OGŁOSZENIA

UWAGA!
Blog istnieje jako mój śmietniczek. Wylewam na nim wszystkie pomysły które zagnieżdżą mi się w głowie.

NIE realizuje zamówień, chyba, że napiszę wcześniej.
PRZYPOMINAM, że jest to ŚMIETNICZEK.

[06.11.2014]
ślę wirtualnego HUGA do każdego fana, czytelnika, miłośnika, Narutomaniaka, Narutardsa, i SasuSaku shippera! Z podziękowaniami dla wszystkich osób, którzy dzielnie i z zapartym tchem śledzili i trzymali kciuki za swoich ulubionych bohaterów i Naszego Najgłośniejszego ninja numer 1!
Wiele osób się zastanawia czy blog po zakończenia mangi będzie dalej funkcjonował. Ja bez wahania odpowiadam TAK! Tak długo jak mam wenę, tak długo jak mi pozwolicie i tak długo jak istnieją fani Naruto, SasuSaku, Shikatema etc, tak długo ja będę pisać. Będę dalej pisać, i pisać, aż zostanę ostatnim fanem SasuSaku w Polsce, a później na świecie.


[18/04/2020]
Jak się macie moi drodzy czytelnicy ? Czy wam też życie ucieka przez palce, ale wciąż czujecie się dziećmi ?


cr: all credis to the owner, DevinArt, tumblr, Masashi Kishimoto.

Szablon w całości stworzony prze ze mnie.



11 maj 2013

05 - Przemiana (Naruto 1/2)



             A&M: Naruto
             Uwagi: Tyle się teraz dzieje w Mandze, że nie potrafię przewidzieć co się stanie. Kiedy nadejdzie wielka Walka Sasuke vs Naruto, czy zdoła nawrócić Sasuke, co z Tsunade, co  z Kakashim, czy Hokage jakoś wpłyną na przebieg tej walki? Czym jest Obito - tyle możliwości, a jedno wyjście siedzi u p. Kishimoto w głowię. Człowieku jaki jest Twój tok myślenia?




            Biegli w stronę głównego miejsca bójki. Już z daleko wyczuć można było przerażającą chakre, która emitowała na kilkanaście kilometrów, niosąc za sobą same złe wieści. W powietrzu unosił się dym, a ziemia drżała od wybuchów. Każdy z nich układał w głowię swój własny plan. Wiedzieli, że to od nich zależne jest to jak potoczy się ta wojna. Każdy z nich wiedział, że tylko Pierwszy Hokage będzie w stanie powstrzymać Madarę, a oni muszą go w tym wspierać i osłaniać ile tylko sił dam im Bóg. 
            - W ogóle to ile ty masz lat? - spytał Czwarty Hokage, zwracając się do młodego Shinobii.-
            - Siedemnaście.
            - A, no tak zapomniałem już, że jesteś w jednej drużynie z Naruto.
            Sasuke spojrzał uważnie na Czwartego. Nigdy nie przypuszczałby, że ten wielki Minato mógłby być ojcem Naruto. Biegnąc obok niego, po jakimś czasie w końcu dostrzegł w nim jakieś podobieństwo. Oboje mieli tą samą Wole Ognia i tą samą ciepłą aurę, oraz głupkowaty śmiech, który nagle zabrzmiał mu w głowie niczym dzwon kościelny. 
            - Słyszałem, że jeden z jego przyjaciół zabłądził i próbuje go za wszelką cenę sprowadzić do wioski - zaczął ostrożnie, spoglądając na kamienną twarz Sasuke. W swoim życiu poznał wielu młodych shinobii, a ten z pewnością należał do tych wyjątkowych. Jego tok myślenia był na zupełnie innym poziomie i trudno mu było odgadnąć czym kierować się mogą jego cele życiowe. 
            - Jak na zmarłego dużo wiesz - zakpił.
            Czwarty uśmiechnął się do niego.
            - Jesteś z klanu Uchiha, mogę się zapytać kim byli twoi rodzice?
            - Moim ojcem był Fugaku Uchiha, a matką  Mikoto Uchiha - wypowiadając imiona swoim rodziców głos ani na sekundę mu się nie załamał.
            - Mikoto? - zaśmiał się Minato. - Mikoto była naszą przyjaciółką z szkoły. Łączy nas ten sam rocznik. Moja żona, i matka Naruto, Kushina przyjaźniła się z twoją mamą. Szczerzę, mówiąc były najlepszymi przyjaciółmi. Pamiętam, że gdy obie się dowiedziały, że są w ciąży, pragnęły by ich dzieci przyjaźniły się ze sobą - powiedział z uśmiechem na twarzy, jakby te beztroskie dni, były wczoraj - Cieszę się, że po naszej śmierci ty i Naruto zostaliście przyjaciółmi - uśmiechnął się.
            - Widzę, że mieliście rozległe plany - zauważył z nutką sarkazmu, nie mogąc sobie wyobrazić jak ich matki spędzają wspólnie czas, popijając herbatę.
            - Nawet nie wiesz jak wielkie. Za nim Madara nasłał lisa na naszą wioskę snuliśmy naszą przyszłość na kolejne dziesięć lat. Pragnąłem by Naruto wyrósł na silnego Shinobii który nosi w sobie Wole Ognię. Z Kushiną u boku i z Naruto mógłbym dokonać niemożliwego. Niewykluczone, że może udałoby mi się zgładzić rebelie w waszym klanie. Jak już mówiłem Mikoto była naszą przyjaciółką, zrobił bym wszystko by ratować swoich przyjaciół oraz wioskę - jego szczery uśmiech wyrażał więcej niż mogłyby jakiekolwiek słowa. Na samo wspomnienie o ich dawnych przyjaciołach coś ściskało go w żołądku. Nigdy by nie przypuszczał, że klan Uchiha mógłby potajemnie knuć rewolucję. Zawsze marzył o tym, że będzie  dobrym Hokage, który byłby w stanie rozwiązać każdą sytuację. Gdy jeszcze żył cała wioska była dla niego rodziną, i chciał ją chronić za wszelką cenę. 
            - Czyż to nie ironia? Chciałem zniszczyć wioskę, za to co zrobili Itachiemu. Naruto pragnie  chronić wioskę, a jednocześnie chce wziąć na siebie całą nienawiść klanu Uchiha, którą uosobieniem jestem ja. Wasze marzenie o idealnej i kochające się rodziny legły w gruzach po tym jak członek klanu Uchiha, Madara nasłał na wioskę dziewięcio-ogoniastego lisa tym samym, przyczyniając się do śmierci was czyli jego  rodziców - zaśmiał się pod nosem.
             - Prawda? Cóż za zbieg okoliczności. Mimo wszystko nie żałuje, że zapieczętowałem w nim Lisa. Dzięki mojej i Kushiny śmierci, Naruto urósł w siłę, zdobył przyjaciół, a jednego próbuje teraz uratować. Wierzyłem w niego od samego początku. Ma w sobie Wole ognia, którą przekaże swoim dzieciom, a one swoim dzieciom i dzięki temu wioska nigdy nie upadnie. 
             Sasuke nie odezwał się już więcej. Nie mógł zrozumieć toku myślenia Naruto oraz Hokage. Skąd oni brali tą siłę, wiarę w ludzi i miłość do wszystkich osób w wiosce. Czasem gdy jego myśli zakręciły w złą stronę w jego głowię wyobrażał sobie, że to równie dobrze mogło spotkać Naruto. Co by było gdyby ich rolę się odwróciły? Gdyby to Naruto był antagonistą, chcący zabić Madarę i wszystkich członków klanu Uchiha, którzy maczali palce w śmierci jego rodziców.  Oboje jechali na tym samym wózku, jakby nie patrzeć jego też okłamywali całe życie. Nikt mu nie powiedział, że nosi w sobie bestie, że jego ojciec to Czwarty Hokage, a jego matka była poprzednim naczyniem na Kyuubiego.  Po mimo, tych wszystkich rzeczy, które musiał przeżyć w życiu to, zawsze wierzył w siebie i i nigdy nie przestał dążyć do swoich   marzeń, odnalazł w sobie siłę, która sprawiła, że zaszedł tak daleko.
             - Wiesz co Sasuke - odezwał się w końcu Minato - Dziękuję, że zostałeś przyjacielem Naruto. Wierze, że ta przyjaźń nie jest bezcelowa. Oboje jesteście wspaniałymi Shinobii. Każdy przyjaciel mojego  syna jest  i moim przyjacielem. Także, przelej na niego całą złość, wierzę, że wtedy uda wam się dojść do porozumienia - z pełną powagą, przekazał Sasuke swoje myśli. Z ojcowskim uczuciem  jak by rozmawiał z własny rodzonym synem dotknął głowy chłopaka, dając mu tym samym otuchy i wsparcia.  Gdy minął go by zostawić go na chwilę samego z własnymi myślami, uśmiechał się jednocześnie szeroko pod nosem. Biegł przed siebie ile sil w nogach, nie mogąc się doczekać, aż w końcu zobaczy swojego prawdziwego syna. 
             - Hokage! Czas pokazać wszystkim naszą moc! Ochrońmy nasze dzieci i świat! - zawołał Pierwszy Hokage. Stanął twarzą w twarz z swoim przyjacielem. Uśmiechał się szeroko, wracając wspomnieniami do czasów gdy on i Madara byli jeszcze dziećmi i przyjaciółmi, którzy marzyli o tym samym. 
             - Cześć, dawno się nie widzieliśmy stary przyjacielu! - powiedział radośnie.
             - Hashirama - szepnął Madara, w jego głośnie można było dosłyszeć jad i szaleństwo. Jego oczy, emitowały rządzą śmierci. Gdyby był dzikim zwierzęciem już dawno toczyłby ślinę z pyska na widok swojej ofiary.
             - Czy to nie...Poprzedni Hokage! - zawołał ktoś z pola bitwy. Ich wejście było niczym jedna z scen filmu akcji. Dużo dymu, wiatr, który artystycznie rozwiewa włosy i szaty, oraz niesłyszalny podkład muzyczny dodający napięcie atmosferze. 
             - Mistrzu... - zawołał  Kakashi, przerywając swoją walkę z Obito.
             - O witaj Kakashi - uśmiechnął się - Czy to nie...czy to nie Obito?! - spytał, wytężając wzrok. Przez chwilę miał wrażenie, że to zamaskowany człowiek, który zaatakował wioskę siedemnaście lat temu.
             - Tak to Obito, wcześniej znany jako Tobi lub Madara Uchiha - wyjaśnił Kakashi.
             - Madara Uchiha...niemożliwe czyli atak na wioskę...
             - Tak mistrzu...to byłem ja...to ja zaatakowałem twoją żonę podczas porodu, to ja nasłałem lisa na wioskę i to ja próbowałem cię zabić - przyznał się bez cienia emocji oraz skruchy.
             Minato westchnął głośno pod nosem.
             - Cieszę się, że przeżyłeś...jednak nie mogę ci wybaczyć tego co zrobiłeś! Mimo iż jesteś moim uczniem, muszę zrobić wszystko by cię powstrzymać i zakończyć tą wojnę! - zawołał zdeterminowany. W ułamku sekundy porozrzucał swoje kunai po całym polu bitwy, by w następnej chwili znaleźć się przy Obito i przedziurawić go swoim Rasenganem. Na jego twarzy zagościł ból. Ból, bo właśnie zaatakował swojego ucznia. 
             - Tata... - szepnął Naruto. Poczuł ciepło, które rozlało się po całym jego ciele niczym wielka fala morska. Otarł pojedynczą łzę i z uśmiechem na twarzy wrócił do walki.



             Stali na przeciwko siebie, chłonąc całym ciałem zimne krople deszczu. Nie rozmawiali, cisza wyrażała wszystko. Czytali sobie w myślach poprzez kontakt wzrokowy, oraz wymianę ciosów. Oboje stali się silnymi Shinobii. Ich walka była nieunikniona. Walka dobra ze złem, miłości z nienawiścią, światła i ciemności. Całe swoje życie czekali na ten moment, na wspólną konfrontacje.
             - Nadal nie potrafię wam wybaczyć... - szepnął Sasuke, robiąc krok do przodu.
             - Wiem...ale obiecałem, że wezmę na siebie całą twoją nienawiść. Uderz mnie raz, a porządnie, a wtedy będzie po wszystkim - rzekł Naruto, rozkładając swoje ręce.
             - Jeśli nie masz zamiaru się bronić, nie miej mi za złe. Zabiję cię - odrzekł spokojnie. W jego lewej dłoni zabłysnął Chidori. Jego poważna mina oraz zdecydowanie w oczach potwierdzały tylko jego słowa. Im bliżej był swojego przeciwnika tym więcej wspomnień do niego wracały. Pierwsze dni w akademii, to jak uformowali drużynę, pierwszy test z dzwoneczkami, pierwsza walka z Haku i Zabuzą. Wszystko wróciło. Wspomnienia, które próbował ukryć głęboko w sercu i mózgu. Zbędne rzeczy o których chciał zapomnieć, teraz gdy patrzył na spokojną twarz Naruto wróciły niczym bumerang. Nienawidził, a jednocześnie zazdrościł mu tego wzroku, zdecydowania i wiary w siebie oraz innych. Beztroskie spojrzenie, które dawało nadzieje, które sprawiło, że chcesz rzucić wszystko w kąt i iść z nim choćby na koniec świata.
             - Cholera! - warknął, upadając na kolana tuż przed Naruto. Nie dał rady. Jeszcze kilka tygodni temu nie zawahałby się, nie wdał by się w dyskusje. Postawiłby wielki mur przed sobą, blokując się  na jego słowa. Ostatnie wydarzenia za bardzo na niego wpłynęły,  namieszały mu w głowie. Już nie wiedział kim jest, i w co wierzyć. Czuł jak natłok informacji kumuluje mu się w mózgu.
             - Matka Naruto i twoja przyjaźniły się....prawdę, mówiąc obie snuły plany i miały nadzieje, że będziecie najlepszymi przyjaciółmi...... Sasuke...dziękuje Ci za to, że zostałeś przyjacielem Naruto, Itachi umarł, chroniąc wioskę, jednak było coś co kochał bardziej niż wioskę. To byłeś Ty Sasuke....Cokolwiek zadecydujesz ja i tak będę Cię kochał....Sasuke...jesteś dla mnie jak brat, i mam zamiar wyciągnąć cię z tej ciemności... - Te wszystkie słowa wirowały w jego głowie niczym echo. Odbijały się od jednej ściany, do drugiej i krążyły w jego umyśle.
             - To koniec Sasuke...wracamy do domu... - szepnął wycieńczony, upadając na ziemie. Leżeli obok siebie, wpatrując się tępo w czarne niebo. Nim oboje zasnęli, ostatnią rzeczką jaką słyszeli to głosy ich przyjaciół.


             Sakura siedziała nad ciałem Naruto, kończąc ostatnie zamykanie ran. W przeciwieństwie do Sasuke miał on mniejsze obrażenia. Dzięki chakrze lisa, jego rany goiły się w mgnieniu oka.
             - Ino zastąp mnie, muszę dokończyć leczenie Sasuke - rozkazała, odwracając się przodem do chłopaka. Z zaciśniętą wargą pochyliła się nad ciałem ukochanego. Złożyła ręce na jego klatce piersiowej i z całych sił, próbowała zatrzymać wewnętrzne krwawienie. Wiedziała, że ukochany Tsunade Dan zmarł z tych samych obrażeń.  Ona nie chciała doświadczyć tych samych emocji, bólu którego doświadczyła jej mistrzyni. Musiała go uratować choćby za cenę własnego życia.
             - Nie waż się umierać! Rozumiesz?! - krzyczała przez łzy.
             - Sakura... - pomyślał zmęczony. Był bardzo osłabiony, ledwo co widział. W tym deszczu trudno mu było odróżnić łzy od kropli deszczu. Tak bardzo nienawidził wioski, tak bardzo pragnął wybić każdego mieszkańca, a teraz jego życie zależało od osoby, którą sam próbował niedawno zabić. Chciał umrzeć, tak bardzo pragnął umrzeć.
             - Uchiha! Słyszysz mnie do cholery?! Nie umieraj, nie umieraj! - krzyczała, nie tracąc nadziej.
             - Wystarczy Sakura... - szepnął niesłyszalnie, zamykając oczy.

             Leżał na zimnej, mokrej ziemi. Czuł się jak w próżni, w której wszystko znika. Nic nie słyszał nawet własnego oddechu. Nie czuł bólu, ani zmęczenia. Znudzony bezczynnością wstał i udał się przed siebie. Wszędzie było ciemno, nic nie wiedział. Szedł prosto, aż w końcu zobaczył małe światło, jakby palące się ognisko. Wolnym krokiem skierował się w tamtą stronę..
             - O Sasuke już tu jesteś? - usłyszał. Bardzo dobrze znał ten głos. Dawniej śnił mu się po nocach przywołując najczarniejsze wspomnienia, później gdy dowiedział się całej prawdy marzył o tym by zamienić z bratem prawdziwą rozmowę.
             - Wy też tu jesteście? - spytał, dosiadając się do ogniska.
             - Rodzice zawsze czekają na swoje dzieci. Witaj Sasuke - przywitała go matka. Delikatnie uściskała go, całując w czoło. Włożyła w ten gest tyle miłości i czułości, jakby chciała wynagrodzić mu całe lata swojej nieobecności.
             - Nie sądziłem, że tak szybko tu dotrzesz, czyżby Naruto zawiódł? - spytał niski, męski głos. Jego postawa była bardzo wyniosła i stanowcza. Siedział na drewnianej ławce z ramionami skrzyżowanymi na piersi, tępo wpatrywał się w kolorowe, tańczące płomienie jakby bał się spojrzeć synowi w oczy.
             Sasuke za to nie bał się spojrzeć na ojca. 
             - Wszystko im wyjaśniłem. W końcu miałem na to dużo czasu - wyjaśnił Itachi.
             - Wcale nie zawiódł...właśnie ...ta wojna znów namieszała mi w głowie...akurat wtedy gdy byłem gotów zabić każdego z Konohy... - warknął sam na siebie, łapiąc się za głowę. - Mamo czemu mi nigdy nie powiedziałaś, że przyjaźniłaś się z Kushiną matką Naruto?!
             - Nikt nie wiedział, że Naruto to dziecko Minato i Kushiny. Tylko Hokage, jego żona i Kakashi o tym wiedzieli - wyjaśniła przepraszająco.
             - Rozmawiałem z Czwartym. Opowiedział mi jakich to nie miał marzeń związanych z swoją rodziną, opowiedział mi o tym jak Ty i jego żona rozmawialiście o tym, że ja i Naruto będziemy przyjaciółmi...wiesz jak to miesza w głowie! Byłem gotowy zabić Sakure...gdyby nie jej przyjaciele dwa razy bym ją zabił. Nie wahałem się nawet na chwilę, to samo z Karin...nie wahałem się zabić Danzo...ale przy Naruto...zachowałem się jak ostatni tchórz! - warknął, zakrywając twarz w dłonie.
             - To oznacza, że Naruto naprawdę jest dla ciebie dużo warty. Wewnątrz ciebie, gdzieś tam głęboko, głęboko w sercu nie potrafiłeś, wymazać do końca łączącą cię z nim więź, a rozmowa z Hokage tylko cię w tym utwierdziła...masz racje...prawie zabiłeś swoje przyjaciółki z drużyny, ale nie zapominajmy, że w tym czasie targały tobą wielkie emocje. Prawda o mnie, Danzo, i jeszcze efekt uboczny susanoo. - usprawiedliwił go brat. Jego słowa jak zawsze mieszały mu głowie. Kochał go, i ufał mu jak nikomu innemu.
             - Przepraszam Sasuke...musiałeś przez nas dużo wycierpieć...jednak wiedź, że jestem z ciebie dumna. I nie mam ci nić za złe. Przepraszam - szepnęła czułe, ocierając jego łzy. Pomimo tylu lat, nadal widziała przed sobą małego Sasuke. Dobrego chłopca, który kocha swój klan i brata nad życie
             Uchiha mimowolnie wtulił się ramie mamy. Tak za nią tęsknił, za jej zapachem, za jej głosem, ciepłem, za jej miłością.
             - Co się dzieje? - spytał zdezorientowany, czując wewnętrzne wibracje. Jego ciało zaczęło promieniować, jakby coś od środka go oświetlało.
             - Chyba jeszcze nie czas na ciebie - oświadczył jego ojciec - Sasuke...wróć na ziemie i daj mi wnuki. Stwórz nowe pokolenie, które będzie przesiąknięte miłością i dobrocią. Zmyj z naszych kart, krew i ciemność. Jesteś moim synem i wierze w ciebie. Wierzę, że dasz sobie radę, twoje istnienie jest ważne dla tych czasów.
             - Dbaj o przyjaciół. Zapomnij o złości i gniewie który cię wypełniał. Zastąp ją naszą miłością. Przepraszam, że nie mogłam dłużej o ciebie zadbać, przepraszam, że nie dałam ci wystarczająco dużo miłości. Pamiętaj, że ty i Itachi jesteście moimi najukochańszymi synami, i kocham was ponad wszystko - szeptała przez łzy.
             - Ja już powiedziałem wszystko co chciałem. Cokolwiek zrobisz, będę cię kochał. Zrobiłem co mogłem byś odnalazł swoją drogę. Resztę pozostawiam Tobie.
             - Mamo...tato...Itachi! - krzyczał, przez łzy. Kurczowo trzymał się matczynej szyj, nie chcąc jej puścić. Patrzył błagalnie na Itachiego, jakby chciał by zatrzymał ten proces. Nie powiedział rodzicom jeszcze wszystkiego. Nie chciał usłyszeć usprawiedliwienia. Chciał dostać ochrzan. Chciał by złojono mu tyłek, żeby poczuł pokorę, i kare za swoje czyny.

             - Nie umieraj! Do cholery, żyj i zapłać za swoje czyny! - usłyszał. Znów niepewnie otworzył oczy. Sakura nadal siedziała, pochylona nad nim. Słone łzy spływy jej po policzkach, a warga drżała z strachu.
             - Mówiłem przecież, że chce umrzeć... - szepnął, dotykając jej twarz. Mimo czterech lat, Sakura była Sakurą. Zawsze pamiętał ją jako małą, słabą dziewczynę, która beczała z byle głupiej rany. Ta zapłakana twarz, tak bardzo wyryła mu się w pamięci, że teraz gdy na nią patrzył czuł współczuje i większą niechęć do siebie. 
 
          


             Obudził się w szpitalnym pokoju. Obok niego na łóżku leżał Naruto. Cały zabandażowany, chrapał głośno, zawinięty w pościel niczym wąż Boa. Pomiędzy ich łóżkami, siedziała Sakura. Zanurzona we śnie trzymała ich dłonie przez sen. W powietrzu czuł jakąś moc. To była bariera ochrona wzniesiona wokół szpitala na wszelki wypadek jeśli chciał by uciec. Sasuke zaśmiał się pod nosem. Był cały obolały. Bolał go każdy mięsień ciała, każda kostka. Nawet jeśli chciałby teraz uciec, to nie był by wstanie zrobić choćby jednego kroku.


              Minęły trzy dni odkąd Sasuke i Naruto zapadli w głęboki sen. Oboje nie przebudzili się choćby na potrzeby fizjologiczne.
             - W końcu zrzucili z siebie ciężki ciężar, to normalne, że tyle śpią. Pewnie to ich pierwszy spokojny sen od dłuższego czas - pocieszył Kakashi, wchodząc do pokoju. Jego lewa noga była w gipsie, a prawda ręka w szynie. Odniósł poważne obrażenia w tej wojnie. Wielu mówiło, że to cud, że przeżył.
             - Kakashi proszę cię. Połóż się. Ty też musisz odpoczywać. Twoje ciało nadal jest wycieńczone - poprosiła Sakura.
             - Tak, tak...zaraz wracam do łóżka, chciałem tylko zobaczyć czy wszystko w porządku.
             - Tak. Patrząc na ich spokojne twarze, czuje się spokojna. - zapewniła go - A teraz proszę wracać do swojego pokoju - rozkazała groźnie, otwierając drzwi. Odprowadziła mistrza wzrokiem, po czym weszła do pokoju obok gdzie leżał Sai, Kiba oraz Shikamaru.
             - A wy jak się czujecie? - spytała z czułością, poprawiając Saiowi poduszkę.
             - Już lepiej. Dziękuje Sakura.
             - Jak Naruto i Sasuke? Nadal śpią? - spytał Kiba.
             - Tak i coś mi się nie wydaje że szybko nie wstaną.
             - No cóż. W końcu oboje powstrzymali Obito, i tą wielką bestię. Zasłużyli na długi sen - wtrącił Shikamaru.
             - Wy też musicie odpoczywać, dlatego nie ruszajcie mi się z łóżek, albo będę zmuszona powiadomić wasze mamy - zagroziła, widząc jak Shikamaru zakłada buty.
             - Ależ jesteś upierdliwa. A tak w ogóle co teraz stanie się z Sasuke?
             - Nie mam pojęcia - przegryzła wargę - Podobno oddział ANBU ma go przesłuchać. Wojna się skończyła, ale Sasuke to nadal międzynarodowy przestępca. O jego życiu pewnie zadecyduje reszta Kage - westchnęła z nutką strachu.
             - To oczywiste. W sumie sam nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony Sasuke to nasz przyjaciel z wioski, pomógł nam pokonać wroga, sam powiedział, że chce chronić wioskę, z drugiej strony zdradził nas. Dołączył do Akatsuki, zabił Danzo i wielu innych ludzi. Nie tak dawno chciał zniszczyć całą Konohę. Boje się, że jeśli Kage zadecydują o jego egzekucji to Naruto może tego nie przeżyć. W końcu tyle się natrudził by tu wrócił i w końcu mu się udało...aż nie chce myśleć, co się może się zdać, gdy ta wiadomość...
             - Shikamaru proszę cię nie mów nic więcej - poprosiła przez łzy, ukrywając twarz w dłoniach. Była świadoma tych opcji. Dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała, że opcja zabicia Sasuke wchodzi w grę i jest całkiem prawdopodobna. Po prostu nie chciała dopuszczać tej myśli do siebie.


             Miesiąc później wszyscy zostali wypisani z szpitala. Sasuke i Naruto którzy odzyskali przytomność tydzień wcześniej, czuli się jak nowo narodzeni. Jeden z nich tryskał energią i życiem, drugi zdawał się jakiś przygaszony. Mało co z kim rozmawiał, a gdy już wyszedł na świeżę powietrze, to walczył z swoją podświadomością. Kochał wioskę, a z drugiej strony jej nienawidził.
             - Sasuke tu jesteś! - zawołał Juugo.
             - Karin...Juugo...co wy tu robicie? - spytał mało przejęty.
             - Postanowiliśmy zostać tu z tobą - wyjaśnił.
             - Po co?
             - Ja zostaję, bo muszę cię chronić. Taka była wola Kimimoro i nic z tego nie zmieni. Karin zostaje tylko dlatego, że ty to ty Sasuke.
             - O czym ty mówisz... - zawstydziła się Karin, machając rękami - Z..zostaje tylko dla tego...że...że spodobała mi się ta wioska...to nie ma z nim nic wspólnego! - wyjąkała zakłopotana.
             - Róbcie co chcecie - rzucił obojętnie, przechodząc obok niego.
             - Zimny jak zawsze - zakpiła Karin, w głębi duszy wiedziała, że to dobry znak.
             - Sasuke czekaj gdzie ty idziesz! Nadal nie wiesz gdzie mieszkasz! - zawołała Sakura.
          
             Weszli do do niewielkiego, ale przytulnego mieszkania, które mieściło się kilka ulic od domu Sakury. Drzwi otwierały się na mały korytarz który prowadził do salonu, po prawej stronie, pokój byłpo lewej, łazience tuż za sypialnią oraz kuchnia która mieściła się na końcu korytarza. Wszystko było nowe, pachniało świeżością.
              - Jak będziesz czegoś potrzebował powiedź - powiedziała Sakura, przynosząc z kuchni szklankę wody. - Musisz teraz dużo odpoczywać, by jak najszybciej wyzdrowieć - uśmiechnęła się. - Wypij te lekarstwa i idź spać, ja pójdę zajrzeć do Naruto - rzuciła przed wyjściem.



             W mieszkaniu Naruto od rana siedziała Hinata. Sumienie czuwała nad snem przyjaciela, dbając jednocześnie o jego wygodę i czystość w pokoju.
             - Hinata, jeszcze tu jesteś? - spytał senny, siadając na łóżku.
             Hinata uśmiechnęła się promiennie. Gestem dłoni zaprosiła go do stołu, gdzie przez całe po południe gotowała dla niego obiad.
             - Łałł, Hinata kiedy to zrobiłaś? - spytał zachwycony. Minęły lata odkąd jadł domowe jedzenie - To jest pyszne! - pochwalił, zauroczony jej umiejętnościami.
             - O...Smacznego - do pokoju weszła Sakura, z obiadem na wynos. - Właśnie miałam ci przynieść obiad - wyjaśniła, pokazując zapakowane pudełka. - Widzę, że nie mam się o co martwić. Hinata o ciebie dba - dodała po chwili.
             - Gdzie idziesz nie zostaniesz z nami? - spytał, nie przerywając jedzenia.
             - Nie...skoro ty już masz towarzystwo, zaniosę to Sasuke. Będzie więcej dla niego - wystawiła żartobliwie język i znikła za drzwiami.
             - No cóż jej strata co nie Hinata!? - zawołał radośnie.

             - Muszę ci zmienić bandaże. Usiądź tu - poprosiła nieśmiało, wskazując na łóżko. Naruto zrobił jak kazała. Jej dotyk był bardzo delikatny i ciepły. Różnił się czymś od dotyku Sakury,  która zmieniając mu opatrunek, robiła to szybko i zdecydowanie. Nie przejmowała się bólem, zawsze mówiła, że gdyby nie przesadził nie musiał by tu leżeć. Hinata bardzo powoli odkrywała każdy kawałek bandażu. Delikatnie muskała jego skórę, dbając o to by nie poczuł żadnego bólu. Jej twarz była bardzo skupiona, a jednocześnie bardzo zrelaksowana.
             - Skończyłam! - uśmiechnęła się, ocierając pot z czoła.
             - Dziękuję - szepnął onieśmielony. - Wcześniej tego nie zauważyłem, ale...jesteś dla mnie wyjątkowo miła - powiedział nie pewnie, zakładając koszulę. W głowie pojawiło mu się wspomnienie, w którym Hinata otwarcie mówiła, że go kocha. Raz na wojnie i raz podczas walki z Painem. Hinata zawsze była ukryta w cieniu, gdzie obserwowała go bacznie i dbała o niego.
             - Z...zawstydzasz mnie...
             - Zawsze przy mnie byłaś...i nawet nie wiem kiedy zakochałem się w tobie - szepnął, dotykając jej policzka. Jej zaczerwieniona twarz dodawała jej uroku. Zawsze się rumieniła na jego widok, a on nigdy nie zwracał na to uwagi. Zawsze traktował ją jak przyjaciółkę, ale gdzieś po drodze jego uczucia zmieniły się.
             - Naruto - powiedziała nie pewnie, odwzajemniając jego pocałunek. Kręciło jej się w głowie. Była taka szczęśliwa.
             - Jestem trochę zmęczony mogłabyś przy mnie chwile posiedzieć? - poprosił, kładąc się na poduszce.
             Hinata przytaknęła. Usiadła obok niego na łóżku i delikatnym ruchem dłoni, głaskała go po głowie.


 
             Sakura weszła do domu Sasuke. Wszędzie było ciemno. Przestraszona, że może uciekł wbiegła do salonu, gdy go tam nie zastała wpadła do pokoju. Zamarła w drzwiach, oddychając głęboko. Sasuke spał spokojnie w swoim łóżku, z uchylonym oknem. Po cichu wycofała się do kuchni gdzie zostawiła mu obiad na kuchennym stole.

              Na następnym dzień do drużyny siódmej doszły wiadomości o tym, że Sasuke może pozostać wiosce pod warunkiem, że pomyślne przejdzie okres próbny. Miał on również przejść przez specjalny oddział ANBU, który wydobył by z niego wszystkie informacje dotyczące Akatsuki, i stwierdzić czy Sasuke sprawia jakieś zagrożenie dla świata.
             - Nie bądź mięczakiem - warknął Ibiki.
             Sasuke siedział przymocowany do wielkiego krzesła tortur. Oczy miał przewiązane opaską, która wyostrzała jego pozostałe zmysły.
             - Ile tu już siedzę - odpowiedział tym samym.
             - Dzień...może trzy? Kto by liczył?
             - Mnie to tam nie rusza, przynajmniej wypuście ją do domu - zażądał.
             Sakura siedziała obok niego mocno, ściskając jego dłoń. Faktycznie dawało to pewną ulgę czuł, że ma przy sobie bliską osobę, która dodawała mu otuchy, jednak myśli, że męczy się równie mocno co on działa na niego jak czerwona płachta na byka. Sam nie wiedział skąd się to bierze, ale coś w środku się w nim gotowało.
             - Sakura słyszałaś go...wyjdź - rozkazał Ibiki.
             - Nie mam zamiaru! - zaprotestowała, rzucając groźne spojrzenie.
             - Powinieneś być wdzięczny losowi, że masz tak oddanych przyjaciół! A teraz pokaż mi swój mózg...czy skrywasz w nim jakieś ciemne plany? - spytał, wchodząc mu do głowy.


             Wrócili po pięciu dniach do mieszkania Sasuke. Juugo pomógł mu dojść do sypialni gdzie od razu padł na łóżko. Karin przyniosła ze sobą coś do jedzenia i postawiła na nocnej szafce.
             - Męczył cie dużo dłużej niż nas - stwierdził chłopak, siadając na krześle.
             - Nie ważne - mruknął Sasuke, czując jak wciąż przeszywa go dziwny prąd. Jeszcze nikt nie penetrował mu umysłu. Czuł, że mieli dostęp do każdej myśli, do każdej jego zachcianki i do każdego zakamarka jego umysłu. Sam się bał swojego mózgu sam nie wiedział co tam może się kryję. A jeśli odkrył coś dziwno? A jeśli, było tam coś czego się wstydził. Czuł się nagi.
             - Wracajcie do siebie, chciałbym odpocząć - powiedział chłodno, naciągając kołderkę na głowę.
          


             - Nigdzie nie idę! - warknął stanowczo, piorunując ich wzrokiem.
             - No chodź! Kiedy ostatnio byliśmy razem na grillu? Chodź! - błagał Naruto, artystycznie ciągnąć go za ubrania.
             - Puszczaj! - warknął.
             - Co tam się dzieje! Idziecie czy nie?! - zawołał zdenerwowany Shikamaru, widocznie znudzony tym czekaniem.
             - Jeszcze chwile, Sasuke się trochę opiera - odpowiedziała Sakura.
             - Ja mu zaraz pokaże! - krzyknął zezłoszczony Kiba, wchodząc po schodach na górę. Chwile później dołączył do Naruto, próbując go silą wyciągnąć z domu.
             - Nie możesz całe dnie spędzać w domu!
             - Naruto ma racje wyłaź!
             - Od kiedy dwa głupi się tak rozumieją? - zakpił.
             - Jak nas nazwałeś?! - oburzył się Naruto.
             - Puść mnie Naruto i ty też, i weź tego kundla!
             - Przesadziłeś! Wyciągniemy cię stąd siłą!
             - Chcesz się bić?! - syknął Sasuke.
             - No dawaj, rozwalę cię na kwaśne jabłko! - powiedział napalony Kiba, szczerząc ząbki.
             - WYŁAZIĆ MI STĄD WSZYSCY! - krzyknęła Sakura, wykopując każdego po kolei.
             Po dwudziestu minutach wszyscy szli w stronę restauracji z grillowaną wieprzowiną. Sasuke szedł z tyłu, zirytowany, że siłą zmuszono go to tego spotkania. Nie czuł się jeszcze na siłach, by przebywać w tym towarzystwie. Kiedyś byli przyjaciółmi, później zostali wrogami, a teraz wszyscy zachowują się tak jakby nigdy nic.
             Po dziesięciu minutach przeklinał się w duchu, za swój wybór. Usiadł obok Sakury, od razu mógł się domyślić, że Karin, usiądzie obok niego, a wtedy trójkąt miłosny był nieunikniony. Karin mierzyła Sakure wzrokiem, mówiąc, żeby nie próbowała żadnych sztuczek, bo Sasuke jest jej, Ona zaś olewała wszystko i starała się miło spędzić ten czas.
             - Masz Hinata spróbuj tego, to na prawdę pyszne! - zawołał uradowany Naruto, karmiąc dziewczynę.
             - Naruto...od kiedy ty i Hinata jesteście tak blisko? - zauważył Kiba, sprawiając, że dwójka przyjaciół od razu oblała się rumieńcem.
             - Co zazdrościć, że ja znalazłem sobie dziewczynę, a takiego głąba nikt nie będzie chciał! - odpowiedział złowieszczo, delektując się miną chłopaka. Czuł wewnętrzną radość, widząc jego rozgoryczenie.
             - Bardziej zadziwiające jest to, że Hinata pokochała takiego głupka jak ty - wtrącił kpiąco Sasuke, upijając łyk zielonej herbaty. Nastała dziwna cisza. Wszyscy w osłupieniu wpatrywali się w Sasuke jakby chcieli mu coś powiedzieć. Po chwili wszyscy wybuchli śmiechem.
             - W końcu, się odezwałeś! - zaśmiał się Chouji, pochłaniając kolejna porcję mięsa.
             - Mnie przynajmniej pokochała jakaś normalna dziewczyna, a nie jakiś dziwoląg! - powiedział obrażony, wskazując na Karin.
             - Jak mnie nazwałeś?! - warknęła, uderzając go pięścią w łeb.
             - W ogóle jestem zdziwiony, że ktokolwiek jest w stanie zakochać się w takim narcyzie jak ty...trzeba mieć nie równo pod sufitem, albo być ślepym..o tak śleeepym - powtórzył niczym dziecko, nie wiedząc, że tymi słowami dolał oliwy do ognia.
             - Chcesz się być młotku?!
             - No dawaj Sasuke! Rozwalę cię!
             - Trzeba...być kim...mieć co nie równo pod sufitem? - zabrzmiał przerażający głos Sakury, który można było usłyszeć w najstraszniejszym horrorze. Ciemna strona dziewczyny zawitała do restauracji, zwiastując śmierć Naruto.
             - J...ja...Sakura...żartowałem - zaśmiał się sztucznie chłopak, podnosząc ręce w geście obrony.


             Pierwszy raz od jego powrotu do wioski postanowił sam z siebie wyjść z domu. Wcześniej albo go do tego zmuszali, albo ktoś cały czas u niego przesiadywał. Byli to głównie Sakura, Karin, Suigestu i od czasu do czasu Naruto, gdy nie był na misji, lub nie spędzał czasu z Hinatą. Tylko w nocy miał chwile dla siebie, ale wtedy odpoczywał.
             Spacerował po obrzeżach wioski, gdzie kiedyś znajdował się jego dom, przypominał sobie dawne czasy, folgował sam z swoją wyobraźnią. Szybko skierował się na stare pola treningowe. Będąc na jednym z nich, przypomniał mu się pierwszy test Kakashiego, zaśmiał się mimowolnie na to wspomnie. Nim zapadł zmrok skierował się z powrotem do wioski. Nawet wieczorami na ulicach panował tłok. Szedł między sklepami i barami, czując się jakby ostatnie lata w ogóle nie istniały. Ludzie ci sami, zapachy te same, dzieci biegały wokoło. Nic, a nic się nie zmieniło.
             - Czy to nie Uchiha Sasuke? - szepnął jakiś gennin.
             - Taak, słyszałem, że Naruto sprowadził go do wioski - odpowiedział mu kolega.
             - Słyszałem, że to on zabił Danzo, człowieka który miał zostać naszym następnym Hokage.
             - Mój tata mówił, że podczas Czwartej Wojny współpracował z Akatuski. Podobno był ich członkiem - wtrąciła, jakaś dziewczyna. Chwile później zrobiło się małe zbiorowisko młodych genninów, którzy szeptali do siebie różne plotki.
             - Nie powinien przebywać w naszej wiosce. Jest taki sam jak jego brat. Słyszałem, że Itachi wybił cały swój klan, i nawet z ukrycia zaatakował Naruto, chcąc go pojąc.
             - Też o tym słyszałem. Oboje to zdrajcy...czemu Piąta Hokage pozwala mu tu mieszkać? - oburzył się, tym razem świeży Chuunin, pokazując na niego śmiało palcem.
             - Wioska nie powinna kryć takich Shinobii - skwitował jeden z nich.
             Sasuke napiął niebezpiecznie mięśnie, jego pięść drżała, a oczy były gotowe zabijać swoim wzrokiem. Wszystkie te słowa rozbudziły w nim ponowną żądze nienawiści. Czuł jak nowe plony zła kiełkują w nim, a dalsza obraza jego brata i rodziny działa na niego jak woda.
             - O Sasuke...kiedyś ty tak wyrósł? - spytała starsza kobieta, uśmiechając się do niego ciepła. Sasuke próbował sobie przypomnieć tą twarz i ten głos. Gdzieś już kiedyś go słyszał, aż w końcu przypomniał sobie, że to kobieta to jego dawna sąsiadka, której często pomagał.
             - Trochę minęło od naszego ostatniego spotkania, jesteś jeszcze bardziej przystojny niż wcześniej - zaśmiała się wesoło, szczypiąc go w policzek, jak to miały w zwyczaju panie w jej wieku.
             - Dużo się wydarzyło - powiedział jak najłagodniejszym tonem potrafił.
             - Słyszałam. Podobno pomogłeś pokonać Madarę i tego zamaskowanego człowieka - powiedział z uznaniem. - Moja starsza wnuczka nie może przestać o Tobie mówić. Również jest Shinobii i walczyła w tej wojnie. Opowiedziała mi, że wraz z poprzednimi Hokage wkroczyłeś do walki i wspólnie z innymi udało Wam się pokonać wroga. Aoi była tobą bardzo zachwycona. Powinieneś ją poznać, na pewno byś ją polubił, jest bardzo utalentowana i piękna.
             - Coo...nie wiedziałem o tym.. - szepnał Gennin.
             - W prawdzie kiedyś był w drużynie Kakashiego i krążyły plotki, że pomógł pokonać Zabuze...
             - Może źle go oceniliśmy...powinniśmy go przeprosić.. - dodała dziewczyna, szybko zmieniając o nim zdanie.
             - O, Uchiha Sasuke! - krzyknęła z tłumu kolejna kobieta, podchodząc bliżej.
             - Hola, Hola. Właśnie rozmawiałam z Sasuke o mojej wnuczce, poczekaj na swoją kolej - wtrąciła starsza kobieta.
             - Jeśli Sasuke ma kogoś poślubić to moją córkę! Była by idealna! - do rozmowy dołączyła kolejna kobieta. Wokół chłopaka szybko zrobiło się kółko mam, i babć, które przekrzykiwały się nawzajem, opowiadając o swoich córkach i wnuczkach. Sasuke lekko zdezorientowany i zmęczony, uciekł z tego jarmarku i jak najszybszym krokiem udał się w stronę domu. Niezbyt pojmował tą sytuacje. W jednej chwili chciał pobić te dzieci, i wklepać im do rozumu trochę prawdy, z drugiej poczuł się znów jak członek tej wioski. Te wszystkie kobiety które latały wokół niego. Ta sąsiadka, którą bardzo cenił. Ci wszyscy ludzie. Czuł, że w jego głowie rodzi się huragan. Oddychał ciężko, podpierając się ściany. Chciał wrócić do domu i iść spać.
             - Sasuke...dopiero wracasz? - spytał kobiecy głos.
             - Sakura - wyszeptał, podchodząc bliżej. Przyparł ją ciałem do muru , zawieszając głowę na jej ramieniu. Z każdą sekundą oddychał głośniej. Miał duszności i bolało go serce. Objął mocno dziewczynę jakby szukał w niej lekarstwa. Tracił kontrole nad swoim ciałem.
             - C...co się stało? - spytała przejęta, nie ruszając się z miejsca. Czuła jego ciężar na sobie.
             Sasuke nie odpowiedział. Z każdą chwilą tracił świadomość. Im więcej myślał, tym więcej rzeczy pojawiało się w jego głowie. Czuł jakby toczył wewnętrzną walkę sam ze sobą. Dobry Sasuke kontra zły Sasuke, Wioska kontra nienawiść.
             - Sasuke... - szepnęła troskliwie. Dobrze wiedziała co teraz dzieje się w głowie chłopaka. Nie mogła mu w niczym pomóc, tą walkę musi stoczyć sam. Jedynie co jej pozostało to wspierać go i trzymać kciuki.


            Obudził się wcześnie rano. Nie pamiętał zbyt wiele z zeszłej nocy. Nie wiedział nawet jak trafił do domu. Wiedział tylko, że zeszłej nocy śniły mu się koszmary nie z tej ziemi.
             - Głupia...spała tu całą noc... - szepnął chłodno, spoglądają na Sakure, która siedziała na ziemi, z głową opartą o łóżko. Mocno trzymała go za rękę, jakby miał jej zaraz uciec.
             Przeniósł ją ostrożnie na łóżko. Dopiero teraz przypominał sobie poszczególne chwile z wczorajszego dnia.
           
             Sakura otworzyła leniwie oczy. Jasne światło oślepiało ją przez co zmuszona była do zamknięcia powiek. Rozciągnęła się wygodnie na łóżku, naciągając kołdrę na głowę. Zeszłej nocy nie spała zbyt długo. Bała się zostawić Sasuke samego. Ledwo co przeniosła go do domu, i położyła spać, jak zaczęły się nocne koszmary i krzyki. Długo mamrotał pod nosem. Co jakiś czas krzyczał jakieś niezrozumiałe słowa, i miotał się po łóżku jak szaleniec. Te wspomnienia zmusiły ją do wstania. Skoro cały czas siedziała przy nim, jak to możliwe, że teraz budzi się łóżku?
             - Już wstałaś? - spytał, nie przerywając swojej pracy.
             - Gotujesz?
             - To takie dziwne?
             - Nie tylko...pierwszy raz widzę jak gotujesz - uśmiechnęła się ciepło.
           
             - Dobre! Nawet lepsze niż moje! - powiedziała zszokowana, próbując każde danie po kolei.
             - Nie zapominaj, że większość swojego życia mieszkałem sam. Musiał nauczyć się gotować.
             - Gotujesz tak dobrze, że nie potrzebnie przynoszę Ci obiady.
             - Lubie twoje dania - przyznał spokojnie, jakby ta pochwała była oczywista.
             - D...dzięki... - zarumieniła się.
             - Ooo, Sakura też tu jesteś? C...co tu się wyprawia?! - spytał zdziwiony Naruto, wpadając do kuchni przez okno.
             - Jemy śniadanie, nie widać? - spytał sarkastycznie.
             - Też chce! - oświadczył radośnie, wyciągając z szafki miskę i sztuce. Bez pytania usiadł na wolnym krześle, ignorując wzrok przyjaciela. - Sakura to jest bardzo dobre! Jesteś dla tego młotka za miła. Nie dość, że przynosisz mu obiady to jeszcze robisz śniadania - powiedział urażony.
             - To Sasuke zrobił.
             Naruto spojrzał na przyjaciela badawczym wzrokiem.
             - Ha..ha..ha..nie kłam. Trzeba być inteligentnym, żeby tak gotować. Przyznaj się, że to ty - ciągnął, wchłaniając jajeczka.
             - Dlatego właśnie ty nie gotujesz tylko wiecznie jesz ramen! - skwitował Sasuke. Wziął z talerza ostatnie dwa kawałki smażonego jajka i położył w misce Sakury. - Co się tak gapisz? - spytał chłodno, widząc jego poważną minę.
             - Nic...tylko...czy ty właśnie podałeś Sakurze jedzenie?
             Sasuke nie odpowiedział dopiero teraz zrozumiał jak dwuznaczne mogło mu się to wydać. Przytłoczony ciszą łyknął wody.
             - Nie ważne...Szukałem was, bo Babunia Tsunade przydzieliła nam misje - oświadczył.
             - Nam? - spytała Sakura.
             - Tak, drużynie Kakashiego.
             - Też mam iść?
             Naruto przytaknął.
             - A co z tym...jak mu było Sai?
             - Sai, albo dojdzie do drużyny Gaia jako zastępstwo za Nejiego, albo dostanie własny oddział ANBU - wyjaśnił.
             - Myślałam, że Sasuke nie może opuszczać wioski.
             - Też tak myślałem, ale Babunia stwierdziła, że musi wykonywać misje, by się utrzymywać. To chyba oznacza, że oficjalnie zostałeś przyjęty! - zawołał wesoło.
           


              Z misji wrócili dwa tygodnie później. Czuli się niesamowicie na swojej pierwszej, wspólnej misji, od czterech lat. Jakby wrócili do przeszłości. Naruto i Sasuke kłócili się większość czasu, Kakashi udawał, że nie słyszy, a jak przyszło do walki, to każdy uzupełniał się. Czytali sobie w myślach, idealnie się zgrywali, jakby ćwiczyli razem całe życie.
             - Ale jestem zmęczony! Chodźmy na ramen! - zaproponował Naruto.
             - Dobry pomysł kiedy ostatnio byliśmy razem na ramen? - spytał Kakashi.
             - Z...cztery lata temu? - policzył na palcach Uzumaki.

             - O...ty ja cię znam... - powiedział szef, bacznie przyglądając się Sasuke.
             - Tato...to Sasuke Uchiha - szepnęła jego córka, rumieniąc się twarzy.
             - A tak Sasuke! Kiedy ja cię ostatnio widziałem?! Gdzie byłeś? Zgubiłeś się w drodze do domu czy jak? - spytał zaciekawiony, podrzucając makaron.
             - Dokładnie...tak jakby zabłądziłem w drodze do domu - przyznał się.
             - Ważne, że trafiłeś do domu - odpowiedział - Trzymajcie! Najedźcie się do syta! Tak dawno nie widziałem waszej czwórki razem! Ramen na koszt firmy! - zawołał, śmiejąc się pod nosem.

             - Kurde robi się późno muszę lecieć obiecałem, że jak wrócę to wstąpię do Hinaty!
             - Widzę, że dobrze wam się układa - zauważył Kakashi.
             Naruto uśmiechnął się szeroko - Nawet bardzo!
             - To dobrze, w końcu Wola Ognia musi być dalej przekazywana - dodał dwuznacznie, patrząc się z rozbawieniem na ucznia.
             - J...jesteś zboczony...idę ! - powiedział urażony.
             - No nic. Ja też będę szedł, jeszcze raport muszę złożyć. Widzimy się później - rzucił Kakashi, i znikł.


             Zatrzymali się przed domem Sakury. Był już wieczór, okolica skąpana była w ciemnościach, co jakiś czas oświecana przed latarnie.
             - Sasuke... - powiedziała Sakura, uśmiechając się do niego. - Może pójdziemy na randkę? - dopowiedziała sobie w myślach, dobrze wiedząc, że usłyszałaby negatywną odpowiedź.
             - Jasne...możemy iść na randkę - pomyślał, czytając jej w myślach. Mimo iż w głowie powiedział tak, to zdawał sobie sprawę, że w normalnej sytuacji odmówił by jej.
             - Hm?
             - Nie...już nic...dobranoc.
             - Sakura - tym razem to On ją zatrzymał. Dziewczynę odwróciła się, spoglądając na niego zaciekawiona. Nie pewnie wyciągnęła do niego dłoń, tak jak on to teraz robił. W momencie, gdy chciała zrobić krok do przodu, by go dotknąć Sasuke ruszył się. Przyparł ją do muru i pocałował znienacka.
             - Dobranoc - odpowiedział, puszczając ją. Sakura popatrzyła na niego zszokowana. Jej serce waliło jak młot, a myśli krążyły wokół tego wydarzenia. Chciała więcej, teraz gdy jej zmysły zostały pobudzone nie chciało tego tak łatwo kończyć. Niczym dzikie zwierze oplotła jego szyje, i wpiła się w jego usta.
           
              Naruto i Hinata szli przed wioskę, ciesząc się ciepłym wieczorem. Podczas nieobecności Uzumakiego, tyle się wydarzyło w ich życiu, że nikt z nich nie chciał kończyć tego spaceru.
             - Hej...czy to nie Sasuke...z Sakurą? - zauważył Naruto, wyostrzając wzrok.
             - Tak to oni - potwierdziła Hinata zawstydzona tym widokiem.
             - Hejjjjjj, co to ma być - krzyczał Naruto, biegnąc w ich stronę.
             - Tylko jego tu brakowało - syknął Sasuke.
             - Od kiedy...wy jesteście tak blisko!? - pytał zdenerwowany.
             - Od...dziesięciu minut? - opowiedział pewnym tonem.
             - Sasuke... - szepnęła Sakura, szturchając go łokciem.
             - Nic tu po nas zostawmy ich - oznajmiła Hinata, ciągnąć chłopaka. Szybko pożegnała się z przyjaciółmi, przepraszając za swojego chłopaka. Naruto krzyczał coś z oddali, grożąc swojemu przyjacielowi. W końcu oboje znikli za zakrętem, a na ulicy znów zapanowała cisza.


             Ten poranek wydawał się wyjątkowo piękny. Słońce świeciło, ptaszki śpiewały, delikatny wiatr rozwiewał włosy, wszyscy wydawali się weseli i radośni. Sakura szła do Sasuke cały czas, mając w pamięci wczorajszy wieczór.
             W pokoju cały czas panował półmrok co oznaczało, że chłopak cały czas spał. Dziewczyna po cichu weszła do jego pokoju. Z szyderczym uśmiechem, szybkim ruchem odsłoniła zasłony, wpuszczając do pokoju światło. Sasuke niczym wąż zawinął się w kołdrę, mrucząc coś pod nosem, by zgasić to światło, jak nie to sam to zrobi.
             - Wstawaj, mamy taki piękny dzień, możemy pójdziemy na naszą pierwszą randkę? - spytała podchwytliwie. Sasuke spojrzał na nią za kołdry. Nadal był na wpół przytomny.
             - Nie chodzę na randki - skwitował jasno.
             - Wiedziałam, że to powiesz. Chcesz żebym położyła się koło ciebie? - spytała lekko zarumieniona, widząc jak chłopak wyciąga ku niej rękę. Delikatnie złapała za dłoń i wślizgnęła się pod kołderkę. Szybko zrobiło jej się ciepło. Nie wiedziała czy to przez to słońce czy temperaturę ich ciał.
             - Pośpijmy jeszcze - poprosił, obejmując ją w pasie.
             - Dobrze - przytaknęła łagodnie, zamykając oczy. W pierwszej chwili gdy ułożyła się między jego ramionami, poczuła się bardzo senna.



             Kakashi stał na dachu i tępo wpatrywał się w niebo. Przez maskę można było wywnioskować, że uśmiecha się, a nawet, że jest rozmarzony.
             - Chyba będę musiał z nimi porozmawiać na poważne tematy - zaśmiał się do siebie. W tym momencie czuł się stary. Jego właśni uczniowie korzystali z wolnych dni w towarzystwie swoich partnerów On zaś przechadzał się uliczkami, i spędzał czas na cmentarzu, rozmawiając z starymi przyjaciółmi.
             - Kakashi co ty tam robisz? Podglądasz kogoś? - zawołał kobiecy głos.
             - Kurenai...
             - Zejdź już na dół, nie chcesz iść z nami na spacer? - spytał, bujając lekko wózkiem. Z środka wystała mała, dziecięca główka. Chłopczyk uśmiechał się radośnie, próbując zapamiętać piękno świata.
             - Skoro i tak nie mam nic do roboty - oznajmił, zeskakując na dół.


***


Za błędy przepraszam.

            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz