OGŁOSZENIA

UWAGA!
Blog istnieje jako mój śmietniczek. Wylewam na nim wszystkie pomysły które zagnieżdżą mi się w głowie.

NIE realizuje zamówień, chyba, że napiszę wcześniej.
PRZYPOMINAM, że jest to ŚMIETNICZEK.

[06.11.2014]
ślę wirtualnego HUGA do każdego fana, czytelnika, miłośnika, Narutomaniaka, Narutardsa, i SasuSaku shippera! Z podziękowaniami dla wszystkich osób, którzy dzielnie i z zapartym tchem śledzili i trzymali kciuki za swoich ulubionych bohaterów i Naszego Najgłośniejszego ninja numer 1!
Wiele osób się zastanawia czy blog po zakończenia mangi będzie dalej funkcjonował. Ja bez wahania odpowiadam TAK! Tak długo jak mam wenę, tak długo jak mi pozwolicie i tak długo jak istnieją fani Naruto, SasuSaku, Shikatema etc, tak długo ja będę pisać. Będę dalej pisać, i pisać, aż zostanę ostatnim fanem SasuSaku w Polsce, a później na świecie.


[18/04/2020]
Jak się macie moi drodzy czytelnicy ? Czy wam też życie ucieka przez palce, ale wciąż czujecie się dziećmi ?


cr: all credis to the owner, DevinArt, tumblr, Masashi Kishimoto.

Szablon w całości stworzony prze ze mnie.



25 lip 2013

17 - Gaara


          A&M: Naruto
          Dozwolone: 13 lat
          Uwagi: Mam nadzieje, że chodź trochę poczujecie w tym magii.



          Jestem Miłością. Nie widać mnie i nie słychać. Pojawiam się niespodziewanie.
          Jestem Kobietą - uosobieniem Miłości.

          Zawsze obserwowałam Gaare i jego rodzeństwo z boku. Bałam się do niego podejść. Myślę, że było to spowodowane rówieśnikami, którzy bali się go i unikali za wszelką cenę. Nie chciałam by i mi dokuczali dlatego ukrywałam się, by mnie nie dostrzegli. Serce mi się krajało, gdy jego własny brat i siostra pomiatali nim.


          Gdy Gaara wrócił do wioski, po nieudanym ataku na Konohe, odetchnęłam z ulgą, na wieść, że nic mu nie jest. Cieszyłam się jak nikt, gdy zauważyłam jak ociepliły się jego stosunki z rodziną. Mimo to nadal czułam wielką pustkę w sercu, gdy mieszkańcy unikali go, szeptali coś pod nosem, lub po prostu obrażali. Wtedy też byłam za słaba, żeby zareagować, albo wyjść z cienia.
        
           W przeciągu dwóch lat nie spuszczałam z niego wzroku. Z zapartym tchem patrzyłam jak zmienia się. Łagodnieje, otwiera się na ludzi, a oni otwierają się na niego. Kroczyłam tuż za nim i nieświadomie dodawałam mu siły. Modliłam się o wszystko co najlepsze. Zachwycałam się cicho, gdy mieszkańcy z dnia na dzień coraz bardziej mu ufali.

          Największą radość sprawiła mi wiadomość o nowym Kazekage. Nie mogłam uwierzyć, że został nim właśnie On. Ufałam mu najbardziej na świecie. Mimo iż nie znałam go, to ufałam mu bezgranicznie, zawsze przy nim byłam mimo iż o tym nie wiedziałam. Moje myśli wypełniałam nim. Płakałam z szczęścia gdy w dniu nadania tytułu ludzie wiwatowali i krzyczeli głośno, wołając imię nowego Kazekage.

          Szybko zaczęłam udoskonalać swoje umiejętności. Chciałabym być jak najbardziej mu pomocna. Być gotową na każde wezwanie, a w razie potrzeby oddać za niego życie. Na wojnie gdy przydzielono mnie do innego odziału modliłam się do niebios by mieli go w opiece. Wierzyłam, że da rade, i nie dopuszczałam do siebie żadnej złej wiadomości czy wizji. Wiedziałam, że wszyscy damy rade. Pokonamy wroga i wrócimy do swoich domów - Z Gaarą jako przywódca mogłam wszystko, czułam to w sobie. Musiałam dać z siebie wszystko - Mój dom był obok niego, nie mogłam pozwolić by coś mu się stało. Jego racje były moimi. Chroniłam to co on kochał, i za co walczył.


          Moment w którym pokonaliśmy naszego wroga był czymś czego nie dało się opisać. Nagle cały mój strach gdzieś znikł, upadłam zmęczona na ziemie, nie wierząc w to co się właśnie stało. Dziękowałam niebiosom za to szczęście. Długo uśmiechałam się do siebie, patrząc jak Gaara i inni cieszą się i wiwatują. Walczyłam, walczyłam z wszystkich sił, by móc ujrzeć ten uśmiech pełen radości, szczęścia i życia. Łzy napłynęły mi do oczów, gdy w końcu wszystko do mnie dotarło. W przypływie emocji, tak jak każdy wokół mnie, rzuciłam się na szyje najbliżej mi osobie. Była to krótka chwila, bo za mną na Kazekage rzuciły się inne dziewczyny, ale to mi wystarczyło. Nic więcej mi nie było potrzebne. Ważne, że on i inni byli bezpieczni i zdrowi.


          Weszłam do ciemnego pokoju z tacą w dłoniach. Ciepły obiad parował, rozprzestrzeniając swój cudowny aromat który nawet mnie kusił. Mój ukochany siedział przy biurku, przeglądając tysiąc raportów i dokumentów. Nawet na mnie nie spojrzał gdy zamknęłam za sobą drzwi. Jak zawsze był pochłonięty  pracą.
          - Masz tu bardzo ciemno. Musisz dbać o swój wzrok - powiedziałam uprzejmie. Położyłam tace na jego biurku, po czym zapaliłam światło. Jasne sztuczne promienie oślepiło mnie i jego. Zmrużył niechętnie oczy, chowając się przed jasnością.
          - Dziękuję - odpowiedział spokojnie. Przejrzał jeszcze kilka segregatorów, za nim zabrał się za jedzenie, które w tym czasie zdążyło ostygnąć.
        
           Minęło pięć lat od wojny. W tym czasie zostałam asystentką Gaary. Ucieszyłam się, gdy docenił mój talent i wysiłek. Zawsze przychodziłam do pracy na czas, dbałam o to by nic mu nie brakowało, i robiłam wszystko by chodź trochę ulżyć mu w obowiązkach. Miałam nadzieje, że te drobne rzeczy zbliżą mnie do niego chodź trochę.

          - Powinien pan więcej odpoczywać - oznajmiłam, gdy ten skończył jeść. Oparł się plecami o oparcie, zapadając się w fotelu. Stanęłam za nim, i delikatnie dotknęłam jego ramion. Mój masaż nie był najlepszy, w końcu nie byłam specjalistką, ale widziałam jaką ulgę mu sprawiałam. Gdy oddychał spokojnie, z zamkniętymi oczami, widziałam jak się relaksuje i zapomina o świecie na chwilę.
          - Wiem, wiem - mruknął. - Mówisz mi to od lat - zaśmiał się. Położył swoją dłoń na mojej, podnosząc jednocześnie głowę. Spojrzał mi w oczy, uśmiechając się delikatnie. Po kilku sekundach, wyprostował się i wrócił do pracy. To był znak, że mogę już odejść.

          Wzięłam tace z powrotem i wszyłam.




          - Panie Kazekage  nie chciał by się pan wybrać się ze mną na randkę? - spytałam któregoś dnia, gdy wracaliśmy z obrad. To był piękny wiosenny dzień, i żal mi było gdy pomyślałam sobie, że mój ukochany spędzi go w gabinecie.
          - Nie zbyt interesują mnie randki - opowiedział niewzruszony.
          - To nie musi być randka. Możemy iść na obiad. Siedzenie całymi dniami w gabinecie nie jest zdrowe! - ciągnęłam dalej, zmieniając ton na bardziej stanowczy.
          - W porządku jeśli chcesz - zgodził się.


          To był cudowny obiad. Byłam przy nim już prawie siedem lat, a jeszcze nigdy nie spędziliśmy razem, ani chwili po za pracą. Wypytywałam go o wszystko co wydawało mi się stosowne. Chciałam o nim wiedzieć wszystko co do tej pory nie wiedziałam. Chłonęłam każdy jego śmiech, każde jego słowo, i każde spojrzenie. Czułam, że on czuje się równie swobodnie co ja. Nie był ani trochę spięty czy sztywny. Otwarcie mówił o tym co myślał, opowiadał mi o swoich przygodach. Cieszył się równie mocno co ja.


          Jestem zwykłą kobietą, która pragnie miłości i mężczyzny. Marze i śnie jak każda, ubieram się ładnie, by zwrócić na siebie uwagę tego jedynego. Uśmiecham się szczerze i najpiękniej jak potrafię, bo liczę, że ten uśmiech sprawi, że on się we mnie zakocha. Słucham, i zawsze odpowiadam na niego pytania. Nie narzucam mu swojego zdania, ale liczę się z jego. Dbam o niego jak o największy skarb jaki mam.

          Kiedyś kroczyłam za nim, obserwując jego plecy i najmniejszy ruch. Teraz kroczę obok niego i jestem częścią jego świata. Jego rzeczywistości i codzienności. Kocham go tak bardzo, że mogłabym umrzeć z miłości i jej nadmiaru.
         
          - Pobierzmy się - powiedział któregoś dnia, podczas naszych nocnych spacerów, które ciągnęły się w nieskończoność.
          - Tylko na to czekałam - wyszeptałam, a później pocałowałam namiętnie. Kochałam go całować, przytulać i trzymać za ręce. W każdym geście wyczuwałam jego miłość, jego oddanie, jego prawdziwe uczucia, które ukrywał w sobie od dziecka. Uwielbiałam odkrywać w nim nieznane horyzonty, które przepełnione były dobrocią. Wypełniałam jego wielkie serce swoimi myślami i uczuciami.


          Jestem zwykłą kobietą, którą w końcu odnalazła swoją miłość.
          Jestem żoną Piątego Kazekage i mamy trójkę wspaniałych dzieci.
          Nazywają mnie miłością i jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie.



Za błędy przepraszam.

4 lip 2013

16 - Życia prywatnego nie łączy się z biznesem (SasuSaku)

           A&M: Naruto
           Paring: SasuSaku
           Świat: Realny
           Uwagi: Bardzo lubię opowiadania które zawierają w sobie przynajmniej 80% realności z Mangi. Lubie świat Shinobii, lubię jak bohaterowie nie mają zmienionych charakterów, nawyków i tekstów, ale ostatnio jakoś natchnęła mnie myśl na tzw "Świat realny". No cóż, jak na pierwszy raz podoba mi się. Mam nadzieje, że choć trochę zachowałam oryginalne zachowanie postaci.


           Był młodym, przystojnym, dwudziestopięcioletnim biznesmenem. Jego firma, którą założył z dwójką przyjaciół ze szkolnych lat cieszyła się powodzeniem na całym świecie. Była to firma, która handlowała nieruchomościami, a jednocześnie dzieliła się na kilka mniejszych jednostek. Naruto zadbał o to by "Kyuubi" zaistniał na rynku kulinarnym dzięki czemu rozwinęli pokaźną sieć restauracji w wielu krajach, Sakura aktywnie promowała ich jako fundacja dobroczynna. Brała udział w akcjach charytatywnych, co roku przekazywała pokaźną sumę pieniężną na wybrane szpitale i domy społeczne, wspierała walki z chorobami. Sasuke za to jako główny dowodzący pociągał za sznurki, dbając o to by żaden jego wspólnik nie zapędził się zbytnio. Pilnował statystyk, księgowość, rozliczał się z finansami i podpisywał papiery, na które Naruto nigdy nie miał czasu, a Sakura zbyt nie angażowała się w te rzeczy, wolała sprawować pieczę nad stroną aktywniejszą, czyli promocją, akcjami, reklamami, zebraniami i innymi eventami. 

           Pod koniec każdego miesiąca odbywało się zebranie podsumowujące. Wszyscy kierownicy, oraz ważniejsze postacie w firmie zbierali się w pokoju obrad, omawiali plany na przyszły miesiąc, ewentualne problemy. Dzisiejszego wieczoru został przedstawiony pomysł założenia nowej fundacji "Kyuubi". Sakura chciała by 5% procent z restauracji, oraz 10% przychodów z nieruchomości rocznie trafiło to tej fundacji, a następnie spożytkowane w jakiś dobry sposób. Chciała wspierać mniejsze fundacje, które nie miały pieniędzy na realizacje planów.
          - Ile? 10% Oszalałaś! - zgasił ja Uchiha. Owszem uważał, że pomóc innym była ważna, podzielał jej entuzjazm, dlatego też pozwolił jej się promować pod kątem charytatywnym. Dzięki temu ludzie patrzyli na nich przychylnie, każdy kto kupował u nich akcje, ziemie bądź domy, kojarzył ich z firmą, którą była przyjazna i pomagała ludziom. Niestety nie mógł się zgodzić na stworzenie oddzielnej fundacji. Miał tysiąc ludzi na głowie, restauracje do utrzymania, nie wspominając o tym, że Naruto wywalczył sobie fundusze na najdroższe i najświeższe produkty.
          - Czemu? Przecież i tak rocznie dostajemy ponad 35% przychów! - ciągnęła dalej.
          - Sakura, przecież planujesz otworzyć sklepy w których będziesz umieszczała swoje projekty ubrań. "Kyuubi" się już wystarczająco rozrasta, ale żeby otwierać fundacje? Będziesz zajęta sklepem. Sama wiesz ile trzeba poświęcić temu czasu. Nie ma mowy o fundacji, nie teraz! - powiedział hardo Sasuke, siadając głębiej w swoim czarnym fotelu.
          - W porządku w takim razie zrezygnuje z tego pomysłu - nie dawała za wygraną. Faktycznie miała w planach założenia kilku sklepów na terenie Kraju Ognia, ale z tym mogła poczekać. Fundacja była dla niej ważniejsza. Spojrzała bacznie na Sasuke. Jej groźny wzrok mówił, że nie odpuści.
          - Nie możesz. Prace ruszyły. Mamy już odpowiedni budynek, sama nawet wymyśliłaś wystrój, za miesiąc ruszy remont!
          - Naruto pomóż mi! - zwróciła się do przyjaciela, błagalnym głosem.
          - Sasuke przemyśl to jeszcze - westchnął.
          - Nie teraz. Może później.
          Sakura spojrzała na nich z wyrzutem, chciała już się poddać gdy nagle przypomniała sobie, że w tej firmie nie tylko oni mają głos.
          - A co pani o ty myśli pani Shizune? - spytała swoją księgową.
          - Nie widzę problemów. Rocznie zarabiamy dużo więcej niż wydajemy. Do tego nowo otwarta restauracja w Suna świetnie prosperuje.
          - Widzicie!
          - Sakura, najpierw zajmij się swoim butikiem. Chcesz też zawieść Ino? We dwie tyle pracowałyście nad tym projektem, nie muszę ci chyba przypominać, ile nocek zawaliłyście żeby dokończyć projekty, wybrać materiał i znaleźć ludzi do pracy.
          Oczywiście, że pamiętała. To był jeden z trudniejszych okresów w jej życiu. W tamtym momencie spała po dwie godziny dziennie, piła kawę za kawą i wyżywała się na swoich kolegach. Z niechęcią i grymasem usiadła w fotelu. Kapryśnie założyła nogę na nogę i skrzyżowała ręce na piersi  uprzednio, uderzając Naruto.
          - Wielkie dzięki za pomoc - mruknęła.
          - No co, próbowałem, wiesz, że Sasuke jest nie ugięty.
          - Mogłeś mnie chociaż wesprzeć.
          - Pamiętasz naszą zasadę. Albo cała trójka wyda zgodę na nowy projekt, albo w cale. Przykro mi Sakura. Poczekaj jeszcze z rok lub dwa. Na razie działaj charytatywnie jak do tej pory. Przecież cały czas przekazujemy pieniądze na jakieś szlachetne rzeczy - powiedział, podnosząc ją na duchu.
          - Dobrze jeśli nikt nie ma więcej pytań możemy zakończyć nasze zebranie - powiedział Sasuke, spoglądając na każdego członka z osobna. Upewniwszy się jeszcze raz, że nikt nie ma pytań, wyłączył laptopa oraz rzutnik.
          - Dziękujemy za przybycie wracajcie bezpiecznie do domu! - żegnał Naruto, czekając aż każdy wyjdzie. Zawsze po co miesięcznych zebraniach ich trójka zostawała na piętnaście minut by jeszcze omówić kilka rzeczy.

          - Nie mam nic do powiedzenia! - mruknęła obrażona, odwracając głowę.
          - Nie bądź dzieckiem. Póki co nie możemy inwestować pieniądze w coś co nam się nie opłaca.
          - Nie opłaca?! - warknęła Sakura - Akurat fundacje są bardzo ważne! Nawet nie wiesz ile szpitali jest źle zaopatrzonych, ile fundacji na rzecz przemocy w rodzinie jest niedofinansowanych, ile szkół potrzebuje nowych rzeczy. Pomaganie ludziom się nie opłaca?! - fuknęła, czując jak złość się w niej zbiera. Uderzyła dłońmi o blat długiego biurka, podpierając się na rękach.
          - Nie to miałem na myśli - powiedział spokojnie. - Sakura. My jesteśmy firmą. Takimi sprawami powinien się, zająć rząd. Hokage, a nie my. Przecież nie powiedziałem, że zabijamy twój pomysł. Po prostu odłóżmy go na bok.
          Sakura spojrzała na Naruto. Miała nadzieje, że chociaż teraz się za nią wstawi. Sasuke dobrze wiedział co próbowała zrobić. Kiedyś sam łatwo poddawał się jej urokowi. Był miękki na jej prośby, szczenięce spojrzenia i drgającą dolną wargę. Z czasem jednak uodpornił się na to i łatwiej mu było odmawiać Sakurze. Naruto niestety nadal miał z tym problemu i zawsze gdy go o coś prosiła Naruto spełniał to w mgnieniu oka.
          - Sasuke, stary - jęknął.
          - Naruto przestań! Jesteśmy drużyną. Musimy myśleć przyszłościowo. Nasza firma jest na rynku niespełna trzy lata. Jasne mamy duży obrót, swoje akacje posiadamy nawet w sąsiednich krajach, ale dużo pracy przed nami. Twoje restauracje funkcjonują od roku. To jest nasze kolejne dziecko które musimy pielęgnować, do tego dochodzi sieć sklepów "Kyuubi". Mamy wystarczająco dużo pracy, nie możemy teraz otwierać fundacji. Poczekajmy trochę. Aż wszystko się ustabilizuje, aż utrzymamy pozycje.
          - Sakura brzmi rozsądnie - powiedział przepraszająco.
          Sakura nie odezwała się już więcej. Upadła na fotel niczym worek ziemniaków. Miała wrażenia, że jej zły humor zaraz przełoży się na pogodę, co faktycznie się stało. Nad Konohą zawisły czarne chmury, zwiastując burze. Pierwsza błyskawica przecięła niebo, zakańczając tym samym dzisiejsze obrady.
          - Nie bądź na mnie zła. Rok, góra dwa. - poprosił Naruto. Nie lubił gdy Haruno się na niego złościła.
          - Zapomnij - mruknęła.


           Kopnęła swój biały rower, przeklinając w duchu na siebie. Dzisiejszy dzień był najgorszym z wielu. Nie dość, że odrzucili jej pomysł, to jeszcze nie wzięła parasolki, a nie miała zamiaru wracać do domu przez ten deszcz. Mogła jeszcze zamówić taksówkę, ale żal jej było wydawać pieniędzy.
          - Podwieź cię? - spytał głos za nią.
          Długo się wahała za nim wsiadła do czarnego BMW, Sasuke. Była na niego nadal zła, ale nie mogła nie skorzystać z tej propozycji.
          - Nadal zła? - spytał poważnym tonem.
          Czasami miała wrażenie, że Sasuke operuje tylko tym jednym głosem. Rzadko się unosił, głównie na Naruto, a gdy się z czegoś cieszył, to bardziej się uśmiechał do siebie niż mówił. Jego postawa nie zmieniła się od podstawówki. Zawsze był cichy, trochę samotny, arogancki i oziębły.
          - Nie widać? - mruknęła tępo, wpatrując się obraz za oknem. Było tak szaro i brzydko.
          Zjechali na parking. Sakura mieszkała w bloku, w nie duży apartamencie, z balkonem, gdzie hodowała rośliny.
          - Wejdziesz na chwilę? - spytała, gdy stanęła po stronie kierowcy.
          - Nie dzięki, robi się późno. Podjadę tylko po jedzenie na wynos i wracam do raportów.
          - Powinieneś lepiej się odżywiać. Nie możesz cały czas zamawiać jedzenie na wynos - zlinczowała go. Tyle razy zapraszała jego i Naruto na domowy obiad, z czego zawsze przychodził tylko blondyn. Sasuke zawsze zwalony był jakąś robotą.
          - Chyba ci przeszło. Przyjadę jutro rano po ciebie. Ósma rano? - spytał.
          - Po co?
          - Jak nie chcesz to możesz jechać autobusem lub taksówką, ale szkoda kasy na to. Skoro twój rower został w firmie.
          - Aaaa... - dopiero teraz przypomniała sobie, że przecież zostawiła rower w pracy - Tak o ósmej - potwierdziła. - Jedź bezpiecznie! - zawołała za nim. Sasuke zamrugał tylko światłami i zniknął za bramą.



          Sasuke przyjechał o równej Ósmej. Siedział w swoim aucie w jeansach, granatowej koszuli rozpiętej do połowy, z papierosem między palcami. Na widok swojej przyjaciółki szybko rzucił niedopałek. Już dawno miał rzucić palenie niestety było to cięższe niż mu się wydawało. Otworzył przyjaciółce drzwi, widząc, że niesie jakieś siatki.
          - Zgaduje, że nie zjadłeś śniadania. Naruto pewnie też, więc przygotowałam wam drugie śniadanie - wyjaśniła, siadając na miejscu pasażera. Odłożyła pudełka śniadaniowe na tylne siedzenia i zapięła pas. - Nie musisz się ukrywać, widziałam jak palisz.
          Sasuke prychnął pod nosem. Wyjechał na autostradę , snując przez ulice prawie sto kilometrów na godzinę.

          - Dzień dobry! - zawołała wesoło Sakura, witając każdego pracownika. Bardzo lubiła swój zespół. Nikogo nigdy nie omijała i każdego traktowała tak samo. Nie ważne czy był do kierownik, sekretarka, czy zwykła sprzątaczka. W tej firmie każdy był na równi.
          - O Sasuke, Sakura siemanko! - zawołał Kiba, niosąc kawę z bufetu. Kiba był ich przyjacielem, zatrudnili go na stanowisku dyrektora od spraw zagranicznych. Był bardzo sumiennym pracownikiem, co kłóciło się z jego dziką, wyzwoloną naturą. - Jak zawsze pięknie wyglądasz Sakura, jestem zazdrosny, że razem przyszliście do pracy.
          - Nie masz przypadkiem roboty? - spytał Sasuke, mijając go.
          - Już, już. No to na razie, widzimy się później u Hinaty! - zawołał pośpiesznie, udając się do swojego oddziału.


          Przez grube, dębowe, drzwi przeszli do gabinetu Sasuke. Pokój był w ciemnych stonowanych kolorach. Żaluzje oraz dywan były koloru granatowego. Hebanowe meble, współgrały z tymi kolorami. Na ścianie widniał znak klanu Uchiha. Pod wielkim oknem stało jego biurko. Jak zawsze uporządkowane i czyste. Po prawej stronie stała skórzana, czarna, sofa, dwa fotele po bokach, i mały stolik do kawy.
          - Z kim idziesz dziś do Hinaty? - spytała, podchodząc do okna. Sasuke miał najlepszy widok na miasto. Z tego miejsca było widać wszystko. Całe serce Konohy. Zaludnione uliczki, mały park obok szkoły do której chodzili kiedyś. Restauracja Naruto i mała kawiarenka w której często przebywali w porze lunchu.
          - Idę sam.
          - No tak, po co pytałam?
          Sasuke zawsze chodził na bankiety i inne imprezy sam. Rzadko można było ujrzeć kobietę u jego boku. Zazwyczaj gdy musiał się pojawić z jakąś partnerką, to brał ją. Byli wspólnikami i przyjaciółmi. Mediów to nie dziwiło. Nigdy nie snuli żadnych hipotez. Byli znani z tego, że nie mieszają życia osobistego z pracą. Pewnie dla tego, nigdy nie udało jej się przełamać tej bariery.
          - Zostawiam ci drugie śniadanie. Idę jeszcze do Naruto, a później pójdę sprawdzić ostanie poprawki dotyczące sklepu - powiedziała spokojnie, spoglądając na Sasuke. Siedział przy biurku, czytając jakieś papiery.



          Gabinet Naruto znajdował się w drugim skrzydle. Beż i pomarańcz, właśnie te kolory tu dominowały. Na środku, pokoju leżał puchaty pomarańczowy dywan, który współgrał z pomarańczowymi roletami. Meble miał z jasnego drewna. Zamiast sofy, miał trzy fotele i mały stolik. Rzadko przyjmował jakiś poważnych gości. Sasuke się tym zajmował. Miał lepsze gadane, był stanowczy i pewny siebie. Łatwo przychodziło mu targowanie się. Niestety w przeciwieństwie do niego, tutaj panował bałagan. Papiery leżały prawie wszędzie, pudełka po ramen stały w każdym kącie, papierowe kulki walały się koło kosza, gdzie też był mini kosz do którego celował.
          - O Sakura, cześć! - zawołał wesoło.
          - Przyniosłam ci coś do jedzenia.
          - Ooo, super zgłodniałem! Dziękuję - powiedział radośnie, przyjmując poczęstunek. Z szerokim uśmiechem zaczął pałaszować domowe jedzenie. Lubiła oglądać jak je, a jeszcze bardziej gdy mu smakowało. Na ich nieszczęście rodzice Sasuke i Naruto zmarli dawno temu. Ojciec Naruto, były Hokage poświęcił swe życie dla Konohy. To samo było z jego żoną. Obydwoje oddali swoje życie, byle utrzymać porządek w tym świecie i nie dopuścić do wojny między miastami. Rodzice Sasuke zostali zabici przez psychopatę. Ojciec bruneta był bardzo dobrym i cenionym policjantem. Potrafił rozwiązać każdą zbrodnie, znaleźć każdą mafię i wsadzić za kraty każdego zboczeńca. Obawiano się przez co, został zabity przez jednego kryminalistę, który nienawidził policji. Niestety tego dnia gdy zabójca napadł na ich dom, była tam też matka Sasuke, która zginęła na miejscu. Od tamtej pory, Sasuke mając siedem lat, zamieszkał sam z bratem. Brakowało im rodzinnego ciepła, matczynej ręki, ojcowskiej surowości i miłości. Ona starała się jakoś im to wynagrodzić, choćby domowym jedzeniem.
          - Nie jesteś już zła? - spytał, spoglądając na nią smutnym wzrokiem.
          - Oczywiście, że nie. Przeszło mi, gdy tylko wyszliśmy z tamtego pokoju - zapewniła, uśmiechając się do niego szeroko
          - Cieszę się. Aaa, właśnie. Pokaże cię co kupiłem Hinacie na urodziny co o tym sądzisz? - spytał podekscytowany, wyciągając z małej szufladki ozdobne pudełko. Podeszła bliżej, żeby zobaczyć zawartość. Jej oczom ukazał się piękny złoty naszyjnik, z małym motylem, który wysadzany był białymi kryształami.
          - Piękny - zachwyciła się.
          - Prawdą? Długo nad tym myślałem, ale gdy zobaczyłem ten naszyjnik od razu pomyślałem o Hinacie. Piękna, delikatna, wdzięczna, i dobra. Ona jest jak motyl - wyjaśnił, łagodnym tonem. Rozmarzył się na chwilę, gdy wspomniał swoją ukochaną.
          - Będzie zachwycona. W takich momentach jestem o was zazdrosna - przyznała się, udając obrażoną.
          - Idziesz z Sasuke? - spytał, chowając prezent do szuflady.
          - Nie Sasuke powiedział, że idzie sam. W sumie to ja też idę sama więc spotkamy się na miejscu.
          - Dobraaaa - zaświergotał, wracając do śniadania.


          Rodzice Hinaty posiadali bardzo dobre, i  znane szkoły sztuki walki. Ich rodzina, od lat była mistrzem w tej dziecinie, a ich dzieci z pokolenia na pokolenie zdobywały jakieś tytuły w mistrzostwach świata czy kraju. W tym pokoleniu był nim Neji. Kuzyn Hinaty. Chodziły pogłoski, że jest on najzdolniejszym karatekiem w historii. Już od małego uczył się podstaw, znał wiele technik, mieszał style, i był świadomy swoich umiejętności. Pewnie dla tego planowano mu przekazać całe dziedzictwo. Jemu i Hanabi, młodszej siostrze Hinaty, która również specjalizowała się sztukach walki. Sama Hinata znała podstawy i jako dziecko brała udział w zawodach. Niestety była bardzo delikatna i wrażliwa na ból. Lubiła piękno, naturę, dobroć. Nie interesowało ją to wolała, zabawy na świeżym powietrzu, dla tego też założyła ogród botaniczny, gdzie hodowała najrzadsze zioła, z których przygotowywała maści i lekarstwa.

           Dzisiejsze przyjęcie zorganizowane było przez jej rodziców. W pięknym, drogim hotelu, gdzie za same waciki płaciło się miliony. Sala balowała była wielka, udekorowana w królewski sposób. Na francuskich stołach, królowały potrawy z całego świata, a obsługa rzetelnie pilnowała by niczego nie brakowało. Muzyka oczywiście klastyczna. Obowiązywały stroje wieczorowe.
          Sasuke jak zawsze przyszedł punktualnie. Zamienił kilka zdań z rodzicami Hinaty, później rozmawiał długo z Nejim i jego dziewczyną. Praktycznie cały wieczór spędził na rozmawianiu. Nie był człowiekiem który tańczył, zwłaszcza do takiej muzyki. Ludzie sami do niego pochodzili, i zaczynali konwersacje. Piękne kobiety kokietowały go, kusiły wdziękami, i podtekstami.
          - Gdybyś był zainteresowany to w każdym momencie możemy przejść do pokoju hotelowego - powiedziała czerwono włosa kobieta - Karin. Na obecną chwilę nie było to złym pomysłem. Trochę się nudził, a minęło sporo czasu odkąd, współżył z kobietą. Ciągła praca sprawiała, że nie miał chwili dla siebie i swoich potrzeb. Niestety musiał uszanować, że są to urodziny jego przyjaciółki i dziewczyny Naruto, więc nie mógł tak po prostu wyjść z tego przyjęcia by zabawić się z przypadkową kobietą.
          - Sakura w końcu! - zawołała Ino, puszczając swojego chłopaka.

          Sasuke spojrzał na drzwi wejściowe. W jego stronę szła piękna kobieta, w kremowej, długiej sukni. Bo lewej stronie było rozcięcie, które prowadziło od połowy uda, aż do ziemi. Zgrabnie wystająca noga, kusiła wzrok każdego mężczyzny. Włosy miała niedbale upięte w kot, przez co kilka pojedynczych kosmyków, opadało jej na twarz, i kark. Była tak olśniewająca, że nie potrzebowała makijażu. Trochę tuszu do rzęs, błyszczyk i lakier na paznokcie to wszystko. Prezentowała się nienagannie.
          - Całkiem nieźle wyglądasz - pochwaliła Ino. Blondynka była znana z cudownych krągłości, długich nóg i wyczucia stylu. Miała na sobie krótką purpurową suknię na jedno ramię. Biust wysadzany był cekinami, a z tyły ciągnął się długi jęzor, który dodawał kreacji arystokratycznego akcentu. Czarne szpilki, tylko podkreślał jej nogi, i wyszczuplały sylwetkę. Usta pomalowane miała czerwoną szminką, tak samo jak lakier na jej paznokciach. Włosy luźno rozpuściła, dodając sobie tym uroku.
          - I ty też.
          - Czy to nie są sukienki z waszej kolekcji? - spytał Naruto, jakby miał wrażenie, że je już gdzieś widział.
          - Dokładnie! Są nasze! - powiedziała dumnie Ino, porywając Saia do tańca.
          - Wiedziałem. No nic, my też chodźmy zatańczyć, skoro wszyscy już przyszli - z uśmiechem na twarzy, pociągnął Hinate na parkiet, gdzie złączyli swoje ciała.
          - Sasuke nie bądź dupkiem też zaproś Sakure! - zawołał Sai.
          - Właśnie! - dorzucił Naruto.
          - Spoko chłopaki, dopiero co przyszłam. Napije się czegoś. Przecież każdy z nas wie, że Sasuke nie tańczy - przypomniała, łapiąc za kieliszek pełnego bąbelków.
          - Twoja strata stary, jak ty nie chcesz z nią zatańczyć to ja zatańczę! - oznajmił Kiba. Szarmancko, wysunął kieliszek z jej dłoni, odkładając na bok. Nie spuszczając z niej wzroku, pociągnął na parkiet. Sakura zarzuciła mu ręce na szyje, On zaś położył swoje na jej tali.

          Uchiha stał z boku, przyglądając im się z powagą. Dzisiejszej nocy, Sakura działa na niego dziwnie magnetyzująco. Już wiele razy widział ją w równie pięknych kreacjach co dzisiaj, ba! Nawet widział ją w stroju kąpielowym, gdy całą paczką wyjechali nad morze. Nie rozumiał więc dlaczego dziś jakoś trudniej było mu oderwać od niej wzrok. Może dla tego, że z każdą chwilą wydawała się poddawać urokowi Kiby?
          - Sasuke zamierzasz stać tu jak słup?
          - Pan Hyuga. Bardzo miło mi się tu stoi - wyjaśnił miłym tonem.
          - No weź, jesteś młodym człowiekiem. Baw się! Dziś są dwudzieste piąte urodziny Hinaty. Bardzo chciała, aby każdy dobrze się bawił - naciskał dalej, mając nadzieje, że w końcu zaprosi kogoś do tańca.
          - Ależ ja się cudownie bawię. Jedzenie jest pyszne, świetna muzyka, a sala udekorowana pierwszorzędnie. Grzechem było by się źle bawić.
          Ojciec Hinaty zaśmiał się. Chyba przegrał tą walkę. Z pokorą, odszedł, prosząc do tańca swoją żonę. Poprzednia piosenka skończyła i teraz każdy wymieniał się partnerami. Rzecz jasna na parkiecie. Kiba porwał Hinate, Naruto Ino, a Sai TenTen, którą złapał przy barze, nie mogąc odnaleźć Sakury, która spragniona poszła nawilżyć gardło.
          Jednym susłem wypiła szampan, czując jednocześnie wielką ulgę. Było tu strasznie duszno, a długa sukienka, jej jakoś nie pomagała.

          Naruto wysyłał mu jakieś dziwne znaki, za pomocą swojej twarzy. Na co dzień miał głupkowatą minę, więc marszczenie nosa i brwi sprawiało, że wyglądał komicznie. Spojrzał na jego prawą stronę, którą wskazywał nosem. Stała tam Sakura, sącząc drugiego drinka. Znów zwrócił wzrok na blondyna, który uparcie pokazywał mu by zaprosić ją do tańca. Nie rozumiał całej to afery. Taniec jak taniec. Nic się nie stanie jak kobieta przestoi jeden taniec. Zmęczony natarczywością przyjaciela podszedł do dziewczyny. Mało taktownie wyrwał jej szklankę z dłoni i pociągnął na parkiet. W porównaniu do Kiby, ta sytuacja wyglądała niczym napad agresji. Zresztą Sasuke wyglądał na złego i lekko rozdrażnionego.
          - Nie musisz się wysilać - szepnęła, chcąc wyrwać się. Chłopak pociągnął ją jeszcze mocniej. Zatrzymali się na środku parkietu.
          - Żeby nie było, że jestem zimnym dupkiem - odpowiedział, wyciągając do niej dłoń. Sakura zastanowiła się chwilę za nim uścisnęła mu dłoń.
          - Chociaż współpracuj - mruknął. Widząc, że dziewczyna nie ruszy się z miejsca sam położył jej ręce na swoim karku, przyciągając ją tym samym do siebie. Objął ją delikatnie w tali, opierając czoło o jej. Przylegli do siebie na tyle blisko, że czuł zapach jej skóry. Nie używała perfum. Wolała balsam i żel pod prysznic. Dziś pachniała brzoskwinią.

          Była tak zszokowana jego inicjatywą, że przez pierwsze kilka minut mrugała z przyśpieszonym tempem jakby nie dowierzała własnym oczom. Czuła jego silny uścisk na biodrach i za nic w świecie nie chciała, żeby ją puścił.
          - Czy mogłabyś mi nie deptać po stopach? - spytał z wymuszonym uśmiechem.
          Sakura spojrzała w panice na dół.
          - Przepraszam, po prosu zaskoczyłeś mnie - powiedziała, uśmiechając się delikatnie.
          - Czyli już nie jesteś na mnie złą o tą fundacje?
          - Jestem. Ale ty to ty, nie mogę się na ciebie długo złościć - przyznała się, nie spuszczając z niego wzroku. Mogła by utonąć w jego oczach. W czarnych niczym smoła źrenicach, które skrywały tysiąc tajemnic i jeszcze więcej emocji. Nawet nie zauważyła kiedy zaczęła przegryzać dolną wargę, a dłoń wplotła w jego włosy.
          - Hej gołąbeczki, po tym tańcu zmywamy się - szepnął Naruto, przerywając im tą magiczną chwilę. Sasuke jakby oprzytomniał i odwrócił wzrok. Sakura szybko wyciągnęła palce z jego sterczących kosmyków, i teraz również błądziła wzrokiem po greckich kolumnach. W myślach powtarzała sobie by nie zwracać uwagi na ciepły oddech, który ją otulał niczym pierzyna. W końcu orkiestra zaprzestała grać. Wszyscy jak na zawołanie wyszli do pokoju obok, gdzie mieli wcielić w życie plan Ucieczka.


          - Okey to każdy ma ubranie na przerwanie? - spytała Hinata, wyciągając placach za kotary.
          - O cholera zapomniałem! - powiedział zły, przeklinając na siebie - Tak bardzo się śpieszyłem, że zostawiłem swoją torbę w mieszkaniu!
          - Nie dziwi mnie to, w końcu jesteś młotkiem - mruknął Naruto.
          - Zaraz normalnie jak ci - zagroził Sasuke, podwijając rękawy od marynarki.
          - Spokój chłopcy! - zażądała Ino. - Sasuke pojedzie się przebrać, a my taksówką pojedziemy do Ichiraku, okey.
          - Innego wyjścia nie ma - przyznał Kiba, który wślizgnął się za kotarę i przebrał garnituru na, zwykłe spodnie, bezrękawnika z kapturem, i wygodne trampki
          - Mógłbyś iść do łazienki, zboczeńcu! - fuknął Naruto.
          - Sam se idź!
          - A pójdę! - odpowiedział tym samym.
          - Jechać z tobą? - spytała Sakura.
          - Chyba jestem na tyle dorosły żeby jechać do domu, przebrać się i wrócić do Ichiraku - zakpił.
          - Dobry pomysł. Niech Sakura z tobą jedzie. Dodzwonić się do ciebie to cud, a ona przynajmniej obiera - wtrącił Shikamaru. Jako jedyny na razie skorzystał z łazienki.
          - Po za tym przypilnuje cię, żebyś w ostatniej chwili nie zrezygnował - dodał Naruto. Dobrze znał te jego wymówki. Zawsze czegoś zapominał, a gdy miał do nich dojechać dzwonił, że jest zmęczony i nie da rady się z nimi spotkać.
          - Ustalone! Idźcie, my idziemy się przebrać. Jakby rodzice Hinaty się pytali to nas nie widzieliście - poinstruowała ich Ino, wychodząc tylnymi drzwiami do głównego holu.

          Na sali jakby przybyło więcej osób. Zjechała się dalsza rodzina Hinaty, przyszli znajomi jej rodziców i wiele innych osób, których nie znali. Wszyscy rozmawiali radośnie, popijając szampana. Nikt nie zauważył, że brakowało solenizantki i jej przyjaciół. Bez problemu wyszli głównym wyjściem, udając się w stronę taksówki.
          - Moje auto jest tam - zauważył Sasuke, pokazując na główny parking - Nie martw się nie piłem! - rozwiał jej myśli. Sakura posłusznie, poszła za nim, siadając na miejscu pasażera. Starała się unikać kontaktu wzrokowego. Cały czas pamiętała ich taniec, który wydawał się trwać wieczność.

          Sasuke mieszkał na obrzeżach miasta, w apartamencie z małym ogrodem i własnym garażem. Mieszkanie z zewnątrz wyglądało na bardzo drogie i nowoczesne, w środku było zaś zwykłe. Biała kuchnia, otwarta na salon, który również utrzymany był w jasnych barwach. Na kominku stały zdjęcia z zakończenia szkoły. Schody wiodły na górę, gdzie znajdował się pokój Sasuke i jeden gościny.
          - Możesz się przebrać tu - powiedział, otwierając gościny pokój - Jest tam łazienka więc spokojnie możesz z niej skorzystać.
          - Przecież wiem. Nie jestem tu pierwszy raz - przypomniała mu, zanikając za drzwiami.


          Brunet przebrał się dosłownie w kilka minut. Włożył na siebie stare Jeansy, bluzę, i białe skarpetki. Włosy przeczesał wilgotną dłonią, tworząc tym samym nie ład artystyczny na głowie. Gotowy wyszedł na korytarz. Z pokoju obok dochodził głos Sakury. Wywnioskował, że rozmawia z kimś przez telefon, więc pewnie jest gotowa. Zajrzał więc przez uchylone drzwi.

          Szybko wycofał się. Czuł dziwną walkę. Jakby gdzieś w środku walczył z pragnieniem i rozsądkiem. W końcu to pierwsze wzięło górę i z powrotem zajrzał przez szparkę do ciemnego pokoju. Sakura stała do niego tyłem. W lewej dłoni trzymała komórkę, prawą ręką zaś rozpinała zamek z tyłu sukienki. Ubranie ześlizgnęło się z niej z taką łatwością, jakby tylko na to czekało. Przełożyła komórkę na prawą stronę. Chciała ściągnąć pończochy, ale jedną ręką było jej ciężko więc, wsadziła komórkę miedzy policzek i bark.
          - Naruto próbuje się ubrać musisz teraz dzwonić? - mruknęła zła. Usiadła na łóżku, i zgrabnie wysunęła jedną nogę, następnie drugą, aż w końcu obie pończochy wylądowały gdzieś w końce. Wstała z łóżka w poszukiwaniu torby. W samej bieliźnie stała w oknie, przez które padało księżycowe światło.Wyglądała niczym bogini zesłana z nieba. Niedbale rozpięła włosy, które rozłożyły się na jej plecach niczym wachlarz. Jedną ręką wyciągnęła bluzkę, a drugą trzymała komórkę. Była widocznie zirytowana, bo cały czas klęła  coś pod nosem.
          - Zaraz do was dojedziemy, rozłączam się! - rzekła zła. Rzuciła komórkę na łóżka i w końcu ubrała się. Założyła na siebie obcisłe jeansy, zwykły t shirt i sweter zapinany na guziki. Na nogi włożyła białe skarpetki i czarne trampki. Włosy zostawiła rozpuszczone. Jeszcze na chwilę weszła do łazienki by sprawdzić jak wygląda. Gdy zniknęła za drzwiami, Sasuke odskoczył do drzwi jak poparzony. Nie mógł uwierzyć, że właśnie podglądał własną wspólniczkę i przyjaciółkę. Czuł się jak zboczeniec. Pokręcił głową, jakby chciał wyrzucić z pamięci jej pół nagie ciało.

          - Co tu robisz podglądałeś mnie? - usłyszał surowy głos.
          - Nie pochlebiaj sobie - rzucił naturalnie, ukrywając zdenerwowanie - Skończyłaś? Jak tak to jedziemy.
          - Weźmy taksówkę. Przecież będziemy pić, nie opłaca ci sie jechać autem.
          Miała racje. Tym razem miał zamiar zapić to co przed chwilą zrobił. Nie było opcji, żeby wsiadł za kierownice po alkoholu, a wiedział, że nie będzie trzeźwy. Chcąc nie chcąc zamówił taksówkę.

          Na miejsce dojechali po dwudziestu minutach. Nie było ich prawie godzinę, a każdy zdążył wypić po butelce Sake jak nie po dwóch. Nie tracąc czasu przysiedli się do przyjaciół, zamówili coś na przekąskę i trunki. Uwielbiali Ichiraku. To było miejsca ich dzieciństwa. Tu przychodzili po szkole i rozmawiali o marzeniach, tu zapraszali na randki, tu się kłócili, tu odrabiali zadania  i tu upijali się do nie przytomności. Wszyscy się zmienili, cały świat gnał do przodu, a to jedno miejsce pozostawało takie jakie było. Nawet stare krzesła sprzed wojny tu jeszcze stały i szybko nie zamierzały odstąpić miejsca, jakiś tam nowym modelom z drogich sklepów. Wszystko miało tu swoją wartość historyczną i sentymentalną.

          Jak to zawsze bywało podczas takich spotkań, nie obeszło się bez wspominek. Odkąd każdy z nich pracował, spotkania pełną paczką były bardzo rzadkie i trudne. Każdemu zawsze coś wypadało. Raz zebranie, raz spotkanie z ważnym klientem innym razem egzamin i tak w kółko. Spotkanie się całą grupą to było święto!
          - Nie mów nic Ino, bo sama się kochałaś w Sasuke jak byłyśmy w podstawówce! - wytknęła jej Sakura. Dość mocno szumiało jej głowie, a że pomieszczenie to nie posiadało klimatyzacji, to pociła się trochę.
          - Kto się w nim nie kochał? - zauważył Shikamaru.
          - Taaa, masz racje. Chyba tylko Hinata i Temari - powiedziała Ino, upijając łyk Sake.
          - Czemu zawsze schodzimy na temat Sasuke. Miał parę adoratorek, pfff ja też je miałem - mruknął Naruto.
          - Nie, nie miałeś - zgasił go Kiba.
          - A weź się przymknij! - fuknął.
          - Taka prawdę, że Kiba też miał sporo wielbicielek. Co z tego, że z każda był - powiedział kpiąca Uchiha.
          - To, że ty nie korzystasz z życia nie znaczy, że ja nie mam! Spójrzmy na Shikamaru. Zakochał się w dziewczynie z innego miasta. Są ze sobą na odległość. Jakby znalazł sobie inną dziewczynę nie było by problemu, i może by częściej używał swojego małego przyjaciela! - zaśmiał się.
          - Kiba... - szepnęła zniesmaczona Hinata.
          - A co nie prawda?! - zawołał cały czas, śmiejąc się z własnej wypowiedzi.
          - Może to i trochę upierdliwe, ale mój związek z Temari jest spoko. Widzimy się kilka razy w miesiącu, mam spokój gdy jej tu nie ma. A o naszych sprawach łóżkowych nie będę ci mówił, bo się jeszcze zawstydzisz - powiedział zgryźliwie i triumfalnie, sącząc alkohol.
          - Shikamaru ma po części racje. Lepiej znaleźć sobie jedną porządną na stałe, niż bawić się w kota i myszkę. Czemu? Ponieważ kiedyś możesz żałować, że bawiłeś się kobietami, i one zaczną bawić się tobą - wygłosił swoją mądrość Shino.
          - Człowieku nie pleć bzdur. Oi Sakura! Chcesz iść na randkę? - zapytał szarmancko, zakładając ramie na jej szyje. Dziewczyna zaśmiała się, głośno.
          - Oczywiście, zawsze! - powiedziała rozbawiona, sięgając po mięso.
          - Widzicie już znalazłem sobie porządną dziewczynę! Nawet cię dziś odwiozę! - krzyknął wesoło, jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem. Sakure również to rozbawiło. Nie strzepnęła jego ręki. Była trochę za pijana, a po za tym nie widziała w tym nic złego. Zwykłe przyjacielskie rozmowy i żarty. Przecież nikt z nich nie brał tego na poważnie.
          - Skoro już mowa o wracaniu. To pora się zbierać. Zbliża się druga w nocy, jutro wracamy do normalnego życia - oznajmił Neji, prosząc kelnera o rachunek. Chwiejnym ruchem, wyjął kartę z kieszeni i podał kelnerowi.
          - Ostatni toast za Hinate! - zawołał Naruto namiętnie, całując ją w usta.
          - Za Hinatę! - zawołali chórem, i każdy dokończył swoją butelkę sakę.


          - Okey ja, Hinata, Neji i Tenten pojedziemy jedną taksówką - oznajmił Naruto, podpierając się dziewczyny.
          - Ja pojadę z Ino, Saiem i Choujim - rzekł Nara.
          - Ja mam po drodze z Lee i Shino, Sakura jedziesz z nami jeszcze jedno wolne miejsce w aucie - powiedział Kiba.
          - Ja ją odwiozę, nie wiem czy jest na tyle wstanie żeby trafić kluczem do dziurki - wtrącił Sasuke.
          - Akurat jestem bardzo wstanie - czknęła pod nosem. Kręciło jej się w głowie i to bardzo. Na początku gdy siedziała czuła się dobrze. Gdy tylko wstała, świat zaczął się kręcić wokół niej.
          - Czy ja wiem...Sasuke też nie jest najtrzeźwiejszy, nie ufałbym jego zboczonej naturze - mruknął Naruto.
          Sasuke puścił tą obelgę mimo uszu. Faktycznie nogi mu się uginały czuł, że mu gorąco, i chwilami widział podwójnie, a nawet potrójnie, ale kontaktował na tyle, by odwieź przyjaciółkę do domu.
          - Zostawmy ją Sasuke, w końcu i tak zostawiła u niego rzeczy - zauważyła Ino.
          - Napiszę później! Wy też napiszcie jak dojedziecie! - zawołała Hinata, wsiadając do taksówki. Następni byli Ino z Saiem, później Kiba i reszta.

          Po dziesięciu minutach poczuła się lepiej. Zimne, chłodne powietrze, sprawiło, że nie czuła się jak na karuzeli. Sięgnęła do torebki po butelkę wody mineralnej, i wypiła ją do końca. Pięć minut później przyjechała ich taksówka. Wsiadając do środka, uważała by, nie nadepnąć na Sasuke.
          - Gdzie jechać?
          - Zostawiłam drugą torebkę u ciebie. Tam mam klucze do mieszkania - powiedziała Sakura.
          - To pojedziemy najpierw do mnie, a później cię odwiozę.

           Wejście na górę po tych cholernych schodach było trudniejsze niż jej się wydawało. Teraz gdy jej ciało wydawało się takie ciężkie, miała ochotę usiąść na ziemi i spać. Na szczęście jej duma była na tyle silna, że twardo kazało jej iść przed siebie w miarę, nie zataczając się. Sasuke miał mniejsze problemy, przyzwyczajony był do ich pokonywania, w końcu nie pierwszy raz wraca w takim stanie do domu.
          Weszła do pokoju gościnnego gdzie od razu upadła na łóżko. Zanurzyła się w miękkiej poduszce, zapominając kompletnie o taksówkarzu, który czekał na podjeździe.
          - Mogę tu przenocować? - spytała przyjaciela, gdy wszedł do pokoju, by sprawdzić czy, aby przypadkiem nie zasnęła.
          - Nawet bym wolał, nie mam siły się nigdzie ruszać - mruknął. Sam upadł na łóżko obok niej. Zdawał sobie sprawę, że zaraz będzie musiał wstać i powiedzieć taksówkarzowi, żeby nie czekał na nich.

          Sakura uśmiechnęła się do niego. Leżał tak blisko niego. Miała go na wyciągnięcie. Przez chwile myślała, że to tylko sen. Wyciągnęła dłoń by go dotknąć. Była pewna, że gdy to się stanie obudzi się. Delikatnie opuszkami palców dotknęła jego policzka, następnie powędrowała w górę na jego skroń i z powrotem zjechała na dół, aż do szyj.
          - Dziwne, nie zniknąłeś - szepnęła, mrugając oczami.
          - A czemu bym miał?
          - Bo jesteś tylko iluzją w mojej głowie. Prawdziwy Sasuke, by nie leżał obok mnie i nie wpatrywał by się we mnie tymi oczami - wyszeptała tak cicho jakby się bała, że ten prawdziwy to usłyszy. Zachichotała cicho pod nosem, widząc jego minę.
          - Idź się umyć ja pójdę odesłać taksówkarza.

          Chwiejnym krokiem wyszedł przed dom. Taksówkarz nadal stał na podjeździe, widocznie czekał dość długo, bo na jego widok, powiedział coś w stylu, ile można szukać torebki. Sasuke wręczył mu banknot i powiedział, że jednak nie jadą nigdzie. Pożegnał starszego pana, po czym zawrócił do domu. Usiadł na schodach, łapiąc się za głowę. Dziwnie się czuł. Nie miał siły walczyć z poważnym Sasuke. Chciał pójść na górę i zasnąć obok Sakury. Szybko jednak odrzucił od siebie te myśli. Cały czas powtarzał sobie, że nie można mieszać życia osobistego z biznesem.


           Świeża i pachnąca wyszła z pod prysznica. Czuła się sto razy lepiej. Przestało jej szumieć w głowie, nie uginały jej się kolana i w końcu myślała trochę racjonalniej. Włożyła na siebie podkoszulek Sasuke, który wzięła z jego pokoju. Zachłysnęła się jego cudownym zapachem, wyobrażając sobie, że właśnie wchodzi do łazienki, obejmuje mocno, i wpycha do kabiny prysznicowej, gdzie kochają się namiętnie. Westchnęła głośno, wiedząc, że to się nie stanie. Ciekawa czy Sasuke śpi, zapukała cicho do jego pokoju. Gdy usłyszała pozwolenie na wejście, uchyliła delikatnie drzwi. Sasuke wyszedł właśnie z pod prysznica. Miał na sobie nocne, dresowe spodenki - tylko! Włosy wciąż wilgotne, wycierał białym ręcznikiem.
          - Co jest? - spytał, siadając na dużym, podwójnym łóżku.
          - Nie lubię spać sama w obcym miejscu - wydusiła z siebie, bijąc się w duchu za swoją żałosność. Wiedziała, że Sasuke tego nie kupi. Czego się mogła spodziewać? Że zaprosi ją do własnego łóżka, gdzie zasną obok siebie jak kochankowie? Wyśmiała się w myślach.
          - Nie żartuj - jęknął, nie ukrywając swojego zdziwienia.
          - Ta głupie wiem. Wybacz. Wracam do siebie, miałam zadzwonić jeszcze do Hinaty i Ino - wymyśliła szybko wymówkę, cofając się do drzwi.
          - Czekaj - zawołał Sasuke, łapiąc ją za rękę - Ten jeden, jedyny raz okej - powiedział, przyciągając ją do siebie. Oboje położyli się obok siebie. Sakura leżała tyłem do chłopaka, który przytulał ją, drażniąc ją swoim dotykiem i oddechem. Nie miała na sobie żadnych spodni, tylko majtki, co powodowało, że czuła się trochę nie komfortowo.
          - Pożyczysz mi komórkę? Chciałabym zadzwonić do dziewczyn pewnie się martwią - szepnęła, odwracając się do niego przodem. Zamarła, napotykając jego piękne oczy. Czuła, że znów tonie w jego pięknie.
          - Na szufladzie - powiedział, wyciągając rękę. Trochę przycisnął Sakure swoim, ciałem. Gdy wrócił na swoje miejsce, podał jej komórkę. Jego ciepłe ręce, wróciły na jej talie.
          Sakura odblokowała urządzenie. Na tapecie wypinała się do niej, piękna, zgrabna, blondynka, o wielkim biuście. Wyraz twarzy miała typowo erotyczny, co nawet ją trochę podniecało. Weszła szybko w kontakty, gdzie znalazła numer Hinaty.
          - Ładna tapeta - powiedziała, gdy po szóstym sygnale nikt nie odebrał. Pomyślała, że może jest zmęczona, lub właśnie jest z Naruto, więc nie będzie dzwonić drugi raz. Wysłała więc jej i Ino SMS, powiadamiając je, że wróciła bezpiecznie do domu i, że zadzwoni rano. Odwróciła się na drugi bok, odkładając komórkę na szufladę. Cały czas, czując ręce Sasuke na sobie, wróciła na miejsce. Tym razem nie odwróciła się do niego przodem, bała się zagubi się w jego tęczówkach.
          - Nadal jesteś zła o tą fundacje? - spytał.
          - Nie - szepnęła, naciągając kołderkę, aż po brodę.
          - Odwróć się do mnie - powiedział, a jego ton głodu był tak niski, głęboki i przeszywający, że nie mogła mu odmówić. - Widzę, że jesteś.
          - Źle widzisz, przecież powiedziałam ci, że nie potrafię na ciebie długo gniewać - uśmiechnęła się. Zawsze tak było. Gdy tylko zaczynali się kłócić, na Sasuke gniewała się najkrócej. Nie potrafiła być na niego zła, nie potrafiła mu niczego odmówić. Była gotowa dla niego zrobić wszystko.

          Brunet przytaknął tylko. Objął ją mocniej. Tej nocy było chłodno, ponuro, i szaro, ale dzięki niej poczuł ciepło. Chłonął je, delektując się tym uczuciem. Chciał jak najwięcej zapamiętać, póki oboje byli wstawieni. Jutro rano obudzi się i znów wrócą do zwykłych relacji.
          - Dobranoc Sasuke - kun - szepnęła. Ucałowała go delikatnie w policzek, wygramoliła się z jego łóżka, udając się do pokoju dla gości. - Tak będzie lepiej. W końcu jutro rano i tak będziemy udawać, że nic się nie  stało, więc lepiej żeby nic się nie wydarzyło - wyjaśniła, z wielkim żalem. Przed wyjściem uśmiechnęła się do niego ciepło. Gdy wróciła do pokoju gościnnego, od razu padła na łóżko. Nie minęła krótka chwila jak padła w objęcia Morfeusza.

           Sasuke zaśmiał się pod nosem. Tak dobrze go znała. Wiedziała o czym myśli, oraz czemu to robi. Z głośnym westchnięciem, rozłożył się wygodnie na plecach, wpatrując się w niewidzialny punkt na suficie. Wziął komórkę do ręki, przyglądając się swojej tapecie. Kobieta która tam widniała to była jego była. Zrobił to zdjęcie podczas jednych z nocnych igraszek. Sakura oczywiście znała tą kobietę, i musiała poczuć zazdrość, albo pewnego rodzaju ból. Zmienił tapetę na coś innego po czym, wtulił się w poduszkę gdzie cały czas unosił się zapach Sakury.

          Rano było dokładnie tak jak przewidywali. Sakura zrobiła im śniadanie, zmyła naczynia i taksówką wróciła do domu. Miała jeszcze tyle spraw na głowie. Wielkie otwarcie sklepu zbliżało się wielkimi krokami. Nie miała czasu na rozmyślanie o Sasuke. Oboje zachowywali się jakby nic się nie wydarzyło.W końcu do niczego między nimi nie doszło. Leżeli obok siebie przez jakiś czas,  to w sumie tyle.


          Weszła pośpiesznie do budynku, który miał być jej sklepem. Na parterze znajdował się sklep, a na pierwszym i drugim piętrze znajdowało się miejsca dla krawcowych i projektantów. Tam robota szła pełną parą. Wszystkie suknie były ręcznie szyte. Każdy cekin, każda koronka. Wszystko! Resztę ubrań, jak koszulki spodnie, t shirty szły do hurtowni. Tutaj na miejscu dokończali tylko pracę jeśli było trzeba przyszyć jakiś wzorek, poprawić szycie lub coś innego

          Miesiąc później "Kyuubi" wyprawiło bankiet na rzecz otwarcia. Zostali zaproszeni wszyscy ważni goście, rodzina, przyjaciele, oraz miejscowi projektanci i artyści. Jednym z nich był Deidara. Człowiek o duszy artysty. Był znany z dobrego gustu, sam posiadał swoją linie ubrań. Był właścicielem muzeum gliny, gdzie znajdowały się jego arcydzieła warte tysiące. Bardzo ucieszyła ją ta wizyta, bo oznaczało to, że ich projekty były na prawdę dobre.

          Deidara zilustrował wzrokiem piękne projektantki. Sakura miała na sobie srebrną, suknie, która rozejrzała się po boku, tworząc coś na kształt bombki. Miała piękne wcięcie z tyłu, co tylko kusiło potencjalnych mężczyzn, oraz skromnie dekorowany biust, który przyciągał uwagę swoim, średnim rozmiarem, aczkolwiek bardzo ładnymi, kształtnymi proporcjami. Ino na ten dzień ubrała długą, do ziemi czerwoną sukienkę, która rozchodziła się po boku i była na jedno ramie. W tali miała piękne marszczenie, co podkreślało jej wcięcie, a drobne, idealne wzorki wokół piersi, podkreślały jej kobiece cechy. Obie panie miały wysokie szpilki, i włosy upięte w staranny kok.

          - Do zaszczyt. Tak piękne panie - powiedział Deidara, całując ich dłonie.
          - Bardzo się cieszymy z pana obecności - powiedziała kokieterie Sakura.
          - Nie mógł bym tego przegapić. Widziałem waszą jesienną kolekcję, istna poezja barw! - pochwalił.
          - Dziękuję. Szampana? - spytała Ino.
          - Chętnie.
          - Ino chodź tu, pan chciał zrobić z wami wywiad! - zawołał ktoś z obsługi.
          - Przepraszam na chwile - uśmiechnęła się, zostawiając tą dwójkę samą.
          - A więc pracujesz w Kyuubi. Nieźle, taka młoda, a taka wszechstronna.
          - Zawstydza mnie pan - zarumieniła się.
          - I słusznie! Jak ktoś jest tak piękny jak pani, to ma prawo się czuć zawstydzenie.
          - Zapoznam pana z moimi wspólnikami i przyjaciółmi jednocześnie powiedziała, kierując go w stronę Sasuke i Naruto.
          - Sasuke, Naruto, to jest Deidara. Ten słynny projektant, o błogosławionych dłoniach - zacytowała jedno z jego przezwisk.
          - Bardzo mi miło. Bardzo dużo słyszałem o waszej firmie. Nawet jestem stałym klientem waszej restauracji.
          - Bardzo miło nam to słyszeć - powiedział Naruto, ściskając mu dłoń.
          - Coś czuje, że będziemy w stałym kontakcie - powiedział z uśmiechem, nie spuszczając wzroku z Sakury, która odeszła po szampana. Przejechał ją wzrokiem od stóp do głów, co nie umknęło uwadze Sasuke.


          Minęło pół roku od otwarcia sklepu.Projekt ten okazał się strzałem w dziesiątkę. W przeciągu kilku miesięcy, zarobili więcej niż trzy restauracje Naruto w przeciągu roku! Dzięki dobrej reklamie Sakury, stałej promocji, i ciekawych wystaw, sklep był ten cały czas oblegany. Wiele kobiet przyjeżdżało do Konohy tylko po to by zrobić zakupy w tym sklepie. Ino i Sakurze nie brakowało pomysłów na nowe kreacje. Wróciło lato, a wraz z nim pomysł na nową kolekcję. Stroje kąpielowe, zwiewne spódniczki, i wiosenne sukienki. Dziewczyny puszczały wodę fantazje i tworzyły ubrania z duszą.

          - Chciałabym wrócić do pomysłu z fundacją - powiedziała Sakura, na comiesięcznym zebraniu. Teraz gdy ich sklep odniósł tak oszołamiający sukces miała idealny pretekst by założyć fundacje. Była więcej niż pewna, że zgodzą na ten pomysł.
          - Rozmawialiśmy o tym. Mieliśmy poczekać, aż wszystko się ustabilizuje - powiedział Sasuke, zmęczony tą całą gadaniną.
          - Po co tyle czekać? Wszystko idzie świetnie. Nasze akcje wzrosły, sklep świetnie funkcjonuje, a restauracje zbierają gwiazdkę, za gwiazdka. Na co czekać? - podniosła głos.
          - Rok, góra dwa - ciągnął Sasuke.
          - Naruto - jęknęła, spoglądając na niego błagalnym wzrokiem.
          - Przestań Sakura. Wiesz przecież, że albo wszyscy się na to zgodzimy, albo wcale. Nawet jeśli Naruto się zgodzi to ja się nie zgadzam - powiedział hardo.
          - Sasuke, uważam, że to odpowiedni czas. Sakura wystarczająco udowodniła, że potrafi. Dajmy jej szanse.
          - Właśnie jeszcze nie udowodniła. Sklep dopiero raczkuje. Musimy poświęcić temu więcej uwagi. Dbać o każdy szczegół, krytykę, każdego potencjalnego kupca!
          Sakura warknęła cicho pod nosem. Znów była na niego wkurzona.
           - Nie uważam, że mało robisz. Robisz bardzo dużo. Ale prowadzenie sklepu to nie zabawa na pół etatu. Musisz stale być na wezwanie. Być gotowa do poprawek, podejmować trudne decyzje i mieć zapasowe plany. Jak chcesz to pogodzić z pracą w fundacji? Tam będziesz miała dwa racy więcej roboty.
          - Ino przecież pomaga mi w sklepie.
          - I ledwo daje sobie rady. Jak ją zostawisz samą, do sklep upadnie, za nim zdąży wzlecieć.
          - Nie bądź taki ostry - prosił Naruto - Jestem za tą fundacją. Chętnie jej pomogę. - powiedział Naruto. Tym razem nie chciał odpuścić.
          - Porozmawiamy o tym jeszcze. Jeśli to tyle to chciałbym zamknąć dzisiejsze zebranie. Z Naruto mamy gościa.
          - Kogo? - syknęła Sakura. Znów budziła się w niej kapryśna aktorka.
          - Deidarę.
          - Jaką ma do was sprawę? - spytała zaskoczona. Ona i Deidara utrzymywali bardzo bliskie stosunki. Polubili się, i miło spędzali razem czas.
          - Właśnie tego nie wiemy. Jeśli pozwolisz to pójdziemy sprawdzić.
          - Dobrze. Nie mam więcej pytań możemy zakończyć zebranie - powiedziała.
          - Ja też nie - dodał Naruto.
          - Dobrze. Dziękuje za przybycie widzimy się jutro.


          Deidara usiadł na skórzanym fotelu. Sasuke usiadł na kanapie, a Naruto obok niego. Byli ciekawi, co chciał im powiedzieć. Przez telefon był bardzo poważny, co nie zdarzało mu się za często.
          - Chce wykupić od was Sakurę - powiedział prosto z mostu.
          - Oszalałeś!? - krzyknął Naruto.
          - Przecież Sakura to nasza wspólniczka, nie możesz jej od nas wykupić - zakpił Sasuke. Do tej pory miał go za inteligentnego człowieka. Darzył go szacunkiem.
          - Wiem. Całe życie czekałem na kogoś takiego jak ona. Mam Dwadzieścia siedem lat. Muzeum, sklep, ale żadnej kobiety z którą mógłbym się tym dzielić. Sakura jest idealna. Piękna, inteligentna, delikatna, tajemnicza, a przy tym jak każda kobieta, gadatliwa, głośna, i czasami irytująca.
          - Jeśli chcesz ją prosić o rękę, to idź do jej rodziców, a nie nas! - mruknął Naruto, spoglądając na Sasuke. Dobrze wiedział jakim uczuciem Haruno darzyła Sasuke. Nie chciał słyszeć o innym potencjalnym kandydacie na męża prócz o Sasuke.
          - Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie - zapewnił jakby miał w głowie ułożony cały plan na przyszłość - Niech to będzie taki staż u mnie w sklepie. Nabierze doświadczenia, zmierzy się z presją otoczenia, czasu, poczuje oddech odpowiedzialności na sobie. Będzie musiała, zając się dwoma sklepami. Nie dość, że będę miał ją blisko siebie, to jeszcze wy na tym skorzystacie. Gdy do was wróci będzie miała większy bagaż. Nie mówię, że chcę ją na stałe, co oczywiście jest prawdą. Na pół roku. Lub rok, półtora. Pozwólcie jej rozłożyć skrzydła. Ze mną będzie mogła wyjechać do kraju Wiatru, do Kraju Błyskawicy. Poznać wielu ludzi, rozwinąć się. - ciągnął dalej, a buzia mu się nie zamykała. Wszystko co mówił było takie piękne. Takie dobre. Sasuke zaczął się zastanawiać nad tym.
          - Zapomnij! - warknął Naruto.
          - Czekaj Naruto - odezwał się brunet - To nie jest taki zły pomysł. Gdy przetrwa ten okres, dowiemy się czy jest gotowa, na otwarcie fundacji. Patrz jaka to odpowiedzialność, a jednocześnie ile rzeczy się nuczy. Zawsze chciała wyjechać do Kraju Wiatru i podziwiać tamtejszą modę. To będzie idealna podróż dla niej!
          - Zapomnij! O takich rzeczach powinniśmy konsultować się we trójkę! Co jeśli Sakura tego nie chce, nie pomyślałeś o tym? Albo wszyscy wyrazimy na to zgodę, albo w ogóle! - rzekł hardo. W tej kwestii nie zamierzał odpuszczać. Nie sprzeda swojej przyjaciółki. Nie ważne jak piękne miały by być te słowa, choćby mieli ofiarować im góry. Nie zgodzi się na to bez jej zgody, a nawet z jej.
          - Przecież będzie cały czas waszą wspólniczką. Po prostu będzie u mnie pracować. Będzie w mojej firmie częściej przebywać, będzie mi urządzać bankiety. Kto wie może gdy jej się oświadczę, to sama będzie chciała do mnie przejść.
          - Nie oświadczysz jej się, bo ona cie nie kocha. Zrozum to człowieku! Sakura jest po prostu dla ciebie miła jak dla każdego mężczyzny. Nie wiąże z tobą żadnej przyszłości. I my też! - zakończył swoją mowę, groźnym wzrokiem - Jeśli to tyle to proszę o opuszczenie naszej firmy - rzekł oschle, otwierając drzwi.
          Deidara niechętnie wyszedł. Przed wyjściem rzucił, że jeszcze zadzwoni, więc niech lepiej to przemyślą.


          - Idiota tu nie ma nic do myślenia. Nie oddam jej im. I ty nie powinieneś o tym myśleć! Co z ciebie za przyjaciel! Chcesz ja sprzedać innemu? Przecież wiesz jak ona cię kocha! - fuknął, a w złości, kopnął sofę.
          - Ja uważam, że to była dobra propozycja. Przecież jej nie wyrzucamy, ani nie oddajemy. Po prostu pożyczamy, jeśli można to tak nazwać.
          - Nie, nie można! Sakura to nie rzecz i nie pożyczamy jej nikomu! Zresztą zaraz do niej pójdę i sam się jej spytam! - oświadczył, trzaskając drzwiami.

          Szedł na drugie piętro gdzie mieścił się gabinet Sakury. Był tak zły i zdenerwowany, że wszyscy pracownicy odsuwali się na jego widok. Ciężko stąpał po korytarzu, zwiastując swoje nadejście.
          - Sakury nie ma poszła na spotkanie związane z pomocą dzieci niedożywionych - oznajmiła jej sekretarka.
          - Kiedy wróci?
          - Dziś już prawdopodobnie nie.
          - Nie szkodzi. Zadzwonię do niej - mruknął, wyciągając telefon.


         Sasuke siedział w swoim fotelu, bawiąc się komórką.
          - Deidara? Jesteś tu może, przyjdź do mojego gabinetu proszę - powiedział do słuchawki.

          - Już zdecydowane? - spytał, wchodząc do gabinetu.
          - Czy wystarczy ci mój podpis. Jako główny dyrektor i właściciel Kyuubiego. Czy mój jedyny podpis ci wystarczy? - spytał, poważnym tonem, nie spuszczając go wzroku.
          - Ależ naturalnie - uśmiechnął się chytrze Deidara, podsuwając mu umowę pod nos. Sasuke zawahał się przez chwilę. W końcu złapał za pióro i podpisał papier. Klamka zapadła odwrotu nie ma - pomyślał.



          Czuła się szczęśliwa! Cieszyła się, że udało jej się przyjść na to spotkanie i pomóc ten fundacji. Nawet przez sekundę nie zawahała się gdy podpisywała czek, o wartości jej rocznej wypłaty. Robiła dobrze i wiedziała, że prędzej czy później to dobro do niej wróci.
          - Tak słucham? - powiedziała do słuchawki, ciesząc się pięknym letnim dniem.
          - Dzień dobry z tej strony Akasuna no Sasori. Dzwonię jako przedstawiciel pana Deidery. Dziś wpłynęła do nas umowa o tym czasowym przeniesieniu pani do naszego sklepu. Czy jest pani w stanie pracować u nas od jutra? Halo. Pani Haruto. Halo czy dobrze się dodzwoniłem? Haloo - wołał głos w komórce.


          Naruto wbiegł do biura Sasuke z takim hukiem, że obudzić by mógł zmarłego. Wściekły i pełen goryczy spojrzał na Sasuke. Ten tylko wychylił się za laptopa i kazał mu pukać.
          - Oszalałeś?! Ja ci zaraz nawpukam do tej głowy! - warknął, łapiąc go za koszule i, rzucając na ziemie. - Jak mogłeś! Jak mogłeś podpisać tą umowę bez naszej zgody! Do reszty ci odbiło! - krzyczał.
          - Uspokój się! - wycedził przez zęby.
          - Nie! Masz to odkręcić teraz! Nie miałeś prawa. Nie miałeś zasranego prawa!

          Oboje zaczęli się szamotać. Minęły lata odkąd ta dwójka biła się ostatni raz. Teraz nie była to zwykła bójka o kanapkę, czy ostatni kawałek pizzy. Tym razem oboje byli szalenie poważni.
          - Naruto! - krzyknęła Hinata, wbiegając do środka. Od Sakury dowiedziała się co stało. Chciała to szybko wyjaśnić i zadzwoniła do Naruto. Niestety nie odbierał więc przyjechała do jego firmy. Już przy wejściu słyszała krzyki tej dwójki. Od razu puściła się biegiem po schodach, nie czekając na windę.
          - Przestańcie natychmiast! - błagała. W końcu udało jej się rozdzielić tą dwójkę. Morderczym wzrokiem spojrzała na Sasuke.
          - Nie skończyłem jeszcze! - warknął, podwijając rękawy.
          - Skończyłeś! Idziemy Sakura na nas czeka. Jest zdruzgotana - zakomunikowała Hinata, wyciągając go siłą na korytarz. Sasuke został sam, na ziemi. Z nosa lała mu się mu krew. Nie czuł prawego oka,  strasznie bolała go szczęka. Za nim zajechał do domu postanowił wstąpić, do szpitala.


          Następny dzień rozpoczął się krzykami i wrzaskami. Sakura która przyszła do firmy, zażądała spotkania, tylko dla ich trójki. Zamknęli się w pokoju zebrań, skąd dochodziły kłótnie, przekleństwa, obelgi i krzyki. Wszyscy w firmie zebrali się na pierwszym piętrze by obserwować przebieg zdarzeń.
          - Nie jest dobrze - powiedział Kiba, przegryzając dolną wargę. Jak długo ich znał, nigdy nie widział by się tak kłócili. Cała trójka.

          - Koniec! Złożyłam wymówienie! Skoro tak się bawicie, to proszę bardzo! - fuknęła, podstawiając im pod nos, świstek papieru. Sasuke jak i Naruto, od razu podarli to na drobne kawałki, rozsypując po całym pokoju.
          - Przecież cały czas jesteś u nas w firmie. Cały czas jesteś naszą wspólniczką. Właścicielką sklepów. Kyuubi i wszystkiego co do nas należy! - tłumaczył jej Sasuke.
          - Widocznie prywatności nie mam. Nie miałeś prawa mnie sprzedawać bez mojej wiedzy!
          - Do cholery...przecież ja cię nie sprzedałem! Będziesz tam tylko się uczyć. Nabierzesz doświadczenia!
          - A może ja nie chce!
          - Mówiłem ci, że nie chce! Czemu mnie nigdy nie słuchasz!
          - Przecież ona nie wie czego chce! To kobieta!
          - Oh tak! Teraz gadasz jak Shikamaru?! Akurat ty najmniej wiesz czego chce! - fuknęła, uderzając pięścią o stół. Miała wrażenie, że zaraz się rozpadnie jak jeszcze raz tak walnie, ale nie przejmowała się tym zbytnio.
          - Czemu nie chcesz tan pracować? Nawet jako stażystka? Uwłacza to twojej dumie czy co?
          - Jakiej dumie?! Nie o to chodzi.
          - To o co chodzi. Naruto ty ją rozumiesz?
          - Chodzi o to, że nie skonsultowałeś tego ze mną! Chodzi o, że nie zapytałeś mnie o zdanie! Zrobiłeś ze mnie zabawkę, głupią szmacianką lalkę, którą "wypożyczyłeś". Swojej przyjaciółce! Wspólniczce. Aż brak mi słów. Nawet nie wiesz jak mnie zraniłeś.
          - Przestań histeryzować - mruknął, nie wiedząc, że dodał tylko oliwy do ognia.
          - Ah tak?W porządku. Na prawdę odchodzę! Nie zobaczycie mnie już w tej firmie! Sprzedam swoje akcje! - zagroziła i z hukiem wyszła z gabinetu. Wszyscy jak na zawołanie rozeszli się po kątach, mając nadzieje, że ich ta kłótnia nie dotknie.


         - I patrz tylko patrz! - wołał Naruto, krążąc w kółko. Nie wiedział co robić. Nie tego się spodziewał nie to planował. Wczoraj jak rozmawiali, to mieli zmusić go to zerwania umowy. Nie przypuszczał, że Sakura wyjdzie z zranioną dumą. 
         - Mówiłem ci, żebyśmy nie mieszali spraw zawodowych i prywatnych tak? Popatrz co z tego wynika. To jest dla niej idealna szansa. Rozwinęła by się, nabrała doświadczenia, zobaczyła by świat, kto wie może by się w nim zakochała. Źle by z nim nie miała, w końcu zawsze jest szczęśliwa i radosna gdy wraca z jego spotkań.
          - Ty chyba szczęśliwej jej nigdy nie widziałeś! Gdybyś tylko spojrzał, zauważył jak się śmieje gdy cię widzi. Jaka jest radosna, gdy jest blisko ciebie. Gdybyś tylko dostrzegł jej miłość. Ona cię tak bardzo kocha, a ty ją oddałeś innemu mężczyźnie. Sprzedałeś ją po prostu. Poddałeś się. A teraz Sakura odeszła. Nie dość, że jest zła na ciebie to jeszcze na mnie. Do chrzanu! - warknął na siebie. Bolała go głowa. Kopnął pobliskie krzesło, mając nadzieje, że to mu jakoś pomoże. Niestety poczuł się jeszcze gorzej. Wsiadł do auta. Pojechał do dziewczyny, która o tej porze jeszcze spała. Delikatnie wsunął się pod kołderkę, płacząc cicho w jej ramionach.


          Uderzył pięścią w stół. Nagle poczuł złość do siebie. Widział to wszystko. Widział jej radość jak była  z nim. Znał jej uśmiech na pamięć, wiedział o jej miłości od podstawówki. Wtedy nie przejmował się tym. Brał to jako zauroczenie. W końcu każda się w nim kochała. Denerwowało go to, że lata za nim. Przymila się. Z biegiem czasu, i to w sobie zmieniła. Dojrzała, a wraz z nią dojrzało uczucie. Przestała biegać w około, wołając jego imię. Zaczęła go wspierać, rozmawiać. Tak dobrze to widział. Zamykał się na jej miłość. Wmawiał sobie, że nie zapewnił by jej dostatecznego szczęścia. Sam nawet nie zauważył kiedy się w niej zakochał. Czy to był moment gdy zakładali firmę? Jak do nocy siedzi w Ichiraku i omawiali szczegóły. Jak patrzył na nią, gdy zasypiała przy biurku. Kochał gdy robiła mu śniadanie. Gdy poprawiała krawat przed każdym ważnym spotkaniem, gdy towarzyszyła mu na tych głupich i nudnych bankietach. Nie pamiętał kiedy zrodziło się w nim to uczucie, ale był pewny, że trwało to już jakiś czas.
          - Cholera! - warknął na siebie. Po drodze do wyjścia skopał każde możliwe krzesło.


          Minęły trzy miesiące odkąd Sakura zrezygnowała z pracy. Dzięki Naruto nie sprzedała swoich akcji i udziałów. Przekazała je na jakiś czas Ino, która pracowała za nią. W biurze nie było już tak samo. Nikt nie dbał o nowe kwiaty, nie zmieniono dekoracji, na nadchodzącą jesień. Sakura zawsze dostosowywała wnętrze do pór roku. Bankiety nie były już tak świetne jak dawniej. Nawet kawa, którą przynosiła Ino nie smakowała tak samo.
          - Gdzie są papiery z sprzed miesiąca? - spytał Ino.
          - Tam gdzie zawsze - wyjaśniła.
          Sasuke zszedł na parter gdzie trzymano wszystkie papiery. Długo przeszukiwał półki, wszytko na próżno. W końcu zażądał by przysłano to Ino.
          - Tu są - wskazała na mały zielony segregator, który stal na najwyżej półce
.
          Sasuke wziął papiery bez słowa. Sakura zawsze je chowała do tego niebieskiego i kładła, na najniższej półce, żeby był łatwo dostępny. Dopiero teraz zauważył jak brakowało mu Sakury. Nawet papiery leżały tam gdzie nie trzeba, mydło było inne, wszystko było odwrócone do góry nogami. Wkurzony na siebie uderzył pięścią w ścianę. Tak bardzo za nią tęsknił. Za tym jak przychodziła do nich i opowiadała rożne przeżycia z dania. Jak przynosiła im lunch, prawiła kazania i podnosiła atmosferę. Między nim i Naruto wybuchały częstsze kłótnie i nikt prócz Sakury nie potrafił ich załagodzić. Ona była ich spokojem. Oczyszczała atmosferę dbała o wszystkich. Była gospodynią tego miejsca, a teraz bez niej wydawało się opustoszałe. Najbardziej brakowało mu jej obecności. Nie widział jej odkąd wyszła z firmy. Unikała go jak ognia. Nie chodziła na spotkania grupowe, albo tylko wtedy gdy on wracał. Nie jeździła rowerem po mieście, nie przychodziła do sklepu, gdy on tam był.

          Na początku grudnia do firmy doszły wiadomości, że Sakura założyła fundacje. Jako, że była udziałowcem miała pełne prawa do nazwy, jak też nazwała swój mały projekt. Wypłata cały czas trafiała na jej konto, stąd też miała fundusze na to. Nie dawno dowiedział się również, że Naruto oddaje tam swoje 5% rocznej wypłaty. Czuł się jak głupek, gdy każdy o tym rozmawiał, a tylko on nie wiedział o czym.
          - Idziemy na piwo? - spytał Naruto.
          - Dziś nie mogę. Na jutro trzeba zrobić cały projekt zimowej wystawy.
          - A Ino tego nie robi?
          - Nie ma do tego talentu. Brak jej tej gracji, gustu, wyrafinowania.
          - Jak chcesz - mruknął - Na razie - rzucił, odjeżdżając swoją Toyotą.


           Tydzień później otworzono fundacje Kyuubi. Do gazet szybko zaczęły spływać informacje o tym ile udało się poprawić w społeczeństwie dzięki tej organizacji. Z gazety wyczytał również, że Sakura zrobiła kurs pierwszej pomocy. Był z niej dumny jednocześnie czuł rozgoryczenie do siebie. Zwinął gazetę w kulkę i wyrzucił do śmieci. Stał swoim czarnym BMW przed jej fundacją. Nie mógł jej dłużej unikać. Musiał się z nią spotkać. Minęło tyle czasu.
          - W czy mogę pomóc? - spytała uprzejmie, nie podnosząc wzorku z nad papierów. Nie musiała. Przy drzwiach zamontowała dzwoneczek dzięki czemu, wiedziała gdy ktoś wchodził.
          - Ciebie - szepnął dobrze jej znany głos. Długopis upadł jej na ziemie w momencie gdy spojrzała w jego czarne oczy. Tak dawno go nie widziała. Serce zamarło jej na sekundę, widząc jego postać.
          - Sasuke... - szepnęła miękko. Minęło pół roku, a ona wciąż nie potrafiła się na niego długo gniewać.
          - Sakura kto przyszedł? - spytała kobieta, wchodząc do recepcji.
          - Nikt taki, stary znajomi - wyjaśniła.
          - Ależ ci się oczka zaświeciły - szepnęła Kurenai - Ktoś bliski? - spytała.
          - Kurenai! - jęknęła Sakura.
          - Mogę ją na chwilę porwać? - spytał miło.
          - Ależ oczywiście, porywaj, porywaj - poleciła mu, machając na nich ręką.
          - Dziękuję - rzekł, ciągnąc ją za rękę.
          - Czekaj, puść...Sasuke! - wołała.


          Usiedli nad brzegiem rzeki, z sześciopakiem piwa. Konoha miała to do siebie, że nawet wczesną wiosną było tu ciepło i nie trzeba było się ubierać jak na Alaskę. Słońce świeciło mocno, ogrzewając ich nagie ramiona.
          - Przepraszam - powiedział w końcu.
          Sakura wypluła  piwo, słysząc jego słowa. Siedzieli tu prawie dwadzieścia minut, w kompletnej ciszy.

          - Daj mi dokończyć. Przepraszam, że cię sprzedałem. Na prawdę chciałem dobrze. Myślałem, że skorzystasz z tej oferty. Zawsze chciałaś poznać Kraj Wiatru, opowiadałaś mi przecież, że chcesz zobaczyć sławnych projektantów z Kraju Błyskawicy. Chciałaś iść na koncert Killera Bee. Mogłabyś się tyle nauczyć. Na prawdę myślałem...że to będzie dobre.
          - A pchanie mnie w ramiona Deidary? - spytała cicho, jakby nadal była na to urażona.
          - Nie pchałem!
          - Pchałeś! Naruto mi powiedział.
          - Nie byłaś z nim szczęśliwa? Zawsze byłaś taka radosna jak z nim przebywałaś. Opowiadałaś o jego pracy, o jego dziełach! Co byś miała ze mną? Pracoholika? Człowieka który nie ma rodziców? Sierotę? Błagam cię Sakura - prychnął. - Mogłabyś być na mnie zła, dłużej niż dzień - mruknął. Sięgnął po kolejne piwo. Sakura piła już drugie.
          - Jestem, jestem cholernie na ciebie zła!A wiesz za co? Za to, że się na mnie zamykasz. Za to, że znasz moje marzenia, a chcesz by spełniał je inny. Jestem cholernie zła, bo uważasz, że nie jesteś wystarczająco dobry - poczuła jak łzy spływają jej po policzkach. Wyrzuciła pusta butelkę, na ziemie i rzuciła się na Sasuke, przewalając go na plecy. Usiadła na nim okrakiem, spoglądając w oczy.
          - Jestem wkurzona na ciebie, bo znasz mnie jak mało kto! Jestem cholernie zła, bo kocham cię jak szalona i nie mogę przestać. Po tym wszystkim byłam na ciebie zła tydzień nawet krócej, później chciałam wrócić, ale dziewczyny mi zabraniały. Jak mogłeś! Jak mogłeś mnie oddać, jak mogłeś się mnie wyrzec! - krzyknęła przez łzy. Upadła na jego klatkę piersiową, płacząc głośno. W końcu wydusiła to z siebie. Było jej dwa razy lżej na duszy.
          - Przepraszam - szeptał w kółko, głaskając ją po plecach.



           Wpadli na drzwi, gdzie pozbyli się pierwszych wierzchni ubrań, następnie po ciemku, mknęli w stronę schodów. Zbyt zajęci sobą, upadli na pierwszych stopniach. Tam Sasuke pozbył się koszuli, i paska od spodni. W holu, Sakura zgubiła spódniczkę i majtki. Na łóżko upadli kompletnie nadzy. Ich ciała były rozpalane namiętnymi pocałunkami, pokój wypełniała melodyjna rozkosz i skrzypienie łóżka. Idealnie dopasowywali się do siebie ciałami. Żarli się namiętnością, chłonęli się zachłannie, zapamiętywali każdy swój dotyk. Tej nocy kochali się trzy razy. Za każdym razem pobudzali swe zmysły na nową. Unosili się w przestworza, dotykając nieba. Ona dochodziła, jęcząc jego imię, on szepcząc swym niskim głosem "Sakura"


           Obudziła się w jego silnych objęcia. Czuła się tak cudownie, jak wyzwolona kobieta. Na świecie nie było piękniejszego widoku niż śpiąca obok ciebie ukochana osoba. Nie chcąc go zbudzić, delikatnie przejechała wierzchem dłoni po jego, nagim torsie. Zarumieniła się na wspomnienie, gdzie go wczoraj dotykała, które miejsce całowała, i podziwiała. Wszystko w nim było idealne, od czubka głowy, po pięty.
           - Dzień dobry - powiedziała delikatnie, gdy czarne, zaspane oczy spojrzały na nią.
           - Ale wcześnie - mruknął, chowając twarz w jej obojczyku.
           - Śpij - szepnęła, głaskając go po głowie.



           Sakura do firmy wróciła po tygodniu. Ino wręcz na kolanach dziękowała jej za to. Miała dość tej żmudnej pracy. Tysiąc razy bardziej wolała siedzieć w domu, projektować i spotykać się z swoim chłopakiem. Po dziurki w nosie miała papiery. Nie chciała patrzeć na żadne umowy, finanse, i statystki. Wraz z jej powrotem, wróciła dawna rodzinna atmosfera.
          
           Sasuke poszedł po raporty z zeszłego miesiąca. Z uśmiechem na twarzy sięgnął po niebieski segregator. Do biura wrócił w nadzwyczaj dobrym humorze. Zbliżała się godzina czternasta, Sakura powinna zaraz skończyć zmianę w fundacji, która oficjalnie została przyłączona do firmy, i wzięta po skrzydła Kyuubi.
           - I jak? - spytał gdy kobieta weszła do jego gabinetu.
           - W porządku. Jak nam się uda to w przyszłym miesiącu ruszy budowa dróg zaświergotała. Ucałowała swojego mężczyznę w policzek, stając za jego fotelem. Widząc ile ma papierków na biurku, postanowiła zostawić go w spokoju.
           - Idziesz już? - mruknął, łapiąc za nadgarstek. Sakura oparła się o biurko, stojąc tuż przed nim.
           - Musisz to dziś dokończyć - wskazała nosem na foldery.
           - Mamy czas - powiedział łobuzersko, dotykając jej uda.
           - Właśnie dlatego zakazałeś nam łączyć życia prywatnego i biznesem - przypomniała mu, unosząc brew. W ostatnim czasie bardzo często go rozpraszała. Kochali się niemal codziennie, w przeróżnych pokojach. Sasuke często śmiał się, że w przeciągu miesiąca zaliczą wszystkie pomieszczenia w tym budynku.

           Sasuke mruknął coś pod nosem, przyciągając kobietę do siebie. Haruno, usiadła na nim, przejeżdżając dłonią jego piękne włosy. Ręce samowolnie rozpinały mu koszulkę.
           - Na sofę - wyszeptała, gdy ten porwał ją na ręce. Na początku chciał ją położyć na biurku, niestety nie widział tego, by później zbierać te wszystkie dokumenty.
           - Przestań być taka seksowna - mruknął między pocałunkami.


           - Panie Sasuke, za piętnaście minut przyjedzie klient - zawołała, jego sekretarka. Zdążyła przyzwyczaić się do tych ich małych numerków. Zawsze zaczynała odliczanie dziesięciu minut, gdy tylko krzyki ucichały.
           - Już go przyjmuje - uśmiechnął się Sasuke, wychodząc z gabinetu. Jak zawsze był nienagannie ubrany. Włosy zawsze miał jak po ostrym seksie, dlatego nie starał się ich nawet układać. Sakura lśniła w swojej niebieskiej sukience. Nikt by nie powiedział, że ta para właśnie współżyła.



           Rok później na romantycznej kolacji w Krainie Wiatru, Sasuke uklęknął, wyciągając z kieszeni pudełko. Po długich i ciężkich rozmowach z Naruto w końcu postanowił, się oświadczyć ukochanej. Sakura z początku nie mogła uwierzyć, z łzami w oczach, rzuciła mu się na szyje, wykrzykując krótkie: TAK.
           - Kocham Cię Sakura Haruno - wyszeptał, obejmując ją mocno.
           - A ja pana, panie Sasuke Uchiha - odpowiedziała tym samym.
           Muzyka grała w tle, a oni stali na środku restauracji, kołysząc się do rytmu.


  
        Za błędy przepraszam.