoja młodość. Zjedz obiad za nim wystygnie - polecił, zamykając drzwi za sobą - A, z matką jesteśmy dumni. Dumni, że dorastasz, że wyrosłaś, na piękną i silną kobietą. Sakura Haruna uczennica Piątej Hokage...brzmi dumnie - powiedział sam do siebie.

         Z głośnym westchnieniem położyła się na ziemi.
         - Przeżyłam - szepnęła do siebie, wpatrując się w tace.





         Po raz kolejny uderzyła histerycznie czołem o drzwi, wyklinając na siebie w duchu. Akurat dziś gdy postanowiła oddać mu kluczę do domu, zapomniała  zabrać je ze sobą z powrotem. Wieczór robił się coraz chłodniejszy i ciemniejszy, a ona nie miała pojęcia gdzie jest Sasuke i o której wróci. Mogła zaryzykować poczekać jeszcze chwilę, lub wrócić się do domu i przyjść rano.
         - Głupia! - szepnęła, odwracając się.
         - Uważaj - powiedział chłopak, łapiąc ją przed upadkiem. - Czemu nie wchodzisz? - spytał, puszczając ją.
         - Zapomniałam kluczy - mruknęła zawstydzona, łapiąc się za bolące czoło.
         - To wyjaśnia czemu nazwałaś się głupią.
         - Zamknij się - mruknęła, wchodząc do środka.


         Siedziała na łóżku, chłonąc obraz Sasuke jak wodę. Bojąc się, że mogę go rozproszyć ostrożnie wodziła wzrokiem za każdym jego ruchem. Obserwowała jak wkłada zwój z misją do kabury, kompletuje trochę broni, które następnie pieczętuję w wybuchowych kartach. Z zapartym tchem oglądała jak wilgotną ścierką polerują katanę, która po każdym ruchu lśni i błyszczy coraz bardziej. Gotowy i spakowany odkładał rzeczy na bok, by rano sprawdzić wszystko jeszcze raz. Właśnie tylko tyle potrzebował. Miecz, ukrytej broni i kabury. Nie więcej nie mniej. Cały Sasuke Uchiha.
         - Nie ma suszarki? - spytał, dotykając jej mokrych włosów. - I własnych ubrań?
         - Jest, ale nie chciałam ci przeszkadzać. A po za tym dobrze mi się ostatnio spało w twojej koszuli. Mam ją zdjąć?
         - Rób jak chcesz - rzekł i wyszedł z pokoju.



         Odwrócił się do Sakury przodem, jednocześnie przyciągając do siebie. Był pewny, że nie śpi, zbyt martwiła się przed jutrzejszą misją. Delikatnie oparł podbródek o jej głowę, zamykając na sekundę oczy.
         - Boli cię coś? - spytał nagle, dotykając miejsc w których widoczne były rany.
         - Nie. Mówiłam, że masz się nie przejmować - zapewniła go, wsuwając swoje dłonie pod jego.
         - Rano wyglądałaś jakby cię naprawdę bolało.
         - Bo bolało. W cholerę bardziej niż mówiłeś - powiedziała z udawanym żalem.
         - To dobrze - zaśmiał się mocniej ją, przytulając.
         - Następnym razem gdy to zrobimy bardziej się postaram - obiecała cicho.
         - Pomyślę nad naszym następnym razem.
         - Tylko nie każ mi długo czekać. Też mam swoje potrzeby.
         - Pomyślę. Skoro cię nic nie boli to idź spać  - rozkazał.
         Ostatni raz ucałował ją w tył głowy po czym odwrócił się do niej plecami.



         Dziwne uczucie towarzyszyło jej tego poranku. W szlafroku, z nieuczesanymi włosami i strachem w oczach obserwowała jak Sasuke przygotowuje się do wyjścia. Wcześniej zazwyczaj żegnała go przy bramie, prosząc by uważał na siebie.
         - Przestań się tak na mnie patrzeć. Przecież nie umieram, ani nie idę na śmierć. Kiedy to zrozumiesz?
         - Przyzwyczajenie. Jakoś tak mam, że nie ważne gdzie idziecie i na jaka misja by to nie była to się o was martwię - uśmiechnęła się.
         - To porzuć to przyzwyczajenie - rozkazał, stając przed nią - Bądź grzeczna. Chcesz coś jeszcze powiedzieć - spytał, kładąc dłoń na jej głowię.
         - Czy mógłbyś...albo nie. Idź już. - powiedziała, wypychając go delikatnie za drzwi.
         Sasuke uśmiechnął się kpiąco pod nosem.
         - Sakura. Jak chcesz żebym cię pocałował to powiedź, a nie baw się w rozkapryszoną dziewczynkę - zaśmiał się, całując ją na do widzenia - Zanam cię na tyle długo, że jestem w stanie wyczytać całkiem sporo po twoich minach.
         - Po prostu uważaj - mruknęła, spuszczając wzrok i, ignorując jego słowa. - A gdy już wrócisz zabierz mnie na randkę.
         - Nie chodzę na randki wiesz o tym. Więc pomyślę o tym. Idę.
         - Idź, do zobaczenia - uśmiechnęła się szeroko.





         Do domu wrócił dokładnie dwa tygodnie po urodzinach Naruto. Zmęczony i wycieńczony od razu padł na łóżko. Nie miał siły zasłonić okien, które wpuszczały do pokoju światło wieczornej godziny. Zamiast tego skupił się bardziej na zapachu świeżej pościeli, która ukoiła go do snu.

         Wczesnym rankiem udała się do kwiaciarni Yamanaka gdzie jak co tydzień kupowała świeże żonkile. Tym razem postawiła na żółte róże, które jakimś sposobem skojarzyły jej się z Naruto. Z uśmiechem na twarzy skierowała się do mieszkania Sasuke. Zniecierpliwiona wyczekiwała jego powrotu każdego dnia z nadzieją, że gdy już go ujrzy rzuci mu się na szyję.
         Widok niedbale rzuconych butów w przedpokoju sprawił, że jej drugie alter ego krzyknęło z radości. Zostawiając rzeczy w kuchni na stolę pobiegła do sypialni, gdzie zastała śpiącego Sasuke.
         - Sasuke! Kiedy wróciłeś? - krzyknęła, siadając obok niego.
         - Co? Kto? - zmęczony, leniwie otworzył oczy, które zamknął sekundę później.
         - Kiedy wróciłeś czemu nic nie powiedziałaś? - podekscytowana pytała dalej.
         - Sakura daj mi spać - poprosił.
         - Nic ci nie jest? Byłeś już na badaniach kontrolnych? Jak misja?
         - Sakura! Co ty tu w ogóle robisz? Jakbyś nie zauważyła jest szósta rano, jestem strasznie zmęczony, a ostatnią rzeczą jaką chce teraz robić to iść na badania - oznajmił, chowając głowę pod poduszkę.
         - P...przepraszam. Martwiłam się - powiedziała delikatnie, zabierając dłoń z jego pleców.
         - Nie ma takiej potrzeby. Nie potrzebuję żebyś zachowywała się jak pseudo dziewczyna, dobra? - naciągnął kołderkę, na poduszkę.
         - P...przepraszam - powiedziała ponownie, schodząc z łóżka. Z ręką na sercu wyszła z pokoju, kierując się do kuchni.
         Zatrzymała się w przedpokoju, powstrzymując w sobie nagły przypływ łez. Oparta o ścianę oddychała powoli, aż nie wymyśliła sobie drobnego usprawiedliwienia. Gdy tylko poczuła się lepiej nałożyła na twarz maskę uśmiechu i wróciła do kuchni przyrządzać śniadanie.

         Mimo iż był zmęczony i śpiący, nie potrafił zasnąć. Leżał w bezruchu, analizując swoją poprzednią wypowiedź. Był prawie pewny, że Sakura teraz siedzi na ziemi i łykała gorzkie łzy. Był na siebie łzy i poniekąd miał żal do dziewczyny, że wymusiła na nim takie zachowanie. Za nim wyszedł na śniadanie odczekał niecałą godzinę.
         Wszedł do kuchni gdzie Sakura stała tyłem do niego i kończyła ostatnie dania. Stolik jak zawsze był nakryty tylko dla niego, a zielona herbata już czekała w ulubionym kubku. Tak jak ostatnim razem na pierwszy rzut oka nie wyczuł nic dziwnego. Sakura przywitała go z uśmiechem, nakazując usiąść.
         - Znów nie będziesz jeść?
         - Nie, dziś mam ważne zajęcia więc muszę iść do szpitala wcześniej - wyjaśniła, wykonując swoje czynności w pośpiechu.
         - Hej czekaj - rozkazał, łapiąc ją za nadgarstek.
         Pociągnął ją w swoje stronę i postawił przed sobą między nogami, blokując jednocześnie drogę. Sam wygodnie się rozsiadł, chowając jedną dłoń w kieszeni.
         - O której dziś kończysz?
         - Koło piętnastej, czemu pytasz? - napięła mięśnie. Stolik o który się opierała wbijał jej się w plecy,
         Speszona starała się nie ukazywać swojego zawstydzenia.
         - Bo myślałem czy cię nie zabrać gdzieś.
         - Przecież nie chodzisz na randki - wytknęła mu.
         - Nikt nie mówi o randce. Po prostu wyjście dwóch przyjaciół.
         - Przykro mi. Idę później do Saia. Troszeczkę się poobijał po ostatniej misji.
         - To pójdziemy po wizycie. Też go odwiedzę.
         - Dobrze, skoro chcesz - uśmiechnęła się, głaszcząc go po głowię - Będę już szła, więc nie zapomnij pozmywać po sobie naczyń - poprosiła, znikając w przedpokoju.

         Sasuke wyciągnął leniwie nogi przed siebie. W lewej dłoni trzymał pałeczki, które bez celu wbijał w zawijane jajeczka. Z kpiącym uśmiechem przewijał w głowię sztuczny uśmiech Sakury, który tylko nieliczni potrafili dostrzec.
         - Ta mała... - skwitował pod nosem.



         Po piętnastej wyszła z lewego skrzydła szpitalnego gdzie znajdowały się sale wykładowe i laboratoria. Nawet w najdalszych snach nie spodziewała się, że faktycznie ujrzy Sasuke przed wejściem. Stał naturalnie, nie przejęty niczym oparty o ścianę wpatrzony był w niebo. Nie wyróżniał się niczym, nawet nie zwracał na siebie uwagi. Gdyby była zwykłym mieszkańcem pewnie przeszła by obok i poszła przed siebie.
         - Dzień dobry - powiedział, odwracając twarz w jej stronę.
         Wiatr delikatnie zawiał przynosząc z sobą jesienne liście.
         - C..cześć - opowiedziała cicho, spuszczając zaczerwienioną twarz.
         - To gdzie leży ten Sai?



         Tak jak się spodziewała u Saia było całkiem duże grono gości. Ino, która odwiedzała go codziennie i siedziała przy nim długie godziny. . Naruto na widok Sasuke skoczył mu na szyję, a Kiba i Hinata uśmiechnęli szeroko.
         - Kiedy wróciłeś? - spytał Sai, podnosząc zabandażowaną dłoń w geście przywitania.
         - Wczoraj wieczorem.
         - Co nic nie mówiłeś! Poszlibyśmy na piwo! - zawołał Kiba.
         - Tego najbardziej chciałem uniknąć.
         - Sakura! Siadaj tutaj! - zawołała Ino, wskazując na wolne krzesło. - Błagam zabierz ich - szepnęła gdy tylko usiadła.
         - Postaram się.
         - A tak w ogóle to czemu przyszliście razem? - Naruto spojrzał na przyjaciela podejrzliwie.
         - A co cię to obchodzi - warknął.
         - Tak tylko z ciekawości. Jak w końcu nie zabierzesz się za siebie to ktoś może cię wyprzedzić - szepnął tajemniczo, ukrywając uśmieszek.
         Sasuke, nie zwracając uwagi na jego słowa stanął pod oknem, gdzie nonszalancko oparł się o parapet,    krzyżując   ramiona   na   klatce   piersiowej.   Przyjemny   jesienny   wiatr   zawiał  za  pleców,    wprowadzając  do   pomieszczenia   świeżość.
         - A faktycznie! Jak się nazywa ten blondyn z twojej grupy? No wiesz, ten  który cię ostatnio odprowadzał do domu - spytał teatralnie Naruto kątem oka, spoglądając na przyjaciela.
         - Hmm? Co? -   speszona   zacisnęła   palce  na  spódniczce.
         - Aaaa...faktycznie. Ino opowiadała mi, że masz    jakieś   prywatne   lekcje   z   blond   chłopakiem -  wtrącił nagle Sai,  ukrywając   szyderczy   śmiech.
         - Tayo? To tylko   student... bardzo utalentowany. Kilka   razy   poprosił mnie   bym   dłużej   została     wyjaśnić mu   kilka rzeczy. Bardzo   szybko   się  uczy  -   wyjaśniła, starając się utrzymać   jednostajny   ton   głosu.
         - No wiesz.   Mnie   jakoś   nigdy   nie   pomagałaś   w   akademii. Też byłem   bardzo   utalentowanym   uczniem   - prychnął Naruto.
         - Tobie   nic   i   nikt   by nie   pomógł!  - zaśmiał się Kiba.
         Tylko raz zwrócił wzrok na Sakure. Gdy padło imię Tayo, odruchowo skierował twarz w jej stronę,    zawieszając   na   niej   kilkusekundowe    spojrzenie.  Zmrużył delikatnie   oczy   po  czym  z powrotem   zwrócił   twarz   w stronę   okna.   Nie   miał   zamiaru    wysłuchiwać   tych   głupot.   Wystarczyło,    że   słońce   niemiłosiernie   grzało   go  w   plecy.    Pewnie   przez   to   ciepło   nagle   rozbolała   go głowa.


         - Nie siedźcie tu długo -   rozkazała   Sakura,    wstając   z   krzesła.   Delikatnie   postawiła   mebel    pod   ścianą,   gdzie   stało   na   początku   po   czym   stanęła   obok   Sasuke,   który  w mgnieniu  oka   znalazł   się   przy   wyjściu.
         - Już idziecie? Razem?  -  pytający wzrok Ino, świdrował ją na wskroś.
         - Tak się składa, że...
         - Zostawcie ich w końcu samych. Ile możecie siedzieć komuś na głowie? Mam kilka spraw do załatwienia. Trzymaj się Sai.  Nie pozwól by siedzieli tu cały   dzień   -   zwrócił   się  do  przyjaciela.          - Racja. Ja mam   jeszcze   spotkanie   z   swoją   grupą    więc   nie   mogę   długo  zostać.
         - Słuchajcie   mądrzejszych   i   spływajcie   stąd   -   poprosiło   srogo Ino,    mrużąc   na   chłopaków kocie   oczy.


         Sama  nie  wiedziała  czemu  za nim idzie.  Jakiś ciężki kamyk  kołatał jej się w głowie i nie chciał wypaść ani  przez  lewe  ani przez  prawe ucho.   Z sekundę   na  sekundę  kamyk stawał się coraz większy i  większy, aż w końcu  przerodził się w  wielką  skałę, którą  skumulowała  w sobie   całą złość  i  agresję.
         - To na razie  - powiedziała  nagle,  zatrzymując się przed wejściem.  Jej ton głosu był zimny i lekko oschły. Za jej oczów błyszczało coś przerażającego. Jakby  alarm, który ostrzegał przed trzęsieniem ziemi.
         - Nie chcesz iść nigdzie? - ostrożnie spojrzał na nią.
         - Myślałam, że masz kilka spraw to załatwienia.
         - Ty jesteś tą sprawą - rzekł spokojnie, robiąc krok w jej stronę.
         - W takim razie nie będę cię zatrzymywać. Wracam zając się sprawami, które nie dotyczą ciebie - posłała mu sztuczny uśmiech.
         - Sakura - rzekł spokojnie, łapiąc ją za nadgarstek.
         Późny jesienny wiatr zerwał się naglę, niczym ostatni dzwonek przed katastrofą.
         - Nie zachowuj się jak dziecko.
         - Nie zachowuje się. Po za tym ludzie na nas patrzą - machnęła nosem na starcze małżeństwo, które prawdopodobnie szło na pierwsze spotkanie z swoim wnukiem. Kobieta spojrzała na nich za pleców męża, który trzymał wielki kosz z dziecięcymi przyborami.
         Sasuke rozejrzał się dookoła. Jakieś dwie kobiety przeszły obok nich. Obie ukłoniły się w stronę Sakury, po czym weszły do szpitala szepcąc coś do siebie nawzajem. Odruchowo puścił jej nadgarstek, chowają dłonie w kieszeniach spodni.
         Sakura prychnęła cicho pod nosem.
         - Przepraszam. Muszę iść. Jak nie chcesz by ludzie zaczęli o nas plotkować to najlepiej nie odzywaj się do mnie publicznie, a już na pewno nie dotykaj - poprosiło sarkastycznie. Ostatni raz rzuciła mu wyzywające spojrzenie po czym zawróciła do budynku.



         Wkurzony zmierzwił grzywkę do tyłu. Przeklął cicho pod nosem, zacisnął dłoń w pięść i zaciśniętymi ustami udał się za Sakurą. Znalazł ją w południowym skrzydle.   Napiętym i ciężkim krokiem szedł wzdłuż korytarza, wbijając swój wzrok w blond chłopaka, który stał przy drewnianych drzwiach obok swojej nauczycielki.
         - Musimy pogadać - powiedział opanowanym głosem, stając obok dwójki.
         - Sasuke... - zdziwiony medyk, ukłonił mu się w geście szacunku.
         Chłopak niechętnie spojrzał na niego. Wręcz rzucił mu gniewne spojrzenie, które mówiło, by nie wchodzić mu w drogę. W jego czarnych oczach szalał prawdziwy tajfun, który w połączeniu z trzęsieniem ziemi tworzyli prawdziwe piekło na ziemi.
         - Przepraszam mam właśnie praktyczne zajęcia. Pogadamy później - odmówiła łagodnie, podając Tayo zielone, ozdobne, zwoje.
         - Teraz - rozkazał. Jednym stanowczym ruchem złapał ją za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
         Bez słowa ciągnął ją po schodach na przedostatnie piętro, nie zwracając uwagi na jej protesty. Zdecydowanym ruchem otworzył drzwi na balkon, na którym niegdyś spotykała się drużyna Gaia. Dopiero gdy głośny trzask rozniósł się po piętrze puścił Sakurę.
         - Oszalałaś?! - fuknęła, wbijając w niego morderczy wzrok.
         - Chciałem o to samo zapytać.
         - To nie ja robię scenę w szpitalu - powiedziała z wyższością.
         - Zaczynasz mnie denerwować - oznajmił, tracąc cierpliwość - Po prostu powiedz o co chodzi. O to co powiedziałem Naruto ?
         - Dokładnie o to! - przerwała mu - Chodzi dokładnie o to co powiedziałeś Naruto, o to jak się zachowałeś przed wejściem, i o to co powiedziałeś mi rano. Nie mam zamiaru być twoją głupią tajemnicą.
         - O czym ty mówisz?
         - O tym, że mam dość. Może dla ciebie to nie jest ważne, ale dla mnie tak. Nie mam zamiaru być twoją tajemnicą. To, że ukrywasz nas związek to jedno, ale to, że się mnie wstydzisz to drugie! Nie każe ci od razu mnie pokochać, kupować kwiatów czy wyznawać miłość każdego dnia. Chce po prostu żebyś szanował mnie i był troszeczkę poważniejszy. Jeśli mamy iść razem do zoo, na kawę, na spacer to chce żeby to był spacer, kawa i wyjście do zoo, a nie "jakieś sprawy". Nie jestem jakąś tam sprawą czy jakąś tam rzeczą. Jestem kobietą i mam swoje uczucia, więc proszę uszanuj to!
         Odetchnęło głośno, wypuszczając powietrze przez usta. Nagle cały ten głaz spadł jej z ramion, zabierając ze sobą wszystkie zmartwienia. Czuła się lżejsza, wolniejsza i spokojniejsza. Widok Sasuke sprawiał, że coś w środku niej uśmiechało się triumfalnie. Powiedziała co chciała powiedzieć i nie żałowała.
         - Nie patrz tak na mnie. Nie zrywam z tobą. Nawet po tym co ci powiedziałam za bardzo cię kocham żeby cię zostawić. Chce ci dać trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego. Może zatęsknisz za mną choć trochę - powiedziała łagodniej.
         Weszła z powrotem do środka, zostawiając Sasuke samego. Nie pożegnała się, nie dotknęła go, a nawet nie spojrzała. Z zaciśniętym sercem wyminęła go.
         Sasuke stał chwilę w ciszy. Jego męska duma została właśnie urażona, a on nie wiedział co zrobić. Podmuch wiatru wyszarpał kawałek jego serca i porwał w świat. Ta mała cząstka niego miała poniewierać się po ziemi, wśród kurzu, deszczu, bagna i liści, aż prawowity właściciel nie znajdzie go i nie załata rany w jego duszy. Nie ważne jakby na to nie spojrzeć, nie potrafił zaprzeczyć słowom Sakury. Ta cała prawda uderzyła w niego tak silnie i tak niespodziewanie jakby nagle dostał w twarz z całej siły. Minęła krótka chwila za nim pozbierał myśli i udał się do domu.
         Powoli i spokojnie schodził po schodach, wsłuchując się w własne kroki. Jego wielka, pusta głowa wypełniała się stukotem jego butów. Echo za echem coraz głośniej brzmiało mu w głowię. Im bliżej wyjścia był tym większa frustracja się w nim wzbierała.

         Rozgoryczony wrócił do własnego mieszkania. Jak zawsze było puste, duże i czyste. Kilka godzin temu pragnął tej ciszy i spokoju. Chciał odpocząć, wyspać się. Teraz gdy usiadł głęboko w fotelu, rzucił pilotem o ścianę byle by przerwać tą ciszę.
         Cicho i ostrożnie wypuścił powietrze przez nos. Delikatna para uniosła się nad jego głową, rozmywając się niczym sen letniej nocy. Gorąca woda, aż po szyje prawie wylewała się z wanny. Nie przejmował się tym. W każdej chwili mógł ją pościerać. Zresztą na ziemi leżał gruby, puchowy dywan, który przyniosła Sakura, żeby nie było mu zimno w stopy. W końcu się do czegoś przyda.
         Z ręcznikiem na głowie zajrzał do lodówki. Znalazł tam kilka warzyw, obiad, który wcześniej przygotowała mu Sakura i kilka puszek piwa. Nie myśląc zbyt długo zamknął drzwi, i wrócił do suszenia sobie włosów.
         Z czteropakiem pod pachą szedł w stronę wioski. Brodę  schował głęboko w wysokiej bluzie, a kaptur na głowie, chronił go przed ciepłą nocą, i słabym światłem latarni. Wolnym krokiem dotarł do wyznaczonego celu. Stanowczym ruchem nadgarstka zapukał w ciemne, zszarzałe drzwi.
         Naruto otworzył mu po czterech minutach. Nie był w piżamie. Wręcz przeciwnie, wyglądał jakby szykował się do wyjścia. Zaskoczony przywitał go niepewnie, i wpuścił do środka.
         - Dawniej się bardziej cieszyłeś na mój widok - prychnął, kładąc piwo na stoliku. Sam usiadł na ziemi, opierając się plecami o sofę.
         - Nie spodziewałem się ciebie o tej porze.
         - Mam wyjść? - spytał niemiło.
         - Nie, nie. Zostań. Skoro przyniosłeś piwo, to je wypijmy - ożywiony usiadł obok, łapiąc za złotą puszkę.
         - Umówiłeś się z Hinatą?
         - Nie do końca. Chciałem jej niespodziankę zrobić - speszony, nieświadomie podrapał się w tył w głowy i odwrócił wzrok w drugą stronę.
         - Jejku. Na prawdę musisz ją lubić. I dobrze, Hinata może być jedyną dziewczynę, która cie chce, powinieneś ją kochać jak Boginię - zaśmiał się.
         - Akurat ostatnimi czasami jestem bardzo sławny w wiosce i poza nią! - fuknął.
         - Kochasz Hinatę?
         - Co to za pytanie? Z policji jesteś czy co?!
         - Tak tylko pytam. Szczerzę to nie obchodzi mnie to.
         - To po co się w ogóle pytasz durniu! - warknął, podwijając rękawy.
         - To jak jest? - spojrzał na niego ostrożnie, łykając piwa.
         - He...he... - zaśmiał się nieśmiało - Lubię Hinatę. Na prawdę lubię - dodał poważniejszym tonem, wbijając wzrok w puszkę - Nie wiem czym jest miłość. Nigdy nikogo prócz Sakury nie lubiłem. Tylko, że Hinatę lubię trochę inaczej niż Sakurę. Hinata jest taka delikatna, spokojna, nieśmiała i niewinna. Gdy z nią jestem to osłaniam ją przed wiatrem, bo boje się, że może ją porwać. Wywołuje we mnie takie uczucie, które sprawia, że chce ją chronić. Przed wszystkim i przed każdym. - zatrzymał się na sekundę, by spojrzeć na wgniecenia, które zrobił palcami. Kilka razy obrócił puszkę w dłoniach, po czym zmiażdżył ją z łatwością - Lubię gdy się uśmiecha, gdy się śmieje, gdy robi mi drugie śniadanie. Lubie jak się rumieni, jak na mój widok, nagle robi się nie śmiała. Nigdy wcześniej nie zwracałem na to uwagi, ale teraz gdy się spotykamy to dostrzegam jak promienieje na mój widok, jak się cieszy gdy coś zjem. Zawszę mnie obserwuję, a gdy spojrzę na nią z nie znienacka, odwraca się speszona. Myślę, że na prawdę ją lubię. Chce być przy niej, chce ją chronić, i chce dalej patrzeć jak się uśmiecha...szczerzę powiedziawszy najbardziej chce, żeby patrzyła na mnie cały czas tym swoim troskliwym, pełnym uwagi, i wiary wzrokiem. Gdy na to wszystko spojrzeć to chyba faktycznie...Ją kocham - stwierdził po krótkim namyślę, otwierając drugie piwo.
         Sasuke spojrzał na niego zazdrosnym, trochę niezrozumiałym wzrokiem. Patrzył na Naruto, który mówił na swój sposób dojrzale, który w jakimś tam stopniu wiedział czego chce, i kogo. Nawet teraz gdy siedział na ziemi rozmarzony z uśmiechem na twarzy, można było się łatwo domyśleć o kim myśli. Chwilami, aż mdliło go, a później ta mdłość przechodziła w radość z szczęścia przyjaciela.
         - Idę, bo zacząłeś nudzić mnie swoją historią - oznajmił naglę, wstając z ziemi. Założył w przedpokoju płaszcz, naciągnął kaptur na głowę, a ręce schował głęboko do kieszeni.
         - Co już? Czemu?
         - Przecież powiedziałem, że mnie nudzisz. Jest jeszcze dość wcześnie. Idź do Hinaty - polecił mu w drzwiach, uśmiechając się delikatnie - Na razie, nie spiernicz tego - dodał i znikł.


         Wrócił do pustego, ciemnego mieszkania, w którym panowała cisza. Usiał przy stoliku z talerzem zimnego obiadu, którego nawet nie chciało mu się odgrzewać. Przed oczami postawił sobie karteczkę, którą znalazł po południu w lodówce. Chwilę się w nią wpatrywał jakby miał nadzieje, że literki ułożą się w jakąś odpowiedź, lub powiedzą mu coś ważnego.
         - Jak będę chciał to sobie podgrzeje ten głupi obiad - prychnął dumnie, rzucając kulkę z papieru do kosza.



         To, że sytuacja polityczna i ekonomiczna w wiosce się polepszyła można było zaobserwować choćby w pobliskich barach. Dawniej w tygodniu, późnym wieczorem ludzie siedzieli w domach, gotowali, spędzali czas z rodzinami i odpoczywali. Teraz coraz więcej rodzin wybierało się na niedzielny obiad do pobliskiej restauracji, młode pary zamawiały stolik i ekskluzywne menu. Czasem  gdy nie zrobiło się rezerwacji, trzeba było czekać godzinę lub dwie by dostać wolny stolik, choćby w przeciętnym barze, gdzie zazwyczaj przesiadywali starsi mężczyźni i umilali sobie narzekanie na życie buteleczką sake.
         Sasuke siedział znudzony w ogródku, wpatrując się tępo przed siebie. Brodę opartą miał na łokciu, nogi luźno wyciągnięte, a miecz jak zawsze stał tuż obok. Ludzie przechodzili mu przed oczami, a on zdawał się ich nie zauważyć. Zirytowany myślał nad czymś głęboko.
         - Yo Sasuke! Wybacz za spóźnienie!
         Ostrożnie zwrócił wzrok na wysokiego mężczyznę z wiecznie zakrytą twarzą. Nawet teraz gdy został Hokagę zegarek i słowo czas nie miało znaczenia. Jakby nie istniało w jego słowniku.
         - Siadaj Kakashi, siadaj - poprosił, prostując się.
         - Co się stało, że mój mały uczeń zaprosił mnie na kolację? - spytał radośnie, przeglądając kartę menu. Nawet bez specjalnych umiejętności i wyjątkowych oczów, można się było domyśleć, że od razu przeszedł do najdroższych dań.
         - Tak po prostu chciałam się spotkać. Za niedługo zaczyna się drugi etap na chuunina, ja wyruszam w kolejną misję. Oboje jesteśmy dość zapracowani - powiedział, podnosząc dłoń.
         - Na prawdę? Przez ostatnie kilka miesięcy jakoś nie paliłeś się do tego by mnie odwiedzić, lub choćby kupić butelkę lekarstw - mruknął obrażony - Ja po proszę pieczoną kaczkę, z zestawem sałat, do tego na przystawkę świeże sushi ten zestaw piąty z świeżym tuńczykiem, uramaki z łososiem, hosomaki z tuńczykiem, i nigiri - uśmiechnął się rozmarzony, wskazując kelnerowi swoje dania - A do picia dzbanek herbaty jaśminowej i dwie butelki sake.
         - A dla pana? - zwrócił się do Sasuke, który mroził Kakashiego wzrokiem.
         - Cokolwiek. To co poleci szef kuchni. Byle było to mięso i do tego dobre - znudzony podał chłopakowi kartę.
         - Wiesz, że to jak kupowanie kota w worku - powiedział Kakashi.
         - Lubie ryzyko - uśmiechnął się zadziornie.
         - To opowiadaj. Co cię gnębi? Pokłóciłeś się z kimś? Naruto? Karin? Suigetsu? A może z Sakurą? Dawno was nie widziałem razem.
         - A kiedyś?
         - No cóż...jakby o tym pomyśleć to zdarzyło się. W szpitalu na balkonie. Wyglądaliście jakbyście się kłócili. Cóż. Przynajmniej po twojej minie mogłem to wywnioskować - zaśmiał się triumfalnie, mogąc wspomnieć o wydarzeniu, które miało miejsce tydzień temu.
         - Często się kłócimy. Zawsze tak było - powiedział niewzruszony, mając nadzieje, że to zbije go z tropu.
         - Skoro tak uważasz - powiedział słodko, skupiając wzrok na talerzu sushi, które przyszło.
         - Kakashi - powiedział poważniej, po którymś kieliszku Sake.
         - Tak?
         - Czy...czy gdyby Rin żyła myślisz, że bylibyście parą? - spytał niepewnym głosem. Miał wrażenie, że serce przez kilka sekund przyśpieszyło tempa. Prawie mógł przysiąść, że biło głośniej, niż cały ten harmider wokół.
         - Co masz na myśli?
         - No wiesz. Byliście razem w drużynie. Z tego co mi wiadomo Rin darzyła cię wielkim uczuciem Ty jej już nie. Jestem po prostu ciekaw czy gdyby żyła, gdyby teraz była tu z nami to byś się w niej zakochał lub wręcz przeciwnie.
         - Hm.... - Kakashi odłożył czarkę z herbatą na bok - Pomyślmy. Czasami się zastanawiam jakby Rin wyglądała gdyby dożyła tych czasów. Na pewno była by piękna. Pewnie złamała by wiele serc. Niestety nie umiem ci odpowiedź na to pytanie. Dobrze wiesz, że Obito kochał Rin. Pewnie bym odpuścił ze względu na niego.
         - Aha - powiedział lekko zawiedziony.
         - Ale jedno jest pewne. Chronił bym Rin za wszelką cenę. Rin była moją przyjaciółkę. Kochałem ją jak przyjaciółkę. Nawet teraz gdyby miała trzydzieści lat, była by samotna lub miała kogoś chroniłbym ją. Nie chciałbym oglądać jej smutnej. Sprawa się trochę komplikuje bo była dziewczyną. Jeśli chodzi o Obito, nie interesowało by mnie czy jakaś dziewczyna złamała mu serce czy on jej, ale jeśli chodzi o kobiety pewnie bym sprawdzał kim jest jej chłopak, gnębił bym tych co ją zranili. Był bym przy niej. Gdyby jednak okazało się, że jakimś cudem Obito przestałby darzyć Rin uczuciem to kto wie. Mając dwanaście lat nie myśli się o takich rzeczach. Szczerze, mówiąc nawet nie pamiętam czy kiedykolwiek spojrzałem na nią jak na dziewczynę, lub kobietę z którą mógłbym być. Była moją przyjaciółką, koleżanką z drużyny, towarzyszem. Teraz myślę, że mogłoby to być możliwe. Rin była mądra, niesamowicie utalentowana, przemiła, uśmiechnięta, empatyczna, współczująca, wesoła i tak dalej. Nie widzę powodów bym miał z nią nie być. Prócz Obito - dodał na koniec, wybuchając śmiechem. - To takie urocze - powiedział, wyciągając dłoń przez stół.
         - Weź tą rękę  - warknął, strzepując jego dłoń  z  głowy.
         - To takie urocze, że stawiasz moją sytuację w swojej. Ja jestem Tobą, Rin Sakurą, a ja miałem dać ci odpowiedź na twoje pytania. Niestety nie dam ci jej. Ty powinieneś najlepiej wiedzieć czego chcesz. To, że cała wasza, nasza czwórka się przyjaźni i jesteśmy dla siebie jak rodzina to jedno. Chęć ochrony kogoś, i szczęścia jako przyjaciel jest trochę inna niż chęć szczęścia i radości jako mężczyzna. Będąc przyjacielem, będziesz się cieszył z każdego sukcesu przyjaciela, z każdej wpadki, z każdej głupiej sytuacji i z każdego radosnego momentu. Będąc mężczyzną będziesz się cieszył z tą osobą. Będziesz na to patrzył jakby jej sukces i smutek był twoim. Musisz sobie zadać pytanie czy Sakura jest dla ciebie przyjaciółką którą mógłbyś powierzyć komuś innemu, czy nie. Bo jeśli nie, to  to na pewno nie jest to przyjaźń.
         Dumny z swojej wypowiedzi oparł się plecami o oparcie i z dumą obserwował zamyśloną twarz Sasuke. Jego pytania były niczym miód na jego serce. Czuł się jak ojciec, lub starszy brat, który pomaga swojemu młodszemu braciszkowi. Cieszył się za każdym razem gdy marszczył nos, lub zaciskał pięści, bo wiedział, że robi to z myślą o sytuacji w jakiej się znalazł z Sakurą. Zawsze im kibicował i miał zamiar to robić, aż nie dostanie zaproszenie na ślub.
         - Za dużo wypiłeś - mruknął, polewając mistrzowie kolejną czarkę Sakę.
         Z cichym westchnieniem oparł się o krzesło. Zanurzony we własnych myślach udawał, że słucha zabawnych historii Kakashiego.



         Przenikliwym wzrokiem spojrzał na okna od salonu. Przysiągłby, że przed wyjściem gasił wszystko w mieszkaniu. Zawsze gasił światła i zamykał okna nawet jeśli szedł do sklepu obok. Wolnym krokiem udał się na górę. Nie musiał nawet wyciągać kluczy. Wiedział, że drzwi są otwarte.
         Sakurę zastał w korytarzu jak podlewała kwiatki. Nie zdziwiła się na jego widok. Zamrugała oczami kilka razy po czym, kontynuując swoją czynność weszła do salonu.
         - Co robisz? - spytał, stając w drzwiach.
         - Podlewam kwiatki. Zawsze je podlewam dwa razy w tygodniu - wyjaśniła, skupiając wzrok na specjalnym krzewie który rodził rzadkie kwiaty lecznicze.
         - Aha - odpowiedział krótko po czym wszedł do kuchni.
         W piekarniku czekał na niego ciepły posiłek.
         - W piekarniku zostawiłam ci obiad. Ja będę już lecieć. Nie zamykaj okien strasznie tu duszno - poradziła mu. Zwyczajnym tempem odłożyła konewkę na miejsce, rzuciła wzrokiem na całe mieszkanie by upewnić się, że o niczym nie zapomniała. W przedpokoju zarzuciła na ramiona bluzę, a przed drzwiami wcisnęła na swoje stopy buty. Później słychać było trzask przekręcanego klucza oraz echo kroków.
         Kartka która leżała obok bento w sekundę wylądowała w koszu. Czasami się zastanawiał kiedy tu przychodziła. Jak to możliwe, że się mijają. Czy zna jego plan dnia, czy czeka pod blokiem jak wyjdzie? Dobrze wiedział, że przychodzi tu głównie po to by sprawdzić czy jeszcze jest w wiosce. Dzisiejsze spotkanie było zbyt proste. Wpadli na siebie przypadkowo po prawie tygodniu. Wymienili się dwoma zdaniami po czym Sakura wyszła do pracy jakby nigdy nic. Nie zauważył żadnych oznak zdenerwowania czy paniki. Robiła to co zawsze. Przygotowała jedzenie, podlała kwiatki o które on zbytnio nie dbał i uciekła. Ot tak.

         Wczesnym rankiem spojrzał przez okno na zaśnieżone uliczki. Pierwszy śnieg w tym roku spadł grubą warstwą, zaskakując mieszkańców. Mimo iż była dopiero siódma rano sąsiednie dzieciaki biegały i tarzały się po ziemi, śmiejąc się do rozpuku. Temperatura z nocy na dzień spadła drastycznie tak, że czuł chłód na swoich nagich ramionach. Z kubkiem w lewej dłoni rozmyślał nad czymś intensywnie. Co jakiś czas marszczył nos, później czoło, aż w końcu z głośnym hukiem odłożył kubek na bok, złapał za płaszcz i wyszedł z mieszkania.

         Ostatnie potrzebne notatki dołożyła bok dumna z siebie, że zdążyła na czas. Otulona w gruby szalik oparła się wygodnie w rozkładanym fotelu, ciesząc się z tego, że ma piętnaście minut przerwy do pierwszych zajęć. Zmarznięte dłonie grzała o biały kubek z kawą, który parował przyjemnie.
         Jej spokój przerwał głośny trzask drzwi. Przestraszona podskoczyła na fotelu od razu, kierując wzrok na gościa.
         Tym razem delikatniej zamknął drzwi. Szedł w jej stronę z kompletnym mętlikiem w głowie.
         - Mój Boże Sasuke! Przestraszyłeś mnie! - powiedziała zaskoczona, wstając od biurka. Nie pewnie, intuicyjnie przeszła na drugi koniec pokoju. Gdy Sasuke szedł w jej stroną, ona odsuwała się kilka kroków w bok, lub w tył.
         - Heeej, czekaj! - zawołał, łapiąc ją za nadgarstek. Jednym ruchem przyciągnął do siebie, przycisnął do biurka, i przytulił do siebie.
         Nagła błogość spadła na jego ciało. Całe zmęczenie, stres, i niepokój znikło w sekundę. Przez kilka chwil nic nie mówił. Obejmował ją mocno co jakiś czas, zaciskając palce na jej włosach.
         - S...stało się coś? - spytała niepewnie.
         Nie wiedziała jak się zachować. Jej ciało zastygło, wtopiło się w jego, idealnie wpasowało, i zamarło w bezruchu. Policzki ozdobione rumieńcem powoli przybierały kolor jej włosów.
         - Sakura... - zaczął spokojnie, nie puszczając jej.
         - Tak?
         - Moglibyśmy się poukrywać przez chwilę? - spytał drżącym głosem.
         - Hę? Co?
         - Nie chcę cię jeszcze pokazywać światu.
         Odsunął ją od siebie i posadził na fotelu. Sam stanął przed nią, opierając się plecami o biurko.
         - Przepraszam.
         - Za co? - speszona, odwróciła wzrok w drugą stronę.
         - Za to jak się czujesz - oznajmił, kładąc dłoń na jej policzku - Ale nie chce się jeszcze ujawniać. Nie teraz. Nie nacieszyłem się jeszcze tobą. Nie chce żeby inni weszli do naszego związku, żeby dopytywali się, sprawdzali, podglądali. Chce cię mieć przez jakiś czas dla ciebie. Zwłaszcza, że teraz mam te swoje misję. Nigdy się nie ciebie nie wstydziłem. Nie do końca jestem pewien tych rzeczy o które wcześniej mnie pytałaś, ale nie chce ci dać odejść. Chce żebyś była tutaj nie ważne co. Dla tego proszę poukrywajmy się jeszcze. Tylko przez chwilę - poprosił błagalnie, nie spuszczając z niej wzroku.
         - Ja..ja... - szepnęła, zaciskając palce na fartuchu. Czuła się naga i obnażona z swoich uczuć. Mimo iż nic nie powiedziała, ani nie usłyszała tego co chciała to czuła się obnażona. Nie potrafiła skupić myśli na niczym konkretnym. Nawet nie słuchała go uważnie. Walczyła sama z sobą.
         - Ja na prawdę tęskniłam za tobą - wyrzuciła z siebie, wstając z fotela. W przypływie emocji rzuciła się Sasuke na szyje mocno, obejmując. Chciała to zrobić już pierwszego dnia. Każda cząstka jej tęskniła za nim, aż do bólu. Każdego dnia walczyła by nie przybiec do niego.
         - Przepraszam, że proszę cię o tak wiele - szepnął, zamykając ją w uścisku. - Jest tyle rzeczy które chciałrm zrobić po powrocie - wyznał.
         Nieświadomie wyobrażał sobie ten moment prawie co noc. Za każdym razem gdy wracał do domu liczył na to, że Sakura wyskoczy znikąd i z uśmiechem rzuci się na niego, pisząc mu do ucha jak małe dziecko.
         - Na prawdę wiele - dodał cicho, całując ją w kark.
         - Ja też  - odsunęła się od niego, by spojrzeć mu w oczy.
         Nie zmieniły się. Nawet po tym wyznaniu nadal były nieodkryte, zamknięte, pełne tajemnic. Trzymała go mocno za ręce, mając nadzieje, że ujrzy coś w jego oczach. Mały błysk, coś lśniącego, lub inny znak, który utwierdzi ją w przekonaniu, że jego uczucia są faktycznie tak wielkie jak jego popęd.
         - Sakura Senpai? Jesteś tam? - odezwał się jakiś chłopak, pukając nie pewnie do drzwi.
         - Tak? Stało się coś?
         - Zajęcia zaczęły się dziesięć minut temu - powiedział nieśmiało.
         - A tak przepraszam. Ksero mi się zacięło. Już do was idę! - zawołała.
         - Dobrze przekaże grupie.
         - Tayo - oznajmił Sasuke.
         - Wybacz.
         - Idź. Przyjdę po ciebie później - powiedział, puszczając jej dłoń.
         - Nie musisz. Kończę dopiero po południu. Spotkamy się u ciebie - pośpiesznie zebrała potrzebne materiały i ułożyła w zgrabną kupkę.
         - Sakura - powiedział, zatrzymując ją za dłoń.
         Nie pewnie obróciła się w jego kierunku.
         Stał, nonszalancko, oparty o jej biurku, z wzrokiem wbitym w nią. Wyglądał jak żywy posąg, lub postać z telewizji na widok, który zapierało jej dech w piersiach. Gdy chciała mu odpowiedź na, nagle przyciągnął ją do siebie i pocałował z zaskoczenia.
         - Miłego dnia - powiedział nagle, puszczając ją.
         - Co?E....co....No dobra...dzięki....tobie...e...też miłego dnia! - powiedziała szybko, wybiegając z gabinetu. Zatrzymała się na korytarzu, przyciskając dłoń do ust. Serce waliło jej jak oszalałe, oddech nagle jej przyśpieszył, a myśli zakręciły się w okół tego jednego momentu. Resztą sił musiała się pilnować, by nie zemdleć, i nie rozrzucić notatek na ziemie.
         Sasuke siedział tam jeszcze chwilę, uśmiechając się sam do siebie. Nie ważne jak by na to nie patrzeć lubił jej reakcję. Gdy się rumieni lub gubi sens zdania to zawsze czuł  nie określoną radość.



         Oboje spotkali się w drodze do domu. Sasuke akurat wychodził z sklepu spożywczego, a Sakura zapatrzona w piękno zimny nie zauważyła chłopaka na drodze.
         - Przepraszam - ukłoniła się nisko.
         - Jak ktoś z tak słabą koordynacją mógł zostać shinobii? - mruknął Sasuke, otrzepując ubrania z śniegu.
         - Sasuke - powiedziała radośniej. Sam jego widok sprawiał, że promieniała.
         - Zimno jest wracajmy do domu - poganiał ją, idąc przodem.



         Pośpiesznie i niedbale rzuciła buty na ziemie, szalik schowała do kurtki, a kurtkę przerzuciła przez sofę w drodze do łazienki. Ogrzewanie w całym domu włączyła na najwyższy stopień, bo wiedziała, że Sasuke tego nie zrobi. Jemu zimno w końcu nie przeszkadzało.
          - Jestem taka głodna! - zawołała radośniej, wbiegając do kuchni.
         Pierwszą rzecz jaką zrobiła to rozłożenie zakupów, później powyciągała potrzebne składniki ułożyła staranie na blacie, położyła rondel z wodą na gazie, odpaliła czajnik i wzięła się do roboty. Czuła się tutaj jak u siebie w domu. Jakby nie patrzeć tutaj czuła się swobodniej. U siebie prawie nigdy nie gotowała, sprzątała tylko swój pokój, a pranie robiła od święta. Wszystkim się zajmowała jej mama. U Sasuke było inaczej. Dbało o czystość, kwiatki, jedzenie, a czasami nawet o dekorację. Wiedziała co gdzie jest, co gdzie szukać i gdzie połóżyć.
         To był ich chyba pierwszy wspólny posiłek. Nakrywając do stołu na dwa siedzenia, próbowała przypomnieć sobie podobną sytuacją. Niestety zawsze im ktoś towarzyszył. Jak nie Naruto, to Juugo lub Karin, często też jedli wspólnie na mieście z całą paczką. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak by zjedli wspólnie obiad.
         - Dziwne uczucie - powiedziała nieswojo, siadając na krześle.
         - Jemu po prostu obiad. Nic dziwnego - zauważył.
         - Cóż...może i tak - spaliła rumieńca.


         - Gdzie idziesz? - spytał, łapiąc ją w przed pokoju.
         Odkąd wrócili do domu minęły trzy długie godziny.
         - Chciałam się iść umyć. Tak żeby było higienicznej...  - zawstydzona, próbowała wyślizgnąć się do łazienki.
         - Sakura. Czekałem już wystarczająco długo. Nie chce my się czekać, aż się umyjesz. I tak później znów będziesz musiała wziąć prysznic - powiedział, przyciskając ją do ściany.
         Spojrzał na nią tajemniczo, śmiejąc się w duchu. Jej przerażona, zaskoczona i zawstydzona twarzy pobudzała w nim dziwny instynkt.
         Sakura przełknęła cicho ślinę. Ona również długo czekała na tą chwilę. Bała się mniej niż za pierwszym razem. Była gotowa na wszystko, bowiem wiedziała co ją czeka.
         - Teraz się już nie boję - wyszeptała, wsuwając jedną dłoń pod jego koszulę, a drugą zaciskając na włosach.
         Ostrożnie rozebrał ją. Powoli, warstwa po warstwie. Delikatnie wręcz z namaszczeniem dotykał jej chłodnej skóry, która drżała pod jego palcami. Dreszcze uwypuklały się na jej brzuchu, ramionach i karku. Wargi drżały nie pewnie spragnione jego bliskości.
         - Zimno - powiedziała, zasłaniając piersi ramionami.
         - Możemy wejść pod kołderkę - złapał ją za rękę, i pociągnął w stronę łóżka.
         Naciągnął materiał na ich nagie ciała, pilnując by nic nie wystawało po za. Jak za pierwszym razem wsparł się na ramionach po obu stronach jej głowy. Położył dłoń na jej głowie, podtrzymując ją prosto, tak by nie spuszczała z niego wzroku.
         - Przestań się bawić - mruknęła zniecierpliwiona, podnosząc się na łokciach. Skradła mu pocałunek i długo nie puszczała.
         Oplotła swoje nogi wokół nóg Sasuke, kładąc swoje łydki na jego. Podniosłą biodra w geście zniecierpliwienia. Czułą jego członek na swoim podbrzuszu i nie wiedzieć czemu, podniecało ją to uczucie.
         - Skup się. Tym razem będzie trochę inaczej - polecił jej, wędrując lewą dłonią wzdłuż jej piersi, poprzez brzuch, aż do uda. Wszedł nią stanowczo i gładko. Zachłysnął się powietrzem, będąc w jej ciepłym wnętrzu.     Sakura w tym samym momencie wypuszczała powietrze, które uderzało go w szyję. Ledwo zaczął, a już obserwował jak się zatraca.
         Teraz gdy już troszeczkę wiedziała w sprawach łóżkowych lepiej wiedziała jak się zachować. Poruszała biodrami w rytm jego wejść. Starała się nie unikać jego wzroku, przyjmować każdy jego pocałunek i oddawać mu tyle samo, Rozkładała swoją energie tak by móc się cieszyć z ich współżycia jak najdłużej.  W pewnym momencie kołderka zsunęła się na ziemie, łóżko przesunęło się o kilka centymetrów do przodu, a ona zaciekawiona sytuacją podparła się na łokciach i spojrzała pod siebie. Ich ciała mieniły się od substancji, które produkowały ich ciała. Sasuke zaciskał palce na framudze łóżka, a drugą ręką podtrzymywał jej lewą nogę w powietrzu. Na prawdę to robili, kochali się szalenie, nie wiedząc co się dzieje w okół nich.
         Spostrzegł jej ciekawość. Wyglądała jak dziecko. Jak mała dziewczynka, która przyłapała dorosłych na czymś dziwnym. Nie mógł powstrzymać w sobie krótki wybuch śmiechu. Nie chętnie przerwał swoje tempo. Ku zaskoczeniu Sakury wyszedł z niej i usiadł na przeciwko. Pociągnął ją w swoją stronę za nogi, po czym usadowił na swoich nogach.
         - Skoro tak cię to interesuje to przyjrzyj się uważnie - zaśmiał się. Mocno objął w pasie i pomógł by członek wszedł w nią z powrotem. Następnie zsunął dłonie na jej pupę.
         - Przestań to zawstydzające! - fuknęła, chowając twarz w jego klatce piersiowej.
         Chciała ukryć swoją różową twarz oraz fakt, że zmusił ją do tego. Nie chciała wyjść na niedoświadczoną dziewczynę, która nie wie czym jest seks.
         - Będziemy robić te zawstydzające rzeczy do końca naszego życia więc lepiej, żebyś się z tym oswoiła - zażartował, zaczynając się poruszać.
         Sakura nie odpowiedziała, wyciągnęła nogi daleko za niego, czując nową ekstazę. Robił to na prawdę powoli, tak by mogła zobaczyć cały proces ich współżycia. To jak wchodzi w nią gładko, to jak zachowuję się jej kobiecość. Nawet dokładnie słyszała każde mlaśnięcie i dźwięk, które wydawało ich ciało. Pierwszy raz widziało jego penisa. Za pierwszym razem nie mogła się skupić, więc większość czasu patrzyła sufit. Teraz zdjął swoje bokserki dopiero pod kołderką, którą\a okrywała iż, aż do teraz. Nie mogła powiedzieć nic szczególnego. Nigdy nie miała porównania, więc nie wiedziała czy był duży czy nie. Mogła jedynie stwierdzić, że w porównaniu do jej, nigdy nie przypuszczała, że może w nią wejść tak łatwo. Teraz był bardzo twardy, więc jak przez sekundę go dotknęła miała wrażenie, że to jakiś materiał, a nie tkanki i mięśnie. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że chciała by zrobić te wszystkie rzeczy o których kiedyś rozmawiała z koleżankami, jednak nie była pewna czy mogła by go zmieścić w ustach.
         - Sakura błagam Cię edukuj się szybciej - pośpieszył, zaciskając palce na jej ciele.
         - A co? Przepraszam. Skończyłam - uśmiechnęła się nieśmiale. Spojrzała na niego niewinnie jakby nie robiła nic dziwnego, a siedziała tylko na nim. - Dziękuję - szepnęła, całując go. Był to znak, że może robić swoje. Furtka do tego by się nie powstrzymywał. Nie zdziwiła się, gdy objął ją mocno w pasie, i przyciągnął do siebie. Zatopił się w jej pocałunkach zapominając o tym, że potrzebują przerwę na krótki oddech.
         - Teraz ja chce być na górze - poprosiła, popychając go do tyłu.
         Pochyliła się nad nim, przerzucając ciężar na wyprostowane ramiona, które położyła na jego klatce piersiowej. Włosy delikatnie opadały jej na twarz i ramiona. Kilka pasemek, otuliło jej piersi, które w tej pozycji wydawały się idealne. Nie za małe, ani nie za duże. Były piękne na swój sposób. Okrągłe, jędrne i elastyczne. Kołysały przy najmniejszym ruchu, reagowały na jego dotyk, a nawet czasami rumieniły się jak Sakura. Nawet taki mężczyzna jak on nie wzgardził by takim widokiem.


         Długi czas leżała na jego piersi, wsłuchując się w rytm  jego serca. Piętnaście minut temu waliło jak oszalałe, a teraz spokojnie biło, jak gdyby nigdy nic. Jej ciało nadal drżało, czuła w sobie jego, ale nie było w tym nic dziwnego i nie komfortowego. Wręcz tęskniła za nim i za tym uczuciem. Sasuke co jakiś czas głaskał ją kciukiem w ramię i myśl, że wystarczy tylko tyle by ją podniecić było przerażające dla niej samej.
         - Chcesz gdzieś iść? - spytał nagle.
         - Hmm? Gdzie?
         - Gdziekolwiek. Jutro wyruszam na misje.
         Nie to chciała usłyszeć. Cała ekstaza i radość, którą przeżywała zamieniła się w smutek. Mogła się domyśleć, że tak będzie. W końcu dopiero dziś do niej przyszedł. Musiał to zrobić przed jutrzejszą misją.
         - Wrócę niedługo - obiecał.
         - Możemy iść na spacer. Jak wrócisz może już nie być śniegu - powiedziała, spoglądając za okno.
         - Skoro chcesz - westchnął głośno. - Następnym razem założymy to - dodał nagle, wyciągając spod materaca nie dużą paczkę.
         - Antykoncepcja?  - spojrzała na niego podejrzliwie.
         - Jakby na to nie patrzeć wciąż jesteśmy za młodzi. Po za tym nie możesz zajść w ciążę za nim nie skończę misji. Co by się stała gdyby podczas jednej z nich...
         Nie dokończył. Nie musiał.
         - Przecież w takim stanie nic nie może ci się stać - przypomniała mu złośliwie. Zaciekawiona wyciągnęła jedną prezerwatywę z pudełka. - To już nie będzie to samo - mruknęła, rozwijając ją sobie na palcu.
         - Przestań się tym tak bawić, dziwnie to wygląda - speszony, zabrał jej pudełko, oraz rozłożoną prezerwatywę. - Nie wiesz jak to będzie. Jeszcze nie próbowaliśmy - mruknął.
         - Ale zawszę możemy - zaśmiała się dźwięcznie, wyrywając mu pudełko z rąk. W jednej chwili zanurkowała pod kołderkę, i to o czym myślała podczas jej krótkiej edukacji urzeczywistniło się.
         - Sakura...mieliśmy iść na spacer - zacisnął mocno zęby, oraz palce na pościeli.
         - Mamy cały dzień - uśmiechnięta wyszła spod kołderki, wyrzucając foliowe opakowanie na ziemię.
         - Robisz się za bardzo zachłanna - zauważył, kładąc dłoń na jej głowię. Pogłaskał ją delikatnie, próbując rozgryź co kryję się w jej piękniej główce.
         - Po prostu bardzo cię kocham - wyszeptała jak najdelikatniej potrafiła, siadając mu na kolanach. Kołderka wciąż otulała ich ciała, tworząc zamkniętą przestrzeń.
         Nie mogąc odpowiedź jej na to pytanie pocałował ją. Był spragniony. Bardzo spragniony. Nie chciał dać to po sobie poznać, ale pragnął ją dziwnie. Tak jakby zasmakował zakazanego owocu, którego nie potrafi sobie odpuścić.





         Wracając pustymi uliczkami nie bali się, że ktoś może ich nakryć. Była zima więc mieszkańcy wioski ukrywali się w domach i grzali się przed kominami. Nic im nie groziło. Sakura  z uśmiechem na twarzy mogła chować swoją dłoń w kieszeni Sasuke, gdzie potajemnie trzymała go za rękę. Co jakiś czas spoglądała na niego zaciekawiona czy pod grubym szalikiem maluje się rumieniec czy coś innego. Wydawał się nad zbyt opanowany i obojętny.
         - Za miesiąc lub dwa jak wrócisz pewnie będę lepiej wyszkolona w te sprawy - zażartowała, wyciągając swoją dłoń. Radośnie okręciła się dokoła, wyrzucając ręce w powietrze.
         - Sugerujesz coś?
         - Skoro nasz związek jest nie określony, ja zrobiłam się zachłanna, a ciebie nie będzie taki czas to muszę jakoś...
         Za nim dokończyła Sasuke rzucił ją do zaspy. Bez wyrzutów kucnął przed nią, odsłaniając usta - Chciałaś coś powiedzieć?
         - Ale dostaniesz Uchiha - fuknęła, rzucając się na niego.
         Oboje wylądowali na ziemi, wśród śniegu, który padał i z nieba i z ziemi.
         - Na prawdę bardzo cię kocham - powiedziała z uśmiechem, nacierając jego twarz śniegiem. Zamiast uciec, leżała spokojnie. Odczekała kilka sekund, aż ściągnie nadmiar śniegu z twarzy po czym ucałowała go. - Wróć do mnie szybko. Cały i zdrowy  - poprosiła łagodnym głosem.
         Jej dźwięczny głos ostatnimi czasami często mu się śnił. Lubił go. Wcześniej tego nie zauważał, ale lubił w niej dość dużo.
         - Wracajmy. Na prawdę jest zimno - powiedział, naciągając kaptur na jej mokre włosy.
       


         Następnego dnia Sakura przyszłą do nowego Hokagę po dokładne informacje na temat nowej misji. Mimo iż był nim prawie pół roku nie mogła pogodzić się z myślą, że ten leniwy, wiecznie zaspany Kakashi jest Hokage.
         - A...i następnym razem jak będziecie z Sasuke się bawić w śniegu to róbcie mniej hałasu - powiedział z uśmiechem, machając jej dłonią na do widzenia.
         - S..słucham? J...jestem bardzo zajęta. Przyjdę do mistrza jakoś przed misją! - powiedziała pośpiesznie.
         - Pozdrów Sasuke ode mnie! - zawołał z miłością, śmiejąc się pod nosem.


         - Zboczenie. Stary zboczeniec! - powiedziała sama do siebie.
         Dokumenty na temat nowej misji schowała do tylnej pochwy. Była dość spóźniona więc musiała przyśpieszyć kroku by zdążyć na czas na spotkanie z Sasuke. Gdy tylko zobaczyła go z daleka uśmiech pojawił się na jej twarzy. Nawet jeśli mieli się spotkać na pół godziny wystarczyło jej to. Nie musieli się trzymać za ręce i słodzić. Wystarczyło jej, że był obok, że rozmawiali.
         - Nie obejrzymy za dużo - powiedział, podając jej jeden bilet do zoo.
         - W porządku - uśmiechnęła się.
         - Chodźmy - powiedział, puszczając ją przodem do wejścia.



         Dwunastą misję skończył w nad zwyczaj szybkim tempie. Do wioski wrócił w grudniu tuż przed świętami. Był środek nocy, a mimo to nie udał się od razu do własnego mieszkania. Nie chciał.  Musiał ją zobaczyć. Od kilku dni myślał tylko o tym by zobaczyć się z nią. Choćby na kilka sekund.
Włamać się komuś do pokoju nie było trudne. Potrafił to zrobić bez najmniejszego szelestu.
         Wślizgnął się przez okno, lądując miękko na ziemi. Sakura spadła tyłem tyłem do ściany. Nawet w ciemnościach potrafił powiedzieć, że jest zestresowana. Kucnął cicho przy jej łóżko i położył dłoń na jej głowie. Była ciepła. Włosy miękkie i pachnące. Przez chwilę patrzył się na nią, po czym zwyzywał w duchu, że jako shinobii jeszcze się nie obudziła i nie skopała mu tyłka.
         - Kim do....
         Sasuke zatkał jej usta dłonią. Wiedział, że jest przestraszona i gotuję się do uderzenia, ale nie mógł pozwolić by jej krzyki obudziły jej rodziców.
         - Cicho, obudzisz rodziców! - powiedział w końcu.
         - Sasuek to ty? Co tu robisz? Przestraszyłeś mnie! - fuknęła pół szeptem, uderzając go w bark.
         - Auć... - mruknął, upadając na ziemie.
         - P...przepraszam nic ci nie jest? - spytała, zrywając się z łóżka. - Kiedy wróciłeś?
         - Kilka minut temu.
         - Co tu robisz? Czemu nie wróciłeś do domu? Przestraszyłeś mnie!
         - Chciałem cię zobaczyć - przyznał się. - Nie wiem czemu, ale bardzo chciałem cię zobaczyć  - zaśmiał się sam z siebie.
         - Idź się umyć. Zaraz cię opatrzę! - zmieniła temat, pomagając mu wstać z ziemi.
         - Będę wracał do siebie. Twoi rodzice są w domu.
         - Nie, zostań! - powiedziała błagalnie, łapiąc go za rękę - Zostań - poprosiła, zbliżając się. - Zostań - powtórzyła.
       
         Czekała przed wejściem do łazienki, rozmyślając o jego słowach. Uśmiechała się sama do siebie za każdym razem gdy odtwarzała sobie jego wypowiedź. Czy to oznaczało, że zaczął za nią tęsknić? Czy coś ruszyło do przodu? Czy może po prostu liczył na to, że zrobią to tutaj, teraz u niej w pokoju.
         - Skąd masz mój podkoszulek? - spytał, wyrywając ją z myśli.
         - Mam ich kilka lubię w nich spać - wyznała.
         - Mała złodziejka - prychnął, idąc za nią do pokoju.
         - Ja przy ścianie - powiedziała, wślizgując się pod kołderkę.
         - Nie będę się kłócił o miejsce - położył się obok.
         Dziwne napięcie pojawiło się w powietrzu. Po ponad miesiącu leżeli obok siebie na odległość kilka centymetrów.
         - Zimno mi - szepnęła, wtulając się w jego klatkę piersiową. - Cieszę się, że jesteś. Tęskniłam.
         - Ja chyba też - powiedział nieśmiało, obejmując ją. Mocno przytulił się do niej, wchłaniając zapach jej ciała. Chyba musiał na prawdę za nią tęsknić. Wystarczyło kilka sekund by zasnąć. Jej bliskość, osoba, zapach i dotyk. Zasnął jak małe dziecko po długim dniu zabaw i obfitej kolacji.


         Rankiem nie pamiętał nic. Otworzył oczy, zobaczył nie znany mu sufit, później jakieś dziwne jasne ściany, obce meble kilka książek i jakieś ubrania na krześle. Po kilku sekundach nie wiedzy i pustki w głowie zorientował się jak tu trafił i gdzie jest. Nieśmiało spojrzał na Sakurę. Leżała tyłem do niego na lewym boku. Oba ramiona miała ugięte pod głową, a nogi skrzyżowane wzdłuż łóżka. Włosy zasłaniały jej pół twarzy, a jedyny dźwięk jaki roznosił się po pokoju to jej ciszy oddech, który brzmiał trochę jak śpiew chorego ptaka. Leniwie przewrócił się na bok, podpierając głowę na ugiętym łokciu. Wyciągnął dłoń by dotknąć jej nagiego ramienia. W połowie drogi zawrócił speszony.    Przez chwilę leżał w bezruchu, zastanawiając się jak tu trafił. Dzisiejszej nocy, zaledwie parę godzin temu stał w swoim pokoju gotowy położyć się do snu. Krótka, ćwierć sekundowa myśl, że coś mu tu nie pasuje nakazała natychmiast zawrócić. Później gdy znalazł się w pokoju Sakury wiedział, że to jest to. Położyć się spać samemu nie sprawiało mu już tyle frajdy co kiedyś.
         Odliczył w myślach do sześćdziesięciu. Wziął głęboki wdech, po czym dotknął jej delikatnej skóry. Mocny dreszcz przeszedł od koniuszka palców po całym ciele.
         Zirytowany, że nie przejawia najmniejszych chęci by się obudzić, sam wstał z łóżka. Chwile zajęło mu podjęcie decyzji czy wyjść z jej pokoju czy nie. Za nim zdążył złapać za klamkę drzwi otworzyły się niespodziewanie, przewracając go na ziemie.
         W podkoszulku, w starych bokserkach, z nieuczesanymi włosami wylądował przed Ojcem Sakury.
         Zmieszany, zaskoczony i zawstydzony spojrzał na niego z podłogi.
         Złość, przerażenie, niezrozumienie, smutek, agresja i osłupienie malowało się na twarzy pana Haruno. Wszystkie te emocję, które naraz wystąpiły i zmieszały się w przedziwną minę z otwartymi ustami, ściągniętymi brwiami, zmarszczonym czołem, opustoszałym wzrokiem sprawiały, że wszystkie uzasadnienia, prośby i powody które wymyślił na poczekaniu znikły, zamieniając jego myśli w wielką czarną dziurę.
         - MATKO! CHODŹ TU NATYCHMIAST! - wykrzyczał, budząc Sakurę.
         - Cholera... - skwitował cicho.



          Na samiutenieńkich kolanach, z dłońmi na udach, z nisko opuszczonymi głowami siedzieli w salonie na ziemi. Niski dębowy stół do herbaty, bądź gry dzielił ich od dorosłych, którzy siedzieli naprzeciwko nich.
         - Co on robi w moim domu?! - fuknął, łamiącym się głosem mężczyzna, wskazując palcem na Sasuke, który wzdrygnął się minimalnie.
         - Tat...
         - Cicho! Nic nie mów Sakura - przerwał jej w połowie. - Ty też nic nie mów - zwrócił się do Sasuke, który spojrzał na niego ukradkiem.
         Starszy mężczyzna potrzebował kilku chwil, by poukładać w głowie tą sytuację. Sam nie wiedział jakiej odpowiedzi chce.
         - Matko, ty coś powiedz - przekazał głos żonie.
         - Wiem, że jesteście blisko...jesteście młodzi. To ten wiek. Rozumiemy was doskonale, ale wcześniej wolelibyśmy wiedzieć, jeśli się u nas zatrzymujesz. Sakura jest młodą kobietą. Nie ważne jak na to nie patrzeć, etyka zabrania młodemu mężczyźnie do nocowania  w pokoju kobiety, bez zgody jej rodziców - zaczęła spokojnym, poważny, lecz uprzejmym tonem.
         - Przepraszam,
         - Przepraszamy - powiedzieli jednocześnie, spuszczając głowy jeszcze niżej.
         - Na przyszłość proszę byś powiadamiała nas wcześniej jeśli Sasuke chce tu nocować. Mamy pokój gościny może z niego korzystać - zwróciła się do córki.
         - O czym ty mówisz? Powinnaś zabronić im spotykania się!  I wstępu tu. Za młoda! Nasza córka jest dużo za młoda! - jęknął Ojciec, odwracając się przodem do żony.
         - Oj daj już spokój! - krzyknęła na niego - Sakura dorasta tak? Rozmawialiśmy o tym ostatnio. Sam mówiłeś, że taki jest bieg wydarzeń i czasu. Nic na to nie poradzimy. Daj jej dorastać i korzystać z własnego życia.
         - To się więcej nie powtórzy - powiedział cicho Sasuke.
         - Mam nadzieje. Bycie zakochanym to nie jest przestępstwo. Trzeba tylko pamiętać o zasadach i rozsądku - spokojnie wstała z ziemi, poklepując męża po ramieniu - Wstawaj - poprosiła.
          - Co? Ja jeszcze nie skończyłeś? Im trzeba długiej pogadanki na temat życia, odpowiedzialności, zaufania. Trzeba jej powiedzieć jacy są faceci zwłaszcza w tym wieku! A ty mój drogi kolego, nie myśl sobie, że trafiłeś na pierwszą lepszą dziewczynę - zmrużył oczy, celując wskazującym palcem na Sasuke.
         - Nie myślę tak - opowiedział machinalnie.
         - Wstawaj! Będziesz miał jeszcze tysiąc okazji. Wy idźcie się przebrać i zejdźcie na dół! - powiedziała przed wyjściem do kuchni.


         Dłuższą chwilę siedzieli w ciszy i bezruchu. Minęło pięć minut odkąd państwo Haruno wyszło z salonu,  a on nadal tkwił na kolanach z nisko spuszczoną głową. Nie zbyt rozumiał tej sytuacji i tego upokorzenia. Zawsze był dumny, odporny na innych i wyluzowany. Tego ranko czuł się jak małe dziecko, które dostaje linijką po rękach. Przez całą ich rozmowę nie potrafił spojrzeć ani na mamę, ani na tatę Sakury. Nie potrafił odszczeknąć, bronić się, czy tłumaczyć. Potrafił tylko przepraszać i przystawać na ich życzenia. Zżerał go wstyd i zraniona męska duma.
         - Chodźmy się przebrać - powiedziała w końcu, kładąc dłoń na jego dłoni.
         Prawdopodobnie czuła to samo co on. Mogła sobie tylko wyobrazić jak wielki szok przeżył jej ojciec na widok Sasuke. Jak bardzo zraniła swoją dumę jako córka, i jak wiele zmartwień przyswoiła swoim rodzicom. Musiała również myśleć o Sasuke. Wiedziała, że to dla niego nie jest przyjemna i łatwa sytuacja.
       
         Niechętnie usiadł przy stole rodzinnym. Tuż obok Sakury i tuż na wprost pana Haruno. Nie ważne jak dziwna presja unosiła się nad nim, jaka aura ich otaczała i jak nieswojo się czuł, to koniec końców przyjemnie było zjeść wspólnie śniadanie. Mama Sakury nie pytała o nic, gładko przechodziła z jednej rozmowy do drugiej, śmiała się głośno z nowych opowiadań bądź strych o Naruto, nie szczędziła nawet kilku historii o swojej leniwej córce. Tata zaś co jakiś czas rzucał słówko lub, raz lub dwa zdarzyło mu się rzucić pytające, przeszywające spojrzenie, ale nie było w nim agresji, złości czy niechęci. Odniósł to bardziej jako stopniowe przełamywanie barier jako ojciec - chłopak jego córki.
         - To ja wyjdę pierwszy - pożegnał się.
         - Widzimy się później? - spytała przy drzwiach.
         Przytaknął delikatnie, głaskając ją po głowie.
         - Sakura, idź kup jajka! - zawołała  góry pani Haruno.
         - Słucham?
         - Idź kup jajka! - odkrzyknęła.
         - Teraz?
         - Tak. I idź do cioci Yamanka po świeże kwiaty - kobieta zeszła na dół z plikiem banknotów. - Wyprałam Twoje ubrania, które wczoraj zostawiłeś w łazience. Dam je jutro Sakurze to ci zwróci. Możesz też przyjść na obiad to sam weźmiesz - powiedziała do Sasuke, uśmiechając się delikatnie.
         - D...dobrze - odpowiedział niepewnie.
         - Idźcie już. Potrzebuje zrobić ciasto! - popędziła.


         - D..dziwnie - stwierdziła.
         - Myślałem, że umrę - odetchnął.
         - Przepraszam. Nie wiedziałam, że mój tata tak zareaguje. Przepraszam.
         Spojrzał na jej skruszoną twarz. Nie musiał o nic pytać. Jak zwykle obwiniała się o wszystko.
         - Nie masz za co to ja przyszedłem w środku nocy - obejrzał się za siebie, za nim pogłaskał ją po głowie. - Idę do Kakashiego, a później do Naruto. Pewnie wrócę do domu później - powiedział, zatrzymując się kwiaciarni.
         - Ja i tak mam milion książek i receptur do sprawdzenia - westchnęła na samą myśl.
         Sasuke przytaknął.
         - Zobaczymy się wieczorem - pożegnała się z uśmiechem po czym zniknęła w śród kolorowych kwiatów.




         W drodze do mieszkania Naruto w oddali z na przeciwka dostrzegł dwie znane mu postacie. Pierwszą była kobieta. Wysoka i niesamowicie dumna. Z uniesioną twarzą rozmawiał z swoim towarzyszem, podnosząc co jakiś czas głos. Mężczyzna obok był wyższy. Mimo iż kilka lat temu dzieliło ich kilka centymetrów, teraz mógł patrzeć na nią z góry. Zazwyczaj znudzony, teraz z pełną determinacją rozmawiał o czymś jakby za wszelką cenę chciał dowieść swego.
         - Uchiha! Wróciłeś! - powiedziała kobieta, zdziwiona na jego widok.
         - Cześć, miło cię widzieć. Co robisz u nas w wiosce?
         - Sprawy biznesowe. Na pewno nie to o czym myślisz - odpowiedziała od razu.
         - A ty jak zawsze opiekun - zaśmiał się pod nosem.
         - Cóż zrobić. Nawet jak Kakashi został Hokagę, to zmusza mnie to zajmowania się tą kobietą - westchnął.
         - Jak ci to tak przeszkadza zawsze możesz zrezygnować Nara  - warknęła obojętnie Temari, zarzucając artystycznie włosami.
         - Uwierz mi chciałbym.
         - To ja wam chyba nie przeszkadzam. Nie lubię związkowych kłótni - wyminął ich.
         - Mówiłam, że to nie tak jak myślisz! - fuknęła na niego.
         - Nie wymyślaj głupot. Lepiej powiedz gdzie idziesz. Pewnie do Naruto.
         - Przydało by się go odwiedzić raz na jakiś czas. Jest w wiosce?
         - Wrócił kilka dni temu. Wczoraj trochę wypiliśmy w barze więc pewnie śpi.
         - Byliście w barze? - spytała, spoglądając na niego groźnie.
         - Dużo cię to interesuje jak na kogoś kto zazwyczaj się tym nie interesuje - zgasił ją, wychodząc na przeciw Sasuke - Tak czy inaczej znajdź też czasami czas dla nas. Chouji ostatnio zakochał się w nowej restauracji. Niestety jest droga - zaśmiał się, wyciągając paczkę papierosów.
         - Pomyślę nad tym - skwitował, ruszając w swoją stronę.
         - Nie przestaniesz palić?! - usłyszał za plecami.
         Zaśmiał się sam do siebie. Ciepło mu się zrobiło na żołądku jak przypomniał sobie ich starcie na egzaminie Chuunina. Minęło tyle lat, a oni nadal udawali, że nic dla siebie nie znaczą podczas gdy oboje wiedzieli co tak na prawdę czują. Naprawdę bawiło go to, że zwracał na to uwagę, że zauważał. Nawet jeśli nie chciał to pewne rzeczy same rzucały mu się przed oczy, a związki innych szczególnie.


         Tak jak przewidywał Shikamaru, Naruto spał na ziemi. Śmierdzący alkoholem, na wpół goły, nie trafił na swoje łóżko tylko położył się na środku salonu. Przykryty jakąś gazetą chrapał głośno i ciężko, otwierając przy tym szeroko usta.
         Jednym zwinnym, silnym i konkretnym kopem przywrócił do życia. Za nim zdążył otworzyć swoje śmierdzące usta, złapał go za włosy i siłą wsadził pod prysznic.
         - Następnym razem się zemszczę! - warknął z bólem w głosie.
         Zmęczony siedział na kanapie, z kubkiem gorącej i gorzkiej kawy.
         - Jakim cudem Hinata jeszcze z tobą wytrzymuję - z niezrozumieniem i wzgardą podał mu talerz z kanapkami.
         - Hinata akceptuje mnie w pełni! - mruknął.
         - I powinna przestać.
         - Po co przyszedłeś?
         - Sprawdzić czy żyjesz, czy nie umierasz gdzieś zarzygany.
         - Powinieneś sprawdzić co u Sakury, a nie...zimny drań - szepnął pod nosem, nie zdając sobie sprawy, że dopiero co od niej wracał.
         - Może innym razem.
         - Ile ci jeszcze tych misji zostało?
         - Ta była trzynasta.
         - Łaaa...trzynaście misji rangi SS w dwa i pół lata. No Uchiha, nieźle - powiedział pół żartem.
         - Mogłoby być lepiej. Ty co robisz?
         - Na razie jestem pachołkiem Kakashiego. Byłem ostatnio w mniejszej wiosce Herbaty. Kakashi chce żeby mniejsze wioski, przyłączyły się do paktu i żyły z nami w zgodzie. Wioska Deszczu, tam gdzie wychowali się Nagato, Yahiko i Konan już dołączyła do nas - głos załamał mu się na wspomnienie o tamtej trójce. W głębi duszy miał nadzieje, że oni jak i mistrz Jiraya, mama i tata są w stanie dostrzec postęp między ludzki.
         - To całkiem nieźle - przyznał, siadając na krześle, po drugiej stronie pokoju - A jak się mają Karin i Juugo?
         - Chyba dobrze. Ostatnio byli odwiedzić Suigetsu. Karin chyba się nawet zaprzyjaźniła z dziewczynami. Jest okej - podsumował krótko.
         - Mam informacje na temat tej nowej technologii. Jeszcze nie byłem u Kakashiego, bo słyszałem, że oddział Shikamaru pracuje nad czymś podobnym - Sasuke wyciągnął za płaszcza zwój.
         - To są te sekretne informację, które kiedyś posiadali Samurajowie.
         - Tak. Brzmi dość szalenie, ale to może być klucz do następnych lat.
         Naruto rozwinął zwój. Czarnym, spłowiałym atramentem, ktoś szczegółowo opisał urządzenie bezprzewodowe. Rysunki również w większej mierze przedstawiały zarys projektu. Niewielka, kwadratowa, cegiełka, z ekranem, przyciskami, i numerkami na nim.
         - Projekt "Komórka" - przeczytał ponownie.
         - Widziałem coś podobnego jak u byłem u Shikamaru. Jeśli porównają to z jego pracą to na pewno będą w stanie to skończyć. Tam dalej jest coś na temat Komputera i Laptopa.
         - Zobaczymy co Kakashi na to. Mi osobiście nie podoba się ten pomysł. Nie lubię technologi, jestem tradycjonalistą.
         - Chyba twardogłowym debilem - sprostował, chowając zwój.
         - Powtórz to! - zerwał się na proste nogi.
         - Nie mam teraz czasu na zabawy z tobą idę do Kakashiego - zakomunikował.




         Do domu wrócił chwilę po dziewiętnastej. W mieszkaniu jak i na zewnątrz panowała ciemność. Chłód unosił we wszystkich pokojach, zmuszając go do ubrania grubszej bluzy. Włączył ogrzewanie na największy stopień, dbając o to, żeby wszystkie kaloryfery zostały włączone.
         Trochę zmęczony spotkaniem z Juugo i Karin rozłożył się wygodnie w salonie, wyciągając nogi na podłokietniki. W normalnych okolicznościach zjadł by coś, poczytał by książkę, umył by się i poszedł spać. Teraz miał nieodpartą chęć poczekania, aż Sakura wróci. Sam nie wiedział czym to jest spowodowane, ale co jakiś czas przyłapywał się na spoglądaniu na zegarek. Im więcej nad tym myślał tym częściej przypominał sobie sytuacje z rana. Do tej pory nie wiedział czemu się tak czuł. W końcu nie zrobił nic nieprzyzwoitego. Przynajmniej nic na co miał ochotę.
         - Wróciłam! - zawołała Sakura, wpadając do mieszkania.
         Zaskoczony jej nagłym powrotem, złapał za pierwszą lepszą książkę, która leżała na stole, otworzył pośpiesznie na byle jakiej stronie, i położył w najbardziej wyluzowanej pozycji jaką miał.
         - Czytasz przy tak słabym świetle? To nie zdrowe - powiedziała, gasząc lampkę, a zaświecając główne światłą.
         - Już wróciłaś?
         - Taaaak, jestem taka głodna - zawołała z kuchni.
         Sasuke odczekał jakieś dziesięć minut po czym dołożył książkę na bok i wszedł do kuchni.
         - Jesteś cała czerwona na twarzy - zauważył, podchodząc bliżej.
         - To przez ten śnieg. Strasznie zimno jest - wyjaśniła.
         - Włączyłem ogrzewanie.
         - To dobrze. Gdybym wiedziała, że wracasz włączyłabym je wczoraj. Trochę to potrwa za nim się wszystkie pomieszczenia nagrzeją - westchnęła.
       

         Po kolacji Sakura usiadła przy stole z papierami, które zostawiła jej Tsunade, a Sasuke zmywał naczynia. Co jakiś czas odwracał się za siebie, by sprawdzić co robi Sakura. Za każdym razem zastawał ją w tej samej pozycji. Lekko pochyloną nad jakimiś dokumentami, z skupionym wzrokiem i ołówkiem między palcami.
         - Nie siedź nad tym długo - powiedział, wychodząc z kuchni.
       
         Z szafki wyciągnął dodatkową kołderkę, która rzucił na łóżku. Musiał przyznać, że i jemu robiło się zimno, a dobijający się wiatr z każdego okna nie dodawał mu otuchy. Znudzony i najedzony usiadł na łóżku. W przeskakiwał po kanałach w telewizorze w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Koniec końców zdecydował się na jakiś głupi teleturniej gdzie można było wygrać ogromną sumie pieniężną.
         - Co ty oglądasz? - z myśli wyrwała go Sakura. Umyta i ubrana stała przed szafą, w której trzymała swoje ubrania.
         - Rodzice nie mają problemu z tym, że nocujesz  u mnie?
         - Jakby mieli coś do gadania - mruknęła.
         Usiadła na skraju łóżka, wyciągnęła nogi na materac i wklepała w nie balsam do ciała.
         - Twój tata nie będzie chyba jakoś zadowolony.
         - Przeżyje. Sam powiedział, że jestem już dużą dziewczynką. Mogę przecież nocować po za domem.
         - Co innego nocować po za domem u koleżanki, a co innego u kolegi - poprawił ją.
         Przesunął się w jej stronę, złapał za kostki i pociągnął w swoją stronę. Balsam, który został jej łydkach, wmasował własnoręcznie.
         - Nie żeby to było pierwszy raz - powiedziała bez zastanowienia, na co Sasuke spojrzał, na nią groźnie.
         - Mam na myśli, że czasami po spotkaniach u Naruto czy u Lee, czy Kiby zdarzyło nam się wszystkim nocować u nich - powiedziała pośpiesznie, przesuwając się na drugi koniec łóżka.
         - Chcesz mi powiedzieć, że po alkoholu zdarzyło ci się spać u Lee, Kiby czy Naruto? - spytał spokojnie, przyciągając ją z powrotem w swoją stronę.
         - W skrócie.
         - Sakura - odezwał się głębokim głosem.
         To dziwne uczucie, które po raz pierwszy przebudziło się w nim, nagle nakazało mu przycisnąć Sakure do łóżka.
         - W sumie to ja, Ino i Karin zawsze spalić w jednym pokoju, a oni w drugim - sprostowała na krótkich oddechu. Nagła bliskość Sasuke sprawiała, że traciła grunt pod ciałem.
         Sasuke zaśmiał się krótko. Rozbawiony wstał z niej i usiadł z powrotem na miejscu.
         Reklamy właśnie się skończyły, a nudny teleturniej trwał dalej.
         - Żartuje. Przecież nic nie mówię. Nie mamy żadnych zakazów. Po za tym to Naruto, Lee i Kiba. Nie mam się czym przejmować - dodał zadziornie.
         - A powinieneś! - fuknęła zawstydzona, rzucając w niego poduszką.
         - Znów zrobiłaś się wszędzie czerwona - zauważył zgryźliwie.
         Sakura speszona włożyła na siebie grubą bluzę po czym weszła pod kołderkę, odwracając się do niego tyłem.
         - Dziś jestem zmęczona - zakomunikowała mu.
         Sasuke spojrzał na nią pytająco. Jego męska duma nieświadomie została zbrukana.
         - Sugerujesz coś?
         - Tak. Jestem śpiąca! - mruknęła, naciągając kołderkę pod poszyję.
         - Śpij - polecił jej, ściszając telewizor.

         Głupi pogram trwał jeszcze przez pół godziny. Nic z niego nie zrozumiał, wiedział tylko, że jakaś kobieta po czterdziestce z małego miasteczka wygrała, i miała zamiar przeznaczyć pieniądze na ślub swojego ukochanego syna i jego mieszkanie.
         Gdy spojrzał na Sakurę, poczuł nieodpartą chęć dotknięcia jej.
         Rezygnując z swojego pomysłu zgasił telewizor i poszedł do łazienki się wykąpać.
         - Czemu nie śpisz? - spytał, wchodząc do pokoju.
         - Zimno  mi - odpowiedziała.
         Sakura odwróciła się na drugi, gdy ten usiadł po drugiej stronie łóżka.
         - Przyniosłem nam drugą kołderkę - rozłożył drugą pierzynę.
         - Sasukę?
         - Co?
         - Bardzo za tobą tęskniłam - powiedziała  w w końcu, jakby cały dzień czekała tylko na to by mu to powiedzieć.
         - Powiedziałaś mi to wczoraj w nocy - przypomniał rozbawiony.
         - Mógłbyś choćby udawać, że cię to rusza - mruknęła, podnosząc się na rękach.
         - Powiedzmy. Idź spać - położył ją do łóżka, po czym przykrył kołdrą.
         - Jutro chyba zaproszę wszystkich do tej nowej restauracji.
         - Tam gdzie Chouji wydaje wszystkie swoje pieniądze.
         - Tak.
         - Miło będzie. Dawno nie byłeś z nami nigdzie.
         - Temari pewnie będzie. Za niedługo chyba wraca. Można to podciągnąć pod pożegnanie.
         - Widzę, że polubiłeś Temari.
         - Nic nigdy do niej nie miałem - stwierdził, kładąc się obok.
         - Myślisz, że zejdzie się z Shikamaru?
         - Kto wie - zamyślił się na sekundę.
         - Fajnie by było.

         Sasuke spojrzał na zegarek. Jak kładli się spać była dziesiąta. Teraz wskazówki zegara wskazywały w pół do pierwszej.        
         - Sasuke?
         - Co?
         - Dobranoc - powiedziała, pochylając się nad nim.
         Z uśmiechem na twarzy ucałowała go w policzek. Cieszyła się, że jest ciemno w pokoju. Dzięki temu nie musiała się bać o to, że znów zobaczy jak się rumieni.
         - Zimno ci?
         - Trochę.
         Sasuke w odpowiedzi przyciągnął ją do siebie i zamknął mocno w ramionach. Za nim zasnął głaskał skórę na jej ramionach i wdychał zapach balsamu - delikatnego jaśminu.



         Z czternastej misji wrócił pierwszego Kwietnia.
         Sakura wychodziła od Kakashiego, gdy na niebie dostrzegła wielkiego ptaka. Zwierze machało wielkimi skrzydłami i dostojnie prężyło się w jej stronę. Za dumnej głowy dostrzegła znajomą postać. Mężczyzna stał oblany blaskiem słońca. Równie dumny i pewny siebie, uśmiechał się na wpół kpiąco, a na wpół zadziornie.
         Lecieli wysoko nad miastem.
         Sakura siedziała blisko brzegu, wychylając się za ogon Jastrzębia. Podobnie jak tamtego dnia, obserwowała postęp cywilizacyjny. Więcej domów, więcej szkół, i więcej dzieci było wiosce. Wszystko rozrastało się tuż przed jej nosem, a sama nie potrafiła tego zauważyć.
         - Ciekawe czy gdybyśmy się tutaj kochali, to ludzie by nas zauważyli - zaśmiała się.
         - Na pewno by cię usłyszeli - skwitował.
         Sasuke leżał rozłożony twarzą do słońca. Jedną rękę miał ugiętą pod głową, a drugą trzymał Sakurę za dłoń. Za każdym razem gdy wychylała się bardziej zaciskał jej rękę, zerkając czy aby przypadkiem nie wypadła.
         Swój lot zakończyli na wysokiej górze gdzie kiedyś trenował z Kakashim. Teraz to miejsce pokryło się zieleniną i nie przypominało już smutnego i opuszczonego kanionu.
         - Łaaał - zawołała.
         - Sakura - powiedział, stając za nią.
         - Jak tu pięknie. I jakie widoki! - zachwycona nie potrafiła oderwać wzorku od krajobrazu, który rozciągał się do jednego końca świata do drugiego.
         - Spój spokojnie! - mruknął na nią.
         - Co robisz?
         - No stój! - rozkazał, tracąc cierpliwość.
         Przed jej oczami błysnęła coś srebrnego. Zimny łańcuch dotknął jej karku, a później otulił szyję i dekolt. Coś ciężkiego spoczęło jej na piersi.
         - Co to? - zaciekawiona spojrzała na naszyjnik, który mienił się różnymi kolorami.
         Przepiękny znak Uchiha, wisiał na srebrnym naszyjniku.
         - Przykro mi trochę, że nie mogłem ci tego dać w dniu twoich urodzin - wyjaśnił.
         - Sas...Sasuke to jest piękne...ja... - wzruszona nie wiedziała co powiedzieć.
         Ta mała rzecz znaczyła dla niej bardzo dużo. Nie było to byle jaki naszyjnik  z kotem, pieskiem, kwiatkiem czy diamentem, ale unikatowy, jedyny w swoim rodzaju w kształcie znaku Uchiha. Był to jedyny symbol na świcie, który należał tylko do niego. Ten symbol należał do jego klanu i był kwintesencją jego istnienia i tożsamości narodowej. Intymna rzecz, którą się dzieli z nią.
         - Mam jeszcze jeden prezent - powiedział, odwracając ją do siebie przodem.
         - Jeszcze jeden? - powiedziała, łamiącym się głosem.
         - Po prostu stój - rozkazał, zbliżając usta do jej - Sakura Haruno, chyba zaczynam coś do ciebie czuć - szepnął, nie przestając jej całować.



         Szli przez miasto, trzymając się za ręce. Kwiecień był to okres gdy drzewa wiśni rozkwitały i dawały pierwsze oznaki życia. Puszczały pąki, i ukazywały najpiękniejsze wnętrze swoich owoców jakie posiadały. Speszona i zawstydzona pragnęła schować się w takich pączku. Pierwszy raz od pół roku szli przez miasto, trzymając się publicznie za ręce. Przyzwyczajona była do tego, że czułość okazywali sobie tylko na osobności. W groni zachowywali się jak przyjaciele, nie okazywali żadnej interakcji. Gdy tylko drzwi do ich sypialni się zamykały wtedy zamieniali się w prawdziwych kochanków.
         - Czekaj, gdzie idziemy? Ludzie się na nas patrzą - pisnęła pod nosem.
         - Niech się patrzą. Już jesteśmy - oświadczył, wchodząc do restauracji.
         - Co tak późno?! - zawołał Naruto, zrywając się z miejsca.
         Jego wzrok skupił się na złączonych dłoniach Sasuke i Sakury. O nie miały spojrzał na Sasuke, który spojrzał na niego spod byka.
         - Hinata na prawd mi wzrok - zwrócił się do dziewczyny.
         - Co...co się dzieje? - spytał Kiba, wytrzeszczając oczy.
         - No, no...to w końcu się stało. Chyba poczułam się trochę zazdrosna - powiedziała ironicznie Ino, uśmiechając się do Sakury.
         - Tylko po to nas zwołałeś? - spytał Nara, nie ukrywając rozbawienia i zdziwienia.
         - Powiedzmy.
         - To kiedy to się zaczęło? - spytał Naruto - Czemu nic nie wiem? Jestem twoim przyjacielem ty kretynie! - fuknął - I twoim też - powiedział łagodnym tonem, uśmiechając się do Sakury.
         - Cicho bądź jesteś w miejscu publicznym! - skarciła go Sakura, siadając obok chłopaka.
         - Co się dzieje? - szepnęła mu na ucho.
         - Ujawniam się - powiedział głośniej - Jesteśmy parą - podniósł ich złączone dłonie jeszcze raz - Od prawie pół roku - przyznał się dumnie.
         - Ilu? - zakrztusił się Lee.
         - Nie trudno jest się ukrywać. Zwłaszcza przed wami...Shinobii - skwitował.
         - Ja. Czuję się zraniony - wtrącił Sai.
         - Pół roku - powtórzył Kiba, nie mogąc uwierzyć własnym uszom - Pół roku...
         - To...czemu dziś...to znaczy...teraz? - spytała nie składnie Hinata.
         - Po prostu miałem na to ochotę - szarmancko sięgnął po puszkę coli.
         - K..Karin - zawołał Suigetsu.
         Dziewczyna wybiegła z restauracji, trzaskając drzwiami.
         - Stój ja pójdę - powiedział Sasuke.
         - Jesteś pewny? Co z Sakurą? - chłopak spojrzał na Haruno.
         - Idź - poleciła mu.
         - Co się właśnie dzieje? - spytał Shino, nie mogąc zrozumieć całej tej sytuacji.


         Złapał ją tuż za rogiem. Zapłakana, zakrywała usta ręką.
         - Karin... - zaczął nie pewnie.
         - Drań! Zimny drań!  - fuknęła, wyrywając dłoń z uścisku.
         - Wiedziałaś.
         - I co z tego, że wiedziałam...powinieneś....właściwie to powinieneś jej nie wybierać...
         - Karin uspokój się - rozkazał.
         - Daj sobie spokój...nie potrzebuje twojego pocieszenia, ani współczucia - warknęła.
         - Nie pocieszam cię, ani nie współczuje. Chce to wyjaśnić. Nie kazałem ci zostać. Nie kazałem i nie zmuszałem cię do niczego. Znamy się dość długo. Dobrze wiedziałaś, że to nigdy nie będziesz ty. Nie będę cię przepraszam, ale przykro mi.
         - I powinno! Ja...na prawdę cię kocham... - ryknęła płaczem.
         - Wybacz Karin...



         Zmęczony padł na łóżku. Czuł się dziwnie. Wręcz źle. Karin była jego towarzyszką. Całkiem bliską osobą. Nigdy nie widział jak płakał, a dziś płakała jak dziecko. Łkała, czkała i smarkała jak pięcioletnia dziewczynka. Znał jej uczucia. Mimo iż je nie odwzajemniał, to było mu przykro.
         -  W porządku? - spytała Sakura, siadając obok.
         Delikatnie położyła dłoń na jego karku. Głaskała go jak kotka.
         - Tak - spojrzał na nią.
         Nie kłamał. Gdy tylko była  w pobliżu czuł, że wszystko jest w porządku. Jej dotyk sprawiał, żę cały stres odpływał.
         - Przykro mi z powodu Karin. Ja pewnie czułabym się podobnie w takiej sytuacji  - uśmiechnęła się smutnie. Mogła sobie tylko wyobrazić co czuje.
         Sasuke położył dłoń na jej policzku. Kiedy się tak do niej przyzwyczaił? W ciągu pół roku spędzili razem może nie cały miesiąc. Nigdy nie byli nawet na oficjalnej randce, i nawet nie miał zamiaru na nią iść. Kilka razy zdarzyło im się iść na spacer. Dwa może trzy razy przyszedł po nią do pracy. Na obiedzie u jej rodziców był przynajmniej raz przy każdym powrocie. Nigdy nie rozmawiali o niczym specjalnym. Częściej się kochali i głównie na tym spędzali wolny czas.
         - Tak mało czasu - powiedział.
         - Co?
         - Tak mało czasu spędziliśmy.
         - Gdzie?
         - Wszędzie.
         - Pijany jesteś? Co ty mówisz?
         - Mówię, że cię kocham - pogładził jej delikatną skórę.





OMG! Przed Nami jeszcze drugie tyle. Musiałam to podzielić. Inaczej się nie dało.
Musiałabym pisać zakończenie kolejny miesiąc.


Pozdrawiam.